Live or die [+18] Part 27
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

maagdaa napisał:
Powiedz, że to się nie skończy źle .... !


Czy nie skończy się źle :> To zależy od tego jaka jest Twoja skala zła.
Happy Endu nie będzie, chociaż i tak myślę, że ostatni part będzie najlepszym co mogło spotkać Cuddy i House'a ;)

jeanne napisał:
Znając Jiga skończy się bardzo źle Very Happy

(chociaż mam nadzieję, że Cuddy nie zostanie porzucona przed tym strasznym czymś zaczynającym się na literę P! Shocked Shocked )


Jeanne jak Ty mnie dobrze znasz. Oczywiście, że nie może być zbyt cukierkowo bo to przeczy mojej zÓej i zboczonej naturze psychicznego maniaka :nie powiem: Ale jeśli chcesz speszyl for ju mogę zrobić tak, żeby któreś z fika leżakowało trochę pod płotem :> Mogę też przebić kogoś sztachetą, ale wtedy nie będzie niespodziewanki :hahaha:


Cytat:
Zazwyczaj Cuddy jest ratowana/zabijana od razu, a nie męczona, tak jak Ty to robisz.


Bo nikt nie ma takiej zrytej psychiki jak my :hahaha:


nimfka napisał:
Jig śledzę tego fika jeszcze od tamtego forum i już się w nim totalnie pogubiłam, a czytałam go od początku całego już co najmniej 3 razy, za każdym razem pełna podziwu dla twoich zdolnści.


Czasem sam się gubię, do tego stopnia że muszę czytać od początku wszystko żeby mi się nic nie pokiełbasiło :hahaha:
W razie wątpliwości służę streszczeniem i krótką notą - Co chory psychicznie autor miał na myśli... :wink:

kim napisał:
Gdybym nie przeczytała opisów tak makabrycznych obrazów w Twoim fiku, nigdy by mi samej do głowy nie przyszły... A od tych obrazów bardziej przerażające są złe emocje oprychów oraz ich odbiór przez Cuddy. Straszne to trochę, że w czyjejś wyobraźni coś tak przerażającego może powstać...


Czasem sam się siebie boję, ale nigdy nie umiałem opisywać pozytywnych emocji, czy uczuć i nawet zastanawiałem skąd się wzięło takie skrzywienie...

Cytat:
Zastanawia mnie tylko jedna rzecz - czy ja wyłapałam błąd rzeczowy czy po prostu jakiś fragment tekstu mi umknął? Przeczytałam, że zakneblowali ją ręcznikiem, w chwilę potem Lisa krzyczała. Kiedy ją odkneblowali? Knebel po prostu zniknął?


Wyłowiłaś to czego nie poprawiłem. W pierwszej wersji, scena gwałtu była o wiele bardziej brutalna i połowę dłuższa. Po przeanalizowaniu po raz enty, doszedłem do wniosku, że mimo wszystko jest zbyt brutalna i krwawa dlatego wyciąłem to co mogło budzić niesmak wśród czytających- stąd wzięła się ta nieścisłość :)

sylrich05 napisał:
przeczytałam to jeszcze raz. i znów mam wrażanie tak jak przy poprzedniej części że z Cuddy już koniec. ona nie może po prostu odejść. Sad


Cuddy to twarda kobieta i dzielnie walczy o życie. Fik jest jakby nie było Huddy, więc mimo że oddzielnie to chciałbym pociągnąć wątek jak długo się da- czyli do ostatniej kropli krwii :>


Nemezis napisał:
a ja wam powiem ze mi się podoba. w końcu fik brutalny ale za to te opisy. Jigu cudowny język opisy dodają klimatu przenoszą nas wręcz do ciała biednej Cuddy .


Na początku nie był brutalny, teraz idzie w coraz gorszym kierunku. Ala jeśli to jakieś pocieszenie, to dodam że krótko- bo krótko - będzie jeszcze cukierkowo :D

Dodano 11 minut temu:





Part 22




House odgarnął włosy z czoła. Wiedział, że po nie przespanej nocy nie
prezentuje się zbyt korzystnie.
- To jest mój dom - powiedział niepewnie - To znaczy, to był mój dom.
- To był twój dom - powtórzył onkolog - No i co z tego?
- To był mój dom, więc miałem go prawo sprzedać. To wszystko- rzucił przyjacielowi kpiące spojrzenie i pochylił się, żeby podnieść puste pudełeczko po Vicodinie.
- Masz rację - Wilson wzruszył ramionami i usiadł na krześle- Chciałbym wiedzieć dlaczego to zrobiłeś.
W odpowiedzi diagnosta wyszarpał z kieszeni marynarki kawałek pożółkłego papieru i klnąc pod nosem cisnął nim w Jamesa.
- Przeczytaj! – warknął- I sam sobie odpowiedz na Twoje genialne pytania Sherlocku.
- Nie mam nastroju do zgadywanek - obrzucił czek pogardliwym spojrzeniem- Nie dzisiaj, House. W ogóle już nigdy!
- Okej. Doszedłem do wniosku, że potrzebuję większej lebensraum, przestrzeni życiowej- odparował lekkim tonem, chcąc udobruchać przyjaciela.
- Brawo! Opierasz się na doktrynie nazizmu- niestety skutek był odwrotny do zamierzonego. Rozdrażnił onkologa jeszcze bardziej – Hitler byłby z Ciebie dumny! Macie ze sobą wiele wspólnego.
House uniósł brwi z udawanym zdziwieniem. Podszedł do okna i oparł się o parapet. Nie musiał odwracać głowy by czuć na sobie parzące spojrzenie czekoladowych oczu.
- Uważasz że jestem dyktatorem, lub kimś w tym rodzaju. Super – przesunął dłońmi po brzuchu, wygładzając mocno pomięty materiał koszuli.- Zatem skazuję Cię na śmierć!
Na twarzy Wilsona pojawiły się czerwone plamy
- Więc nie dowiem się co kombinujesz?- zapytał po raz ostatni, lekceważąc docinek.
- Nie.
- Przyjaźnisz się ze mną, żeby móc mnie wykorzystywać kiedy przyjdzie Ci na to ochota. Tak samo traktowałeś Cuddy, była Twoją legalną dziwką. Po co udawać, że jest inaczej? Nie chciałeś dziecka, nie zamierzałeś się z nią wiązać. Nie mówisz mi o swoich planach, nie mówisz co myślisz.
House zbladł. Nie wiedział czy z wściekłości , czy na skutek wstrząsu. Zaszokowała go brutalność słów, a może nagłe ujawnienie faktów, o których nie chciał nic wiedzieć. Uniósł rękę, jakby miał zamiar odsunąć od siebie wszystko, co przed chwilą usłyszał, ale gest urwał się w połowie. Podniósł dłoń do czoła
- To nie prawda – wyszeptał- nie prawda.
- Tak sądzisz?
Zmierzyli się wzrokiem. Wilson uznał milczenie za przejaw rezygnacji i sięgnął po marynarkę.
- Mam wrażenie, że jestem w jakimś pieprzonym teleturnieju z cyklu „Moment prawdy”. Od kilku tygodni żyję w ciągłym stresie przez dwadzieścia cztery godziny na dobę. Cuddy jest najważniejszą częścią mojego życia – oświadczył- i nie zamierzam jej stracić.
Był zirytowany.
- Przyjąłem to do wiadomości- onkolog odparł bezbarwnym głosem- z dużymi oporami i tylko dlatego, że nie mam innego wyjścia. Ale nie chcę zostać zepchnięty na margines twojego życia.
- Nie spycham Cię- w jasno niebieskich oczach błysnęło szyderstwo
- I dlatego zamiast powiedzieć mi prawdę, brniesz w parszywe kłamstwo, wymyślając coraz to bardziej niedorzeczne historie- rzucił ze złością.
House wiedział, że Wilson ma rację i to złościło go jeszcze bardziej.
- Próbuję Cię chronić- powiedział urywanym głosem- chociaż Twoje horyzonty myślowe są tak ciasne, że nie potrafisz tego zrozumieć.
- Więc mnie oświeć!
- On naprawę chce Cię chronić- Cameron westchnęła ciężko i spojrzała na diagnostę z głębokim współczuciem. Zmierzał ku niej z prędkością światła, z nozdrzy buchał mu ogień, a oczy ciskały błyskawicami
- Dlaczego odnoszę wrażenie, że za chwilę mój alergoimmunolog padnie ofiarą brutalnego morderstwa? – warknął groźnie, czując że cała krew spływa mu do nóg.
- Wygląda na to, że on zamorduje nie tylko mnie, więc zostanę i będę bronił twej niewinności- James zażartował, przepuszczając Allison w drzwiach. Z reakcji przyjaciela nie trudno było się domyśleć, że Cameron wie coś więcej.
- House …- spojrzała na niego błagalnie- Powinieneś porozmawiać z Wilsonem, jestem pewna że wszystko zrozumie- uśmiechnęła się niepewnie.
- Nie przypominam sobie, żebym dzwonił po adwokata – przywitał ją lodowato
- Przyszłam Ci pomóc
- Zaraz się wzruszę!- zawołał dobrodusznie ignorując natychmiastowe ochłodzenie atmosfery
- Pamiętaj, że jeżeli będziesz potrzebował przystani w sztormową noc, z przyjemnością udzielę Ci schronienia
- Sam potrafię się sobą zaopiekować- w głosie diagnosty wyczuwało się rozdrażnienie
- Tak. Udowodniłeś to, wydając wszystkie oszczędności na wyciągnięcie z pudła recydywisty, który więcej niż połowę życia spędził w więzieniach o zaostrzonym rygorze- wymamrotała z niesmakiem.
Wilson wziął głęboki oddech, żeby odzyskać zimną krew. Twarz diagnosty stężała z gniewu. Spojrzał na podwładną wzrokiem, który miał ją przeniknąć na wskroś, dotrzeć do najtajniejszych zakamarków jej umysłu.
- Przeglądałam Twoją pocztę, kiedy natknęłam się na list z więzienia.
House zupełnie stracił nad sobą panowanie. Szedł ku niej z pobladłą twarzą, zaciskając konwulsyjnie dłonie. Mięśnie jego ramion drgały nerwowo i Cameron z rozumiała, że jest na granicy wytrzymałości.
Uderzy mnie- pomyślała ze zdziwieniem. Zrobiłby to gdyby była mężczyzną.
Upłynęło kilka sekund zanim zorientowała się, że słyszy znaną jej skądś melodyjkę.
Klika następnych sekund poświęciła na jej identyfikację i kiedy House sięgnął do kieszeni wiedziała, już skąd ją pamięta.
- CZEGO?! – diagnosta uniósł aparat i warknął na całe gardło
- Cześć, House. To ja, twój stary kumpel. Zapomniałeś o mnie?
Na dźwięk znajomego głosu pierś House’a uniosła się w głębokim oddechu. Oczy rzucały mordercze błyski, ale sam pozostał lodowato spokojny.
- A może tak cię wystraszyłem, że boisz się odebrać?
- Czego ode mnie chcesz? – instynktownie zacisnął dłoń na ramieniu Cameron. Zdziwiona podniosła na niego oczy starając się zrozumieć ten gest.
- Wiem, że lubisz łamigłówki. Chcesz zagrać ze mną, a może chciałbyś zginąć?
Nienawistny, niski głos przeniknął go aż do głębi. Nie było w nim śladu charakterystycznego przeciągania samogłosek, ani ich wyraźnego akcentowania, co wskazywałoby na okolice New Jersey , ani typowego braku „r”. To był głos człowieka wykształconego, z gładką wymową, z wyraźną dykcją, może nawet z angielskim akcentem.
- Wszyscy kiedyś umrzemy, dla jednych będzie to krótkie i bezbolesne dla innych przykre, długie i męczące jak rozmowa z Tobą- House za wszelką cenę chciał przejąć inicjatywę. Wiedział, że nie może pozwolić mu kierować rozmową. Z drugiej strony chciał go sprowokować do dłuższej wymiany zdań.
- Robisz to celowo, prawda? Chcesz mnie zdenerwować i rozkojarzyć, myślisz że wtedy wyłożę karty na stół. Przykro mi, ale to nie zadziała.
Takiej odpowiedzi się spodziewał. Sam nie wierzył, że ten fortel przyniesie jakieś rezultaty. Facet wiedział, co robi, wiedział też, jak to robić.
- Nie powiesz mi, kim jesteś? -wyszeptał ściskając słuchawkę tak mocno, że aż zbielały mu nadgarstki
- Dla Ciebie mogę być … kompozytorem
- Jeśli myślisz, że będę tańczył jak mi zagrasz to się grubo mylisz- uciął stanowczo, odruchowo spoglądając na chorą nogę
- Przykro mi. To Ty pierwszy wszedłeś na parkiet, zadzierając ze mną- mimo, że House nie widział twarzy rozmówcy, wyobraził sobie jak złośliwy uśmieszek wykrzywił jego usta.
- Więc kiedy padniesz martwy przede mną nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli zatańczę z radości na Twoim ciele? - mruknął zerkając na Wilsona, pilnie śledzącego wymianę zdań między nim, a nieznanym rozmówcą.
- Nasza przyszłość zapowiada się bardzo interesująco!
- Nie będzie żadnej przyszłości. Nie mam zamiaru podporządkowywać się jak jakiś służący – wysyczał. Odpowiedział mu urywany sygnał.
- Rozłączył się- wyszeptał wbijając swoje przerażone spojrzenie w wyświetlacz telefonu . Nie mogąc pozbierać myśli, bezradnie rozejrzał się po gabinecie.
Cameron podniosła na niego oczy, starając się go zrozumieć, zrozumieć do końca. Przez kilka chwil patrzyli na siebie z bolesnym natężeniem. House poczuł na rzęsach łzy, ale nie pozwolił by przyćmiły mu wzrok.
Kim on jest? Dlaczego Cuddy? Co chce jej zrobić?– zadawał sobie pytania - Czy wie, że ona jest w ciąży?. Na samą myśl o tym zbladł z przerażenia. Nie czekając ani chwili, przeszedł obok onkologa, pchnął drzwi i zajrzał do pokoju w którym razem z zespołem zwykle diagnozował chorych. Wilson z całkowitym zamętem w głowie obserwował, jak otwiera po kolei wszystkie szafki, wyrzuca wszystkie książki z regału- przypominało to policyjną rewizję.
W pracy House słynął z tego, że dowiadywał się wszystkiego w jakiś niesamowity sposób. Zauważał to czego inni nie byli w stanie zauważyć. Potrafił wyjaśnić to, co było ukryte. Jeśli tylko poświęciłby trochę więcej czasu i skupił swoją niezwykłą inteligencję, może doszedłby gdzie jest Cuddy. Zamiast tego włóczył się jak lunatyk, w oczekiwaniu, że coś się zdarzy(…)


Cytat:

W przypływie pijackiego wena, zacząłem kolejną część i myślę że do jutra powinienem ją z powodzeniem skończyć :)

P.S - Part 23 poświęciłem w całości Cuddy :jupi:



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Pon 23:11, 28 Gru 2009
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

O matko !
JigSaw, to jest dla mnie straszne, a wręcz przerażające. Oczywiście nie mam na myśli, tego, jak piszesz, a piszesz genialnie !
Ajajaj , brak mi słów.
W każdym razie bardzo, bardzo mi się podoba.
Mam nadzieję, że już teraz części będą coraz mniej złe ?

Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy !



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Wto 18:52, 29 Gru 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

czekam na cd



_________________
.


”Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz.” filozof Jagger
”Ale jak się okazuje, jeśli się czasem starasz, to dostajesz to, czego potrzebujesz.” Lisa Cuddy

PostWysłany: Sro 8:29, 30 Gru 2009
sylrich05
Geriatra
Geriatra



Dołączył: 29 Lip 2009
Pochwał: 2

Posty: 724

Miasto: Bytom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem




Part 23


Megan zwolniła hamulec, wrzuciła kierunkowskaz i stanęła przed dużym, starodawnym, budynkiem z gontowym dachem, podjazdem wysadzanym miniaturowymi drzewkami i spadzistym trawnikiem, który w świetle reflektorów błyszczał nienaturalną zielenią.
W domu paliły się wszystkie światła. Widziała wnętrze salonu, w którym migotał telewizor, w doniczkach bujnie rosły kwiaty, a dyplom prawnika, gustownie oprawiony w złoto, wisiał na ścianie z naturalnego kamienia.
W oknie mignął jej Aleksander, który odwrócił się i poszedł w kierunku korytarza. Pewnie usłyszał warkot nadjeżdżającego samochodu. Miał na sobie nienagannie skrojony garnitur i jedwabną koszulę którą tak bardzo lubiła. Meg wciąż siedziała w samochodzie, kiedy otworzył drzwi frontowe podniósł rękę, nie po to by jej pomachać, lecz osłonić oczy przed oślepiającym błyskiem reflektorów.
Kiedy znaleźli się w salonie chwycił jej rękę
- Miałaś się tutaj nie pokazywać. Po co przyjechałaś? – spytał z narastającym gniewem w głosie.
- Chcę wiedzieć co z moją siostrą.
Podniosła wzrok, napotykając zimne oczy prawnika wpatrzone w jej własne z ponurą determinacją. Nie uwierzył jej. Zresztą wcale się tego po nim nie spodziewała, było to jednak najlepsze co mogła wymyślić.
- Wątpię, by przeżyła dzisiejszą noc. Powinno cię to cieszyć- wysyczał, uśmiechając się ponuro.
- Nasze życie było zbyt piękne, aby mogło trwać wiecznie. Cudowne jak sen. Ale nie można żyć we śnie. Gdy House wyjechał za Lisą do New Jersey, uświadomiłam sobie, że nie mogę bez niego żyć. Moja siostra zawsze twierdziła, że nie nadaje się do życia w związku. Nie chciała się z nim wiązać na całe życie… ja byłam na to gotowa. Jednak wybrał ją, zostawiając mnie samą -westchnęła- Przez wszystkie lata myślałam o zemście, a teraz gdy dowiedziałam się, że będą mieli dziecko…
- … miłość odebrała Ci rozum?
- Coś w tym rodzaju- przyznała cierpko.
- Chyba jednak nie kochałaś go tak naprawdę. Inaczej nigdy byś nie spojrzała na innego faceta - Rozpiął cztery małe guziczki w kształcie liści, przyszyte z przodu bluzki, wsunął rękę do środka i ścisnął jej nagą pierś – Może ta miłość była snem….
- Nie! Kochałam go i chciałam z nim spędzić resztę mojego życia!- wykrzyknęła, czując silne ramiona mężczyzny obejmujące jej ramiona. Czuła, że nic go już nie powstrzyma, że zaraz rzuci się na nią i rzeczywiście, nie zważając na protesty zaczął ją całować z dziką pasją.
Jej myśli zawirowały wokół House’a przenosząc ją w przeszłość. Stali tak jak teraz, czuła, że roztacza się przed nią wspaniała przyszłość pełna miłości i bezpieczeństwa w jego ramionach. Wydała z siebie zwierzęcy jęk i przywarła do niego pełna tęsknoty. Aleks westchnął i obsypał jej twarz gorącymi pocałunkami. Nagle zamarł w bezruchu, spoglądając za okno
- Ktoś zaparkował na podjeździe- wymamrotał doprowadzając się do porządku (…)


- Byliśmy umówieni – barczysty mężczyzna kiwnął lekko głową. Aleksander przyglądał się mu badawczo. W końcu jednak usunął się na bok i zaprosił gościa gestem do środka. Surowość przestronnego salonu uderzyła lekarza. Na środku stało kilka ciężkich drewnianych mebli przykrytych skórą, ściany zdobione były przedmiotami indiańskiego rękodzieła, grubo tkane dywany walały się na froterowanej podłodze.
- Pieniądze przelałem na pańskie konto, zgodnie z umową.
Niski głos prawnika, zaskoczył mężczyznę. Na jego kamiennej twarzy nie malował się cień życzliwości, tylko ta tajemnicza nieprzenikniona wrogość. Kiedy dotarli do pokoju
serce podeszło mu do gardła, na widok zakrwawionej szefowej. Przysiadł na łóżku spoglądając na szkliste oczy i poszarzałe policzki. Cuddy leżała nieprzytomna łapiąc krótkimi, płytkimi haustami powietrze.
- Słyszał pan kiedyś o skracaniu komuś cierpień? – Forman pokręcił z niedowierzaniem głową. - Niech pan nie udaje, jest pan przecież prawnikiem i to jednym z najlepszych. Powinien pan wiedzieć wszystko o łasce.
- Co pan, u diabła, robi?! - wrzasnął na niego Aleksander.
- Bez operacji umrze w przeciągu godziny- neurolog bezradnie rozłożył ręce – Trzeba ją przewieźć do szpitala.
- Nie ma mowy- uśmiechnął się drwiąco – Jesteś lekarzem, wymyśl coś innego.
Zacięty wyraz twarzy Aleksandra nie uległ zmianie. Ten stojący naprzeciw niego twardy mężczyzna musiał się spodziewać, że usłyszy coś w tym rodzaju.
- Operacja jest jedynym wyjściem.
- Droga wolna. Nie widzę problemu – odburknął – Załatwię potrzebny sprzęt.
- Sam nie dam sobie rady
- Megan ukończyła kurs pierwszej pomocy. Pomoże Ci.
Forman przytaknął skinieniem głowy, zaciskając wargi w jedną linię (…)

- W porządku - powiedział do siebie, kiedy zostali sami. Zaciągnął białe, bawełniane zasłony w pokoju. Następnie zdjął płaszcz i rzucił go na oparcie jednego z foteli, po czym podciągnął rękawy koszuli. - Czy to musiało się stać? Musiałaś wsiąść do tego przeklętego samochodu?
Zegar wiszący na ścianie wybił godzinę czwar¬tą. Cuddy zaczęła charczeć i niespokojnie poruszać się na kanapie. Eric przykrył jej drżące ciało prześcieradłem, a następnie zaczął przyglądać się złamanej kończynie.
Znów zacharczała i spróbowała unieść rękę. Pochylił się nad nią i wyszeptał:
- Leż cicho, wszystko będzie w porządku. Obiecuję.
- Na pańskim miejscu nie składałbym obietnic, których nie jest pan w stanie dotrzymać- Aleksander otworzył drzwi. Już wcześniej zdjął marynarkę i podwinął rękawy. Razem podnieśli Cuddy, chwytając za nogi i za ramiona znieśli ją ostrożnie na dół spiralnymi schodami. Zajęczała, ale żaden z nich nie zareagował. Na zewnątrz zaczął padać deszcz. Krople hałaśliwie stukały o okna, jakby chcąc zwrócić na siebie uwagę.
- Jeśli umrze to nie będzie niczyja wina - zwrócił się do Formana bez cienia szacunku w głosie.
Zanieśli ją do pokoju na dole i położyli na perskim dywanie. Aleksander
zerwał kapę z białymi koronkami, odsłaniając sztywne chirurgiczne prześcieradło.
Przenieśli ją na łóżko i ułożyli twarzą w dół. Kiedy neurolog przywiązywał do metalowej ramy przeguby i kostki Lisy, na moment otworzyła oczy i wyszeptała:
- Co... co się dzieje?
Prawnik natychmiast pochylił się i spojrzał z bliska w zakrwawioną twarz. Odwzajemniła mu
spojrzeniem pełnym bezbrzeżnego przerażenia. Co mi zrobiliście? Co się
stało? Błagam.
- Czy wyobrażasz sobie, jakie to przerażające - stać się całkiem bezbronnym? - zapytał podnosząc wzrok na lekarza przygotowującego się do operacji
Nie przejmuj się, moja droga, to wkrótce się skończy. Wkrótce spoczniesz w spokoju.
Aleksander otworzył górną szufladę biurka i wyjął sterylny opatrunek. Forman rozerwał opakowanie i położył go na stole. Potem ujął rękojeść skalpela i powoli
przeciągnął po posiniaczonym ciele. Ciemnoszkarłatna krew natychmiast wypłynęła z rany i pociekła po obu stronach talii Cuddy. - W porządku - powiedział bardziej do siebie niż do prawnika - Mogę teraz prosić o narzędzia?
Megan dotąd przyglądając się wszystkiemu w milczeniu wyjęła już z drugiej szuflady małą skórzaną kasetkę wyściełaną zielonym jedwabiem, w której spoczywały narzędzia i położyła ją obok zbroczonego krwią skalpela. Kiedy otworzyła wieko spojrzała na spoczywające tam ułożone rzędami skalpele chirurgiczne, klamry i igły do robienia szwów. Forman bez wahania wybrał mniejszy skalpel i ujął go pomiędzy palec wskazujący i kciuk.
- Wszystkie były kupione dzisiaj - szybko wtrącił Aleks. Neurolog obdarzył go skrywającym napięcie, dwuznacznym śmiechem, po czym schylił się nad nagimi plecami szefowej.
-To zabierze mi minimum trzy godziny- westchnął z niedowierzaniem kręcąc głową.
Pracował ze zręcznością mającą swe źródła w długotrwałej praktyce. Z
kasetki z narzędziami wyjął płaskie trójkątne ostrze, wyglądające jak
chirurgiczna łopatka do tortu. Wsunął je bokiem w nacięcie na plecach i powoli zaczął podnosić zewnętrzną warstwę jej skóry. Robił to systematycznie, ze swego rodzaju elegancją.
Megan wróciła godzinę później i zapaliła lampy przy łóżku. Forman
cofnął się, pozwalając sobie na chwilę oddechu. Był zlany potem i musiał wyjąć chusteczkę, aby otrzeć twarz.
Na zewnątrz zapadał zmrok. Deszcz uderzał mocno o okna. Kiedy wszyscy wyszli pochylił się nad Lisą i spojrzał jej w twarz. Patrzyła na niego bezrozumnie. Wiedział, że jej cierpienia przekraczały wszelkie ludzkie wyobrażenia na temat bólu. Gdyby tylko potrafił wytłumaczyć jej bezmiar własnego cierpienia. Czuł autentyczne współczucie, autentyczne wyrzuty sumienia. Ale dopiero gdyby zdolna była pojąć, jaką męką było jego życie, jak przerażające, jak niepewne, jak przeklęte, wtedy może wreszcie zrozumiałaby, dlaczego umiera w takim bólu... nawet jeśli przy tym nie znalazłaby w swym sercu i w duszy
przebaczenia. Westchnął i zabrał się do pracy nad złamanym nosem.
Tylko raz jeszcze otworzyła oczy. Zrozumiał zawarte w jej spojrzeniu przesłanie (…)



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Sro 16:01, 30 Gru 2009
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jezu !
Płakać mi się chce
Biedny Lisek ...

Jesteś GENIALNY ! Cudownie piszesz, ale nie rób jej już krzywdy ! ;)

Dodano 26 sekund temu:

A, i szybko wklejaj następną część !

Jig Saw, dlaczego mnie torturujesz ?! xD
Ciąg dalszy powinien tu być wklejony już dawno, dawno temu.
Tyle czsu czekam i jestem cierpliwa, a Ty co ? :twisted:

Kiedy wkleisz następną część ?!
Mam nadzieję, że jak najszybciej, bo jak nie... :twisted:

Scaliłam posty. /jeanne



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Sro 19:22, 30 Gru 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem




Part 24



Piątek od rana zaczął się fatalnie. Cameron miała za sobą koszmarną noc, po której popadła w depresję. Przez kilka godzin starała się pocieszyć pacjenta, ale ten pozostawał głuchy na jej zapewnienia, że przy odrobinie wysiłku i bólu wszystko zakończy się szczęśliwie. Nawet Chase na jej prośbę, próbował wyjaśnić choremu jakie będą kolejne etapy jego leczenia, lecz ten poddał się po dłuższej wymianie zdań.
- Powiedział, ze powinien był sobie skręcić kark i prawie byłem skłonny zgodzić się z nim- przyznał z rezygnacją. – Nawet nie wie, ile miał szczęścia. Ma wszelkie szanse żeby wyzdrowieć.
- Może zdążysz jeszcze napić się kawy- Cameron podeszła i cmoknęła go w policzek.
- Nie, już powinienem być na bloku operacyjnym. Bóg raczy wiedzieć kiedy skończę. Planowałem wolne popołudnie, ale chyba nic z tego nie wyjdzie. Do zobaczenia wieczorem, kochanie – z ociąganiem wstał i skierował się ku wyjściu, mijając w drzwiach diagnostę.
- Uroki domowego ogniska – House skrzywił się na widok podwładnych – Jest jakaś szansa na kawę?
- Pod warunkiem, że sam sobie zrobisz - Allison spojrzała na zegarek, wystawiając twarz do światła. Dochodziła czwarta .
- Przyjechałeś na weekend? – spytała lekceważąco, wskazując na bagaże leżące na podłodze.
- Nie- zaprzeczył.- Przyjechałem na stałe. Mam zamiar tu zamieszkać- dodał stanowczo, utwierdzając się we własnej decyzji - Wilson jest na mnie trochę zły. Nie zniósłbym kolejnego kazania.
- Wyrzucił Cię po siedmiu godzinach wspólnego mieszkania? Imponujące – z trudem powstrzymywała się od uśmiechu- O co poszło tym razem?
- Rozkład pożycia małżeńskiego – mruknął i ruszył w jej stronę. Minął ją jednak zatrzymując się przy automacie do kawy. Z lekkiego uśmieszku, który wykwitł mu na wargach, Cameron zorientowała się, że zauważył zdradliwy rumieniec na jej policzkach i właściwie go zinterpretował.
- Nie dam się tak łatwo spławić- wsunęła dłonie w kieszenie jeansów, żeby ukryć ich drżenie i odwróciwszy się podeszła do okna.
- Jeśli dasz mi parę minut, być może uda mi się wymyślić dobrą puentę, ale na razie obawiam się, że nic lepszego nie mam na podorędziu- wymamrotał pod nosem, kuśtykając w stronę swojego gabinetu.
Cameron przez chwilę przyglądała się diagnoście przez szklane drzwi. Sprawiał wrażenie skrajnie wyczerpanego i niewyobrażalnie rozdrażnionego. Pognieciony kołnierz luźno oplatał jego szyję, jakby szarpał nim w gniewie. Niebieska koszula była jak zwykle pomięta, a rozpięte i podwinięte mankiety ukazywały muskularne ręce pokryte ciemnym meszkiem.
Co gorsza, mimo słabego światła, zadała sobie sprawę że był po alkoholu. A błysk w jego oczach nie wskazywał na to , by Burbon wprawił go w dobry humor.
Wreszcie z wahaniem przekroczyła próg. Gdy weszła, House niemal cały wsunął się za biurko jakby chcąc zasugerować, że zakłóca mu jakieś ważne sprawy.
- Masz zamiar cały dzień przesiedzieć w fotelu ? – odezwała się wreszcie zerkając na puste butelki walające się pod jego nogami.
- Może potem ukradnę lunch Wilsonowi- wykonał ruch ręką, wskazując gdzie ma usiąść
- Wyjaśniłeś mu wszystko?- z głębokim westchnieniem poruszyła się na niewygodnym krześle- On się wkrótce zorientuje.
- Wiem, dlatego muszę działać szybko.
- Rozmawiałeś z rodzicami Cuddy?
- Umówiłem się z nimi na czternastą. Będę czarujący, pokochają mnie.
- Myślisz, że Ci się uda ? – w jej głosie brzmiało powątpiewanie.
- Umiem być czarujący- oburzył się marszcząc brwi- tak zdobyłem Cuddy. Chociaż jej rodzice mogą nie być aż tak pijani- uśmiechnął się z szelmowskim błyskiem w oku.
- Chcesz jechać sam? – Cameron brzmiała jak zaniepokojona matka.
- Nie. Ze służącymi i sztabem dam do towarzystwa- odparował natychmiast, czując że rozmowa zaczyna go drażnić.
- Mówię poważnie House! Tkwimy w tym razem. Bez względu na to jak bardzo nie znosisz mnie, czy Wilsona jesteśmy drużyną. Wiem, że Ty nie rozumiesz co to słowo oznacza, ale ja tak. Drużyna funkcjonuje sprawnie tylko wtedy gdy wszyscy współpracują. Powinieneś przeprosić James’a i przestać go wreszcie okłamywać.
- Ten idiota nie był w stanie stwierdzić, że wszystko co mu powiedziałem, jest stekiem kłamstw. To oznacza z kolei, że może dzielić się tymi informacjami z czystym sumieniem, nie wtrącając się w moje plany– podniósł się z fotela i opuścił gabinet.
Cameron natychmiast pobiegła w ślad za nim.
- House! Liczę, że nie zrobisz niczego głupiego!
- Naprawdę? Sięgnął do kieszeni po Vicodin i zniknął w łazience. – Chyba, że..- wysunął głowę przez drzwi. – Masz ochotę wskoczyć razem ze mną pod prysznic i uprawiać wodne gry- Rozmyślnie obrzucił ją namiętnym spojrzeniem. – Nie twierdzę, że jesteś taką nimfomanką jak Cuddy, ale na pewno masz niezłe zadatki…
O nie. Tak łatwo nie da się spławić.
- House proszę Cię…
- Oh… skoro prosisz
Lekko kpiarski ton lekarza wydał jej się bardziej zastraszający niż gburowata pogarda, którą zwykle obdarowywał wszystkich wokół siebie.
- To był sarkazm?
- Tak!- wykrzyknął entuzjastycznie i zniknął za drzwiami.
Allison wzięła kilkanaście głębokich oddechów, a potem jeszcze kilka. To co zamierzała zrobić nie było łatwe, ale postanowiła nagiąć swoje żelazne zasady. Cuddy robiła to setki razy, więc nie mogło być aż tak źle. I ten fakt sprawił, że sprostała wyzwaniu. Zdecydowanie, absolutnie bez żadnych wątpliwości pchnęła drewniane drzwi i zniknęła w męskiej toalecie.


Kiedy weszła do środka, House przyglądał się sobie w lustrze. Tego weekendu musi choć trochę się odespać. Napełnił umywalkę zimną wodą, by odświeżyć w niej zapuchnięte oczy. Płucząc usta usłyszał za sobą dźwięk, jakby ktoś się ocierał o zasłonę kabiny prysznicowej.
Szszszsz…..
Gdy hałas za nim ucichł, spojrzał na zegarek. Dochodziła piąta rano. Jęknął i zamknął oczy, które ostatnio nieustannie drażniły go i piekły. Oprócz bólu w nodze, odczuwał też stały tępy ból w skroniach. Cameron, która dotąd przypatrywała mu się w milczeniu, ocknęła się nagle.
- Co to było? – szepnęła ze strachem, usiłując ukryć zażenowanie. W chwilę później doszła do kłopotliwego wniosku, że popełniła błąd zamykając się z diagnostą w jednej łazience.
House przesunął wzrokiem wzdłuż ściany i zatrzymał się na środkowych drzwiach kabiny prysznicowej, jedynych które były starannie zamknięte.
Wtem znów dobiegł ich jakiś szelest. Allison wstrzymała oddech. Nasłuchiwała. Po chwili znów się powtórzył. Ucichł. Dotarł do nich ponownie. Jeszcze raz powrócił.
Diagnosta bez namysłu ruszył w stronę prysznica. Trzymając rękę na szklanej tafli powoli rozsunął wejście i bezceremonialnie zerwał zasłonę.
Cameron raptownie odwróciła się twarzą w stronę ściany. Od stóp do głów oblała się żarem. Czuła jak jej skóra pokrywa się kroplami potu ze zdenerwowania i zażenowania. Stała tak sparaliżowana wyobrażeniem nagiego męskiego ciała.. Miała nadzieję, że jej przełożony wykaże na tyle taktu by zapukać do drzwi i oszczędzić jej tych widoków. Niestety, pomyliła się. Musi natychmiast stąd wyjść.
- Cameron! Możesz się odwrócić! – Krzyk House’a rozdarł ciszę.
Z sercem wtłoczonym w gardło odskoczyła do tyłu. Dygocąc oparła się o ścianę. Wrzask diagnosty niósł się echem przez puste pomieszczenie. Zacisnęła powieki i otworzyła je nieśmiało, powoli spoglądając we wskazane miejsce.
- Co jest grane? Foreman co robisz pod prysznicem w ubraniu? – House splótł ręce za plecami i cierpliwie czekał na wyjaśnienia.
- Niespodzianka!- Eric uśmiechnął się sztucznie, starając się wymyślić w miarę autentyczne kłamstwo.
Diagnosta tak bardzo delektował się widokiem zażenowanej miny podwładnego, że jedyna myśl jaka przychodziła mu do głowy to uwiecznienie tego widoku na zdjęciu. Już sięgał do kieszeni jeansów po telefon, kiedy dostrzegł ślady krwi.
– Forman, wszystko w porządku? – odezwała się Cameron jednym ze swoich współczujących głosów - Jesteś zdenerwowany … jesteś przeraźliwie zdenerwowany.
- Miałem ciężki dzień, to wszystko.
- Czyja to krew? – diagnosta wreszcie zwrócił uwagę na czarnoskórego lekarza. Byli sobie wrodzy od samego początku. Nienawidził neurologa, zwłaszcza jego starań by zostać największą gwiazdą departamentu diagnostyki. Jeśli chodzi o Foremna, nienawidził szefa pod każdym względem.
- Muszę wiedzieć, czyja to była krew.
- Dlaczego? - zapytał, mrużąc oczy. - Czy to ważne?
- Ważne, ponieważ każdy, kto straci tyle krwi, musi umrzeć.
Wbił nienawistny wzrok, w niebieskie oczy. Przez ułamek sekundy bał się, że wybuchnie gniewem. Odetchnął jednak głęboko, by odzyskać spokój i spróbował się uśmiechnąć.
- Umarł dzisiaj chłopiec. Miał dziesięć lat. Myślę, że to mnie tak zdenerwowało.
- Nie miałeś dzisiaj żadnej operacji.- House ani na moment nie podniósł głosu, przez co zdenerwował lekarza jeszcze bardziej.
- Podobno zostałeś wezwany do nagłego przypadku – zapytała Cameron. – Gdzieś pod New Jersey ?
- Przy Hools Street. Kiedy przyjechałem, chłopiec już nie żył.
- Był naszym pacjentem?
- Chyba nie. Państwo Scavo. Mili ludzie. Niedawno się tutaj przeprowadzili, są afroamerykanami. Możesz sobie wyobrazić, jak ciężko to przeżyli. Przenieśli się tu dlatego, że chcieli zapewnić synowi zdrowe powietrze i otwartą przestrzeń.
- Co to było? – spytała
- Co go zabiło? Nie wiem, przypuszczam, że jakiś wirus. Rano chłopiec czuł się normalnie, a po południu już nie żył. – Zaspokojeni?
House pokręcił głową i pokuśtykał w stronę drzwi.

20 minut później

- Cóż za nieznośni smarkacze!
Zirytowana Jane zamknęła za sobą drzwi do dyżurki pielęgniarek i opadła na krzesło.
- Aż tak źle?
Poniosła wzrok i ujrzała wpatrującego się w nią mężczyznę. Był wysoki i niewątpliwie przystojny, z całej postaci emanowała energia i siła.
- Przepraszam… nie wiedziałam, że ktoś jest w pokoju. Zwykle nie mówię sama do siebie, ale dziś…
- Zawsze tracisz zimną krew tak wcześnie?- spojrzał na zegarek i ze zdziwieniem uniósł jedną brew.- Jest dopiero za dziesięć piąta!
- Cóż, zrozumiałby mnie pan gdyby miał do czynienia z tymi bachorami.
- Nie mogę się doczekać- Leniwym ruchem podał jej rękę przez stół – Nazywam się House. Gregory House. Od mniej więcej miesiąca zastępuję doctor Cuddy. A pani to zapewne Jane Bogoton?- zapytał ujmując jej dłoń.
Pod wpływem tego dotknięcia ciało Jane przeszedł dreszcz.
- Skąd pan to wie?
House uśmiechnął się drwiąco, spoglądając na przypiętą do piersi plakietkę z nazwiskiem.
- Wiem ponieważ sam prowadziłem ostatni konkurs na to stanowisko. Zaimponowało mi Twoje CV.
- Nie wiem jak panu dziękować. Siostra Brenda zaczyna pracę za godzinę, więc jeśli zechciałby doktor na nią poczekać…
- Właściwie to przyszedłem jedynie po klucze do laboratorium w podziemiach.
- Nie wiem czy mogę je panu wydać- odrzekła z wahaniem – więc może najlepiej będzie, jeśli pójdziemy tam razem?
- Zgoda, ale bez żadnej pompy. Nie potrzebuję nadwornej świty, ani oznajmujących moje przybycie heroldów!
Kobieta roześmiała się głośno, czując że opuszcza ją napięcie.
- Nie musimy tego ogłaszać po całym szpitalu. Teraz chodźmy, nie ukrywam, że mam pilne badanie do wykonania
- Pójdę wszędzie, gdzie tylko pan rozkaże- zażartowała uśmiechając się zalotnie. House podszedł do niej i otworzył drzwi. Jego bliskość podziałała na kobietę jak narkotyk. Delikatny aromat wody kolońskiej Wilsona, podkreślał naturalny męski zapach jego ciała, który przyciągał naiwną pielęgniarkę jak magnes. House nie przypuszczał, że to będzie takie proste.
- Co będziemy badać? – zapytała kiedy byli na miejscu.
- Ślady krwi na koszuli – powiedział z uśmiechem do Jane – Na prośbę policji musimy wyznaczyć grupę i resztę mierników, by chłopcy mogli ustalić tożsamość ofiary.
Podczas, gdy diagnosta starał się wydobyć jak najwięcej informacji z plamy krwi na koszuli, którą niepostrzeżenie podwędził Foremanowi spod prysznica, młoda pielęgniarka dotrzymywała mu towarzystwa. House z uwagą słuchał wyjaśnień Jane dotyczących szczegółów kuracji jej siostry, która spadła z konia łamiąc sobie kręgosłup.
- To nasza wzorowa pacjentka, prawda?- mruknął zaspanym głosem.
- Każdy może uchodzić za wzorowego pacjenta, wystarczy odrobina dobrej woli- Bogoton zachichotała.
- Problem polega na tym, że niektórzy zapomnieli już co to znaczy ból.- Greg uśmiechnął się krzywo.
- Chyba nie chciałbyś, żeby cierpieli?- uniosła brwi ze zdziwienia.
- Oczywiście, że nie! Po prostu nie mogę się doczekać kiedy wyzdrowieją i znajdą się w domach – z tymi słowami odwrócił się i wybiegł z laboratorium tak szybko, na ile pozwalała mu boląca noga.



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Sro 22:47, 13 Sty 2010
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

No wiec, drogi Jigu, chcialam poczekać na magiczną literkę "u" w temacie, ale stwierdziłam, że przy Twoim lenistwie pewnie długo trzeba będzie na to czekać, wiec zdecydowałam, że dzisiaj nadszedł ten piękny dzień, w którym nadrobię zaległości. Wprawdzie niektóre wątki mi "umknęły" wraz z upływem czasu, wiec wieczorewm machnę sobie całość, ale w każdym razie :twisted: Jak mogłeś z Formana zrobić jakiegoś złego-czarnego-faceta, który sobie ot tak kroi naszego Lisurka? No jak? :( I ta Cameron mnie przeraża :shock: I te sceny kiedy zamykają się razem w łazience :hahaha: Ale House za to, oh <3 Housa loFFuciam tym razem. I to bardzo. Co musiałabym Ci dać, żeby to zakończyło się happy endem? :twisted:
Czekam na dalej! :*



_________________

PostWysłany: Czw 14:24, 14 Sty 2010
jeanne
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 50

Posty: 11087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

czekam na cd. :)



_________________
.


”Nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz.” filozof Jagger
”Ale jak się okazuje, jeśli się czasem starasz, to dostajesz to, czego potrzebujesz.” Lisa Cuddy

PostWysłany: Czw 15:18, 14 Sty 2010
sylrich05
Geriatra
Geriatra



Dołączył: 29 Lip 2009
Pochwał: 2

Posty: 724

Miasto: Bytom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

jeanne napisał:
Co musiałabym Ci dać, żeby to zakończyło się happy endem?

O tak !
No, ale Jig obiecał, że nie będzie tak źle, prawda ? :D

Kolejna, cudna część. <33 Ten fik ma tylko jedną wadę ; dodajesz go za rzadko i za mało :twisted:



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Czw 17:06, 14 Sty 2010
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

jeanne napisał:
No wiec, drogi Jigu, chcialam poczekać na magiczną literkę "u" w temacie, ale stwierdziłam, że przy Twoim lenistwie pewnie długo trzeba będzie na to czekać, wiec zdecydowałam, że dzisiaj nadszedł ten piękny dzień, w którym nadrobię zaległości.

Nawet nie wiesz, jak bardzo czekam na możliwość dodania [u] przy tym tasiemcu. Myślisz, że scenarzyści Mody na Sukces byliby ze mnie dumni :>
Ale cały czas nie tracę nadziei na ukończenie fika i wciąż czekam z niecierpliwością, jak zakonnice na nieposzatkowaną marchewkę
:hahaha:
jeanne napisał:
Wprawdzie niektóre wątki mi "umknęły" wraz z upływem czasu, wiec wieczorewm machnę sobie całość,

Ty zÓa kobieto, nawet nie wiesz ile mi wątków umknęło :X
Sam nie wiem co piszę- co przyznaję może być objawem nasilającej się schizofrenii :hahaha:
Cytat:
Co musiałabym Ci dać, żeby to zakończyło się happy endem? Twisted Evil

Możesz oddać Twoją wątpliwą cnotę, z chęcią Ci ją odbiorę i pozbawię Cie tym samym szansy na dostatnie życie w zakonie sióstr miłosierdzia im. Świętej Cameron :hahaha:
maagdaa napisał:
Ten fik ma tylko jedną wadę ; dodajesz go za rzadko i za mało

Chcecie zamęczyć JigSawa ?! :>
Części dodaję powoli, bo człowiek jest zwierzęciem leniwym no i ten facet który dla mnie pisze fika, zażądał większych pieniędzy od nowego roku :hahaha:

A właśnie! Z okazji nowego lepszego 2010 roku, postanowiłem zabić w kolejnym odcinku jedną osobę. Ten prosty zabieg sprawi, że polepszę sobie humor i jeanne nie będzie gubić wątków.
Z każdym odcinkiem będę uśmiercał jednego bohatera i w ten sposób nawet ja się w tym wszystkim nie pogubię :)




Part 25


Cameron uzupełniała stosy kart porzuconych przez House’a w koszu na brudną bieliznę. Właśnie kończyła wpisywać historię choroby ostatniego pacjenta, kiedy rozradowany Chase wpadł do pomieszczenia:
- Jeśli chcesz zobaczyć House’a w kajdankach lepiej się pośpiesz!
- Co tutaj robisz ? – przerwała mu łagodnie – Miałeś być na bloku operacyjnym.
- Cameron! – nalegał niecierpliwie. - Oni się zaraz pozabijają i za nic w świecie nie chcę tego przeoczyć !
Allison upuściła długopis, zerwała się wywracając krzesło i skoczyła do drzwi. Robert złapał ją za rękaw fartucha i pociągnął za sobą.
Pobiegli korytarzem i dopadli męskiej toalety. Zebrało się przed nią pięciu czy dziesięciu pacjentów, kilku lekarzy, przypadkowi przechodnie wykrzykujący hasła zachęcające do dalszej bójki.
Serce biło jej jak oszalałe, gdy podchodziła bliżej. Cały czas słyszała pomruki, była pewna że ktoś jęczy z bólu.
- Zejdźcie mi z drogi! - krzyknął ochroniarz i przepchnął się przez tłum do toalety.
Na drugim końcu pomieszczenia bili się dwaj lekarze. Jeden z nich – nieogolony, wysoki i dobrze zbudowany zepchnął drugiego pod umywalki i tłukł jego głową o lustra. Krew płynęła im obu z nosów, opryskując ścianę jak farba w aerozolu.
Mężczyzna złapał wyższego z nich za kołnierz koszulki i obrócił w swoją stronę. Twarz diagnosty przypominała maskę: spocona, zalana krwią, z wytrzeszczonymi oczami. Oszalały z wściekłości, ledwie zdołał wybełkotać:
- Puszczaj idioto, ja muszę… Puszczaj do cholery! Zabiję go! – żyły na jego czole nabrzmiały, krew napłynęła mu do twarzy. Oczy nabrały dziwnego wyrazu i lśniły teraz zimną tłumioną wściekłością.
- Jesteś śmieciem Foreman! Zabiję Cię! - wrzasnął potrząsając głową, jakby chciał zrzucić niewidzialny czar.
Cameron i Chase spojrzeli na siebie, ich strach o lekarza powoli przeradzał się w złość.
- On zwariował- jednocześnie wypowiedzieli swoje myśli.
Przez łazienkę przetoczył się pomruk potakujących, pełnych złości głosów.
Diagnosta usiłował się wyrwać, ale potężny ochroniarz jeszcze mocniej okręcił kołnierzyk jego koszuli, niemal go dusząc. Potem przycisnął go do wyłożonej kafelkami ściany i spojrzał mu w oczy najgroźniej jak potrafił. – Człowieku, co w Ciebie wstąpiło?
- On…Cuddy…Zabiję go za to…Zamorduję tego sukinsyna… Nie próbuj mnie powstrzymać, bo nie zdołasz… nie zdołasz, słyszysz?!
Cameron spojrzała w stronę House’a , po czym obejrzała się na neurologa, który resztkami sił opierał się o umywalki. Z jego warg i nosa sączyła się krew.
- Forman, nic ci nie jest? – zapytała z troską.
Tamten zakaszlał i pokręcił głową.
- Zabierzcie go do gabinetu lekarskiego. A pozostali niech wynoszą się stąd do diabła! To nie kabaret! – ochroniarz ponownie odwrócił się do Grega, który wciąż trząsł się od nadmiaru adrenaliny i ani na chwilę nie odrywał oczu od Foremna.
- Ochłoniesz wreszcie czy mam użyć siły?- warknął złowrogo.
House znów próbował się wyrwać i kołnierz koszuli pękł. Nim ktokolwiek zdążył zareagować zaciśniętą pięścią z całej siły uderzył neurologa w usta. Głowa Erica poleciała do tyłu, a na rozciętych wargach pojawiły się kolejne strużki krwi.
Diagnosta próbował wykonać jeszcze kilka ciosów, ale pokonali go w parę sekund, skuwając mu ręce i nogi.




- Dobry Boże, co się stało? – Wilson postawił tekturowe pudła, na stoliku i usiadł naprzeciwko House’a. – Spójrz na siebie! Z czym ty się zderzyłeś? Z ciężarówką?
- Padłem łupem wpół martwych pacjentów w przychodni – westchnął z trudem- walczyłem z nimi dzielnie. Kilka godzin temu dopadli mnie. Przypuszczałem, że pójdę pod miecz, ale zaproponowano mi życie w zamian za usługi dla zastępcy Cuddy. Wtedy jeszcze nie wiedziałem jakie to przyniesie szkody, okazało się że wrogowie są niezliczeni. Zaatakowali mnie katarem, chorobami wenerycznymi, przeziębieniami i innymi wyimaginowanymi schorzeniami. Wkrótce zrozumiałem swój błąd, jedyną szansą na uratowanie życia była ucieczka – załkał żałośnie, ukrywając twarz w dłoniach.
- Rzeczywiście. To musiało być straszne– w głosie James’a brzmiało lekkie zniecierpliwienie. - Widziałem się z Formanem, czuje się już dużo lepiej.
- Bierzesz mnie za kogoś kto nie ma tego w dupie. – warknął odchylając krzesło w tył i splatając dłonie za głową. Przez dłuższy czas siedział, patrząc na przyjaciela i nie mówiąc ani słowa. Jego milczenie wyraźnie działało onkologowi na nerwy.
- Nie bądź śmieszny House, powinieneś go przeprosić.
- Właściwie to przygotowałem małą przemowę składającą się z dwóch słów. Tak, to drugie to „się” – wykrzyknął z udawanym entuzjazmem.
- Musiałeś mieć jakiś powód, żeby go tak zmasakrować – Wilson jeszcze raz próbował, wyciągnąć jakiekolwiek informacje, ale ten pokręcił przecząco głową.
- Wiem o wszystkim. Rozmawiałem z Cameron – zdesperowany sięgnął po ostatnią deskę ratunku- kłamstwo.
- O czym? – House celowo uniósł brwi ze zdziwienia
- O tym.
- Wiesz?
- Wiem. I wiem, że Ty wiesz- dostrzegł w jego oczach powątpiewanie.
- O nie!
- O tak!
Wilson spojrzał na House’a prosząco, ale ten milczał.
- Sądzisz, że się zmieniłem? – spytał wreszcie ze ściągniętą twarzą.
- Nie wiem, może zawsze taki byłeś. Może to druga strona Twojej natury, której dotąd nie dostrzegałem- powiedział z westchnieniem.
Wyraz bólu przemknął przez twarz diagnosty. Jakoś jednak udało mu się ją wyprostować i wyzywająco spojrzeć w czekoladowe oczy.
- Pomożesz zabrać mi te graty? –wychrypiał.
- Zwolnili Cię?
- Tylor dał mi ostatnią szansę. Miałem odpracować wszystkie zaległe godziny w przychodni i przeprosić murzynka Bambo. – Wstał i wziął z podłogi tekturowe pudło, wrzucając wszystkie bibeloty z biurka.
- To uczciwe warunki. Mógłbyś mi wyjaśnić dlaczego je odrzucasz?
- Nie, nie mógłbym. Chociaż- zawahał się- mógłbym podać wyjaśnienie, ale chyba nie wystarczające.
Wilson popatrzył na niego z zaciekawieniem.
- Jakie wyjaśnienie?
- Wymyśliłbym jakąś historię, licząc na to że uwierzycie i zostawicie mnie w spokoju.
- Dlaczego nie powiedziałeś mu prawdy?- nalegał- A jeśli już przy tym jesteśmy, to dlaczego mnie nie powiesz prawdy?
- Kiedy Cuddy będzie bezpieczna, powiem Ci wszystko- obiecał. – Nie teraz. Mógłbyś się zdradzić przed NIM. Póki co myśli, że nie wiem jak go dopaść.
- I zapewne znam tą osobę?
- To mogłoby pomóc, gdyby się okazało, że go znasz- potwierdził House.
- A więc jak on się nazywa?
- Boże! Zapomniałem jakie mu wymyśliłem imię! Chyba Abdul…
Wilson z niedowierzaniem pokręcił głową. Czasami, szczególnie po takich rozmowach jak ta zastanawiał się, co on u diabła robi, usiłując zreformować niereformowalnego ex przyjaciela. Mógł całe miesiące pracować, rozmawiać z Housem jak cywilizowany człowiek - bez podstępów, awantur - a potem nagle, z najidiotyczniejszego powodu, wszystko diabli brali i znów miało się do czynienia z aroganckim, ordynarnym, głupim kuternogą.
House właśnie miał zamiar ulotnić się z gabinetu, kiedy wydało mu się, że dostrzegł bardzo wysokiego mężczyznę przechodzącego korytarzem. Widział go zaledwie przez moment, bo nieznajomy szedł bardzo szybko i cicho. Bez słowa wyszedł z pomieszczenia i spojrzał w ślad za nim. Na tle słonecznych okien na końcu korytarza dostrzegł czarną sylwetkę - jeszcze wyższą, niż wydawała się na pierwszy rzut oka - w czarnym idealnie dopasowanym garniturze i czarnym kapeluszu z szerokim rondem i niskim denkiem. Mógł przysiąc, że znał skądś tego człowieka.
- Hej, Zatrzymaj się!- zawołał, ale nieznajomy nie odpowiedział.
- Stój idioto! - powtórzył. Tamten jednak skręcił za róg korytarza i zniknął.
House pokuśtykał za nim, tak szybko na ile pozwalała mu boląca noga Kiedy mijał zakręt, wpadł na Cameron, taszczącą stos bezładnie ułożonych książek, które posypały się na podłogę szeleszczącą kartkami kaskadą.
- Co ty wyprawiasz? Chcesz się zabić! - zawołała z oburzeniem.
- Widziałaś tu kogoś, zanim wpadliśmy na siebie? — zapytał.
- Czy widziałam tu kogoś…? Kogo?
- Był tu jakiś wysoki gość w czarnym garniturze i kapeluszu. Nie mogłaś go nie zauważyć.
- Przykro mi, House. A teraz wybacz mi, ale muszę wracać do pracy.
Złapał ją za ramię.
- Rzeczywiście nikogo nie widziałaś? Naprawdę?
- Nie, rzeczywiście naprawdę nikogo nie widziałam. A teraz przepraszam.
- No dobrze - mruknął i puścił jej ramię.
Kiedy zniknęła z pola widzenia, znów zaczął spoglądać na pusty korytarz i zastanawiać się, w jaki sposób tamten facet zdołał zniknąć. Nagle zrobiło mu się zimno, chociaż nie miał pojęcia dlaczego. Wyczuł też dziwną znajomą woń, która przypominała mu zapach perfum używanych przez Cuddy (…)



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Czw 22:15, 14 Sty 2010
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Myślisz, że scenarzyści Mody na Sukces byliby ze mnie dumni chtry

Pewno! Bruk cie kocha, zawsze :D
Cytat:

Ty zÓa kobieto, nawet nie wiesz ile mi wątków umknęło :X
Sam nie wiem co piszę- co przyznaję może być objawem nasilającej się schizofrenii

Uwielbiam szczerość w Twoim wykonaniu :hahaha: Dzieki za pocieszajace słowa, teraz przynajmniej nie czuję się nieuważna :D Tyy, a wiesz, że tą schizo się leczy? Wprawdzie Cię zamkną w 4 ścianach, a potem staniesz się czyjąś "zabawką" zapewne, no ale nie będzie tak źle! :mrgreen:
Cytat:
Możesz oddać Twoją wątpliwą cnotę, z chęcią Ci ją odbiorę i pozbawię Cie tym samym szansy na dostatnie życie w zakonie sióstr miłosierdzia im. Świętej Cameron hahaha

Mówiłes, że nie lubisz tych cnotliwych :hahaha: oddam Ci moją cnotę, zwłaszcza, że jest wątpliwa, za veri hapi ending :D Żeby pójść tam nie trzeba być dziewicą, no heloł :P
Cytat:
Ten prosty zabieg sprawi, że polepszę sobie humor i jeanne nie będzie gubić wątków.

Zgadzam się, ale nie zabijaj mi Formana! *pada na kolana* Szkoda by było sam-wiesz-czego-jego xP

House ogarnięty ślepą furią, dążący do roztrzaskania cudnej, ciemnej twarzy Formana o jakże czyste i lśniące lustro łazienkowe - I like it :D Dalej nie rozumiem Wilsona *jeśli kiedykolwiek go rozumiałam* i Cameron oślepła, bo nie widziała faceta, ojej :( Pisz, pisz dalej :twisted: Chcę zobaczyć jak House-bohater ratuje świat :D AjĆć.! :*:*



_________________

PostWysłany: Czw 22:51, 14 Sty 2010
jeanne
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 50

Posty: 11087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

jedna z najbardziej intrygujacych historii jakie czytalam :) o ile nie najbardziej :)
umiejetnie prowadzisz akcje, dialogi sa ciekawe i troszke nieprzewidywalne
to co zrobili Cuddy przerazajace, w dodatku we wszytsko zamieszany jest Forman, dziwne prawde mowiac zawsze go nie lubilam a tu prosze pierwszy raz czytam jak odgrywa role anprawde zlego charakteru :(

bardzo mi sie podoba :uscisk:

czekam niecierpliwie na kolejan czesc



PostWysłany: Pią 2:47, 15 Sty 2010
mazeltov
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sty 2010

Posty: 21

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

JigSaw po 1. żądam żebyś napisał książkę ! to straszne kiedy powstaje chwila napięcia a człowiek nie może schować się z latarką pod kołdrą i doczytać do końca. masz napisać książkę a najlepiej kilka! piszesz tak niesamowicie że tego się nie da opisać. Mało jest opowieści które mnie tak wciągają pisz pisz szybko kolejne części!
po 2. ta scena pobicia Formana <333
po 3. czemu w tym momencie czytasz tego durnego posta zamiast pisać 26 cz ?



_________________

Shee is perfect human being.

Matura? #NOT MY DIVISION

PostWysłany: Pią 17:34, 15 Sty 2010
Nemezis
The Woman
The Woman



Dołączył: 08 Kwi 2009
Pochwał: 19

Posty: 4520

Miasto: 221B Baker Street
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

JigSaw napisał:
Nagle zrobiło mu się zimno, chociaż nie miał pojęcia dlaczego. Wyczuł też dziwną znajomą woń, która przypominała mu zapach perfum używanych przez Cuddy (…)

W takim momencie ?!
Jak możesz przerywać w takim momencie ?! ;OO


JigSaw napisał:
Chcecie zamęczyć JigSawa ?!

Hmm, na to wygląda :mrgreen: :twisted:

Ten fik jest przeboski, no ! <333

Dooodawaj dalej, natychmiast ! :twisted:



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Pią 18:57, 15 Sty 2010
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

jeanne napisał:
Pewno! Bruk cie kocha, zawsze


Ale ja nie chcę czegoś co było w łóżku z kaciastogłowym Ridżem, Tornem, Nikiem, Dickonem, Ericiem, Maronem, Majkiem, windziarzem, sprzątaczem, facetem od kateringu, lekarzem, dentystą, nauczycielem, chłopcem od czyszczenia basenów, ogrodnikiem... omg! Mam zadyszkę

Sally Spactra & Stefa Forrester = sam SEX :hahaha:

Cytat:
Tyy, a wiesz, że tą schizo się leczy? Wprawdzie Cię zamkną w 4 ścianach, a potem staniesz się czyjąś "zabawką" zapewne, no ale nie będzie tak źle!


Będą mnie razić prądem i nadziewać na emo sztachety z pomponikami, a potem porzucą mnie gdzieś pod płotem i zostanę wykorzystany przez stado krwiopijczych i mięsożernych Ciemnych Dziewic :boje sie:
Jeanne nie będziemy się bawić w podchody. Dawaj ten kluczyk od pasa cnoty, albo zrobię sobie kopię od Nemezis. Ona je rozdaje po dychu na allegro :D


Nemezis napisał:

po 2. ta scena pobicia Formana <333
po 3. czemu w tym momencie czytasz tego durnego posta zamiast pisać 26 cz ?


Nem, napisałem już jedną książkę. Kamasutra - reaktywacja, ale nie chcieli jej zatwierdzić i kazali mi przeredagować rozdział o marchewce i świeczce, a one były właśnie najlepsze :(
Jeśli podobała Ci się scena pobicia Formana to pierwsza część 26 jest dedykowana Tobie, bo czujesz tak jak ja ;)
Matko, czasem myślę, że powinniśmy założyć jakąś organizację charytatywną dla ludzi normalnych inaczej
:hahaha:

mazeltov napisał:
jedna z najbardziej intrygujacych historii jakie czytalam Smile o ile nie najbardziej Smile
umiejetnie prowadzisz akcje, dialogi sa ciekawe i troszke nieprzewidywalne
to co zrobili Cuddy przerazajace, w dodatku we wszytsko zamieszany jest Forman, dziwne prawde mowiac zawsze go nie lubilam a tu prosze pierwszy raz czytam jak odgrywa role anprawde zlego charakteru Sad


Mazeltov, zgodnie z umową pieniądze poszły na konto. Teraz musimy tylko wmówić wszystkim, że pisząc tego posta nie działałaś pod żadną presją i nie miałaś noża na gardle * o przepraszam, już go chowam*
Froman to paździoch jakich mało! Taki krypto sadysta- 6 sezonów i cały czas się trzyma stołka, kiedyś trzeba go było zepchnąć :D

maagdaa napisał:
W takim momencie ?!
Jak możesz przerywać w takim momencie ?! ;OO


Robię to specjalnie, żeby Was zdenerwować :D A tak serio to nie wiedziałem co dalej pisać i dlatego przerwałem... przerwałem też dlatego, że byłem śpiący, troszkę głodny i mój pęcherz mógł nie wytrzymać większego nacisku :hahaha:
Ale już napisałem kolejną część i tak jestem z siebie dÓmny bo w tym tygodniu wstawiłem chyba rekordową liczbę partów.
:D Zaczynam się wyrabiać jak gumka w stringach, albo blond loczek :D




Part 26

Na korytarzu wszystko wyglądało normalne. A jednak…
Mimo tego pozornego spokoju House miał wrażenie, że stało się coś złego. Czuł się, jakby spoglądał na obraz celowo zaprojektowany tak, żeby zbijać z tropu.
- Niemożliwe żeby facet rozpłynął się od tak w powietrzu- pomyślał. Szedł tuż przed nim, musiał wpaść po drodze na Cameron.
- Nie- mruknął pod nosem- może rzeczywiście alkohol i brak snu zakpiły z niego?
Nie miał zamiaru powiększać listy niewyjaśnionych zagadek. Wystarczy, że niedaleko grasuje psychopata porywający seksowne szefowe. Po jaką cholerę wylazł na korytarz?
Zerknął na windę zastanawiając się, czy powinien w nią wsiąść. Wzdrygnął się i spojrzał na schody prowadzące do podziemi szpitala.
Tak, to było rozwiązanie! Facet mógł zejść na dół niezauważony przez nikogo.
Po kilku minutach i trzech tabletkach Vicodinu House kuśtykał opustoszałymi pomieszczeniami.
Odetchnął z ulgą, kiedy okazało się, że w środku nie było żywej duszy.
Pchnął lekko uchylone drzwi i posuwał się kolejnym brudnym korytarzykiem, w którym widoczne były odciśnięte w kurzu ślady stóp. Kierując się tym tropem dotarł do dobrze mu znanych schodków. To były te same lochy PPH, w których jeszcze miesiąc temu z powodzeniem unikał przychodni.
Słyszał teraz głosy podobne do świstu wiatru, z poobijanych ścian bił chłód i wilgoć.
Hałasy stały się coraz głośniejsze, gdy skręcił ujrzał ogromne pomieszczenie, zbyt wielkie aby mogło zostać oświetlone światłem umieszczonych na ścianach żarówek.
- Hej, jest tam ktoś?
Nasłuchiwał przez chwilę, ale nie doczekał się odpowiedzi. Zawołał ponownie, lecz i tym razem nikt mu nie odpowiedział. Po chwili uderzył go silny zapach dymu i gazu, ale dwie duże pomalowane na szaro maszyny wydawały się nietknięte.
Żadnych utrąconych zaworów, żadnych uszkodzonych rur. Diagnosta już miał zawrócić, kiedy w cieniu dostrzegł jakiś błysk. Czarna, lśniąca strużka płynąca po podłodze. Wyglądała jak wyciekający skądś olej.
Płyn przepłynął już tak daleko po posadzce, że prawie dotknął jego adidasa. House zanurzył w nim palec, obejrzał go uważnie i nagle poczuł zimny dreszcz przebiegający mu po krzyżu. To nie był olej.
Ciecz wydawała się czarna na tle cementowej podłogi, ale na palcu okazała się ciemnoczerwona. Wytężył wzrok, usiłując dojrzeć coś w ciemności. Pogmerał w kieszeni i znalazł pudełko zapałek z przyszpitalnej restauracji. Kiedy zapalił jedną, rozbłysła na moment, ale jedynie oparzyła mu kciuk. Pożałował, że nie wziął latarki. Pod maszynami coś było - jakiś ciemny, podłużny kształt - lecz nic więcej nie zdołał dostrzec.
W kucki z trudem wcisnął się między zbiorniki, wymacując sobie drogę. Było tu tak gorąco, że zanim zdołał posunąć się jakieś trzy kroki naprzód, pot ściekał mu z czoła i koszula lepiła się do pleców. Miał wrażenie, że słyszy bulgoczący jęk, więc zatrzymał się i nasłuchiwał, chociaż szum wszystko zagłuszał.
Zapalił kolejną zapałkę i krzyknął:
- Czy jest tu ktoś?
Znów usłyszał ten wysilony, bulgoczący dźwięk. Jakby ktoś usiłował mówić, pijąc wodę ze szklanki.
Powolutku posuwał się naprzód, aż nagle dotknął czegoś ciepłego i mokrego.
- O Boże! – cofnął się gwałtownie, otwierając usta w niemym krzyku przerażenia. Z trudem powstrzymał się od ucieczki na widok zmasakrowanego ciała.
Po chwili walcząc z nudnościami zmusił się do przyklęknięcia przy zwłokach. Pomyśleć, że będzie musiał zbliżyć się do tej rzeczy, dotknąć go. Niemal odruchowo cofnął palce. Omal nie zwymiotował, czując na podniebieniu smak befsztyka, którego zjadł wieczorem.
Eric Foreman nie żył od kilku minut. Oblepione stęchniętą krwią włosy, uniemożliwiały rozpoznanie ich koloru. Oczy były szeroko otwarte i patrzyły- nie widząc. House z trudem oparł się pokusie zamknięcia ich. W nozdrzach pozostał zakrzepły śluz, na otwartych ustach śmierć uwieczniła ostatnie przekleństwo. Tępym narzędziem rozerwano brzuch, aby dostać się do jelit.
Pochylony, wciąż przyglądał się zamglonym wzrokiem w zmasakrowane szczątki swojego najlepszego lekarza (…)


Porucznik Smith chodził nerwowo po gabinecie. Był prawie tak samo szeroki jak wysoki- ważył chyba ze sto pięćdziesiąt kilo, a mierzył niewiele ponad sto siedemdziesiąt centymetrów. Jego brązowe włosy okalały pulchną twarz, w której uwagę przyciągały okulary w brzydkich, grubych oprawkach, długi nos i małe usta
- Musimy porozmawiać – oznajmił
- O czymś wstydliwym? O kąpielach z mamą?
House wyjął z kieszeni jeansów gumę do żucia, rozpakował jeden listek, zwinął go powoli i wsunął sobie do ust. Potem zrobił ze sreberka od gumy maleńki model samolociku.
- Enola Gay - powiedział i uniósł swoje dzieło. – Umiem też zrobić Hammera- ale do tego potrzebne są przynajmniej trzy papierki.
- Co może mi pan powiedzieć o ofierze? – policjant utkwił w diagnoście swoje stalowoszare oczy, było to najgroźniejsze spojrzenie, jakie House kiedykolwiek widział.
-A co chciałby pan wiedzieć? Że był czarny? Że pochodzi z rozbitej rodziny? –zapytał zaczepnym tonem.
- Czy podejrzewa pan, kto go zamordował ?
- Ktoś musiał to zrobić. Sam się raczej nie wypatroszył!- krzyknął z zapałem.- Chybże pozbawił się wszystkich wnętrzności w celu poznania anatomii człowieka.
Smith miał ochotę walnąć pięścią w blat. Zezłościło go nie tylko to co się stało, ale także zachowanie diagnosty. Zamiast położyć uszy po sobie, lekarz zachowywał się bezczelnie. Co więcej, wyglądał na rozluźnionego i wręcz zadowolonego. Inspektor nie mógł tolerować takiego zachowania.
- Niech pan spojrzy na te zdjęcia- burknął, popychając pokaźny plik na skraj biurka. – Mamy do czynienia z bestialskim morderstwem. Pańscy koledzy twierdzą, że przeżywa pan jakieś kłopoty osobiste, ale nie widzę powodów dla których miałoby to pana usprawiedliwić.
House drgnął. Kpiarski uśmiech, który bąkał się na jego wargach, zastąpił gorzki grymas.
- Dzisiaj rano pobił pan Erica Foremana- rzucił w jego stronę inspektor. - Co mógł takiego powiedzieć, czy też zrobić żeby sprowokować do takiego zachowania?
- Uraził moje uczucia religijne. To naprawdę bolało – zagryzł pięść w geście załamania.
- Słuchaj cwaniaczku, jeśli nie zaczniesz współpracować, czeka Cię noc w całkiem przytulnej celi. – warknął wyciągając z kieszonki pożółkły notes. – Na miejscu zbrodni wspomniał pan coś o domniemanym mordercy. - Czarny garnitur? Czarny kapelusz z szerokim rondem? - porucznik przejrzał swój notatnik i potrząsnął głową. - Żaden z pracowników szpitala nie widział nikogo takiego.
- Może i nie. Ale ja na pewno go widziałem.
- Czy kiedykolwiek widział pan jego twarz?
- Nie, widziałem go tylko od tyłu.
- Proszę go opisać- mruknął chowając notes do kieszeni
- Nie będzie pan notować?
- Zapamiętam, doktorze House. Ile miał wzrostu?
-Trudno powiedzieć, miał na głowie kapelusz, na pewno sto dziewięćdziesiąt centymetrów. Niezbyt mocno zbudowany. Najwyżej osiemdziesiąt pięć kilogramów.
- W czarnym garniturze?
- Zgadza się- przytaknął- Eleganckim, dobrze dopasowanym.
Otworzył szafkę biurka i wyjął opakowanie soku porzeczkowego. Zaczął pić prosto z kartonu i po chwili wypił połowę.
- Przepraszam, panie Daniels - powiedział, ścierając ręką ogromną plamę z koszulki.
Inspektor spojrzał ze współczuciem na diagnostę przepraszającego swój nadruk na koszulce. Wziął krzesło i usiadł naprzeciwko. Uśmiechnął się z goryczą myśląc o tym, że obaj przypominają dwa ludzkie wraki.
- Potrafiłby pan opisać jego twarz?
- Nie. Widziałem go tylko od tyłu.
- Nie wie pan nawet, czy był czarny, czy biały?
House zastanawiał się chwilę, ale w końcu przyznał, że nie wie. Mężczyzna w kapeluszu odwracał twarz albo krył ją w cieniu ronda kapelusza, jakby celowo nie chciał jej pokazać. Ale dlaczego nikt inny go nie widział?
- Czy jest prawdą, że zawieszono pana w wykonywaniu obowiązków?- spytał nie kryjąc pogardy.
- Nie wiem po co się pan tu zjawił, ale to strata czasu- mruknął z niechęcią, otwierając fiolkę Vicodinu. – Niczego nie ukrywam, bo o niczym nie wiem!
Mężczyzna wydął wargi
- Mógłby pan wymyślić coś bardziej przekonującego
- Czyżby prawda stała się nagle dla pana taka ważna?- spytał z ironią- Jak do tej pory wcale się pan nią nie przejmował. Powiedziałbym, że wręcz przeciwnie. Chce pan pewnie, żebym przyznał się do winy. Mógłby pan wtedy wrócić do pracy w pełnej chwale. Który to był rok? 92 może 93? Pamiętam nagłówki z gazet „ Dzięki nieudolności nadporucznika z rąk mordercy ginie czteroosobowa rodzina” czy jakoś tak to szło – House uśmiechnął się z triumfem, zezując na białą jak papier twarz mężczyzny. Trafiony zatopiony- pomyślał, uśmiechając się do siebie.
- Chcę wiedzieć, czy byłby pan zdolny do popełnienia morderstwa pierwszego stopnia.
Diagnosta spojrzał na porucznika jak na przybysza z innej planety
- Odpowiednio sprowokowani, wszyscy jesteśmy zdolni do popełnienia morderstwa pierwszego stopnia.
- Niech pan da spokój, doktorze. Widział pan ciało ofiary. Widział pan, co z nim zrobił zabójca. Większość z nas przestałaby czuć się sprowokowana po zadaniu zaledwie jednego ciosu.
- Nikogo nie zabiłem. To bzdura.
- Wróćmy do kłótni z Foremanem. – proponował- O co wam poszło?
- To nie była kłótnia- odpowiedział podrzucając piłeczkę- Po prostu usiłował się do mnie dobierać, więc go odepchnąłem.
- Świadkowie twierdzą, że wykrzykiwał pan groźby pod jego adresem.
- Możliwe, byłem na niego wściekły. Mój neurolog okazał się obrzydliwym czarnym szczurem.
- Więc uważa pan, że był szczurem?
- Tak. Albo wyjątkowo wstrętnym robakiem. Jak pan woli.
Usłyszał szelest papierów. Inspektor zaczął nerwowo przeglądać notatki. W końcu znalazł wśród kserokopii raport policjanta, który przesłuchiwał House’a na miejscu morderstwa. Spojrzał na niedbale sporządzoną notatkę.
- Czy jestem o coś oskarżony? Jeśli nie mam jeszcze kilka gratów do spakowania.
Smitha uderzył ton jaki usłyszał. Wiedział, że lekarz był zmęczony i zirytowany, ale nie przestraszony. Jakby wiedział, że wszystko się za chwilę wyjaśni i będzie mógł pójść do domu. Inspektor zwykle zwracał uwagę na takie rzeczy. Co prawda wiele osób potrafiło się maskować, ale nikt nie robił tego w sposób doskonały.
- Ze względu na niezidentyfikowane odciski znalezione na miejscu morderstwa, na razie jest pan wolny. Proszę nie opuszczać miasta.
- Jasne. Jeśli dowiecie się czegoś o tym sadyście, wtedy na pewno z zainteresowaniem Was wysłucham. Nie będę piłował paznokci, dłubał w nosie ani wysyłał do mojej dziewczyny aluzyjnych SMS-ów. Nawet nie będę odbijał głową piłki. Umowa stoi? – uśmiechnął się, machając mu na pożegnanie. Zwycięstwo było łatwiejsze niż przypuszczał.



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Nie 14:51, 17 Sty 2010
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5  Następny
Strona 4 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.07289 sekund, Zapytań SQL: 15