Egoizm, czyli do czego prowadzi miłość.
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Hameron
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Egoizm, czyli do czego prowadzi miłość.



Sklasyfikowane przez: Wszechmocnego G.

Przenoszę tego fika na to forum, ze względu na brak możliwości wchodzenia na poprzednie... (drobne "szpszeczki";))
Niektóre niewiasty i liczni parobkowie pewnie je już czytali, ale co tam. Na pewno się nie zmarnuje. A i sorry że wszystko tak od razu, ale nie chce mi się tego znowu dzielić. Jak ktoś będzie chciał przeczytać wszystko, to proszę bardzo.

Za oknem było szaro i ciemno. Była 15.00, a do końca zmiany pozostała godzina. Minuty przewlekle się ciągnęły. House siedział za biurkiem pogrążony w myślach bawiąc się swoją kolorową piłką. Jego zespół siedział naprzeciwko niego przyglądając mu się uważnie. Cisza była wręcz namacalna. Nikt nie chciał jej przerywać, bo wiedzieli jak się to skończy. Na biurku leżały akta jednej z pacjentek. Z niewiadomych przyczyn dostała napadu drgawkowego i zapadła w śpiączkę. Do szpitala przyjechała z powodu przeziębienia, Na tablicy przeniesionej z pokoju obok były wypisane objawy. Ból głowy, gardła i mięśni. Wykluczono sprawy neurologiczne. Z ciałem pacjentki wszystko było w porządku a jednak jest w śpiączce. ..

15.30. Nagle ciszę przerwał House:
- A może to uczulenie? Któryś z alergenów może powodować ataki anafilaktyczne.
- Ale nie śpiączkę.- powiedział Chase który stał już przy drzwiach.
- Przenieśmy ją do izolatki i podawajmy alergeny pojedynczo. W końcu odkryjemy sprawcę.
Chase, Cameron, i Forman wyszli z pokoju zostawiając House sam na sam w ciemności. Zegarek wskazywał 15.40. Miał jeszcze 20min. pracy. Wziął z powrotem swoją piłeczkę. Odwrócił się. Za oknem zapadała coraz głębsza ciemność. Padało. Deszcz strumieniami uderzał o szybę kreśląc na niej wzorki, a sekundy zamieniały się w minuty, minuty w godziny...

House był zmęczony. Siedząc w fotelu zamknął oczy. Piłka bezgłośnie upadła na ziemie. Myśli szybko przepływały mu przez głowę. Co dalej z jego pacjentką? Czy „terapia” zadziała? Czy to na pewno właściwe rozwiązanie? Zapadł w sen...
Tym razem czas mijał szybciej... zbyt szybko.
Drzwi od pokoju otworzyły się. Do pokoju weszła Cameron.Myślała że jest w pokoju sama. Była bardzo zmęczona. Pomagała w klinice, potem załatwiała papierkową robotę. Chciała chwilę odpocząć. Nie zapalając światła przeszła przez pokój. Rzuciła dokumenty na biurko czym obudziła House’a.
- Która jest godzina? Ile spałem?- rzucił House.
Cameron cofnęła się od biurka.
- To ty House? Co ty tutaj robisz?
- Raczej nie zajmuję się pacjentami. 19.40?! No nie! Przegapiłem dobranockę!
- Słucham?
- Słuchaj dalej. Muszę lecieć... A co z pacjentką? Wybudziła się już?
- Jeszcze nie, ale jej stan się poprawia. Nerki i płuca pracują normalnie.
- Świetnie. Masz jeszcze jakieś wiadomości które chcesz mi przekazać zanim sobie pójdę?
Cameron spojrzała House’owi głęboko w oczy. Myślała tylko o tym by go pocałować. Chciała go namiętnie pocałować i zapomnieć o całym świecie. Jej oczy wciąż były wpatrzone w niego.
- Jeżeli chcesz mnie wygonić z pokoju wystarczyło powiedzieć.
- Ja... nie...chciałam... chciałam Ci tylko życzyć miłego wieczoru...
Nie odważyła się nic zrobić. Onieśmielał ją. Przy nim opuszczała gardę a on miał nad nią pełną kontrolę. Tylko przy nim czuła się słaba, a on wydawał się to wyczuwać. A jednak nie dopuszczał jej do siebie.
- Dzięki... chyba. Do zobaczenia jutro.- I wyszedł.


Nastał nowy dzień. Słońce mocno przygrzewało. Wszyscy byli radośni i wypoczęci.
Zespół House już czekał w szpitalu na jego przyjście. Ich pacjentka właśnie wychodziła. Czuła się świetnie i nie było powodu jej dłużej trzymać. Ostatnią osobą z jaką się pożegnała był House. Minęli się w drzwiach. On tylko kiwnął głową na pożegnanie.
- Mamy nowego pacjenta! - powiedział na wejściu.- 16 letnia dziewczyna. Silna niewydolność serca...
- Niedomykalność zastawki- zaczął Chase
- ...najlepsze jest to, że zastawki się domykają, a dziewczyna nie jest poddawana silnemu stresowi.- dokończył House
- W takim razie to problem neurologiczny- skwitował Foreman.- zaraz zamówię tomograf i rezonans głowy.
Chase i Foreman wyszli z pokoju pozostawiając w nim tylko House i Cameron.
- Chcesz coś ode mnie? Czy tak chcesz pogadać?
Tym razem była pewna że tego chce. Spojrzała mu w oczy. House był nieco zdezorientowany, ale odwzajemnił spojrzenie w swój stylowy House’owy sposób.
Chciał ją rozbawić, ale ona nie tego chciała. Podchodziła do niego powoli. Jej oddech był coraz bardziej płytki... coraz szybciej łapała powietrze... stała krok od niego. Domyślał się już że nie chciała z nim tylko porozmawiać. Wiedział już co zrobi. Teraz zrozumiał co chciała zrobić wczoraj. Spojrzał na nią. Widział w jej oczach że go pragnie. Ich twarze były od siebie w odległości paru centymetrów... Zamknęła oczy. Wiedział że teraz nie ma odwrotu. Wiedział że jedyna rzecz jaka może jego uratować to pacjent... paiger nie pikał. Nieuniknione zbliżało się wielkimi krokami. Dał się ponieść chwili... zamknął oczy...i...
- House! Mogę Cię prosić na chwilę?
W drzwiach stała Cuddy. Nie była zachwycona z widoku jaki ujrzała.
- Tak...yyy... już...już idę...
Przeszedł obok Cameron, która teraz stała nie wiedząc co się stało. Odwróciła się. Spojrzała na odchodzącą sylwetkę House’a. Wiedziała tylko jedno... Nienawidziła Cuddy. Nienawidziła jej dlatego że weszła właśnie teraz... że im przeszkodziła. W głębi ducha wiedziała także, że to ona podoba się House’owi. Że to ją wybrał. W tym natłoku myśli, zebrała dokumenty i wyszła z pokoju.
Cameron nieco zawiedziona i zdenerwowana zaistniałą sytuacją, pewnym krokiem ruszyła w kierunku tomografu. Tak jak sądziła zastała tam Chase’a i Foremana. Mieli już wyniki.
- Szybko wam poszło! - rzuciła od niechcenia.
- Spójrz...
Wzięła niepewnie zdjęcie, chociaż po ich minach wiedziała że nie jest dobrze.
- Jezu... to jeden z największych tętniaków jakie widziałam... ona jest jak tykająca bomba z zapalnikiem...
- Musimy zawiadomić House’a.
Całą trójką udali się w stronę jego gabinetu. Był tam. Siedział w fotelu i bawił się swoją piłeczką jak to miał w zwyczaju.
- Pacjentka ma tętniaka w płacie czołowym. Może w każdej chwili umrzeć!
Cameron zaczęła dobitniej przedstawiać fakty widząc reakcje House’a.
- Tyle że to nie tętniak wywołał niewydolność serca. To rak.
- Rak? Gdyby to był rak miała by też inne objawy... chociażby kaszel!- zaczął Chase
- Wczesne stadium. Prawdopodobnie ukrył się gdzieś za sercem przez co jest nie do wychwycenia po przez badanie rezonansem. A że jest blisko serca wywołuję niewydolność. Trzeba przeprowadzić operację zwiadowczą...(widząc miny swojego zespołu) chyba że macie jakiś świetny sposób aby wychwycić raka którego nie można wychwycić!
- Zamówię salę...- dokończył zrezygnowany Chase
Po raz kolejny wyszli wszyscy oprócz Cam.
- O czym chciała z Tobą porozmawiać Cuddy?
- O tym jak to nieładnie jest kraść dzieciom cukierki i podrywać podwładnych.
- Masz do odrobienia dodatkowe godziny w przychodni?
- Dla mojego dobra nie powinniśmy się więcej spotykać.- mówiąc to zrobił jedną ze swoich min rozbawiając Allison.
- Jeżeli chodzi o to co się stało wcześniej to...- zaczęła ale House jej przerwał.
- Nie tłumacz się... działam tak na wszystkie kobiety...- uśmiechnął się szelmowsko.
Jego uśmiech przeganiający wszelkie troski. Po tych słowach znowu się coś w niej pękło. Bez żadnych podchodów podeszła do niego. Zanim zdążył cokolwiek zrobić lub powiedzieć pocałowała go. I nie był to jeden z tych zwykłych buziaczków na dzień dobry albo dowidzenia. Ten był pełen pasji i namiętności. Greg dał się porwać. Zanurzył rękę w jej włosach i przyciągnął do siebie. Było namiętnie i gorąco, a zarazem delikatnie i czule. Jego dłoń powędrowała na policzek. Kciukiem delikatnie pieścił jej skórę. Gładził jej łuk brwiowy, tak delikatnie jakby czar chwili miał zaraz prysnąć. Gdy zabrakło im tchu spojrzał w jej błyszczące oczy w których pojawiły się iskierki radości.
- Zdajesz sobie sprawę na co się porywasz?- szepnął
- Chyba dam radę.
Uśmiechnęła się i wtuliła w jego ramiona. Czuła się w nich taka słaba i krucha, ale bezpieczna. Wiedziała, że właśnie tego pragnęła. Tylko tego potrzebowała. Potrzebowała... jego.
Po tym co się właśnie stało, świat wydawał się... piękniejszy. Wszystko inne wokół przestało mieć znaczenie, bo liczyła się tylko ta chwila. Po raz ostatni spojrzeli sobie głęboko w oczy i namiętnie pocałowali. Każde z nich musiało wrócić do swoich obowiązków. House do przychodni w której zamiast zajmować się pacjentami grałby na GameBoy’u, a Allison... cóż... Allison miała chwilę wolnego, gdyż pacjentka miała właśnie operację. Usiadła więc w gabinecie Grega* i wciąż na nowo przypominała sobie ten cudowny pocałunek. „Ahhh.... szkoda że to nie mogło trwać wiecznie” pomyślała.
W tym momencie do gabinetu wpadli Chase i Foreman.
- House miał rację. To był rak. Na szczęście łagodny, bez przerzutów. Oplatał serce przez co nie można było go zobaczyć w rezonansie. Stan pacjentki jest stabilny jednak niewiadomo na jak długo. Do usunięcia pozostał jeszcze tętniak to, którego dostęp jak się okazuje będzie utrudniony.
- To świetna wiadomość! Przynajmniej ta pierwsza... obserwujcie jej stan, a ja powiadomię House’a.
Cam wyszła pozostawiając osłupiałych jej entuzjazmem kolegów. Nic nie mogło popsuć jej świetnego nastroju. Po drodze spotkała Wilsona.
- Oh, hey Wilson! Co u Ciebie?
- Cam...ty... promieniejesz!
- Mam dzisiaj świetny humor i nic nie da rady go zmienić. Może skoczymy później na kawę? Pogadamy... wieki się nie widzieliśmy!
- Jestem ostatnio strasznie zalatany, mnóstwo pacjentów, papierkowa robota... sama rozumiesz.
- Nie ma sprawy! Może innym razem.
I z uśmiechem na twarzy ruszyła w stronę przychodni.
Weszła do przychodni. Nie zauważyła go od razu. Czytał jedną z kart pacjentów. Nie była to zbyt ciekawa ani długa lektura. Zapisał w niej coś i odrzucił na niewielki stosik obok siebie. Widziała jego skupioną minę. Wodził tylko wzrokiem po karcie i zapisywał w niej leki. Chciała podejść i go pocałować przy wszystkich. Chociaż na moment znowu poczuć się jak wtedy. Ale wiedziała że nie byłoby to najrozsądniejsze. Wybrała bardziej delikatną i dyskretną metodę okazania swojego uczucia. Podchodząc do Grega niby przypadkiem położyła rękę na jego plecach i zjechała nią do tylnej kieszeni. Pochyliła się nad nim tak, że znajdowała się centymetry od jego twarzy i niewinnym tonem powiedziała:
- Pacjentka miała raka oplatającego serce. Usunęli go w całości. Nie ma przerzutów. Na razie będzie żyć, ale trzeba jeszcze usunąć tego tętniaka z jej mózgu.
House był nieco zaskoczony, że odważyła się wsadzić rękę do jego kieszeni gdy wokół byli ludzie i ktoś mógł ich zauważyć. Ale jak to na niego przystało nie okazał tego.
- Jeżeli szukasz portfela to go tam nie znajdziesz. Wkładam go zawsze do przedniej kieszeni. A teraz zabierz łaskawie rękę póki nie ma tu Cuddy.
- Martwisz się o mnie?
- Nie chcę dostać kolejnych godzin w przychodni.
Uśmiechnęła się. Zawsze potrafił ją rozbawić. Wyciągnęła rękę z kieszeni i szepnęła mu do ucha.
- Ciesz się że nie zrobiłam tego na co miałam ochotę...
Spojrzał na nią. Miał pewność że to nie był jeden przypadkowy pocałunek, ale gorące uczucie jakim ona go darzy. Ktoś go kochał, a on nie wiedział czy potrafi obdarzyć ją tym samym. Uśmiechnęła się do niego. Widział te iskierki w oczach. Jej piękny uśmiech. Słońce które wpadało w jej włosy rozświetlając ją. A on nie był pewien.
- Do zobaczenia. – szepnęła pełna radości i odeszła w stronę drzwi.
Gregory dosyć szybko skończył pracę w przychodni. Chciał jeszcze zajrzeć do swojej pacjentki i sprawdzić czy dobrze się czuje. Od Chase’a, którego spotkał pod salą dowiedział się że wszystko jest w porządku. Wszystko szło po jego myśli. Życie zaczęło nabierać innego koloru. Nie było już szare, usłane chorobami i Vicodinem, lecz bardziej radosne.
Szedł przez szpital pewnym (jak na jego możliwości) krokiem nie martwiąc się o nic. Chciał tylko wyjść ze szpitala, ale wcześniej chciał porozmawiać z Cameron. Była tam gdzie spodziewał się ją spotkać. Rozmawiała z Wilsonem obok jego gabinetu. Śmiali się oboje. Rozmawiali na temat pracy i życia osobistego. Wiedział, że są przyjaciółmi i lubią rozmawiać. Ale czuł się trochę… zazdrosny? Spoglądał teraz na swojego przyjaciela, który rozmawiał z właściwie jedyną osobą pragnącą jego. House’a. „ To przecież nie logiczne! Jestem... achhh… zazdrosny… o osobę. do której sam nie wiem co czuję?”
- Hey, gołąbeczki! Nie gruchajcie tak głośno, bo sobie coś pomyśle! – skierował te słowa głównie do Allison. Chciał zobaczyć jej reakcje.
- House. My tylko rozmawialiśmy... jak koledzy z pracy i jak przyjaciele. Gdybyś był tak łaskaw i nie...
- Tak, tak Wilson! Wszyscy zrozumieliśmy. Tyle że mam pilną sprawę i muszę porwać Twoją znużoną słuchaczkę.
Chwycił Cameron za rękę i szybkim krokiem, pokuśtykał z nią w stronę windy.
Była bardziej zaciekawiona niż zdziwiona całą tą sytuacją.
- House co Ty… - zaczęła, ale nie zdążyła bo w tej chwili pojawiła się Cuddy*.
- House!!! Znowu zaczynasz?! Skończyłeś już pobyt w przychodni? Wypełniłeś....
- Mamo!!! Nie przerywaj nam! Świetnie się bawimy. Prawda? – przerwał Cuddy w pół zdania i spojrzał na Cameron która uwielbiała gdy się z kimś droczy.
- Przefantastycznie! – powiedziała rozentuzjazmowana Cam i pokiwała ochoczo głową.
- Widzisz?! Daj nam chwilkę… później pozbieram klocki i posprzątam!
Cuddy była mocno zdezorientowana tą sytuacją, ale rozbawiło ją to.
- Dobrze House… Masz dziesięć minut, ale później wracasz posprzątać! – uśmiechnęła się i odeszła. Razem weszli do windy. Drzwi się zamknęły.
- Allison... muszę Ci coś powiedzieć… - nie chciał patrzeć jej prosto w oczy, bo wiedział że wtedy nie da rady…
- Greg nie… wiem co chcesz powiedzieć i lepiej tego nie mów… wiem że nie jesteś gotów i ja to rozumiem, ale pamiętaj tylko że zawsze będę przy Tobie… nie zależnie od tego gdzie i kiedy… Kocham Cię… chyba zawsze kochałam i wiem, że nie jesteś gotów powiedzieć mi tego samego. Nie wiem czy kiedykolwiek doczekam takiego momentu, że będziesz… ale gdy tylko to nastąpi ja będę wiedziała o tym pierwsza… - uśmiechnęła się.
W jej oczach pojawiły się łzy, ale spojrzała mu prosto w oczy. On też wiedział że musi.
Nawet przez łzy widać było iskierki w jej oczach. Uwielbiał je. Zanurzył rękę w jej włosach. Kciukami wodził po jej łukach brwiowych. Delikatnie pieścił jej skórę. Tylko w ten sposób potrafił wyrazić że nie jest mu obojętna i Ona chyba to wyczuła…
- Kocham Cię... – wyszeptała.
Pocałował ją. Czule… namiętnie… Delikatnie przeczesywał jej włosy. Wtuliła się w niego. Chwilę tak stali pod ścianą windy. Paiger Grega zaczął pikać. Drzwi od windy rozsunęły się.
- Mamusia wzywa…- powiedział.
- Leć… w końcu nie chcesz chyba jej podpaść? – uśmiechnęła się. Jej oczy błyszczały blaskiem odbijającego się światła. Uśmiechnął się.
- Już idę mamo!!! – krzyknął i odszedł w stronę Cuddy stojącej na końcu korytarza.

Stał przed drzwiami od pokoju swojej kolejnej pacjentki. Umierała. Wziął ten przypadek, bo nie miała żadnych objawów. Nagle popadła w niewydolność wątroby i nerek. Płuca też już jej wysiadały. To był jeden z tych pacjentów, którym nie można już pomóc, a jedyne co można zrobić to zapewnić maksymalny komfort przed śmiercią. Była taka młoda. Zaledwie 15 lat, a miała umrzeć z niewyjaśnionych przyczyn. „Życie nie jest usłane różami...” pomyślał. Otworzył drzwi. Nie miał pojęcia jak pacjentka przyjmie wiadomość o tym, że umiera, a on nie wie dlaczego. I pewnie już się nie dowie.
- Zostało Ci 48h życia. Nie wiemy dlaczego zachorowałaś. Nie wiemy dlaczego umierasz.
- Nie dacie rady mnie wyleczyć? Nic nie możecie zrobić?
Achhh... odwieczne pytanie umierającego... Czy nic nie możecie już zrobić? Zawsze nie miał z nim problemu. Może dlatego, że rzadko zadawano mu to pytanie? A może dlatego, że na końcu zawsze znajdował odpowiedź. Teraz tak nie jest.
- Nic nie możemy zrobić. Twoje nerki i wątroba wysiadły. Następne będą płuca. Ostatnią rzeczą jaką możemy zrobić to zapewnić Ci komfort… zanim umrzesz.
Dawał radę jakoś z nią rozmawiać, gdy nie było w pokoju rodziców. Nie potrafił im powiedzieć, że ich córeczka przeżyła piętnaście cudownych lat, a teraz pora (musi umrzeć) umierać, bo nie wie co jej jest. Śmierć nie była dla niego niczym nowym, ale zawsze znał przyczynę.
- Rozmawiał Pan już z moimi rodzicami?
- Jeszcze… jeszcze nie.- zdziwił się nieco tym pytaniem.
- Chciałabym sama im o tym powiedzieć… dobrze?
- Zgoda.
15-letnia umierająca dziewczyna sama chce powiedzieć swoim rodzicom, o tym, że umiera? To jest co najmniej dziwne... Koło niego stanęła Cameron. Widziała go już przygnębionego, ale nie do tego stopnia. Ale przygnębienie zamieniło się w zaciekawienie. Widziała to w jego oczach.
- Powiedziałeś jej, że o umiera? – zapytała niepewnie.
- Tak.
- Co ona na to? – próbowała dowiedzieć się czegoś więcej.
- Przyjęła to ze spokojem. Była nad wyraz dzielna. Sama chciała powiedzieć o tym swoim rodzicom…
- Taaakk... to naprawdę dziwne, że młoda dziewczyna, która kocha swoich rodziców, chce im powiedzieć póki jeszcze może że umiera.- dokończyła sarkastycznie, będąc pewną że przygasiła już jego ciekawość.
- Rzeczywiście dziwne. – krótko skomentował jej wypowiedź i ruszył chwiejnym krokiem przez korytarz.
Cam była nieco oszołomiona tym co właśnie się stało. Ale nie była w stanie biec za nim, albo chociaż domyślać o co mu chodziło. Była bardzo zmęczona. Podwójna zmiana dała jej w kość. „Ryzyko zawodowe” pomyślała.
House resztę dnia zachowywał się podejrzanie. Co chwila gdzieś chodził. Nie miał nawet czasu z nią porozmawiać. W końcu wpadł do pokoju.
- Ona ma guza!
- Ale jak to guza? Nerki i wątroba nie wysiadły przez guza! – oburzył się Foreman.
- Guz znajduję się w ciele migdałowatym. Zaburza jej stany emocjonalne. Dlatego pogodziła się tak szybko ze śmiercią.
- A nie pomyślałeś może, że jest po prostu odważna i że nie... – Cameron nie zdążyła skończyć zdania bo wtrącił się House.
- Tomografia głowy w poszukiwaniu.... guza! – zaakcentował ostatnie słowo i teatralnym gestem wyprosił Chase’a i Foremana.
- A cóż żeś Ty chciała ode mnie dzieweczko? Czyżbym nie dał Ci odpowiedniego zadania? – powiedział z pełnym brytyjskim akcentem.
- Oj przestań! – uśmiechnęła się.
Była bardzo zmęczona, ale Greg potrafił zawsze ją rozbawić. Teraz chciała by był przy niej. Nie chciała aby wyznawał jej uczucia. Chciała po prostu jego obecności.
- Stęskniłam się za Tobą… wieki nie gadaliśmy! – zaczęła z wyrzutem, wtulając się w niego.
- Powinniśmy to nadrobić. Zapraszam Cię na romantyczną kolację! Dzisiaj. Godzina 19.30. Pasuję?
Była bardzo zaskoczona. To była jedna z tych chwil które trzeba zapamiętać. Greg oferujący JEJ ROMANTYCZNĄ KOLACJĘ i to nie pod wpływem alkoholu. A do tego wszystkiego był zadowolony i uśmiechnięty od ucha do ucha ze swojego pomysłu.
- Przyjedź po mnie. Tylko punktualnie, bo odwołam wszystko co mówiłam w windzie!
Oboje się uśmiechnęli. Tym razem to ona dostrzegła iskierki w jego oczach. Był... szczęśliwy. Dawno go takim nie widziała. Pocałowała go czule.
- A więc jesteśmy umówieni. A teraz muszę z przykrością Cię opuścić luba ma gdyż wzywają mnie obowiązki.
- Dosiądź swej laski i pędź walczyć z chorobami. – roześmiała się mówiąc te słowa.
Ostatni pocałunek na dowidzenia i House zniknął za drzwiami.
„Randka z House’m... kto by pomyślał”. Uśmiechnęła się myśląc o tym.
- W co ja się ubiorę?!
Była 19.00. Allison miała na sobię czerwoną, aksamitną sukienkę i srebrną biżuterię*. Robiła ostatnie poprawki i oczekiwała na przyjazd House’a. Minuty powolnie mijały w (wlokąc się w nieskończoność. Co jakiś czas zerkała na zegarek by sprawdzić, ile jeszcze zostało jej czasu ale za każdym razem wskazówka stała dokładnie w tym samym miejscu co przez sekundą.) oczekiwaniach. Była bardzo zdenerwowana. „W końcu to randka. I to z Housem.” Nie potrafiła się opanować.
- Cholera… nie mogę się spóźnić. – mruczał House pod nosem.
Stał na światłach w sporym korku. Zostało mu tylko 10 minut, a wyglądało na to że będzie tu stać co najmniej 40.
- Chrzanić to! – mruknął wrzucając wsteczny.
Ludzie w samochodach za nim zaczęli trąbić.
- Czego trąbicie! Nie widzicie, że próbuję stąd wyjechać?!
I rzeczywiście. Wyjechał prosto na chodnik, gdzie mało nie zabijając psa ruszył z piskiem opon.
- Teraz to już z górki. – uśmiechnął się do siebie.
Zostały mu 3 minuty, a dom Cameron był już widoczny. Zwolnił, żeby nie dać poznać po sobie że się spieszy. Zatrzymał się tuż przed jej domem. Pomyślał: „Mam jeszcze 3 minuty. Po co mam się spieszyć. Niech sobie pomyśli, że mi na niej aż tak bardzo nie zależy ”. Siedział tak póki nie zostały mu sekundy. Dopiero wtedy podjechał pod drzwi.
- No pięknie... wiedziałam że tak będzie...
Wzięła telefon do ręki. Miała zadzwonić i odwołać kolację jak tylko wybije godzina spotkania 19.30, a jego nie będzie. Zaczęła odliczać sekundy…
- 5…4…3…2…1…
Usłyszała pukanie. Nieco zdziwiona podeszła do drzwi
Drzwi się otworzyły a w nich stał on. Uśmiechał się do niej. Miał na sobie smoking i czerwony krawat świetnie pasujący do jej sukienki.
- Tada! – krzyknął radośnie
Widać że była pod wrażeniem.
- Zdziwiona? Zawsze byłem punktualny… chociaż nie zawsze o właściwym czasie…
Pocałował ją.
- Ślicznie wyglądasz. Ale wiesz może już chodźmy, bo rezerwacja nie będzie na nas czekać.
Otworzył jej drzwi od sportowego samochodu. Spojrzała na niego z podziwem. Wsiadła i ruszyli na romantyczną kolację.
Po paru minutach przejażdżki dojechali na miejsce. Greg wysiadł pierwszy aby otworzyć drzwi Allison.
- I jak? Robi wrażenie, nie? Tak myślałem. – cieszył się jak dziecko widząc jej zaskoczenie.
- Jest piękna… - ze zdumienia aż zaniemówiła.
Stali teraz przed restauracją Acacia w Lawrenceville. 15 minut drogi z Princeton.
- Z ocenami wstrzymaj się póki nie wejdziemy do środka. – powiedział zadowolony z siebie. Jak na gentlemena przystało otworzył jej drzwi i podeszli pbpje do recepcji. Cam wciąż była pod wrażeniem.
- Rezerwacja na nazwisko House.
- Ach, tak. Państwa stolik już czeka.
Recepcjonista wskazał im stolik w samym końcu pomieszczenia tuż przy oknie. Paliły się świece, a szampan chłodził w lodzie. Kameralna atmosfera tego miejsca była wprost stworzona na pierwszą randkę. Było cicho i romantycznie.
- Ja to umiem zaplanować randkę, co?
- Fakt… spisałeś się na medal.
W jej oczach widział iskierki radości. Wiedział że trafił jeżeli chodzi o dobór miejsca.
- Witam. Proszę, o to karty dań. A to karta win. Czy polać państwu szampana?
- Skoro tu stoi to po co ma się marnować?
Kelner skinął głową i zaczął nalewać szampana do kieliszków.
- Czy życzą sobie państwo coś jeszcze?
- Nie, dziękuje.

Widać było, że House wszystko zapiął na ostatni guzik. Restauracja, szampan, nawet róże które stały na stoliku.
Wieczór minął bardzo szybko. Rozmawiali, śmiali się, pili. Rozmawiali głównie o pracy i o ich związku. Randka była idealna. O 21.00 wyszli z restauracji. Wychodząc zauważyli nadchodzącego Wilsona. Był ubrany w smoking, bardzo podobny do smokingu House’a.
- I co teraz? Nie może nas zobaczyć razem! Jeszcze nie teraz! – wyszeptała Cameron.
- Ty odwrócisz jego uwagę, a ja prześlizgnę się do samochodu. – wyszeptał w takiej samej konspiracji Greg.
- Dlaczego ja?!
-Gdyby zobaczył mnie samego w takim miejscu na pewno zacząłby coś podejrzewać.
- A jak zobaczy mnie to nie zacznie snuć podejrzeń?
- Ty jesteś ładna! Ładnym kobietą wszystko wolno. Nawet chodzić samemu do restauracji!
- Dobrze już dobrze!
- Na mój znak zaczynasz…3…2…1… teraz!
House odskoczył pod ścianę a Allison podbiegła do Wilsona.
- Wilson! Jak miło Cię widzieć! Co Ty tutaj robisz?
- O to samo chciałem zapytać Ciebie.
Greg przesuwał się powoli pod ścianą zbliżając się do samochodu.
- Szlag! – zaklął pod nosem. – Zostawiłem laskę! Teraz nie będę po nią wracał…
Cam wciąż starała się odwrócić uwagę Wilsona.
- Umówiłam się tutaj z facetem, ale nie przyszedł…
- Tak mi przykro Cameron… mogę Ci jakoś poprawić nastrój?
- Nie trzeba… on i tak był palantem. – gdy to powiedziała Wilson uśmiechnął się. – Wrócę do domu i wezmę dłuuuugą kąpiel i od razu poczuję się lepiej.
Gregoriemu wreszcie udało się dokuśtykać do samochodu. Otworzył drzwi i dał znać Alli żeby kończyła.
- W takim razie nie zatrzymuję Cię. – rzekł Wilson – Gdybyś chciała jeszcze pogadać to dzwoń kiedy tylko masz ochotę.
- Dzięki. – uśmiechnęła się. – Miłego wieczoru i do zobaczenia jutro.
- Na pewno. – odwzajemnił uśmiech i ruszył w kierunku drzwi.
Gdy tylko Cameron odetchnęła Wilson odwrócił się do niej.
- Czyja to laska? Wygląda jak House’a…
- Wiele ludzi ma taką laskę… na pewno ktoś – mocniej zaakcentowała to słowo – ją tu zostawił. Poza tym co Gre... House by tu robił.
- Chyba… masz… rację… Ale dla pewności zabiorę ją ze sobą… – i odszedł.
- Ty idioto! Zostawiłeś laskę?!
- Przypomniałem sobie o niej dopiero gdy byłem koło samochodu!
- Cudem udało mi się Ciebie wybronić… chyba się nie zorientował…
- Ale i tak wieczór możemy zaliczyć do udanych?
- Tak... kolacja była wyśmienita. Skąd wytrzasnąłeś tą restaurację?
- Achhh... nie ważne.- uśmiechnął się szelmowsko - Grunt że Ci się podobało.
Zatrzymali się koło jej domu. Po raz kolejny tego wieczoru jak przystało na House’a otworzył Cameron drzwi. Odprowadził ją pod drzwi.
- Allison chciałem Ci...
- Nic już nie mów. – uciszyła go.
Wiedział dlaczego. Zanurzył rękę w jej lśniących włosach. Przyciągnął ją do siebie. Chciała żeby ją pocałował. Widział to w jej oczach. Gładził jej łuk brwiowy i przeciągał tą chwile żeby jak najdłużej się z nią droczyć. Spojrzała mu prosto w oczy. Iskierki mówiły mu teraz wszystko co czuje. Pocałował ją. Gorąca fala podniecenia przeszyła Cam. Całowali się namiętnie zupełnie zapominając o otaczającym ich świecie. Nie chciała nic innego. Tylko jego. Gdy tylko zabrakło im tchu powiedziała:
- Dziękuje za wspaniały wieczór. A teraz Twoja nagroda.
Otworzyła drzwi i wciągnęła go do środka...

Nowy początek...

Mijały kolejne dni. Życie przeplatało się na zmianę z pracą. House miał swoich pacjentów, a Cameron jak zwykle odrabiała za niego godziny w przychodni. Pomimo nawału pracy znajdowali jednak czasem i chwilę dla siebie. Starali się nie obnosić z ich związkiem, ale nie zawsze uchodziło to ciekawskim oczom Cuddy. Raz przyłapała ich na całowaniu się w biurze:
- House! Mogę wiedzieć co Ty wyprawiasz?! – podeszła do nich oburzona.
House puścił Cam.
- Cholera... – mruknął do siebie - A mówiłem żeby uważać...
Cuddy nadal oszołomiona całym tym widowiskiem, stała w drzwiach z otwartą buzią.
- Lisa to nie to co myślisz... – zaczęła Allison - On wcale mnie nie wykorzystywał... ani nic w tym stylu... my po prostu...
Uciszył ją przykładając palec do jej ust.
-A niech myśli co chce. – uśmiechnął się łobuzersko- I tak nigdy nie słucha... A teraz czy byłabyś tak łaskawa i opuściła mój gabinet? – zaakcentował słowo mój- A następnym razem mogłabyś pukać.
Wciąż zdezorietnowana opuściła gabinet z nieukrywaną złością.
Tak właśnie mijało im życie. Wpadli w rutyne. Dni spędzali w pracy główkując nad nowymi przypadkami, a noce na rozmowach o niczym. Wiedli by pewnie to piękne życie jeszcze przez długo gdyby nie jedna niespodziewana wizyta.
-Wiesz kto mnie dzisiaj odwiedził? – zapytała go Cam podczas lunchu – Szef kliniki w Melbern. Zaoferował mi pracę... dwa razy wyższe zarobki...
Spojrzał na nią. Wykrzywił usta w uśmiechu bardziej przypominającym grymas.
- Jeżeli ją chcesz, to nie musisz się mnie pytać o zgodę... po prostu bierz. I tak będziemy się nadal spotykać – popatrzył jej w oczy – Chyba, że... że przeprowadzasz się tam na stałe...- opuścił wzrok. Nie chciał pokazywać jak bardzo go to rani. Wolał pokazać że mu to nie przeszkadza. Nie udało mu się jednak jej nabrać. Wiedząc co teraz sobie myśli pospiesznie dodał.
- To na prawdę nic wielkiego... ale nie musisz chyba dawać odpowiedzi już teraz prawda?- znów podniósł wzrok. Z jego gardła wyrwało się krótkie oh.
- Greg... – wzięła go za rękę – To tylko propozycja... porozmawiamy o tym póżniej dobrze? W domu.
Pocałowała go nie zważając na gapiących się ludzi.
- Jeżeli nie chcesz żebym wyjeżdżała to tego nie zrobię. Nie opuszczę Cię. Rozumiesz?
Spojrzała na niego pytająco mając nadzieje że nie będzie musiała nic więcej mówić. Zrozumiał.
Porzucili nieprzyjemne tematy i rozmawiali głównie o pracy i o ich wspólnym życiu. Cameron wspominała o tym jakie to wspaniałe, że wreszcie są razem, House teatralnie wywracał oczami... śmiali się, obgadywali Wilsona, a właściwie tylko House, bo Allison wolała objeżdżać Cuddy za to, że włazi z buciorami w ich życie. Siedzieli tak dopóki nie zadzwonił paiger. Zapdnięte płuco podczas testu wysiłkowego u jego nowego pacjenta.
- Jakby nie mogli go ustabilizować i nie dać mi spokoju...
Westchnął i ruszył do gabinetu.
- Heey krasnoludki!
Krzyknął gdy tylko znalazł się w środku. Foreman opierał się o ścianę koło ekspresu, a Chase jak zwykle na krześle z nogami założonymi na blacie. House uderzył go celnie w piszczel laską.
-Usiądź przyzwoicie, albo Ci je połamię!- spojrzał na niego groźnie, po czym się uśmiechnął.- To po co mnie wezwaliście? Skoro tu siedzicie to z pacjentem wszystko w porządku, prawda?
Spojrzał na nich. Nie byli zbytnio przybici więc podejrzewał że pacjent ma się dobrze.
- Jego stan jest stabilny. Płuco zapadło się podczas testu wysiłkowego na bieżni. Drogi oddechowe były drożne, a jednak nie oddychał. Wciąż nie wiemy czemu tak się stało...
Nie słuchał go już. Swój wzrok utkwił w jednym punkcie. Po jego głowie przeleciał tuzin szalonych pomysłów. Wyłowił z nich jeden.
- Ty idioto! To torbiele w jej płucach. Podczas testu torbiel pękła i płuco się zapadło...
Wyszedł szybkim krokiem z gabinetu, a zespół za nim.
- Zróbcie biopsje torbieli. Prawie na pewno jest to zwłóknienie płuc.
Odwrócił się do nich. Co do Foremana zawsze miał mieszane uczucia, ale że Chase na to nie wpadł. Wciąż był nie tyle w szoku co w dezorientacji. Co to za drużyna?! Pewnie Allison by na to wpadła gdyby nie fakt, że była zbyt zajęta niańczeniem swojego chłopaka. Skarcił się za to w duchu. „Nigdy więcej nie będę odłączał nikogo z zespołu. Jeżeli mam do kogoś prywatną sprawę to załatwiam ją po pracy” pomyślał.
-Do roboty.
Odwrócił się i ruszył pogadać z Wilsonem.



- Po każdym z nich spodziewałem się czegoś innego... po Foremanie że postawi na jakąś chorobę nerwu obwodowego... All postawiłaby pewnie na autoagresje wywołującą zamknięcie dróg oddechowych... oczywiście gdybym nie zajmował jej czasu...
Siedział, a właściwie leżał na kanapie u swojego jedynego przyjaciela Wilsona. Tak naprawdę tylko on chyba chciał go słuchać... była jeszcze Cameron, ale ona zawsze podchodziła do wszystkiego tak emocjonalnie... zaczęła by mu współczuć, czy coś w tym stylu... wolał że to Wilson.
Jak zwykle wzrokiem był nieobecny wyrzucając z siebie to co mu leżało na sercu. James spojrzał na niego badawczo. Lustrował go wzrokiem. Z początku House nie wiedział o co mu chodzi. Spojrzał na niego pytająco. Przyłapał teraz sam siebie gdzie popełnił błąd. Szybko jednak to naprawił.
- Całowaliśmy się w moim gabinecie. Potem zacząłem ją rozbierać, ale przeszkodziła mi w tym Cuddy... chyba sama chciała to zrobić...- udał że zastanawia się czy faktycznie Cuddy miałaby na to ochotę.
Wywrócił teatralnie oczami. Odegrał swoją rolę idealnie. Tak jak za starych dobrych czasów ijak zwykle podziałało. Wilson rzucił mu ostatnie ciekawskie spojrzenie i wrócił do przerwanego tematu.
- To są tylko ludzie House. Wbrew wszelkim plotkom i faktom Ty też nim jesteś. Nie zaprzeczysz ewolucji...
Teraz to Greg spojrzał na niego zdziwiony.
- Myślałem, że wierzysz w boga...- zaakcentował to słowo wyraźnie się z niego nabijając – i w jego niesamowitą wszechmoc...- podniósł jedną brew. Wilson nieco zmieszany jego spostrzeżeniem wrócił do wypełniania kart pacjentów.
- Bo tak jest... co nie zmienia faktu, że teoria o ewolucji także wydaje się przekonująca...- powiedział nie odrywając wzroku od papierów.
Po głowie House’a przepływały chaotyczne myśli. „Dlaczego myślałem, że to Chase wpadnie na genialny pomysł? Dlaczego wciąż wierze, że to on pociągnie ten oddział, gdy mnie nie będzie? Przecież Cameron nadawałaby się do tego równie dobrze...”- wolał nie przyzwyczajać się do jej imienia by uniknąć przyszłych wpadek - „Ach.. no tak. Jej propozycja nie do odrzucenia...”. Wziął głęboki oddech na pozór cichy jednak przykuwający wzrok przyjaciela.
- Na miłość boską! Czy Ty masz w ogóle jakąś pracę do wykonania? Bo nie powiesz mi chyba, że Twoim zadaniem jest przyglądanie się jak oddycham!
Onkolog uśmiechnął się do siebie. House’owi wyraźnie się to nie spodobało. Często się uśmiechał, ale mogło to oznaczać, że coś wyłapał.
„Nie będę się teraz zastanawiać, co on takiego zauważył... kij z tym.”
- Czas wrócić do LECZENIA ludzi, a nie ich pocieszania, jak co niektórzy w tym pokoju.- spojrzał na niego wymownie. Podniósł się i ruszył do drzwi. Wilson natychmiast oderwał się od papierów.
- Nie poprosisz mnie o receptę na Vicodin? Robisz to codziennie, nawet, jeżeli masz jeszcze fiolkę. Tak na wszelki wypadek...
Teraz wiedział już, że się nie wymiga. Opuścił głowę i spojrzał na niego podpierając się całym ciężarem na lasce. Myślał nad jakimś wytłumaczeniem, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Onkolog bacznie mu się przyglądał.
„Cholerne pigułki... do grobu mnie wpędzą...”
- Nie boli mnie... przynajmniej nie aż tak bardzo...
Pokazał mu prawie pełną fiolkę Vicodinu. Wyglądała jak ta, którą niedawno mu przepisał. Jednak tamta już od dawna leży pusta w koszu. Teraz opioidy wypisywała mu Cameron. Jemu to bardziej pasuje. Zna go. Zna jego ból i zawsze jest przy nim. Więc czemu nie miałaby posłużyć za jego przenośną, niewyczerpywalną i zawsze dostępną receptę na środki przeciwbólowe? W jego mózgu znów zaczęło odradzać się stare uczucie. Egoizm. Nie doświadczył go odkąd zaczął spotykać się z Allison. Jak zawsze, gdy pojawiało się ono i jego dawne nawyki noga zaczynała boleć podwójnie dokuczliwie. Użył całej siły swojej woli by się nie skrzywić i nie złapać za nogę. Właściwie nie okłamywał przyjaciela. Noga nie bolała go tak bardzo jak kiedyś. Wszystko dzięki jednej niepozornej lekarce...
Tak jak poprzednio z zamyślenia wyrwał go siedzący naprzeciwko lekarz. Siedział z szeroko otwartymi oczami. Nie był w stanie uwierzyć, że ból zelżał od tak. Gregory doskonale to wiedział. Musiał mu się jakoś wyjaśnić z kolejnych kłamstw... „Chociaż... nie. Wcale nie musze się tłumaczyć... pobawię się z nim.” Do akcji wrócił stary House. Obrócił fiolkę między palcami. Zawartość kusząco brzęczała. Rzucił ją na biurko. Otworzył drzwi i ruszył korytarzem zostawiając osłupiałego James'a Wilson'a sam na sam z własnymi myślami... i podejrzeniami.



_________________
Przecudowna MAŁŻA (weeee!) sinaj ;*

Panks newer day! - Bo prawdziwy punk pie*doli wszystko. Nawet ortografie... I netykiete.

PostWysłany: Pią 16:01, 15 Sty 2010
Dr Gregory House
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 24 Mar 2009
Użytkownik zbanowany
Zakaz pisania
Pochwał: 3
Ostrzeżeń: 3

Posty: 1140

Miasto: Radom
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetny fik. Podoba mi się, że na początku stworzyłeś napięcie między Housem i Cam, przez co fajnie się go czytało. Dobrze opisujesz uczucia - zwięźle, ale obrazowo.
Ta niepewność Grega, dialogi...wszystko bardzo housowe (dobrze osadzone w realiach).


Dr Gregory House napisał:
- Czyja to laska? Wygląda jak House’a…
- Wiele ludzi ma taką laskę… na pewno ktoś – mocniej zaakcentowała to słowo – ją tu zostawił. Poza tym co Gre... House by tu robił.
- Chyba… masz… rację… Ale dla pewności zabiorę ją ze sobą… – i odszedł.


to jest mnie rozbroiło :hahaha:

można się spodziewać jakiejś kontynuacji?



_________________
Mój Kochany małż Greg :*

my soulmate Hambarr :*:* córeczka Nemezis :*
maagdaa&sinaj spółka zóo z.o.o

- In fact, I hate you. - I've never hated anyone more. - Every nerve ending in my body is electrified by hatred. - There is a fiery pit of hate burning inside me, ready to explode. - So it's settled then? - We're settled.

PostWysłany: Sob 0:56, 16 Sty 2010
sinaj
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 02 Maj 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 35
Ostrzeżeń: 1

Posty: 3975

Miasto: Legnica/Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pewnie, że tak ;) Już mam nawet pomysł w głowie i przez łikend powinienem ułożyć dłuższą część :D Ale uprzedzam... mam taki humor, że może być ostro. Pod każdym względem xD



_________________
Przecudowna MAŁŻA (weeee!) sinaj ;*

Panks newer day! - Bo prawdziwy punk pie*doli wszystko. Nawet ortografie... I netykiete.

PostWysłany: Sob 10:14, 16 Sty 2010
Dr Gregory House
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 24 Mar 2009
Użytkownik zbanowany
Zakaz pisania
Pochwał: 3
Ostrzeżeń: 3

Posty: 1140

Miasto: Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ostro..? tym lepiej :P
w takim razie czekam niecierpliwie



_________________
Mój Kochany małż Greg :*

my soulmate Hambarr :*:* córeczka Nemezis :*
maagdaa&sinaj spółka zóo z.o.o

- In fact, I hate you. - I've never hated anyone more. - Every nerve ending in my body is electrified by hatred. - There is a fiery pit of hate burning inside me, ready to explode. - So it's settled then? - We're settled.

PostWysłany: Sob 11:30, 16 Sty 2010
sinaj
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 02 Maj 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 35
Ostrzeżeń: 1

Posty: 3975

Miasto: Legnica/Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ja też lubię ostro, więc tym bardziej czekam na więcej :D



PostWysłany: Sob 14:02, 16 Sty 2010
natalia_1308
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 27 Lut 2009

Posty: 136

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Na razie tyle. Przez wieczór jeszcze coś napiszę.
Enjoy.

Ruszył przez szpitalne korytarze chwiejnym krokiem. Świat przybrał jakieś szare barwy. Musiał szybko znaleźć Cameron, bo Vicodin przestawał już działać, a swoją jedyną fiolkę zostawił u Wilsona. Rozglądał się na boki mając nadzieje, że akurat ją spotka. Niestety przechodząc do swojego gabinetu, a potem w dół do stołówki nadal nie było po niej śladu. Zrezygnowany i targany bólem wrócił do gabinetu. Usiadł za biurkiem zaciskając z całej siły pięści. Z hukiem przeszukiwał kolejne szafki swojej szafki. Na próżno. Wiedział, że każdą, nawet pojedynczą tabletkę oddał Cam, bo jak to stwierdziła "Chce mieć go pod kontrolą." Wściekły na siebie samego cisnął piłką przez pokój. Rozejrzał się po gabinecie. Tuż przed nim leżała mała karteczka z ładnym, schludnym, typowo kobiecym pismem. Spojrzał na nią. Rozpoznał pismo natychmiast i równie szybko podniósł ją przed siebie.
"Greg. Szukałam Cię. Dzwonili z kliniki w Melbern. Zaoferowali mi świetne warunki, zdecydowanie większa podwyżka i specjalizacje którą kocham. Bardzo mi przykro, że się nie pożegnaliśmy. Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak ciężko mi było podjąć tą decyzje bez Twojej wiedzy..."
W tym miejscu pismo było nie do rozczytania, kartka była mokra od łez. Wilgoć zamieniła zgrabne literki w niebieską smugę. Dalsza część tekstu brzmiała po prostu:
"Bardzo Cię kocham i obiecuje, że wrócę jak najszybciej. Niesłychanie mi przykro... Na zawsze Twoja. Allison."
Gregory House siedział jak wmurowany w fotel, raz po raz studiując tekst na kartce. Był nieruchomy. Nawet nie oddychał.. Jedynie jego oczy biegły szaleńczo od literki do literki, od wyrazu do wyrazu. Niespodziewany zawód ugodził go jak sztylet w plecy. Po smutku przyszła złość. Zerwał się z miejsca z nadzwyczajną sprawnością i pognał prosto przed siebie. Już wiedział kogo za to obwinić.

-Ty porąbana imitacjo lekarza!
Stał w gabinecie Cuddy wydzierając się na cały szpital. Dyrektorka siedziała osłupiała, patrząc na niego oczami jak spodki.
-Czy Ciebie już do reszty pogieło?! Odbierasz mi kolejno wszystkie rzeczy, które sprawiają mi radość, na tym padole bezgranicznej głupoty, którą nazywasz szpitalem!
Celował w nią końcem swojej laski wrzeszcząc o dziwo coraz głośniej.
-Czy to jest jakaś kara?! Za to wszystko co Ci zrobiłem?! Wreszcie jestem na tyle szczęśliwy by móc normalnie pracować! BEZ BÓLU! A ty mi wbijasz nóż dokładnie w serce!
Wydarł się najgłośniej jak potrafił.
-Pozwoliłaś jej ot tak odejść wiedząc do dla mnie znaczy... jesteś bezdusznym substytutem człowieka. Twoja córka będzie Cię szczerze nienawidzić. Pewnie już to robi.
Ściszył głos do głośnej rozmowy, lecz wkładając w to długie zdanie tyle jadu ile potrafił. Lisa siedziała wciąż zdębiała nie rozumiejąc co się dzieje. Po chwili każde słowo House'a ugodziło ją z siłą bokserskiego knockoutu. Wyglądała jak spoliczkowana. I tak właśnie się czuła. Ostatnie zdanie wryło jej się dotkliwie w pamięć. W oczach stanęły jej łzy. Łzy bólu, a nie złości. To wszystko do niej jeszcze nie dotarło by była w stanie się złościć. Nie była w stanie. Czuła sie wręcz jak zaszczuta, a nie mogła sobie na to pozwolić. Oczy Gregor'ego House'a zionęły teraz niewymownym gniewem, wręcz furią. Zaciskał dłoń na lasce z taką siłą, że w ciszy która nastała, słychać było trzaski i pojękiwania drewna.
-Mam nadzieje, że jesteś z siebie dumna.
Ostatnie słowa ściszył do szeptu i pewnym jak na niego krokiem wyszedł z gabinetu, zostawiając oszołomioną i dotkniętą szefową samą.



_________________
Przecudowna MAŁŻA (weeee!) sinaj ;*

Panks newer day! - Bo prawdziwy punk pie*doli wszystko. Nawet ortografie... I netykiete.

PostWysłany: Sob 23:27, 16 Sty 2010
Dr Gregory House
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 24 Mar 2009
Użytkownik zbanowany
Zakaz pisania
Pochwał: 3
Ostrzeżeń: 3

Posty: 1140

Miasto: Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

i łał, znowu, bardzo mi się podoba
tylko czemu Cameron go tak potraktowała?! *ryczy*

Dr Gregory House napisał:
-Ty porąbana imitacjo lekarza!

To jest najlepsze! I amen! xD

chcę więcej :P



_________________
Mój Kochany małż Greg :*

my soulmate Hambarr :*:* córeczka Nemezis :*
maagdaa&sinaj spółka zóo z.o.o

- In fact, I hate you. - I've never hated anyone more. - Every nerve ending in my body is electrified by hatred. - There is a fiery pit of hate burning inside me, ready to explode. - So it's settled then? - We're settled.

PostWysłany: Sob 23:42, 16 Sty 2010
sinaj
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 02 Maj 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 35
Ostrzeżeń: 1

Posty: 3975

Miasto: Legnica/Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cały czas piszę kobieto! Nie poganiaj mnie!



_________________
Przecudowna MAŁŻA (weeee!) sinaj ;*

Panks newer day! - Bo prawdziwy punk pie*doli wszystko. Nawet ortografie... I netykiete.

PostWysłany: Sob 23:54, 16 Sty 2010
Dr Gregory House
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 24 Mar 2009
Użytkownik zbanowany
Zakaz pisania
Pochwał: 3
Ostrzeżeń: 3

Posty: 1140

Miasto: Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

artystów nie wolno poganiać, zapomniałam^^
już nie będe ;)



_________________
Mój Kochany małż Greg :*

my soulmate Hambarr :*:* córeczka Nemezis :*
maagdaa&sinaj spółka zóo z.o.o

- In fact, I hate you. - I've never hated anyone more. - Every nerve ending in my body is electrified by hatred. - There is a fiery pit of hate burning inside me, ready to explode. - So it's settled then? - We're settled.

PostWysłany: Sob 23:59, 16 Sty 2010
sinaj
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 02 Maj 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 35
Ostrzeżeń: 1

Posty: 3975

Miasto: Legnica/Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Masz szczęście. Już miałem Cię zrugać.



_________________
Przecudowna MAŁŻA (weeee!) sinaj ;*

Panks newer day! - Bo prawdziwy punk pie*doli wszystko. Nawet ortografie... I netykiete.

PostWysłany: Nie 0:01, 17 Sty 2010
Dr Gregory House
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 24 Mar 2009
Użytkownik zbanowany
Zakaz pisania
Pochwał: 3
Ostrzeżeń: 3

Posty: 1140

Miasto: Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

no wiesz, przecież nic złego nie powiedziałam *.*

*wystraszona siada i czeka spokojnie na następną część*



_________________
Mój Kochany małż Greg :*

my soulmate Hambarr :*:* córeczka Nemezis :*
maagdaa&sinaj spółka zóo z.o.o

- In fact, I hate you. - I've never hated anyone more. - Every nerve ending in my body is electrified by hatred. - There is a fiery pit of hate burning inside me, ready to explode. - So it's settled then? - We're settled.

PostWysłany: Nie 0:05, 17 Sty 2010
sinaj
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 02 Maj 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 35
Ostrzeżeń: 1

Posty: 3975

Miasto: Legnica/Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

No to sobie poczekasz. Bo najwcześniej wrzuce ją dopiero dzisiaj rano. Sorry, naprawdę, ale nie mam juz siły kończyć.



_________________
Przecudowna MAŁŻA (weeee!) sinaj ;*

Panks newer day! - Bo prawdziwy punk pie*doli wszystko. Nawet ortografie... I netykiete.

PostWysłany: Nie 0:16, 17 Sty 2010
Dr Gregory House
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 24 Mar 2009
Użytkownik zbanowany
Zakaz pisania
Pochwał: 3
Ostrzeżeń: 3

Posty: 1140

Miasto: Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Wieeeeeelkie podzekowania dla mojej nowej bety Sinaj, która wspierała mnie w tym trudnym... *wzrusza się*... czasie pisania... *płacze*... nie mogę tego skończyć... po prostu dziękuje... xDD



RETORO... REPERO... RERU... NO SPOJRZENIE WSTECZ.

Minęła właśnie Chase'a, z którym ucięła krótką pogaduszkę na temat House'a i ich pacjenta. Była strasznie wkurzona. Wszystko co dzisiaj mogło pójść źle właśnie tak szło.... i do tego zazębiło się z jej cyklem. Po prostu istny koszmar. Właśnie szukała Grega by chociaż na chwilę poczuć się lepiej. Jego ciepły dotyk i to spojrzenie, które zawsze ją uspakajało. Przeszła pół szpitala, zajrzała nawet do przychodni, ale nigdzie go nie było. A ona, jak to kobieta pod wpływem silnego stresu, była coraz bardziej rozjuszona. Ruszyła dziarskim krokiem w ostatnie miejsce gdzie mogłaby go znaleźć, czyli do jego gabinetu. Niestety była tam tylko kolorowa piłka i sterta papierów. Przeraził ją bałagan, jaki tam panował. Wzniosła głowę ku niebu w poddańczym geście. Podeszła powoli do biurka i przejrzała papiery. Zaległe akta spraw: starych, albo bardzo starych,lub po prostu tych, które już dawno powinny zostać zniszczone. Usiadła w fotelu, wyciągnęła swoje tabletki na ten "trudny" okres. Przesunęła stos makulatury na bok, przestudiowała nagłówki kolejnych akt i zaczęła segregować. Była już w połowie pracy, gdy znowu złapał ją ten cholerny ból. Chwyciła fiolkę, bez większego namysłu wyciągnęła i połknęła dwie tabletki. Zamknęła pudełeczko i wróciła do pracy. Zdziwiła się gdy ból zniknął jak ręką odjął, a jego miejsce zajęła euforia i dziwna lekkość. Ostatkami przytomności zerknęła na fiolkę przed nią. Widniało na niej jej nazwisko z ładnymi... okrągłymi tableteczkami... zaczęła głupio chichotać, gdy uświadomiła sobie, że obok niej stoi jeszcze jedno pudełko. Jego zawartość była pociągła, a nazwisko zdecydowanie nie należało do niej. Nie dała jednak rady go przeczytać, bo obraz przed jej oczami zaczął rozmazywać się i tańczyć w dzikich rytmach. Z oddali pobrzmiewała cicha muzyka. Nawet papiery wyglądały na bardziej ciekawe i kolorowe niż przed chwilą. Postanowiła zostawić Gregowi list miłosny napisany ślicznym, niebieskim długopisem na równie pięknej kartce. Starała się pisać wyraźnie, co jak się okazało, nie było wcale tak proste. "Jak ten Greguś to robi... aaach... Greg..." Oparła brodę na splecionych dłoniach, patrząc nieprzytomnie w przestrzeń. "Taki on przystojny... i czarujący... i miły... co będzie kiedy ja pojadę? Tam daleko do... Me... Ma... Muelabarune... ?" Gdy o tym pomyślała ogarnął ją chwilowy smutek i łzy napłynęły jej do oczu. Wiedziała już co napiszę mu w liście... i na tym skończyła się jej świadomość. W tej chwili kierowała ją już tylko podświadomość, która jakoś kleciła nieporęczne zdania. Wiedziała tylko, że pisze jak bardzo go kocha i że jest jej straaaasznie przykro, że będzie musiała wyjechać... łezki spływały po jej policzkach wprost na zgrabne literki, rozmazując je i pozostawiając niewyraźnymi. Gdy skończyła czuła się fatalnie. Tabletki działały cały czas, ale mocno targały nią emocje. Otarła mokre oczy, chwyciła obie fiolki i zataczającym się krokiem wyszła z gabinetu, mając nadzieje, że zostawi tam również złe samopoczucie.


A WRACAJĄC DO TEMATU...

Tymczasem House był wściekły jak jeszcze nigdy. Mógł nawet przebiec maraton, żeby się wyładować i nie czuć przy tym bólu – gniew przytłumiał każde inne jego uczucie. Był tak wkurzony, że... nie. Tego nie da opisać się słowami.
Szedł wąskim korytarzem mijając kolejne pomieszczenia. Zatrzymał się przed salą swojego pacjenta, który był w śpiączce. Wszedł tam zatrzaskując z hukiem drzwi. Szyby zadygotały od uderzenia w framugę. Stanął nad jego łóżkiem i morderczym wzrokiem zmierzył go od stóp do głów. „Ja tu cierpię, a on śpi w najlepsze...”. Zacisnął kurczowo dłoń na lasce. Sprzęt monitorujący pracę serca pikał nieznośnie, jakby chciał mu przypomnieć, że świat nie stanął w miejscu. Wziął zamach i z siłą zawodowego bejsbolisty roztrzaskał urządzenie w drobny mak. Ekran huknął o szklane drzwi, które tym razem nie wytrzymały tej utarczki. Szkło pękło i z donośnym trzaskiem uderzyło o ziemie. Bogu ducha winny sprzęt przejechał jeszcze kilka metrów po posadce i zatrzymał się na przeciwległej ścianie. Jednak House'a to nie zadowoliło. Jego laska była mocno poobdzierana, lecz świetnie się trzymała, więc nie tracąc ani chwili dłużej ruszył do swojego gabinetu.
Znów stał przed miejscem swojej pokuty. Wszedł do gabinetu i ujrzał tę feralną wiadomość. Miał serdecznie dosyć tego cierpienia, które go otaczało.
Musiał zdemolować coś jeszcze. Dać wreszcie upust swoim rządzą. Szybkim krokiem udał się do łazienki. Oczywiście zniszczył wcześniej sale pacjenta w śpiączce i gabinet, ale co tam. Wszedł do pierwszej kabiny, musząc pozbyć się ciążących płynów. Nawet w sytuacji stresowej organizm musi pracować dalej. Nawet dwa razy szybciej. Wiedział, że działa na zwiększonych obrotach, bo noga wciąż go nie bolała. "Oczywiście... pieprzona spłuczka... ". Otworzył pojemnik i sprawdził co w nim nawaliło. W ten głupi sposób odciągał swój zmęczony mózg od największego problemu. Przypomniał sobie MacGyver'a – swojego idola z lat młodzieńczych. Wziął Wilsonową gumę do żucia i mymłolił ją kilka sekund. Wyciągnął ją z ust i sprawnym ruchem podkleił zepsuty element. Zamknął kompakt i znów nacisnął. Woda czystym strumieniem spłynęła po ściankach muszli klozetowej. Otworzył drzwi silnym kopniakiem i stanął przed lustrem. Przyglądał się swojemu wściekłemu spojrzeniu i czerwonym oczom. Zmrużył je i z pełnym impetem uderzył pięścią w lustro. Posypało się na miliony fragmentów. Nie usatysfakcjonowało go to. Uderzyła w ścianę roztrzaskując przy tym kostki palców. Skrzywił się lekko czując pulsujący ból dłoni i spojrzał na swoją porozcinaną, krwawiącą dłoń. Ciecz zostawiała czerwone smugi na „nowym wystroju łazienki”. Syknął cicho widząc głębokie rany, w których tkwiły kawałki szkła i wyszedł.

Opadł na ławkę w korytarzu. Wściekłość trochę ucichła, odbijając się echem rozpaczy. Świat w okół pulsował szarością i niewysłowionym żalem. Jakby to on chciał się wyładować na nim, a nie na odwrót. Tylko Allison dawała mu tę radość z życia. To było tak jak rozgwieżdżone niebo... gdy patrzyło się w każdą gwiazdę z osobna wydawała się niepowtarzalna, lecz gdy ujrzało się wreszcie księżyc, który wręcz oślepiał swoją czystością i blaskiem, nie widziało się więcej gwiazd. Tak jakby wszystkie jego powody do szczęścia- rozwikłane przypadki, numery wycięte Wilsonowi, targi z Cuddy o głupie spódniczki dla pielęgniarek, czy nawet te dziwki, które towarzyszyły mu w życiu - to wszystko zniknęło.

Po chwili jego pager zaczął „prosić się o uwagę”. Wyciągnął go z zaczepu i spojrzał na komunikat. Pacjent zmarł. Miał krwotok z rozciętej żyły. „Ale skąd tego typu krwotok?” Przypomniał sobie swoją furie i latające odłamki szkła. Teraz już wiedział. Znów pikanie. "Pacjenta przewożą do kostnicy" „Zabiłem pacjenta” - oszołomiony tym wstał i pokuśtykał do kostnicy zostawiając za sobą szlak krwi. Pchnął lekko drzwi i wszedł do mroźnego środka. Pacjenta jeszcze nie było. Co wydawało się dziwne, bo szedł tutaj co najmniej pół godziny. Znalazł za to kogoś innego. Na jednym ze stołów sekcyjnych siedziała Cameron.



_________________
Przecudowna MAŁŻA (weeee!) sinaj ;*

Panks newer day! - Bo prawdziwy punk pie*doli wszystko. Nawet ortografie... I netykiete.

PostWysłany: Czw 19:07, 21 Sty 2010
Dr Gregory House
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 24 Mar 2009
Użytkownik zbanowany
Zakaz pisania
Pochwał: 3
Ostrzeżeń: 3

Posty: 1140

Miasto: Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

wow genialne!! niecierpliwie czekam na jeszcze !!!! :D



_________________
Gregory House M.D.

PostWysłany: Czw 19:13, 21 Sty 2010
wojtrix
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 07 Gru 2009

Posty: 67

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Kurcze, to jest świetne!
Więcej! :D



PostWysłany: Czw 20:02, 21 Sty 2010
Dyzia
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 18 Lis 2009
Pochwał: 3

Posty: 500

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Hameron Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05301 sekund, Zapytań SQL: 15