Jeszcze mamy szansę [NZ]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

jakastam napisał:
Błagam was nie zwracajcie uwagi na błędy

nie da rady. Mój wewnętrzny głos Pani Czepialskiej mi nie pozwala. :roll: Daj komuś do sprawdzenia. To nic nie kosztuje. Lepiej niż w Biedronce! :wink:

jakastam napisał:
Alexej

proszę... wolę, żebyś używała "Alex". "Alexej" brzmi tak, jakby o był ruski wieśniak :mrgreen:

Jakoś dla mnie trochę chaotycznie... Nie wiem, co budzi we mnie takie odczucia. Ale pomysł dobry



PostWysłany: Wto 19:22, 10 Lis 2009
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hattrick napisał:
"Alexej" brzmi tak, jakby o był ruski wieśniak


Masz rację brzmi jakby był rosjaninem, ale czemu odrazy wieśniak?



_________________

Woman in BLACK!
''Words can hurt, you know?''
Ubranko by Me

PostWysłany: Wto 19:24, 10 Lis 2009
Annabell__
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 17 Paź 2009
Pochwał: 1

Posty: 294

Miasto: Reda
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Annabell__ napisał:
Masz rację brzmi jakby był rosjaninem, ale czemu odrazy wieśniak?

*wzrusza ramionami* Tak jakoś. Jak myślę rosjanin, to zazwyczaj kojarzy mi się z przedstawicielem najniższej warstwy społecznej. :lol:



PostWysłany: Wto 19:25, 10 Lis 2009
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

fajne. :)



_________________
.


”Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz.” filozof Jagger
”Ale jak się okazuje, jeśli się czasem starasz, to dostajesz to, czego potrzebujesz.” Lisa Cuddy

PostWysłany: Wto 20:57, 10 Lis 2009
sylrich05
Geriatra
Geriatra



Dołączył: 29 Lip 2009
Pochwał: 2

Posty: 724

Miasto: Bytom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hattrick do sprawdzenia niestety nikomu nie mogę dać bo aktualnie przebywam za granicą i dostęp do internetu mam strasznie ograniczony ;/ Chaotycznie przez to, że w paru częściach normalnie wstawiałam :D

W każdym razie kolejna część. Może się nie załamiecie.



- Można wiedzieć co ty tutaj robisz? Przed prawie piętnastoma laty przyleciałeś mi powiedzieć, że mi wybaczasz… Teraz nie masz mi czego wybaczać… Nie widzieliśmy się od ponad czternastu lat! A i jeszcze jedno… Kto ci pozwolił dotykać mojej świętej piłeczki?! Jak możesz popełniać taki niemoralny czyn?! – przy ostatnich dwóch pytaniach House zrobił minę skrzywdzonego dziecka, któremu odebrano ulubioną zabawkę.

Mężczyzna siedzący za biurkiem odłożył piłeczkę i podniósł wzrok na stojącego przed nim diagnostę. Dwie pary niebieskich oczu mierzyły się przez chwilę. Żaden nie chciał przegrać tej potyczki spojrzeń. W końcu obydwaj równocześnie opuścili wzrok. Młodszy z mężczyzn odgarnął swe brązowe włosy z twarzy. Po przyjrzeniu im się uważniej można było dostrzec znaczące podobieństwo między nimi. Te same piękne niebieskie oczy, ten sam kolor włosów i ten sam charakterystyczny uśmieszek. Bądź co bądź byli spokrewnieni – byli braćmi.

- Wtedy powiedziałem, że ci wybaczam to, że odszedłeś z domu i zostawiłeś mnie na pastwę naszego rygorystycznego ojca. Byłem dużo młodszy od ciebie, nie mogłem mu się przeciwstawić tak jak ty to robiłeś… nie mogłem uciec stamtąd… byłem jeszcze dzieckiem… Zważ na to, że wtedy ci wybaczyłem. Teraz ja proszę cię o wybaczenie, bracie – młodszy z braci westchnął.

Gregory House podszedł do brata i objął go opiekuńczo ramionami. Tylko w stosunku do niego pozwalał sobie na odrobinę czułości, na odrobinę ludzkiego zachowania. W końcu jest mu to winny.

- Charlie, nie mam czego ci wybaczać…

Wydawać się może, że takie zachowanie nie pasuje ani trochę do irytującego diagnosty, ale on też przeżył piekło ze swoim własnym ojcem.

Charlie wyrwał się z uścisku brata:

- Masz mi do wybaczenia aż za dużo…

Gregory House popatrzył na niego nic nie rozumiejąc. Młodszy z braci zaczął opowiadać.

***

Foreman siedział w domu pijąc wino. Nagle usłyszał dźwięk otwieranego zamka.

- Remy? – zapytał.

- Nie, lekarstwa… - usłyszał głos Wilsona. – Trzynastka kazała mi ci jej zawieźć. Nie żebym miał coś przeciwko temu.

Onkolog uśmiechnął się szelmowsko. Neurolog przewrócił oczami. Jego Wilson był zupełnie inny niż ten normalny. I za to go kochał. No może nie kochał, ale bardzo, bardzo lubił. Onkolog usiadł obok Foremana i nalał sobie czerwonego wina. Dopiero po wykonaniu tych czynności podał młodszemu mężczyźnie Eurespal i Ibufen. Przez chwilę pili w milczeniu – Wilson wino, Foreman syropy.

- Pamiętasz… - brązowowłosy mężczyzna zapatrzył się w okno, zatopiony we wspomnieniach.

Mimo, że onkolog nie dokończył zdania, neurolog wiedział o co mu chodziło.

- Tak, pamiętam, kiedy to wszystko się zaczęło. Zdaje się, że było to zaledwie wczoraj, a minęły już trzy lata. Zaczęło się, kiedy ja pokłóciłem się z Remy, a Lisa z waszą córką pojechała odwiedzić rodziców. Ja się upiłem, ty przyszedłeś do mnie. Też się upiłeś. To musiało się tak skończyć.

Wilson uśmiechnął się słysząc te sentymentalne brednie z ust Foremana. Obydwoje się zmienili od tamtego czasu. Onkolog często zastanawiał się w jaki sposób udawało im się utrzymywać ten związek w tajemnicy. Trzynastka i Lisa albo nie domyślały się prawdy albo udawały, że tego nie widzą. No i był jeszcze House. Wilson był zaskoczony tym, że jego przyjaciel nie odkrył jeszcze ich romansu. Zazwyczaj bywał bardziej spostrzegawczy. A kiedy już coś odkrył robił się irytujący. Onkolog postanowił się póki co cieszyć wolnością od upartego sarkastycznego diagnosty.

Nagle murzyn wstał i podszedł do okna.

- Jest jeszcze coś co powinieneś wiedzieć – odezwał się wciąż zwrócony twarzą w stronę okna – Mam czternastoletniego syna, Hamleta. Jego matka zachorowała na ciężką nieuleczalną chorobę. Umrze lada dzień. Będę musiał go wychowywać.

Brązowowłosy mężczyzna wypuścił kieliszek wina. Na podłodze pojawiła się czerwona plama.

- Ja… muszę to przemyśleć… - wyjąkał Wilson.

Wstał i wyszedł. Nie chodził o to, że Foreman ma syna. Bądź co bądź on też miał córkę. Po prostu związek powinien opierać się na zaufaniu. A neurolog dopiero teraz przyznał, że ma dziecko.

***

Lisa Wilson szła w stronę gabinetu genialnego diagnosty, chcąc go zagonić do przychodni. W dalszym ciągu starał się ją omijać. Stanęła jak wryta. Przyczyną tego stanu było dwóch House’ów rozmawiających w gabinecie diagnosty. Administratorka się wściekła.

Nie po to do niego dzwoniłam i mówiłam mu o tym, żeby od razu tu przylatywał, pomyślała, i jeszcze teraz o wszystkim powie Gregory’emu!

Lisa Wilson przekroczyła próg pomieszczenia ze złością wymalowaną na twarzy. Innymi słowy Charlie House miał przechlapane.

***

Tymczasem dwójka nastolatków siedziała w domu Wilsonów, oglądając głupi film pod tytułem: ‘Powrót do przyszłości’.

- Jen, jutro zaczynają się ferie! Dwa tygodnie wolne od szkoły… i dwa tygodnie na dokuczanie rodzince! Nic dodać, nic ująć… Utopia po prostu… - Alexej westchnął z rozkoszy.

W planach miał czternaście wariackich dni podczas których miał zamiar doprowadzić do stanu skrajnego załamania swoją mamę, zaskoczyć przynajmniej raz tatę, zirytować ciocię Lisę, wykorzystać naiwność wujka Jamesa, zdenerwować Trzynastkę zabierając jej sprzed nosa ulubione żelki, ponabijać się z Foremana, jako, że ten jest murzynem, obciąć blond czuprynę Chase’owi aby ten przestał wyglądać tak aniołkowato i… jeszcze parę pomysłów miał w zanadrzu.

- Ja bym w tym roku pojechała na ferie na narty… - rozmarzyła się brunetka.

Nie wiedziała jeszcze, że jej życzenie się spełni, co doprowadzi do mnóstwa zwariowanych sytuacji.



_________________
Miłość jest zawsze nowa. I bez względu na to, czy w życiu kochamy raz, dwa, czy dziesięć razy zawsze stajemy w obliczu nieznanego. Miłość może nas pogrążyć w ogniu piekieł, albo zabrać do bram raju - ale zawsze gdzieś nas prowadzi. I czas się z tym pogodzić, albowiem jest ona treścią naszego istnienia. Miłości trzeba szukać wszędzie, nawet za cenę długich godzin, dni, tygodni smutku i rozczarowań. Bowiem kiedy wyruszymy na poszukiwanie miłości - ona zawsze wyjdzie nam na przeciw. I nas wybawi.

PostWysłany: Czw 18:41, 12 Lis 2009
jakastam
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Paź 2009
Pochwał: 2

Posty: 24

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

jakastam ty masz dopiero talent.....
Czekam na dalszą część ^^



_________________

PostWysłany: Sob 14:16, 14 Lis 2009
Ugabuga
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 10 Lis 2009
Pochwał: 1

Posty: 93

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

czekam na cd



_________________
.


”Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz.” filozof Jagger
”Ale jak się okazuje, jeśli się czasem starasz, to dostajesz to, czego potrzebujesz.” Lisa Cuddy

PostWysłany: Sob 16:08, 14 Lis 2009
sylrich05
Geriatra
Geriatra



Dołączył: 29 Lip 2009
Pochwał: 2

Posty: 724

Miasto: Bytom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ujmijmy rzecz następująco. Dziecko marnotrawne powróciło, bo wreszcie sobie hasło przypomniało^^ Brawa dla mnie :lol:

***

Tymczasem dwójka House’ów prowadziła żywą dyskusję z administratorką szpitala PPTH. Z oczywistych względów była to kłótnia.

Charlie House złożył broń i stał się neutralny w nadchodzącej wojnie nuklearnej. Z radością obserwował ofensywy i defensywy pomiędzy dwoma generałami z przeciwnych stron. Mężczyzna nie wiedział kto wygra tę bitwę. Jedno jednak było dla niego pewne – walka była zacięta. Mierzyli się spojrzeniami niczym armatami, z których zaraz miały być wystrzelone działa.

Młodszy z braci patrzył to na jedno, to na drugie i zastanawiał się dlaczego oni nie są parą. On sarkastyczny aż do przesady, ona rzucająca celne riposty – po prostu para idealna.

Dzisiejsza kłótnia zaczęła się od tego, że Charlie wygadał wszystko bratu. Później jednak jak to zwykle bywa przeszło na starsze sprawy.

- House, kretynie, to ty wszystko zepsułeś! – krzyknęła pani Wilson.

- Do którego House’a mówisz? Mamo, przecież jest nas tutaj dwóch… - odezwał się diagnota z głupią miną.

- Do tego, który jest upartym diagnostą i największym palantem chodzącym po Ziemi – odbiła piłeczkę brunetka.

Gregory House był zaskoczony – Lisa Wilson zazwyczaj nie używała takich określeń, to on był tym nie grzecznym – jednak nie dał po sobie tego poznać.

- Niby ja wszystko zepsułem? A kto wyszedł za mojego najlepszego przyjaciela i stał się szóstą albo którąś tam… panią Wilson?! – starszy z House’ów zrobił minę skrzywdzonego dziecka.

Charlie westchnął. Z dobrego źródła jakim był Chase, wiedział, że przed laty łączył ich związek. Najwyraźniej po ponad piętnastu latach przyszedł czas na wyrzuty. Charcie westchnął powtórnie. Czy oni nie mogli zapomnieć o przeszłości i cieszyć się z życia? Postarać się teraz? Wciąż przecież mieli szansę. Najwyraźniej jednak nie mogli zapomnieć o dawnych czasach – tak stwierdził młodszy z barci patrząc na ich zachowanie.

Uparci idioci, tak podsumował ich w myślach.

W głowie Charliego zaczął kiełkować plan. Iście housowski. Potrzebował tylko wspólników do niego. Nie wiedział jeszcze, że spółka ‘Połączmy Gregory’ego House’a i Lisę Wilson’ już powstała i zaczęła swoją działalność. Tak więc ekipę do wykonania planu miał zapewnioną, choć jeszcze o tym nie wiedział. Pozostało jeszcze ich zmusić do wyjazdu z New Jersey na ferie. Wbrew pozorom była to łatwiejsza część zadania. Charlie House już wiedział gdzie polecą. Tak się zamyślił, że przestał słuchać kłótni swojego brata i jego potencjalnej ukochanej. A ona wciąż trwała.

- On przynajmniej nie zachowuje się w stosunku do mnie jak świnia… i liczy się z moim zdaniem! – Lisa była co raz bardziej wściekła na swego byłego ukochanego, z którego się jeszcze nie do końca wyleczyła.

- A, że niby ja się nie liczyłem z twoim zdaniem…?! Pozwoliłem ci się nawet kiedyś pocałować przy wejściu do szpitala… - naburmuszył się Gregory House, robiąc przy tym minę obrażonego pięciolatka.

Administratorka przewróciła oczami:

- Taa… zwłaszcza, że to wtedy ty mnie pocałowałeś, chcąc w ten sposób zaznaczyć, że jestem twoją własnością…

- Ale nie zaprzeczaj – chciałaś abym cię pocałował! – House uśmiechnął się diabelsko.

O tak – brakowało mu tych słownych przekomarzanek i kłótni z Lisą.

- Cuddy… - wciąż do niej tak mówił, choć od jej ślubu minęło niemalże szesnaście lat.

Nie wiadomo ile kłótnia by jeszcze trwała, gdyby do rozmowy nie wtrącił się Charlie.

- Zamknęlibyście się wreszcie?! Pocałujcie się do licha i będzie po kłopocie… - młodszy House był już zirytowany.

Obydwoje – Lisa Wilson i Gregory House, spojrzeli na niego jak na wariata. Chociaż z drugiej strony nie był to aż taki głupi pomysł…

***

Foremna zdecydował się po południu pójść do pracy. Miał już dość siedzenia w domu i bycia nafaszerowanym lekarstwami.

W tym samym czasie Wilson zabarykadował się w gabinecie aby przemyśleć pewną sprawę dotyczącą jego, Foremana i syna neurologa. Postanowił przez pewien czas unikać swego kochanka.

Onkolog walnął się ręką w czoło. Właśnie sobie uświadomił, że zachowuje się jak House unikający przychodni.

Podczas gdy Foreman szukał Wilsona, a ten go unikał, trójka ludzi – jedna kobieta i dwóch mężczyzn, wyszli ze szpitala. O dziwo Gregory House, będący jednym z tych dwóch mężczyzn, nie myślał o tym jak to dobrze o 13 wyjść z pracy, nie będąc ani chwilę w przychodni. Miał trochę inne myśli w głowie. Trochę jest tu dość nieprecyzyjnym wyrażeniem, jako, że jego myśli były oddalone o lata świetlne od przychodni.

Diagnosta mianowicie zaprzątał sobie głowę tekstem swojego brata – ‘Zamknęlibyście się wreszcie?! Pocałujcie się do licha i będzie po kłopocie…’.

Zastanawiało go bowiem dlaczego tego nie zrobił. Zwykle wykorzystałby sytuację.

Zwykle i właśnie w tym tkwił problem. Z Lisą Cuddy (Wilson!, House zganił się w myślach) nic nie było zwykłe. Cała sytuacja z nią była całkowicie pokręcona. A teraz jeszcze doszedł jego brat z tą NOWINĄ i pokręciło się jeszcze bardziej.

W sumie Charlie ma rację mam mu co wybaczać…, przemknęło mu się przez myśl.

Jednak nie był zły na brata. Na niego po prostu nie potrafił się złościć.

Gregory House pokręcił głową z irytacją. W stosunku do brata zachowywał się… tak ludzko. To nie było normalne.

Trójka dorosłych wsiadła do samochodu Charliego House’a i pojechała do domu Wilsonów. Kiedy weszli do salonu zastali tam Alexa House’a oglądającego Monster Tracki i Jennifer Wilson rysującą Alexa.
- Jenny, musimy ci coś powiedzieć… - zaczęła Lisa Wilson.

***

Allison House miała tego wszystkiego dość. Jej mąż ją perfidnie ignorował. W jej głowie narodził się plan. Postanowiła uwieść jakąś osobę i wywołać zazdrość u męża. Do swojego planu potrzebowała nie byle jakiej osoby. A ona taką znała.

***

- Co musicie jej powiedzieć? – Alex zlustrował wzrokiem trójkę dorosłych – swojego tatę, ciocię i obcego mężczyznę.

Temu ostatniemu przypatrywał się odrobinę dłużej niż pozostały. Powód był prosty – nigdy wcześniej go nie widział. Po chwili doszedł do wniosku, że wygląda on jak młodsza kopia jego ojca, z tą różnicą, że nie chodził o lasce.

- I co tu robi twój brat, tato? – dodał kiedy nikt nie odpowiedział na zadane pytanie.

Lisa westchnęła. Alex był dokładnie taki sam jak jego ojciec. Irytujący, wkurzający i przy tym piekielnie inteligentny.

Charlie uśmiechnął się do niej zachęcająco.

Brązowowłosa kobieta otworzyła usta i powiedziała:

- Jenny, twoim ojcem nie jest James. Jest nim Charlie House. – Tu wskazała na młodszego z braci.

Dziewczyna nie odpowiedziała. Musiała to przemyśleć.

Natomiast do Alexa dotarło to od razu:

- Że co?! Całowałem się z własną kuzynką?

Gregory House przewrócił oczami. Jego syn to miał problemy.

Natomiast Charlie popatrzył na niego z ciekawością. Intrygował go, bardzo intrygował, syn brata.

***

Tymczasem Allison planowała uwiedzenie ‘ofiary’. Wiedziała o niej bardzo dużo. Bądź co bądź pracowała z nią od wielu lat.

***

Wieczorem Lisa poinformowała swojego męża kim jest prawdziwy ojciec Jennifer. Ku jej zdziwieniu nie bardzo się tym przejął. Jego głowę wciąż zaprzątał inny problem.

Dlaczego do cholery Foreman nie powiedział mi o tym, że ma syna?!

Gregory House, który był obecny przy rozmowie państwa Wilsonów, zaczął się irytować. Musiał w końcu rozgryźć przyjaciela. Ale to nie było jego jedynym problemem. Drugim było to dlaczego jego brat uważał, że on czuł coś do Lisy.

Spojrzał na nią. Owszem mimo swojego wieku wciąż wyglądała pięknie. Dalej nosiła bluzeczki z dużym dekoltem i opinające spódnice. Do tego dochodził jeszcze jej uśmiech i niesforne brązowe kręcone włosy. Tak, mężczyźni wciąż się za nią oglądali.

Ale on w końcu nie był zwyczajnym mężczyzną. Na Boga! On był Gregory’m House’em! Przecież nie mógł się zakochać w swojej szefowej, przyjaciółce, matce córki swego brata, a przede wszystkim żonie przyjaciela!

Dla ułatwienia sytuacji postanowił zepchnąć wszelkie uczucia do Lisy w zakamarek umysłu i grać jak zwykle nieprzystępnego drania. To zawsze skutkowało. Miał nadzieję, że i tym razem zadziała.

Nie zauważył, że jego brat przypatruje mu się uważnie. Charlie House miał chyba zakodowaną instrukcję obsługi swojego starszego brata. Dlatego też bez problemu odczytał z jego twarzy wszelkie emocje i wywnioskował jaką walkę prowadzi ze sobą.

Westchnął. Musiał pokazać mu, że on kocha Lisę i, że ta miłość jest odwzajemniana.

- Zapraszam was wszystkich na wyjazd na ferie do siebie. Do Austrii – powiedział Charlie.

***

Wylatywać mieli już za dwa dni, a pozostało jeszcze wiele do zrobienia. Trzeba było znaleźć zastępstwa dla siedmiu lekarzy, gdyż tzw. Kaczuszki też zostały zaproszone na wyjazd.

Lisa Wilson była zapracowana jak nigdy dotąd. Telefon dzwonił non stop. Brązowowłosa kobieta nie miała nawet czasu usiąść i odetchnąć choć przez chwilę.

Kolejny dzwonek, kolejna czekająca rozmowa.

Tym razem kobieta nie odebrała. Usiadła na krześle i zakryła twarz dłońmi. Dlaczego ona zgodziła się na ten wyjazd?

***

Nie tylko ona musiała robić więcej niż zazwyczaj. Allison House nie poszła do pracy, lecz wybrała się wraz z Remy Hadley, potocznie zwaną Trzynastką, na zakupy. Trzeba było kupić wiele rzeczy na dwutygodniowy wyjazd.

Kobiety weszły do sklepu, rozmawiając ze sobą na swobodne tematy. Były w znakomitych humorach. Dwa tygodnie w Austrii zapowiadały się cudownie. Obie uwielbiały jeździć na nartach, lecz od dawna nie miały ku temu sposobności.

W ich zawodzie było to niemożliwe. Ciągła obawa o ludzkie życie i próba go ratowania. To była codzienność.

Teraz jednak za sprawą brata House’a, miały wyjeździć się za wszechczasy.

Wciąż nie doszły do tego dlaczego Lisa Wilson zgodziła się na ten wyjazd. Bądź co bądź administratorka, nie chciała opuszczać ani dnia pracy.

***

Dwa dni później wszystko zostało już załatwione. Już prawie wszystkie osoby, mające lecieć do Austrii na ferie, były na lotnisku. Brakowało tylko Foremana. Wszyscy się martwili jego spóźnieniem, prócz Wilsona. On nie chciał zbytnio spotykać swojego kochanka. Przez ostatnie dni go unikał i ignorował jego telefony. Nie chciał się z nim zobaczyć. Nie wiedział jak on zareaguje, kiedy powie mu, że to koniec ich związku. W związku przecież nie powinno się mieć tajemnic…

Wybiła 9. Trzeba było już się zbierać. Zaraz mieli odlatywać. Ruszyli do wejścia do samolotu, nie mogąc już dłużej czekać na neurologa.

Kiedy Lisa Wilson, zamykająca ich grupę, dawała bilet do sprawdzenia, przybiegł Foreman. A wraz z nim pojawił się czternastoletni chłopiec. Na pierwszy rzut oka zupełnie inny od neurologa. Biała cera i blond włosy, a jednak po dokładniejszym przyjrzeniu można było zobaczyć pewne podobieństwa między nimi. Te same oczy, taki sam kształt ust, a nawet podobna postawa.

Administratorka Princeton Plainsboro Teaching Hospital nie miała czasu pytać chłopaka z którym przyszedł Foreman. Trzeba było wsiadać.

Kiedy już wszyscy zajęli miejsca i samolot wystartował, zaczęły się rozmowy. Jednak dość ciężko się rozmawiało jako, że nie siedzieli tak jak chcieli. Lada moment zaczęły się ‘przemeblowania’. W efekcie Jennifer wylądowała między Alexejem i czternastolatkiem, który wszedł do samolotu wraz z Foremanem.

- A więc jesteś synem Foremana? – zapytał go młody House.

- Tak – odparł tamten – Skąd wiesz?

- Trzeba być ślepym, aby nie zauważyć podobieństwa między wami. – Alex wzruszył ramionami.
- No cóż wielu ludzi uważa, że skoro jestem biały to nie mogę mieć czarnego ojca.

- Ludzie są głupi – stwierdził House junior, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.

Chłopcy od razu się zakumplowali i już po chwili prowadzili luźną pogawędkę. Na tematy na jakie mogą rozmawiać tylko chłopcy w ich wieku. Jedynie Jenny milczała i nie odzywała się w ogóle.

Ktoś mógłby się spytać dlaczego zazwyczaj tak wygadana dziewczynka, milczy kiedy ma za towarzyszy osoby w swoim wieku. Powód był prosty. Czternastolatkę po prostu onieśmielali piękni chłopcy. Oczywiście młody House też był przystojny, ale z nim sytuacja przedstawiała się zupełnie inaczej. Bądź co bądź znali się od dziecka.

Hamlet, był przystojny, miał wiecznie optymistyczne nastawienie do świata i zabójcze poczucie humoru. Po prostu ideał.

Jennifer miała wrażenie, że za każdym razem, kiedy na niego spojrzy, spieka się na raka.

***

Tymczasem w rozmowie dorosłych dało się wyczuć napiętą atmosferę. Początkowo luźne pogawędki już po parunastu minutach przerodziły się w kłótnię pomiędzy dwójką ludzi. Pomiędzy Gregory’m House’em i Lisą Wilson.

- House, kretynie, czy ty zawsze musisz być taki chamski? – Lisa miała łzy w oczach, po kolejnej uwadze diagnosty, na temat tego jaką jest beznadziejną matką.

Mówił jej to od wielu lat. Kiedy jeszcze nie miała i kiedy Jenny przyszła na świat. Mieli spędzić miły czas w Austrii, a on już podczas podróży, postanowił wszystko zepsuć.

- A to moja wina, że taka jest prawda? Nawet nie potrafisz własnej córki oduczyć zachowania a la moi! – House miał wszystkiego dosyć. Musiał komuś podokuczać. Trafiło akurat na administratorkę szpitala PPTH. Traf chciał, że była najbliżej – siedzieli koło siebie.

James posłał przyjacielowi nieprzychylne spojrzenie:

- Greg, daj spokój. Jakby na to nie patrzeć jest z tobą spokrewniona.

Diagnosta wzruszył ramionami.

- A to niby moja wina? – spytał, patrząc na brata.

Charlie przewrócił oczami.

- No i oczywiście wszystko na mnie – rzekł sarkastycznie.

- A na kogo innego? – parsknął starszy z braci.

- Moglibyście dać spokój? – poprosiła Lisa.

- Nie – odparli równocześnie. Bracia mierzyli się przez chwilę spojrzeniami.

- Nie ma co jak dwóch House’ów w jednym pomieszczeniu – westchnął onkolog.

- Nie dwóch, tylko trzech – przypomniał o sobie Alex, odrywając się na chwilę od rozmowy z Hamletem.

Przez parę minut milczeli. Po chwili znów odezwał się Alexej:

- W zasadzie jest czwórka House’ów… Jeszcze mama.

- Cameron nie zachowuje się jak na House’a przystało – zaprotestował diagnosta. Wciąż zwracał się do żony, jak w czasach, kiedy nie byli jeszcze małżeństwem.

Allison przewróciła oczami. No tak, przecież House musi być wredny, sarkastyczny i chamski.

Znów zapadła cisza. Cisza, która przedłużała się z każdą chwilą. Dokładniej cisza wśród dorosłych. Chłopcy nie wytrzymali i zaczęli rozmawiać. Jenny dalej milczała.

- Hamlet, wiesz, że John Grisham napisał nową książkę? – Młody House już zdążył się dowiedzieć kto jest ulubionym autorem nowego kolegi. Okazał się nim być pisarz thrillerów prawniczych. Ten, którego książki on także uwielbiał.

- Jaką? – zainteresował się blondyn.

- ‘Apelacja’- odparł Alex.

- Nie czytałem – stwierdził syn Foremana.

- No ja też nie… - House junior skrzywił się, jakby to było największe świętokradztwo – Ojciec powiedział mi, że nie kupi mi tej książki jeżeli wciąż będę miał same pały z plastyki.

- Nie żartuj. Mieć takie złe oceny z tak łatwego przedmiotu… - czternastolatek pokręcił głową z niedowierzaniem.

- No co? Moja wina? – piętnastolatek wzruszył ramionami – Plastyka jest nudna. Nie byłem w tym roku na żadnej lekcji poza organizacyjną, więc nie mam niczego zaliczonego…

- A no chyba, że tak…

- Nie wiem dlaczego mój ojciec się czepia – narzekał Alexej – Sam nie był lepszy. Opuszczał więcej szkoły niż ja… Babcia mi mówiła nawet, że bywały tygodnie, kiedy w ogóle nie przychodził do szkoły, cały czas spędzając na wagarach.

- Wiesz co, Alex, akurat ja rozumiem twojego tatę. Chce mieć syna geniusza – odezwała się po raz pierwszy Jennifer.

- Och, przepraszam, że ja niby nie jestem geniuszem? – oburzył się House junior, wyginając usta w podkówkę.

Czternastolatka zaśmiała się, widząc minę przyjaciela. Hamlet jej zawtórował.

- Alex, zmądrzej wreszcie. Zrozum, że rodzice wolą aby ich dzieci miały dobre oceny, niż żeby zaczytywały się w genialnych książkach Grishama – powiedziała dziewczyna, po czym dodała – A tak między nami w ‘Apelacji’ przeszedł mistrzostwo. To jedna z jego lepszych książek. Bardziej podobał mi się tylko ‘Testament’.

- Czytałaś? – Alex nie wierzył własnym uszom.

- Tak. Nawet mam przy sobie tą książkę – odpowiedziała.

Piętnastolatek już miał zadać kolejne pytanie, jednak Hamlet go ubiegł.

- Pożyczysz? – zapytał.

Czternastolatka skinęła głową, czerwieniąc się przy tym. Dlaczego ten czternastolatek tak na nią działał?

- Ależ mamo, tak niemożna. Ja jestem starszy, więc mi powinnaś pierwszemu pożyczyć. – Alex wygiął usta w podkówkę.

- Kto pierwszy, ten lepszy.

- Widzisz bracie. – Hamlet klepnął przyjacielsko Alexeja w ramię. – Trzeba było się pośpieszyć.

Młody House posłał mu groźne spojrzenie, poczym zrobił minę obrażonego pięciolatka.

- Mamo, ja się tak nie bawię – zwrócił się do Jennifer.

Dziewczynka tylko się roześmiała.

- Jesteś koszmarna. Nie lubię ciebie. – House junior wciąż zachowywał się jak obrażony przedszkolak.

- Żadna nowość.
- Nie lubię cię – powtórzył piętnastolatek.

- Alex, czy ty nie masz innych rzeczy do roboty niż gadanie bzdur? – spytała czternastolatka.

- Nie… - odpowiedział z bezczelną miną chłopak.

- A czy przypadkiem nie powinieneś zająć się planowaniem co zrobić, żeby… - Nastolatka nachyliła się nad synem Foremana i wyszeptała przyjacielowi resztę do ucha. – nasi rodzice byli razem.

- Eeee… tam… ja już mam pomysł – odpowiedział również szeptem Alex.

- Można wiedzieć o czym mówicie? – odezwał się Hamlet, który przez dłuższy czas milczał, przysłuchując się jedynie ich rozmowie.

Przyjaciele spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Chwilę później Alex skinął głową.

Jennifer wytłumaczyła wszystko czternastolatkowi i chwilę później zyskali kolejnego sojusznika.



_________________
Miłość jest zawsze nowa. I bez względu na to, czy w życiu kochamy raz, dwa, czy dziesięć razy zawsze stajemy w obliczu nieznanego. Miłość może nas pogrążyć w ogniu piekieł, albo zabrać do bram raju - ale zawsze gdzieś nas prowadzi. I czas się z tym pogodzić, albowiem jest ona treścią naszego istnienia. Miłości trzeba szukać wszędzie, nawet za cenę długich godzin, dni, tygodni smutku i rozczarowań. Bowiem kiedy wyruszymy na poszukiwanie miłości - ona zawsze wyjdzie nam na przeciw. I nas wybawi.

PostWysłany: Pon 0:51, 04 Sty 2010
jakastam
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Paź 2009
Pochwał: 2

Posty: 24

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05674 sekund, Zapytań SQL: 15