House - Lata Młodości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

dla mnie fajny fik :spoko:



_________________
avek mój
"Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.To uczciwi są nieprzewidywalni ,zawsze mogą zrobić coś niewiarygodnie głupiego..."- Kapitan Jack Sparrow
Zazdrość to chyba najstarszy motyw morderstw na świecie.-Seeley Booth
:houselove: kliknij, jeśli jesteś fanem serialu Bones

PostWysłany: Pon 14:25, 06 Lip 2009
poprostuxzjawa
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 20 Maj 2009
Pochwał: 39

Posty: 2061

Miasto: Młodocin
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Witajcie. Zgodnie z waszymi radami pracowałem dużo nad tą częścią. Chciałem, aby finisz tego odcinka był ciekawy. Mam nadzieję, że ostatnia część 6 odcinka się wam spodoba, jest troszkę dłuższa, a mimo to nie zmieściłem tam wszystkiego, co chciałem zmieścić. Zapraszam do czytania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 6 "Woman" Part 3/3


Volakis siedział załamany. Nie wiedział co zrobić, aby pomóc Charliemu. Zastanawiał się nad tym bardzo długo. W końcu zadecydował wybrać się na posterunek i porozmawiać z gościem, który zajmuje się tą sprawą. Dojechał na posterunek i w drzwiach trącił barkiem jakiegoś faceta.
- Przepraszam.
- Nic nie szkodzi.
Theo podszedł do recepcji i zwrócił się do siedzącej tam kobiety.
- Dzień dobry, czy mogę dowiedzieć się kto prowadzi sprawę zamkniętych chłopców ze szkoły Baltimore Polytechnic Institute?
- Ach, to znowu ty. Sprawę prowadzi funkcjonariusz Tritter, to ten, którego przed chwilą minąłeś w drzwiach.
- Dobrze, dziękuję.
Wybiegł z budynku i spoglądał na wszystkie strony szukając Trittera. Niestety, policjant wszedł już do samochodu i odjechał. Volakis się zdenerwował i krzyknął sam na siebie. Postanowił porozmawiać ze swoimi kolegami.

House wrócił z badań, a Meg siedziała już w jego pokoju i czekała z niecierpliwością. Uśmiechnęła się i powiedziała:
- Całe szczęście, że ta twoja psycholog już sobie poszła.
- Dlaczego?
- Jest wredna. Niby ma pomagać ludziom, ale bije od niej zła aura.
- Tak? Nie zauważyłem tego, ale... masz rację, jest trochę wredna.
Położył się na łóżku i zamyślił się. Siedzieli w ciszy, dopóki Greg nie rozpoczął kolejnego tematu do rozmowy.
- Dobrze, że moja matka już tu nie przychodzi. Przynajmniej na chwilę mam spokój. Ale pewnie jeszcze dzisiaj przyjedzie.
- Mam nadzieję, że zdążę już sobie pójść do tego czasu.
- Dlaczego?
- Twoja matka mnie nie lubi i dobrze o tym wiesz. - powiedziała z małą złością w głosie.
- No tak, ale... mniejsza z tym.
- Mówiłeś, że nie pamiętasz dokładnie, co zobaczyłeś u tej kobiety, tak?
Gdy Meg to powiedziała, House trochę się zdziwił. Spojrzał jej w oczy, zbliżył się do niej i zapytał:
- Dlaczego pytasz?
- Mam znajomego, jest hipnotyzerem. Podobno hipnoza pomaga podczas utraty pamięci.
- Nie jestem pewien. - House trochę się bał hipnozy, znowu położył głowę na poduszce.
- Wiesz, to może się udać. Ale jest pewien problem.
- Jaki?
- On ma zakaz wykonywania hipnoz w szpitalach publicznych. Kiedyś podobno się naraził. Ale jest bardzo dobry w tym co robi. Ma prywatny gabinet.
- Jak tak mówisz, to do niczego mnie nie przekonujesz.
- Musimy stąd uciec. Jeśli tego chcesz, oczywiście.
- Nie wiem, to bardzo... trudne. Nie uda mi się drugi raz uciec ze szpitala. Dlaczego on nie może tu przyjść? Nikt się nie dowie, że wykonuje hipnozę.
- On tu nie przyjdzie. W każdej chwili ktoś mógłby tu wejść. Greg, nie musimy stąd uciekać na stałe. Będziemy mogli tu wrócić.
- Niby jak, jesteśmy na drugim piętrze. Chcesz stąd skoczyć? - krzyknął gniewnie House.
- Nie wiem, coś się wymyśli.
- Nie. Nie zgadzam się. Mam gdzieś tą kobietę, może nawet nic u niej nie zauważyłem. - odparł Greg, choć tak naprawdę wcale nie wierzył w to, co mówił. - Może to tylko moje omamy. Za dużo leków, tego wszystkiego. Idź już sobie.
- Co?
- Idź już stąd! - krzyknął House.
Dziewczyna wstała z krzesła, skierowała się w stronę drzwi. Spojrzała jeszcze raz na chłopaka i wyszła ze szpitala.

Volakis spotkał się ze swoimi kumplami, którzy byli w stanie zrobić dla niego wszystko. Siedzieli na ławce w parku, jeden z nich wskoczył do miejskiej fontanny, a inni się z niego śmiali.
- Kevin, wyłaź stamtąd. Mamy ważną sprawę do omówienia. - zawołał Theo.
- Ale to jest zajebiste! - krzyczał entuzjastycznie chłopak. - Jest fantastycznie!
- Zrobisz to samo, ale u siebie w wannie. Wyłaź natychmiast, albo sam cię z tej fontanny wytargam!
- Słyszałem, że Rufus z ósmej klasy wylądował w więzieniu. - powiedział Steve, następny kumpel Volakisa.
- Tak, ale gówno mnie to obchodzi, tak szczerze.
- Więc o co chodzi? - zapytał w końcu Ian, najbliższy przyjaciel Theo'a.
- Mam problem z pewnym gościem. - powiedział Volakis. - Miałem nie angażować w to was, ale sam sobie nie dam rady.
- Słuchamy. - rzekli wszyscy z wyjątkiem chlapiącego się w fontannie Kevina.
- Musimy go trochę postraszyć, ale wiecie... Najpierw coś lekkiego, jakiś list z pogróżkami, później nawiedzanie w domu i tak dalej. W końcu coś na niego podziała.
- Nie ma sprawy, ale jak się ten facet nazywa? - spytał Jerry.
- Michael Tritter.

House leżał na łóżku, z jego oczu kapały delikatne łezki. Nie chciał tak potraktować dziewczyny, z którą świetnie się dogaduje. Wszystko było w porządku, dopóki niczego nie spieprzył. Wpatrywał się na drzewo za oknem, którego gałęzie kołysały się w rytmie znanej piosenki. Nagle do sali wszedł doktor Gillingham.
- Dzień dobry, jak się czujesz?
Chłopak szybko przetarł poduszką łzy z oczu, odwrócił się do lekarza i powiedział:
- Dobrze. A dlaczego pan pyta?
- Taka jest moja powinność, chłopcze. Mam dla ciebie niespodziankę.
- Tak?
- Ktoś chce cię wyciągnąć na spacer. Z tego powodu, że jest ciepło, a ty czujesz się dobrze, zgodziłem się.
- Czy to moja matka?
- Nie, to ktoś inny. Ale to niespodzianka. Dalej, chodźmy.
House był trochę zaintrygowany, dlatego zgodził się pójść z doktorem Gillinghamem. Gdy zobaczył stojącą przy wejściu Meg, nie chciał od niej uciekać... wręcz przeciwnie, miał ochotę ją uściskać. Wybiegł w jej stronę i mocno ją przytulił.
- Przepraszam cię za moje zachowanie, bardzo przepraszam. - mimowolnie zaczął płakać, a pan Gillingham postanowił ich zostawić.
- Tylko na terenie szpitala. - zawołał jeszcze i odszedł w głąb korytarza.
- Co się stało? - zapytała Moreno.
- Hej, ja nie chciałem cię wyrzucić. Jak jeszcze możesz mnie odwiedzać po czymś takim? - mówił chłopak, wciąż trzymając ją za ręce.
- Chodź, jeśli chcesz możemy iść na normalny spacer, ale...
- Jest gdzieś w pobliżu ten hipnotyzer?
- Tak. Ale nie musisz jeśli nie chcesz.
- Pójdziemy tam i dzięki twojej i jego pomocy dowiem się, co stało się tej kobiecie. I odnajdę ją. Meg, dziękuję.
- Nie znałam cię jeszcze z tej strony. - uśmiechnęła się i razem wyszli na zewnątrz.
- Jeszcze wielu moich wad i zalet nie znasz. - spojrzał na nią z dziwną iskierką w oku i zamknął za nią drzwi.

KILKANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

House siedział w stołówce na uniwersytecie razem z Wilsonem.
- Rozmawiałem z Lisą. Nie chciałem cię urazić wspominając o tej Meg.
- Nic się nie stało, po prostu ja zareagowałem trochę zbyt emocjonalnie. Zawsze gdy tylko o niej pomyślę, budzi się we mnie to...
- To złe uczucie, jakim jest współczucie i prawdziwa miłość. - dokończył James. - Nie musisz wstydzić się łez, House.
Gdy próg stołówki przekroczył ojciec Grega, John House, to Wilson trochę się zapeszył. Wstał i powiedział:
- Patrz, kto przyszedł. Zostawię was samych.
Gdy James odszedł, do stolika Grega zbliżył się jego ojciec.
- Witaj.
- Co ty tu robisz? - zdenerwował się Greg.
- Przyszedłem cię odwiedzić, to wszystko.
- Po tym wszystkim, co zrobiłeś? Nie widziałem cię od czasu wypadku, a ty... teraz masz czelność mnie odwiedzać?!
- Ale nie denerwuj się.
- Zabiłeś człowieka i nic ci za to nie zrobili. Potrafisz ochronić własną dupę, ale ja wiem jak było naprawdę. - uderzył pięścią o stół tak mocno, aż wylała się zupa.
- Nic nie wiesz, Greg.
- Wiem wszystko, John. Nie chcę cię widzieć. Rozumiesz? Nie chcę cię widzieć!
- Dobra, jak chcesz. Ja tylko, tak z troski.
- Teraz obudziła się w tobie troska? A gdzie byłeś, kiedy najbardziej cię potrzebowałem, co? Gdzie wtedy byłeś!? - House był cały zapłakany, krzyczał przez łzy, nie mógł opanować swojego uczucia, szlochał jak dziecko.
- Przepraszam.
- Teraz, po takim czasie. To się nie liczy, John. Potrzebowałem wsparcia, potrzebowałem ojca! Ale ty jak zawsze miałeś mnie głęboko gdzieś! Nie obchodziło cię to, co robiłem. Wolałeś wyjechać i zostawić mnie samego. Jesteś parszywym... parszywym gnojem! - House cały czas płakał.
Koło innego stolika, w pobliżu całej tej sceny siedziała Cuddy. Patrzyła na to wszystko i prawie sama się popłakała, gdy widziała tą kłótnię. Kłótnię na oczach wszystkich. Jeszcze nigdy nikt nie widział najlepszego ucznia na uniwersytecie w takim stanie. Teraz zaczną się rozmowy, zacznie się gadanie. Ale House to również człowiek i to było widać właśnie wtedy. Jeszcze nigdy Cuddy nie widziała go płaczącego, mimo że miała z nim częsty kontakt. Współczuła, miała szkliste od łez oczy. Jednak nie chciała płakać.
- Żegnam cię! Nie chcę cię już nigdy więcej widzieć.
- Do widzenia, synu.
- Nie jestem twoim synem! - House ze złości rzucił stolik na ziemię, a John opuścił stołówkę.
Gdy to wszystko się skończyło podeszła do niego Cuddy. Najpierw krzyknęła do wszystkich...
- Koniec przedstawienia, możecie dokończyć jedzenie!
... a potem spojrzała na House'a i przytuliła go z uczuciem.
- Już będzie dobrze. Wszystko dobrze, Greg. Nie płacz, wszystko będzie dobrze. - mówiła, choć sama z ledwością powstrzymywała łzy.

4 WRZEŚNIA 1975

House i Meg zbliżali się do hipnotyzera, który miał pomóc chłopakowi w zapełnieniu luki w pamięci. Greg czuł się tak, jakby poprzedniego dnia pił i nic z tego nie pamiętał. Miał nadzieję, że znajomy Meg mu pomoże.
- Dobrze, teraz na chwilę opuścimy teren szpitala. Mam nadzieję, że nie nas nie zauważą.
- Okej. - przytaknął Greg.
Wyszli w stronę małej uliczki, tam czekał już na nich mężczyzna z bródką i długimi włosami.
- Greg, poznaj mojego kuzyna, Davida Cochrana.
- Witaj, ty pewnie jesteś Greg, tak. - powiedział wyciągając rękę.
- Tak, pewnie tak.
- Dobra, wiem, że to nie są najlepsze warunki do hipnozy, trochę przeszkadzają nam samochody, ale... powinno się wszystko udać.
- Czy jest jakieś zagrożenie dla mojego zdrowia? - upewniał się chłopak.
- Nie, żadnego. W razie czego od razu cię wybudzę.
House postępował zgodnie z poleceniami mężczyzny. Jego gruby, a zarazem delikatny, rozpływający się mu w uszach głos powoli go usypiał.
- A teraz, poczuj się tak jak wtedy. Co pamiętasz?
- Był deszcz...
Nagle Greg poczuł opadające na niego krople deszczu. Otworzył oczy, było bardzo jasno. Widział ruch uliczny, widział kobietę rozmawiającą przez telefon.
- Jest... widzę ją. - zawołał House.
- Mów, co dalej.
- Oślepia mnie światło...
Nie było słońca, a jednak coś go oślepiało. Nie wiedział tylko co. Nie potrafił zrozumieć, że podczas hipnozy można się poczuć w taki sposób. Wszystko było niesamowicie realistyczne. Kobieta odłożyła słuchawkę, miała na sobie okulary przeciwsłoneczne.
- Tak jak mówiłem. Są okulary przeciwsłoneczne.
- Musisz się skupić na tym co widzisz.
- Wygląda fatalnie. Ma na sobie stare łachmany.
- Stare łachmany i okulary przeciwsłoneczne? To trochę pokręcone.
- Jestem przekonany, że tak było.
Kobieta powoli podeszła do House'a. Spojrzała na niego i otarła mu czoło starą chusteczką.
- Jej palce...
- Zaraz przyjedzie pogotowie. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedziała kobieta.
Nagle ogromna ciężarówka wjechała na chodnik trąbiąc i rozjechała wszystkich stojących gapiów.
- O mój Boże, wszyscy... nie żyją.
- A co się stało?
- Ciężarówka ich rozjechała.
- Musisz się skupić. Mieszają ci się głosy zewnętrzne z twoją wizją. Mówiłem, że będzie trudno. Zacznij od nowa. Co było na początku, po przebudzeniu?
House zobaczył błysk i znowu zaczęło padać. Tym razem wszystko było ciemniejsze, jakby była noc. Zobaczył kobietę, rozmawiała przez telefon. Ta sama kobieta, te same okulary i te same stare łachmany. Gdy podeszła do niego zauważył, że miała ciemne, przerzedzone włosy. Gdy otarła mu czoło chusteczką zauważył...
- Jej palce, są ciemne...
- Jak to ciemne?
- Po prostu ciemne.
- Zaraz przyjedzie pogotowie. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. - powiedziała kobieta.
Nagle chwyciła się za kolana. Jakby ją bolało. Bolały ją stawy. Mocno ją bolało.
- Bolało ją... Zauważyłem to.
- Co ją bolało?
- Muszę iść, kochaniutki. Zaraz przyjedzie pomoc, za chwilę przyjadą.
- Odeszła...
- To właśnie tak mogło być. - usłyszał głos Meg i zaraz zobaczył ją stojącą na ulicy.
- Meg...
- Co się stało?
- Jesteś tutaj. W mojej...
Zrobiło się ciemno. Gdy Greg otworzył oczy zobaczył Davida.
- Jesteś cały spocony, co się stało?
- To jest toczeń. Toczeń rumieniowaty.
- Skąd wiesz? - zapytała Moreno.
- Bo to widziałem.

Komentujcie, jeśli macie taką ochotę. Pozdrawiam wszystkich, którzy czytają mojego fika!



PostWysłany: Sro 17:46, 08 Lip 2009
DracoPOL
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 08 Cze 2009

Posty: 479

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

o to wlasnie chodzi.
swietna część.
poprostu.



_________________


Całe ubranie z boskiej dłoni Ewel

ja i moja Żona jesteśmy jak palec w nutelli...
dopóki krem jest na palcu każdy ma ochotę go lizać.
ale jak tylko słodycz się skończy nikt nie zwraca na niego uwagi.
tak samo jest z nami.
rudix jest palcem, ann nutellą.
to Ona nadaje mu kształt i rozpala światło.

PostWysłany: Sro 18:12, 08 Lip 2009
rudix
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 04 Kwi 2009
Pochwał: 3

Posty: 370

Miasto: Szklarska. Poręba
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

no i o to chodzi, extra :D



PostWysłany: Sro 22:28, 08 Lip 2009
kocia0403
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 06 Maj 2009

Posty: 15

Miasto: Kraków
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Nie podobała mi się futurospekcja :) tzn. nie wszedłem w te emocje wogóle za szybko się rozpłakał i wogóle bee :P

mało impresywne :)


ale całość historii z 1975 była w porządku tak trzymaj czekam na następne części



PostWysłany: Czw 21:35, 09 Lip 2009
rasta.bochen
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 26 Cze 2009

Posty: 6

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Witam, nie spodziewałem się, że aż tak dobrze przyjmiecie tą ostatnią część. Myślę, że teraz będzie trochę gorzej, bo wydarzenia będą mniej ciekawe w tym odcinku, ale nie powinno być aż tak źle. Zgadzam się z rasta.bochen, trochę ta futurospekcja z Johnem była sztywna, ale nawet o tym nie pomyślałem, gdy to pisałem. A teraz zapraszam do czytania.


HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 7 "Guilty" Part 1/3


"Charles Rogers. Przemyślałeś to?". Kartkę z takim niezrozumiałym napisem miał wrzuconą pod drzwi Michael Tritter. Zastanawiał się, czemu wszystkim tak bardzo zależy na tym chłopaku. W końcu pomyślał, że to sprawka Gerardiego. Uśmiechnął się i usiadł na kanapie. Włączył swój ulubiony kanał erotyczny, a uśmiech nie schodził z jego twarzy.

Volakis ponownie spotkał się z Ianem, Jerrym, Stevem i Kevinem. Usiedli się na ławce w parku, tym razem wiał zimniejszy wiatr, dlatego Kevin pozostał z chłopakami.
- Zrobiliście to?
- Tak jak chciałeś. - zawołał Jerry.
- Bardzo się cieszę, wiecie może jak zareagował na tą kartkę?
- Nie, możemy się tylko domyślać. - rzekł Ian.
- Na pewno nic nie zrobił, pewnie takich kartek dostaje dziennie z tysiąc. -
- Taa, a teraz podciera sobie nią tyłek. - powiedział Kevin. - Na jego miejscu zrobiłbym papier toaletowy z kartek z pogróżkami. Byłby to papier pogróżkowy Trittera, a hasłem reklamowym tego produktu byłoby "Ktoś ci grozi? Miej to w dupie. Teraz naprawdę możesz.".
- Zamknij się, Kev! - krzyknął Volakis. - Jutro rozprawa. Będzie dany wyrok wszystkim chłopakom, którzy byli wtedy złapani.
- Rufusa też postaramy się uratować?
- Nie, on zasłużył sobie na taki los. Idiota! Przez niego teraz Charlie jest w więzieniu.
- Ale to nie była tylko wina Rufusa, znasz może okoliczności, w których Rogers znalazł się u Danny'ego? - zapytał Jerry.
- Nie, to znaczy, nie dokładnie. Jednak pewne szczegóły znam.
- Ha, i tu cię mam! - zawołał Kevin.
- Co? O co ci znowu do cholery chodzi?
- Znasz pewne szczegóły, tak?
- Tak, właśnie przed chwilą to powiedziałem.
- Tylko szczegóły typu: Charlie znalazł się u Danny'ego, bo mama mu kazała tam iść, czy szczegóły typu: Charlie był u Danny'ego, bo dowiedział się, że rozdają tam darmowe dragi?
- A mama cię nie bije? - spytał ironicznie Steve.
- Czasami bije, ale... co to ma do rzeczy?
- Kevin ma rację. Nie wiem, dlaczego tak naprawdę Charlie poszedł do Danny'ego. Nie znam żadnych szczegółów tego typu, jeśli ci to pomoże, Kev.
- To dlaczego się nie dowiemy?
- Jak się mamy dowiedzieć, Kev? Godzina odwiedzin już skończona.
- Pójdziemy do dyrka, on na pewno zna wszystkie okoliczności zamknięcia Charliego.
- Kevin, coraz częściej stajesz się przydatny.
- To dzięki temu, że mnie ojciec bije. On bije mocniej od mamy i...
- Nie chcemy poznawać szczegółów. - przerwał mu Jerry. - A więc chodźmy do Gerardiego.

House i Meg wrócili do szpitala. House chciał szybko biec i powiadomić o wszystkim lekarzy, jednak dziewczyna go zatrzymała:
- Hej, nie możesz powiedzieć o tym, że byłeś hipnotyzowany.
- Kurczę, zapomniałem. Powiem, że sam sobie przypomniałem.
- Tak? I myślisz, że wtedy ci uwierzą?
- A powinni?
- Nie, cholera! Nie uwierzą ci. Pomyślą, że zwariowałeś.
Nagle z jego pokoju wyszła pani House i ucieszyła się na widok syna.
- Witaj, Greg.
- Cześć, mamo. Znasz Meg, tak?
- Niestety, znam.
- Hej, ja tu jestem. Może pani nie mówić o mnie źle w mojej obecności? - zapytała Moreno.
- A co, mam o tobie mówić źle za twoimi plecami?
- Byłoby mi niezmiernie miło.
- Nie kłóćcie się! Opętało was? Muszę iść do lekarzy.
- Po co idziesz do lekarzy? Gorzej się poczułeś? To pewnie przez to, że ta krowa wyciągnęła cię na spacer.
- Nie jestem niewidzialna! Ale bardzo bym chciała. - zawołała dziewczyna.
- Jeszcze raz nazwiesz ją w taki sposób, to będziesz musiała zniknąć mi z oczu! - zdenerwował się House. - A teraz zostawcie mnie, mam sprawę do załatwienia.
House skierował się w stronę izby lekarskiej, a pani Blythe i Meg usiadły się na krzesłach na korytarzu. Patrzyły na siebie nerwowym i pełnym nienawiści wzrokiem. Moreno całkiem zapomniała o sprawie, którą miał załatwić Greg. Jego matka wybiła ją z równowagi.

Mam nadzieję, że nie było najgorzej. Wkrótce kolejne części, wiecie, najgorzej jest zacząć pisanie, gdy się napisze pierwsze zdania, to później już jakoś leci. Pozdrawiam.



PostWysłany: Nie 10:24, 12 Lip 2009
DracoPOL
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 08 Cze 2009

Posty: 479

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Nie mam się do czego przyczepić :) Duży plus do poprzedniej części za to że toczeń rumieniowaty nie jest chorobą zmyśloną, myślałem tak na początku ale sprawdziłem...

8)

Wiesz trochę mi nie pasuje że Pani House nie dostała w morde od Meg.
Ale pewnie chcesz żeby to House był tym młodym gniewnym sukinsy*em
Bo z tego co widzę Meg ma pewne cechy charakterystyczne postaci Cameron z serialu :) Jak myślę Meg to mam przed oczami Cameron, ale to pewnie wina tego że mam ostatnio fazę na nią bo chodze z podobną dziewczyną, mój typ :D



PostWysłany: Nie 14:19, 12 Lip 2009
rasta.bochen
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 26 Cze 2009

Posty: 6

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Witam wszystkich czytających. Bardzo się cieszę, że nadal się wam podoba. Bałem się, że z kolejnymi odcinkami jest coraz gorzej, a tu taka niespodzianka. Jeśli chodzi o sprawy medyczne, może mi się trafić jakiś błąd. Wcale się na tym nie znam i sugeruję się tylko informacjami z Wikipedii i innych stron. rasta.bochen, wiesz, gdybym był dziewczyną, a matka mojego chłopaka miała by mnie jakoś obrazić, to nie strzeliłbym jej w pysk, bo nie wiedziałbym jak na to zareaguje chłopak. :lol: Zapraszam do przeczytania drugiej części 7 odcinka mojego fika.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 7 "Guilty" Part 2/3

Volakis razem ze swoimi przyjaciółmi poszedł do domu Gerardiego. Dyrektor bardzo się zdziwił, gdy otworzył im drzwi:
- Co wy... tutaj?
- Panie Gerardi, potrzebujemy informacji.
- Informacji? O co ci chodzi, Volakis?
- Chcę poznać wszystkie okoliczności, w których został zamknięty Charlie.
- Nie wiem, czy powinienem o tym mówić...
- Powinien pan.
- W takim razie, chodźcie.
Wszyscy weszli do salonu, Kevin i Jerry musieli stać przy drzwiach, bo nie mieli gdzie usiąść. Przez pokój przemknęła mała dziewczynka i podeszła do Gerardiego.
- Hej, tatusiu. Co to są za ludzie? Czy to są ludzie z mafii i będą chcieli cię zabić? - zapytała wtulając się w mężczyznę.
- Kochanie, naoglądałaś się za dużo filmów. Idź do kuchni, do mamy. Ja muszę tutaj o czymś porozmawiać.
Dziewczynka z niesamowitą prędkością wybiegła do kuchni, bała się tego tłumu w salonie.
- Nie mogę sobie wyobrazić tego, że już za parę lat moja córka też będzie tak biegała po domu. Jak ma na imię? - zapytał Theo.
- Monica.
- Pięknie. Ale dobra, przyszliśmy tutaj o czymś porozmawiać.
- Powiem wam wszystko, co wiem od Charliego i od policji.
- Byłoby niezmiernie miło. - powiedział Steve.
- Zaczęło się od Rufusa, który pobił tego chłopaka.
- House'a.
- Tak. Charlie chciał na własną rękę dowiedzieć się, czy Murphy za tym stoi. Poszedł więc do niego wieczorem, ale nie zastał go w domu. Dowiedział się, że jest na imprezie u jakiegoś Danny'ego. Tam zaczął się bić z Rufusem, wpadła policja, zobaczyli pełno dragów i alkoholu. Zwinęli ich.
- Czyli on znalazł się tam całkowicie przez przypadek?
- Prawdopodobnie.
- Nie brał żadnych narkotyków, nie pił alkoholu. Nie mogą mu nic zrobić.
- Za to, że tam był mogą dać mu wyrok. W dodatku uczestniczył w bójce. I podobno jeden z policjantów, Tritter chce podmienić wyniki jego badań na obecność narkotyków.
- Dlaczego on chce tak zrobić? - zapytał zdziwiony Ian.
- Pokłóciłem się z nim i o mało co go nie pobiłem. Chciał mnie ukarać. I w dodatku nie będę mógł wiarygodnie chronić Charliego, ponieważ zostałem zawieszony.
- Cholera, to wszystko jest bardziej skomplikowane niż myślałem. - zawołał Volakis.
- Nie martw się, mama kupi kredki. Mi zawsze kupuje jak jest mi smutno. - krzyknął Kevin.
- Cholera, Kev. Miałeś nie mówić o tym przy ludziach.
- Dlaczego starasz się o to, żeby Charlie miał złagodzony wyrok?
- Zawarłem umowę z pewną osobą, że zawsze będę go chronił. Bez względu na okoliczności. I to mi się nie udało.
- Zawsze myślałem, że jesteś najczarniejszym charakterem w naszej szkole. Co się zmieniło?
- Ja się zmieniłem. Może, gdy zostałem ojcem coś się we mnie zmieniło.
- Instynkt macierzyński? - zażartował Ian.
- Przestań. Po prostu dojrzałem.
- Staram się tylko rozluźnić atmosferę.
- Dobra, my idziemy. Musimy omówić szczegóły naszych dalszych działań. - powiedzieł Theo wstając z fotela.
- Co wy zamierzacie zrobić? - spytał dyrektor.
- Coś, o czym pan nie może nic wiedzieć. Chodźmy.
Wszyscy wyszli z jego domu. Gerardi był trochę przerażony, bał się, że teraz Volakis zrobi coś głupiego. Poszedł do kuchni i pobawił się torchę z dziećmi. Jego żona również widziała w nim zdenerwowanie.

Meg i pani House siedziały na korytarzu. Po chwili ciszy Moreno powiedziała:
- Dlaczego nazwała mnie pani krową?
- Bo nią jesteś.
- O ile uważnie słuchałam na lekcjach biologi, to krowy są biało-czarne i dają mleko.
- Nie wszystkie krowy są biało-czarne, niektóre są... biało-brązowe.
- Tak, ale przyjęty stereotyp to krowa biało-czarna.
- Niektóre krowy zamiast łatek mają paski.
- Co?
- Widziałam w reklamie. A dlaczego ty nazwałaś mnie suką?
- Bo pani nią jest.
- O ile dobrze mi wiadomo suki to psy, które wydają potomstwo.
- Ale jako sukę możemy określić również kogoś bez serca, który nie interesuje się wcale losem innych.
- Ale to jest bardzo dobitnie powiedziane.
- Bo inaczej to do nikogo nie dociera.
- Masz rację, jestem suką. Nawet mąż tak czasem na mnie mówi.
- Gdy się kłócicie?
- Nie, gdy się kochamy i jesteśmy w łózku.

House głośno zapukał do drzwi pokoju lekarskiego. Pukał bardzo długo, aż w końcu otworzył mu jakiś lekarz.
- O co chodzi?
- Chcę porozmawiać z doktorem Gillinghamem.
- Ale doktora Gillinghama nie ma, przepraszam.
- W takim razie pan musi mi pomóc.
- Co takiego? W czym?
- Znalazłem kobietę, która jest chora na toczeń.
- Co? Wracaj do łóżka, chłopcze. Nie wygaduj głupot.
- Ale to prawda. Jest chora na toczeń rumieniowaty.
- Jeśli sama się do nas nie zgłosi, to wcale nie będzie nas obchodzić.
- Ona jest bezdomna. Musimy jej pomóc.
- Znasz ją? Wiesz, gdzie może być?
- Nie, ale...
- To skąd wiesz, że jest chora?
- Widziałem ją, gdy straciłem przytomność na ulicy. Teraz wszystko mi się przypomniało.
- Gadasz niedorzecznie. Idź się połóż, albo wezwę kogoś, kto cię zaprowadzi do sali.
- Ale ja nie kłamię.
- Wszyscy kłamią, sądzę, że chcesz po prostu zrobić sobie niezły numer.
- Jeśli ta kobieta umrze, to pan będzie miał ją na sumieniu.
- A jeśli zaraz stąd nie pójdziesz, to wezwę ochronę.
- Idę już, idę. Gdy wróci doktor Gillingham, proszę go do mnie przysłać.
- A kim ty jesteś żeby wołać lekarza do siebie? Doktor Gillingham pewnie powie ci to samo co ja. A teraz wracaj do łóżka.
House był wkurzony na tego lekarza. Chciał pomóc tej kobiecie, jednak sam nic nie mógł zrobić. Wrócił do swojej matki i Meg.

Mam nadzieję, że się podobało. Zapraszam do komentowania.



PostWysłany: Sro 10:10, 15 Lip 2009
DracoPOL
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 08 Cze 2009

Posty: 479

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Przyznam się, że nie przeczytałam jeszcze całego, ale już mi się podoba. Obszerniej skomentuję po przeczytaniu całości.



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Sro 12:22, 15 Lip 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cudowne!!!!Swietne!!!! padam ci do stóp!!!!!!!!!!!!!! proszę cd.



PostWysłany: Sro 18:56, 15 Lip 2009
Ulka95
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 04 Kwi 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 6

Posty: 8944

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Witam. Mam dla was ostatnią część siódmego odcinka. Mam wielką nadzieję, że się spodoba. I jeszcze... jedną smutną wiadomość. Może odbierzecie to jako coś miłego, ale... to ostatnia część na długi czas. Ósmy odcinek pojawi się dopiero na początku sierpnia, ponieważ wyjeżdżam na wakacje. Zapraszam do czytania.

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 7 "Guilty" Part 3/3

5 WRZEŚNIA 1975

Zegar pokazywał godzinę 0:25. Meg jeszcze siedziała w szpitalu razem z House'em. Jego matka musiała już jechać. Dziewczyna dobrze wiedziała, jak chłopakowi jest ciężko. Nikt nie chciał mu uwierzyć. Nie mógł nikomu powiedzieć o tym, że został poddany hipnozie. Przez długi czas siedzieli nic nie mówiąc. Nagle House odezwał się:
- Pewnie musisz już iść.
- Niedługo będę się zbierała, a co?
- Musisz iść do szkoły, nie możesz tak przez cały czas siedzieć tutaj i opuszczać lekcji.
- Masz rację.
Nagle drzwi od sali otworzyły się. Delikatnie wyjrzał przez nie doktor Gillingham. Uśmiechnął się do dziewczyny i usiadł na krześle obok.
- Chciałbym z tobą porozmawiać, Greg.
- Ma mi pan zamiar powiedzieć to samo, co powiedział mi ten chamski lekarz?
- Greg, po prostu doktorowi Clooney'owi trudno było w to wszystko uwierzyć.
- To ja już pójdę. - podniosła się z krzesła Meg. - Nie będę wam przeszkadzać. Pa, Greg.
- Pa, dziękuję za wszystko.
- Nie ma sprawy. - otworzyła drzwi i wychodząc zawołała - Do widzenia, doktorze.
- Do widzenia.
- Pan również mi nie wierzy.
- Nie wiem co o tym myśleć. Doktor Clooney...
- Doktor Clooney myśli, że jestem świrem.
- Mam wątpliwości. Skąd wiesz, że ta kobieta, którą podobno widziałeś...
- Widziałem ją! Naprawdę.
- W takim razie skąd wiesz, że jest chora na toczeń?
- Toczeń rumieniowaty. Ma objawy, które na to wskazują.
- Objawy... a czy jesteś lekarzem?
- Nie, tylko interesuje się tym.
- Ah, tak. A chcesz zostać w przyszłości lekarzem?
- Tak, mam taki zamiar.
- Czy możesz jakoś udowodnić, że naprawdę widziałeś tę kobietę?
- Jeśli potraficie dostać się do mojego mózgu...
- A może wykrywacz kłamstw?
- Nic nie da. To nie działa w ten sposób.
Doktor Gillingham spojrzał wzrokiem pełnym zrezygnowania. Nie wierzył chłopakowi. Bał się, że ma jakieś zaburzenia psychiczne. Niepokoił się o jego zdrowie. Patrzył mu w oczy i powiedział:
- Nie mogę ci pomóc. Niestety.
- Skąd mogłem wiedzieć, że tak właśnie pan powie?
- W południe przyjdzie do ciebie twoja psycholog. Porozmawiasz z nią.
- Ona jest idiotką.
- Prezydent też jest, a wszyscy powierzyli mu władzę. Najważniejsze, że pomaga ludziom.
Wyszedł z sali. Jeszcze raz spojrzał na zaniepokojonego chłopaka i wyszedł z sali.

KILKANAŚCIE LAT PÓŹNIEJ

W pewnym pokoju na akademiku było słychać jęki. Łóżko trzęsło się od mocnych ruchów.
- Tak, Greg! Właśnie... ach.
Skończyli. Położyli się obok siebie, patrzyli sobie w oczy.
- Zachowałem się głupio, co?
- Dlaczego?
- Przestań, Lisa. Popłakałem się w stołówce na oczach wszystkich studentów. To było...
- Normalne.
- Upokarzające. Wiesz, jak się później uspokoiłem i... wszystko przemyślałem, to...
- Wszyscy wiedzą, że w takim przypadku... to było normalne. I bardzo trudne dla ciebie.
- Nie powinienem tak się zachować. Zawsze byłem znany z tego, że potrafię być spokojny. A teraz... zachowałem się jak dziecko, któremu mama nie chce kupić lizaka.
- Nie mogę się z tobą zgodzić. - wstała i zaczęła się ubierać. - Ja też bym się tak zachowała na twoim miejscu. Przecież on zabił...
- Ale przez ten czas rany powinny się zagoić. - przerwał jej House.
- Myślisz, że po takim czymś szybko ci się wszystko zagoi. W głębi serca zawsze będziesz wściekły na ojca. To było zaledwie kilka lat temu.
- Za rok będzie dziesięć. A to już jest jakiś okres czasu.
- Nie przejmuj się tym, Greg. Ja już muszę lecieć. Pa, było fantastycznie.
- Wiem. - zaśmiał się chłopak, w czasie gdy Cuddy opuściła jego pokój.
Sięgnął po leki nasenne i wziął kilka z nich. Zasnął natychmiast.

5 WRZEŚNIA 1975

Zbliżał się poranek. Tritter spędził noc z jakąś dziewczyną, pocałował ją przy drzwiach. Ona wyszła, lecz zobaczyła na wycieraczce leżący kartonik. Postanowiła go otworzyć bez wiedzy policjanta. Zobaczyła ściętą głowę kury, zaczęła krzyczeć. Tritter natychmiast wybiegł za nią, przytulił ją mocno. Dziewczyna była panicznie przestraszona. Policjant sięgnął po pudełko, w którym oprócz głowy leżała również kartka.
- Przemyślałeś? Jeśli nie, to stracisz głowę tak samo, jak ten kurczak. - przeczytał głośno.
- Czy ktoś cię prześladuje?
- Nie wiem, to zaczęło się wczoraj. Ale chyba wiem, kogo mogę o to posądzić. Która godzina?
- Za chwilę siódma. Czemu pytasz?
- O jedenastej mam rozprawę. Muszę się zjawić i złożyć zeznania. Idź do domu, kochanie. I o nic się nie martw.
- Dobrze. Ale zaczynem się bać, Mike.
- Nie bój się.
Wrócił do domu, trzymając karton z głową kury w ręku. Odłożył go na stolik i zadzwonił do komendanta.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry, kto mówi?
- Michael Tritter, komendancie. Dostaję listy i paczki z pogróżkami.
- Co?
- Komuś bardzo zależy na najlepszym wyroku dla Charles'a Rogersa.
- Niemożliwe.
- A jednak... chyba wiem, kto może to robić.
- Kto?
- William Gerardi. Groził mi na posterunku, teraz stosuje tanie sztuczki.
- Michael, pomyśl. Został zawieszony, co by mu jeszcze dało nastraszanie ciebie.
- Ale to przecież jemu najbardziej zależy na Rogersie.
- Tak, ale... tylko dlatego, że to jego najlepszy uczeń.
- Nie sądzę. Myślę, że on go dotyka.
- Co takiego?
- Myślę, że Gerardi jest pedofilem. I znajdę dowody na moją rację.
- Michael, wiem, że się na niego uwziąłeś. I to bardzo. Ale proszę cię, nie przesadzaj.
- Możliwe, że ten chłopak jest zmuszony do milczenia. Łączą ich bardzo ścisłe kontakty.
- Przestań wymyślać takie rzeczy. To niemożliwe.
- Ja sądzę inaczej. I pan również otworzy oczy, gdy znajdę dowody.
Komendant odłożył słuchawkę, a Tritter już miał pomysł na wrobienie Gerardiego w jeszcze jeden bałagan.

Do drzwi w sali House'a zapukała delikatnie jego psycholog, Anne Madison. House jeszcze spał, więc kobieta lekko go szturchnęła. Ten obudził się przestraszony.
- Miewasz koszmary?
- Nie, a co? To pani... o tej porze?
- Tak, jest już dziewiąta. Jestem tu na prośbę doktora Gillinghama.
- I co pani powiedział?
- Powiedział, że... mówisz o kobiecie, która jest chora. Którą widziałeś, gdy uciekłeś ze szpitala.
- Widziałem ją. Ale zapewne pani też mi nie wierzy! - krzyknął zdenerwowany.
- Poczekaj, nie przekreślajmy szans na to, że ci uwierzę.
- Już możemy to skreślić. Nikt mi nie uwierzy. - był pełen złości.
- Jak sobie o tym przypomniałeś.
- Normalnie, przypomniałem sobie.
- Wcześniej mówiłeś, że nic nie pamiętasz.
- Mówiłem, że pamiętam kobietę, ale nie wiedziałem na co jest chora. Teraz już wiem.
- Wiesz?
- Toczeń rumieniowaty. Ale po co rozmawiamy, jak pani zakończy tę rozmowę tak samo, jak Gillingham.
- Jestem tutaj po to, aby ci pomóc. Uwierz mi.
- Jakoś tego wcale nie dostrzegam.
- Ach, tak. Nie dostrzegasz. Powiedz mi wszystko, co wiesz o tej kobiecie.
- Jest szczupła, około 45 lat, bezdomna. Ma na sobie stare łachmany i okulary przeciwsłoneczne. Jest dobrym człowiekiem. I ma toczeń.
- Bezdomna?
- Tak, bezdomna! - ponownie krzyknął House.
- Nie denerwuj się. Więc jak chcesz znaleźć bezdomną kobietę?
- Na pewno policja by ją znalazła. Gdyby tylko chciała.
- Nie sądzę. Greg, pomyśl logicznie. Czy jest możliwe, żeby bezdomna kobieta swoje ostatnie pieniądze wydawała na telefon, po to żeby wezwać pogotowie? Czy jest możliwe, że tak dobrze wszystko zapamiętałeś? Może jest w tym część prawdy, ale resztę sobie wmówiłeś. Być może nieświadomie, ale to jest możliwe.
- Skoro mi nie wierzysz to wyjdź stąd! - krzyczał w złości. - Wyjdź. Nie chcę cię widzieć. Nie pokazuj mi się więcej na oczy!
Pani Madison postąpiła zgodnie z życzeniem zdenerwowanego chłopaka. Jej najgorsze obawy się spełniły.

Tritter skierował się w stronę domu Gerardiego. Chciał z nim dokładnie porozmawiać o tych pogróżkach. Był przekonany, że to on za tym stoi. Niedługo zaczynała się rozprawa. Zapukał do jego drzwi. Otworzyła mu żona, Catherine Gerardi.
- Słucham?
- Dzień dobry, nazywam się Michael Tritter. Jestem z policji.
- Coś się stało?
- Chcę z nim porozmawiać.
- Proszę wejść.
- Wolę rozmawiać tutaj. Po prostu proszę go zawołać.
Catherine zrobiła tak, jak kazał jej policjant. Will, gdy tylko usłyszał jego nazwisko, bardzo się zdenerwował. Wyszedł z nim na dwór.
- Czego chcesz?
- Porozmawiać.
- O czym?
- O tym. - podał Gerardiemu kartki z pogróżkami. - Głowę kurczaka też bym zabrał, ale zaczęła mocno śmierdzieć.
- To nie moja sprawka.
- Naprawdę? Jeśli się przyznasz, nie będzie cię czekała niemiła niespodzianka.
- Mówię prawdę. To nie ja.
- Tylko tobie zależy na dobrym wyroku dla Rogersa. Więc... powiedz mi, czy to na pewno nie jest twoja sprawka?
- Przyrzekam, ja nic już do ciebie nie mam.
- W takim razie, do widzenia.
- Do widzenia. I jeszcze raz cię proszę, ulituj się nad tym chłopakiem.
- Nie mam takiego zamiaru. Nad tobą też się nie ulituję.
Wsiadł do swojego samochodu i pojechał w stronę szkoły.

Charlie siedział w areszcie wraz z Rufusem i resztą złapanych tamtej feralnej nocy chłopaków. Rufus podszedł do niego.
- To wszystko przez ciebie.
- Przeze mnie?
- Gdybyś nie przyszedł, to gliny by nas nie wywęszyły.
- Ach, tak. Więc teraz o wszystko będziesz obwiniał mnie.
- Pewnie.
- Rozumiesz, że siedzimy razem w tym szambie?
- Nie sądzę, Rogers. Myślę, że to ty wezwałeś gliny.
- Gdyby tak było, idioto, to już dawno bym stąd wyszedł.
- Może to jest jakaś podpucha.
- Gdybyś nie pobił tego chłopaka, mnie by tu nie było. Wtedy, na kogo byś zwalił całą winę? - spytał Charlie wstając z ławki.
- Ale jesteś... a ja bardzo się cieszę, że skopałem tego leszcza.
- Jesteś okropny.
- W końcu jestem z bandy Volakisa.
- Chciałbym ci teraz powiedzieć, że Volakis jest po mojej stronie.
Murphy zaśmiał się głośno i szyderczo. Spojrzał się na swoich kolegów i zawołał:
- Słyszeliście, on mówi, że Theo jest po jego stronie.
Wszyscy zaczęli się śmiać. Charlie już nie był taki pewny swojej deklaracji.
- Mówię prawdę. On jest ze mną.
- Gdyby mógł kogoś stąd wydostać, na pewno nie wybrałby ciebie.
- Myślę, że byłoby inaczej niż myślisz.
- Tak? Jesteś taki cwany. W takim razie, dlaczego jesteś taki ważny dla Volakisa.
- Bo to mój wujek.
W celi zapadła cisza. Jak w grobie. Wszyscy patrzyli na Rogersa z wielkim zdziwieniem.
- Ściemnia! - zawołał jeden z chłopaków.

Tritter dojechał do szkoły. Zapukał do gabinetu Freemana i natychmiast do niego wszedł nie czekając nawet na odpowiedź.
- Witaj.
- Witaj. Co cię tu sprowadza?
- Mam pewien pomysł.
- Jaki?
- Możemy na zawsze udupić Gerardiego.
- Co on ci takiego zrobił?
- Nie lubię gościa i mam ochotę go zniszczyć. Myślę, że ty również Clarence. Co?
- Nie wiem. A o co ci dokładniej chodzi?
- Chcę, abyś potwierdził informację, że dwójka dzieci zgłosiła się do ciebie z oskarżeniami przeciw Gerardiemu.
- Jakimi oskarżeniami?
- Pedofilii.
- Co? - zdziwił się Freeman. - Zwariowałeś? Skąd ja wezmę dzieciaki, które to potwierdzą.
- Już ja się tym zajmę. Gdy wszystko załatwię, dam ci nazwiska. Umowa stoi?
- Już jedną rzeczą mocno go pogrążam. Oskarżenie o pedofilstwo, w dodatku sfabrykowane może być dla nas bardzo niebezpieczne.
- Nie martw się. Jak ja się czymś zajmuję, to robię to porządnie. Musisz mi pomóc.
- Nie muszę, nie zrobię tego. Przepraszam.
- W takim razie ciebie oskarżę o molestowanie uczniów.
- Nie możesz tego zrobić.
- Właśnie, że mogę. Pogrążę cię razem z Gerardim. Dlatego daję ci jeszcze jedną szansę. Zgadzasz się?
- Działasz niesprawiedliwie, ale... skoro tak stawiasz sprawę. Zgadzam się. Powiem wszystko co zechcesz.
- Świetnie. W takim razie do zobaczenia niedługo w sądzie.
- Do zobaczenia.
- Aha, i podczas dzisiejszej rozprawy, masz mi się nie sprzeciwiać, jasne?
- Dobra.
Tritter wyszedł z gabinetu. Freeman czuł wyrzuty sumienia, ale ratował własną skórę. Zadrzeć z Triterem to bardzo trudna sprawa.

House leżał we własnym łóżku. Spoglądał na spadające krople deszczu za oknem. Myślał o swojej przyszłości. Nie chciał wracać do Los Angeles, chciał nadal uczyć się w Poly. Ale nie wiedział, jaka będzie decyzja Johna. Nagle do jego pokoju weszło dwóch, ubranych na biało facetów.
- Kim panowie są.
- Jesteśmy ze szpitala psychiatrycznego. Zabieramy cię stąd.
- Co? Nie możecie.
- Właśnie, że możemy. Doktor Gillingham i doktor Madison ostrzegali nas, że będziesz stawiał opór.
- To niemożliwe.
- Takie jest ich zalecenie. Proszę z nami, albo weźmiemy pana siłą.
- Będziecie mogli mnie wziąć siłą. Pokojowo wam się nie oddam. Moja matka o tym wie?
- Tak, sama wyraziła zgodę. Proszę z nami.
- Nie!
House zaczął się szarpać, lekarze z psychiatryka musieli zawinąć go w kaftan bezpieczeństwa, ponieważ nie chciał iść sam. Musieli wziąć go siłą. House krzyczał przez cały korytarz robiąc w szpitalu wielkie zamieszanie. Wsadzili go do ambulansu i pojechali razem z nim do szpitala psychiatrycznego.

Tritter wrócił jeszcze na chwilę do domu. Sprawdził pocztę i dostał jeszcze jeden list z pogróżkami, dokładnie o takiej samej treści, jak ten pierwszy. Wyszedł z mieszkania, i skierował się w stronę uliczki, której używał jako skrótu na następną ulicę. W uliczce zaatakowało go pięciu mężczyzn w czarnych kominiarkach. Zaczęli go kopać aż do nieprzytomności. Gdy z ledwością już kojarzył, usłyszał głos.
- Myślę, że wciąż tego nie przemyślałeś.

Mam nadzieję, że się podobało. Do sierpnia. Pozdrawiam wszystkich.



PostWysłany: Nie 17:08, 19 Lip 2009
DracoPOL
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 08 Cze 2009

Posty: 479

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

przetlumacz to na angielski, i wyślij do reżysera, może kiedyś zrobią young house episode.

naprawdę dobre, czyta się jak książki thomasa harrisa, czyli wspaniale.



_________________
ble ble ble do rzeczy

oszukałeś mnie raz, wstydź się!!!, ale jak oszukałeś mnie 2 razy to ja się powinienem wstydzić

PostWysłany: Wto 0:21, 11 Sie 2009
P.Eysmont
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 16 Lip 2009
Ostrzeżeń: 1

Posty: 30

Miasto: warszawa
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Witam wszystkich. Kolejna część House - Lata Młodości pojawiłaby się już dawno, ale niestety miałem problemy z komputerem. Niedługo wezmę się za pisanie. Cieszę się, że wam się podoba. Pozdrawiam.

P.Eysmont. Gdyby chcieli, to od razu brałbym się za tłumaczenie.



PostWysłany: Sro 12:15, 12 Sie 2009
DracoPOL
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 08 Cze 2009

Posty: 479

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dobra. Nareszcie udało się napisać kolejną część. Wiem,ż że jest duże opóźnienie, bo miała być na początku sierpnia, ale miałem kłopoty z komputerem, a poza tym jeszcze inne ficki do pisania. Ale ten jest dla mnie najważniejszy, bo mój pierwszy i chyba najlepszy z tych wszystkich, które napisałem. Mam nadzieję, że nie obniży mocno poprzeczki całej serii. Zapraszam do czytania.

***

HOUSE - LATA MŁODOŚCI
Odcinek 8 "No Mercy" Part 1/3

Wybiła godzina jedenasta. Wszyscy, oprócz Trittera zjawili się na rozprawie, która miała pogrążyć chłopców. Gerardi i Freeman ucięli krótką pogawędkę przed wejściem do sali sądowej.
- Powiedz mi, dlaczego tak ostro zareagowałeś? - zapytał zaintrygowany Gerardi.
- Nie wiem. Bardzo cię za to przepraszam, to nie miało tak wyjść. Podobno ty też będziesz miał rozprawę.
- Tak, za tydzień mam się zjawić w sądzie. Wiem, że Tritter chce mnie pogrążyć. I mam przesrane, bo sąd będzie po jego stronie.
- Dlaczego?
- Tritter to manipulant, potrafi każdego bez zbędnego gadania namówić do współpracy.
Freeman zrobił głupią minę i schylił głowę w dół.
- Coś się stało?
- Nie, nic. Wszystko dobrze. Tylko nie widzę tutaj Trittera.
- Też mnie to zastanawia. Jest już kilka minut po jedenastej, a go wciąż nie ma. Może nie przyjdzie?
- Nie przyjdzie? - przestraszył się Freeman.
- To dobrze. Nikt nie przedstawi fałszywych zeznań przeciwko naszym chłopcom.
Nagle zadzwonił głośny dzwonek, który wzywał wszystkich na rozprawę.
- Chciałbym ci o czymś powiedzieć, ale nie mogę... - zawołał nagle spanikowany Freeman.
- O co chodzi?
- Nie miałem wyboru...
- O czym ty mówisz?
- Przepraszam cię za to, co będzie.
- Freeman! W co ty się wplątałeś?
Wszyscy weszli do sali. Freeman i Gerardi usiedli na przeciwnych stronach sali. Zawieszony dyrektor patrzył na swojego kolegę pytającym wzrokiem. Nie wiedział, co miał na myśli przez to co powiedział. Był bardzo zdenerwowany. Zobaczył Charliego siedzącego za ławą oskarżonych. Spojrzał na niego i skinął twierdząco głową. Chciał mu przekazać, że wszystko będzie dobrze.

Tritter obudził się przywiązany do krzesła w bardzo ciemnym pomieszczeniu. Nie widział prawie nic, tylko lekką smugę światła wpadającą do budynku przez małe okienko na północnej ścianie. Policjant miał zaklejone usta, nie mógł nic powiedzieć. Zaczał wydawać różne odgłosy, żeby tylko ktoś go usłyszał. Nagle spostrzegł pewną postać idącą w jego stronę. Miała założoną na głowie kominiarkę i mężczyzna nie mógł zobaczyć kto to jest. Chłopak podszedł do Trittera i odkleił mu usta.
- Kim ty jesteś?!
- To nie powinno cię teraz interesować.
- Gerardi cię wynajął?
- Nie znam żadnego Gerardiego.
- Nie sądzę.
- Przemyślałeś to?
- Co, do cholery?
- Charles Rogers. Pewnie coś ci to mówi.
- Cholera! Czemu tak bardzo zależy wam na tym chłopaku? Czy to jest jakiś przemytnik?
- Wiesz, ile niewinnych ludzi skrzywdziłeś dla własnej satysfakcji?
- Wszyscy byli winni.
- Nie byli! Potrafisz manipulować ludźmi i wykorzystujesz tą umiejętność do niecnych czynów.
- To jest tylko moja sprawa. Nie powinno cię to obchodzić! Kim jesteś?
- Wiem, wiem. Ale teraz chcesz pogrążyć niewinnego chłopaka. Pozostaje pytanie: dlaczego?
- Mam ostatnio złe dni, muszę sobie jakoś poprawić humor.
- Może ktoś najechał na twoją ambicję? Komendant, inny policjant?
- Przestań! Jeśli mnie wypuścisz teraz, to zapomnę o tym incydencie.
- Dlatego, że się boisz?
- Nie boję się, chcę pójść na rękę.
- Wymagam jednego: wolności i dawnego życia dla Rogersa. Bez żadnych wpisów w kartotekach.
- Coś jeszcze?
- Nie. Nic mi więcej nie potrzeba.
- Nie chcesz nic dla siebie? Nie chcesz tego, żebym zapomniał o tym zdarzeniu? Wiesz dobrze, że jestem konsekwentny.
- Nie, bo i tak nie dowiesz się kim naprawdę jestem.
- Myślisz, że jesteś profesjonalistą w swoim fachu?
- Nie. Myślę, że ty jesteś idiotą! Zgadzasz się?
Tritter spojrzał na niego ostrym wzrokiem.
- Niech ci będzie. Ale wiedz, że gdy będzie już po wszystkim, znajdę cię!
- Nie mogę się doczekać. - sięgnął do kieszeni po telefon i podając go Tritterowi powiedział: - Dzwoń!

House siedział w pokoju psychiatrycznym. Białe ściany, białe drzwi. Żadnego telewizora, żadnej rozrywki. Siedział skulony na łóżku, był mocno zdenerwowany. Ubrali go w dziwny przyszarzały fartuch i mieli zamiar go leczyć. Ale House nie wiedział, jak doszło do tego, że znalazł się w tym miejscu. Nie mógł nawet zadzwonić do Meg. Nie mógł zadzwonić do nikogo. Ta samotność... ta cisza go wykańczała. Nagle usłyszał lekkie pukanie do drzwi. Otworzyła je pielęgniarka, która zawołała:
- House, masz gościa. Proszę za mną.
House był zadowolony, bo choć na chwilę mógł opuścić ten wypełniony pustką pokój. Zobaczył Johna siedzącego przy stoliku. Skrzywił się, gdy go zobaczył. Miał nadzieję, że odwiedzi go Meg... albo przynajmniej matka. Ale nigdy nie spodziewał się Johna.
- Witaj, synu! - rzekł John, gdy House dosiadł się do stolika.
- Co się stało? Od dawna ze mną nie rozmawiałeś. Nie chciałeś na mnie nawet patrzeć. Co się zmieniło?
- Postaram się, żeby cię stąd wypisali?
- Naprawdę? - nie wierzył własnym uszom Greg.
- Tak. Ale pod jednym warunkiem.
- Cholera, zapomniałem, że u ciebie za darmo umarło.
- Wracamy do Los Angeles.
- Nie. Nie mogę opuścić Poly, to bardzo ważna szkoła dla mnie.
- Czy ty nie widzisz, do czego ta twoja szkoła cię doprowadziła? Jesteś w szpitalu psychiatrycznym!
- To nie jest wina szkoły!
- Nie jest? W takim razie, chcesz czekać do końca terapii, która będzie trwała jakiś czas. Za nim stąd wyjdziesz, nie będziesz już mógł przystąpić do ponownej nauki. A wtedy będziesz miał rok stracony. Naprawdę tego chcesz?
- Nie wiem...
- No właśnie! Nigdy nic nie wiesz. Dobrze się zastanów, czy nie lepiej wrócić do Los Angeles i nie stracić jednego roku... czy może nadal walczyć o Poly i być o jeden rok do tyłu?
- Nie możesz postarać się o to, żeby mnie wypuścić, ale abym mógł kontynuować naukę tutaj?
- Nie ma takiej opcji. Pytałem się... bez zakończonej terapii nie przyjmą cię z powrotem do Poly. Dlaczego ci tak bardzo zależy na tej szkole?
- Jest dla mnie ważna...
- Podjąłeś decyzję?
- Nie jestem pewien.
- Przyjdę jutro, zastanów się. Kolejnej takiej szansy nie będziesz miał.
John wstał z krzesła, zdjął marynarkę z oparcia i wsunął ją na siebie. Spojrzał się znacząco na Grega i wyszedł ze szpitala. House chwycił się za głowę, nie wiedział jak ma zadecydować. To będzie bardzo trudna decyzja.

***

Mam nadzieję, że się spodobało. Komentujcie jeśli macie taką ochotę lub potrzebę. Pozdrawiam wszystkich gorąco. Wkrótce kolejna część ósmego odcinka.



PostWysłany: Pią 11:19, 14 Sie 2009
DracoPOL
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 08 Cze 2009

Posty: 479

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetny fik czekam na cd :D



PostWysłany: Pią 13:59, 14 Sie 2009
Ulka95
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 04 Kwi 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 6

Posty: 8944

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.06151 sekund, Zapytań SQL: 15