N&J: Jak House ratował Wilsona

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

N&J: Jak House ratował Wilsona

Napisane we współpracy z Jakastam. I również dzięki niej :) Mam nadzieję, że Hilsonkom się spodoba. Kategoria: love.




House siedział na krześle w swoim gabinecie. Był bardzo znudzony. Czekał na wyniki badań, których zrobienie zlecił swojemu zespołowi. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk dzwoniącego telefonu. Nazwa kontaktu: Wilson. Odłożył komórkę na biurko, zignorował całkowicie telefon przyjaciela. Według wszelkiego prawdopodobieństwa Wilson był teraz u siebie w gabinecie. Najpewniej, bawił się papierkami - jak diagnosta miał w zwyczaju nazywać, uzupełnianie kart pacjentów.
Gdyby to było coś ważnego, przyszedłby tu… - pomyślał. Telefon jednak zadzwonił kolejny raz. House bawił się piłką, odbijając ją raz po raz o ścianę. Ale coś nie dawało mu spokoju. Jakaś natrętna myśl. Miał ją prawie na końcu języka, jednak w ostatniej chwili wymykała mu się niespodziewanie. W końcu nadeszło olśnienie: Wilson nigdy nie dzwonił, gdy był w pracy.

To znaczy, że... - House nawet nie kończąc myśli, odebrał telefon. - Wilson?
- House?
- Nie, hipopotam. - Diagnosta niemalże sobie wyobraził, jak onkolog w tej chwili przewraca oczami.
- House? Nie żartuj, proszę… - Jego głos był cichy i słaby.
- W porządku. - Czasami diagnosta wiedział, kiedy należy przestać. - Gdzie jesteś?

Onkolog podał nazwę baru, w którym się znajdował. Diagnosta rzucił komórkę w kąt i chwytając laskę w dłoń, szybkim krokiem wyszedł z gabinetu, nie zważając na ból nogi. Po drodze minął zdziwiony zespół, niczego im nie wyjaśniając. Jedna myśl zaprzątała jego głowę: Co ten kretyn, tam robi?

- House! – Cuddy chciała go zatrzymać, gdy zauważyła, że diagnosta zmierza do wyjścia. - Masz pacjenta!
Lekarz minął ją w milczeniu. Teraz ktoś inny był dla niego najważniejszy.

- Wilson? - Diagnosta wszedł do baru.

Tak jak się tego spodziewał, onkolog był ubrany w garnitur. Zupełnie nie tak, jak powinien być ubrany, przebywając w takim miejscu jak to. Nieopodal Jamesa stało dwóch mężczyzn, ubranych w skórzane kurtki motocyklistów. Motocykliści, stali bywalcy tego baru, nie wpuszczali do swojej oazy takich elegancików jak Wilson.

Wilson, kretynie, w coś ty się wpakował?! - pomyślał House, jednak nie miał już zbyt wiele czasu na zastanawianie się. Trzeba było działać i to natychmiast. Wiedział, że mężczyźni zaatakują lada moment.
- Hej! - krzyknął do jednego z nich, a kiedy ten odwrócił się w jego stronę, uderzył go z całej siły w brzuch swoją laską. Ten zgiął się w pół i upadł na kolana. House wiedział, gdzie uderzyć, żeby mocno zabolało. Nie zauważył jednak nadchodzącego ciosu drugiego mężczyzny.
- House! Uważaj! – James był wręcz przerażony. Przed tym ciosem Greg jednak się nie obronił. Gdyby nie stół bilardowy, który stał tuż za nim, upadłby na podłogę. Napastnik odwrócił się w stronę Wilsona, zacierając silne dłonie. Jimmy przełknął głośno ślinę. Cios w kierunku twarzy Wilsona pędził jak błyskawica, ale laska House ponownie okazała się szybsza… i skuteczniejsza. Motocyklista osunął się na ziemię. Głowa jeszcze długo będzie go bolała, zwłaszcza że dostał w strategiczne miejsce. Całe szczęście, że House miał piątkę z anatomii.

- Chodź Jimmy, wychodzimy! – krzyknął diagnosta, wycofując się z wnętrza baru. Niektórzy motocykliści wstali oburzeni, że ich kompani zostali w ten sposób potraktowani prze Grega. Ale do akcji wkroczył wściekły barman.
- Dosyć tego! Jeśli ktoś jeszcze będzie wszczynał bójkę, to pożałuje. Zadzwonię po policję, nikt nie będzie tłukł się w moim barze! Zrozumiano?! – Mężczyźni usiedli posłusznie z powrotem. - A wy dwaj! – wrzasnął na lekarzy. – Wynocha! I nie wracajcie tu więcej! Nie nadajecie się do przebywania w takich miejscach! A zwłaszcza ta ciota! – Wskazał na Wilsona.

Obaj opuścili posłusznie knajpę. James opuścił głowę i szedł bez słowa.

- Co ty tam robiłeś, do diabła?! - House był wściekły. - Popieprzyło cię całkowicie, Wilson! - krzyczał.
- Przestań! Ty też mi powiesz, że jestem ciotą? Tak? - Jego spojrzenie było bardzo smutne.
- Nie. Jesteś po prostu… wrażliwy… - Diagnosta miał nie lada kłopot, nie chciał urazić przyjaciela, James był wystraszony i trochę przybity.
- Wrażliwy? Nie poradziłbym sobie, gdyby nie ty, House. Bałem się… jestem ciotą… - przyznał.
- Jesteś wrażliwy. I nie bałeś się o siebie. Bałeś się skrzywdzić drugiego człowieka. Czasami tak trzeba, Jimmy. - Uspokoił go nieco. - Chodź na drinka, pójdziemy w bardziej odpowiednie miejsce i opowiesz mi, co tam robiłeś…

Po kilkunastu minutach siedzieli przy stoliku w małym, spokojnym barze. James opowiadał, co się wydarzyło. Okazało się, że jego własna nieuwaga wpędziła go w tarapaty.

- Nie zauważyłeś szyldu „ Bad Riders”?
- Przecież mówię, że nie. Chciałem tylko napić się czegoś, skończyłem pracę na dzisiaj. Nie miałem nic innego do zrobienia…
- Dlaczego nie dałeś znać? – House’a to zastanowiło.
- Ponieważ Cuddy powiedziała, że jesteś zajęty swoim przypadkiem – wytłumaczył Wilson.

Pager House'a zadzwonił. To był jego zespół. Pewnie dzwonili również na komórkę, ale ta została w gabinecie.

- Co się dzieje? - zapytał onkolog, gdy ujrzał szeroki uśmiech na ustach diagnosty.
- Rozwiązali przypadek. Beze mnie. Tacy są dobrzy! Wcale mnie nie potrzebują, a na pewno już nie dzisiaj… - Cieszył się, że może spędzić więcej czasu z Wilsonem.
- To wspaniale, wypijemy jeszcze po jednym? – To była już piąta kolejka Whiskey. Wilson był lekko podpity, ale przynajmniej nie był już roztrzęsiony.
- W porządku, ale to już przedostatnia, bo zaczynam się upijać, a nie chcę wrócić kompletnie zalany. Dobrze, że przestawiliśmy motor na tyły tego baru. Jutro po niego wrócę. Gdzie jest twój samochód? - zapytał House.
- Na szpitalnym parkingu, przyjechałem tutaj taksówką - odpowiedział, czkawka nie dawała mu spokoju.
- Nie zauważyłem go tam, może dlatego, że się spieszyłem, żeby uratować twój tyłek… - zakpił. Wzrok Jamesa ponownie posmutniał.
- Hej! Wilson! Tylko nie zacznij się mazać, nie cierpię…
- Gdy mężczyzna jest ciotą… - przerwał mu Wilson.
- Nie jesteś! Ile razy mam ci to powtarzać? Zdrowie. – Sięgnął po kolejną szklankę trunku.
- Niech będzie, że uwierzyłem… - szepnął. - Za naszą przyjaźń.

Ponieważ świetnie im się rozmawiało, zostali nieco dłużej. Zamówili dla siebie taksówkę już zupełnie pijani. Czekali na nią przed barem. Wieczór był dosyć chłodny. Wilson mimowolnie zadrżał.

- Zimno ci? Czy czegoś się obawiasz?
- Czego miałbym się bać? - zapytał James.
- Nie wiem… jest ciemno, głucho… Ktoś może się na nas zaczaić… - zażartował House. Jimmy natychmiast podskoczył do góry i wtulił się diagnostę.
- Uspokój się, wariacie! – Greg się roześmiał. Chciał go odepchnąć, ale zauważył świdrującego go na wylot czekoladowe spojrzenie.
- Dzięki House, że zawsze jesteś - powiedział.
- Do usług, tylko się nie rozklej… - Jego żarty nie miały końca.

Nagle zauważył, że Wilson lekko przysunął się do niego. Patrzył zdziwiony na onkologa, ale po chwili poczuł na szyi jego ciepły oddech. Było tak zimno. Wilson uniósł głowę i przylgnął delikatnie swoimi ustami do warg House’a. Ten pogłębił nieco ten niezdarny pocałunek. Przez ich ciała przeszła dziwna fala ciepła. Nagle oderwali się od siebie, zauważając w oddali światła taksówki. Prawie natychmiast wytrzeźwieli. Żaden z nich nie miał odwagi się odezwać. Wsiedli do taksówki. House usiadł z przodu.

Obaj byli wściekli. Jak mogli do tego dopuścić? To nie mieściło się w ich umysłach. Nie wypili tak wiele… Pocałowali się. Zbyt intensywnie i zachłannie. Najgorsze było to, że podczas wykonywania tego „niewłaściwego” aktu, odczuwali nieopisaną przyjemność.

House leżał teraz w swojej sypialni i rozmyślał na temat ostatnich wydarzeń. Wyobrażał sobie miękkie usta Wilsona na jego wargach raz po raz. Ciągle i od nowa. Ten obraz nieprzerwanie krążył w jego umyśle. Co gorsza, jego mózg posłał elektryzujący impuls wprost do jego lędźwi. Poczuł ciepło w okolicach miednicy i zaklął soczyście.

Co u diabła! Przecież to Wilson, mój przyjaciel, mężczyzna… -zastanawiał się, co się z nim dzieje.

Mimowolnie położył dłoń na swojej męskości, która powiększyła nieznacznie swoją objętość. Zamknął oczy, a znienawidzona przez niego scena, powróciła do centrum jego uwagi. Leżał tak przez chwilę, delikatnie drażniąc dłonią swoje ciało, gdy usłyszał cichy jęk. Wzdrygnął się, gdy dotarło do niego, że dochodzi on z pokoju Wilsona. Kratka wentylacyjna łącząca ich sypialnie bardzo dokładnie przewodziła wszystkie dźwięki.

Więc on też… on też to robi… - pomyślał.

Nic nie rozumiał. Nie czuł, że jest to dobre lub złe. Wiedział tylko, że chce ponownie poczuć wargi onkologa na swoich. I coś… jakaś niewidzialna siła popychała go w stronę sypialni przyjaciela.

Otworzył powoli drzwi i wsunął głowę do środka. Wilson wzdrygnął się. Wiedział, że to House. Domyślał się, że go usłyszał. Było mu wstyd, czekał cierpliwie, aż padną słowa dezaprobaty, pełne kpiny… Ale nic takiego się nie wydarzyło. Diagnosta wszedł do pokoju bez słowa, wciąż go obserwując.

Powoli usiadł na łóżku i oparł się na łokciu. James patrzył lekko zdenerwowany, jednak nie odważył się przemówić. Starszy lekarz przysunął się nieco i patrząc przyjacielowi prosto w oczy, wsunął rękę pod jego bokserki, kładąc dłoń na jego dłoni. Wilson nawet nie drgnął, jego ciało zastygło z zaskoczenia, wywołanego zachowaniem House'a. Spojrzenie diagnosty było… czułe, ale również przepełnione pożądaniem. Onkolog przełknął głośno ślinę, gdy Greg zacisnął dłoń mocniej i przesunął obiema - jego i swoją - po członku Jamesa. Przez ciało młodszego mężczyzny przeszedł zimny dreszcz. House nie odrywał wzroku od jego twarzy, był pewny tego, co robił. Tego wieczoru dokładnie wiedział, czego chce. Wilson zaś wyglądał na lekko przerażonego tym , co się dzieje z nim i jego ciałem. Jego erekcja pod wpływem dotyku dłoni House’a wciąż się powiększała. Diagnosta odsunął w końcu jego rękę i chwycił go zdecydowanie, zamykając ciepłą dłoń wokół jego członka. Zbliżył nieco twarz do jego twarzy i spojrzał na soczyste, wilgotne usta Jamesa. Musnął jego wargi, a onkolog uniósł lekko głowę, by móc go dosięgnąć. Pocałował go niedbale, House wsunął zachłanny język do jego ust, drażniąc koniuszkiem jego zęby. Ta pieszczota nie trwała jednak długo, Greg oderwał się od jego warg i nie przerywając kontaktu wzrokowego, przesunął dłonią po jego torsie, i dalej w kierunku jego brzucha. Wilson westchnął cicho. Czuł się dziwnie.

To House, do cholery! - jego rozum wrzeszczał na niego.

Lekarz podciągnął nieco koszulkę onkologa i złożył kilka zwiewnych pocałunków na jego podbrzuszu. Po chwili zsunął trochę jego bokserki i podrażnił językiem cienką skórę w pachwinie. Wilson przyglądał mu się z zainteresowaniem. Nigdy nie myślał, że szorstki House może być aż tak… subtelny, delikatny.

Spojrzał na niego przeciągle, po czym przeniósł usta na podstawę jego męskości. Pieścił ją subtelnie i z wyczuciem. Onkologowi to odpowiadało, było mu przyjemnie. Jednak jego niepewność wzrastała za każdym razem, gdy otwierał oczy i widział… House’a. To nie była kobieta, która robi mu dobrze… To był jego najlepszy przyjaciel! Ta myśl napawała go strachem.

James jęknął nieśmiało i uniósł nieświadomie biodra, gdy poczuł ciepło wnętrza ust drugiego mężczyzny na swoim w pełni gotowym członku. Gotowym do czego? Nie miał pojęcia, jaki będzie kolejny ruch House’a. Diagnosta uśmiechnął się lekko, teraz był pewien tego, że również Jimmy’emu to wszystko sprawia przyjemność. Podniósł się i ponownie złożył pocałunek na ustach Wilsona. Tym razem był on głęboki, przepełniony erotyzmem. Ich języki tańczyły ze sobą i zmagały się o władzę w ustach drugiego. Greg, nie przerywając tej gorącej pieszczoty, ostrożnie zsunął z siebie spodnie od piżamy i chwycił dłoń Jimmy’ego. Położył ją na swojej twardej męskości i zamknął jego palce wokół niej. James w ostatniej chwili powstrzymał się, żeby nie cofnąć ręki, gdy poczuł gorący, nabrzmiały członek House’a, który również domagał się pieszczot. Diagnosta naparł biodrami lekko na jego dłoń i jęknął cicho, wprost w usta młodszego lekarza. Za chwilę powtórzył ruch, jednak o wiele silniej. Wilson nadal był nieco oniemiały. Bał się, że być może to nie prowadzi ich obu do niczego dobrego. Może po tym wszystkim, co wydarzy się tej nocy, rano nie będą mogli spojrzeć sobie w oczy? Ich przyjaźń ległaby w gruzach, a tego nie chciał… za nic w świecie. Jednak nie mógł oprzeć się pieszczotom House’a. Wyraźnie coś do niego czuł i było to więcej niż lubienie go.

- Na pewno chcesz tego wszystkiego, House? – Młodszy lekarz odezwał się pierwszy raz, odkąd diagnosta pojawił się w jego sypialni.
- Gdybym nie chciał, nie przyszedłbym tutaj - odpowiedział pewnym głosem. Wilson spojrzał na niego z niedowierzaniem.
- Nie, nie jestem pijany. - House domyślał się, o co James chciał zapytać. - Nie chcesz tego? - zapytał. Chwilowe milczenie onkologa lekko go zaniepokoiło. Nie chciał zostać odrzucony. Nie teraz i nie przez jedyną osobę, którą darzył prawdziwym uczuciem…
- Chcę… tylko… mam pewne obawy… - Wilson mówił, a usta diagnosty muskały leniwie jego szyję. Wzrastało w nim podniecenie, zwłaszcza że słyszał cichy szept lekarza.
- Czego się obawiasz, Wilson? - przerwał mu.
- Że jutro będzie bezlitosne… dla nas obu. Co wtedy? Co, jeśli będzie gorzej? - Jego głos załamał się nieco.
- Jutro… może być tylko lepiej, Jimmy. Chcesz tego, ja to wiem - powiedział stanowczo. Wilson skinął głową, przyznał sam przed sobą, że pragnie House’a jak nikogo na świecie.

Dłonie diagnosty powędrowały na jego policzki, objął nimi jego zadbaną twarz i złożył na jego ustach czuły pocałunek.

- Trochę się boję, wiesz? - szepnął onkolog. - Ja nigdy wcześniej nie…
- Ja również nigdy przedtem nie kochałem się z mężczyzną, Jimmy…
- Jak to będzie? - zapytał, jego obawy były rozbrajające. Wyglądał jak siedmioletni chłopczyk, który obawia się pierwszego dnia w szkole.
- Będzie dobrze, nie inaczej. Nie bój się - szepnął, kładąc dłoń na jego rozgrzanej klatce piersiowej i uśmiechając się ciepło.

Wilson podniósł się i usiadł na łóżku, całkowicie zdejmując z siebie bokserki. House pomógł mu zdjąć górną część garderoby, niemal równocześnie pozbywając się swojej. Usiadł pomiędzy nogami onkologa, układając swoje na jego udach. Siedzieli teraz twarzami do siebie i wpatrywali się w swoje rozpłomienione ciała. Ich sylwetki oświetlał jedynie blask księżyca, który wpadał przez odsłonięte okno.

Greg uniósł dłoń i pogłaskał policzek drugiego mężczyzny. Chciał, żeby wszystko poszło dobrze. Żeby Jimmy’emu było dobrze. On, samolubny dupek, którego nigdy nie obchodziło, co czuje ktoś inny, oddałby teraz wszystko, żeby nie zawieść Jamesa. Pragnął go tak bardzo, że najchętniej oddałby mu się już teraz. Ale zdawał sobie sprawę z tego, że onkolog potrzebował czasu.

Przesunął dłońmi po jego torsie, a ich usta ponownie złączyły się w wilgotnym pocałunku. House przysunął się jeszcze bliżej. Wilson mógł poczuć jak jego męskość drażni go po podbrzuszu. Był bardzo wdzięczny diagnoście za okazaną cierpliwość. I doceniał to, że House tak bardzo stara się dla niego. Postanowił zrobić pierwszy krok… położył nieśmiało dłonie na plecach starszego lekarza, po czym przesunął nimi w dół i ponownie w górę. House poczuł jak dreszcz przechodzi przez jego ciało. Jamesa ucieszyło, że zadziałał tak na niego, jednocześnie poczuł, że chce więcej… Przysunął się do Grega, obejmując go ciasno w talii i całując coraz głębiej. Z ust House’a wydobył się cichy pomruk zadowolenia. Wilson objął jego męskość i zaczął przesuwać po niej dłonią, jego ruchy były niespieszne i staranne. Rosnące podniecenie zmusiło diagnostę do oderwania warg od Jamesa i pójście w jego ślady. Wilson dyszał do jego ucha. Pokój wypełniło ciche sapanie i nieśmiałe jęki, gdy poruszali dłońmi w jednakowym tempie.

- Jimmy - wyszeptał House pomiędzy westchnieniami. - Chcę… ja… huh… - Zaczerpnął powietrza, Wilson uśmiechnął się bardzo szeroko. Wiedział, że sprawia diagnoście przyjemność. Nie myślał, że może to sprawiać aż tak wielką radość. - Pieprz mnie, Wilson. Proszę, zrób to… - szepnął i całując namiętnie złapał go mocno za ramiona. Po chwili pociągnął go w swoją stronę, kładąc się na łóżku. Onkolog nakrył jego rozpalone ciało swoim i westchnął głośno, gdy ich erekcje otarły się o siebie. Leżeli na łóżku w odwrotnej pozycji niż powinni, ich stopy dotykały poduszek, a głowy leżały w nogach. Tego wieczoru wszystko było na opak. Ich życie wywróciło się do góry nogami. Zmieniło się nieodwracalnie. Ale ich to nie smuciło.

Wilson chwycił uda House’a, by je rozszerzyć. Prawego dotknął tak delikatnie, jak tylko potrafił. Nie chciał przypomnieć diagnoście o bólu, teraz pragnął jedynie, żeby się odprężył i niczym się nie martwił. Kochał go. Cholernie mocno. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy. Ułożył się na nim wygodniej, po czym przylgnął ustami do jego szyi, całując ją długo i leniwie. Nawilżył i wsunął jeden palec w House’a, bardzo powoli i ostrożnie. Lekarz był w pełni zrelaksowany, ufał Jimmy’emu jak nikomu na tym świecie. Jęknął cicho i przycisnął usta do ramienia onkologa. Ten wsuwając kolejne dwa palce poruszał nimi delikatnie. Biodra House’a zadrżały lekko, co dla Wilsona było znakiem, że jest gotowy na więcej. Młodszy mężczyzna uniósł miednicę i skierował swój członek na wejście diagnosty. Greg pogłębił pocałunek, w którym właśnie trwali. Wilson naparł na niego lekko, za chwilę jeszcze raz, mocniej. W tym momencie świat House’a zamigotał tysiącem barw, każdy kolor był inny i bardzo wyraźny. Nie wiedział, że biel ma tyle odcieni. Nie spodziewał się nawet, że może mieć takowe. Od oślepiającej, aż po spokojną i stonowaną.

- Mo… mocniej… - wyszeptał Jamesowi do ucha.

Wilson spełnił jego prośbę, jednocześnie dostarczając sobie jeszcze więcej rozkoszy. Chciał go mieć, tu i teraz. Kochać się z nim, kochać jego. Namiętnie i zarazem rozpaczliwie. Wypełnił go tak bardzo, jak tylko zdołał, przyciągając się dłońmi barierki łóżka.

- Ohh… tak… tak jest… do… dobrze - wysapał House pomiędzy pocałunkami. Wilson widział w jego oczach czystą miłość. Słowa… wyznania nie były mu potrzebne. Zauważył, że diagnosta w coraz szybszym tempie zbliża się do krawędzi. Chciał, by ta chwila trwała jak najdłużej, tak jakby obawiał się, że następna nie będzie im dana. Wycofał się powoli, opadając na drugiego lekarza.

- Dlaczego… - Oddech diagnosty był ciężki i szybki.
- Bo chcę jeszcze - przerwał mu. - Ponieważ chcę cię pieprzyć do końca świata i jeszcze jeden dzień dłużej. - Uśmiechnął się szeroko, całując go ponownie. House oddał ciepły uśmiech i spojrzał na niego z błagalną miną. Jimmy nie miał sumienia dłużej zwlekać. Wszedł w niego powoli, ale unieruchomił dłońmi jego biodra. Greg nie mógł nawet drgnąć, gdy Wilson raz po raz sprawiał mu przyjemność kolejnymi pchnięciami. Nie pozostało mu nic innego, jak tylko przyjmować jego odważne ruchy. To podniecało House’a jeszcze bardziej. Nie mógł uwierzyć, że James na początku tego wieczoru był taki nieśmiały. Poczuł jak kolejne fale gorąca zalewają jego ciało, był blisko. Przyciągnął twarz Wilsona jeszcze bliżej i patrząc mu prosto w oczy, dyszał ciężko.

- Wilson… ja… huh… zaraz…
- Dobrze… ahh… - Wilson czuł się podobnie, nigdy wcześniej nie odczuwał tak wielkiej przyjemności.

Był w pełni szczęśliwy, nawet jeśli tej nocy nie zdąży osiągnąć spełnienia fizycznego. Poluzował swój uścisk i wsunął jedną dłoń pomiędzy ich ciała, które ciągle pragnęły więcej. Zamknął ją wokół nabrzmiałego członka House’a i począł poruszać nią w rytm swoich pchnięć. Diagnosta jęknął przeciągle, odczuwając podwójną przyjemność. Zaczął się wić niespokojnie, ale Wilson w pełnym skupieniu kontynuował, nieco przyspieszając ruchy swojej miednicy. Greg westchnął głośno i przyciągnął do siebie pośladki Jamesa. Mocniej. Szybciej. Więcej. Ciągle. Jeszcze. Gdy onkolog poczuł, jak mocno teraz mięśnie House’a obejmują jego męskość, poczuł przypływ ciepła w lędźwiach. Ich spocone ciała iskrzyły w srebrnym blasku księżyca. Ci dwaj naprawdę się kochali, oni byli dla siebie stworzeni. Dwie połówki jabłka.

Starszy lekarz poczuł, że jest tuż przy krawędzi, spełnienie zbliżało się wielkimi krokami. Po chwili jęknął donośnie i zatopił usta w wargach Wilsona, jego ciało przeszyły dreszcze. Ale to było inne… Mijały kolejne sekundy, a House wciąż odczuwał podniecenie. Jęki przeszły w spazmy rozkoszy, jego palce mocno wpiły się w plecy Jamesa. To było nie do opisania.

- Wilson… ja nie mogę… nie przestaję… - Jego szybki i urywany oddech nie pozwalał mówić mu zwięźle.

Szeroki uśmiech zagościł ponownie na twarzy Wilsona. Wiedział, co w tej chwili dzieje się z House’em. Czytał o tym kiedyś. Fachowiec określiłby to mianem orgazmu ogniskowego. Gdy jeden występuje zaraz po drugim. Taak, Wilson był z siebie dumny. Nawet bardzo dumny.

- To dobrze, House… jest ci dobrze, prawda…? – zapytał pomiędzy pocałunkami, składanymi na jego smukłej szyi.
- Ale… ja nie mo… mogę… - Wilson przerwał diagnoście, wsuwając palec do jego ust. Nie przestawał jednak obdarzać go wilgotnymi pieszczotami.

Diagnostę zalała kolejna, jeszcze silniejsza fala rozkoszy, która wyrwała z jego gardła nie jeden jęk, nie dwa, ale całą serię, przerywaną powtarzaniem imienia Jimmy’ego. Wilson poczuł, że zaraz skończy. House tak bardzo go podniecał… Po chwili obaj osiągnęli spełnienie, jeden po drugim, wijąc się w dreszczach podniecenia.

Wilson opadł na Grega jak szmaciana lalka. Był wyczerpany. Nie miał nawet siły podnieść głowy, żeby na niego spojrzeć. Pogłaskał tylko czule jego prawe udo, ponownie tego wieczoru udowadniając, że House w pełni mu zaufał. Tak jak on jemu w tym barze...



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Sro 21:01, 24 Lut 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ŁAŁ
Tylko tyle jestem w stanie wyksztusić.
To była lekka przesada. Na początku fajny fick zamienił się w coś ochydnego.


Ostatnio zmieniony przez basiag95 dnia Pią 19:51, 20 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz



PostWysłany: Wto 13:39, 27 Kwi 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jestem w totalnym szoku :shock: po zdaniu "Onkolog przełknął głośno ślinę, gdy Greg zacisnął dłoń mocniej i przesunął obiema - jego i swoją - po członku Jamesa" zaprzestałam czytania. Nie żebym była przeciw inwencja twórcza zapewne jest ale taki układ jest dla mnie nie do przejścia Wilsona i House'a łączy chora przyjaźń i przy tym wolę pozostać, gdyby były to inne postaci to zapewne doczytałabym do końca ;P



PostWysłany: Sob 15:46, 14 Sie 2010
MaYa_iluzja
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 14 Sie 2010

Posty: 1

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Zgadzam się z przedmówcą
Początek był spoko aż do momentu gdy czekali na taksówkę. :? House'a i Wilsona zawsze będzie łączyć dziwna ironiczna przyjażń nic więcej



PostWysłany: Wto 21:00, 15 Sty 2013
GregHousemd22
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 15 Sty 2013

Posty: 7

Miasto: Kraków
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.03523 sekund, Zapytań SQL: 15