po obejrzeniu jeszcze raz sceny 13-Taub dochodze do wniosku, że faktycznie, to raczej nie ciąża. nie mam pojęcia dlaczego to mi się nasunęło. chyba to faktycznie huntington, ale tak szybko?
_________________
cudo zwane banerkiem od sinaj :) Wysłany:
Wto 21:25, 18 Maj 2010
Dla mnie ostatnia scena to totalna porażka scenarzystów. 6 lat budowania skomplikowanej relacji między Housem a Cuddy, żeby spieprzyć wszystko taką tanią sceną.
W pewnym skrócie wygląda to tak: Cuddy jest sobie z Lucasem, dobrze im się wiedzie, aż nagle Cuddy stwierdza "już nie jestem z Lucasem, od dziś chcę być twoja House! Koniec. Tanie, banalne zakończenie.
Dla mnie ostatnia scena to totalna porażka scenarzystów. 6 lat budowania skomplikowanej relacji między Housem a Cuddy, żeby spieprzyć wszystko taką tanią sceną.
W pewnym skrócie wygląda to tak: Cuddy jest sobie z Lucasem, dobrze im się wiedzie, aż nagle Cuddy stwierdza "już nie jestem z Lucasem, od dziś chcę być twoja House! Koniec. Tanie, banalne zakończenie.
Och, to nie było takie proste...
Ale sygnały były bardziej ukryte, bardziej "podskórne".
Ja rozumiem Cuddy i jej decyzję. I jej problem z decyzją. I całe jej zachowanie.
Och, jak dobrze rozumiem...
Nie ważne.. oni się kochają. Większość fanów Huddy już ledwo żyła !
Poza tym życie z Housem nie będzie łatwe, więc dużo ciekawych wątków przed nami.
_________________ "Jaki ból sprawia uświadomienie sobie nicości i błahości celu naszych oczekiwań, gdy zostają wreszcie spełnione! Lepiej jest jest czekać, spodziewając się rzeczy nieosiągalnych nawet, niż mieć wiedzę, że się posiada nikły zaledwie cień dawnych pragnień" Wysłany:
Wto 22:32, 18 Maj 2010
Mam mieszane odczucia jeśli chodzi o ten odcinek i jego finał. Bardzo dobrze rozumiem radość wielu forumowiczów, bo tego związku wyczekiwano przez bardzo długi czas. Obawiam się jednak że przez to co stało się w ostatnich 3 minutach, cała konstrukcja serialu przewróci się do góry nogami. Scenarzyści wprawdzie będą chcieli tego uniknąć (a pokazali w dzisiejszym odcinku że potrafią jeszcze zaskoczyć - fabuła była bardzo ciekawa, następowały ciągłe zwroty akcji), jednak może im się nie udać uciec od pułapki jaką będzie wysunięcie tematyki obyczajowej na czoło serialu. Nie uważam że taki treści nie mają w ogóle żadnych wartości, ale nie pasują one według mnie do tego serialu. Różnił się on dla mnie od wielu innych produkcji tego typu, właśnie tym, że kwestia życia prywatnego nie stanowiła głównej tematyki, była tylko tłem dla opowiadanej historii. Zdarzało się jej oczywiście wyjść na czoło opowieści , ale nigdy nie została przekroczona granica która ustanawiała by obyczajowość jako najważniejszy wątek serialu. Po finale 6 sezonu ciężko jednak będzie utrzymać ten porządek, widać to już po wypowiedzi Katie Jacobs:
Spojler:
Ponieważ tak naprawdę to te wyzwania, przed którymi teraz staną są tym, co od początku trzymało ich osobno. Nie kwestia chemii czy iskrzenia. To "Jak my sobie z tym poradzimy" Będziemy razem. Jak to będzie?". Cuddy jest przełożoną w szpitalu. I jest matką. Z tego typu rzeczami będziemy mieć wiele uciechy.
Nie będzie też już raczej odskoczni od uczłowieczania House'a. I znów sam zabieg nie musi być przez wszystkich oceniony negatywnie, ja jednak zacząłem oglądać ten serial właśnie dlatego że jego główny bohater był postacią w pewnym sensie fikcyjną. Nie ma przecież takich ludzi, którzy mogą mówić i robić co chcą a mimo to uchodzi im to płazem. House był jakby prototypem postawy, którą każdy z nas chciałby choć raz w życiu przyjąć. Od 6 sezonu zaczął jednak dominować w serialu nowy sposób zachowania House'a, który widać już najwyraźniej w ostatnim odcinku. Jest on w nim stuprocentowym człowiekiem, nie jest już ideą, jakimś symbolem postawy do której można by się odwołać. Ogólnie trzeba tą ewolucję ocenić raczej pozytywnie,jako ukazanie prawdziwości bohatera, do mnie jednak bardziej przemawiał ten egoistyczny i sarkastyczny lekarz którego nie obowiązują żadne normy społeczne.
Z niecierpliwością czekam jednak na następny sezon, bo jestem ciekawy jak scenarzyści wybrną z nowego schematu którzy narzucili sobie w finałowym odcinku szóstej serii. Poza tym miłość nie wybiera :P a ja na pewno będę śledził ten serial aż do ostatniego odcinka, ostatniej serii :mrgreen: .
Autor postu otrzymał pochwałę.
_________________ "Look I know you're friends with her, but there is a code: Bros before hoes, man."
Dla mnie ostatnia scena to totalna porażka scenarzystów. 6 lat budowania skomplikowanej relacji między Housem a Cuddy, żeby spieprzyć wszystko taką tanią sceną.
po trosze się zgodzę. Gdy Cuddy weszła do łazienki i zaczął się dialog wyobrazilam sobie zakończenie troszkę inaczej, bardziej hałsowo. Gdyby on nie wstał z tej podłogi a wszystko skończyłoby się na zbliżeniu na rękę House'a który zamyka pudełko Vicodinu wszystko byłoby troszkę mniej kiczowate i pozostawiało więcej do oczekiwania w 7 sezonie.
I oczywiście zgodzę się, że to było zbyt nagle w porównaniu do tylu lat czekania na Huddy. (Choć nie ukrywam że się cieszę, bo ich kocham :D )
Co do samego odcinka: niezły, niezły. Hugh tym razem dał z siebie najwięcej jak potrafi (jakoś mam wrażenie, że się aktorsko szczególnie popisał, nadprzeciętnie, że tak powiem :) ) i scena z tłumaczeniem Hannie dlaczego amputacja jest konieczna powaliła mnie i kocham House'a, kocham go! :D
Po drugie wkręciłam się w wątek 13, świetnie rozegrany, bo bardziej oczekuję na 7 sezon dzięki niemu, a nie dzięki Huddy (bo, jak już pisałam mogli zostawić coś w tej kwestii na później ;) ).
_________________ Spocznij jedynie w Bogu, duszo moja, bo od Niego pochodzi moja nadzieja. On jedynie skałą i zbawieniem moim, On jest twierdzą moją, więc się nie zachwieję. Ps 62, 6-7
Zapraszam na blog poświęcony Marilyn Monroe :) : http://normajean.blox.pl ubranko mam od Charlotte_May Wysłany:
Sro 7:31, 19 Maj 2010
Po dłuższym namyślę stwierdzam ,że być może się pośpieszyli z Huddy ale ..
podejrzewam,żę 7 sezon będzie pokazywał ich starania oto by razem pozostać. Zresztą nacieszymy się nimi do woli :D I to jest plus.
Może teraz czas wyprostować życie innych - 13, Forman, Chase ...?
_________________ "Jaki ból sprawia uświadomienie sobie nicości i błahości celu naszych oczekiwań, gdy zostają wreszcie spełnione! Lepiej jest jest czekać, spodziewając się rzeczy nieosiągalnych nawet, niż mieć wiedzę, że się posiada nikły zaledwie cień dawnych pragnień" Wysłany:
Sro 9:08, 19 Maj 2010
Zdaję sobie sprawę, że zaraz zaczną lecieć w moją stronę zgniłe pomidory, no ale trudno.
Odcinek podobał mi się średnio. Szczerze mówiąc większe wrażenie zrobił na mnie "Baggage", a sama końcówka była okropna. Żywcem wyjęta z kiepskiego (najwyżej średniego) fika. Jak House powiedział "I'm the most screwed up person in the world" albo "How do I know I'm not halucinating", to miałam wrażenie, że scenarzyści przeczytali n losowych fików z sieci, wyrwali 2 najczęściej powtarzające się kwestie i umieścili w tej jednej scenie ;/
Ok, z jednej strony ukłon w stronę fanów (co żadko wychodzi serialom/powieściom na zdrowie), a drugiej scenarzyści pewnie nie czytali żadnego fika i zrobili to zupełnie przypadkowo. Ale fakt faktem, dało to kiepski efekt.
Nie zrozumcie mnie źle. Cieszę się z Huddy, jestem Hudzinką do szpiku kości, chcę by byli razem. Cieszy mnie też fakt, że choć jeden sezon nie zakończył się dramatem, tylko czymś pozytywnym. Cieszy mnie to, że Cuddy zostawiła Lucasa (choć nie jestem do niego uprzedzona) i że House i Cuddy będą razem. To daje scenarzystom niesamowicie wiele możliwości w przyszłym sezonie. To jak House będzie sobie radził z Rachel? Jak oboje poradzą sobie ze swoim stosunkiem do siebie w pracy? Czy będą się z tym ukrywać czy nie? Sam fakt bardzo mi odpowiada, nie podoba mi się tylko (i to bardzo) sposób w jaki to się stało. Wbrew temu co mówi konwalia7777, wg mnie to był typowy hollywoodzki happy end =/
Ale już wiem dlaczego ta scena tak bardzo odbiega od reszty. Wymyślili ją około 2-3 w nocy ostatniego dnia kręcenia odcinka.
Chyba jedyne co może zmyć ten niesmak, to rozpoczęcie 7 sezonu od sceny łóżkowej :twisted:
molko md napisał:
wątek z diagnozowaniem pacjenta moim zdaniem nieco niepotrzebny, przecież i tak niczego nie zdziałali, mogli się zająć Hanną.
Ale wprowadziło to trochę klimatu katastrofy. Normalnie lekarze mają mało czasu dla pacjentów, ale przy takim masowym wypadku muszą po prostu biegać od jednego do drugiego ledwo na nich patrząc. Nawet House, który normalnie leczy jednego pacjenta tygodniowo w takich warunkach zajmuje się dwoma na raz.
sherry76 napisał:
Myślicie że ostatnia scena mogła być znowu halucynacją?
Teoretycznie, jeżeli wziął vicodin i miał halucynację, to mógł sobie potem wyobrazić, że wciąż ma go w ręce :twisted:
Ale mi nawet przez myśl nie przeszło, że scenarzyści użyliby drugi raz tej samej sztuczki. Zastanawiało mnie natomiast na początku, czy Cuddy nie skłamała House'owi tylko po to by odciągnąć go od prochów. No ale to byłoby z jej strony głupie i okrutne, a poza tym Katie Jacobs potwierdziła, więc nie ma obaw.
Katia napisał:
Ale jedno jest dla mnie nieoczywiste:
Co Waszym zdaniem dzieje się z 13?
No ma Huntingtona, nie? Imho, stan się pogarsza.
Dodano 1 godzin 55 minut temu:
A w ogóle to zakończenie jest po prostu głupie. Jedną z rzeczy, która fascynuje mnie w tym serialu jest konsekwencja scenarzystów i przemyślane wątki, ogólnie duża logiczność całości. A ta ostatnia scena... jak to było: Cuddy ostatnio widziała House'a jak wsiadał do karetki. On na sygnale pojechał do szpitala, potem prosto do domu. A ona co? Jak tylko drzwi karetki się zamknęły, to olała całą katastrofę i sprint do domu zerwać zaręczyny?
bez sensu...
_________________ "To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe Wysłany:
Sro 11:22, 19 Maj 2010
A ta ostatnia scena... jak to było: Cuddy ostatnio widziała House'a jak wsiadał do karetki. On na sygnale pojechał do szpitala, potem prosto do domu. A ona co? Jak tylko drzwi karetki się zamknęły, to olała całą katastrofę i sprint do domu zerwać zaręczyny?
bez sensu...
Obronię trochę Cuddy - bo, bez względu na wartość (literacką) ostatniej sceny, dla mnie jest ona wiarygodna emocjonalnie. Ale może dlatego, że te emocje i takie decyzje są mi bliskie, w osobistym doświadczeniu ;)
Związek z Lucasem był "miły i przyjemny", był ŁATWY. TEORETYCZNIE był tym, czego potrzebowała - ta relacja nie boli, nie jest groźna, a Lucas nadaje się do zbudowania rodziny, opiekuje się dzieckiem. I chyba takimi pobudkami kierowała się Cuddy w tym związku. Ale to nie jest wszystko, czego potrzeba. Potrzeba takiego wyjątkowego porozumienia, przyciągania... tego wszystkiego, czym jest House.
A zaręczyny potrafią naprawdę mocno "trzepnąć" człowiekiem i obudzić wątpliwości. Podejmuje się decyzję: "tak będzie wyglądało całe moje przyszłe życie" i zaczyna się myśleć: "Czy na pewno chcę właśnie tego?". Tak więc jeśli Luddy jakoś działało przed zaręczynami, nie dziwię się, że mechanizm ucieczki w to, co budzi większe emocje, włączył się u Cuddy właśnie po zaręczynach. Kompletnie się nie dziwię.
House zachowywał się na miejscu wypadku super. Jego opieka nad Hannah, rozmowa z nią - to była taka kwintesencja jego przemiany. Pokazał, że potrafi być opiekuńczym mężczyzną - a to jest strasznie sexy ;) No i Cuddy obawiała się zawsze właśnie tego, że nie potrafi być opiekuńczy i odpowiedzialny...
Jest dla mnie jak najbardziej prawdopodobne to, że wróciła do domu, do Lucasa i nie znalazła tam tego, co było jej potrzebne. To, co wybieramy "z rozsądku", bo uważamy, że jest "prostsze" łatwo może się wydać "mdłe, nudne, banalne, emocjonalnie puste". A odczucie emocjonalnej pustki po tak emocjonalnym doświadczeniu może być wyjątkowo bolesne. I chce się po prostu uciec. I Cuddy uciekła. W drugi biegun - skoczyła na główkę w emocje, uczucia, pomimo tego, że nie jest to proste i może nie być bezbolesne.
A mi sie jednak wydaje ze moze to byc halucynacja. Dlaczego byla ubrana jak pielegniarka? Na katastrofie byla inaczej a w szpitalu normalnie ubrana chodzi.
No ale kto wie...
Na miejscu katastrofy była tak samo ubrana. Tylko miała dodatkowo ten kombinezon, czy coś w tym stylu. To różowe wdzianko zakładała już na poczatku, jak House wszedł do jej gabinetu.
@Katia: no dobra, ale czy to się kłóci z tym co ja napisałam?
Na argument, że Cuddy nie miała czasu zerwać zaręczyn mówisz "ale była przekonująca emocjonalnie".
Ja nie twierdzę, że ta scena była niemożliwa, nieprawdziwa i nierealna. Była jednak:
1. przesłodzona
2. przylepiona ni z gruchy ni z pietruchy
Dodano 1 minut temu:
Katia napisał:
A zaręczyny potrafią naprawdę mocno "trzepnąć" człowiekiem i obudzić wątpliwości. Podejmuje się decyzję: "tak będzie wyglądało całe moje przyszłe życie" i zaczyna się myśleć: "Czy na pewno chcę właśnie tego?".
choć to zdanie mnie przekonuje nieco.
A poza tym, przecież mówiłam, że wiem, że zacznął lecieć we mnie zgniłe pomidory ^^'
_________________ "To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe Wysłany:
Sro 12:51, 19 Maj 2010
Ale skąd wiadomo, ze ona już zerwała zaręczyny? Równie dobrze mogła dostać cynk od Foremana i pojechać zająć się Housem.
Zdziwiło mnie natomiast, że Cuddy w jednej chwili zauważyła przemianę House'a. Najpierw na niego wrzeszczy, wygarnia mu to, co zbierało się w niej od wielu lat, żeby minutę później chcieć spędzić z nim resztę życia? Jakoś niezbyt. Może gdyby to do niej dotarło po tygodniu, po dniu, to rozumiem, ale ona od tak zmianiła zdanie. Mały brak konsekwencji ze strony scenarzystów.
_________________ "Musisz uwierzyć w siebie, bo wiara czyni cuda..." Wysłany:
Sro 13:22, 19 Maj 2010
ludzie przestańcie pieprzyć że to halucynacja. wiątpie żeby jacobs skłamała. ale przyznam że też się zastanawiałam czy nie przyszła Cuddy do House żeby on nie wziął prochów
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach