Świat niewidziany [9/?] [NZ]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świat niewidziany [9/?] [NZ]

Nowy fik - dramat, bo ja bez dramatów długo żyć nie umiem... Następna część najprawdopodobniej dopiero w sierpniu, chyba, że przed wyjazdem zdazę jeszcze coś naskrobać ;)
Betowała Erato :*



Chyba. Nadal nie jestem pewna. Tu by mi sie przydało +16... czuję się jak hipokrytka, o.

Odc. 1

Kroki. Uderzenie. Urwany krzyk. Jeszcze jeden cios. Szamotanina. Karetka pędząca na sygnale, zaraz za nią policja.

*
Tego ranka nic w parku nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy.
Po południu nic nie wskazywało na to, że tragedia miała tam miejsce. Nic, oprócz dwóch starszych pań, zajmujących ławkę i rozmawiających przyciszonymi głosami.
– To był taki dobry chłopiec, psze pani, taki dobry chłopiec…
– Tak, tak, koleżanko szanowna, pamiętam jak pomagał mi torby z zakupami na górę wnosić. Wie koleżanka, już nie te lata… Taki uczynny chłopczyk, taki grzeczny.
– Mi w ogródku pomagał. Taką dobrą rękę miał do warzyw, oj dobrą… Nie mogę uwierzyć, że to się stało.
Pierwsza z kobieta nachyliła się do drugiej.
– No tak, ale jak ma się taką rodzinę… No trudno się dziwić…
– Ależ jego matka była taką dobrą kobietą, tak się nim opiekowała, żeby wyrósł na porządnego człowieka…
– Ale jego ojciec! To niezłe ziółko było. A bo to raz przez ścianę słyszałam, jak i ona płakała i dzieciak płakał… A on pił i bił, nikogo nie słuchał.
– No tak, tak – przyznała. – Biedny chłopak…
– Biedny. Ale coś takiego zrobić…
– Taka tragedia… Wiadomo już coś o tej kobiecie?
– Niestety… Żadnych wiadomości… Jak dobrze, że karetka tak szybko przyjechała.
– Tak, tak… Ale widok był straszny, psze pani, straszny…
– Czym on ją właściwie uderzył?
– To był wyłamany kawałek ramy okiennej, jeszcze szkła trochę w nim było… To z tamtego opuszczonego domu, o tam, na rogu.
Druga z kobiet ze świstem wciągnęła powietrze.
– A właściwie kim była ta kobieta?
Staruszka zamyśliła się.
– Ona mieszka tu, niedaleko. Co rano przebiega przez park… Co, jak się okazuje, ją zgubiło… Chyba jest lekarką. Zresztą, nie wiem o niej zbyt dużo.
Kobieta pokiwała głową.
– No tak, no tak… A co mają zrobić z tym chłopcem?
– Na razie zabrali go na policję, ale wszystko zależy od tego, czy ona będzie chciała go pozwać.
– Na jej miejscu nie chciałabym się jeszcze do tego włóczyć po sądach.
– A ja odwrotnie. Widzi pani, pani kochana, ja bym spać nie mogła, myśląc o tym, że taki chuligan po okolicy krąży i że znowu komuś coś zrobi…
– Co racja, to racja…

*
Tymczasem na komisariacie policji…
– No dobrze, młody człowieku, więc powiedz mi, co zrobiłeś – odezwał się starszy już oficer. Siedział naprzeciwko trzynastoletniego chłopca o płowej czuprynie i zaciętym wyrazie twarzy.
Chłopiec najwyraźniej nie był skory do współpracy, bo milczał jak zaklęty.
Policjant westchnął.
– Posłuchaj mnie – Fred, tak? – no więc, Fred… Twoja współpraca ułatwi sprawę i możliwe, że załagodzi wyrok… Naprawdę, przy takiej ilości świadków i dowodów rzeczowych najlepszym wyjściem będzie, jeżeli po prostu mi wszystko opowiesz.
Fred wzruszył ramionami.
– Co tu jest do opowiadania? Kawałek ramy ze szkłem leżał na podłodze tamtego domu. Wziąłem go i poszedłem do parku. Tamta babka biegła… Potrąciła mnie. Byłem zły i jej oddałem. Wszystko.
– Oddałeś jej – powtórzył z niedowierzaniem. – Uderzając prosto w twarz, prawie zabijając? Po co wziąłeś tamtą ramę? I co robiłeś w tamtym domu?
– Spałem – burknął. – Ojciec wyrzucił mnie z domu. Chciałem wrócić po mamę, a ramę wziąłem, żeby się przed nim bronić. Ja chyba… – zaciął się na chwilę. – Nie panowałem nad sobą, ok? Po prostu to zrobiłem i już.
Policjant westchnął ciężko. Zupełnie nie wiedział, co ma zrobić z tym dzieciakiem. Widział już takie przypadki – młode dzieciaki, bite, znieważane w domu, same wyrastały na kopie rodziców. Wystarczył drobny impuls, jak tutaj przypadkowe szturchnięcie, aby utraciły panowanie nad sobą. Pytanie, czy można przekreślać ich życie przez to, co zrobili z nimi rodzice?

*
Robert Chase wolałby być gdziekolwiek indziej. Oddałby wszystko, by tego dnia dyżur nie należał do niego. Mógłby nawet dyżurować przez cały rok, oprócz tego konkretnego dnia. W końcu kto chciałby operować osobę, którą tak dobrze zna…?
A teraz jeszcze musiał wypełnić jej kartę.

Przyczyna operacji:
Uderzenie w twarz; w twarzy utkwiły odłamki szkła i drzazgi.

Przebieg:
Operacja przebiegłą pomyślnie, bez powikłań – udało usunąć się wszystkie ciała obce.

Skutki:
Na twarzy przez kilka tygodni pozostaną malutkie blizny.

Zatrzymał się na chwilę i wziął głęboki oddech. Zapisanie tego było jakby przypieczętowaniem tragedii.

Inne wnioski:
Nieodwracalne uszkodzenie wzroku. Pacjentka będzie niewidoma do końca życia.

Zerknął na nagłówek. Lekko zawinięte „L” w jej imieniu zdawało się mrugać do niego złośliwie.

Czy wiecie jak to jest, kiedy wasz świat rozpryskuje się na miliony maleńkich kawałeczków? Nawet jeśli tak, powinniście się cieszyć, bo przynajmniej mieliście jeszcze te kawałki, widzieliście, mogliście coś z nimi zrobić. Ona nie miała tego przywileju. Jej świat po prostu pogrążył się w całkowitej ciemności…

cdn.


Ostatnio zmieniony przez scribo dnia Sro 18:25, 16 Cze 2010, w całości zmieniany 7 razy



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Czw 18:15, 09 Lip 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

O rany!!! *trzęsie rączkami i tupie nóżkami* Ciekawe co będzie dalej :twisted:
PS: Ja też miałam zamiar w moim ficku sprawić, ze pewna postać będzie niewidoma, ale zrezygnowałam. Nie była to jednak Cuddy...



PostWysłany: Czw 18:30, 09 Lip 2009
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Już czytałam początek na innym forum. Ale znowu jestem przejęta losem Cuddy :( Greg musi się nią zaopiekować!!! :evil:



PostWysłany: Pią 9:27, 10 Lip 2009
handzia
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lip 2009

Posty: 41

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Przepraszam że zawulgaryzmuję, ale ... o W DUPE... :shock: no nieźle...



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Pią 9:36, 10 Lip 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dziękuję wam wszystkim :oops:
Częstuję drugą częścia fika, którą zdążyłam jeszcze napisać ;)
Za zbetowanie, oczywiście, dziekuję Erato :*

Odc. 2

Nieświadomość – cóż za piękne słowo. Opisuje najwspanialszy ze stanów umysłu. Wierzcie mi – czasami lepiej nie wiedzieć nic.

*
Rada nadzorcza szpitala zebrała się w pełnym składzie. Siedzieli przy stole, pili kawę… Na pierwszy rzut oka normalne spotkanie. Sprawa, nad którą dyskutowano, zwyczajna nie była.
– Szanowni koledzy, koleżanki – odezwał się w końcu dr Roberts – znaleźliśmy się kłopotliwej sytuacji, chyba wszyscy to przyznacie.
Odpowiedziały mu kiwnięcia głów, zgodne pomruki, lub po prostu apatia.
– Jedna z nas została pozbawiona możliwości wykonywania swoich obowiązków i musicie się zgodzić, że nie może dalej pozostawać na obecnym stanowisku.
Znów zgodne przyznanie racji.
– Wiec – z ciężkim sercem – wnoszę o usunięcie dr Lisy Cuddy ze stanowiska dziekana medycyny i administratorki Princeton – Plainsboro Teaching Hospital.
Zdecydowana większość podniosła rękę.
Dr Robert uśmiechnął się ze smutkiem.
– A teraz chyba powinniśmy wybrać kogoś na jej miejsce, przecież szpital musi funkcjonować…
– Nie zapominajmy o Housie – odezwała się jedna z lekarek.
Dr Roberts skinął głową.
– Oczywiście, musi to być ktoś z nas, osoba o najsilniejszym charakterze, która sobie z nim poradzi. Głupotą byłoby go zwalniać – jest świetną reklamą dla szpitala.
Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.
– Może ty, Roberts? – spytała ta sama kobieta.
– Oczywiście, jeżeli mnie wybierzecie, obejmę tę funkcję, ale nie…
– Świetnie – przerwała mu. – Kto głosuje za?
Robert uśmiechnął się z ledwie skrywaną satysfakcją. Komplet. I kto powiedział, że z tragedii innych nie może wyniknąć nic dobrego?

*
Fred opierał się plecami o zimną ścianę celi. Spędził w niej już kilka godzin, które bez wyjątku wykorzystał na rozmyślania.
Nie był do końca pewien co się wtedy stało. Jakby wzrok przesłoniła mu taka czerwona mgiełka, w uszach szumiało…
Wspomnienia zamazywały się.
Czy żałował? Nie był pewien. Co z tego, że tamta kobieta – kimkolwiek była – nic mu nie zrobiła? On swojemu ojcu wadził jedynie tym, że się urodził. Tutaj wina nie miała znaczenia. Liczyła się kara. Czasem za nic, czasem za wszystko. Wymierzona przypadkową ręką.
Skoro on mógł cierpieć, to dlaczego inni nie? Zrobił jej to samo, co codziennie robiono jemu.
Skoro krzywdził go ojciec, to przecież nie mogło być do końca złe, prawda? W końcu to ojciec. Tak ważna osoba w życiu każdego, niedościgniony wzór, symbol wielkości. Czemu nie miałby go naśladować. Przecież o to chodziło, prawda?
Teraz był pewien – nie żałował.

*
Nie padał deszcz – słońce oświetlało ziemię, ukazywało wachlarz różnorodnych barw, blasków i cieni. Cóż za ironia.
On jeszcze jej nie dostrzegał. Na razie cieszył się ciepłym dniem, idealnym do jazdy motorem. Dojechał na miejsce.
Wchodząc do szpitala już wyczuwał, ze coś jest nie tak. Cuddy nie stała przy rejestracji z kartą pacjenta dla niego; było też cicho. Zbyt cicho, nienaturalnie cicho. Nie podobało mu się to. Miał wrażenie, że wszyscy na niego patrzą.
Dostrzegł Chase’a znikającego za załomem korytarza. Przyspieszył. Australijczyk musiał wiedzieć, co się dzieje.
Dopadł blondyna z kolejnym rogiem.
– Umarł ktoś czy szpital splajtował?
Chase obrócił się do niego z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Gorzej i zapewne już niedługo.
House zamrugał. Interesujące… Cuddy nigdy nie dopuściłaby do plantacji szpitala, wiec wniosek nasuwał się sam…
– Wylali Cuddy? – spytał z niedowierzaniem. Kto byłby takim idiotą?
– Też – przyznał Robert.
– Wreszcie przyłapali ja na molestowaniu pracowników? – próbował żartować, ale nawet on wiedział, że mu się nie udało. Był zaszokowany. Nic nie rozumiał.
Chase wzruszył ramionami.
– House, nie spałem od trzydziestu godzin, jestem po wyczerpującej operacji, marzę tylko o tym, żeby się wykąpać i położyć do łóżka. Nie mam czasu na rozmowę. Jeśli chcesz coś wiedzieć, idź do sali dwieście trzynaście – poinformował go zmęczonym głosem blondyn, po czym odwrócił się i poszedł dalej. Pewnie do szatni, po swoje rzeczy, a potem do domu. On już wszystko wiedział, on już wszystko widział.
House nie. Dlatego miał zamiar posłuchać Roberta. Sala dwieście trzynaście. Pomyślał, że to niedobrze. Sala szpitalna, Cuddy wyrzucona z pracy… Wątpił, że znajdzie tam faceta znokautowanego przez Lisę – co uzasadniałoby zwolnienie jej – więc to musiała być… Nie. Wolał nie dopuszczać do siebie tej myśli.
Minął kolejny róg. Sale od dwieście dziesięć do dwieście dziewiętnaście. Przeszedł jeszcze kilka metrów i znalazł się przed celem swej wędrówki.
Wszedł do środka i zamarł z laską wyciągniętą do przodu i półotwartymi ustami. Jedynie szybkie unoszenie się i opadanie klatki piersiowej świadczyło o tym, że żył.
Na łóżku leżała Cuddy. Czoło, policzki, nos, ale najgęściej okolice oczu pokrywały cieniutkie, czerwone, poszarpane na brzegach blizny. Tworzyły groteskowy obraz – tragiczną mozaikę.
Powoli opuścił laskę na podłogę. Dokuśtykał do jej łóżka i zdjął z ramy kartę. Ostatni punkt wprost kłuł mu oczy. Nie mógł – czy może nie chciał – w to uwierzyć.
Zahaczył laskę o krzesło i przysunął je do jej łóżka. Usiadł. Westchnął ciężko – dlaczego wszystko musiało się skomplikować?
Poruszyła się. Natychmiast wbił w nią wzrok.
Najpierw poprawiła się na poduszce, poruszała głową. A potem otworzyła oczy. Zamrugała.
– Dlaczego tu jest tak ciemno? – spytała szeptem.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Sob 9:20, 11 Lip 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetnie się czyta :)
Z niecierpliwością Czekam na ciąg dalszy ...



_________________

PostWysłany: Sob 11:53, 11 Lip 2009
inka106
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 27 Cze 2009

Posty: 82

Miasto: Głogów
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

poruszyłaś pardzo trudną kwestię. I wielki plusik dla ciebie :)
czekam na cd :)



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Nie 15:12, 12 Lip 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

kasia2820 napisał:
poruszyłaś pardzo trudną kwestię

podpisuje sie pod tym dodając tylko jak milo mi sie czyta mimo iz wiem ze to dramat czekam na kolejne czesci



_________________

PostWysłany: Nie 20:55, 26 Lip 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Czoło, policzki, nos, ale najgęściej okolice oczu pokrywały cieniutkie, czerwone, poszarpane na brzegach blizny. Tworzyły groteskowy obraz – tragiczną mozaikę.
- aż mi przeszły ciarki po plecach...



PostWysłany: Nie 21:01, 26 Lip 2009
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Wow! Naprawdę super! Czytałam z zapartym tchem. Piszesz bardzo realistycznie, co mnie ujęło. Jestem pod ogromnym wrażeniem.



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Nie 23:03, 26 Lip 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Na wstępie przepraszam za tak długą przerwę, ale już nadrabiam :D Nie będę się bronić - mam nadzieję, ze tekst obroni się sam :)
Za zbetowanie dziękuję Erato :*
Aha i to się naprawdę nazywa opiekun zastępczy, więc nie bardzo mogę to jakoś zmienić... ^^
Oczywiście, dziękuję za komentarze ;)
Dedykowane niesprawiedliwości. Niesprawiedliwości życia, świata, ludzi i niesprawiedliwości w ogóle.

Odc. 3
Strach. Obezwładniający, paraliżujący. Pokazujący nam naszą własną słabość. Strach przed nieznanym.

*
Hazel Moon była psychologiem dziecięcym od ładnych czternastu lat. W dodatku współpracowała z opieką społeczną, prowadząc sesje z dziećmi, które odebrano rodzicom. Przez wzgląd na to, nie sądziła, że cokolwiek jeszcze ją zaskoczy. Później miała się przekonać, że ten konkretny chłopak zaskoczy wszystkich. Nawet ją.
Siedziała właśnie przy stole jednej z sal budynku opieki społecznej, czekając na rozpoczęcie zebrania wstępnego. Miało ono na celu omówienie przypadku dziecka i wzajemnego poznania się wszystkich, którzy przy nim pracowali.
W końcu pojawił się Dave Shire, przewodniczący sprawy. Odchrząknął, poprawił krawat i rozejrzał się po zebranych.
– Przepraszam za spóźnienie, pilny przypadek… Sami państwo wiedzą, jak to jest – zaczął Shire. – Skoro jesteśmy już w komplecie, proponuję przejść do przedstawienia. Nazywam się Dave Shire i prowadzę ten przypadek. Po mojej lewej kolejno siedzą: Alexa Newman, opiekunka społeczna chłopca; Caroline White, opiekunka zastępcza; Hazel Moon, psycholog dziecięcy; Matt Douglas, księgowy i Marty Porter, przedstawiciel sądu.
Wszyscy zostali już przedstawieni i wyczekująco patrzyli na Dave’a. Każdy niecierpliwił się, chcąc już poznać przypadek, który ich tu ściągnął.
Shire przystąpił do relacji:
– Trzynastolatek z ubogiej rodziny, której jedynym źródłem utrzymania była matka - kelnerka. Jeśli chodzi o ojca, z relacji sąsiadów wiemy, że jest alkoholikiem, oraz – najprawdopodobniej – bije żonę i syna, o czym świadczą odgłosy awantur często dochodzące z mieszkania oraz siniaki w widocznych miejscach.
Nie wiemy, czemu wcześniej nikt nie zainteresował się Fredem. Trafił do nas po telefonie z posterunku policji. W ostatni piątek, w parku, pod wpływem niekontrolowanego wybuchu agresji, trwale okaleczył kobietę. Poznawszy okoliczności zdarzenia, wczoraj rano sąd postanowił przenieść Freda pod opiekę zastępczą. Czy zostanie wniesione oskarżenie o okaleczenie zależy tylko i wyłącznie od poszkodowanej. Tymczasem, dziś wieczorem Fred zostanie przekazany pod opiekę Caroline, a wcześniej będzie poddany rutynowym badaniom lekarskim i psychologicznym.
Hazel pokiwała głową. Więc to ona pozna go jako pierwsza. Ciekawa była co – czy raczej kogo – zastanie w swoim gabinecie…

*
House zamarł. Jego umysł błyskawicznie przeglądał możliwe rozwiązania sytuacji. Zdecydował, że najlepszym będzie to najprostsze – ucieczka. Nie, nie chodziło o to, że nie wiedział co ma powiedzieć – no, może troszkę – ale o to, że nie uważał się za najlepszą osobę do poinformowania kogokolwiek –w szczególności Cuddy – że cały świat zwalił się jej na głowę (czy raczej uderzył w twarz, jeśli chodzi o ścisłość).
Wychodził z założenia, że lepiej będzie, jeśli poinformuje ją o tym ktoś, kto się na tym zna. Taki Wilson na przykład.
Tak więc, uspokoiwszy sumienie, że zostawia ja tutaj samą, w kompletnych ciemnościach, bez jakiejkolwiek informacji o jej stanie (w jego głowie brzmiało to coraz gorzej), wyciągnął nogę, by zrobić krok.
Zawahał się. Mógł ją tak zostawić? Samą…?
Ze złością wyciszył wszystkie argumenty przeciw opuszczeniu tego pokoju i postawił nogę, i laskę, i nogę, i…
– House? To ty? – odezwała się Cuddy.
W jednej chwili stał przy jej łóżku. Działał pod wpływem chwili.
– Widzisz mnie? – spytał, czując się dziwnie rozgorączkowany.
– Nie – zaprzeczyła. Jej oczy zerkały to w jedną, to w drugą stronę. Próbowała utrzymać wzrok w jednym miejscu, w miejscu, które mogła zobaczyć. Nie było takiego miejsca. Szukała dalej… – Ale słyszałam cię. Czemu nic nie widzę? Co mi zrobiłeś?
Nie miał pojęcia, co powinien poczuć w tej chwili i na którą część wypowiedzi najpierw zwrócić uwagę, ale on… Przede wszystkim, ubodło go, że od początku sądziła, że to on, że to jego wina. Być może miała jakieś podstawy…
Po chwili zorientował się, że jest idiotą. Przecież niewidomi mają wyczulone wszystkie inne zmysły. Było jasne, że go usłyszy. A jak poznała, że to on? Cóż, nie znał nikogo innego chodzącego o trzech nogach.
– Nic. To nie ja – zaprotestował.
– Więc ktoś coś mi zrobił.
Wolał to przemilczeć, szczególnie, że sam jeszcze nie był pewien.
– Chyba doznałam jakiegoś urazu… I w jego wyniku utraciłam na chwilę wzrok. Dlatego się pytałeś, czy cię widzę, prawda? No, to kiedy mi wróci zdolność widzenia?
Przeklinał się w duchu za dobór słów i za to, że choć tyle razy w swoim życiu przekazywał złe wieści, walił prosto z mostu o tragediach, teraz nie potrafił wydusić z siebie słowa.
- House? – zapytała, zaniepokojona ciszą.
– To nie… – wydusił przez zaciśnięte gardło. – To nie chwilowe.
Więcej nie był w stanie powiedzieć.
Jej oczy dotychczas krążące i próbujące coś uchwycić nagle się zatrzymały.
– Chyba żartujesz – szepnęła.
– Przepraszam… – Nie wiedział za co, ale przepraszał. Czy za to, że właśnie on przekazał tę wiadomość. Czy za to, że nic nie mógł dla niej zrobić? Że…
Chwila. Przecież mógł coś zrobić. Mógł…
Nic nie odpowiedziała. Obróciła się na bok, tyłem do House’a. Powoli wszystko zaczynało do niej docierać. Nie pamiętała wypadku. Ostatnim wspomnieniem był piątkowy poranek. To był dzień wolny od pracy, poszła pobiegać. A potem… Nie wiedziała,]co działo się potem.
Nagle dotarło do niej coś jeszcze – nie mogła pracować ani mieszkać samotnie. Nie mogła już żyć jak dotychczas. Wszystko się zmieni.
Poczuła, jak po policzkach spływają jej łzy. Dziękowała sobie w duchu, że obróciła się tyłem do diagnosty. Tylko tego brakowało, by oglądał jej załamanie.
Znów usłyszała kroki – oddalały się od jej łóżka. Trzaśnięcie drzwi. Została sama.
Wszystko się zmieniało i nic już nie miało być takie samo. Ona nie miała być taka sama.
Przeklinała House’a za jego tchórzostwo, za to, że jak zwykle uciekł. Że jak zwykle ją zostawił, z mętlikiem głowie i… za to, że musiała zostać sama. A ona rozpaczliwie potrzebowała kogoś, kto jej powie, że wszystko będzie dobrze, że to nieprawda, że jeszcze kiedyś będzie mogła widzieć.
Jeszcze nigdy nie czuła się tak samotna. Jeszcze nigdy tak się nie bała.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Sob 20:38, 22 Sie 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

fascynujace:)



_________________

PostWysłany: Sob 22:02, 22 Sie 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Betowała Earto :**
Dedykowane psychologom z całego świata :D

Odc. 4

Plany na przyszłość, perspektywy – każdy je ma. Cele, których można się uczepić jak ostatniej deski ratunku w trudnych chwilach.

*
Hazel zerknęła na zegarek. To chyba jakaś kpina! Wskazówki tkwiły w tym samym miejscu, co chwilę temu. I jeszcze chwilę wcześniej.
Zawsze była zestresowana przed poznaniem nowego pacjenta. Cóż, nie tyle zwykłego pacjenta, co dziecka z niesamowicie zawiłą psychiką.
Jej wzrok ponowie powędrował w kierunku cyferblatu. Wskazówki ani drgnęły. Zirytowana sięgnęła do kieszeni i wyjęła komórkę. Porównała godziny. Oczywiście. Przecież poprzedniego dnia zapomniała wymienić baterię.
Odetchnęła głębiej i wbiła wzrok w drzwi. Po chwili rozległo się pukanie.
– Proszę! – zawołała.
Do środka powoli i niepewnie wszedł wychudzony chłopak. Rozejrzał się po gabinecie, dłużej zatrzymując wzrok na siedzącej Hazel.
Moon, przyzwyczajona do takiego zachowania, uśmiechnęła się ciepło i wskazała chłopcu krzesło.
– Proszę, usiądź.
Cały spięty usiadł na samym brzegu. Wydawał się być gotowy do ucieczki w każdej chwili.
– Nazywam się Hazel Moon i jestem psychologiem. – Skrzywił się, gdy wymawiała nazwę swojej profesji. – Chciałabym zadać ci kilka prostych pytań.
Wzruszył ramionami. Jakby miał jakiś wybór.
– Zacznijmy od czegoś łatwego. Powiedz, jak się nazywasz i ile masz lat?
– Fred Jansen, trzynaście – wymamrotał niewyraźnie.
Zawsze zaczynała od tego. Jeśli dziecko odpowiedziało – można było z nim współpracować. Jeśli uparcie odmawiało odezwania się – zwiastowało to spore kłopoty.
– Powiedz mi, Fred, jak ci idzie w szkole?
Oczywiście poprosiła wcześniej dyrektora szkoły o wystawienie opinii o Fredzie, ale ten nie musiał o tym wiedzieć.
– Całkiem nieźle – odparł, uciekając wzrokiem w bok.
Przemilczała kwestię, że skłamał. Dowiedziała się bowiem, że był jednym z najgorszych uczniów – często opuszczał zajęcia i miał trudności w nauce.
– Jakie przedmioty lubisz?
– Plastykę – odparł bez wahania. O tym też słyszała. O ile z innych przedmiotów stale był zagrożony, o tyle nauczycielka plastyki nie szczędziła mu pochwał
– Lubisz rysować?
– Bardzo – przyznał.
Rozmowa na przyjazny dziecku temat służyła zdobyciu zaufania.
– Może namalujesz coś dla mnie?
Spojrzał na nią zaskoczony.
– Czemu nie? – spytała, wyciągając z szuflady kredki i papier. – Spójrz na tamtą ścianę. Robię wystawę obrazków różnych dzieci.
Obejrzał się, po czym skinął głową.
– Chciałabym, abyś narysował drzewo.
Pokiwał głową, całkowicie zapatrzony w przybory.
Pół godziny później oddał kartki. Sam rysunek był wspaniały, ale Hazel nie spodobało się to, co zobaczyła. Kochowi* też by się nie spodobało.

*
Roberts siedział wygodnie w swoim nowym fotelu i napawał się tryumfem. Swoją drogą, trzeba mieć niezwykłego farta, żeby wszystko ułożyło się tak pomyślnie. Jeszcze kilka dni wcześniej zastanawiał się jak w ogóle mógłby konkurować z uwielbianą przez cały zarząd Lisą Cuddy, a teraz… Teraz to ona nie miała z nim najmniejszych szans.
Rozmyślania przerwało mu wtargnięcie do gabinetu nieproszonego gościa.
– Doktor House – zauważył chłodno.
– Chcę zatrudnić nowego pracownika – oświadczył bez ogródek diagnosta.
– Nie. Szpital i tak ponosi już wystarczające koszty – natychmiast odparł Roberts.
House przeszył go wzrokiem.
– Myślę, że to wyjątkowa sytuacja – powiedział przez zęby.
– Ach tak? – mruknął lekceważącym tonem administrator.
– Tak naprawdę, wcale nie chcę zatrudniać nowego pracownika – powiedział House takim tonem, jakby zdradzał mu sekret. – Po prostu planowałem cię wyprzedzić w zaproponowaniu tego. Podejrzewałem, że sam będziesz tego chciał.
W ciszy, jaka zapadła, dało się wyczuć naglące pytanie.
– Bardzo dobrze, House – odezwał się powoli Roberts. – Więc jak myślisz, kogo mam zamiar zatrudnić?
– Z pewnością chciałbyś zrobić dobre wrażenie na reszcie zarządu.
– Mów dalej – odezwał się, wyraźnie zainteresowany.
– Zatrudnienie niewidomej podniosłoby prestiż szpitala…
W głowie Robertsa zapaliła się żarówka.
– Doskonale. Kiedy tylko będzie gotowa, Lisa Cuddy zacznie pracować w twoim zespole.
House uśmiechnął się pod nosem. Zmanipulować go było łatwiej, niż przypuszczał.

*
Chase, Cameron i Foreman siedzieli wokół stolika w kawiarni.
– Kto będzie mówił? – zainteresowała się Cameron.
– Ty. Ciebie może posłuchać.
Uniosła brwi w geście powątpiewania.
– Też straciłaś bliską osobę – wyjaśnił Foreman.
– On musi wrócić. Tylko on był jej przyjacielem. Z nikim innym nie utrzymywała stosunków wybiegających poza zawodowe. No, nie licząc House’a. Ktoś musi jej pomóc – wyjaśniał Chase.
– A co jeśli nie zgodzi się wrócić? W końcu od śmierci Amber minęły dopiero dwa miesiące…
– I zostawi Cuddy na pastwę losu? – powątpiewał Foreman.
Cameron westchnęła, pokonana.
– Dobra, niech będzie. Ale nie miejcie do mnie pretensji, jeśli coś nie wyjdzie.
Wyjęła z kieszeni komórkę i wybrała numer.
– Halo? – odezwał się głos w słuchawce.
– Wilson? Muszę ci powiedzieć coś ważnego…


*Słyszeliście kiedyś o Teście Drzewa (inaczej Teście Kocha)? Charles Koch uważa, że postać, jaką przybiera na rysunku drzewo, nie jest przypadkowa. Jest ona odbiciem spostrzeżeń człowieka, jego wspomnień, osobowości.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Sro 17:17, 26 Sie 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Tyle rzeczy chciałam Ci napisać, że pewnie mój komentarz skończy się na jednym zdaniu, w dodatku: bardzo ogólnikowym;) Niemniej, musisz wiedzieć, że wyrobiłaś sobie niezłą markę na fikowym rynku, która nie jest niczym innym, jak wypracowaniem u czytelnika skojarzenia: scribo = dobry tekst. "Świat niewidzialny", póki co, broni się sam (czyli wszystko idzie po Twojej myśli), bo mamy nowatorski pomysł, który wniósł do tego działu swoisty powiew świeżości, niezły styl, absolutny brak schematyczności i błędów wszelakiej maści. Mam nadzieję, że nie "spłaszczysz" tego opowiadania i nie potraktujesz pobieżnie podjętych kwestii; nie skoncentrujesz się na myślach, pomijając jednocześnie emocje.

Życzę Ci wielu pomysłów i jeszcze więcej energii do rozkładnia molekuł;) Czy muszę dodawać, że czekam na dalszą część? ;P



PostWysłany: Sro 22:03, 26 Sie 2009
rocket queen
Pumbiasta Burleska



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57

Posty: 3122

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Podpisuje się obydwiema rekami pod tym co napisała Rocket.
czytajac ten tekst, czułam sie trochę jakbym oglądała archiwum x - mój ukochany serial. Wywołuje stan, w którym ciarki przechodzą po plecach i automatycznie rozglądasz się za włącznikiem światła, bo nie chcesz zostać sama w ciemności. Sprawiłaś że tekst ożył. Sprawiłaś że bałam sie jeszcze zanim wiedziałam, że chodzi o Cuddy. Świetne wyczucie rytmu - takiej melodyjności tekstu, która tworzy niesamowitą atmosferę przygnębienia, strachu i bólu. Pozwalasz nam to poczuć.

To co podobało mi sie najbardziej, to spostrzeżenia, które dajesz od siebie. Krótkie, celne i dające do myślenia. tak jak to:

Nieświadomość – cóż za piękne słowo. Opisuje najwspanialszy ze stanów umysłu. Wierzcie mi – czasami lepiej nie wiedzieć nic.


Jestes szalenie przekonywująca w tym co piszesz.

Watek z psychologiem jest mi bliski szczególnie -przypomniał mi Pumbe i dziwne rysunki które kazała mi rysować... :wink:

Pozdrawiam :*



_________________

PostWysłany: Czw 19:09, 27 Sie 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04578 sekund, Zapytań SQL: 15