Jeszcze raz [11/11] [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

mamnadzieje ze o nie koniec jak na razie //ort. jestem pod wielkim wrazeniem:) oby tak dalej i zeby klimat sie niezmienił:P



_________________

PostWysłany: Nie 16:28, 21 Cze 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Oj, bardzo fajny fick, atmosfera miodzio, ale patrząc okiem sceptyka: Żeby nam się z tego nie zrobiła niekończąca się telenowela...



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Nie 22:52, 21 Cze 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

matrixo, właśnie teo sie obawiam :/ Zakończenie mam wymyślone od początku, teraz musze wprowadzic wżycie jeszcze tylko dwa pomysły i już. o. Tak więc... Zbliżamy się do końca :D

Odc. 9 "Instykt macierzyński"

House wparował do pokoju i natychmiast trzasnął drzwiami, budząc Connora.
– Jesteś trup! – oświadczył od progu.
Kumpel spojrzał na niego nieprzytomnie.
– Aleszeoszochozi? – wymamrotał niewyraźnie.
– Przez ciebie moje plecy umarły śmiercią tragiczną, wiec wydaje mi się sprawiedliwe, byś ty w ramach rekompensaty również udał się na wieczny spoczynek.
Connor powoli zaczynał przytomnieć i wracać do realnego świata.
– W jakim sensie plecy cię bolą? Ona była na górze?
House jęknął w duchu.
– Nie idioto!... To znaczy tak, ale nie w takim sensie. Spaliśmy w lesie i było bardzo niewygodnie, a to wszystko twoja wina.
Connor zamrugał.
– Poczekaj… Twierdzisz, że jej nie przeleciałeś, oraz, że spaliście w lesie… Te dwie rzeczy się ze sobą kłócą, ale mają coś wspólnego: obie są niezwykle niezrozumiałe.
House przewrócił oczami.
– Jesteś idiotą Napalonym idiotą.
– Wiem – odparł Connor z szerokim uśmiechem.
Greg zrezygnowany pokręcił głową.

*
Padał deszcz. Nie był to dobry znak – oczywiście, jeżeli ktoś wierzył w takie rzeczy. Greg złapał za parasol, rozwalając przy okazji stertę rzeczy, w którą był wciśnięty. Zwalając sprzątanie na Connora, wyszedł z pokoju.
Pod drzwiami żeńskiego akademika już stała Lisa. Patrzyła na krople deszczu z nietęgą miną. Uśmiechnął się pod nosem i podszedł do niej.
– Zamawiała pani parasol?
Uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością i natychmiast przeszła pod „deszczochron”.
– To dokąd idziemy?
– E… Przed siebie?
– Może być – zgodziła się.
Ruszyli do przodu, opuszczając teren uczelni. Kierowali się do miasta.
– I jak? Connor jest martwy?
– Okazałem mu łaskę – oznajmił House litościwym tonem.
Zaśmiała się.
– Też odpuściłam Lily. Biedaczka, chyba się zakochała w tym twoim kumplu.
– Żartujesz sobie!
– Na serio – wyszczerzyła się.
– Ale numer… – mruknął House. – Biedny Connor…
– Biedna Lily – nie zgodziła się Cuddy.
– Wiesz, już sam nie wiem komu bardziej współczuć.
Dobrze było tak po prostu pogadać o niczym, spacerować…
Nagle Cuddy zwolniła… Potem przyspieszyła, odbiła trochę w bok, stanęła. House nie odzywał się, tylko cały czas podążał za nią, nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi. Niespodziewanie Lisa wróciła do normalnego, równego kroku. Uśmiechała się z wyraźną satysfakcją.
– O co chodzi? – zapytał podejrzliwie Greg.
– Spisałeś się.
– Tak? – zapytał zdumiony.
– Tak. Przez cały czas nie spadłą na mnie ani jedna kropla deszczu – odparła z zadowoleniem.
Na jego usta wypłynął mimowolny śmiech.

*
Ich swobodną, luźną, wesołą konwersację przerwano dość brutalnie. Konkretnie przerwał ją paniczny krzyk:
– STÓJCIE!
Oboje obrócili się jednocześnie. Z ogrodu wybiegł własnie mały chłopiec i najwyraźniej zmierzał ku nim. Zatrzymał się, spojrzał na coś, co chował w dłoni, potem na nich, znowu na owe coś, znowu na nich.
– To wy – oświadczył z przeświadczeniem w głosie.
– Co „my? – zapytała zdumiona Lisa.
Tymczasem z ogrodu wychodziła już za chłopcem kobieta w podeszłym wieku. Białe włosy ciasno spięła w koka, biały fartuch już dawno utracił swą barwę, a jej policzki ozdabiały dwia idealnie okrągłe, czerwone rumieńce.
– Jesteście moimi rodzicami – oświadczył chłopczyk.
Powiedzieć, że osłupieli to mało.
Tymczasem kobieta zdołała już do nich dojść i najwyraźniej usłyszała słowa chłopca, bo zmierzyła go dość nieprzychylnym spojrzeniem.
– Bardzo państwa przepraszam, nie wiem co go opętało. Nigdy się tak nie zachowywał.
Wzrok Grega uciekł na budynek, do którego przylegał ogród. Szary gmach domu dziecka wznosił się ponad inne domki stojące w uliczce. W furtce już pojawiło się kilkoro dzieci, zainteresowanych zbiegowiskiem.
– Ale to naprawdę są oni – zaperzył się maluch.
– Nie wygaduj bzdur Kyle! Przecież są za młodzi.
Mina chłopca wyraźnie zrzedła. Argument musiał do niego przemówić. Nie było to jednak najlepsze posunięcie, bo broda malca zaczęła drżeć. Odbieranie nadziei pięciolatkowi nie należało do najprostszych zadań.
Lisa odchrząknęła.
– Ale… Dlaczego myślałeś, że jesteśmy twoimi rodzicami?
To najwyraźniej odciągnęło uwagę chłopczyka od ataku histerii, którym miał własnie wywołać. Spojrzał na nią bystrymi, niebieskimi oczami.
– Bo mam to – oświadczył i pokazał jej przedmiot tak gorączkowo wcześniej ściskany. Była to fotografia dwójki ludzi, mniej więcej w ich wieku. Grega zatkało. Rzeczywiście byli bardzo podobni. Nie dziwił się chłopcu, że się pomylił.
– Hmm… No tak. Przykro mi Kyle, ale to nie my – powiedziała cicho Cuddy.
Chłopiec spojrzał na nią z wyrzutem.
– Szkoda. Mogliście chociaż udawać – oświadczył.
Greg delikatnie pociągnął Lisę za rękaw.
– Nie sądzę, żeby pozostanie tutaj było dobrym pomysłem – mruknął cicho.
– Chyba masz racje – powiedziała i spojrzała z żalem za chłopczykiem.
Opiekunka z domu dziecka najwyraźniej wpadła na jakiś pomysł.
– A może wejdziecie państwo, napijecie się kawy, porozmawiacie trochę z Kylem? Jest tutaj od urodzenia, jesteście pierwszymi ludźmi, którzy go zainteresowali… Przy których się otworzył – uderzyła w poczucie winy. House oddał jej w duchu, że było to sprytne zagranie.
Najwyraźniej kobieta próbowała pozbyć się wychowanka domu dziecka wciskając go im.
– Przepraszamy, ale nam się spieszy… –mruknął House, szukając w myślach pretekstu… Czegoś co na pewno odrzuciłoby kobietę… i chłopca, który najwyraźniej zapalił się do tego pomysłu. – Musimy odebrać córeczkę z przedszkola – wypalił.
Kobiecie zrzedła mina. Kyle za to najwyraźniej już zupełnie się obraził, bo obrócił się na pięcie i smętnie pomaszerował z powrotem do domu dziecka. Kiedy zostali sami Cuddy nie wytrzymała:
– Córeczkę?! – i wybuchła śmiechem.
House wzruszył ramionami.
– Przecież zadziałało.
– Byłeś zbyt brutalny – oświadczyła.
– Jeśli chcesz to możemy tam wrócić. Jestem pewien, że z chęcią wciśnie ci do adopcji nie tylko Kyle’a ale tez inne dzieci.
To najwyraźniej ją przekonało. Niemniej jej właśnie obudzony instynkt macierzyński dał o sobie znać chwilę później, kiedy Cuddy ujrzała na ulicy małego, przemoczonego, czarnego kundelka. Sierść żałośnie mu oklapła, a oczy rzucały światu pełne wyrzutu spojrzenie.
– Przygarnijmy go!
– Co?!
– Będzie się nazywał… Jak będzie się nazywał? – zapytała House’a. – Masz jakiś pomysł.
Greg spojrzał na nią przerażony. A myślał że ten problem wystąpi dopiero za jakieś dwadzieścia lat.
– Wcześniak – burknął, mając na myśli szybkie pojawienie się istoty, którą chciała opiekować się Lisa. Najwyraźniej, ona uznała, że to jego propozycja imienia.
– Czemu nie, będzie oryginalnie – zgodziła się, po czym wzięła pieska z ulicy. Spojrzała na House’a rozpromieniona. – Jest śliczny, prawda?
– Bardzo – zgodził się, nawet na niego nie patrząc. Po chwili jednak dostrzegł coś znacznie ciekawszego, co natychmiast wywołało uśmiech na jego twarzy. – Dla tego widoku jestem gotów otworzyć schronisko dla bezdomnych psów – ogłosił.
– Czemu? – zapytała zdumiona.
– Bo właśnie osikał ci kurtkę – oświadczył wesoło.
Jęknął.
– Brzydko Wcześniak! Tak nie wolno!
Nagle perspektywa posiadania wspólnego psa nie wydawała mu się taka zła. Chciał zobaczyć jak Lisa będzie próbowała go wychować.
Zmienił zdanie, kiedy godzinę później to jego nogi zostały potraktowane jak hydrant.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Sro 13:02, 24 Cze 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

AAAAAAAAAAAAAAAAAAA, scribo, ja to KOCHAM!!! Po prostu kocham. Piszesz chyba najoryginalniejsze ficki, jakie czytałam.



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Sro 13:55, 24 Cze 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

matrixo, dla ciebie ta cześć :D Mam nadzieję, ze to też jest oryginalne i jeszcze nie nudne ;)

Odc. 10 "Witajcie w Las Vegas"

– W jakim sensie pies?! – wykrzyknął zdumiony Connor.
House przewrócił oczami.
– No, w normalnym. Pies i tyle.
– Ale dlaczego macie wspólnego psa? Przecież nie mieszkacie w domku z kominkiem i ogródkiem, którego musiałby pilnować, ani nie macie gromadki dzieci, z którymi miałby się bawić. Więc po co wam on?
Wzruszył ramionami.
– No tak nie do końca…
Connor wybałuszył na niego oczy.
– Macie domek?
– Nie…
– DZIECI?!
– Spokojnie Connor, nie tak nerwowo… To skomplikowana historia…
– Wiesz co? Ja chyba jednak nie chcę jej znać. I oficjalnie się ciebie boję – oznajmił kumpel.

*
Według wszelkich praw świta, po pewnym czasie nawet największe niedorzeczności zostają uznane za coś zwykłego, na porządku dziennym. Tak więc, pod koniec listopada nikogo już nie dziwiło to, że TEN Greg House, chodząca legenda uczelni przestał zaliczać dziewczyny jedna za drugą i został przy jednej: Lisie Cuddy. Stali się oni wręcz reprezentacyjną, wzorową parą uniwersytetu. Zaskoczenia nie wywoływała już ich wspólna nauka na korytarzach, w parku czy bibliotece jak i również spacery z Wcześniakiem. Nikt co prawda nie palił się do nawiązywania znajomości z futrzakiem, którego zwyczajem było obsikiwanie lubianych przez siebie ludzi, ale też nikt nie wchodzi mu w drogę, kiedy uganiał się za kotami po całym kampusie uczelni (w tym miejscu uczcijmy minutą ciszy biednego Mruczka, który bohatersko zakończył swój żywot w walce, ku rozpaczy jego właścicielki).
Niestety sielanka nie mogła trwać wiecznie.
Siedzieli własnie w kopule – Greg wyraził zgodę na podzielenie się nią z Lisą i Wcześniakiem – kiedy usłyszeli pukanie. Cuddy zmarszczyła brwi i ruszyła, żeby otworzyć. Jedynymi osobami wiedzącymi o kryjówce byli Lily i Connor, a nawet oni nie przychodzili tam bez ważnego powodu.
Teraz w progu stali oboje, z niewesołymi minami.
Greg wstał z podłogi, na której własnie bawił się z wcześniakiem. W powietrzu unosił się zapach nadciągającej katastrofy.
– Twoja mama dzwoniła – powiedziała w końcu Lily. – Nie mogli cię znaleźć, więc ja podeszłam do telefonu. Powiedziała tylko, że… – Lily urwała, jakby nie umiała dodać nic więcej.
Connor mocniej ścisnął ją za rękę. Lisa poczuła, że już wie jaką informacje chcą jej przekazać.
– Kto? – zapytała cicho.
– Twoja babcia umiera – wyjaśnił Connor. – Twoja mama mówiła, że masz do niej przyjechać.
Lisa cofnęła się o krok. Wpadła na Grega, który stał tuż za nią. Nic nie mówiąc, objął ją ramionami, w opiekuńczym geście.
– Która babcia? – wykrztusiła z siebie po chwili.
– Kendra.
Powoli skinęła głową. Umiera. Ale jeszcze nie umarła, a ona może ją zobaczyć, porozmawiać. Nagle zaliczenia i wykłady straciły większe znaczenie. Obróciła się przodem do House’a.
– Jadę do niej. Pójdziesz do dzie…
– Do pokoju się spakować – wszedł jej w słowo.
– Ale…
– Naprawdę sądzisz, że puszczę cię tam samą?
Na jej twarzy pojawił się uśmiech.
– Nie. Nie sądzę.

*
39 godzin później schodzili z pokładu samolotu w Las Vegas.
– Twoja babcia tu mieszka? – upewnił się House, patrząc na migające światełka, wysokie budynki i rozpoznając charakterystyczny miejski zgiełk.
Lisa wzruszyła ramionami.
– Tu się urodziła, potem musiała wyjechać, ale na starość chciała wrócić do swojego miasta. Nikt nie śmiał się sprzeciwiać. Kiedy babcia Kendra czegoś chce… Cóż, powiedzmy, że nie znam osoby, która umiałaby jej odmówić.
Greg uśmiechnął się półgębkiem.
– No, to prowadź.
Z pewną miną poprowadziła go ku wyjściu z lotniska, potem do ulicy. I tam własnie ta jej pewność zmarła śmiercią naturalną.
– Ee… Greg…
– Taaaak? – spytał, specjalnie przeciągając samogłoskę.
– Byłeś tu kiedyś?
– A dlaczego pytasz?
– Hmm… Pamiętasz naszą wycieczkę do lasu?
– Całkiem dobrze, a co ona ma do tego?
– Cóż, jeszcze nas nie zgubiłam, ale to niedługo nastąpi. I mam wątpliwości, czy wtedy uda nam się odnaleźć, po prostu idąc przed siebie.
– Co ty nie powiesz – mruknął.
– Prawo czy lewo? Może orzeł czy reszka, co?
– Ja stawiam, na taksówkarza – odparł ze złośliwym uśmieszkiem i podszedł do najbliższego postoju. Ruszyła za nim, w duchu przeklinając swoją gafę. Jak mogła nie pomyśleć o taksówce?!
– Na Cross Road 134 – rzuciła w kierunku kierowcy. House tymczasem wstawił walizki do bagażnika.
Już piętnaście minut później stali przed drzwiami małego, zielonego domku, wciśniętego pomiędzy dwie, wielkie kamienice. Greg uniósł brwi.
– Twoja babcia ma dziwny gust.
– Mnie to mówisz?
Podeszła do drzwi i wcisnęła dzwonek. Otworzyła im ciemnowłosa kobieta w średnim wieku, ze zmęczoną twarzą pooraną zmarszczkami. House gotów był postawić wiele, że to nie była ta biedna, schorowana herod – babcia.
– Lisa! – westchnęła z ulgą kobieta i porwała Cuddy w objęcia. – Zdążyłaś…
Greg stał z boku z lekkim zakłopotaniem.
– Hmm… Cześć mamo – wymamrotała Lisa, nie bardzo mogąc złapać oddech w maminych objęciach. Kobieta puścił ją po chwili, dopiero teraz dostrzegając House’a (który zaczynał sądzić, że przyjazd tu może nie był wcale takim dobrym pomysłem).
– Och – powiedziała niepewnie.
– Greg House – przedstawił się pospiesznie, wyciągając dłoń.
– Julia Cuddy.
Lisa szybko rzuciła się do wyjaśnień.
– Mamo, to jest mój… chłopak. Przyjechał tu ze mną. Ee… Nie gniewasz się, prawda?
Julia zmierzyła nieszczęsnego Grega wzrokiem.
– Nie. Nie gniewam – zgodziła się po chwili i wpuściła ich do środka. House zostawił torby w holu i podążył za kobietami, kierującymi się na piętro. Tam, w najmniejszym, zaciemnionym pokoiku, na poduszkach spoczywała Kendra. House natychmiast zrozumiał, dlaczego budziła taki respekt.
Choć starsza i schorowana, roztaczała wokół siebie aurę władzy, takiej dominacji nad innymi. Jej twarz była surowa i lekko napięta, choć w oczach błyszczały zadziorne ogniki. Siedziała prosto, wyprostowana jak struna. Białe włosy upięła w ciasny kok. Mimo wszystko rysami twarzy kogoś mu przypominała. Spojrzał w bok i zrozumiał: Lisę. Od obu dało się wyczuć pewność siebie, każda zadawała się mieć każdą sytuację pod kontrolą. Podobieństwo ujawniało się tez w rysach twarzy. Obie delikatnie marszczyły brwi, nieustannie martwiąc się o innych.
– No, przyjechała wreszcie wnuczka marnotrawna. Ładnie to tak, nie interesować się babcią przez lata, potem przyjeżdżać na ostatnie dni?
– Ależ to nieprawda! – oburzyła się Lisa. – Przyjeżdżam na każde wakacje.
– Tak, tak – zaskrzeczała staruszka. – No, ale widzę, że w końcu kogoś ze sobą przywiozłaś. Kim jest ten szczęśliwy młodzieniec?
– To Greg – oświadczyła z dumą Cuddy.
– Wreszcie – ucieszyła się Kendra. House doszedł do wniosku, że zapewne babcia już od dawna próbowała znaleźć dla Lisy jakiegoś chłopaka. A teraz, na łożu śmierci, wnuczka przyprowadza jej młodego kawalera… Staruszka musiała być wniebowzięta. – Chodź no tu chłopcze, nich ci się przyjrzę.
Greg podszedł bliżej łóżka. Czuł się prześwietlany tym spojrzeniem niebieskich oczu Kendry. Po chwili kobieta z zadowoleniem oświadczyła:
– Będą z niego ludzie.
I House, nie wiedzieć czemu poczuł, że zdał jeden z najważniejszych sprawdzianów swojego życia.
A wtedy z torby na dole dobiegło ich szczekanie.
– Wcześniak! – wykrzyknęli jednocześnie.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Pią 12:00, 26 Cze 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

no nieźle... miło się czyta... ciekawe czy House uleczy babcie?:)



PostWysłany: Pią 12:36, 26 Cze 2009
simi2511
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 23 Maj 2009

Posty: 219

Miasto: Kraków
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ej nooo, bardzo niefajnie jest przerywac w takim momencie...

Ten fick nie znudzi mi się nigdy, albowiem wydaje mi się, ze źle przewidziałam koniec tego ficka...



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Pią 12:36, 26 Cze 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

scribo dobra robota ! czekam na cd.
House w twoim opowiadaniu jest jak nie House "dorosły", ale to mi sie podoba :)



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Pią 17:18, 26 Cze 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

bardzo fajne kolejne części :D mam nadzieję że szybko pojawią się następne :D



_________________


Moje siostrzyczki Nemezis i Sevir i nasza mamuta Maagda
Mój prywatny, jedyny i niezastąpiony kaloryferek Alan
Moja prywatna pisarka zÓych dobranocek, po których nikt nie zaśnie - Guśka

PostWysłany: Pią 17:48, 26 Cze 2009
nimfka
Nietoperek
Nietoperek



Dołączył: 13 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 11393

Miasto: HouseLand
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dziękuję za wszystkie wasze komentarze, jesteście cudowni :* Oto przed wami ostatnia część. I... zwróćcie uwagę na ostrzeżenie w środku. Naprawdę, zastanwócie isę dwa razy anim przeczytać. Dedykwoane tym, którzy dotrwaja do końca i tym, któzy przerwą. Bo każde z was wie, co jest dla niego lepsze.

Odc. 11 "Przebudzenie"

Na całe szczęście udało się uratować Wcześniaka przed śmiercią w wyniku braku dopływu tlenu do mózgu. Pierwszym co zrobił po wyjęciu z walizki, bez względu na głośne protesty Lisy, było obsikanie kołdry Kendry. Staruszka wahała się gdzieś pomiędzy rozbawieniem, a oburzeniem.
Czas w Las Vegas spędzali siedząc przy łóżku Kendry i rozmawiając z nią. House znalazł godnego przeciwnika. Nastrój psuło im tylko widmo postaci w czarnej szacie, unoszącej kosę nad szyją Kendry. Niestety, na to nie mogli nic poradzić, więc starali się to ignorować.
Problemy pojawiły się trochę później, kiedy rak trzustki dawał o sobie znać. Starsza pani czuła się coraz gorzej i choć starała się trzymać fason, widać było, że wszystko już dobiega końca.
Pewnego wieczoru siedzieli wszyscy wokół łóżka, na którym rozłożone były scrabble. Kendra własnie ułożyła wyraz „wedding”, z który zdobyła dwadzieścia dwa punkty. Przy okazji spojrzała znacząco na Lisę i Grega. Oboje to zauważyli, ale starali się udawać, że było na odwrót.
Niestety, na nic się to zdało, bo babcia nie miała zamiaru się poddać. Po skończonej partii zagadnęła młodych.
– Myślę, że to już koniec.
Oboje zamarli. Wiedzieli jaką kartą zagra teraz Kendra.
– Jednak przed śmiercią chciałabym cos jeszcze zobaczyć – ciągnęła. – Zrobicie tę przyjemność starszej pani, co?
Greg przełknął ślinę.
– Do tego trzeba miesięcy przygotować, zaręczyn przede wszystkim… Chciałbym, żeby Lisa miała piękne wesele…
Kendra rozpromieniła się, tak jakby powiedział dokładnie to, czego oczekiwała.
– Ależ mój drogi, przecież nie liczy się pompa z jaką dojdzie do ślubu, a uczucie, które jest jego fundamentem! – wykrzyknęła. Jak na umierającą miała sporo energii.
Greg i Lisa wymienili przerażone i spłoszone spojrzenia.
– Nie jesteśmy gotowi… – zaczęła Cuddy.
– Bzdura! Oczywiście, że jesteście gotowi. Nigdy nie widziałam nikogo, kto bardziej by do siebie pasował niż wy dwoje.
Kompletnie zabrakło im argumentów.
– Nie zrobicie tego dla mnie? Nie spełnicie mojego ostatniego życzenia…? – W tamtym momencie Kendra cieszyła się, że młodzi nie zdawali sobie prawy z jej kariery w kółku dramatycznym.
– No dobra – warknęła sfrustrowana Lisa. Wstała z fotela i ruszyła do drzwi.
– Ej, a ty dokąd? – zapytał zdumiony Greg.
– Dwie przecznice stąd jest kapliczka. Możemy podjechać samochodem. Weź dwadzieścia pięć dolców i załatwione – oświadczyła zrezygnowanym tonem.
Kendra patrzyła za wychodzącymi z satysfakcją wymalowaną na twarzy.

*
Pół godziny później wchodzili do domu jako pan i pani House. Państwo House. Mąż i żona.
– Jakoś nie czuję różnicy – mruknęła Lisa.
Zaśmiał się.
– Jeśli chcesz możemy kupić za małe obrączki. Ucisk na palcu sprawi, że ją poczujesz.
Przewróciła oczami. Nagle z góry dobiegł ich głos Kendry:
– Nie ma takiej możliwości. Tutaj mam dla was obrączki.
Oboje spojrzeli na siebie zdumieni. Wbiegli po schodach i dotarli do łóżka starszej pani. Obok niej, na kołdrze leżały dwa złote kółeczka. Zwykłe, złote kołeczka.
– To dla was – oświadczyła z zadowoleniem.
Greg wahał się przez chwilę, po czym złapał tę mniejszą i założył Lisie na palec. Pasowała idealnie. Następnie ona założyła mu jego… Światło odbiło się w złocie i wpadło wprost do oka, oślepiając go na chwilę swym błyskiem…

*
OSTRZEŻENIE! Jeśli dotarłeś aż dotąd i podoba ci się obecny rezultat moich wypocin, pod żadnym pozorem nie czytaj dalej. To zakończenie wymyśliłam już na samym początku i jego będę się trzymać. Nie zmienię na prośbę. Odważnym, którzy dotarli aż tu gratuluję i zapraszam do ostatniego etapu naszej wspólnej wędrówki po krainie wyobraźni.

*
Powoli otworzył oczy. Widział biel. Dopiero po chwili dotarło do niego gdzie jest.
Jęknął i przewrócił się na drugi bok. Dlaczego to musiało przytrafić się własnie jemu?! Czemu jego własna podświadomość tak go karała?!
Jeszcze nigdy białe ściany jego pokoju w zakładzie psychiatrycznym nie jawiły mu się jako tak wielkie więzienie, pomieszczenie nie wydawało się takie klaustrofobiczne, a samotność tak dotkliwa.
Dopiero teraz zrozumiał jak nietrafne były wybory, których w życiu dokonał. Zrozumiał jak skrzywdził wszystkich – siebie, Cuddy… Każdego kto ich znał. A mogli być szczęśliwi, mogli być razem… Gdyby mógł to wszystko przeżyć jeszcze raz, choćby raz, tylko jeden raz.
Nienawidził tego, że nie mógł.
A jeszcze bardziej nienawidził tego, że to zrobił.
A już najbardziej nienawidził tego, że okazało się to być nieprawdą.
Tak bardzo chciał, żeby Wcześniak znowu obsikał mu buty. Tak bardzo chciał, żeby Kyle wziął ich za rodziców. Tak bardzo chciał znowu zgubić się w lesie. A najbardziej to chciał pojechać do Las Vegas.
Nie mógł. Nic nie mógł. Był sam, pogrążony w zamęcie własnego umysłu, uwięziony w czterech ścianach.
– Naprawdę sądziłeś, że to była prawda? Że mogłeś cofnąć się w czasie? – zdziwiła się Amber.
Czy tak sądził…? Tak, właściwie to tak. Uwierzył, bo… miał nadzieję. Był głupi. Dopiero teraz dostrzegł jak bardzo.
Jęknął z frustracją. Gdyby dostał wybór… podejrzewał, że wolałby wrócić do świata halucynacji, choćby nieprawdziwego i nierealnego, ale za to szczęśliwego, niż wyleczyć się i znów zanurzyć w rzeczywistość złych decyzji i nieszczęść.
Uderzył głową w poduszkę. Nie bolało, ale liczył się sam gest. Wyrażał wszystko: tą bezsilność, tą bezradność.
Z rezygnacją spojrzał w sufit. Czy może… Oczywiście, kiedy już stąd wyjdzie… Czy może będzie mógł spróbować coś zmienić? Może kupić jej psa? I zabrać na Romea i Julię? I na spacer? I do Las Vegas?
Amber uśmiechnęła się nieco złośliwie.
– Przecież i tak tego nie zrobisz. Po co planować?
Nie spojrzał na nią. Nie musiał – i tak wiedziała co myślał na ten temat.
Miała rację. Nie był pewien czy wart próbować… Nie, chyba nie. Miał świadomość, że mogło być inaczej, ale nie było nie jest i nie będzie. On tego nie zmieni. Nie da rady. Nie spróbuje.
Bo strach przed porażką jest większy niż nadzieja na sukces.

KONIEC



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Pią 20:17, 26 Cze 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hmm... A jednak, prosze oklaski dla jasnowidz matrixy!!!! WIEDZIAŁAM, że to się NIE MOŻE skończyć happy endem. Scribo, dziękuję. Dziękuję, że nie zrobiłaś, kolejnej, różowo-mydlanej opowiastki.



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Pią 20:53, 26 Cze 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

zarąbiste, po prostu super... bardzo mi się podobało... szkoda że to już koniec... a może napiszesz dalsze losy House'a... tzn jak już opuści psychiatryk i jednak spróbuje zdobyć Caddy... jeszcze raz...?



PostWysłany: Pią 22:05, 26 Cze 2009
simi2511
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 23 Maj 2009

Posty: 219

Miasto: Kraków
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

zgadzam sie z simi, napisz kolejna czesc :)



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Sob 8:51, 27 Cze 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Scribo piękny fik, szkoda że kończy się smutno bo ja jetem zdecydowanie fanem happy end'ów, wystarczy mi braku happy endu w prawdziwym serialu, ale fik i tak jest cudny :D



_________________


Moje siostrzyczki Nemezis i Sevir i nasza mamuta Maagda
Mój prywatny, jedyny i niezastąpiony kaloryferek Alan
Moja prywatna pisarka zÓych dobranocek, po których nikt nie zaśnie - Guśka

PostWysłany: Sob 22:52, 27 Cze 2009
nimfka
Nietoperek
Nietoperek



Dołączył: 13 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 11393

Miasto: HouseLand
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jedyne co mogę powiedzieć to: ŁAŁ!! Cudowny fik, jesteś bogiem!!!



PostWysłany: Pon 22:25, 13 Lip 2009
Ulka95
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 04 Kwi 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 6

Posty: 8944

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05905 sekund, Zapytań SQL: 15