Nieśmiertelni [10/10][Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

marta_ dzięki :)
mazeltov wielkie dzięki kochana :*:*
housee dziękuję ;)
___________________


Część szósta.


Powolnym krokiem dotarłem do samochodu, przy którym czekała na mnie zachwycona Lisa. Obawiałem się, że jej zadowolenie może nie potrwać zbyt długo… Cały czas zastanawiałem się jak daleko dojedziemy na benzynie, która pozostała w baku samochodu. Biorąc pod uwagę, że od obrzeży Princeton - czyli najbliższej miejscowości - byliśmy oddaleni o jakieś trzy godziny jazdy.

- Nie cieszysz się, że udało nam się tutaj dotrzeć? - zapytała, gdy dostrzegła moje zamyślenie.
- Oczywiście, nie posiadam się z radości - odpowiedziałem, pełen sarkazmu.

Zastanawiałem się, co dalej się wydarzy, jak wszystko się potoczy. Przecież ten człowiek miał przy sobie telefon, który zniszczyłem. Na pewno miał zawiadomić swojego szefa o wykonaniu zadania. Jeśli jego zleceniodawca nie był kompletnym idiotą, domyślił się, że coś poszło nie tak. Nie byłbym zaskoczony, jeśli okazałoby się, że wysłał posiłki.

- Wsiadajmy, musisz prowadzić. - Byłem świadomy jej zmęczenia.

Jednak nie byłbym w stanie zapanować nad samochodem. Ból nogi powracał ze zdwojona siłą. Jej odpowiedzią było krótkie skinięcie głowy. Włączyła silnik, a ja natychmiast spojrzałem na lampkę sygnalizacyjną, która… świeciła na czerwono. - Wspaniale - pomyślałem. Skrzywiłem się lekko. Lisa to zauważyła.

- O co chodzi? Znowu boli cię…
- To też. Ale mamy większy problem. Zostało nam niewiele paliwa, tak jak przypuszczałem. - Potarłem dłonią twarz i poczułem lepką maź na policzku. Czyżby zaschnięta rana się otworzyła?
- Pokaż - powiedziała.
- Zostaw… - Odepchnąłem ją. - Ruszajmy, benzyny wystarczy nam na jakąś godzinę drogi.
- Co potem? - westchnęła.

Ja w tym czasie zastanawiałem się jak ten idiota zamierzał wrócić na miejsce, zapewne umówił się gdzieś z innymi. Pewnie zamierzali zatopić czy porzucić nasz samochód w zupełnie innym rejonie.

- Będziemy jechać optymalną prędkością, ograniczymy w ten sposób spalanie paliwa. Może dotrzemy trochę dalej…
- A później? - wypytywała. Skąd ja mam, do cholery, wiedzieć?! Wziąłem głęboki wdech.
- Słońce dopiero wstaje, przejedziemy tyle, ile zdołamy, później skręcimy w las… - Lisa wzdrygnęła się. Ale ja uparcie ciągnąłem dalej.
- Zatrzymamy się gdzieś niedaleko drogi, ale tak, żeby nikt nas nie mógł dostrzec i odpoczniemy, potem…
- Co, House?! - Była podenerwowana, jej dłonie drżały na kierownicy. Położyłem rękę na jednej z nich.
- Później będzie zupełnie jasno, zaczną tędy jeździć samochody i radiowozy. Wiem, że Wilson na pewno wszczął awanturę na komisariacie i niewątpliwie policja już nas poszukuje.
- Zawiadomiłeś policję?! - Odsunęła moją dłoń, jej spojrzenie stało się rozbiegane. To mnie wyraźnie zaniepokoiło.
- Chcesz mi o czymś powiedzieć? - zapytałem spokojnie.
- Nie - stwierdziła krótko.
- Cuddy, czy zagraża nam coś ze strony policji? Czy może boisz się, że… - przerwała mi, jak gdyby to pytanie wcale nie padło.
- W która stronę mam skręcić? - Była rozgorączkowana.

Wypytywanie jej jeszcze bardziej pogarszało sprawę, ponownie postanowiłem z tym zaczekać. Mimo że bardzo chciałem wiedzieć, co się wydarzyło.

- Um… w prawo. - Mijały minuty, a ja wciąż spoglądałem na kontrolkę, która migała coraz bardziej natrętnie.

Po pewnym czasie silnik samochodu zaczął się krztusić. Spojrzałem na zegarek. Jechaliśmy godzinę i dwadzieścia minut. - Nieźle - Pomyślałem. Byliśmy bliżej celu, jednak wciąż oddaleni od Princeton o jakieś półtorej godziny. Ale dawało nam to większe szanse na zyskanie pomocy.

- Skręć w lewo, tutaj. - Wskazałem na dróżkę.

Lisa posłusznie wjechała do lasu, który swoją drogą wywołał we mnie przykre wspomnienia. Nawet za dnia. Jej najwyraźniej również przypomniała się sytuacja sprzed kilku godzin, ponieważ na krótką chwilę nad jej ciałem zapanowały dreszcze. Po jakiś trzystu metrach silnik sam się zadławił i samochód zgasł.

- Jesteśmy… prawie na miejscu. - Złożyłem dłonie.

Lisa zgromiła mnie wzrokiem. Poranek był dosyć chłodny, byliśmy głodni, a w samochodzie znajdowała się jedynie mała butelka niegazowanej wody.

- Idę… za potrzebą, dołączysz? - Uśmiechnąłem się.

Gdybyśmy przebywali w innym miejscu, o innej porze najpewniej jej odpowiedzią byłby wywód na temat mojego specyficznego poczucia humoru i takich tam. Ale wtedy:

- Pójdę po tobie. - Zerknąłem na nią.

Wydawało mi się, że jest trochę spokojniejsza. Odszedłem na kilkanaście metrów, zrobiłem swoje i wróciłem. Lisa rzuciła mi kluczyki do samochodu i powiedziała:

- Teraz ja idę, nie podglądaj! W bagażniku jest apteczka i stary koc.
- Twój tyłek jest jak bagażnik… - niemal szepnąłem.
- Słucham? - krzyknęła. Nie odpowiedziałem. Delektowałem się ciszą.

Wyjąłem apteczkę i koc. Następnie połknąłem dwie pastylki mojego uśmierzacza bólu i popiłem małym łykiem wody. Otworzyłem tylne drzwi samochodu i usiadłem na siedzeniu, stawiając stopy na ziemi. Lisa po chwili wróciła.

- Podaj mi apteczkę - poprosiła. Zbyt gwałtownie ją podniosłem i moje obolałe ramię zaprotestowało. Teraz odczuwałem każde drgnięcie mięśni. Syknąłem z bólu.
- Pokaż to. - Rozpięła powoli mój płaszcz i zsunęła go z moich ramion. Wyjąłem ostrożnie ręce z rękawów. Popatrzyła na mnie znacząco. Odpowiedziałem identycznym spojrzeniem.
- Marynarkę i koszulę również musisz zdjąć. - To była długa droga przez mękę.
- Najpierw zaaplikuj mi morfinę - powiedziałem z przekąsem.
- Zamknij się - odparła i zdjęła moją marynarkę, po czym zajęła się koszulą.
- Um… masz olbrzymiego krwiaka - od barku, aż po biceps.
- Tak, wiem, anatomię zdałaś celująco. - Zażartowałem.
- Cicho bądź. - Uśmiechnęła się.

Przemyła moją rękę jakimś odkażaczem, a potem zajęła się opuchniętym policzkiem. Po kilku minutach kazała mi usiąść z przodu i przemyła swoje rany i zadrapania na odkrytych łydkach. Jej rajstopy były całkowicie podarte. Zdjęła je i wyrzuciła.

- Może ja ci w tym pomogę? - zapytałem, przyglądając się jej zgrabnym nogom.
- Nie ma mowy, ja się przesiądę, a ty spróbuj rozłożyć tylne siedzenie. Mieliśmy odpocząć, prawda? – zapytała przekornie.

Byłem rad z faktu, że posiadała vana, tylne siedzenie po rozłożeniu przypominało średniej wielkości łóżko. Po chwili stwierdziłem jednak, że prawdopodobnie zostanę z niego wygnany.

- Gotowe. Ja zapewne mam zadowolić się drzemką na przednim siedzeniu? - Na wszelki wypadek nie omieszkałem zapytać.
- Nie, House. Chcę, żebyś był blisko - westchnęła i weszła do samochodu.

Ułożyła się wygodnie i rozłożyła koc. Nerwy opadły, oddychała spokojniej i już nie drżała.

- Wejdź do środka i zablokuj zamki. - A jednak cały czas była czujna.

Zrobiłem to, o co poprosiła. Odrzuciłem moją marynarkę i nasze brudne płaszcze na siedzenie kierowcy i położyłem się obok. A właściwie poległem. Czułem się jakbym dopiero co wrócił z frontu. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odezwało. Chyba obydwoje baliśmy się zasnąć.

- O czym myślisz? - zapytała, patrząc mi w oczy.
- O niczym istotnym, po prostu leżę - odparłem.
- Dziękuję. - Jej twarz rozpromieniła się, pojawił się na niej delikatny uśmiech.
- Za co? - Spojrzałem na nią baczniej.
- Po prostu - odpowiedziała. Domyślałem się, że ucieszyło ją, że nie zadaję pytań na tak bardzo drażliwy dla niej temat.

Po chwili przysunęła się bliżej, spoglądając mi co chwilę w oczy. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. Poczułem bijące od niej ciepło i pocałowałem ją. Sam nie wiem dlaczego. Nie chciałem wykorzystać sytuacji. Od dawna mnie pociągała. To się po prostu stało. Pogłębiła pocałunek, a jej tętno przyspieszyło. Nasze języki zetknęły się, a dłonie zaczęły być ciekawskie.

Czułem jej oddech na karku, gdy całowałem jej szyję i dekolt. W takich okolicznościach nasze ciała dawały nam azyl. W tamtym momencie nie myślałem o niczym innym, zupełnie oderwałem się od rzeczywistości. Rozpiąłem jej bluzkę i całowałem jej piersi, które coraz bardziej prężyły się pod wpływem mojego dotyku. Poczułem, że twardnieję. Zawsze podniecał mnie jej wspaniały biust.

Ale tego dnia to wszystko wydawało się mieć jakiś głębszy sens. Miałem wrażenie, że to nie był tylko bezwartościowy seks.

Podciągnąłem jej spódnicę do góry. Zwinęła się w harmonijkę, Lisa zdjęła całkowicie bluzkę oraz rozpięła biustonosz i pozwoliła jej cudownym piersiom wydostać się na wolność. Z jej pomocą pozbyłem się koszulki.

Wszystko nabierało tempa.

Położyłem się na niej, opierając się na jednej ręce. Po kilku chwilach zapomniałem o bólu, który mnie dręczył. Całowała gorączkowo moje usta, przesuwając dłońmi po moich plecach. Czułem ją całą pod sobą, jej skóra była ciepła i bardzo gładka.

- House… - szepnęła pomiędzy pocałunkami.

Zrozumiałem o co jej chodzi, czego chciała. Ja również tego pragnąłem.

Uniosłem biodra i zdjąłem z niej majtki, a ona rozpięła mój pasek i rozporek w spodniach. Oplotła mnie nogami i stopami zsunęła ze mnie jeansy wraz z bielizną. Wsunąłem dłoń pomiędzy jej uda i poczułem jej podniecenie. Jęknęła zmysłowo, gdy poruszyłem palcami. Zrobiłem to jeszcze kilka razy, świadomy, że sam nie wytrzymam zbyt długo takiego napięcia.

Po chwili całując ją głęboko, wszedłem w nią delikatnym, ale zdecydowanym ruchem. Jej ciepło otoczyło mnie ściśle z każdej strony. Wydałem z siebie jakiś nieartykułowany odgłos. Jej biodra wychodziły naprzeciw moim pchnięciom, nasze oddechy stały się płytkie. Całowałem ją wszędzie, gdzie tylko moje usta miały szansę dosięgnąć.

Po jakimś czasie jej przyspieszyła swoje ruchy, a ja dopasowałem się do ich tempa. Lisa zaczęła pojękiwać coraz głośniej, aż w końcu zadrżała mocno. Gdy jej mięśnie zacisnęły się na mnie, poczułem, że za chwilę dojdę.

- Je… jesteś? - zapytałem. Oddychałem coraz ciężej, nasze ciała były spocone z przyjemnego wysiłku.
- Mhm… zaraz… - Po tych słowach rozległ się jej przeciągły jęk, który doprowadził mnie do orgazmu.

Nie chciałem skończyć w niej, zacząłem się wycofywać, ale zauważyła to i przyciągnęła mnie za pośladki do siebie. Poczułem jak jej wnętrze pulsuje, doszedłem zaraz po niej, ledwie wydając z siebie jakiś dźwięk.

Byliśmy tak zmęczeni, że Lisa jedynie sięgnęła po gazę z apteczki i wodę - w wiadomym celu. Potem założyła na siebie bieliznę. Zrobiłem podobnie i położyłem się przy niej.

- Przytul mnie - poprosiła. Zawahałem się przez chwilę, po czym objąłem ją uszkodzoną ręką. Nie pamiętałem już, jak to jest tuż po. Objąłem ja mocniej i powiedziałem:

- Jeśli będziesz chciała wyjść z samochodu, masz mnie zbudzić.
- I ty mnie - odparła. Milczałem, czułem się senny.
- Obiecaj mi to - nalegała.
- Obiecuję. - Skłamałem. Nie miałem zamiaru jej budzić. Powinna wypocząć. Jeszcze nie byliśmy bezpieczni.

cdn.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Czw 1:35, 11 Mar 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

WOW!!! To było coś :D pisz dalej kobieto :wink:



PostWysłany: Czw 18:13, 11 Mar 2010
marta_
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 10 Lut 2010

Posty: 6

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hmm... na początek taka ogólna uwaga. Zauważyłam, że im lepsze opowiadanie, tym mniej dostaje komentarzy. Uważaj więc stosunkowo małą liczbę komentarzy do swojego fika, za komplement. Bo fakt faktem ogólnie stoi na wysokim poziomie. =]

Jednakże... Odnoszę takie wrażenie, że po genialnym wprost początku (zarówno pod względem języka, formy jak i historii), powoli jedziesz w dół. Język nadal na wysokim poziomie, choć forma... troszeczkę opada. Coraz mniej w niej tego "czegoś". Opisy nadal są suche, ale coraz mniej w nich tego charakterystycznego, sarkastycznego humoru. Po prostu już tak nie bawią.
Cała historia coraz mniej trzyma się kupy. Nie wyobrażam sobie żadnego logicznego wyjaśnienia dla zachowania Cuddy (najpierw wplątała się w coś bardzo dziwnego, teraz nie chce powiedzieć House'owi o co w ogóle chodzi). Sam fakt, że gość chce ich zabić też jest dziwny. Co Cuddy im zrobiła, że chcą ją zabić? Gdyby pożyczyła kasę i nie oddała, to zabicie jej jest głupie, bo wtedy już na pewno nie zobaczą swoich pieniędzy. Dlaczego zabójca jest sam? Jeśli to nie jest prywatna zemsta, to jest to głupie.
Poza tym: House jest... zbyt powściągliwy, zbyt spokojny jak na siebie. Oboje z Cuddy zachowują się trochę zbyt potulnie jak na mój gust.
No i na koniec drobny błąd merytoryczny: mech rośnie po stronie północnej tylko na wolno stojących drzewach. W lesie ta zasada się nie sprawdza. Ale to drobnostka.

Żeby jednak kanapce stało się za dość:
Szósta część znowu ciągnie poziom ku górze. Świetne dialogi, kanoniczne, zabawne. Scena [+18]: bardzo dobra, utrzymana w klimacie. Ogólnie ten ostatni odcinek naprawdę podnosi opadający wcześniej poziom ficka, choć obawiam się, że to tylko dlatego, że fabuła prawie nie posuwa się do przodu.

podsumowując: świetny język i styl. Nie najlepszy, naciągany pomysł na historię.

Wiem, że napisałam więcej złego niż dobrego, ale pociesz się tym, że przy większości czytanych przeze mnie fików nie widzę nawet sensu się produkować. Tu widzę duży sens...



_________________
"To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe

PostWysłany: Pon 21:00, 15 Mar 2010
orco
Tłumacz



Dołączył: 17 Wrz 2009
Pochwał: 28

Posty: 638

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

marta_ dziękuję, że jesteś ;)
orco dziękuję za wypowiedź, jestem wdzięczna za rady i krytykę. Fik w całości mam już napisany, czuję, że części są gorsze i lepsze. Może spróbuję je poprawić ;)


Część siódma.


Obudziłem się po dwóch godzinach czujnego snu. Nie mogłem spać jak dziecko, mając w pamięci widmo przeszłych wydarzeń. Poza tym słońce coraz mocniej świeciło. Była dziesiąta, zazwyczaj o tej porze ilość samochodów na drogach znacznie się zwiększała.

Leżałem na tylnym siedzeniu samochodu obok kobiety, z którą kochałem się kilka godzin wcześniej. Czułem jej zapach i spokój.

Po kilku chwilach zbudziła się również moja chora noga oraz wszystkie sińce i zadrapania na ciele. Tego ranka wyjątkowo było odwrotnie. Zawsze to ja byłem budzony przez ból, tym razem byłem szybszy. Zażyłem dwie tabletki Vicodinu. Nie pokwapiłem się na więcej, ponieważ od wczorajszego lunchu nic nie jadłem. A i piłem bardzo niewiele.

Lisa poczuła, że uwalniam się z jej objęć i zamierzam usiąść. Przesunęła się nieznacznie i powoli otworzyła oczy. Nie odezwałem się, byłem skoncentrowany na swoich myślach. A także na poszukiwaniu koszulki i pozostałych części swojej garderoby. Jednak nie mogłem powstrzymać się, żeby nie omieść wzrokiem jej prawie nagiego ciała.

- House… - szepnęła, obejmując minie dłonią w pasie i przylegając klatką piersiową do moich lędźwi.

Znieruchomiałem. Poczułem ciepły policzek, gładzący moją skórę w dole pleców. Nie chciałem rozmawiać o tym co wydarzyło się między nami. Lisa była z Lucasem. Miałem tego świadomość. Do tamtej chwili uważałem, że seks ze mną był dla niej tylko oderwaniem się od strasznej rzeczywistości, która ściśle nas otoczyła tamtego dnia.

- Tak? - zapytałem, mając nadzieję, że nie usłyszę odpowiedzi.

Zacząłem naciągać na siebie pomiętą koszulkę z napisem Wanna sex? Be patient!.

- Zostawię Lucasa… Myślałam o tym - westchnęła.
- Oczywiście, że go nie zostawisz - odparłem oschle.

Była uwięziona w pułapce. Była ze mną. Uprawiając seks, czuła się bezpieczna. Czuła, że jest w innym świecie.

- Ale… - zaczęła.
- Nie mówię, że nie chcę, żebyś go dla mnie zostawiła. Mówię, że go nie zostawisz - prychnąłem, po czym kontynuowałem ubieranie. Lisa również sięgnęła po odzież i z miną buntowniczki rzekła jeszcze:
- Zdziwisz się, jak bardzo się mylisz. - Cieszyłem się, że to usłyszałem, chociaż nie wiedziałem, czy te słowa mają jakikolwiek sens.

Otworzyłem samochód i wysiadłem bez słowa. Założyłem płaszcz, sprawdzając czy w kieszeni nadal znajduje się pistolet. Był na swoim miejscu. Lisa wysiadła zaraz za mną. Z przedniego siedzenia zabrała swoją torebkę.

- Jeśli uda nam się zatrzymać jakiś samochód, w razie czego będziemy mogli zapłacić za dowiezienie nas do Princeton - powiedziała, zaglądając do torebki. Była pomysłowa.
- Zaraz sprawdzę ile mam pieniędzy w port… - Zamarła z otwartymi ustami. Spojrzałem na nią zaniepokojony.
- Co się stało?
- House, mój portfel! Nie mam portfela! - Początkowo nie zrozumiałem jej załamania. Przecież autostopem również mogliśmy dotrzeć na miejsce. Wystarczyłoby, że udawałbym miłego człowieka, a ona zdjęłaby maskę wiedźmy.
- Zapewne ten bandzior wyjął go z twojej torby, gdy kazał wysiąść nam z samochodu w lesie… - Zauważyłem, byłem pewien, że to słuszne spostrzeżenie. - Przecież to tylko kilka nędznych dolarów…
- House! Tam była karta kredytowa szpitala! - Wściekła się. Była naprawdę oburzona. Nie do końca rozumiałem, o co jej chodziło… Chyba, że o PPTH. Ale czy to miałoby jakiś sens?
- Daj spokój. Na pewno zabrał ci portfel, ponieważ… - zacząłem. Chciałem ją uspokoić. Nigdy jej takiej nie widziałem. Oddychała płytko, a w jej oczach pojawiły się ogniki strachu.
- Cuddy, czy to dotyczy… - przerwała mi natychmiast.
- Chodźmy, musimy dostać się do miasta - rzuciła i ruszyła na przód.

Chyba zapomniała, że nie mam laski. Chyba w ogóle zapomniała, że tam jestem. Przeszła dosyć żwawym krokiem około stu metrów, po czym odwróciła się i skierowała w moją stronę.

Szedłem swoim tempem, zastanawiając się nad jej zachowaniem. Podeszła do mnie. Jej twarz była o wiele spokojniejsza, a usta nie drgały już nerwowo. Zatrzymałem się, kładąc dłoń na udzie i spojrzałem na nią.

- Posłuchaj… Ta karta jest bardzo ważna dla mnie… Dla szpitala. - Próbowała wyjaśniać, a ja beznamiętnie słuchałem.
- Będzie mi potrzebna do udowodnienia sponsorom, że szpital nie jest na skraju bankructwa…
- A jest? - zapytałem, patrząc jej prosto w oczy.
- Niczego więcej nie mogę ci powiedzieć, House - szepnęła. Objęła mnie na chwilę, uśmiechając się nieśmiało. Moje wzburzenie minęło jakimś cudem i ruszyliśmy dalej. Wspólnym, dosyć powolnym tempem.

Kilka minut później znaleźliśmy się w pobliżu drogi. Długo szliśmy poboczem, co chwila spoglądając za siebie. Minęły nas dwa samochody, nie zatrzymując się przy nas. Pomimo naszych wysiłków. Przecież nie mogłem położyć się na środku jezdni, a potem nagle zerwać się na nogi. Później ruch zupełnie ucichł. Usiedliśmy na asfalcie, żeby odpocząć. Minęło trochę czasu i stało się coś dziwnego.

- House! - krzyknęła Lisa, wstając i wybiegając na środek jezdni.
- Co ty wyprawiasz?! - Wstałem, ale zostałem na poboczu.
- To nasza szansa! Chce się stąd wydostać! - wrzasnęła, pozostając na ulicy i machając rękoma do nadjeżdżającej ciężarówki.
- Cuddy, zejdź z ulicy! - wrzasnąłem. - Nie widzisz, że on jedzie tak szybko, że nie wyhamuje?! - To była duża ciężarówka z cysterną, której kierowca pędził jak szalony. Biorąc pod uwagę, że zapewne podróżował z innego stanu, prowadził co najmniej od kilkunastu godzin. Mógł jej nawet nie zauważyć. Poza tym samochód wcale nie wyglądał na taki, jakby jego kierowca wcisnął hamulec, chociażby na cal.
- Ja pierdolę! - wrzasnąłem i na tyle, na ile moja noga na to pozwalała, podbiegłem do Lisy.

Chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem z powrotem na pobocze. Duży samochód ciężarowy przejechał obok nas, nie zwalniając ani trochę. Nie wiem czy kierowca był naćpany czy niewidomy. Ale zrobiło mi się niedobrze. Usiadłem, oddychając ciężko.

- Co… co cię opętało, do cholery?! - Nie byłem w nastroju na żarty. I znowu pojawiła się mała, bezbronna dziewczynka, która się rozkleiła.
- Ja… House… ja chcę do domu - powiedziała, pociągając nosem. - Pragnę, żebyśmy byli już bezpieczni. Boję się, nie chcę zostać tu na kolejną noc… Tylko nie to! - Rozpłakała się. A więc o to chodziło. Zaryzykowała życie, żeby wydostać się stąd i nie umrzeć w sposób, jaki zaplanował dla niej ten bandzior.
- Jest dopiero południe - jęknąłem.

Tak naprawdę dochodziła pierwsza. Sam nie byłem przekonany czy ktoś wreszcie się zatrzyma. Do zmroku pozostało około czterech godzin.

Siedzieliśmy w ciszy. Las był coraz spokojniejszy. Od czasu do czasu było słychać liście, które przewracał wiatr. Lisa zasnęła, oparta o mnie. Nie zdziwiłem się, spała przez dwie godziny, w dodatku czuwając. Po ostatnich wydarzeniach należało jej się trochę odpoczynku.

Opuściłem wzrok, czekałem, aż sam zacząłem przysypiać. W międzyczasie zastanowiłem się czy lepiej nie będzie, jeśli wrócimy do samochodu. Zmierzch zbliżał się coraz większymi krokami, a ja najwyraźniej pomyliłem się co do częstotliwości ruchu samochodowego na tej drodze.

Nie wiem kiedy zasnąłem, ani jak długo spałem. Ocknąłem się dopiero, gdy usłyszałem dźwięk syreny i zatrzymujący się na poboczu samochód. Rozejrzałem się, dookoła było szaro. Niebieskie światło mnie oślepiło. Zakryłem twarz dłonią i potrząsnąłem Lisą, która spała wtulona we mnie.

- Cuddy, wstawaj… - szepnąłem, żeby nie obudzić jej zbyt gwałtownie. Wszystkie mięśnie mojego ciała były mocno napięte. Byliśmy głodni i wychłodzeni. Nie mieliśmy siły się podnieść.

Podeszło do nas dwóch uzbrojonych, dobrze zbudowanych mężczyzn. Jeden wziął Lisę na ręce, a drugi pomógł mi wstać. Wsiedliśmy do samochodu, a moje gardło ścisnęła niewidzialna dłoń. Byłem zbyt oszołomiony i wyczerpany, żeby od razu spostrzec, że wreszcie otrzymaliśmy pomoc.

Po kilku chwilach poczułem ulgę, zauważywszy, że znajduję się wewnątrz radiowozu. Jednak w pamięci miałem słowa Lisy: Zawiadomiłeś policję?. Miałem nadzieję, że władze nie mają związku z naszym uprowadzeniem i obiecałem sobie, że nie usnę, dopóki nie zobaczę Wilsona. Lisa spała na siedzeniu, została okryta kocem. Ja dostałem butelkę wody.

- Do wszystkich jednostek, patrolujących lasy północne New Jersey. Patrol 316 odnalazł kobietę i mężczyznę. Kobieta jest wyczerpana, śpi. Niezidentyfikowana przez nas. Nie posiada dokumentu tożsamości.
- Lisa Cuddy - powiedziałem słabo. Funkcjonariusz spojrzał na mnie.
- Mężczyzna, który z nią jest twierdzi, że nazywa się Lisa Cuddy. Mężczyzna to Gregory House. Jest wychłodzony, ale wciąż przytomny - zamilkł.
- Przyjąłem, to ich szukaliśmy. Pomoc i radiowozy będą czekały na obrzeżach Princeton.
- Wilson, będziesz tam czekał? - westchnąłem głośno.

cdn.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Wto 9:09, 16 Mar 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Doczekałam się :) tylko nadal niepokoi mnie przyczyna tego porwania i strachu Cuddy... Mam nadzieję, że nowa część pojawi się wkrótce :D



PostWysłany: Wto 13:33, 16 Mar 2010
marta_
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 10 Lut 2010

Posty: 6

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

cudne :mrgreen: . nie mogę się doczegać dalszej części ; ) . Twa opowieść wywołuje u mnie wstrzymanie oddechu .. przeczytałam to jednym tchem i... jestem w szoku :D . Świetnie piszesz, co prawda nie wywołało to u mnie naprawdę wielkiego wstrząsu, bo dostrzegłam kilka prawie niedostrzegalnych podknięć... ale i tak! - świetne :D czekam z niecierpliwością na kolejną część! oby jak najszybciej :*



PostWysłany: Wto 19:22, 16 Mar 2010
Housetka
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 23 Lut 2010
Pochwał: 1

Posty: 332

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

dziękuję marta_, Housetka i za moment wstawiam kolejna część :)



Część ósma.


Jechaliśmy około godziny przez zalesione tereny, mój wzrok stał się mętny. Lisa spała twardo. Również miałem ochotę na drzemkę, jednak wolałem czuwać. Nie wiedziałem czy to już koniec naszej męki. Spojrzałem przez okno, w oddali świeciły latarnie miasta. Byliśmy coraz bliżej.

- Halo, 316 zgłoś się. - Usłyszałem głos, dochodzący z mikrofonu w radiowozie.
- 316, zgłaszam się.
- Jak daleko jesteście od obrzeży Princeton?
- Za około dziesięć minut będziemy na miejscu - oznajmił jeden z policjantów.
- Patrol i karetka czeka. Bez odbioru. - Kamień spadł mi z serca.

Teraz już tylko minuty dzieliły mnie od porządnego posiłku i długiego snu. Miałem nadzieję, że pozwolą nam spełnić swój obywatelski obowiązek dopiero następnego dnia. Nie mógłbym w takim stanie składać zeznań. Nie wspominając o Lisie, która… nawet nie wiedziałem czy zechce je złożyć.

- Jesteśmy na miejscu - powiedział funkcjonariusz policji.
- Cuddy… - Zacząłem ją budzić.

Ponownie spojrzałem przez okno. Znajdowaliśmy się na placu obok stacji benzynowej. Obszar ogrodzony był taśmą policyjną. Na środku stały jeszcze dwa radiowozy. Wciąż na włączonych sygnałach świetlnych. Dwie karetki zaparkowane były nieopodal. Kilku policjantów krążyło w kółko z krótkofalówkami przy uszach, a na środku stał Wilson i… Lucas. Ucieszyłem się na widok przyjaciela, natomiast dawnego znajomego wolałbym nie widzieć.

- Hej, Cuddy… Obudź się, jesteśmy na miejscu. - Podniosła się z siedzenia. Jej wzrok był nieobecny. Była wyraźnie przemęczona.
- Co… - wyszeptała.
- Chodź, wysiadamy. - Pomogłem jej.

Wyszła z samochodu i przeciągnęła się. Wysiadłem tuż za nią, chciałem zapytać ją jeszcze, czy mam zapomnieć o niej i o tym co się między nami wydarzyło, ale nie zdążyłem. Gdy zobaczyła Lucasa, podbiegła do niego, rzucając mu się na szyję i czule całując. Miałem swoją odpowiedź.

Poszedłem w kierunku Wilsona, nie spoglądając dłużej na ckliwe powitanie tych dwojga. Zauważył, że moją laskę gdzieś wcięło i wyszedł mi naprzeciw.

- Dobrze cię widzieć, House - powiedział spokojnie i uściskał mnie, mimo że nigdy tego nie robił.*

Pozwoliłem mu na to, ponieważ nadal nie wiedziałem czy to wszystko dzieje się naprawdę, czy może miałem tylko przyjemny sen. Kiedy poczułem, że Wilson jest prawdziwy, odepchnąłem go lekko i spróbowałem się odezwać. Nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ szybko kontynuował.

- W coś ty się, ku**a wpakował?! - niemal krzyknął.
- Jimmy, jak ty się nieładnie wyrażasz - odparłem. Wiedziałem, że oczekuje odpowiedzi. W przeciwnym razie zacząłby swój wykład.
- To nie ja… Cuddy ma kłopoty, ale nadal nie wiem z jakiego powodu. Przez cały ten czas zdradziła mi kilka marnych szczegółów. - Wolałem zaspokoić jego ciekawość. Spojrzał na mnie bacznie i powiedział:
- Porozmawiamy o tym później, chodź. - Zaprowadził mnie do karetki.

Lisa siedziała w drugiej, Lucas był obok niej. Spojrzała na mnie przepraszająco, ale ja powiedziałem głośno:

- Wilson! Czas odreagować i wybrać się na panienki, nieprawdaż? - Popatrzyłem na nią. Lucas przez cały czas gładził jej dłoń, wpatrując się w nią z czułością. Zrobiło mi się niedobrze. - Co za mdły obrazek. - Pomyślałem. Jej potrzebny był mężczyzna, a nie mazgaj. Zawstydzony Wilson skinął głową w geście akceptacji na moją propozycję, pocierając nerwowo kark.
- Ale najpierw… - Uniósł palec do góry. - Pojedziemy do szpitala - Potrzebujesz prześwietlenia i kroplówki.
- Wolałbym zjeść naleśniki z syropem klonowym - odparłem przekornie.

Niestety, chociaż miałem na nie ochotę, nie sądziłem, że bez uprzedniego podania kroplówki, mój żołądek mógłby je zaakceptować i zatrzymać na dłużej, nie opróżniając swojej zawartości przez moje usta. Zwięźlej mówiąc: Podejrzewałem, że zrzygałbym się od razu.

- Wsiadaj, jedziemy do szpitala. - Wepchnął mnie do wnętrza karetki.

Zanim drzwi do niej zamknęły się całkowicie, podbiegł do nas policjant.

- Panie House, do szpitala przyjedzie funkcjonariusz i złoży pan zeznania. - Bardzo chętnie. - Pomyślałem. Tylko co ja miałem powiedzieć? Oprócz tego, że spod PPTH uprowadził nas i wywiózł do lasu jakiś paskudny bandzior, nie wiedziałem o niczym więcej.
- Oczywiście - odparł za mnie Wilson i dziękując za informację, zamknął drzwi do samochodu.
- Cuddy jedzie drugą karetką? - zapytałem.
- Tak, z Lucasem. Nie jest w najlepszym stanie. - Zajął się przygotowaniem jakiegoś zastrzyku.

W mgnieniu oka dostaliśmy się do PPTH. Na ostrym dyżurze opatrzono nam rany, otrzymaliśmy kroplówkę i zastrzyki przeciwtężcowe.

W karetce - oczywiście poza zasięgiem wzroku Wilsona - nałykałem się tyle Vicodinu, że zastrzyk przeciwbólowy był dla mnie drogą do raju.

Lekko oszołomiony lekami, a raczej ich nadmiarem wstałem z łóżka i zabrałem jedną z kul dla pacjentów. Z jej pomocą poszedłem do łazienki. Zwymiotowałem cały Vicodin, który zażyłem i natychmiast wróciłem na ziemię.

Usiadłem na łóżku i oparłem głowę na kolanach. Bolała niemiłosiernie, było mi zimno. Do sali weszła Lisa. Jej wyraz twarzy świadczył o tym, że bardzo chce mi coś powiedzieć.

- House… - zaczęła. Ja natomiast bardzo nie chciałem słuchać. Uznałem, że nie są mi potrzebne żadne, śmieszne wyjaśnienia.
- To z Lucasem… To nie… House, ja chcę… - Nagle rozległ się dźwięk jej pagera.

Zdziwiłem się, że nadal go ma przy sobie i zajmuje się sprawami pacjentów, jeśli sama ma olbrzymie kłopoty. Ale sądząc po jej minie, to nie była wiadomość od któregoś z lekarzy. To był jej prywatny pager i treść, którą na nim odczytała przyprawiła ją o zawrót głowy. Oparła się o moje łóżko, po czym spojrzała na mnie przestraszonym wzrokiem.

- Kto to? - zapytałem, wstając z łóżka. - I co chciałaś mi powiedzieć? - Uznałem, że może lepiej będzie wiedzieć, że mogło to być coś istotnego…
- To? - Spojrzała na urządzenie. - Pacjent ma zapaść - odparła, próbując uspokoić swój oddech.
- I informują cię o tym? Przecież takich pacjentów w PPTH mamy na pęczki. - Wiedziałem, że nie mówi mi prawdy. Wyglądała, jakby treść tej wiadomości była co najmniej przerażająca.
- To ważny pacjent - powiedziała spokojniej. - Muszę iść, Lucas zaraz po mnie przyjedzie. - Kłamczucha. - Pomyślałem. Złapałem ją za rękę, odwróciła się.
- Złożyłaś zeznania? - zapytałem.
- Jeszcze nie, a ty? Coś im powiedziałeś?
- Coś, ku**a?! Powiem im wszystko, co wiem! - Pomyślałem. Wściekłem się, cały byłem nabuzowany.
- Nie zeznawałam, ale opowiem dokładnie wszystko tak, jak było. - Starałem się nie pokazać, jak bardzo wściekły jestem.
- Będzie nam potrzebna ochrona policji - westchnęła.
- Dziękuję, ja nie skorzystam. Tamten goguś pewnie jest już zimny. - Spojrzała na mnie.
- House, to chyba jeszcze nie koniec. - Wyszła szybko.

cdn.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Sro 19:14, 17 Mar 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hhh.. ; o jej. robi się nieźle ; pp tzn. ciągle jest super, ale tajemniczość Cuddy... ; DD . I poraz kolejny: "Jezuuu! Śmierć Lucasowi :evil: "



PostWysłany: Sro 19:46, 17 Mar 2010
Housetka
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 23 Lut 2010
Pochwał: 1

Posty: 332

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Na pozór jest do bardzo dobre opowiadanie, nie ma się do czego przyczepić, ale bo głębszym namyśle…

Czegoś mi tutaj brakuje, a najgorsze jest to, że nie umiem sprecyzować czego. Może House jest za mało housowaty, a może Cuddy zachowuje się jak nie ona? Nie wiem ,ale to coś mi strasznie przeszkadza.

Problem w pisaniu ff o Housie jest taki, że jest on bardzo osobliwą i niebanalną postacią, szczególnie dzięki grze Lauriego. Przełożyć Housa na papier to tak, jakby próbować go wyleczyć z uzależnienia vicodinem. Dzięki 6 sezonowi wiemy, że jest to możliwe, ale cholernie trudne. Niewielu osoba się to udaje.

Twojemu ff brakuje pazura tak charakterystycznego dla Housa. Ona nie daje się zaszufladkować, bo zwyczajnie się w tych szufladkach nie mieści.

Ale żeby nie było, że jestem taką zołzą :D i tylko krytykuję to powiem Ci, że jest to dobry ff, a moje uwagi wypływają z serca pragnącego uczynić go najlepszym.

Tak więc przepuść twoje opowiadanie przez rezonans szukając tego czegoś, a jak tego nie znajdziesz, to je pokrój. Może metoda Housa znajdzie zastosowanie i tutaj… :twisted:

Dużo weny



_________________
Jeśli jesteś w piekle, możesz zaufać tylko diabłu...

PostWysłany: Pią 10:29, 19 Mar 2010
immortality
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 28 Lut 2010

Posty: 12

Miasto: Dąbrowa Górnicza
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Housetka bardzo dziękuję ;)

Immortality Bardzo dziękuję za komentarz, to mój pierwszy taki fic, więc nie wiem jeszcze do końca jak się pisze takie fiki z pazurem ;) ale się staram ;)


Część dziewiąta.


Nie zatrzymałem jej. Postanowiłem złożyć zeznania, gdy wreszcie pojawił się policjant. Dowiedziałem się od niego, że Lisa poprosiła o zmianę terminu złożenia swoich. Została jej przydzielona ochrona policji. Mnie również ją zaproponowano, ale odmówiłem.

Nie spostrzegłem, kiedy zapadła noc. Przebrałem się w ubrania, które przywiózł mi Wilson i ruszyłem do wyjścia. Dobrze, że nie wyrzuciłem mojej starej laski, w przeciwnym razie musiałbym zabrać ze sobą tę przeklętą kulę.

- House, mogę posiedzieć u ciebie, jeśli chcesz - powiedział Wilson, doganiając mnie przy windzie.
- Nie potrzebuję niańki - odparłem.
- Przecież wiesz, że nie chodzi o to. Na pewno nie potrzebujesz towarzystwa? - Potrzebowałem. Jak nigdy dotąd.
- A kupisz piwo i chińszczyznę na wynos? - zapytałem, uśmiechając się nieznacznie. Wilson poklepał mnie po ramieniu.
- Tylko bez przytulania. - Ostrzegłem go. Uśmiechnął się zadziornie. Stary, dobry Wilson.

Wieczór minął nam bardzo szybko, niewiele zjadłem. Nie rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło. Wilson wiedział tylko o tym, o czym napomknąłem, gdy dowieziono nas na miejsce. Czuł, że wolę poczekać z tym do jutra. Albo nawet do nigdy. Poszedł przed północą, a ja wykąpałem się i położyłem się spać. Postanowiłem, że następnego dnia pojadę do Lisy i wszystko z niej wyciągnę. Choćbym miał wyjść z siebie i stanąć obok.

Obudził mnie ból nogi i potworne zakwasy w mięśniach. Spałem przez dwanaście godzin, ale przerażała mnie wizja wyjścia z łóżka dokądkolwiek. A zwłaszcza poza swoje mieszkanie. Zażyłem dwie pastylki Vicodinu i powoli wstałem. Wziąłem gorącą kąpiel, która pozwoliła nieco rozluźnić się mojemu obolałemu ciału. Następnie ubrałem się we wczorajsze ciuchy od Wilsona i wsiadłem na motor. Kilkanaście minut później byłem pod domem Lisy.

Zapukałem. Drzwi otworzył mi Lucas.

- Zastałem Cuddy? To ważne - powiedziałem, oszczędziłem sobie i jemu zbędnego przywitania.
- Um…
- Kto to? - Usłyszałem ją.
- House! Mówi, że ma jakąś ważną sprawę! - odparł.
- Niech wejdzie! - krzyknęła.
- Nie mam czasu. - Skłamałem.
- Poproś, żeby wyszła na chwilę na ganek.

Lucas zniknął we wnętrzu mieszkania, po chwili wyłoniła się z niego Lisa.

- House… - Spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
- Posłuchaj… - zacząłem. - Ja muszę wiedzieć, co się dzieje… dla twojego i mojego dobra.
- Ale… ja nie mogę… - jęknęła. Ponownie ujrzałem jej rozdrażnienie.
- Ktoś ci grozi? Powiedz - odezwałem się stanowczo. Opuściła wzrok na chwilę i przemówiła:
- Mam… muszę spłacić dług… - szepnęła.
- Komu? - zapytałem. Milczała.
- Jeśli ci powiem, odejdziesz? - zapytała cicho. Na początku nie dotarł do mnie sens tych słów, po chwili zrozumiałem. Miałem odejść od niej. - Po tym wszystkim, co przeszliśmy, każesz mi tak po prostu wynieść się z twojego życia i zająć się swoim? - Pomyślałem.
- To twój wybór, jeśli tego chcesz, dobrze więc. Odejdę - powiedziałem.
- Nie chcę - odparła spokojnie. - Ale wiem, że musisz. Przysięgasz? - Coś mi nie pasowało. Ale… nie miałem wyboru.
- Przysięgam, odejdę. Nie będę cię więcej nękał, ale powiedz prawdę. - Słowo się rzekło.
- House, ja wcale tego nie chcę, zrozum, do cholery, to dla twojego dobra. Masz dotrzymać słowa, rozumiesz? - Skinąłem głową. To wszystko stawało się dla mnie coraz bardziej niezrozumiałe.
- Za dużo widziałeś, przeżyłeś… - Spojrzałem w dół. Czekałem na upragnioną prawdę, która sporo mnie kosztowała.
- Szpital miał bardzo duże problemy finansowe. Chylił się ku bankructwu. Nie mogłam zaciągnąć już kredytu w banku… - westchnęła.
- Od kogo, do diabła, pożyczyłaś pieniądze?
- Zaciągnęłam dług u pewnego faceta. Nie wiem jak się nazywa… Rozmawiałam chyba z jego pośrednikiem. Kulturalnym, dobrze ubranym człowiekiem. To on wszystkim się zajmował. - Na myśl przyszedł mi tylko księgowy od brudnych interesów.
- Skąd w ogóle przyszedł ci do głowy taki pomysł?! Nie sprawdziłaś ich?! - Ledwie się opanowałem, żeby na nią nie wrzasnąć.
- Sprawdziłam - jęknęła. - Tak mi się przynajmniej wydawało… - Milczała przez chwilę.
- Porządna firma z biurem, nie miałam żadnych podejrzeń. Nie wiedziałam, że to jakieś machlojki. - Spojrzała mi w oczy. Nie odzywałem się, czekałem na całą prawdę.
- Tego dnia, gdy nas uprowadzono, mijał termin spłaty zadłużenia. Dostałam poważne ostrzeżenie, że mam się z tym nie spóźnić, ale wciąż miałam nadzieję, że uda mi się dotrzeć na spotkanie ze sponsorami. Że zdołam ich przekonać do dalszej współpracy. Taki zastrzyk gotówki pozwoliłby mi na oddanie pieniędzy tym bandziorom… - Wszystko układało się w spójną całość.
- A teraz jeszcze ten pager… - powiedziała.
- Co z nim? To oni, prawda?
- House, wiedzą o mnie wszystko! Znają moje stanowisko w szpitalu, wiedzą gdzie mieszkam… Wczoraj, po tym jak wróciliśmy…
- Jaka była treść tej wiadomości? - zapytałem zniecierpliwiony.
- Napisali, że jeśli powiem cokolwiek policji… Jeśli zdradzę chociażby szczegół, to zabiją moich bliskich, a zaczną od ciebie… Mam się z tobą nie widywać i nie kontaktować... - Podeszła do barierki na ganku. Zamarłem. - Tamten bandzior był tak spostrzegawczy? - Zastanowiłem się. W takim razie musiał przeżyć i jakimś cudem skontaktować się ze swoim szefem… - I posunęli się do szantażu emocjonalnego? - Nie wierzyłem, że spełnią swoje groźby.
- Cuddy, oni na pewno nie… - zacząłem, ale skutecznie mi przerwała.
- House! Wiesz dobrze do czego są zdolni! Teraz, gdy zginęła karta kredytowa szpitala, nie jestem nawet w stanie udowodnić sponsorom, że szpital dysponuje chociażby minimalnymi środkami i zasługuje na ich współpracę… - Usiadła na schodku, chowając twarz w dłoniach. To wszystko było dla mnie nie do pomyślenia. Nie wierzyłem, że wpakowała się w takie gówno.
- Cuddy… - Chciałem ją jakoś pocieszyć, na swój dziwny sposób.
- House, odejdź! Zgódź się na ochronę policyjną. Ja ją mam. Ale tobie nadal grozi niebezpieczeństwo. Błagam, zostaw mnie… - Wstała i weszła do domu.

Zostałem uprowadzony, pobity, zmuszony do ucieczki w podłych warunkach, zaciągnięty do łóżka, porzucony, w dodatku przez cały ten czas byłem oszukiwany. Miałem ochotę się napić i posiedzieć w ciszy.

Pojechałem do domu.

Łyknąłem kilka Vicodinów, wypiłem drinka i włączyłem telewizor. Musiałem przysnąć na trochę, ponieważ gdy się ocknąłem, było bardzo późne popołudnie. Na zewnątrz było już zupełnie ciemno.
Przebrałem się w spodnie od piżamy i założyłem szlafrok.

Miałem zamiar wreszcie coś zjeść, gdy usłyszałem walenie do drzwi.

- Doktorze House! Wiemy, że jest pan w domu. - Wyjrzałem przez wizjer. Poczułem nieodpartą ochotę zwymiotowania, gdy moim oczom ukazało się dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn. Wcale nie mieli na sobie mundurów policyjnych.
- Kto tam? - zapytałem, sięgając po komórkę.
- Dowie się pan, gdy otworzy - odezwał się jeden z nich, gdy ja pisałem wiadomość do Lisy.
- Chwileczkę, muszę się ubrać! Jestem kaleką! - krzyknąłem, wysyłając treść: Cuddy, przyszli do mojego mieszkania. Zawiadom policję. House.
- Wiemy o tym! Doktorze House. - Moje najgorsze przeczucia się sprawdziły.

W mgnieniu oka dostałem wiadomość zwrotną. Podchodziłem wtedy do drzwi. House, jadę tam z policją. Snajper dotrze na miejsce. Mówią, żebyś nie robił gwałtownych ruchów. Trzymaj się. Ledwie skończyłem czytać tą niewiele pocieszającą wiadomość, a drzwi do mojego mieszkania zostały wyważone. Schowałem telefon do lewej kieszeni szlafroka.

Do mojego domu wtargnął osiłek, a za nim wszedł elegancko ubrany mężczyzna. Zapewne miał dużo pieniędzy, albowiem wyhodował sobie spory brzuch. Jego ubrania wyglądały na dosyć drogie.

- Witam, doktorze. Pewnie się pan zastanawia kim jestem? - zapytał. W tym czasie jego bandzior odstawiał moje drzwi na miejsce.
- Chciałbym wiedzieć kto wyrwał moje drzwi… - sapnąłem, przenosząc się wgłąb mieszkania.
- A, to jest Walter. Mój ochroniarz. Jednego prawie mi wykończyłeś. - Rozejrzał się po mieszkaniu.
- Ale nadal się nie przedstawiłem. To niegrzecznie z mojej strony. Nazywam się Piercy Malone. - Podał mi rękę. - Co to, ku**a za imię?! - westchnąłem do siebie. Nie odwzajemniłem uścisku. Podszedł bliżej.
- Przytulne mieszkanko - powiedział. Jego obibok stał przy drzwiach. Mężczyzna podszedł do stolika i nalał sobie mojego bourbonu, siadając na mojej kanapie.
- Co to za syf?! - Splunął na podłogę.
- Myślałem, że masz gust! - wrzasnął. - W końcu twoja kobieta jest niczego sobie.
- Ona nie jest moją kobietą - wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
- A to dziwne… A jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że właśnie tu jedzie z dwoma policjantami i zapewne za kilka chwil znajdzie się z nimi na dachu kamienicy naprzeciwko twojego mieszkania… - Uśmiechnął się podle. Byłem wściekły. Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, to policja uwikłana w całe to bagno.
- Jest jeszcze jeden szczegół. Będzie tam snajper. Mój snajper. - Miałem ochotę rozerwać go na strzępy i dać jakiemuś psu, żeby najadł się do syta tym tłustym brzuchem.
- Jak to? - zapytałem spokojnie. Nie wstawał z kanapy.
- Otóż to, doktorze House, zdziwi się pan, jaki jestem przebiegły. Jeszcze nikt mi się nie wywinął. Ta wpadka w lesie… Chyba nie sądzi pan, że jestem idiotą? Gdy nie dotarła do mnie wiadomość o zrealizowaniu planu, wysłałem ludzi w znajome tereny. Znaleźli Lansa. - Domyśliłem się, że chodzi o tego paskudnego człowieka.
- Tak, to on dostał zlecenie. Wiedział co ma robić. - Miałem przed sobą jego szefa. Mężczyznę w czarnym garniturze, o gęstej czuprynie, niewysokiego i o krępej budowie ciała.
- Mieliście szczęście, po kilku dobrych godzinach odnaleźliśmy również wasz samochód… – W tamtej chwili cieszyłem się, że nie wróciliśmy na noc do wozu.
- Ale was tam nie zastaliśmy. Uznałem więc, że muszę się do pana wybrać. A pani doktor sama dołączy. - Roześmiał się głośno. Byłem wściekły. Nie wiedziałem, co mam robić. Czy w ogóle jest coś, co mógłbym zrobić…
- Bo widzi pan… Lans wyszedł z tego prawie bez szwanku, trochę boli go głowa. I zapewne dołączył już do policji, ma na sobie kominiarkę. - Wstał i podszedł do mnie powoli. Wyobraziłem sobie jak ten ohydny bandzior pyta Lisę Stęskniłaś się, złotko? Przeszedł mnie dreszcz.

Nagle na korytarzu usłyszeliśmy dźwięk rozbitego szkła. Malone skinął na swojego goryla, a ten po chwili zniknął za moimi drzwiami frontowymi. Zapewne poszedł sprawdzić, kto był sprawcą hałasu.

- Ale przecież policja… - zacząłem, grałem na zwłokę.
- Policja nie ma pojęcia, kto jest ich snajperem, a kto nie. Lans ich śledził. Wiedzieliśmy, że ma do nich dołączyć strzelec. Ten właściwy został uprowadzony. Lans strzela całkiem nieźle, szkoda, że nie miał pan okazji wcześniej się o tym przekonać. - Zachichotał w obrzydliwy sposób.

Jego goryl nie wracał. Nie miałem pojęcia co się z nim mogło stać, ale mężczyzna nie przywiązywał do tego specjalnej uwagi. Po krótkiej chwili wyjął broń, ułożył ją wzdłuż swojego boku i stanął przy oknie. Zasunął zasłony. W mieszkaniu świeciła się tylko jedna lampa w rogu pokoju.

Jeszcze do mnie nie docierało, o co chodzi.

- Dawaj laskę! - wrzasnął, podchodząc do mnie i popychając mnie pod ścianę. Przez chwilę nie byliśmy w zasięgu wzroku Lisy, policyjnych lornetek czy noktowizjerów, ani tego cholernego pseudosnajpera. - No nie. - Pomyślałem. - Co oni mają z tym niszczeniem moich lasek… Ale wyrwał mi ją z rąk w zupełnie innym celu.
- Dobra, teraz bez utykania! Chodź pod okno! - Moje nogi zdrętwiały, gdy wszystko zrozumiałem. Przełknąłem głośno ślinę.
- Tak, House - powiedział z uśmiechem na twarzy, dołączając do mnie, utykał o lasce. Celował w moją stronę w taki sposób, żeby pistoletu najwyraźniej nie było widać w oknie.
- Skończy się na nieszczęśliwej pomyłce snajpera. Cuddy wreszcie zobaczy, że z nami nie ma żartów, a jeśli go zidentyfikuje i wyda, tym gorzej dla niej. Podzieli twój los. - Miałem ochotę uciec. Miałem ochotę zniknąć, naprawdę.

Byłem pewien, że ona zauważy, że to nie ja trzymam laskę. Policjanci widzieli mnie tylko raz, wiedzieli jedynie, że chodzę o lasce. Ale Lisa rozpoznałaby moją sylwetkę.

- Ty sku*****u! - wrzasnąłem.

Padł strzał. Zrobiło mi się bardzo jasno przed oczami. Poczułem, że mnie mdli. Pomyślałem o Lisie. O sprawach, o których być może powinienem był jej powiedzieć…

cdn.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Nie 9:22, 28 Mar 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

świetne. ale proszę o ciąg dalszy ;)



_________________
Pracuj mądrze, nie ciężko.

PostWysłany: Nie 21:00, 28 Mar 2010
ucia123
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 29 Sty 2010

Posty: 6

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

bardzo proszę o ciąg dalszy, juz nie moge się doczekać. strasznie wciąga.



_________________
If you're happy I'm

PostWysłany: Pon 10:15, 29 Mar 2010
mikahouse
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 23 Lut 2010

Posty: 30

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ja nadal nie umiem sprecyzować czego mi brakuje :D , ale...
tak mnie wciągnęła akcja, że nie miałam czasu się zastanawiać.

Cytat:
Zostałem uprowadzony, pobity, zmuszony do ucieczki w podłych warunkach, zaciągnięty do łóżka, porzucony, w dodatku przez cały ten czas byłem oszukiwany. Miałem ochotę się napić i posiedzieć w ciszy.

Aż się ciśnie na język : Życie jest piękne :twisted:

Ogólnie bardzo mi się podobało.
Akcja ze snajperem i zamienieniem Housa jest niezła. Liczę na szybkie dodanie następnego odcinka
Duzo weny
immortality



_________________
Jeśli jesteś w piekle, możesz zaufać tylko diabłu...

PostWysłany: Pon 16:30, 29 Mar 2010
immortality
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 28 Lut 2010

Posty: 12

Miasto: Dąbrowa Górnicza
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Będzie ciąg dalszy?
Bo fick jest ekstra.



PostWysłany: Czw 10:36, 01 Kwi 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

czekam na następną część ;))



_________________
nat ^^

PostWysłany: Pon 20:45, 05 Kwi 2010
natalia94
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 29 Sty 2010

Posty: 55

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04723 sekund, Zapytań SQL: 15