PLOTKARA [6/6]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

PLOTKARA [6/6]

(stare :D)




PLOTKARA


1.
- Foreman – jęknął zniecierpliwiony – nie mogę pracować!
- Cuddy się nie zgodziła – Foreman nie tracił spokoju.
- Cuddy, Cuddy! Nie musi wszystkiego wiedzieć. Masz śliskie znajomości, załatw to!
- Trzeba było nie wyżywać się na starym. Skąd mam wziąć nowy?....
- Skombinuj – uśmiechnął się chytrze, - może być na jutro, nie upieram się, że tak zaraz. W końcu – zerknął ostentacyjnie na zegarek – dzień nam się kończy.
- Sam sobie skombinuj.
Złe łypnięcie okiem nie wróżyło niczego dobrego, ale już od dawna Foreman wiedział na ile może sobie pozwolić. Lekko rozbawiona trzyosobowa widownia w białych fartuchach stała przed biurkiem i w milczeniu przysłuchiwała się tej wymianie zdań. Od kilkunastu minut House wściekał się, marudził jak dzieciak, a Foreman ze spokojem odpierał jego ataki.
- Jak mi go załatwisz, masz tydzień wolnego od przychodni.
- Przecież ja tam nie pracuję, zawsze mam wolne od przychodni.
- Hm… Ciekawe. Na mnie to zawsze działa… Zrób to dla tatusia, Foreman…. – Przymilne uśmiechy też nie dawały efektu.
- Nic ci to nie da, House – Cuddy zdecydowanie weszła do jego gabinetu, - i tak muszę wszystko zatwierdzić, więc gnębieniem Foremana nic nie zyskasz. To nie jest problem medyczny.
- Oczywiście, że jest! Zapytaj tej tu, no, Trzynastki – spojrzał zachęcająco na dziewczynę, ale ta tylko milczała, patrząc mu wyzywająco w oczy. – Żadnego pożytku – zamruczał gniewnie.
- Przychodnia, House! – Cuddy założyła ręce. – Pacjenci! Kojarzysz?.
- Je, je, je… Kaszlą, smarkają, niech idą do lekarza – przewrócił wymownie oczami. Po chwili spojrzał na Cuddy chytrze:
- Jak się zgodzisz, to dam ci Kutnera na dzisiejsze popołudnie, ok? Prosił mnie o to… Chce zostać lekarzem. – dodał z dumą, patrząc na zaskoczonego Lawrence’a. Ten próbował protestować, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
- House, to nie doktor Kutner…
- Nie?! – Wykrzyknął udają zdziwienie – Dlaczego, chłopak ma dobre chęci i ostatnio nikogo nie zabił, daj mu szansę! To jak, umowa stoi?
- Sam jesteś sobie winien. – Cuddy była nieugięta.
Spojrzał na nią wzrokiem skrzywdzonego dziecka i wyszeptał zbolałym głosem:
- Nie kochasz mnie już?...
Kutner parsknął śmiechem, ale zaraz się uspokoił. Wydawało się, że nikt nie zwrócił uwagi na lekkie rumieńce na twarzach obojga. House miał już wytoczyć ciężkie argumenty, gdy zadzwonił telefon na biurku. Podnosząc słuchawkę spojrzał znacząco na Foremana:
- Przynajmniej 40 cali, pamiętaj! Plazma. A! – pstryknął palcami udając zastanowienie, - Cuddy ma taki w domu, pewnie nie potrzebuje.
W odpowiedzi zobaczył wzruszenie ramion i przewracanie oczami – gdzie on się tego nauczył?
- Czego? – Burknął w słuchawkę niezadowolony, bo miał nadzieję, że w końcu negocjacje zmierzają do upragnionego celu, a każda przerwa w naciskaniu działała na niekorzyść. Po usłyszeniu rozmówcy uśmiechnął się i zniżył głos:
- Heeeej… - wymruczał do słuchawki, przeciągając słowa – czekałem na twój telefon…Wiesz, jak tęsknię za twoimi…
- …
- Na to zawsze mam ochotę, przecież wiesz – Na twarz wypełzł mu lubieżny uśmieszek, usiadł na fotelu, obracając go tyłem do towarzystwa i jeszcze bardziej ściszył głos. – Odliczam minuty do wyjścia, niedługo będę.
- …
- Mmmm…. Ooooo taaaak, Tak też może być. Gdzie ty byłaś przez całe moje życie – Roześmiał się zmysłowo, - wiesz co lubię…. Pa.
- …
- Ja też. Pa.
Odłożył słuchawkę i powoli obrócił fotel, na twarzy miał uśmiech…. Rozmarzenia?!
Przed biurkiem stało pięć osłupiałych osób, szok i niezadane pytania wisiały w powietrzu. House spojrzał rozanielony w ich zaskoczone twarze:
- No to jak, umówiliśmy się? Zamontowałem kamerkę u Cuddy pod prysznicem, muszę mieć na czym oglądać. Więc do jutra – gdyby nie kuśtykanie, można by podejrzewać, że wybiegł radośnie z pokoju.
Dłuższą chwilę trwało, nim ktokolwiek z pozostałej piątki w ogóle się poruszył. Szukali się tylko oczami, zadając sobie nieme pytania. W końcu Cuddy wykrztusiła bezradnie:
- Tttoo…. To niemożliwe, prawda?


2.
Wilson widział jak Cuddy wybiegła wzburzona z gabinetu House. Właśnie chciał zajrzeć do przyjaciela, by wyciągnąć z niego, o co poszło tym razem, gdy Cuddy zauważyła go i zatrzymała się. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale w końcu machnęła ręką i wsiadła do windy. Widział w jej oczach….. Łzy? House, ty idioto!
W gabinecie pusto, tylko w pokoju obok, przy zamkniętych drzwiach Foreman, Trzynastka, Kutner i Taub nad czymś zawzięcie dyskutowali. To oni tak wkurzyli Cuddy? Niemożliwe. Gdzie House? Wszedł do środka, by rozeznać się w sytuacji – cała czwórka zamilkła jak na komendę i spojrzała na niego wyczekująco.
- Coś się stało? – zapytał niepewnie, - macie takie dziwne miny.
W końcu Trzynastka podniosła się z krzesła:
- Mam to w nosie. Idę do domu, do jutra.
Wilson obejrzał się jak wchodziła, potem odwrócił wzrok na pozostałą trójkę:
- No, co jest? Widziałem jak Cuddy stąd wybiegła, płakała.
- Płakała? – zdziwił się Foreman. – cholera, naprawdę ją wzięło.
- Zawsze możemy mu przyłożyć – Kutner powiedział to ze spokojem, jakby w zamyśleniu – ja mu mogę wyrwać laskę, Taub mu podstawi nogę….
- Chryste, co tu się dzieje? Powariowaliście? House jest idiotą i ciągle robi coś głupiego, ale żeby płakała?
- Żal mi Cuddy. – mówiąc to Foreman wyszedł z pokoju, Kutner i Taub chwilę po nim.
Wilson stał na środku kręcąc głową z niedowierzaniem: co tym razem zrobił ten osioł? Przecież nie skrzywdziłby Cuddy? Ech, od dawna wiedział, że ta dwójka powinna być razem. A przynajmniej powinni spróbować. Przecież to było widać, gdy patrzą na siebie… Aż zazdrość bierze. Niby ciągle się sprzeczają, ciągle kłócą, nie mówiąc już o niewybrednych odzywkach Housa, ale tak naprawdę skoczyliby za sobą w ogień. Zależy im na sobie i nie chcą się do tego przyznać, jak dzieciaki…. Cuddy! Tylko od niej dowie się, co ten suk…n narozrabiał.
Cuddy siedziała w swoim fotelu i patrzyła w okno. Gdy Wilson wszedł, zerwała się i zaczęła pakować.
- Co ten wyłupiastooki kretyn?...
- Daj spokój Wilson, - przerwała mu spokojnie, - nic nie zrobił.
- Przecież widziałem, płakałaś!
Cuddy uniosła brwi ze zdziwienia:
- Kiedy?
- Widziałem, nie udawaj.
- James, o czym ty mówisz?
Wilson nadal milczał, czekając na odpowiedź. Westchnęła opierając się o biurko:
- Raczej byłam zaskoczona, ale… ale… Życzę mu…Nie płakałam, byłam najwyżej zaskoczona. Nie ma o czym mówić.
- Lisa, oboje wiemy jaki jest House, ale jeszcze nigdy nie płakałaś z jego powodu!
- Nie płakałam i nie będę płakać, mówiłam ci. Idę do domu. Cześć. – Chciała wyminąć Wilsona, ale ten nie ustępował.
- Powiesz mi w końcu?
- Kiedy nie ma o czym! – Widząc jego upór westchnęła i uśmiechnęła się spokojnie. – Wilson, to nie ma sensu, House rozwalił swój telewizor i domagał się nowego…
- Cuddy, znam cię. Zniszczony telewizor nie wyprowadziłby cię z równowagi, nie takie rzeczy przetrzymałaś z Housem.
- Ale potem odebrał telefon i…, i… - zamilkła. W końcu wykrztusiła: - Gruchał do niego jak zakochany gołąbek.
Przez chwilę milczał zaskoczony, trawiąc słowa, które usłyszał.
- Jak to, gruchał? Wygłupiasz się? House nie grucha, do cholery! W ogóle, co to znaczy?
- No gruchał, ćwierkał, czy jak to nie nazwiesz. Miał taki wyraz twarzy, że… Cholera. – Po chwili opanowała się:
- Mówiłam ci, że to głupie. Rozmawialiśmy wszyscy i on odebrał telefon, nie wiem kto dzwonił, ale on miał taki głos, taka minę, jakby… Ślinił się do tego telefonu, uśmiechał jak ostatni idiota….. Wyglądało to….Jakby był…. Zaangażowany? – Spojrzała na Wilsona, jakby chciała by zaprzeczył, by ją wyśmiał.
Wziął ją za rękę i po chwili wahania powiedział niepewnie:
- To była dziwka.
- O nie, dziwki nie dzwonią do niego do pracy. I nie brzmiało to tak, jakby rozmawiał z dziwką….
- Kochasz go... – stwierdził spokojnie. Cuddy aż sapnęła z oburzenia i zabrała mu swoją rękę. - On też ciebie kocha, przecież to widać. Nie pozwól mu myśleć, że jest inaczej… Powiedz mu…
- Wystarczy, James. – Cuddy znów wydawała się opanowana. – Wystarczy…. To jego prywatne sprawy, a nam nic do tego. Czas najwyższy by nie był sam i… Cholera. Po prostu się zamknij.


3.
Wilson odwiózł Cuddy do domu, nalał wina do kieliszków i usiadł koło niej na sofie:
- Kochasz go. – Stwierdził ze spokojem, – dlaczego się tego wypierasz?
- Nie kocham. Ja tylko myślałam….
- On też cię kocha, przecież wiesz.
- James, ani ja nie kocham jego, ani on mnie. Nie wiem, dlaczego zareagowałam tak idiotycznie, po prostu mnie zaskoczył i to wszystko. Przepraszam, na ogół nie reaguję w ten sposób.
- Cuddy, jak chcesz, to wmawiaj sobie, co tylko zdołasz wymyślić, jednak twoja reakcja jest najlepszym dowodem na to, co naprawdę do niego czujesz.
Powoli obracała kieliszek wina w dłoniach, kołysała nim, przyglądała się, w końcu spojrzała smutno na Wilsona:
- Owszem, wiele mu wybaczam, na wiele pozwalam, doskonale się rozumiemy. Potrafi doprowadzić mnie do niekontrolowanych wybuchów śmiechu i do bezgranicznej furii. Jest cyniczny, uparty i jak czegoś chce, nie odpuści. Wkurza mnie, obraża….. Nie wiem dlaczego, ale wyobrażałam sobie, że tak już będzie zawsze….. Do tej pory nie myślałam, by mi mogło kiedyś tego zabraknąć. Ale jakie to ma teraz znaczenie?
- On cię kocha, pamiętaj o tym.
- To tylko twoje pobożne życzenie, James…
- Nie bądź idiotką. Nic nie wiesz! Jedna podsłuchana rozmowa nie może…
- Dobranoc, Wilson, już czas na ciebie…

Cholerny dureń! Wilson nie wiedział, czy House naprawdę ma kogoś, czy raczej podpuszcza Cuddy. Znając go, można było spodziewać się wszystkiego, przecież nie raz dał jej popalić. Ale żeby aż tak? Cholera, on nie mógł się zakochać w nikim innym – Wilson za dobrze go znał. Cuddy i House to doskonała para, nadawali na tych samych falach! Łaził za nią, zaczepiał, podpuszczał i myślał, że nikt nie zauważy jak bardzo mu na niej zależy. A może to rzeczywiście pobożne życzenie? Może tylko durzył się w Cuddy, lubił ją, a teraz spotkał kogoś, kogo… Niemożliwe. Ten facet za bardzo się boi, by związać się z kimś, kogo zna zbyt krótko, jedyną osobą, przed którą mógłby się otworzyć, była Cuddy. No i on, Wilson oczywiście. I nic nie powiedział, nie dał po sobie poznać? Niemożliwe…
Jedynym rozwiązaniem było sprawdzić osobiście, wypytać, przesłuchać, przyprzeć do muru. Zbliżając się do domu House’a widział światła w oknach. Nie było późno, ale nawet gdyby, to nie wahałby się obudzić drania. Stanął pod drzwiami, chwilę nasłuchiwał: muzyka i jakieś ściszone głosy w tle, i śmiech. House? I ktoś jeszcze… Nie był pewien. Kobieta?… Cholera!
Zapukał, po chwili zaczął walić pięścią w drzwi. Po chwili usłyszał, jak House podchodzi do drzwi, otwierając je, kończył zdanie:
- I nie zapomnij, na czym skończyliśmy, zaraz wracam.
Odwrócił się uśmiechnięty w stronę Wilsona, ale ten zdążył tylko otworzyć usta, by coś powiedzieć, gdy House mu przerwał:
- Jesteśmy zajęci.
Powiesił na klamce hotelową wywieszkę „nie przeszkadzać” i zatrzasnął drzwi.

4.
Deszczowe poranki rzadko wprawiają w dobry humor. Szaro, mokro i ponuro… Po nieprzespanej nocy jest jeszcze gorzej, a jak gdy dodać do tego rwący ból nogi, koszmar. Nie ważne jak cudowny był poprzedni wieczór, ból i tak nadejdzie – niechciany, okrutny. Ale od czego jest niezastąpiona buteleczka z magicznymi tabletkami? Wystarczy garść, albo dwie i świadomość, że zawsze jest pod ręką. Mimo wszystko, da się żyć.
House wkroczył do holu szpitala nawet dość żwawo. Najpierw natknął się na Foremana, który tylko kiwnął mu z daleka głową i wbiegł na schody. Gdzieś z daleka mignął Kutner, nawet się nie zatrzymał, a Wilson przeszedł obok niego w drodze do windy, udając, że go nie widzi.
- Hej, co jest – Krzyknął za nim, próbując dogonić – Jesienna chandra?
Wilson spojrzał bykiem i bez słowa zawrócił w kierunku schodów, zostawiając zdziwionego House’a. Ten w końcu uśmiechnął się półgębkiem i spokojnie wsiadł do windy. Wiedział, że i tak prędzej czy później, Wilson nie wytrzyma i wygarnie mu, co leży na wątrobie.
Nie musiał długo czekać – wysiadając z windy, wpadł na Wilsona. „Noooo… - pomyślał widząc jego minę – temu to mocno odciski dokuczają”.
- Zgrywasz się czy naprawdę jesteś idiotą? – zawarczał Wilson, zastępując mu drogę.
- Naprawdę, a co? – łypnął na przyjaciela usiłując go wyminąć. Wilson twardo blokował przejście – nie widzisz? Jestem kaleką, z drogi, noga mnie boli.
- Jak mnie kiedyś ząb bolał, to kazałem wyrwać!
House odskoczył udając przerażenie:
- Tego ostatniego?! To był twój ulubiony, jak mogłeś?! – Zadowolony z siebie skierował się do gabinetu.
- Wczoraj Cuddy płakała.
Hous zwolnił, zatrzymał się, odwrócił i spojrzał pytająco. Bez uśmiechu.
- Przez ciebie…
- Foreman gwizdnął jej telewizor? – Wyraźnie się ucieszył. – Grzeczny chłopiec.
- Jesteś idiotą, Greg.
- To już ustaliliśmy – pogwizdując dotarł do swojego gabinetu.
Wilson aż sapnął ze złości i postanowił kuć żelazo, póki gorące. Wparował za Housem i zamknął drzwi.
- W co ty grasz, House? Znam twoje numery i wiem, że wszystkiego można się po tobie spodziewać, ale są granice. Nie rań jej. Przecież …. Kochasz ją?
- A co ma do tego telewizor?
- Kochasz ją czy nie?
- Nie.
- Kłamiesz.
- Wszyscy kłamią – uśmiechnął się krzywo. - Nie baw się w swata, udawanie lekarza lepiej ci wychodzi.
Odwrócił się do okna i po chwili milczenia zapytał bez uśmiechu:
- Płakała?
- ….
- O telewizor?
- Odczep się do tego telewizora, kretynie.
Gdy House odwrócił się, wyglądał na naprawdę zdziwionego.
- To dlaczego?
- Włącz tą swoją jedyną szarą komórkę i pomyśl. I nie zdziw się, jak…. Ech, szkoda gadać – rzucił wychodząc z gabinetu.
Po jego wyjściu House usiadł w fotelu i włączył płytę. Odezwał cichy rytm werbla, popłynęły delikatne nuty fletu, po chwili dołączył klarnet, potem fagot… Utonął w dźwiękach bolera. Założył ręce za głowę i siedział zamyślony. Deszcz przestał siąpić, przez uchylone żaluzje zaczęło zaglądać słońce, pojaśniało.
Zadzwonił telefon, House odebrał gwałtownie, jakby na niego czekał, słuchał, kiwał głową, odpowiadał monosylabami. W końcu uśmiech zadowolenia wypełzł na jego usta. Odłożył słuchawkę, zaczął się bujać w fotelu w rytm muzyki, postukiwał delikatnie palcami po blacie biurka. Mimo że Ravel zdecydowanie zapomniał o fortepianie, to w końcu obie ręce House’a biegały po niewidzialnych klawiszach, wbijał akordy w ślad za dźwiękami płyty, całym ciałem oddawał rytm, odegrał cały koncert aż do końcowego grande finale. Wstał, zaczął się kłaniać wyimaginowanej publiczności, przesyłał ręką całusy, wskazywał na orkiestrę, odbierał kwiaty i gratulacje…

5.
- Gdzie House? – Cuddy zajrzała do gabinetu Wilsona. – Myślałam, że jest u ciebie.
- Nie wiem, od rana go nie widziałem. – Zerknął na zegarek, - o leci jego serial, pewnie znów siedzi w pokoju staruszka w śpiączce i ogląda telewizję.
- Nie ma go tam, sprawdzałam. – odwróciła się by wyjść. Zatrzymał ją głos Wilsona:
- Cuddy, wszystko porządku?
- Jasne – odpowiedziała lekko, z uśmiechem - jak zwykle. Chyba… - zawahała się – nie rozmawiałeś z nim na temat wczorajszego?....
- Nie, - Wilson również się zawahał. W końcu przyznał: - Poszedłem do niego wczoraj wieczorem. Zatrzasnął mi drzwi przed nosem.
- Był sam?
- Daj spokój, Cuddy…
- Ona tam była?
- …
- Jak go zobaczysz, powiedz mu, że chcę go widzieć u siebie w gabinecie. Dzisiaj.
Przeszukała ulubione kryjówki House’a, nawet zajrzała do prosektorium, nic. Nie poszedł chyba do domu? To, że nie ma teraz żadnego przypadku, nie oznacza… O nie, Greg, nie pójdzie ci tak łatwo. Koniec unikania pacjentów, koniec wybierania sobie zagadek do rozwiązania. Szpital, to szpital i bez względu na wszystko, masz leczyć. Telewizora mu się zachciało! Za chwilę zażąda kina domowego, fontanny na środku gabinetu i pięknej masażystki na wyłączność. Ty sepleniący skur… Sam sobie ją załatwiłeś, tak? Doigrałeś się przystojniaczku, żadnych względów. Twoje przerośnięte, rozwydrzone ego…
- Widziałaś House’a?
Pielęgniarka w recepcji spojrzała na Cuddy zdziwiona:
- Oczywiście, gabinet numer jeden.
- W przychodni? – zapytała z niedowierzaniem.
- Podobno jego znajoma. Powiedział, że to jego ulubiona pacjentka…
- Ulubiona pacjentka? – wycedziła powoli.
- No tak, dzwoniłam po niego na górę, bo tylko z nim chciała rozmawiać, a on zaraz przyszedł i teraz siedzą w gabinecie. Już z pół godziny. Pani doktor?
- Tak? – Cuddy była jakaś rozkojarzona. – Tak? Przepraszam, co mówiłaś?
- Wszystko w porządku?
- Jasne, oczywiście, przepraszam…
Odruchowo skierowała się do jedynki, ale z ręką na klamce zawahała się. Ciepły głos House’a i w odpowiedzi śmiech kobiety …?! Ulubiona pacjentka? Cholera, tutaj przywlókł tę dziwkę? Nie wystarczają już mu upojne wieczory? Nie, nie zrobi z siebie idiotki, wpadając do gabinetu i odgrywając sceny zazdrości. Mowy nie ma! Tylko co tak dusi w gardle, łzy? Odwróciła się na pięcie i z zadartą brodą, wyprostowana, sztywno odeszła do windy.

6.
Nie miała płaszcza, ale nie czuła zimna, chłodne powietrze koiło rozdygotane nerwy. Słońce delikatnie gładziło ją po twarzy, częstując jesiennym ciepłem, w dole szumiało miasto. „Nie rób z siebie kretynki – pomyślała – jak pies ogrodnika, sama nie chciałaś, a gdy inna… Cholera, chciałam, jeszcze jak chciałam!”
- Słyszałem, jak sapałaś pod drzwiami gabinetu – zagaił.
- Chcę być sama – warknęła.
– Obśliniłaś klamkę. – Dodał z wyrzutem - słyszałem, jak kręciłaś swoim wielkim tyłkiem…
- Zamknij się, House.
- Tęskniłaś za mną?– uśmiechnął się krzywo.
Spojrzała na niego i wygarnęła ze złością, gwałtownie gestykulując:
- Czy ty myślisz, że jesteś pępkiem świata, House? Że wszystko się kręci wokół ciebie? Że nie mam innych spraw? Że tylko House i House? Co robi, co mówi, czego chce? Czy ty sądzisz, że od rana do wieczora jesteś głównym tematem moich myśli?!
- Właśnie tak, - uniósł jedną brew, - w nocy też. Przyznaj Cuddy, lubisz mnie…
- Jesteś skończonym..
- Ale i tak mnie lubisz, prawda? – nachylił się, by zajrzeć w jej oczy - Troszeczkę? Bardzo? Bardzo bardzo?
Ramiona jej opadły, cała furia przeszła. Westchnęła i powiedziała spokojnie:
- Gdybym cię nie lubiła, już dawno byś tu nie pracował. Jesteś dobrym lekarzem…
House chwycił się teatralnie za serce i westchnął z zachwytem.
- Jesteś dobrym lekarzem, - ciągnęła niezrażona, - może nawet najlepszym. Ale inne szpitale jakoś radzą sobie bez ciebie, my też nie przestalibyśmy istnieć..
Stanęła tyłem do niego, patrzyła przed siebie, ręce oparła szeroko o balustradę. Słońce już osuszyło ślady porannej mżawki, ale było chłodno. Dach był chyba najspokojniejszym miejscem o tej porze dnia, pustym i cichym. Stanął za nią, przykrył jej dłonie swoimi dłońmi. Zesztywniała, ale nie kazała mu iść do diabła..
- Dlaczego uciekłaś? – zapytał opierając brodę na jej ramieniu.
Odchyliła bezwiednie głowę, a jego usta odszukały pulsująca żyłkę na szyi.
- Nie pochlebiaj sobie, House, nie uciekłam przed tobą.
- Wiem, uciekłaś przed Elen, pielęgniarka mi powiedziała… - przytrzymał ją, by się nie wyrwała. – Wilson mówił, że płakałaś. Nie szarp się, jestem większy. Poskładałem to sobie i mi wyszło…. Dlaczego uciekłaś?
- Puść mnie. – wycedziła.
- Nie szarp się. Ja też cię lubię. – Przytulił ją do siebie, zanurzył twarz w jej włosach. – Elen świetnie gotuje i jest wspaniałą kobietą. Ciepłą, miłą, nie krzyczy na mnie…
- Jesteś skończonym draniem!
- Wiem, - wyszeptał - polubiłabyś ją.
Szarpnęła się i udało jej się uwolnić z jego ramion.
- Po co tu przyszedłeś, House? – wyszeptała zrozpaczona, - po co?
Wyprostował się i wzruszył ramionami:
- Jesteś potrzebna na dole, jakaś konsultacja czy coś….

Gdy wysiadali na parterze z windy, znów była profesjonalistką: spokojna, uprzejma, opanowana. Zdecydowanym krokiem podeszła do recepcji:
- Podobno ktoś na mnie czeka?
- Tak, - pielęgniarka wskazała kobietę siedzącą na krześle w poczekalni, - tamta pani.
Cuddy przywołała na twarz zawodowy uśmiech i podeszła do pacjentki.
- Dzień dobry, jestem doktor Cuddy, podobno czeka pani na mnie?
Starsza, niewysoka kobieta podniosła się energicznie, chwyciła ją za rękę i uśmiechnęła się ciepło:
- To pani? Bardzo mi miło. Chciałam tylko…
- I jak? – przerwał House, podchodząc do nich obu – ploteczki?
Cuddy sapnęła oburzona, ale on objął ją w pasie, mocno przytrzymał i niezrażony ciągnął dalej:
- Cuddy, poznaj Elen. Elen, to jest właśnie moja…. – posłał Cuddy psotny uśmiech – …szefowa. Lisa Cuddy. – Puścił do Elen oko i dodał teatralnym szeptem: - jest o mnie bardzo zazdrosna, ale czasami pozwala mi zająć się jakimś pacjentem. Miałaś farta…
- Czaruś! – Elen dobrotliwie trzepnęła House’a po ręce i spojrzała na oniemiałą Cuddy – on jest taki zabawny. Greg to taki dobry człowiek, chyba pani wie, jaki to skarb? Udaje gbura, ale to złote serce. Sąsiadujemy przez ścianę i ciągle mi wrzeszczał, żebym przestała kaszleć, bo on spać nie może. Ale co ja na to mogę, zdrowie czasami szwankuje. Pomyślałam, że go trochę ugłaszczę, więc upiekłam mu ciasto. Gderał, gderał, a i tak wszystko zjadł. Kochany chłopak, przypomina mi mojego syna… - posmutniała. – zginął w wypadku pięć lat temu…
- Nie roztkliwiaj się – House znów do niej mrugnął i ponaglił ruchem ręki - wróć do tematu.
- No tak, no tak. – znów się rozpromieniła – wie pani jaki on ma apetyt? Myślałam, że to ja jestem taka sprytna, jak go porządnie nakarmię, to przestanie burczeć, ale to on miał plan i w końcu namówił mnie na wizytę tutaj, powiedział, że inaczej nie pozwoli mi dla siebie gotować. No nic, gołąbeczki, biegnę do domu. Miło cię było poznać, Liso, szczęściara z ciebie. Greg, dziś robię zapiekankę, nie spóźnij się, bo wystygnie. Możemy poczęstować gościa – spojrzała znacząco na Cuddy i już jej nie było.
Cuddy stała jak wmurowana, w końcu wydukała:
- Jak mogłeś?
- No co, ona naprawdę świetnie gotuje, – miał taką błogą minę - Już jak otworzysz drzwi z ulicy, ślinka aż sama napływa do ust… Te placuszki, racuszki, zapiekanki…. Mmmmm……
- Jak mogłeś pozwolić mi?!... – kręciła głową, idąc do swojego gabinetu. – Jak mogłeś?
House oczywiście przykuśtykał za nią i zamknął drzwi. Znów stanęła tyłem do niego opierając obie ręce o biurko Stał chwilę bez słowa, potem westchnął i podszedł do niej. Obrócił ją do siebie, palcem przytrzymał brodę, by zajrzeć w jej oczy. Kciukiem otarł łzę, pochylił się i drugą scałował. Boże, jak to bolało, gdy Wilson powiedział mu, że płakała…
- Idiotka – wyszeptał jej do ucha, - jak TY mogłaś?...
- Myślałam… - powiedziała miękko odsuwając się nieco od niego.
- O?! – przerwał z lekkim uśmiechem, - i nie zrobiłaś sobie krzywdy?
- Nie jesteś skończonym draniem, House, wiesz?
- Nieprawda – zaprotestował szeptem, zapatrzony w jej usta – Jak długo mnie znasz?
- Elen ma rację, mówiąc, że masz złote serce.
- Elen to stara plotkara…. – Zdążył jeszcze wyszeptać zanim wspięła się na palce i zaplotła ręce na jego karku.



KONIEC



_________________




Codziennie budzę się piękniejsza, ale dziś to już chyba
przesadziłam...

PostWysłany: Nie 20:56, 28 Gru 2008
lizbona
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 8

Posty: 1682

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

aaaaa kocham to!!!

Czytałam to z milion razy jak miałam zły humor :D :lol:

Czekam na coś nowego w twoim wykonaniu :*



PostWysłany: Nie 21:01, 28 Gru 2008
Arroch
Jeździec Apokalipsy



Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 11

Posty: 7916

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Uwielbiam czytać twoje opowiadania ; ).Dobrze ,że napisałaś coś długiego ; ].Pięknie :przytul:



_________________
Aby coś docenić trzeba to stracić...


Baner & Avek by Ewel
_________________

PostWysłany: Nie 23:17, 28 Gru 2008
Arystokratka
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 335

Miasto: Międzyrzec Podl.
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dobrze ci poszło :) Czekam na następne ficki



PostWysłany: Nie 17:15, 08 Lut 2009
4cuddy3
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 18 Sty 2009

Posty: 2

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

wspaniałe!!!!



PostWysłany: Nie 21:42, 15 Lut 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ale się oczytałam :D Pisz dalej :)



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Wto 10:50, 17 Lut 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Bardzo dobry, ciekawy fick. Czytałam ze dwa razy. Miód po prostu.



PostWysłany: Sob 18:00, 28 Lut 2009
Miss Spookines
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 35

Miasto: Jawor
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Najpewniej nie napiszę komentarza klasy światowej, bo wlaśnie się rozpłynęłam.

Boziuuuuu, jakie to piękne było!
Tak mi ciepło na serduchu, że nie masz pojecia!
Zazdrosna Cuddy, House który myśli, że płakała o telewizor (genialny fragment, 3 razy czytałam :lol: ), na końcu piękna scena na dachu i to zakończenie.

P-R-Z-E-P-I-Ę-K-N-E!!!
Zakochałam się w tym fiku na amen, będę czytać codziennie, na dobry humor.

Lizbono, jesteś dla mnie absolutnym mistrzem huddy-fików!
Kłaniam się w pas, ściskam mocno i czekam na coś nowego!
:* :*



PostWysłany: Pią 12:22, 10 Kwi 2009
Sarusia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 08 Kwi 2009
Pochwał: 14

Posty: 846

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

TO...
JEST...
cudowne.
Piękne. Popłakałam się jak to czytałam. Mam dokładnie coś takiego z moim...kolegą. Miałam wrażenie, że to jest o mnie. Myślałam, że wszystko skończone, że nic z tego nie wyjdzie.Ty dałaś mi ostatni promyk nadziei. Dziękuję. :*

Pięknie, i znowu ryczę.



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Wto 20:52, 21 Kwi 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

...po powstaniu z podłogi, powiadomieniu najbliższej rodziny, że to nie jest toczeń, ale i tak trzeba zrobić biopsję i wyprowadzeniu wszystkich z mojego pokoju, mogę wreszcie skomentować to dzieło...

...nie skomentuję go jednak, bo tu przydała by się CO NAJMNIEJ oda, a ja nie mam talentu...



_________________


Greenice jest na forum!

PostWysłany: Wto 13:51, 18 Sie 2009
ColdRyś
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 22 Lip 2009

Posty: 14

Miasto: Kawęczyn
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04640 sekund, Zapytań SQL: 15