Live or die [+18] Part 27
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

,,Czemu nie zajmiesz się czymś ciekawszym, choćby tańcem brzucha? Z taką urodą mogłabyś zrobić karierę w Playboyu."

o tak, to w stylu house'a : :)



PostWysłany: Wto 19:43, 11 Sie 2009
amanda
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 27 Cze 2009

Posty: 31

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

czy będzie cd?



_________________

PostWysłany: Czw 20:46, 17 Wrz 2009
Alextasha
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 08 Wrz 2009

Posty: 86

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

To jest świetne !
Czekam na ciąg dalszy ! :mrgreen:



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Sob 16:18, 19 Wrz 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

czekam na cd!



_________________

PostWysłany: Sob 20:03, 19 Wrz 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem



Part 17

Lisa podniosła lewą dłoń, żeby osłonić twarz od deszczu. Padało tak rzęsiście, że prawie nic nie widziała i musiała odgarnąć przemoczone kosmyki ciemnych włosów z czoła. Minęła szpitalny parking i usłyszała za sobą niewyraźny krzyk. Odwróciła się i łzy rozpaczy trysnęły jej z oczu. Płakała cicho, potem płacz zmienił się w łkanie. Przyśpieszyła kroku i biegła teraz z zaciśniętymi pięściami i skrzy¬wioną z wysiłku twarzą. Serce waliło jej w piersi tak głośno, iż zdawało się, że to ktoś gdzieś blisko zajadle i bezsensownie okłada kijem martwego człowieka. Nie zważając na nic wbiegła na przełaj jezdni, mijając rozpędzone auta. Nagle zaczepiła stopą o wyrwę w asfalcie i upała. Przemoczona sukienka przywarła do ciała niczym druga skóra, z czubka nosa kapały krople deszczu. Skulona leżała na jezdni i pogrążona w rozpaczy płakała za miłością, którą na zawsze utraciła. Miała ochotę wykrzyczeć swój ból przed całym światem. Idąc za impulsem serca wykazała brak wszelkiego rozsądku. Przypomniała sobie o zdjęciu, które niedawno zobaczyła w domu House’a . Pewne zdjęcie, znalezione przypadkiem poruszyło ją wtedy do głębi. Widać było na nim mężczyznę z kilkuletnim niebieskookim chłopcem, na którego twarzy malowały się najsprzeczniejsze uczucia- wściekłość, bunt, lęk, niepokój, duma, nieufność i smutek. To nie była twarz dziecka, które jest szczęśliwe. Patrząc na nie chciało się je przygarnąć do piersi, utulić i jeszcze obdarować prezentem, byleby tylko przestało być takie smutne i się uśmiechnęło. Tymczasem jej dziecko zostało dzisiaj w taki sam sposób odtrącone. Czy żałował tego co powiedział? Czy gotów był naprawić wyrządzone krzywdy? Czy zło, którego się dopuścił płynęło z jego zdeprawowanej duszy, czy też stanowiło punkt uboczny wewnętrznej szamotaniny i tęsknoty za prawdziwym uczuciem ? Na te i inne pytania nie miała odpowiedzi. Gdyby je znała nie wykazała by się absolutną głuchotą na głos zdrowego rozsądku i nie przywędrowałaby aż tutaj. Ale nie żałowała tamtego odruchu rozpaczy. Została przegrana od progu. Była bezbronna, czuła się tak, jakby potężna fala rzuciła ją, bezwolną, na skały i zmiotła spowrotem do morza. Deszcz boleśnie siekał jej bladą twarz i zupełnie rozmył resztki makijażu. Nagle serce jej zamarło. Podnosząc się zobaczyła mrugające w oddali światło krótki jasny błysk samochodowych reflektorów . Przeraźliwy pisk opon rozrywał rytmiczne uderzenia kropel o ciemną powłokę asfaltu (…)

Megan podeszła do barku i nalała sobie ginu z tonikiem. Potem uklękła obok niego na dywanie i oparła łokieć o fotel. Na chwilę zamilkli, słychać było tylko lekkie musowanie toniku w jej szklance.
- Czuję się jak po piętnastu drinkach, chociaż wypiłem tylko dziesięć – House poskarżył się z irytacją rzucając na podłogę słuchawkę telefonu. Pociągnął gwałtowny łyk bourbonu i zamyślił się. Nie powinien był zostawiać jej samej. Cholera, nie powinien przeżywać tego typu udręki niepewności. Zaraz na początku wmówił sobie, że to będzie przelotny romans i jeżeli Cuddy będzie chciała się zaangażować, odejdzie. Więc dlaczego siedział teraz nastroszony i smętny jak zmokła kura? Przecież przyznała, że jest w ciązy i zapewniła go o swojej miłości. Uczucie House’a miało jednak w sobie domieszkę strachu i niepewności.
- Kochasz Lisę ? –pytanie Meg wyrwało go z zamyślenia.
- Miłość? – prychnął z pogardą – To słodka, mdląca pigułka , jaką macherzy od kultury masowej aplikowali ludziom, żeby w swoim ekskluzywnym środowisku śmiać się z tego. Pod fantazyjnym kostiumem zwanym miłością kryje się jedynie prymitywny popęd płciowy- dokończył przeglądając leżący na kolanach terminarz w skórzanej oprawce.
Megan uśmiechnęła się gorzko i kątem oka spojrzała na zapełnione kontaktami pożółkłe kartki.
- Chyba obdzwoniliśmy wszystkich.
Greg przytaknął i zamilkł na chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. W końcu ponownie spojrzał na Meg:
- Dlaczego wtedy, pozwoliłaś jej odejść?
- To stare dzieje. Lepiej o wszystkim zapomnieć- skoro Lisa nie wyjawiła mu prawdy, teraz nie miała prawa wchodzić w ich życie z butami. House długo milczał wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Z jego twarzy znikł charakterystyczny ironiczny uśmieszek. Rozcierał swoje udo. Widać, było że cierpi. Po raz pierwszy w życiu Meg poczuła się śmiertelnie przerażona. Podniosła się szybko z podłogi.
- Idę … idę do łazienki – ruszyła w głąb mieszkania, jednak zanim zdążyła zrobić krok do przodu House już był przy niej zagradzając drogę.
- Nie pozwolę Ci odejść dopóki się nie wyspowiadasz
- Jakim prawem …?
- Takim- odparł spokojnie i podsunął jej od nos złotą monetę.
Megan widziała ją tyle razy, że znała na pamięć. Kolana się pod nią ugięły, lecz diagnosta podtrzymał ją. Jego palce boleśnie wbiły się w ramię. Nie mogła się wyrwać.
- Chyba masz mnie za idiotkę – spojrzała na niego z niesmakiem – być może Lisa leży gdzieś … – urwała w ostatniej chwili i spojrzała na Grega. Jego oczy przypominały jej oczy rannego, oszalałego z bólu zwierzęcia. Nagle ten wyraz zniknął. Wyrwała się i podeszła do stolika – Nie rozumiem dlaczego rozmawiamy o przeszłości- zmarszczyła czoło. House poczuł niepokój, gdy uśmiechnęła się do niego. Wyraz jej twarzy był dziwnie nieprzytomny, nie potrafił go rozszyfrować. W mieszkaniu zapanowała cisza…

Lisa powoli odwróciła się od siostry. Megan popatrzyła na nią z wściekłością :
- Przepraszam cię Greg, ale muszę kończyć Lisa właśnie weszła. Tak, ja też, kochanie. Do zobaczenia. Cześć! Powoli odłożyła słuchawkę na widełki i nagle rzuciła się w stronę siostry patrząc na nią z nienawiścią. Próbowała dosięgnąć jej twarzy paznokciami, a gdy ta osłoniła głowę obronnym gestem, chwyciła ją za włosy i szarpała ze wszystkich sił.
- To wszystko Twoja wina – krzyczała – Dlaczego mi go ukradłaś?
Lisa nie słuchała.
- Ty dziwko! Z całej siły uderzyła siostrę w policzek, Lisa próbowała się podnieść, ale znów posypał się na nią grad pięści. Tarzały się po podłodze, uderzyły o kredens. Wszytkie bibeloty pospadały na podłogę i część rozbiła się w drobny mak. Upadła potrącona żółta lampa, a woda ze strąconego wazonu z bukietem róż zostawiła brązową plamę na beżowym dywanie. Po chwili kwiaty zostały także doszczętnie zniszczone. Obie walczyły bez opamiętania. Po kilku minutach Lisa poczuła, że złość jej przeszła
- Meg, przestań. Nie mamy o co walczyć- ale siostra nie słuchała i z całej siły uderzyła ją w żebra.
- Nie musiałaś tego robić – wystękała z trudem łapiąc powietrze
- Dobrze Ci tak – Meg odparowała zajadle. Usiadły pod przeciwległymi ścianami, jak bokserzy po skończonej rundzie. Oddychały nierówno, przyglądały się sobie spod oka, gotowe w każdej chwili znów zacząć walkę. Lisa choć sama pogrążona w rozpaczy, czuła wzbierającą w siostrze nienawiść i złość.
- Czy Ty zdajesz sobie sprawę, co my robimy? Walczymy o jakiegoś mężczyznę!
- Nie o jakiegoś mężczyznę, tylko o House’a- Megan wybuchnęła płaczem – A Ty poszłaś z nim do łóżka!
- Wiesz, że żadna z nas nie zrezygnuje? – szepnęła przytulając wciąż łkającą siostrę.
Meg zaszlochała i popatrzyła w zaszklone oczy Lisy. Wiedziała, że obie chcą tego samego - Musimy rzucić monetą- zadecydowała w końcu, wyciągając z szuflady różowy portfel– Nie mamy wyboru.
Lisa westchnęła
- Chyba nie- zerknęła na zdjęcie niebieskookiego przystojniaka uśmiechającego się zza drewnianej ramki . Wiedziała, że ta chwila ma zadecydować o ich życiu – Najpierw ustalmy warunki. Ta, która wygra zostaje z Gregiem.
Megan przytaknęła i dodała : - Przegrana bierze się za karierę, wyjeżdża i już nigdy więcej nie może go zobaczyć
Lisa spojrzała na nią z przerażeniem – Mamy się więcej nie zobaczyć?
- W jego życiu jest miejce dla jednej z nas. Albo on, albo my. Nie ma innej możliwości
- Tak nie może być! – Lisa wybuchła - a co z rodzicami, ich też mamy już nie zobaczyć?
- Istnieją samochody, pociągi i samoloty. Rodzice będą odwiedzali tą która przegra w miejscu do którego się przeprowadzi. Nie patrz tak, to było nieuniknione od chwili, gdy zajęłaś moje miejsce
- Nigdy nie rozdzielałyśmy się na dłużej niż kilka tygodni, jak będę żyć bez Ciebie, jak mam być szczęśliwa?
- Jeśli wygrasz Greg Cię uszczęśliwi- odrzekła z kwaśną miną.
Nagle ogarnął je rozpaczliwy smutek, poczuły, że wszystko zaczyna się walić. Meg wyjęła złotą monetę
- Ja rzucam, Ty zgadujesz. Gotowa?
–Orzeł !
Moneta poszybowałą w górę, potoczyła się, upadła na ziemię i zalśniła w blasku słońca. Megan na chwilę zamknęła oczy, otworzyła je i spotkała wzrok siostry. Instynktownie wyciągnęła rękę i ścisnęła dłoń Lisy.
- Gdzie wyjedziesz?
- W New Jersey mają wolny etat dla Dziekana Medycyny – szepnęła, a słona łza spłynęła po jej policzku …

Part 18

Megan poczuła, jak serce ściska się jej z żalu na wspomnienie rozstania z siostrą. Spojrzała na zastygłą twarz diagnosty. Chciała pogłaskać go dłonią i pocieszyć, ale czuła, że była to ostatnia rzecz jakiej by sobie życzył. Udało jej się opanować
- Skąd to masz? – spojrzała na monetę, która złowrogo odbijała się w blasku zapalonej lampy – Ukradłeś ją Lisie? –zapytała z wyrzutem.
- Za kogo mnie masz?! – wykrzyknął oburzony – Ani razu, gdy włamywałem się do gabinetu Cuddy nie wykradłem jej pamiętnika i innych pamiątek ! Usiadł na skórzanej kanapie i podwinął rękawy przepoconej koszuli. Drgnęła mu szczęka, ale oczy pozostały zimne. – Masz smutną minkę … Pewnie martwisz się, że minie mi ochota - wskazał ruchem głowy na uchylone drzwi sypialni.
Megan wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia - Dlaczego traktujesz mnie tak jakbym nagle stała Ci się obca? Jak kogoś, kogo nawet nie lubisz ? Zacisnęła zęby i westchnęła. Zrozumiała, że dopóki był tylko wspomnieniem z przeszłości, łatwiej było o nim nie myśleć. Ale zobaczyć mężczyznę, który miał być Twoim mężem, wyobrazić sobie was razem, już nie tak łatwo znieść .
- Nie bierz tego do siebie, nie lubię nikogo - wzruszył ramionami i w tym momencie zrozumiał po co właściwie przyjechała. Popatrzył na nią z mieszanianą ciekawości i
podejrzliwości - Dlaczego jesteś taka zdenerwowana? Chyba nie sądzisz, że wykorzystam sposobność i przetestuję wszystkie Twoje łóżkowe talenty? Odwrócił głowę i zmierzył ją lodowatym spojrzeniem.
- Dzięki, ale nie korzystam z takich okazji. Wiedziała, że powinna zareagować śmiechem, ale z jakichś przyczyn zebrało się jej na łzy – Źle mnie zrozumiałeś – powiedziała rwącym głosem
- Wiem, wiem… Zawsze mówisz „nie” i na tym polega Twoja orginalność- wzruszył ramionami - Zastanawia mnie dlaczego rzuciłaś się na mnie w szpitalu?
- Przecież nie proponowałam Ci wspólnego seksu – broniła się, chociaż wiedziała że jest na straconej pozycji – To był tylko żart.
- Dość ryzykowny żart – poinformował ją – Mogłaś trafić na takiego, który …
- Który nie licząc się z moją wolą, zgwałciłby mnie. To chciałeś powiedzieć, prawda? Nie martw się potrafię radzić sobie ze zboczeńcami i frustratami…
- Jasne – przytaknął – pytanie dlaczego? Może dlatego, że sama jesteś frustratką? A może po prostu dziewicą? Wiem, wiem niełatwo wyznać mężczyźnie którego kochasz, że jeszcze nigdy nie uprawiałaś seksu…
Meg, aż zgrzytnęła zębami ze złości
- Czy swoim dziecięcym móżdźkiem nie możesz ogarnać jednej podstawowej rzeczy? Ludzie to nie zwierzęta, nie kopulują ze sobą przy każdej okazji
- Rozumiem – wykrzyknął z taką miną jakby doznał olśnienia – Chcesz powiedzieć, że popęd płciowy pozostał u Ciebie w szczątkowej formie. Interesują Cię jedynie wyższe cele. Niestety dziadzio Freud twierdzi że to właśnie rodzi frustrację – dokończył z triumfem.
- Nie mam najmniejszych problemów z moim popędem. Choć zapewne nie dorównuje on Twojemu – poczuła, że jeszcze chwila i dostanie ataku furii – Tamto w szpitalu nie miało nic wspólnego z seksem – powtórzyła dobitnie- Próbowałam jedynie…
- Co próbowałaś? – zapytał, robiąc zaciekawioną minę – Próbowałaś odebrać Cuddy, to co ona zabrała Ci kilkadziesiąt lat temu? Rozczaruję Cię, nie jestem waszą zabawką – dokończył sięgając po szklankę z bourbonem.
- Greg zrozum, proszę… - nagle przerwała z otwartymi ustami. Uświadomiła sobie bowiem, zdumiona samą sobą i sobą przerażona, że była o krok od zdradzenia temu osobnikowi, który miał ją za dziwkę i którego w tej chwili szczerze nie znosiła, największego sekretu. Czegoś, co nawet przed sobą utrzymywała w tajemnicy.
- Dobranoc, idę spać – oznajmiła w końcu – Nie wiesz, co tracisz – szepnęła i otarła łzę spływającą po policzku.
House odprowadził ją spojrzeniem
- Wiesz kogo mi przypominasz? – zapytał głosem zimnym niczym podmuch śmierci- Bezdomną, skomlącą, łaszącą się sukę, która pełzaniem, lizaniem rąk i zaglądaniem w oczy stara się wyżebrać kość, czy ochłap…Jesteś taka sama jak… - urwał w pół zdania, podniósł się i podszedł do okna.
- Jeśli martwisz się, że nie uśniesz na kanapie, możesz spać w sypialni – jęknęła skubiąc nerwowo brzeg sukienki. Najchętniej wyprowadziłaby się jak najdalej stąd, jednak mimo wszystko chciała być przy nim. Szczególnie teraz.
- Jesteś żałosna – oświadczył krótko – poza tym dzisiaj raczej nie zasnę
- Martwisz się o Lisę? Wiedziała, że pożałuje tego pytania, jednak chciała dowiedzieć się czegoś o związku siostry. House spojrzał na trzymaną w dłoni monetę i przeniósł wzrok na drzwi – Zdaje się, że moje sumienie właśnie zaparkowało przed domem - jęknął mrużąc oczy ( …)



Lisa podnosząc się zobaczyła mrugające w oddali światło krótki jasny błysk samochodowych reflektorów . Przeraźliwy pisk opon rozrywał rytmiczne uderzenia kropel o ciemną powłokę asfaltu . Kierowca gwałtownie nacisnął hamulec. Samochód przez chwilę ślizgał się, po czym stanął na poboczu. Przełknęła ślinę. Zabolało ją w gardle. Czuła, jak zimna chłodem przejmującym do szpiku kości woda spływa z jej włosów i sączy się przez całe ciało.
- Podrzucić Cię gdzieś ? – mężczyzna opuścił przyciemnianą szybę i zapraszającym gestem wskazał miejsce pasażera. Cuddy oparła się o drzwi i popatrzyła w ciemne wnętrze auta.
Z samochodu docierał do niej zapach skórzanej tapicerki i drogiej wody po goleniu.
- Nie, dziękuję. Nie mam daleko – wycharczała przez zaciśnięte gardło
- W porządku. Ale mam jeszcze kilka wolnych minut do swojego pierwszego spotkania, to wszystko. Mogę cię podwieźć, dokąd tylko zechcesz. Chyba, że jesteś z nim … - skinął głową na podążającego w ich stronę onkologa. Zawahała się. Zawsze odrzucała propozycje podwiezienia ze strony obcych ludzi, ale sytuacja była wyjątkowa. Wybiegła bez telefonu i jakichkolwiek pieniędzy. Była przemoczona i zziębnięta.
- W porządku - wskoczyła na miejsce obok kierowcy - Chcę się dostać na HighStreet.
- A więc właśnie tam cię zawiozę – mężczyzna rzucił jej szybkie spojrzenie i podkręcił ogrzewanie
- Mam nadzieję, że nie zboczy pan przeze mnie z drogi – uśmiechnęła się z wysiłkiem, chociaż w jej oczach czaił się strach.
- Raczej wątpię- zaśmiał się- na razie nigdzie mi się nie śpieszy . W schowku są chusteczki, masz krew na twarzy.
- Co takiego? - dotknęła czoła i poczuła, że jest mokre. Odchyliła boczne lusterko i popatrzyła na siebie. Na czole pod linią włosów miała niewielką ranę, z której krew sączyła się w dół wąską strugą aż do nosa. Wyjęła chusteczkę i starła ją.
Czas mijał. Poruszyła się, usiłując wygodniej się usadowić, lecz było to niemożliwe. Bolał ją kark i poczuła,że zaczyna jej drętwieć szyja. Nagle mężczyzna zatrzymał auto na prawym pasie, jakby chciał z powrotem przejechać przez Weri's Bridge, zamiast jechać prosto w kierunku HighStreet, dokąd chciała dotrzeć.Zaczynała się niepokoić.
- Dalej pójdę już pieszo – wyszeptała, czując że serce skacze jej do gardła.
- Na twoim miejscu nie marzyłbym o tym – mężczyzna nacisnął hamulec i zjechał na skraj szosy, aby przepuścić wyprzedzający ich samochód. Złapała za klamkę, jednak drzwi były zablokowane.
- Przestań! – krzyknęła nienaturalnym głosem- Wypuść mnie!
Kierowca zwolnił, po czym z całej siły uderzył ją pięścią w policzek. Cios był tak silny, że uderzyła głową w boczną szybę. Złapał ją za ramiona i kilkakrotnie, mimo szaleńczych wysiłków, by się wyrwać uderzył po raz kolejny, tym razem w nos, łamiąc jego chrząstkę. Zaczęła krwawić. Zniszczone wargi zacisnęły się, dławiąc prośbę o litość. Wiedziała że nie ma sensu błagać ( … )

Part 19

- Zastanawiałem się, czy jest coś co zmieni mój ból w pełnokrwistą agonię i oto zjawiasz się Ty … –diagnosta zawiesił głos i cofnął się by zamknąć drzwi.
- Dobry wieczór, House – Wilson z niesmakiem zlustrował stojącą w progu sypialni kobietę. House potrząsnął głową i spojrzał na przyjaciela. W jego oczach pojawiła się niepewność i coś jeszcze. Co to było? Ból?
- Nie powinieneś teraz niańczyć Cuddy ?! –wrzasnął kuśtykając w stronę kuchni. Po kilku minutach wrócił z dwiema puszkami piwa. Jedną podał Megan. Nie znosiła piwa, było jednak chłodne, a ona była spragniona. Otworzył drugą i usiadł. Pił łapczywie po czym wytarł usta wierzchem dłoni. Kiedy się odezwał w jego głosie pobrzmiewała nuta zawodu:
- Dlaczego nie pytasz, kim ona jest?
- Uznałem, że im mniej wiem, tym lepiej dla mnie – James wzruszył ramionami
- Dlaczego?
- Wiesz dlaczego – rzucił
- Ponieważ uważasz, że jestem mordercą i zamierzam ją zabić? – House mruknął od niechcenia pociągając duży łyk piwa. Chłodny napój popłynął wzdłuż gardła.
Wilson i Megan wymienili spojrzenia.
- House, jesteś nieznośny.
- Ostatnio przytyłem. Ciężko mnie nosić – diagnosta starał się nadać swojemu głosowi niskie, irytujące brzmienie.
- James i ja poznaliśmy się na przyjęciu – odezwał się niecierpliwy kobiecy głos.
Martwa cisza wypełniła pokój. Mijały minuty. Gdzieś na zewnątrz szczekał pies, jakaś ciężarówka jechała po ulicy
- Przepraszam Megan, ale czy mogłabyś na zostawić na chwilę samych – Wilson pierwszy przerwał milczenie
- Naturalnie – wyszeptała i wyszła.
Greg przewrócił oczyma i westchnął. Onkolog zacisnął pięść, ale nie mógł opanować drżenia szczęki. Popatrzył na przyjaciela ze strachem.
- Cuddy jest już dużą dziewczynką, na pewno się znajdzie – House jęknął nim przyjaciel zdążył się odezwać. Całym wysiłkiem woli zmusił się do zaprzestania rozmyślań nad tym najstraszliwszym ze scenariuszy.
Wilson w pierwszej chwili oniemiał z wrażenia
- Na miłość boską! Jak możesz siedzieć jakby nic się nie stało?! - wykrzyknął nie wierząc własnym uszom - Ona nosi pod sercem Twoje dziecko!
- Chodzi Ci o tą patologiczną narośl w jej brzuchu? – odparł szorstko – Na pewno lista kandydatów do roli tatusia jest długa .
- Zaraz, zaraz – James uniósł dłoń w uspokajającym geście, lecz mimo woli osiągnął wręcz przeciwny skutek. Rozzłościł się na dobre - Co jej zrobiłeś ?! Co powiedziałeś?!
House sarkastycznie wzruszył ramionami
- Co można powiedzieć kobiecie, która rozczarowała Cię w łóżku? Tylko, to co powinna usłyszeć. Że powtórki nie będzie.
Wilson zaniemówił ze zgrozy
- Uprawiałeś z nią seks podczas przyjęcia, a potem wyrzuciłeś na ulicę? Czy Ty w ogóle nie masz serca?!
House próbował się roześmiać, próba ta jednak wyraźnie nie powiodła się.
- Serce to tylko pompa przetaczająca krew. Kazałem jej sobie pójść i co z tego?
- To z tego, że życie Lisy jest zagrożone. Chciałem ustrzec ja przed najgorszym. Oczywiście Ciebie to nic nie obchodzi. Ale my, to znaczy ja i jej rodzice, boimy się że coś się może stać. Robi to na Tobie jakieś wrażenie?
- Daruj sobie TATO! Nie wmawiaj mi, że Cuddy nie da sobie sama rady. Nie jestem jej potrzebny
- Okłamuj się House. Jeżeli okłamywanie innych wychodzi Ci równie dobrze, jak samego siebie to na pewno Ci uwierzą. Okłamujesz siebie, bo nie masz odwagi spojrzeć prawdzie w oczy. Ale jeśłi coś przydarzy się Cuddy, to człowiekiem którego przede wszystkim będziesz musiał się strzec, będę ja – Wilson nerwowo przeczesał włosy palcami - Już dawno dostrzegłem zło tkwiące w tobie, ale dotąd winiłem za to fizyczny ból jaki odczuwałeś. Jednak teraz …- potrząsnął głową – … nic nie usprawiedliwia Twojego okrucieństwa. Powinieneś był wyciągnąć wnioski z własnych doświadczeń. Zawsze czułeś się niekochany i odtrącony przez najbliższych. I oto znajduje się osoba, która darzy Cię głębokim uczuciem, a Ty postępujesz z nią gorzej niż z dziwką. Bo chyba wiesz, że Lisa zakochała się w Tobie?
House poczuł nieprzyjemny smak w ustach. Co to mogło być? Żółć, gorycz, zawód, tęsknota, żal? Głupie pytania. Ani myślał analizować swoich uczuć.
- A więc zostanę ukarany, czy skończy się na srogich spojrzeniach – zironizował – Nie mogę znieść niepewności
- Żal mi Cię – Wilson położył dłoń na klamce – Powinieneś pójść po wskazówki do psychiatry, jak dojść do ładu z samym sobą. Ja w tej chwili mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż pochylać się nad Twoimi kompleksami . Ratujesz ludzkie życie, jednak nie potrafisz ocalić samego siebie. Czasami fajnie jest czuć się Bogiem…
- No nie wiem, nigdy nie czułem się nikim innym. Nie mam porównania – spojrzał na przyjaciela. Mięśnie jego szczęki pulsowały, jakby za chwilę miał wrzasnąć i stłuc go za tę obojętną minę. Nigdy nie widział Wilsona takiego zdenerwowanego.
- Trafiła Ci się idealna kobieta i gdyby ode mnie zależało, co rano podawałbym jej śniadanie do łóżka. Byłbym jej najlepszym przyjacielem i ramieniem w które mogłaby się wypłakać. Wsłuchiwałbym się w jej cudowny śmiech, dziękując Bogu za każdy spędzony wspólnie dzień opanował się i skierował ku drzwiom
- Wilson … – rozległo się za jego plecami.
Nie odwracając się, potrząsnął głowa
- Nie teraz, House. Możesz sobie darować. Cuddy mnie potrzebuje – Wyszedł trzaskając drzwiami .
Chyba ten piekielny alkohol mi zaszkodził, pomyślał w ciszy jaka zapadła po wyjściu onkologa. Wyczuwał kawał lodu na dnie żołądka, a w sercu ostry cierń. Zamknął oczy i zacisnął pięści (… )



Lisa na moment otworzyła oczy i wyszeptała:
- Co... co się dzieje?
Zaraz jednak znów przymknęła powieki i zaczęła głośno oddychać przez otwarte usta.
Po kilkunastu minutach niespodziewanie zbudził ją najbardziej przeszywający ból, jakiego w życiu doświadczyła. Odnosiła wrażenie, jakby jej prawą rękę ktoś położył na rozgrzanym do czerwoności piecu. Otworzyła usta i spróbowała krzyknąć, ból był jednak tak straszliwy, że nie potrafiła nawet złapać oddechu i zamiast krzyku z jej gardła wydobyło się jedynie zdławione gulgotanie. Złamanie było widoczne gołym okiem i wywołało straszny skurcz bólu wzdłuż całego ramienia. Palce rozczapierzyły się jakby pod wpływem elektrycznego wstrząsu. Szarpała się w boleściach, choć na razie to jeszcze nie były boleści. Zielone tęczówki zwężały się. Otworzyła usta, jakby nie mogła złapać tchu. Rozejrzała się dookoła, powoli zaczęła przypominać sobie wydarzenia sprzed kilku godzin. Pamiętała , że wsiadła do czarnej Hondy, potem obraz zaczął się zacierać. Przez mgłę przypomniała sobie, że ugryzła napastnika w twarz. Czuła swoje zęby na jego kościach policzkowych. Auto wpadło w poślizg, obróciło się i koniec końców uderzyło w krawężnik. Zatrzymali się na jakimś słupku, przednia szyba rozprysła się w drobny mak.
Gdzieś wewnątrz osłabionego fizycznie i psychicznie organizmu odezwał się głos nakazujący uciekać jak najdalej od miejsca wypadku. Uniosła lewą dłoń, żeby osłonić twarz od deszczu. Zbierało się jej na wymioty. Zamknąwszy oczy ujrzała wykrzywioną w szyderczym uśmiechu twarz kierowcy. Wiedziała, że nie może tutaj zostać . Wsparła się na łokciu, lecz głowa natychmiast opadła na asfalt. Chryste, nigdy w życiu nie była tak osłabiona! Jestem bezbronna i niezdolna do walki - wmawiała sobie. Nagle wyprężyła się rozpoznając chrapliwy głos mężczyzny. Próbowała zagłuszyć ból, myśleć o czymś innym, bezskutecznie. Serce zabiło gwałtowniej palone gorączką. Spocone i zmoknięte palce znalazły dość siły by dźwignąć ciało do półsiedzącej pozycji. Naprężyła się jeszcze bardziej i usiadła na kolanach, starając się podtrzymać złamaną rękę. Miała wrażenie, że czuje każdą rozszarpaną komórkę, każdy nerw. Próbowała się podnieść, walczyć lecz była słaba jak jesienny liść, opierający się podmuchom wiatru. Zaczęła szlochać. Musi walczyć! Podczołgała się do auta. Drżące z zimna i strachu palce lewej ręki dotknęły w mroku czegoś, co obsunęło się i spadło. Starała się znaleźć cokolwiek na czym mogłaby się oprzeć. Udało się. Zacisnęła dłoń na brzegu zderzaka. Niemal straciła przytomność, czuła jak metalowy element wymyka się spod palców. Niewyobrażalny wysiłek … Ból … Udało się. Stała na nogach kołysząc się tam i z powrotem. Nie starczyło jej siły, aby zrobić jakikolwiek krok. Jęknęła głośno. Po chwili usłyszała metaliczny dźwięk, brzmiący jakoś dziwnie. Upłynęło kilka chwil zanim zrozumiała co się dzieje. Dzwonił telefon. Usłyszała głos należący do oprawcy. Jej otępiały umysł nie był w stanie ogarnąć tego bełkotu nic nie znaczących słów.
Mężczyzna zbliżał się do niej z lekko roztargnionym, nieobecnym wyrazem twarzy.
- Na ziemię - wrzasnął głośno, podnosząc w górę nóż, który błysnął srebrzyście w powietrzu. Opuścił rękę, bardzo szybko, i coś otarło się o jej ramię. Poczuła kujący ból, niczym od ukąszenia pszczoły, ale dopiero kiedy dotknęła bolącego miejsca ręką i poczuła pod palcami ciepły, lepki strumień, zrozumiała że chce ją zabić. Chciała do niego przemówić, chciała poprosić, żeby tego nie robił. Była przecież za młoda by umierać! Ale nie potrafiła znaleźć słów, żeby mu to wyjaśnić. Miała zbyt zaciśnięte gardło, klatkę piersiową i sparaliżowany strachem umysł. Zamiast próbować go przekonać, odwróciła się i rzuciła do ucieczki. Wiedziała, że morderca jest bardzo blisko. Słyszała jego ciężkie chrzęszczące kroki, ścigające ją niczym postać z horroru. Słyszała, jak łapie kurczowo oddech, woła i prosi:
- Nie możesz uciekać! Zadzwoniłem po pomoc! Jesteś ranna, zatrzymaj się! - Rozłożył szeroko ręce, żeby pokazać, że jest niewinny i nie ma żadnych złych zamiarów.
Kusiło ją, żeby się zatrzymać, paść na kolana i pozwolić zrobić to, co zamierzał. Ale miała przerażającą pewność co do tego, że jeśli ją dogoni, zginie i dlatego właśnie nie zwalniała kroku (… )

Part 20

- Idioto! Mogłeś się zabić – głos Wilsona przedarł się przez hałas rozsadzający od wewnątrz jego głowę. Ciało diagnosty częściowo wystawało spod przewróconego motoru.
- Do cholery, zabierz ze mnie to żelastwo !
Onkolog zacisnął prawą dłoń na ramie, drugą przytrzymał oponę i przeciągną je ku sobie, niemal przewracając się pod ciężarem maszyny. Musiała ważyć ze sto kilo, jeżeli nie więcej. House pozbywszy się balastu podniósł się z trudem łapiąc oddech. Grunt był śliski i musiał uważać przy każdym kroku. Na szczęście uliczne lampy oświetlały okolicę na tyle jasno, że wiedział po czym idzie. W pewnej chwili potknął się i musiał wytężyć wszystkie siły swoich osłabionych mięśni by nie upaść.
- Kompletnie Ci odbiło - syknął James ze złością – Dlaczego wsiadłeś na motor?
- Dlaczego miałem tego nie robić?
- Może dlatego, że biegłem machając rękami i krzycząc "Nie rób tego!!"?
- Trafna sugestia – wzruszył ramionami kierując się w stronę samochodu onkologa. Błoto oblepiające jego adidasy utrudniało poruszanie . Mroźny wiatr zdawał się go poszturchiwać. Szedł jak w zwolnionym filmie. Wreszcie usadowił się na miejscu pasażera. Prawą ręką sięgnął do kieszeni spodni i zacisnął dłoń na flakoniku Vicodiny. Chłodne opakowanie przyjemnie chłodziło mu palce, dając poczucie siły, której tak bardzo potrzebował. Mocno ścisnął dłoń i powoli wyciągnął pomarańczowe pudełeczko z kieszeni. Noc dłużyła się niemiłosiernie.
- Jeśli chciałeś żebym został, mogłeś po prostu powiedzieć – Wilson odchylił głowę, by spojrzeć przyjacielowi w twarz - Tak właśnie robią cywilizowani ludzie. Dokończył i nagle pojął, że House się po prostu boi. Ostatnie dwa dni nadszarpnęły ich siły. Obaj stracili pewność siebie. Nerwy napędzały działanie, a strach nerwy. Samolubnie szukał oparcia w Megan, a teraz tego samego oczekiwał od niego. Dostrzegł jednak szczególną analogię. Nie tylko diagnosta potrzebował jego, ale także on potrzebował House’a. Wiedział, że w ciągu dwóch dni przyjaciel starał się naprawić konsekwencje swoich słów i bólu jaki zadał Cuddy.
Obserwował jak angażuje się w przypadek mima niedawno podrzucony przez Lisę, zajmuje się pacjentami w przychodni. Mimo, że był opanowany sprawiał wrażenie odgrodzonego od świata i zamkniętego w klatce własnego bólu i lęku.
- Wiesz, że nic nie możemy zrobić. Pozostaje nam czekać i być dobrej myśli – Wilson odezwał się uruchamiając silnik samochodu
- Co masz na myśli – House spytał podejrzliwie
- Wiem, że martwisz się o Cuddy. To zrozumiałe – kontynuował zjeżdżając na prawy pas – zważywszy na to, że łączy Was coś więcej niż przyjaźń.
- Doprawdy? Jaki mądry chłopiec. Jak logicznie potrafi myśleć- wręcz kipiał zajadliwą ironią- problem w tym, że diagności nie przepadają za takimi mądralami,wiesz? Powiem więcej, mądrale działają im na nerwy - House wpatrywał się w przyjaciela oczami mordercy. Z miłą chęcią przyrządził by z niego potrawkę dla Steve’a. Przez ostatnie dni poziom jego irytacji zdobywał coraz wyższe szczyty. Zaraz po zniknięciu Lisy w odruchu samoobrony tłumaczył sobie, że jest rzeczą niemożliwą by po dwudziestu latach utrzymywania się w ryzach w przeciągu kilku tygodni stracić głowę dla kobiety. A jednak niemożliwe stało się możliwym, gorzej, bo stało się faktem. Ostatniej nocy śnił o Cuddy , a gdy obudził się spocony, wciąż miał pod powiekami jej twarz i postać. Przerażenie, wstręt do samego siebie i dręczące poczucie winy- wszystkie te doznania określały w ostatnich dniach jego życie. Zupełnie jakby wróciły dawne czasy, gdy jako kilkuletni chłopiec wymykał się z domu, by pojeździć kolejką górską w wesołym miasteczku. Wagonik leciał w przepaść, by później jakimś cudem wydźwignąć się ku górze i utrzymać na szynach. Jednak miał świadomość że cud się nie zdarzy i tym razem pochłonie go przepaść (…)


Najpierw wraca świadomość, potem zdolność widzenia. Czuję chłód- to znaczy, że wciąż żyję. Próbuję dotknąć twarzy, ale ręce odmawiają mi posłuszeństwa. Nogi również mam dziwnie ciężkie. Staram się otworzyć oczy. . Chwyta mnie paraliżujący strach. „Cuddy nie panikuj” odzywa się w mojej głowie jakiś głos. Chwytam się desperacko tego echa. Tak bardzo się boję.
Powieki same zaczynają mi drżeć, dłonie zaciskają się w pięści. Coś dziwnego dzieje się z moimi mięśniami. Wiem, że zanim otworzę oczy, powinnam rozeznać się w swoim położeniu, ale pragnienie ujrzenia światła zwycięża. Zanim przebiję się przez chmury i mgłę, mija trochę czasu. Zagryzam wargi. Wokół panuje przerażająca cisza. W wysuszonych ustach czuję nieprzyjemny kwaśny smak. Z najwyższym wysiłkiem otwieram oczy. Przygryzam wargę. Nie wiem gdzie jestem, jak się tutaj znalazłam „Do diabła, co się dzieje” Próbuję przypomnieć sobie jak tutaj trafiłam. Przez głowę przebiegają strzępy myśli i wspomnień. Tamten las, mężczyzna, wypadek. Zbierając resztki sił staram zrzucić z siebie pościel. Bezskutecznie. Chcę odwrócić głowę, ale nie mogę ruszyć szyją. Muszę zadowolić się tym co widzę w tej pozycji. Przez chwilę mam wrażenie, że wszystko mi się śni, ale raptem dobiega mnie odgłos kroków.
- Witam ponownie wśród żywych - słyszę nieznajomy męski głos
Nadludzkim wysiłkiem odwracam głowę w prawo. To co widzę odbiera mi mowę. W dłoni okrytej czarną rękawiczką mężczyzna trzyma pistolet. Jest prawie nagi . Ma na sobie jedynie stare znoszone jeansy.
Próbuję coś powiedzieć, wreszcie udaje mi się wydusić:
- Gdzie jestem?
W pewnym sensie to retoryczne pytanie. Większość ofiar zadaje pytanie, wiedząc że nie otrzymają odpowiedzi.
- A jak sądzisz? – wzrok napastnika wędruje od okna do mnie i z powrotem.
- Co się stało – odpowiadam pytaniem na pytanie
Mężczyzna zdaje się tego nie słyszeć
- Co się stało – powtarzam z uporem.
- Próbowałaś uciekać, to było bardzo nierozsądne zważywszy na złamaną rękę i zwichniętą kostkę.
- Dlaczego nie czuję bólu? Dlaczego nie mogę poruszać rękami?
Napastnik zbywa moje pytania milczeniem. Wiedziona impulsem staram się odwrócić dłoń. Trwa to całą wieczność, ale w końcu mi się udaję. Widzę, że do grzbietu dłoni mam przymocowany przeźroczysty plastikowy przewód, wprowadzony do żyły. Biegnie spiralnie wokół podstawy aluminiowego stojaka i łączy się z butelką w zestawie infuzyjnym. Próbuję uwolnić się od przewodu kroplówki, ale mięśnie odmawiają mi posłuszeństwa.
Mężczyzna grozi mi palcem.
- W kroplówce jest lek przeciwbólowy i środek zwiotczający mięśnie. Ale łatwo można je zastąpić czymś innym.
Ostatnie zdanie powtarzam w myślach kilkakrotnie. Żołądek podchodzi mi do gardła. Mój Boże!
- Kim jesteś? - podejmuję ostrożnie. Jest mi już wszystko jedno. Wiem, że to koniec.
- Nie mam nazwiska – odpowiada szybko wykrzywiając pogardliwie usta.
Przez chwilę lustruje moje ciało wzrokiem, wreszcie pyta:
- Chciałabyś wiedzieć czy dziecko żyje prawda?
Zaciskam powieki, żeby się nie rozpłakać, ale łzy same płyną. Głos mężczyzny odbija się od ścian ciemnego pokoju. Nadludzkim wysiłkiem staram się podnieść rękę wolną od kroplówki. Sięgam między nogi. Uświadamiam sobie, że jestem kompletnie naga. Czuję łzy płynące po twarzy, oczy zachodzą mi mgłą. Unoszę dłoń, ale nie znajduję śladu krwi.
- Jeszcze tego nie wiesz? – przez łzy widzę, że mężczyzna patrzy teraz na mnie – Żyje czy nie?
Próbuję odczytać co naprawdę myśli. Mam wrażenie, że znowu znalazłam się w holu PPH, na nowo przeżywam moment, kiedy cały mój świat zawalił się w jednej chwili i zrozumiałam, że cząstka mnie samej umarła bezpowrotnie.
- Nie żyje – staram się odpowiedzieć, lecz głos grzęźnie mi w gardle. Nie mogę wydobyć z siebie słowa.
- Uwolniliśmy Cię – napastnik pozwala sobie na uśmiech zadowolenia.
Gdzieś w oddali rozlega się krzyk. Słyszę brzmienie słów, lecz nie rozumiem ich znaczenia. Staram się błądzić myślami gdzie indziej. Czuję, że moim ciałem wstrząsa gwałtowny dreszcz. Na skórze pojawiają się krople potu. Chcę opuścić swoje bezużyteczne ciało i w ten sposób uchronić się przed śmiercią i bólem. Uświadamiam sobie, że wyrok śmierci został już ogłoszony.
- Nie rozumiem – szepczę do siebie
- Ależ rozumiesz, Liso – odpowiada głos, który z pewnością nie należy do półnagiego mężczyzny. Ktoś jeszcze jest w pokoju.
- Sama robiłaś wszystko, żeby żyć jak mężczyzna. Praca bez ustanku. Nie wyszłaś za mąż, nie chciałaś mieć dzieci. Ale od tego nie ma ucieczki. I zaczynasz to już rozumieć. Co miesiąc wykluwające się w tobie małe ziarenko domagało się zapłodnienia. Twoje łono wołało w bólu by je wypełnić. Pozwoliłaś House’owi wykorzystać swoje ciało, prawda? Wiedziałem to od razu jak tylko spotkałem Was razem w Twoim gabinecie.
Poznaję go po głosie. Otwarta dłoń uderza mnie prosto w twarz.
Zastanawiam się czy jest coś co zdoła mnie ocalić. Zatrzymuje się po mojej lewej stronie. Żeby coś zobaczyć muszę wykręcić szyję. Widzę, jak sięga do torby i wyjmuje płaski wąski pakunek. Kręci nerwowo głową i spogląda na prawie ciemne niebo. Następnie idzie do stolika bierze strzykawkę i wraca do mnie. Jego twarz jest wyprana z jakichkolwiek emocji. Moja cala nadzieja ulatnia się momentalnie. Pozostaje tylko strach. Mężczyzna wprowadza zawartość strzykawki do kroplówki. Czuję pieczenie w lewym nadgarstku. Łzy gniewu i bezsilności spływają mi po policzkach. Próbuję walczyć z nieznaną trucizną, ale po chwili powieki same mi opadają (…)



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Nie 14:53, 20 Wrz 2009
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

JeeeeeJ !!
Jesteś genialany. Omg , nie wiem co powiedzieć.
Chce mi się płakać.
Ahh, no to opowiadanie jest po prostu cudowne. Ale proszę Cię , nie mów mi, że to się źle skończy !
Natychmiast proszę o kolejną część. ; )

To jest mój ulubiony fick !!
Zdecydowanie ! ;)

Dodano 28 minut temu:

Mam nadzieję , że zdążysz napisać coś jeszcze w tm tygodniu.

Dłużej nie wytrzymam. :mrgreen: :killer:



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Nie 18:08, 20 Wrz 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

nie jestem w stanie się racjonalnie wypowiedzieć poprostu jestem pod wielkim wrazeniem i czekam na zakończenie:) pozdrawiam



_________________

PostWysłany: Nie 20:38, 20 Wrz 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

OMG!!! OMG !!!! genialne po prostu genialne :):):* tylko mam jedną prośbę napisz ciąg dalszy jak najszybciej :D:D :*:* :mrgreen: :mrgreen: :lol: :o :) :D :jupi: :jupi:



PostWysłany: Pon 19:26, 21 Wrz 2009
xXcuddyXx
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 04 Sie 2009

Posty: 11

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ja się prawde mówiąc juz pogubiłam w tym opowiadaniu, przez duże przerwy między nowymi częściami, ale wiem jedno piszesz super teksty, mam nadzieję że będzie happy end, albo chociaż coś w tym stylu :D



_________________


Moje siostrzyczki Nemezis i Sevir i nasza mamuta Maagda
Mój prywatny, jedyny i niezastąpiony kaloryferek Alan
Moja prywatna pisarka zÓych dobranocek, po których nikt nie zaśnie - Guśka

PostWysłany: Wto 3:53, 22 Wrz 2009
nimfka
Nietoperek
Nietoperek



Dołączył: 13 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 11393

Miasto: HouseLand
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

o kurcze.... tylko tyle moge powiedziec.
Naprawde świetny fik :D
fajnie,że napisałeś ciąg dalszy :)
a teraz czekam na cd :D



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Wto 7:09, 22 Wrz 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Booooooskie:D czekam z niecierpliwością na cd



PostWysłany: Czw 21:22, 24 Wrz 2009
alskan
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 13 Maj 2009

Posty: 8

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

BOski



_________________
.


”Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz.” filozof Jagger
”Ale jak się okazuje, jeśli się czasem starasz, to dostajesz to, czego potrzebujesz.” Lisa Cuddy

PostWysłany: Pią 19:36, 25 Wrz 2009
sylrich05
Geriatra
Geriatra



Dołączył: 29 Lip 2009
Pochwał: 2

Posty: 724

Miasto: Bytom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ja już chcę następną część !! :D :twisted:



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Pią 19:44, 25 Wrz 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Kiedy wstawisz następne części ? :>
Nie trzymaj Nas w niepewności ! :D



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Sob 20:34, 24 Paź 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

no właśnie kiedy, kiedy?? ;>



_________________
I WATCH FOR CUDDY ! :serducho:
my sweet daughter - maagdaa
Dumnie należę do NBA -> Nimfkowa Brygada ANTYspaniowa x D

PostWysłany: Sob 20:57, 24 Paź 2009
kretowa
Gastrolog
Gastrolog



Dołączył: 12 Wrz 2009
Pochwał: 3

Posty: 1406

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 2 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.06344 sekund, Zapytań SQL: 15