Było, jest ale czy będzie?
Częśc I
Tego ranka House siedział w pokoju lekarskim oglądając operę mydlaną zajadając sałatkę Wilsona na którą tak w rzeczwistości wcale nie miał ochoty. Z kotytarza dało się usłyszec miarowe stukanie obcasów o podłogę, a czasami nawet wzdychania jakby od zmęczenia i zdenerwowania. nie trzeba byc geniuszem żeby wiedziec kto lata po całym szpitalu prubując znaleźc Housa. Dr. Lisa Cuddy, to oczywiste!
- House!- Znajomy głos uniusł się po pokoju jak echo.
- Mamusiu, jeszcze pięc minut!
- Masz pacjentów!- Cuddy nie mogła go uderzyc lub też zmusic ale nie miała zielonego pojęcia jak na Grega działają jej duże oczy które tak pięknie świecą jak droczy się z nim o kwestie moralne czy też medyczne.
- Dobrze, pójdę ale nie myśl sobie, że za drugim razem pójdzie ci tak łatwo! Poprostu w dzisiejszym odcinku Mat zerwał z Caroline.- House prawie wyszedł już z pokoju gdy zatrzymał się przed szefową. Stanął na tyle blisko żeby mogła mu popatrzyc w jego niebieskie oczy, wierzchem dłoni przejechał po jej zarumienionym policzku.
- Ja...- Zdaję się, że Cuddy miała coś ważnego do powiedzenia ale jej usta miały w tym czasie coś innego do roboty. Na początku zatonęła w jego pocałunku lecz szybko oprzytomniała i odepchnęła lekarza.
- Ej! A miał byc ładny finał!
- Praca, a potem przyjemnosci.- Oznajmiła stanowczo Cuddy gdy z gabinetu Wilsona dobiegł przeszywający krzyk...
c.d.n
|