[Hudson (House/Cuddy/Wilson)] Happy Birthday, dear Cuddy! [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pięęękny fick ! :D :*

Będzie dalsza część ? :>



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Pią 19:19, 16 Paź 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hattrick napisał:
pojawi się na początku października

...
hattrick, zamorduję cię, jeśli tego nie skończysz, ok? i mimo że virtualne kochanie nie zamieni się w dziecko, to virtualne zabijanie przyniesie ci śmierć.
zainteresowałaś nas! nie katuj. nie katuj. proszę?



PostWysłany: Nie 22:54, 29 Lis 2009
gaba
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 27 Sie 2009
Pochwał: 8

Posty: 79

Miasto: wroclaw
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

no kiedy będzie następna część?



_________________
A. Cameron

PostWysłany: Pon 14:29, 30 Lis 2009
acameron
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 29 Sie 2009

Posty: 4

Miasto: Siedliska Żmigrodzkie
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hello!!!!!!!!!!!!!!!!!! Minął październik, listopad, zaraz zleci grudzień!!!!!!!!!!!!!!!
Miej trochę litości. Czekam i czekam, ale ile można? :killer:



PostWysłany: Nie 0:20, 13 Gru 2009
alhambra
Psi Detektyw
Psi Detektyw



Dołączył: 27 Sie 2009
Pochwał: 13

Posty: 6827

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wszystko ma swój koniec, nawet najgorsze bazgroły. Jednak ten Fick nie chciał dać mi spokoju… Wciąż musiałam sobie przypominać w myślach „Kobieto, to ostatnia część! Musisz ją jakoś skończyć. Przy okazji postaraj się, aby aż tak nie nawalić”. I chyba dopiero pisząc ostatni fragment, dotarło do mnie, że to naprawdę koniec tego Ficka – drugiego w całym moim żałosnym dorobku pisarskim, pierwszego na dłuższą metę, poważnego i takiego, który sprawił, że czytając niektóre momenty, myślałam „Ej, chyba nie jestem aż tak do kitu”. Ale to głównie wasze komentarze pomogły mi w uświadomieniu sobie tego. I słowa nie wyrażą mojej wdzięczności. To miłe... (żeby nie powiedzieć czegoś bardziej ckliwego i nikomu niepotrzebnego). Chciałabym podziękować wszystkim komentujących, czytającym i Betareaderom, którzy sprawdzali moje ficki. A w szczególności chwała należy się T.. Dzięki niej śmiałam się z samej siebie, obiektywnym okiem spoglądałam na owoce swojej pracy i próbowałam popełniać jak najmniej błędów. Przepraszam za opóźnienie i składam dziękczynne pokłony za wyrozumiałość.
PS: Jeden z fragmentu został nie sprawdzony przez T., więc nie zdziwcie się jego beznadziejnością.

Pisząc końcówkę słuchałam Pieces zespołu Red. Jeśli ktoś ma ochotę, może sobie puścić ten utwór podczas czytania ostatniej sceny…

Część 6. – ostatnia
~*~
Siedziała w parku. Czas płynął wolno, pozwalając boleśniej odczuwać smutek. Błędnym spojrzeniem zmierzała w otchłań rozpaczy. Za każdym razem, gdy ktoś przechodził obok, błagała go. Pusty wzrok pełny rezygnacji desperacko prosił o skrócenie męk. Ratunek jednak nie przychodził. Czekała, szukając ukojenia wśród szumu drzew. Przyglądała się podmuchom wiatru i złocistym liściom. Wirowały jakby w namiętnej rumbie. I wyobrażała sobie, że to oni tańczą w ciemnej sali z marmurową posadzką. Spojrzenia budzące wzajemną fascynację i zmysłowe ruchy bioder stwarzały tajemniczą przestrzeń między nimi, w której dominowało narastające napięcie. W każdym ich ruchu płonął żar – żar miłości, żar nienawiści, żar pożądania. Pewnie trzymał dłoń na jej talii i niczym wprawny rzeźbiarz, który sprawdza gładkość powierzchni swego dzieła, tak on krążył palcami po jej ciele. Patrzyli sobie głęboko w oczy. Ostrożnie dotykał jej ramion, szepcząc ciepłym głosem miłe słówka. Jeszcze ostatni figura i płomień gaśnie. W ciszy słychać ich przyspieszone oddechy. Chwila niepewności, co się stanie. Ale nie stało się nic.
Ocknęła się. Pewnie wyglądała okropnie. Samotna kobieta w chłodny jesienny wieczór z rozmazanym tuszem pod oczami i rozwianymi kruczoczarnymi włosami – swoją osobą przedstawiała właśnie taki nędzny obraz. Nie zdziwiłaby się, gdyby jakiś samobójca zaproponowałby jej grupowe harakiri. Uśmiechnęła się na tą myśl. Marzyła o tym. Marzyła o spokoju pozbawionym przykrych doznań i negatywnych emocji. Koniec samotności, koniec cierpień, koniec zawodów i koniec nieodwzajemnionego uczucia, które odbiera jej całą radość życia. Chociaż… Czy była naprawdę nieszczęśliwa, kiedy sam nie wiedząc o tym, ukazywał swoją zazdrość? Ich „związek” pasował im obojgu. Bez zobowiązań, bezpieczny i w żaden sposób nienaruszający ich przestrzeni osobistej. To ona złamała zasady i teraz musi za to płacić. Nie sądziła jednak, że kara okaże się tak wysoka.
***
Odgłos uderzającej o ścianę piłki jak echo docierał do jego podświadomości. Wszystko spieprzył. Zaprzepaścił to, co mógłby mieć. Albo wydawało mu się, że mógłby. Miłość jest nieosiągalna dla takich, jak on. Mylił się. Nadzieja podsuwała mu idiotyczne przypuszczenia, że może jednak nie zawsze będzie sam. Stracił to, co miał. A właściwie co on miał? Nędzna samotność i świat nieskończonego cierpienia to cały jego dobytek. Jedyny pozytyw tego wszystkiego, to oni. Najlepszy przyjaciel i kobieta, która zrobiłaby dla niego wszystko. I to też musiał spieprzyć. Bezsilny, rzucił z całej siły piłkę w głąb korytarza. Wściekłość rozrywała go od środka. Nie wiedział, co ma zrobić. On – genialny lekarz, mistrz rozwiązywania zagadek, niedościgniony geniusz – nie mógł znaleźć dobrego wyjścia z sytuacji. Kto mu teraz powie, co ma robić? Kto przeanalizuje jego zachowanie i wyciągnie konstruktywne wnioski? Nikt. Stracił jedyny punkt odniesienia w swoim świecie pełnym chaosu. Nie wierzył, że Wilson mu przebaczy. Nie tym razem. Nawet jego altruizm miał granice. Znosił wiele ciosów, ale tego chyba nie mógł znieść. Zabił jego nadzieję i rozniósł w pył resztki pozornego szczęścia. Można wytrzymywać ból fizyczny, ale ból psychiczny rujnuje najtrwalsze więzi. Znał to aż za bardzo. Wszystkie bliskie mu osoby, odeszły przez niego. Tylko on mu pozostał. Ale teraz też odejdzie, jak inni.
***
Gdy tym razem się obudził, nikogo nie było w sali. Jakieś słabe światło ledwo pozwoliło mu dostrzegać kształty. Pamiętał, co się stało. Nawet słyszał pisk ładującego się defibrylatora. A potem ciemność. I wtedy właśnie zdarzyło się coś, co wstrząsnęło całym jego światem. Nigdy nie zapomni tamtej chwili.
***
Stał na środku pustej drogi. Jesienny wiatr zrywał ostatnie liście z gałęzi drzew. Półnagie korony pochylały się nad asfaltem. Wszystko było szare, nijakie. Patrzył na otaczający go świat bez emocji. Nie mógł, a może nie chciał nic mówić. Nie potrafił znaleźć odpowiedzi na te pytanie. Spojrzał w lewą stronę. Obok niego znajdował się wysoki brunet z laską w prawej dłoni. Też milczał. Po chwili mężczyzna odwrócił się ku niemu. Niebieskie oczy bezczelnie wpatrywały się w niego.
- Boli? – spytał znanym mu głosem, kierując spojrzenie na jego pierś.
Podążył wzrokiem we wskazanym kierunku. Zobaczył odsłonięte serce z sądzącą się powoli krwią. Widok nie zrobił na nim żadnego wrażenie. Przypomniał mu tylko o jego beznadziejnej sytuacji.
- Przestanie – powiedział tym samym obojętnym tonem i ponownie spoglądał na horyzont.
- Idź. – Nieznacznie poruszył głową, sugerując, aby poszedł wzdłuż drogi.
- Muszę? – zapytał, mimo iż znał odpowiedź.
- On czeka na ciebie. – Pokazał na jakąś postać w oddali.
Ruszył przed siebie. Odgłos stawianych kroków, uciszył wiatr. Przy drodze stali ludzie, których chyba kiedyś znał. Ich twarze nie miały żadnego wyrazu. Pełnili tylko role obserwatorów. Nie zatrzymywał się przy nikim. Postać z każdym stawianym krokiem stawała się wyraźniejsza. Rozpoznawał rysy twarzy tej osoby. To był jego brat. Uśmiechnięty w jakiś dziwny sposób, trzymał ręce w kieszeni płaszcza. Wyglądał inaczej. Inaczej od zwykłego człowieka. Ale nie wiedział, co go tak zmienia.
- Jesteś w końcu – odparł zadowolony. – Trochę czasu minęło, co?
James wciąż milczał. Mimo bezpośredniości rozmówcy, wciąż nie miał ochoty nic mówić. Jakaś bariera skutecznie dzieliła go od bliższej konwersacji ze spotkaną osobą.
- Chodź. Już niedaleko – kontynuował, kładąc mu rękę na ramieniu.
Zimny dotyk kazał mu spojrzeć na swoje ramię – spoczywał na nim szkielet dłoni. Przez moment zaniepokoił się. Ale po chwili znów było mu to obojętne. Przecież i tak to już nie ma znaczenia.
- Nie martw się. Wkrótce dotrzemy – zwrócił się do niego pocieszająco, ale jakby w ogóle się nie przejął jego odkryciem.
Mieli już ruszyć, ale znów zerwał się wiatr. Jego towarzysz przeklął cicho pod nosem. Wilson spojrzał na niego pytająco.
- Nieważne. – Próbował ukryć niemiłe zaskoczenie.
- Musimy się trochę pospieszyć – ponaglił, ciągnąc go za rękaw swoimi „dłońmi”.
Posłusznie przyspieszył krok, ale wicher dał znać z jeszcze większą siłą. Jego towarzysz zatrzymał się i puścił skrawek jego koszuli.
- Musisz wrócić – oznajmił niechętnie.
Cień rozczarowania przemknął po jego twarzy. Chciał iść dalej. Tak długo czekał na tę chwilę.
- Nic na to nie poradzimy. Ani ja, ani ty – odparł smutno, jakby słysząc jego myśli i ruszył sam w kierunku, w którym mieli iść razem.
Odprowadził wzrokiem postać, która wkrótce zniknęła z pola widzenia. Obejrzał się, chcąc ujrzeć poprzednio spotkane osoby. Ludzie przy drodze zniknęli, ale samotny mężczyzna wciąż tam był. Ich spojrzenia się spotkały. Jego duszę opanowały mieszane uczucia. Wiedział, że powinien, wręcz musi nienawidzić. Że to nieuniknione, że powinien się temu poddać. Jednak wewnątrz nie chciał tego robić. Coś skłaniało go do przebaczenia, zapomnienia zadanych cierpień. Czuł się układanką, do której użyto puzzli z dwóch różnych pudełek. Nie wiedział, które pudełko zawierało prawidłowe puzzle.
***
Teraz znowu znajdował się w tej pustej rzeczywistości. Miał wrażenie, że wszystko wokół jest wytworem jego wyobraźni. Na niczym mu nie zależało. Wszystko, czym dotąd żył, straciło na znaczeniu. Głucha przepaść – tak rysowała się jego przyszłość. Nawet zastanawiał się, czy wciąż żyje. Poznawał ludzi przechodzących za szybą, ale otoczenie sprawiało wrażenie obcego. Obojętny na wszelkie uczucie, emocje i doznania, obserwował jak leki z kroplówki powoli spływają do jego żył.
Czy żałował? Chyba nie. Miał to gdzieś. Chciał cierpieć. Przynajmniej czułby, że to nie sen. Z trudem wyciągnął rękę w kierunku urządzenia. Z minuty na minutę coraz mniejsza ilość morfiny tępiła ból. Tak. Teraz to czuł. Teraz ma to, czego potrzebuje. Jego ciało było w takim samym stanie, co umysł. Zacisnął zęby. Nie może krzyknąć, bo wtedy ktoś przyjdzie. To, co z niego zostało, było już tylko pozostałością człowieka. Teraz wypełniała go tylko pustka. Ból – syknął zadowolony, pod wpływem ataku cierpienia chwytając skrawek prześcieradła. Ból powalał mu przemyśleć wszystko, co zdarzyło się w przeciągu ostatnich godzin.
Poczuł coś do pięknej kobiety, nie ujawniając jednak swoich uczuć. Później ona i jego najlepszy przyjaciel spędzili razem noc. Dobity widokiem ich namiętnych pocałunków, upił się w barze. Pijany spowodował wypadek. I na tym kończy się jego historia. Teraz był tylko nic nieznaczącym organizmem, który bezcelowo szwęda się po ciemnych zakamarkach rozpaczy. Chociaż podejrzewał, że jego egzystencja zmierza w kierunku obłędu. Co zrobi? Nic. Spróbuje uciec przed rzeczywistością. Może nawet za granicę. Ale to i ta nie miało znaczenia. Nikogo nie obchodzi jego los.
Bolało. Bolało go to, że był tak naiwny. Bolało go to, że znowu źle wybrał. Bolało go to, że pomimo jego cierpienia, nawet bliskie mu osoby nie odczuwają radości. Wściekał się. I na nią, i na niego. Sam nie wiedział dlaczego. Przecież mieli prawo do własnych pragnień. Mieli prawo robić to, na co mają ochotę. Właściwie to chyba jego wina. Odtrącał myśl, że coś pomiędzy nimi jest. Zignorował wszystkie ledwo widoczne sygnały wzajemnej fascynacji. Nie dostrzegał ukradkiem rzucanych spojrzeń. Sam jest sobie winien.
***
Nie mogła się teraz poddać. Zadzwoniła po taksówkę, aby wrócić do domu. Podczas podróży wszystko przemyślała. Będzie jak kiedyś, tylko tym razem nie pozwoli się sprowokować. Koniec luźnych rozmów. Chłodna wymiana zdań ułatwi im zapomnienie tamtych zdarzeń. Wyciągnęła z portfela pierwszy z brzegu banknot i wcisnęła w dłoni taksówkarza. Wysiadła i zamknęła drzwi auta. Orzeźwiające powietrze przesycone zapachem suchych liści pobudziło jej zmysły. Dam radę – powiedziała w przestrzeń. Gdy szła w stronę drzwi wejściowym, poczuła chrzęst pod obcasem. Zdziwiona spojrzała na coś, co leżało na chodniku. Naszyjnik z brylantowym wisiorkiem w kształcie serca ledwo można było zauważyć. Podniosła go powoli. Jak mogła o nim zapomnieć. Egoistka – wściekała się na siebie. Przez cały czas skupiała się na swoich problemach, podczas gdy właściwie ani razu od czasu wypadku nie odwiedziła go. Ale teraz musi to nadrobić. Przecież to jej przyjaciel! Weszła do domu, zamykając za sobą drzwi. Głęboki wdech i znów stała się tą samą kobietą, które zawsze osiąga to, czego pragnie. Rzuciła torebkę na najbliższe krzesło. Dopiero po jakimś czasie uświadomiła sobie, że o tej porze już raczej nie ma sensu wracać do szpitala. Zaśmiała się. Przynajmniej zyska więcej czasu na doprowadzenie się do przyzwoitego stanu.
***
- Wszystko okej? – Jakiś męski głos wyrwał go ze snu. Otworzył oczy – znajdował się w tym samym miejscu, co wczoraj.
- Spałeś tu?
Przemilczał pytanie. Przez ostatnie wydarzenia jego sarkazm uleciał w powietrze.
- Może idź do domu? – kontynuował rozmówca.
Zignorował go. Bezsensowna propozycja wymagała braku odpowiedzi. Miał teraz wrócić do swojej samotnej kryjówki? Jeszcze tego by brakowało. Jego życie osobiste właśnie popada w zniszczenie, a on ma wrócić do domu. Genialny pomysł.
- Nie – mruknął i wstał.
Wszystkie stawy i noga boleśnie skarciły go za noc na twardej posadzce. Łyknął Vicodin. Popatrzył z czułością na pomarańczowe opakowanie. Jesteś moim najlepszym kumplem, wiesz?.
Spróbuje to wszystko jakoś odkręcić. Wymagało to co prawda wykazania uprzejmości i pokory, ale stawka wymagała tego. Musiał się postarać.
- Gdzie jest dr Cuddy?
- W swoim gabinecie - odparł trochę zdziwiony pytaniem pracownik szpitala.
***
Położył dłoń na klamce. Tylko te przeszklone drzwi dzieliły go od zmierzenia się ze swoimi lękami. Tylko one dawały mu jeszcze szansę na ucieczkę. Za parę minut będzie musiał udawać. Będzie musiał ukryć swój parszywy charakter. Nie chciał tego, ale nie miał innego wyjścia. Zależało mu na niej. Przynajmniej tak sądził.
Stanął na środku dywanu, wpatrując się w nią uważnie. Nie zareagowała. W takiej sytuacji wolał utkwić wzrok w jakimś innym miejscu.
- Słucham, dr House? – spytała , nawet nie zwracając na niego uwagi. Dalej wypełniała jakieś dokumenty. Zacisnęła zęby i trochę bardziej nerwowo trzymała palce na długopisie.
- Musimy porozmawiać – zaczął, podnosząc głowę.
- Masz jakiś przypadek? Nie. Więc nie mamy o czym rozmawiać. Z resztą już wszystko sobie wyjaśniliśmy – odparła obojętnie, ale w duszy była wściekła. Nie rób tego – ostrzegała go w myślach.
Odetchnął głęboko, zamykając na chwilę powieki. Czego się spodziewał? Że przyjmie go radośnie, witając z uśmiechem i przebaczeniem? Niepotrzebnie tu przyszedł. Teraz musiał ciągnąć tę farsę.
- To nie tak, jak myślisz – starał się załagodzić napiętą atmosferę.
- A jak? – Wściekła rzuciła długopis na blat. – Wyraziłeś się jasno. Mój błąd, ale już nigdy go nie popełnię. Coś jeszcze? – podeszła, prezentując sarkastyczny uśmiech recepcjonistki, który w konsekwencji bardziej odstraszał niż zachęcał.
- Co zamierzasz z tym zrobić? – spytał niewzruszony.
- Ja? Nic.
- Myślisz, że potrafisz pracować tak po prostu, jakby nic się nie stało?
- Tak – odpowiedziała sucho z pewnością siebie.
Roześmiał się złośliwie. Nie chciał, ale ta reakcja nie zależała od niego. Nie. Nie tak to miało wyglądać… . Teraz już nie będzie wstanie się powstrzymać.
- Po co mnie zatrudniłaś? – zapytał. W jego oczach zobaczyła iskry.
- Nieważne. Teraz tego bardzo żałuję – syknęła i odwróciła się z zamiarem powrotu do pracy.
- Mała Lisa to wrażliwa dziewczynka – mówił powoli, podążając za nią.
Zatrzymała się i postanowiła spojrzeć mu w oczy. Nie pozwoli mu tak bezkarnie wygłaszać jakichś bredni na swój temat.
- Do czego zmierzasz?
Po co ja go w ogóle o to pytałam? – skarciła się cicho.
- Od początku na mnie leciałaś. Inteligentny, przystojny i dupek. Ty chcesz, aby tobą pomiatać. Marzysz, aby w końcu ktoś pokierował tobą. Ja byłem idealnym kandydatem. Taką radość sprawiały ci moje bezczelne uwagi na twój temat. Momenty naszych kłótni zapewniały ci jedną z najlepszych rozrywek. Ale nie potrafiłaś opanować emocji – mówił jakby dumny z siebie, podchodząc do niej. – I w końcu, gdy zostaliśmy sami, spragniona bliskości posłuchałaś impulsu. Nawet gdybym był największym draniem, i tak będziesz mnie kochała.
Stała z otwartymi ustami. Lekko drgające wargi i spłoszony wzrok potęgowały jego zadowolenie. Powiedział jej coś, co umiejętnie starała się schować w najdalszej szufladzie wspomnień. Nie przejmował się jej uczuciami.
- Doktorze House, proszę wyjść – odezwała się po kilku minutach milczenia.
- Oj przestań – wywrócił oczami – Wciąż zamierzasz bawić się w dyrektorkę?
- Doktorze House, proszę wyjść! – warknęła głośniej, ledwo powstrzymując się od krzyku.
Pochylił się, przybliżając się do niej.
- Jeszcze wczoraj z rozkoszy szeptałaś „Oh, Greg” – szepnął, kończąc piskliwym głosem.
Tego już było za wiele. Uderzyła go. Nie mogła już tego znieść. Duszone w sobie od dawna emocje kazały jej to zrobić. Nienawidziła jego wyglądu, jego głosu. Wszystkiego, co było z nim związane.
- Wynoś się – wycedziła przez zęby.
Jeszcze przez moment nie ruszył się z miejsca, jakby czekał na zmianę jej zdania. Ale ona całą sobą wyrażała zupełnie co innego. Odwrócił się i wyszedł. No to teraz mamy komplet – powiedział do siebie. Sprawiał wrażenie, jakby to, co się stało, jeszcze do niego nie dotarło.
***
Wydawało jej się, że specjalnie do niej przyszedł, aby ją upokorzyć, sprawić przykrość. Stercząc na środku gabinetu, nadal słyszała w głowie pusty odgłos zamykanych drzwi. Czy wciąż nie została wystarczająco ukarana? Czy musiał jeszcze przyjść i po raz kolejny zadać cios? Najgorsze, że miał wiele racji. „Przebaczała” mu mimo najgorszych przewinień. Przecież mogła go zwolnić. Nawet przez pierwszy okres pracy groziła mu tym, kiedy przesadzał. A potem nawet nie przyjmowała tego do świadomości. Jego zwolnienie brzmiało dla niej jak bajeczka dla dzieci. Jedyny atut, który wykorzystywała, to przychodnia.
A teraz? Dalej ma udawać, że nic się nie stało? Przedtem łudziła się, że to możliwe. Nie wzięła tylko pod uwagę, że nie wystarczy, aby tylko ona tego chciała. Nie lubiła być od kogokolwiek zależna. Zapomniała o nim, o jego charakterze. Nigdy nie podarowałby sobie uwag na temat przeszłości, nigdy nie oszczędziłby jej złośliwych komentarzy, nigdy o tym nie zapomni. Lisa Cuddy nie potrafi normalnie pełnić funkcji administratorki szpitala, kiedy ktoś przez cały czas wypomina jej jeden błąd. Nikt nie potrafi. W takiej sytuacji człowiek ratuje się ucieczką. Jej też nie pozostało nic innego…
***
- Cześć, Wilson – uśmiechnęła się. Prawie promiennie.
- Cuddy – powiedział lekko zdziwiony, budząc się z drzemki. Jakoś ostatnio nie miał ciekawszego zajęcia.
Usiadła niepewnie na krześle obok jego łóżka. Nerwowo gładziła niewidoczne zagięcia spódnicy. Nie miała pojęcia od czego zacząć. Każde pytanie wydawało jej się banalne, z góry dające odpowiedź. Jednak nic innego nie potrafiła w tej chwili wymyślić.
- Jak się czujesz?
- Zawsze mogło być gorzej – odparł z pocieszającym uśmiechem, przypominając sobie scenę sprzed paru godzin. Kiedy tak zwijał się z bólu, w końcu któraś z pielęgniarek zauważyła, że coś nie-tak. Natychmiast podniosła poziom morfiny, pytając go, jak to się stało, że aparatura zwariowała. Wolał nic nie mówić. Nie potrzebował psychiatry. Już chyba nikt nie mógł mu pomóc.
Jego odpowiedź sprawiła, że przez chwilę poczuła się lepiej. Ten sam troskliwy Wilson. Nic go nie zmieni. Tęskniła za normalnością.
- Potrzebujesz czegoś? Chcesz coś z domu?
Czego on mógł potrzebować? Nic mu już nie było potrzebne. Rzeczy materialne stały się niczym. Kiedy ujrzał jej twarz, jej uśmiech, zrobiło mu się trochę lepiej na sercu. Ona zasługuje na szczęście.
- Raczej nie, ale dzięki – odpowiedział wdzięczny.
Wciąż się denerwowała, jak on to przyjmie. Właściwie nie powinna go denerwować w takim stanie. Chociaż lekarz zapewnił, że wszystko idzie zgodnie z jego oczekiwaniami – Wilson wyjdzie z tego bez żadnych trwałych uszkodzeń narządów. Nie sądziła, że tak trudno będzie tu przyjść i powiedzieć „Wyjeżdżam, Wilson”. W wyobraźni widziała jego zaskoczoną minę i cień smutku w oczach. Ale miała wyjechać bez pożegnania? Wilson jest jej przyjacielem, ma prawo wiedzieć o jej planach. Postanowiła już dłużej nie przeciągać tej scenki.
- Wilson, ja… wyjeżdżam – wyrzuciła z siebie, spuszczając wzrok.
- Konferencja?
- Nie… Jadę do Denver. Na długo.
Oniemiał. O co chodzi? Dlaczego od razu chce wyjeżdżać? Czy nie mogą z House’em mieszkać tutaj? Tysiące spekulacji bombardowały jego umysł.
- Chciałam, żebyś wiedział. Możesz też przekazać House’owi, jeśli chcesz. – Wstała, kierując się do wyjścia.
Teraz już w ogóle nic nie rozumiał.
- Poczekaj – wyszeptał. Niechętnie wróciła z powrotem na miejsce obok niego.
Milczenie potęgowało narastające napięcie. Obydwoje zrozumieli, że nie wiedzą o wszystkich wydarzeniach ostatnich dni. I obydwoje zrozumieli, że te wydarzenia są związane z osobą, na której najbardziej im zależy. Spojrzał jej głęboko w oczy.
- Cokolwiek zrobił… on naprawdę Cię kocha – odezwał się w końcu.
Popatrzyła na niego smutnym wzrokiem. Czasem tak żałowała… Czemu to właśnie jego nie mogła kochać? James Wilson był wspaniały. Właściwie ideał dla każdej kobiety. Jeszcze nigdy jej nie zranił. I za wszelką cenę próbował bronić najlepszego przyjaciela.
- To jest House… Znasz go. Przecież wiesz jaki jest. Tylko cholera wie, co myśli naprawdę – starał się rozładować atmosferę.
- Wiem – westchnęła – Jednak nie mam już siły odgadywać jego uczuć. Mam dość, rozumiesz? Długo czekałam i starałam się zrozumieć. Wmawiałam sobie, że potrafi się zmienić. A jeśli nawet nie zmienić, to przynajmniej postarać się być bardziej ludzki. Ale on tego nie chce.
- Cuddy…
- Nie, Wilson. To nie ma sensu. Nawet jeśli chce się ze mną związać, robi wszystko, aby do tego nie dopuścić. Nie pragnęłam dowodu miłości, wystarczyłby mi drobny gest. Nie doczekałam się, więc po co mam czekać dłużej? Z resztą… to skończone.
- Ale czemu musisz wyjeżdżać?
- Bo to najlepsze rozwiązanie – odparła z przekonaniem.
Zamilkł. Miała rację i zdawał sobie z tego sprawę, że nie może już dłużej tłumaczyć House’a.
- Odezwiesz się czasem? – spytał z nadzieją.
Pocałowała go w policzek.
- W swoim czasie, Wilson. Najpierw chcę o tym wszystkim zapomnieć.
***
Postawiła walizkę w przedpokoju. Jej mieszkanie zawsze było puste, ale dopiero teraz zdała sobie z tego sprawę. Weszła do kuchni. Ten stół, na którym jadała posiłki, ta kuchenka, dzięki której nauczyła się gotować – wszystko znajdowało się na swoim miejscu, tam, gdzie zawsze. Przeszła z kuchni do sypialni. Przypominała jej wypłakiwanie się w poduszkę, niespokojne sny i wieczory spędzone nad papierami. Czemu żegna to wszystko? Czemu zostawia swoje życie, by uciec w nieznane? Na samą odpowiedź czuła ukłucie w piersi. Ale tak trzeba… - w kółko to sobie powtarzała. Pogłaskała jeszcze blat biurka. Jej biurka. Dotyk drewna wiśni sprawił, że na chwilę uciekła od problemów. Dopiero klakson taksówki przerwał jej przyjemną chwilę zapomnienia. Czas skończyć te ckliwe pożegnanie. Przecież to tylko przedmioty – powiedziała, zamykając powoli drzwi do pokoju. Włożyła buty i założyła płaszcz. Nawet nie sądziła, że tak trudno będzie jej opuścić dom. Może dlatego, że mieszkała tu prawie przez całe życie? Może dlatego, że pożegnanie oznaczało brak powrotu? Istniało też inne klarowne wytłumaczenie. Może po prostu nie chciała opuszczać Jego, a przynajmniej czuła, że jakaś część jej serca tego nie chce. Jednak wybrała rozsądek, ignorując prawdopodobieństwo podjęcia złej decyzji. Bała się, że będzie tego żałować, ale chciała chociaż spróbować. Spojrzała jeszcze ze smutkiem na przedpokój – przywoływał wiele wspomnień. Zbyt wiele. Wyniosła bagaże przed drzwi. Czarne chmury sprawiły, że wokół panował nastrajający półmrok, mimo dosyć wczesnej godziny. Tego nie lubiła w jesieni. Smutny obraz koron drzew pozbawionych liści oraz złowrogie podmuchy wiatru uwielbiały przypominać o złu tego świata. Kierowca ruchem ręki kazał jej się pospieszyć. Zamknęła drzwi, schowała klucze i podeszła z bagażem do samochodu. Za kierownicą siedział około pięćdziesięcioletni mężczyzna, lekko przy tuszy. Wyglądał na starego wyjadacza, który ma już dość opowiastek o życiu prywatnym swoich klientów. Żarzący się papieros uwalniał do powierza kolejne pokłady gryzącego dymu. Ruchy szczęki wskazywały na to, że żuje gumę. Odetchnęła cicho z ulgą. Facet nie wyglądał na skorego do rozmowy, co akurat było jej na rękę. Wolała sama uporać się ze swoim ciężarem, jak zawsze zresztą. Wyjawianie powodów przeprowadzki z pewnością nie pomogłoby jej w tym. Taksówkarz wskazał kciukiem tył auta, demonstrując ogromnego, różowego balona z gumy. Miło… – pomyślała i zostawiła walizki na chodniku, aby otworzyć bagażnik. Nieświadomie ociągała się. Każda chwila zbliżała ją do odlotu, a ona miała sobie za złe, że marnuje upływające minuty. Chociaż chciałaby zatrzymać czas, przynajmniej na moment. Kropla deszczu odbiła się od asfaltu. Wrzuciła pośpieszniej walizkę i poszła po drugą, z którą wkrótce szybko się uporała. Złapała za uchwyt klapy bagażnika, ale jakoś nie potrafiła od razu jej zamknąć. Teraz cały jej dobytek mieści się w dwóch walizkach i podręcznej torbie. Świadomość, że ma tylko to i siebie samą, przerażała ją. Przez moment pomyślała, jak to jest obudzić się bez własnego domu, spokojnej kryjówki. Zatrzasnęła klapę i odwróciła się w stronę domu, aby po raz ostatni na niego spojrzeć. I ujrzała mężczyznę, którego widok przyspieszył bicie jej serca. Patrzył się na nią niebieskimi oczami, ubrany w swój czarny płaszcz. Zdziwił ją trochę jego widok, ale teraz to już nie miało znaczenia. Czas nie stanie w miejscu, House. Podszedł do niej. Przez parę sekund po prostu na siebie patrzyli.
- Więc gdzie jedziesz? – Odwrócił na chwilę wzrok, aby przerwać narastający tajemniczy nastrój.
- Denver – odpowiedziała krótko, ale nie przestała na niego patrzeć. Nie bała się, czy coś zaiskrzy. Wszystko przepadło. Pozostawało jeszcze wrażenie smutku, ale wiedziała, że tak musi być.
- Gdzie będziesz pracować jako…?
- Na razie zwykły endokrynolog. Może cała moja wiedza zdobyta na studiach jeszcze nie wyparowała - odparła z delikatnym uśmiechem.
- Aha – wziął głębszy oddech i spytał – Jesteś pewna, że chcesz to zrobić?
- Tak – powiedziała z nutą smutku w głosie. Miała nadzieję, że jej nie zauważył.
Pokiwał nieznacznie głową na znak zrozumienia. Kolejna chwila milczenia, po której zbliżył się do niej. Czuła, że chciał ją pocałować. Chyba ona też tego pragnęła…. Wyczekiwał jej zgody.
- Wiesz, że to nic nie… - zaczęła zrezygnowana.
- Wiem.
Podszedł do niej i złożył na jej ustach pocałunek. Oddała go. Nie był podobny do żadnego z tych, które znała. Przepełniony smutkiem, połączony z jakby cichym przyzwoleniem na to, co ma się stać. Długi i czuły. Pamiętała przecież każdy ich pocałunek. W tamtych zawsze czuła gwałtowność, pożądanie. A ten sprawiał wrażenie… Nieważne. Nic tego nie zmieni. Poczuła oddalające się od niej ciepło jego ciała, którego obecność tak łatwo wprowadzała ją w stan cudownego uniesienia. Pragnęła, by pocałował ją jeszcze raz. A potem kolejny. Chciała, aby ich życie było jednym, niekończącym się pocałunkiem miłości. Nie. Nie mogę. To zniszczyłoby wszystko.
- Żegnaj, House – szepnęła, otwierając drzwi taksówki.
- Żegnaj, Liso.
Odwróciła się jeszcze na moment. Pierwszy raz słyszała swoje imię z jego ust. Kochała go. I dlatego musiała wyjechać. Usiadła na tylnym siedzeniu, obserwując, jak zamyka drzwi. Ciepła strużka nieskrępowanie spływała po jej policzku. Zauważył to, ale nie zdążył jakkolwiek zareagować. Samochód ruszył. Nie chciała patrzeć przez tylną szybą. Pozostawiła wzrok na widoku znajdującym się przed nią. Łzy bólu uparcie zostawiały słony posmak w kącikach jej ust. Gonić czy uciekać? Kochać czy nienawidzić? Milczeć czy krzyczeć? Płakać czy uśmiechać się? Miała ochotę zrobić wszystko na raz. Jej rozdarta dusza wciąż kierowała się tylko jednym uczuciem. Rozpaczliwie błagała o uratowanie miłości, nawet za każdą cenę. Cenę przebaczenia, nieszczęścia lub nawet śmierci. Nie wiedziała, czy potrafi okłamywać samą siebie. Czuła, że to koniec. Świat popadał w ruinę. Wśród gruzów widziała utracone nadzieje. Nad zgliszczami wisiała przerażająca cisza.
„Będą wielkie nieszczęścia, klęski na całej ziemi i spustoszenia we wszystkich krajach. Żywi w tych dniach będą zazdrościć umarłym. Nie ma innego wyjścia. Dobrzy umrą razem ze złymi”
Ale to jeszcze nie teraz…


Ostatnio zmieniony przez hattrick dnia Czw 18:17, 01 Kwi 2010, w całości zmieniany 2 razy



PostWysłany: Czw 15:05, 17 Gru 2009
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Smutne, ale prawdziwe...
Dzięki, że dokończyłaś ten fick :wink:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Czw 15:17, 17 Gru 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

zaneta94, ani myślałam go ostawiać niedokończonego :wink: Tylko najpierw nie było weny, a potem czasu.



PostWysłany: Pią 9:30, 18 Gru 2009
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

...

Ostatnio zmieniony przez sherlotka dnia Pią 17:39, 25 Lip 2014, w całości zmieniany 1 raz



PostWysłany: Pią 14:30, 18 Gru 2009
sherlotka
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 08 Kwi 2009
Pochwał: 4

Posty: 452

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hattrick No ja do końca liczyłam na happy end, przyznaję. Już tak mam, że jak w grę wchodzi Huddy, to musi byc dobrze, bo to koi moje serce.
Generalnie fik świetny, ale gdzie jest mój happy end? :cry: Wzruszyłam się straszliwie, ale rewelacja :D



PostWysłany: Pią 20:33, 18 Gru 2009
alhambra
Psi Detektyw
Psi Detektyw



Dołączył: 27 Sie 2009
Pochwał: 13

Posty: 6827

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

alhambra, czyżbyś mnie nie znała? Nienawidzę happy endów :twisted: Już wolę zakończenie szekspirowskie, tzn. wszyscy padają martwi :hahaha:



PostWysłany: Pią 20:35, 18 Gru 2009
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ale jakoś tak łudziłam się nadzieją :twisted: I zonk!!!!!



PostWysłany: Pią 21:20, 18 Gru 2009
alhambra
Psi Detektyw
Psi Detektyw



Dołączył: 27 Sie 2009
Pochwał: 13

Posty: 6827

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Właśnie !
Czekamy na częśc piątą !
Świetne to opowiadanie...
Sama piszę coś podobnego...
Ale tyc inne...
:)
:roll: :oops: :D :D :D :D



_________________
Mów co chcesz. Ja i tak cię nie słucham.

PostWysłany: Czw 15:07, 01 Kwi 2010
severa_13
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Kwi 2010

Posty: 1

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

severa_13, dzięki serdeczne, ale już się nawet szósta ukazała :lol:



PostWysłany: Nie 14:08, 04 Kwi 2010
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.76018 sekund, Zapytań SQL: 15