[M] Rozporek [+16]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

[M] Rozporek [+16]

Którko i treściwie. zBetowane przez Shee, która naprawdę sprawiła, że jako tako da się czytać tego ficka. Ciekawie się czyta scenę na parkiecie, słuchając właśnie tych utworów Edzi. Więc polecam sobie włączyć.



- Lisa? – Usłyszała czyjś głos za plecami i odwróciła się.
- Mike? – spytała niepewnie.
- Lis! – Mężczyzna podszedł do niej z uśmiechem na twarzy i uścisnął serdecznie. – Kopę lat!
- Prawie dwadzieścia – powiedziała, wciąż nie mogąc uwierzyć w spotkanie.
- Wspaniale wyglądasz – stwierdził, szybko mierząc ją wzrokiem. – Nic się nie zmieniłaś. No, może trochę wyładniałaś – dodał z błyskiem w oku.
Miał ciepłe spojrzenie. Takie samo jak sprzed kilkunastu lat. Jego rudawe włosy i sympatyczny wyraz twarzy wciąż wzbudzały zaufanie.
- Mike… - westchnęła i przez jakieś pięć minut stali naprzeciwko siebie, nie odzywając się nawet słowem. W ich umysłach przewijały się wspólnie spędzone chwile, kiedy jeszcze byli razem. Dopiero chrząknięcie pewnego KOGOŚ zakłóciło magię tej chwili. Cuddy speszona przypomniała sobie, że przecież nie jest sama.
- House, pamiętasz może Mike’a z czasów studenckich? – zwróciła się do mężczyzny, który badawczym wzrokiem oglądał postać wspomnianego Mike’a.
- Tego woźnego? Aaa… pewnie. Sprzedawał najlepszą marychę ze wszystkich akademickich dilerów. – Diagnosta rzucił rudzielcowi zimne spojrzenie. To miał być wieczór jego i Lisy, a ten bezmózgi wiewiór prawdopodobnie zniszczy ich zamiary.
- Greg! – syknęła cicho kobieta, szturchając go łokciem pod żebra. - Przepraszam cię za niego. Miał ciężki dzień w pracy – wytłumaczyła Mike’owi.
House popatrzył na nią tak, jakby spadła z księżyca, a podczas lotu dostała kometą w głowę. Nie wspominając już o upiciu się tequilą.
- Nie szkodzi – odparł niezrażony Mike. – House, jak mniemam? Ten House, który był najlepszy na roku?
„Wow. Twoja spostrzegawczość jest powalająca. Powinieneś grać w >>Kole fortuny<<, geniuszu” – pomyślał diagnosta, zachowując jednak tę uwagę dla siebie. Postanowił , że odgryzie się inną.
- Najlepszy nie tylko na roku, ale i na całej uczelni, tak gwoli ścisłości – powiedział z odrobiną kpiny w głosie.
- Być może. Przepraszam. – Zakłopotany rudzielec spuścił wzrok.
- Ależ nie ma za co – udzielił mu rozgrzeszenia House niczym kapłan podczas spowiedzi. „Cienias. Wygram tę wojnę” – uśmiechnął się do siebie w myślach.
- Tak więc fajnie cię widzieć, House. – Rozmówca wyciągnął dłoń. Gregory popatrzył z niechęcią na wyciągniętą kończynę, pozostawiając ją nieuściśniętą.
- Mnie również – mruknął obojętnie.
Lisa popatrzyła ze złością na niebieskookiego mężczyznę. Dawno już nie zachowywał się tak szczeniacko i nieuprzejmie. Miała tylko nadzieję, że nie rozkręci się na dobre.
- Może usiądziemy? – zaproponowała, chcąc przerwać niezręczną ciszę.
- Jak sobie życzysz, kochanie – House podkreślił szczególnie ostatnie słowo, rzucając Mike’owi tryumfalne spojrzenie pod tytułem „Spadaj na bambus” i podał rękę partnerce. „Jeden do zera dla Boskiego Grega” – przemknęło mu przez głowę. Tak marny śmiertelnik nie mógł z nim wygrać. Ba! Nie mógł się nawet z nim równać. To tak, jakby Cleveland Browns dotarli jakimś cudem do meczu o puchar NFL i, co więcej, wygrali go, pokonując Pittsburgh Steelers. Początek nowej epoki lub wydarzenie w dziejach ludzkości na skalę wynalezienia koła.
- Pewnie. – Jego rozmyślania przerwał piskliwy głos Mike’a pełny optymizmu i chorego entuzjazmu. „Fuuu…” – skrzywił się diagnosta i aż przeszył go dreszcz.
Wolny stolik znajdował się w samym rogu restauracji. Obok niego stały krzesło i dwuosobowa kanapa. „Ciekawe, co zrobisz teraz, Wiewióro” – House uśmiechnął się cwaniacko pod nosem. Tymczasem owa Wiewióra nie traciła czasu, prowadząc żywą rozmowę z Lisą Cuddy. Najgorsze było to, że diagnosta nie miał zielonego pojęcia, o czym rozmawiali. Ani też niebieskiego, niestety. Jakieś anegdotki z życia studenciaka, obgadywanie profesorów i inne sprawy, które nudziły go niczym wiadomości CNN. Za to jego partnerka najwyraźniej gustowała w takich tematach. Wzięła nawet dłoń, którą do tej pory trzymała na jego ramieniu i zaczęła nią energicznie gestykulować. Droga do stolika trwała dla niego wieki.
- A pamiętasz jak Bill wtedy..? – Udało mu się usłyszeć skrawek dialogu. Po tej wypowiedzi rudy przygłup i Lisa wybuchli gromkim śmiechem. I, o zgrozo, Mike objął Cuddy w pasie! „WTF?!” – House’a zamurowało do granic możliwości. Co ten gnojek sobie wyobrażał?! Gregory tak chętnie zdzieliłby go laską po tej piegowatej mordzie. W normalnych okolicznościach nie zawahałby się nawet przez setną sekundy, jednak w tym wypadku jakikolwiek przejaw agresji oznaczał zwycięstwo wroga. Musiał go pokonać w taki sposób, aby jednocześnie nie podpaść Cuddy. „Fajans. Jeden do jednego”. W końcu ten wyczerpujący maraton do upragnionego stolika dobiegł końca. House wręcz rzucił się na kanapę. Chwilę potem jakiś pracownik restauracji zostawił im menu. Gregory otworzył je na pierwszej stronie i przybrał cwaniacki uśmiech. Trafili na francuską restaurację. O taaak… tym razem on zdobędzie punkt. Nie sądził, aby Wiewiór znał język francuski, a jeśli nawet, to na pewno nie w takim stopniu, jak on, Gregory House.
- Hmmm… kochanie - znów zaakcentował ostatnie słowo, wbijając przeszywający wzrok w przeciwnika – co zamówimy? – spytał niewinnie.
- Zdaję się na ciebie. Z moim francuskim mogę najwyżej robić za mima – powiedziała z uśmiechem.
- Jak sobie życzysz – odparł potulnie jak aniołek.
- Tak więc, Mike, czym się zajmujesz? – Cuddy rozpoczęła na nowo rozmowę.
- Pediatria.
- O ! – House udawał zainteresowanie. – Czyli zajmujesz się leczeniem przeziębień i naklejaniem plastrów na podrapane kolanka małych dzieci?
„Dwa do jednego, złociutki” – cieszył się złośliwie.
- Można tak powiedzieć. – Mike nie przestawał się uśmiechać. – Ale przynajmniej robię to, co lubię, i pracuję z najwspanialszymi osobami na ziemi…
„Cholera. Wyrównał. Wziął ją na dziecko” – diagnosta szepnął cicho w przestrzeń. Przez jakąś wieczność, a może i dłużej Cuddy z zachwytem wsłuchiwała się w każde słowo wypowiedziane przez rudzielca, patrząc błędnym wzrokiem na tego wielkiego wielbiciela dzieci i do obrzydzenia uprzejmego idiotę. Aż do momentu, gdy na horyzoncie pojawił się kelner, pytając o zamówienie. Oczywiście po francusku.
- Le canard aux oranges arec du riz, les cótelettes de porc aux des pruns, un win rouge et de l’eau minerale. – Gregory złożył zamówienie z idealnym francuskim akcentem. „Przyłożenie…”
Pracownik restauracji popatrzył na Mike’a.
- Le salade composee – wydukał rudzielec, kalecząc jak tylko można język żabojadów.
„… i gooool! Zawodnicy zdejmują koszulki i zaczynają tańczyć salsę na boisku! Kibice spontanicznie zaczynają śpiewać <<We are the champions>>, a sędzia postanawia kandydować na prezydenta!” – House już widział swoje zwycięstwo.
Kelner skinął nieznacznie głową i zniknął.
- Lisa, powiedz mi, jak się znalazłaś tu, w Waszyngtonie? – zagadał Mike.
- Od którego momentu zacząć?
- Najlepiej od momentu, gdy skończyliśmy studia – zaproponował wesoło rozmówca.
- Ech... na początku było ciężko. Sam zresztą wiesz, że nie zawsze łatwo znaleźć pracę, a już szczególnie dobrą. Na szczęście mnie się w miarę poszczęściło. Kilka lat ostrej harówki jako endokrynolog się opłaciło. Teraz kieruję szpitalem – zakończyła z dumą.
- Wow! Gratuluję – mężczyzna nie krył podziwu. – To było do przewidzenia, znając twój twardy charakter. Pewnie jesteś postrachem personelu, co? – zaśmiał się.
- Można tak powiedzieć – kobieta posłała porozumiewawcze spojrzenie brunetowi siedzącemu obok niej.
- A ty gdzie pracujesz? – spytał Grega Mike.
- Mam własny zespół diagnostyczny.
- Pracujemy w jednym szpitalu – wtrąciła się Cuddy.
- Jest twoim podwładnym? – W oczach Wiewióra pojawiły się iskierki.
- Tak – potwierdziła Lisa. House czasem nienawidził jej prawdomówności. „Będziemy to musieli jeszcze dopracować…”
- Ona rządzi w szpitalu, ja za to jestem królem w sypialni. – House uśmiechnął się w lubieżnym uśmiechu, jednocześnie czując, jak ktoś wbija mu obcas w stopę.
Rudzielec popił trochę wody i oparł się wygodnie o krzesło.
- Jesteście razem? – Jego oczy rozbłysły jak zęby po umyciu pastą Colgate w reklamie tegoż produktu.
House i Cuddy jednocześnie otworzyli usta, aby odpowiedzieć. Diagnosta miał zamiar „uprzejmie” wyjaśnić mężczyźnie, żeby nie wtrącał się do nie swoich spraw, jednak brunetka uniemożliwiła mu to.
- Tak jakby. Dopiero od niedawna spotykamy się ze sobą – odpowiedziała ostrożnie administratorka.
House spojrzał na nią. „Tak jakby”?! Nie spodziewał się, że nawet Lisa będzie przeciwko niemu. Istniało jedno wytłumaczenie – naćpała się. Przez chwilę brał jeszcze pod uwagę opcję, że zamieniła się mózgiem z szympansem, ale od razu ją odrzucił. Po pierwsze – żaden ekolog nie pozwoliłby na znęcanie się nad jakimś niewinnym zwierzęciem. Po drugie – wizja owłosionej Cuddy, która z błogim uśmiechem na włochatej twarzy iska sierść psa, jednocześnie zajadając znalezione pasożyty i fragmenty roślin, sprawiła, że prawie zaczął dziękować Bogu, że stworzył człowieka.
- Muszę przyznać, że w życiu nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek spotkam was razem – kontynuował myśl Mike. – Wiecie, po tym, co się między wami stało…
Cuddy zbladła. Nie sądziła, że ich związek/romans czy co to tam było rozniósł się aż takim echem wśród studentów. I wygląda na to, że także wśród kadr profesorskich. House za to wyobrażał sobie, że robi Wiewiórowi operację głowy bez wcześniejszego podania znieczulenia.
- … no ale widzę, że się myliłem – zakończył rudzielec z uśmiechem.
Na szczęście kolejne wywody na temat ich związku przerwał łysawy staruszek, przynosząc dania i napoje.
- Voila.
- Merci – spławił go diagnosta, zabierając się do jedzenia.
- House, co to jest?! – Cuddy wpatrywała się podejrzliwie w swoje danie.
- Kaczor w pomarańczach z ryżem i czerwone wino – odparł zadowolony.
- I ja mam to jeść?!
- Jak chcesz, możesz wciągać przez dziurkę od nosa, ale nie radziłbym.
Cuddy skrzywiła się.
- I tak to jest, jak się nie zna języka. Mike, a ty co masz?
- Sałatkę. – Rudzielec gonił widelcem uciekającą przed niechybnym zjedzeniem oliwkę.
- Czyli można było zamówić coś normalnego… - westchnęła zrezygnowana kobieta.
- Mogę Ci oddać swoje kotlety wołowe ze śliwkami – zaofiarował się diagnosta. – Tyle, że do kotletów pije się wodę, a nie wino.
- To już przemęczę się z kaczorem – zdecydowała.
Kolacja przebiegała nad wyraz spokojnie. Być może po części dlatego, że niebieskooki brunet nie za bardzo mógł się odzywać z powodu pełnych jedzenia ust. House nie przewidywał, że to tylko zasłona dymna ze strony wroga…
- Przepraszam was na chwilę – powiedział Gregory.
Kierując się do toalety, przy okazji obejrzał wnętrze lokalu. Wyglądało naprawdę przytulnie. Dosyć przestronne, zaciszne pomieszczenie. Gośćmi byli głównie Francuzi. Na ścianach wisiały obrazy tylko francuskich malarzy. Właściwie jedynym oświetleniem były świeczki zapalone na stolikach. Łazienka wyglądała normalnie. Nawet dyrekcja restauracji wysiliła się na uprzyjemnienie klientom załatwiania potrzeb fizjologicznych, umieszczając w każdej z kabin mały głośnik, z którego płynęła cicha melodia. Kiepski pomysł, no ale czego można spodziewać się po kimś, kto na obiad je ślimaki i ślini się na samą myśl o mrówkach w czekoladzie. „Dobra. Koniec tej wycieczki krajoznawczej. Jeszcze ten rudy pajac dobierze się do Cuddy…”.
Właśnie wychodził z łazienki, gdy przed jego oczami ukazał się zadziwiający widok – rudzielec podsiadł go, śmiał się razem z Lisą i, co było najbardziej oburzające i obrzydliwe, położył swoją dłoń na jej kolanie. House wpadł w furię. Czuł się jak Hulk albo King Kong – gotowy uśmiercić każdą osobę, która mu się napatoczy. Jeszcze trochę i ryknąłby na całą restaurację, zabił pięściami w pierś i odgryzł głowę dupkowi. „Ty s*****synu!” – zaklął wściekły pod nosem. Co ten rudy wypierdek sobie myślał?! Gregory House gapił się na roześmianą parę, wyobrażając sobie, jak trafia ich pocisk artyleryjski albo bomba atomowa. W pewnym momencie jego spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Mike’a. Ten frajer patrzył na niego wyniośle! Więc jednak podjął rękawicę. Ale i tak przegra tę wojnę. Dr Gregory House nigdy nie przegrywa.
Podszedł do szafy grającej i spojrzał na listę utworów. „Co my tu mamy… Bla, bla, bla, bla. O! I bla, bla! No świetnie. Z takim wyborem najwyżej mogę zatańczyć macarenę z Frankiem Sinatrą. Niech będzie ta Edith…”. Chwilę potem z gramofonu popłynęły dźwięki „La vie en rose”. Skierował się do ich stolika.
- Est- ce que vous dansez avec moi? - Wyciągnął dłoń w kierunku zaskoczonej Lisy. Co najlepsze, Mike był równie zaskoczony, co kobieta.
- Oui – odpowiedziała, lekko się rumieniąc.
Chwilę potem tańczyli na parkiecie unoszeni delikatnymi dźwiękami melodii. House czuł, jak bije serce kobiety. Wiewiór patrzył na nich zazdrośnie.
Cuddy wtuliła się mocniej w jego szyję i przymknęła powieki. Czuła ciepłe ciało swojego partnera. Razem tworzyli jedno. Tak dawno ze sobą nie tańczyli… i to w dodatku do takiej muzyki. Nie mogła uwierzyć, że to się dzieje. Było to trochę dziecinne z jej strony. Spotykali się od paru tygodni. Z logicznego punktu widzenia te „randki” nie wydawały się konieczne – przecież znali się od tylu lat. Po całym rozpadzie jej związku z Lucasem i wszystkim , co było z tym związane, chciała, aby House postarał się o nią. Pokazał, że jest gotów i przede wszystkim, że nie chodzi mu tylko o seks. Dlatego za każdym razem, gdy gdzieś wychodzili, wymuszała na nim, aby włożył garnitur. Kiedy spytał, czy ma się też ogolić, szybko wyperswadowała mu ten pomysł: „Ani mi się waż! Wyglądasz zbyt pociągająco i seksownie”. Uśmiechnęła się pod nosem, przypominając sobie tę scenkę.
- Nie wiedziałam, że lubisz tańczyć – szepnęła, wciąż wtulając się w niego.
- Nienawidzę – mruknął z uśmiechem, patrząc, jak Lisa uśmiecha się pod wpływem tych słów. Gdy nie patrzyła, wypiął do naburmuszonego, samotnie siedzącego Mike’a język.
„Le vie en rose” zastąpiło „Les feuilles mortes”. Nie przestawali tańczyć. House przybliżył się jeszcze bardziej do kobiety. Zamknął oczy. Chciał się tylko odgryźć Wiewiórowi, a tymczasem pierwszy raz od dłuższego czasu tańczył blisko z kimś, kogo chyba kochał. Zapomniał, jak wspaniale tańczy Cuddy. Ostatnio tańczyli na tej konferencji, gdy jeszcze była z Lucasem. Ale to wciąż nie było to samo, co kilkanaście lat temu. A teraz to wspaniałe uczucie powróciło. Kompletnie nie miał pojęcia, co się działo wczoraj i co ma zrobić jutro oraz gdzie się znajduje. Chyba był… szczęśliwy.
- Kocham cię – powiedział cicho, nawet sam nie zdając sobie sprawy, że właśnie wyznał komuś miłość.
Po policzku kobiety spłynęła łza. Nawet nie miał pojęcia, ile te słowa dla niej znaczyły. Pocałowała go nieśmiało w policzek i znów zatracili się w swojej bliskości.
Teraz na sali brzmiało „Et pourtant”. Nie przeszkadzało im, że to był walc – nieprzerwanie powoli poruszali się, jakby w rytm własnej melodii, którą tylko oni słyszą. Blask rzucany przez płomienie świec ledwo oświetlał ich twarze. Lisa uśmiechnęła się. To wszystko wyglądało tak bajkowo… Tylko oni, wirujący pomiędzy stolikami, zamknięci we własnym świecie. Gdy utwór dobiegł końca, podniosła głową, chcąc spojrzeć na twarz mężczyzny. Gregory schylił się i delikatnie musnął ustami jej wargi, pozostawiając tylko słodki smak i pragnienie, aby ten pocałunek trwał wieczność.
Wrócili do stolika, ale Mike’a już nie było. Kelner też nie miał pojęcia, gdzie się podział. Usiedli naprzeciwko siebie i zaczęli normalną rozmowę. Wieczór stał się ich wieczorem. Ona się śmiała, on opowiadał jej nieprzyzwoite dowcipy i najnowsze szpitalne plotki. Około dziesiątej wieczorem Lisa stwierdziła, że jest zmęczona, więc wyszli z restauracji. Na zewnątrz chłodne powietrze pobudziło ich nieco otępiałe od alkoholu umysły. House zawołał taksówkę. Cuddy przyciągnęła go lekko za kołnierz.
- Dziękuję ci za wspaniały wieczór – powiedziała cicho, patrząc mu w oczy. Obydwoje poczuli, jak szybciej biją im serca…

Chwilę później znajdowali się w jej mieszkaniu. On rozpaczliwie próbował rozpiąć zapięcie jej sukni, a ona zdejmowała z niego marynarkę, koszulę i każdą inną część garderoby, która stanęła na drodze jej dłoniom. Jednak rozporek twardo bronił housowej cnoty.
- Cholera! – szepnęła zdenerwowana.
- Spokojnie, Cudless. Z nim trzeba psychologicznie – powiedział z cwaniackim uśmiechem, pomagając kobiecie. Po kilkunastu sekundach próby wygrania z upartym rozporkiem, które wydawały się im godzinami, obydwoje stracili cierpliwość.
- Idę po nożyczki – zdecydowała administratorka, ale zobaczywszy bladą twarz House’a, zrezygnowała. – To co zrobimy?
Gregory rozerwał spodnie i wrócił do gorących pocałunków ze zmysłową kobietą.
- Później się nad nimi pomyśli – sapnął, nieustannie penetrując usta partnerki.


Ostatnio zmieniony przez hattrick dnia Wto 17:11, 05 Paź 2010, w całości zmieniany 5 razy



PostWysłany: Sro 12:26, 20 Sty 2010
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ooo, jest sałatka :mrgreen:

Tak jak już ci pisałam, podoba mi się pomysł, przede wszystkim: bo jest, a także dlatego, że jest dobry na miniaturkę. Czasem zdarzają się miniaturki kompletnie bez pomysłu, a czasem takie, gdzie pomysł jest tak dobry, że wykorzystanie go w ten sposób to prawdziwe marnotrawstwo. U ciebie tego nie ma, jest prosta, przejrzysta, dobrze wykorzystana sytuacja. To lubię.
Przed moim szatkowaniem też się dało czytać ten tekst, więc uparcie będę twierdzić, że ze stylem i resztą inwentarza nieźle sobie radzisz - nawet lepiej niż 3/4 społeczeństwa starszego od ciebie...
Co chciałam, napisałam, więcej nic nie rzeknę, ponownie życzę powodzenia i polecam się na przyszłość.



_________________

In 30 years, kids as young as 6 or 7 will be sitting in classrooms hearing that women didn’t always have the rights to their own bodies and how boys couldn’t marry boys and girls couldn’t marry girls and they’re going to be as confused and disturbed as when we first learned about slavery and Black Codes.

PostWysłany: Sro 13:36, 20 Sty 2010
Shitzune
Katalizator Zbereźności



Dołączył: 07 Kwi 2009
Pochwał: 47

Posty: 10576

Miasto: Graffignano
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Bardzo mi sie podobało!
lekkie, przyjemne, bardzo dobrze się czyta! Pomysł i wykonanie w najlepszym stylu. Przy okazji zachowałaś charakter postaci. Jest zabawnie, a zarazem romantycznie. Była w tym jakaś magia, klimat. A jednocześnie w trakcie czytania na mej paszczy pojawił się banan i juz stamtąd nie zszedł aż do końca.

jedyne co mi sie nie podbało to to zdanie:

Cytat:
Po policzku kobiety spłynęła łza.


Zbyt pompatyczne, niepasujące do Cuddy, ani do reszty opowiadania.

Ale to tylko taki drobiazg.

Pozdarwiam ciepło :mrgreen:



_________________

PostWysłany: Sro 15:02, 20 Sty 2010
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hattrick, to jest świetne!!! "Spadaj na bambus" i

hattrick napisał:
„… i gooool! Zawodnicy zdejmują koszulki i zaczynają tańczyć salsę na boisku! Kibice spontanicznie zaczynają śpiewać <<We>>, a sędzia postanawia kandydować na prezydenta!”
Ale miniaturka i tak jest... brak mi słów. Pomysł z rozporkiem też... to samo, co w poprzednim zdaniu :D
BRAAAWO!



_________________
Cudny Óbiór od siostry!
maybe_55 i nigide, mHroczne rodzeństwo! ;) Nettie, kuzynka któregoś tam stopnia! :]

PostWysłany: Sro 15:24, 20 Sty 2010
BluePoliceBox
Kardiochirurg
Kardiochirurg



Dołączył: 14 Lip 2009
Pochwał: 6

Posty: 3274

Miasto: Wieliczka
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

i tak oto z przyczyn bliżej niewyjaśnionych przeczytałam pierwszy raz huddy fika.

Ogólnie bardzo mi się podobało; zazdrość Housa - prosty pomysł a napisany rewelacyjnie. Ta gra z Mikiem świetnie oddała/podkreśliła charakter Housa, przez co czyta się bardzo dobrze. Masz ładny styl i fajne porównania:

hattrick napisał:
udzielił mu rozgrzeszenia House niczym kapłan podczas spowiedzi

hattrick napisał:
które nudziły go niczym wiadomości CNN

hattrick napisał:
jak zęby po umyciu pastą Colgate w reklamie tegoż produktu

:mrgreen: :mrgreen: zabawne i jakże obrazowe ;D.
Chociaż moim zdaniem trochę też przesadne są opisy jak ten:
hattrick napisał:
Przez chwilę brał jeszcze pod uwagę opcję, że zamieniła się mózgiem z szympansem, ale od razu ją odrzucił. Po pierwsze (...)

rozpraszające.

A z tym rozporkiem na końcu to w ogóle nie rozumiem, co to miało znaczyć. Już taki romantyczny nastrój, a tu nagle coś o nożyczkach.. rozporku xD No ale dobra xD
Generalnie jestem pod wrażeniem Twojego stylu ;)



_________________
Mój Kochany małż Greg :*

my soulmate Hambarr :*:* córeczka Nemezis :*
maagdaa&sinaj spółka zóo z.o.o

- In fact, I hate you. - I've never hated anyone more. - Every nerve ending in my body is electrified by hatred. - There is a fiery pit of hate burning inside me, ready to explode. - So it's settled then? - We're settled.

PostWysłany: Sro 16:44, 20 Sty 2010
sinaj
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 02 Maj 2009
Użytkownik zbanowany
Pochwał: 35
Ostrzeżeń: 1

Posty: 3975

Miasto: Legnica/Radom
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Szczerze powiedziawszy przyciągnął mnie bardzo intrygujący tytuł miniaturki :hahaha:

Ograniczenie wiekowe nie wiedzieć czemu mi się nie wyświetla, więc przez cały czas byłem pewien, że będzie sex :X
Sytuacja z rozporkiem rozłożyła mnie na łopatki: już widziałem Lisura biegnącego na niebotycznie wysokich obcasach z ogromnymi nożycami i zzieleniałego ze strachu Hałsa
:hahaha:

Bardzo przyjemnie się czyta, rozbrajające dialogi i ciekawy pomysł :D
Szkoda, że to miniaturka ;)



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Sro 17:52, 20 Sty 2010
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hattrick, o jej , jaka cudna miniaturka ! <33
Ahh i ohh !
Wena życzę i twórz dalej !



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Pią 16:54, 22 Sty 2010
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.03930 sekund, Zapytań SQL: 15