Nieśmiertelni [10/10][Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ucia123, mikahouse, immortality, basiag95, natalia94 Dziękuję bardzo :* dodaję ostatnią część^^ ;)



Część dziesiąta.


Nie miałem najmniejszego pojęcia w jakim kierunku padł strzał. Nie wiedziałem, czy kula była przeznaczona dla Lisy, została wystrzelona w powietrze, czy może trafiła któregoś z policjantów. Moje nogi były jak z waty. Niewiedza była bardzo przygnębiająca.

Wciąż stałem na przeciw okna, spojrzałem na swoje ciało. Nie było w nim dziury od pocisku. Jeśli mógłbym zdecydować, w jaki sposób chciałbym umrzeć, to wybrałbym odejście we śnie. Nie w pełni świadome i całkowicie bezbolesne - liczyłem na to. Nie znosiłem bólu, zwłaszcza fizycznego. Z psychicznym byłem w stanie sobie poradzić.

Po kilku sekundach usłyszeliśmy kolejne dwa strzały - jeden po drugim. Malone zbliżył się do okna i odchylił lekko zasłonę. Wyglądał na wściekłego. Na chwilę stracił podzielność uwagi. Nie obserwował mnie już. Był zaabsorbowany tym, co wydarzyło się kilka pięter wyżej.

- Teraz albo już nigdy. - Pomyślałem.

Bezszelestnie wsunąłem prawą dłoń do głębokiej kieszeni mojego szlafroka. W lewej spoczywał mój telefon, który przydał mi się jedynie na chwilę. Również po to, żeby niezamierzenie zwabić na miejsce naszego dręczyciela... W prawej kieszeni ubrania ukryłem pistolet, który zabrałem bandziorowi w lesie. Trzeba było go tylko wyjąć i nacisnąć spust. Zawahałem się. To nie tak, że nigdy nie strzelałem. Po prostu nigdy nie strzeliłem do człowieka, nawet jeśli był sukinsynem.

Tamtego razu musiałem jednak podjąć decyzję. Miałem do wyboru: zastrzelić tego bandytę albo zostać zamordowanym. Było jeszcze trzecie wyjście: Mogłem strzelić sobie w łeb. Uznawałem za prawdziwą teorię, że lepsze jest marne życie, niż nędzna śmierć. Nie uważałem, że istniał termin godna śmierć. W moim słowniku nie było takiego wyrażenia. Śmierć zawsze była gówniana.

Mężczyzna nadal spoglądał w okno, próbował dojrzeć co się dzieje na górze. Wyjąłem pistolet i wycelowałem lufę broni w jego bark. Przez chwilę zastanawiałem czy nie strzelić w głowę. Uznałem, że choćbym nie wiem jak wściekły był na niego, nie powinienem strzelać w jego bandycki łeb. Ze względu na późniejsze konsekwencje. Moje dłonie zadrżały, gdy zacisnąłem je na kolbie pistoletu. Wszystko trwało nie mniej niż pół minuty, a mnie wydawało się wiecznością.

Zdążyłem w tym czasie przemyśleć, co zrobię. Pomyślałem również o Lisie. Nie wiem dlaczego, ale akurat przypomniał mi się jej ciepły uśmiech. Chyba chciałem go jeszcze kiedyś zobaczyć.

Ułożyłem palec wskazujący na spuście i czekałem. Mężczyzna odwrócił się twarzą do mnie, jego pistolet nadal tkwił w dłoni. Nie był jednak wycelowany we moją stronę. Zaniemówił, jego oczy otworzyły się szeroko. Malone nie miał pojęcia, że miałem przy sobie broń. I to mnie ocaliło.

To, że padł strzał nie wiadomo skąd i w czyim kierunku. To, że na dachu zrobiło się zamieszanie i być może kolejne dwa pociski kogoś raniły. Możliwe, że nawet zabiły. To wszystko ratowało mnie z opresji. Było dla mnie fortuną, - dla kogo innego - fatum. Oby nie dla Lisy...

- House - powiedział spokojnie. - Nie rób nic głupiego... - Patrzył na moją wściekłą twarz, na zmianę spoglądając na lufę pistoletu.
- To nie jest jakiś durny film, Malone! - krzyknąłem. Nie było na co czekać, nie powinienem wdawać się z nim w żadną rozmowę. Im dłużej stałem i parzyłem na jego ohydną osobę, tym bardziej wahałem się strzelić.
- No właśnie, House! To nie jest kino! Nie jesteście nieśmiertelni! - krzyknął, najwidoczniej pewny, że jednak to on mnie zabije.
- A właśnie, że jesteśmy! - wrzasnąłem i wystrzeliłem w jego kierunku.

Człowiek przeżywa swoje życie, a potem nie ma już nic. Zawsze to lepsza perspektywa niż trwać wiecznie, w ciągłym bólu. Ale kiedy ten sam człowiek nie przeżył jeszcze w pełni swego życia i ktoś chce mu je przedwcześnie odebrać, a on zdoła się przed tym ustrzec, niechaj nazwie siebie nieśmiertelnym. Dlatego, że uciekł śmierci. Tej jedynej, prawdziwej zabójczyni.

Nie zdążył zareagować. Siła strzału odrzuciła go na ścianę, a ja mimowolnie zrobiłem kilka kroków w tył. Nie miałem pewności czy Lisa żyje... Nie wiedziałem, co stało się na dachu, oprócz tego, że wywiązała się strzelanina.

Patrzyłem na nieprzytomnego Malone'a przerażonym wzrokiem. Nie miałem odwagi podejść i sprawdzić czy żyje. Chwilę później do mieszkania wbiegł policjant. Podbiegł do mnie, zabrał z mojej dłoni pistolet. Nie poruszyłem się, ani nie odezwałem się. Pochylił się nad sylwetką bandziora, żeby sprawdzić czy żyje. Po chwili usłyszałem jak wzywa karetkę, w zasadzie dwie.

- Ktoś jeszcze. - Pomyślałem.

Byłem w szoku, z otwartymi ustami patrzyłem na policjanta.
- Proszę pana, halo! - powiedział głośno. Ocknąłem się, słysząc jego wołanie. - Wie pan, gdzie pan jest i co się dzieje? - zapytał. Nie chciałem wiedzieć. Ale byłem wszystkiego świadomy. Sprawdzał, jak wysoko sięga poziom mojego szoku, wywołanego ogromnym stresem.
- Tak - odpowiedziałem krótko. - Lisa... - Pomyślałem. Poczułem się źle. Wciąż nie wiedziałem, co się z nią dzieje i dla kogo wezwano drugą karetkę.
- Gdzie jest doktor Cuddy? I co się stało na dachu? - zapytałem, odwracając się w kierunku funkcjonariusza.
- Padły trzy strzały - jęknął.
- Wiem o tym, do cholery! Potrafię liczyć! - Myślałem. Chciałem wiedzieć co z nią, czy ona...
- Dwa padły z broni podstawionego snajpera, pierwszy z nich był ślepy. Drugi ranił policjanta, po tym jak funkcjonariusz postrzelił mężczyznę.
- Czyli Cuddy... - nie zdążyłem dokończyć, ponieważ Lisa weszła do mojego mieszkania z innym policjantem. Poczułem ulgę, gdy zobaczyłem, że nic jej nie jest - fizycznie. Psychicznie, pozostaną blizny.
- House! - Uśmiechała się lekko, podeszła i wtuliła się we mnie. Bezwiednie objąłem ją drżącymi z przerażenia rękami. Staliśmy przez chwilę w ciszy. Nagle podniosła wzrok i odezwała się:
- Wybacz mi, ja naprawdę nie chciałam, żeby tobie stała się jakakolwiek krzywda... Ja... nie chcę myśleć co byłoby, gdybyś... - przerwałem jej.
- Nie ma co gdybać. I nie masz za co przepraszać - Spojrzałem na Malone'a, którego zabierali sanitariusze. Lisa również popatrzyła, ale zaraz potem przeniosła wzrok na mnie.
- To on? - zapytała cicho. Skinąłem głową. - Powiedział mi wszystko, zaczynając od początku... - szepnąłem. Musiałem go słuchać. Mimo że to zabijało moją pewność siebie, nie miałem innego wyjścia. Ale było już po wszystkim, chyba...
- Ten snajper, on był... - próbowała mówić, siadając na kanapie.
- Wiem, Cuddy - odpowiedziałem spokojnie. Pociągnąłem łyk bourbonu prosto z butelki. Nigdy więcej nie zamierzałem skorzystać z tamtej szklanki. Lisa wzięła ode mnie butelkę i również się napiła. Skrzywiła się nieco i spojrzała na mnie swoimi szarymi oczami.
- House, on próbował cię... cię - jąkała się, przez jej ciało przeszedł widoczny dreszcz.

Brakowało jej słowa. Odszukałem je w swej głowie. Najprawdopodobniej chciała powiedzieć: zabić. Lub użyć któregoś z synonimów tego wyrazu. Ponownie skinąłem głową.

Policja węszyła w mieszkaniu. Zbierali odciski, ślady, tropy. Dla mnie wszystko było jasne. Nie potrzebna była zabawa w pobieranie próbek krwi ze ściany i sprawdzanie do kogo należy.

- Ja... zauważyłam, że to nie ty. Boże... - złożyła ręce i zgarbiła się lekko. Jej wzrok utkwiony był w podłodze. Wyglądała jak smutna, przerażona dziewczynka. Chciałem ją mocno przytulić. Chyba. Tak mi się wydawało. Ale nie potrafiłem. Sam jeszcze nie doszedłem do siebie.
- Krzyknęłam, a on strzelił w naszą stronę... Policjant... Boże - zaczęła cicho szlochać.

Oparła głowę na moim ramieniu. Pocałowałem ją w czoło. Przytuliłem. W końcu. Spojrzała na mnie i pogłaskała mój policzek. Widziałem jej wyraz twarzy, była odrobinę spokojniejsza. Patrzyliśmy na siebie w milczeniu, które przerwał policjant.

- Zrobiliśmy, co do nas należało. Zebraliśmy dowody przeciwko przestępcom. Proszę jutro popołudniu stawić się na komisariacie, żeby złożyć zeznania. Jeśli zajdzie potrzeba, otrzymacie państwo pomoc psychologa. A dziś przed pańskim domem zostawimy patrol policyjny. Możecie mieć pewność, że będziecie chronieni. - Uśmiechnął się i skierował się do wyjścia.

Wstałem powoli, zostawiając Lisę na kanapie. Rozejrzałem się po salonie. Na ścianie pozostał ślad krwi. Nie zamierzałem zajmować się tym tego dnia. I ponownie, mówiąc tego, mam na myśli tamten przeklęty dzień.

- Chwileczkę - powiedziałem, mężczyzna zatrzymał się w drzwiach.
- A co z tym gorylem, który przyszedł tu z Malone'em? Uciekł wam? - Wolałem mieć pewność, że nic już nam nie grozi ze strony tych ludzi.
- Został sprowokowany do wyjścia z pańskiego mieszkania i unieszkodliwiony przez policjanta. Doskonale poradził sobie pan z drugim napastnikiem. Gratuluję odwagi i zachowania zimnej krwi. - Klepnął mnie w ramię, skinął na Lisę i wyszedł.

Zastanowiłem się czy było rzeczywiście mi czego gratulować. Nie rozpierała mnie duma, że prawie zabiłem człowieka. Nawet takiego gnoja, jakim był ten goguś.

Lisa wstała i ponownie do mnie podeszła. Wyglądała na pewniejszą siebie. Opadły złe emocje, częściowo minął strach o... tę drugą osobę. Nigdy z żadną kobietą nie łączyła mnie tak specyficzna i zarazem w jakiś sposób wyjątkowa więź.

- House, mogę zostać na noc? - zapytała miękko. Ciekawe, co też mogłem odpowiedzieć...

The end



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Pią 19:41, 09 Kwi 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

nie mogłam sie doczekac tej ostatniej czesci i powiem ci ze podobało mi sie.. house z bronia a zarazem taki bezbronny i na dodatek taki zmartwiony o cuddy, pokazałas jego prawdziwe uczucia i za to ci bardzo dziekuje :**



_________________
If you're happy I'm

PostWysłany: Sob 9:01, 10 Kwi 2010
mikahouse
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 23 Lut 2010

Posty: 30

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Łał! ! ! ! ! ! ! !
Padłam z wrażenia. Naprawdę cudowne zakończenie, nic dodać, nic ująć.
Szkoda, że już się skończyło. (Opowiadanie.)
WOW!



PostWysłany: Sob 19:11, 10 Kwi 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Zakończenie jakoś mnie nie zaskoczyło. W fanfickach i serialach wiadomo, że główny bohater przeżyje ( oczywiście są wyjątki, ale bardzo rzadko).
Lubię to opwiadanie.
Ma w sobie ewien klimat.
Mam nadzieję, że szybko skrobniesz coś nowego.
Czekająca z niecierpliwością
immortality



_________________
Jeśli jesteś w piekle, możesz zaufać tylko diabłu...

PostWysłany: Pon 6:42, 12 Kwi 2010
immortality
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 28 Lut 2010

Posty: 12

Miasto: Dąbrowa Górnicza
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.03530 sekund, Zapytań SQL: 15