Pożar serca
Mam nadzieję, że sie spodoba. Pozdrawiam Fick ten jest w formie listu, który nigdy nie zostanie wysłany.
2009
Do mojego gabinetu kierowali się policjanci. Zaczęłam się trząść, bo bałam się, że coś się złego dzieje. Policjant zawołał mnie po nazwisku :
-Lisa House !
- Tak, to ja- Zdrętwiałam cała ze strachu.
-Musimy pani coś powiedzieć.
Nie czułam się dobrze. Jakże mogłam odczuwać cokolwiek poza śmiertelnym przerażeniem? Wiedziałam, że czeka mnie coś strasznego.
- Pani mąż doktor Gregory House nie żyje.
…
- Pan… żartuje… prawda? … O Boże, pan nie żartuje !
-Tak mi przykro, doktor Liso.
- Proszę wyjść!
Boże kochany ! Dlaczego? Nie mogłam wykrztusić słowa, brakowało mi tchu. Mogłam tylko patrzeć. Greg umarł? To było po prostu niemożliwe. Przecież dzisiaj go widziałam.
Wilson pojawił się z nikąd i przytulił mnie. Głośno oddychałam, czułam, ze wariuję.
- Wilson- odezwałam się po chwili- On …. nie żyje !
-Ci…- uspokajał mnie.
Głośno się rozszlochałam. Mój mąż nie żył ! Wilson robił mi dziurę w plechach, głaszcząc mnie wciąż w jednym miejscu. Sam był w szoku.
- Uspokój się, Liso- polecił Wilson- Wytrzyj nos. Pójdę się czegoś dowiedzieć. Ty tu zostań, póki nie wrócę, zgoda? Siostra zrobi ci zastrzyk.
-Zgoda.
Kiedy drzwi się za nim zamknęły, poczułam się bardzo samotna i zagubiona. Byłam w stanie osłupienia, ponieważ nie byłam zdolna do niczego poza rozglądaniem się po pokoju, rozmyślaniem, jak to możliwe, ze coś tak strasznego mi się przydarzyło. W piersiach czułam wielki ucisk.
Przyszła siostra Beat i zrobiła mi zastrzyk. Poczułam się taka zmęczona, że chciałam tylko położyć się i zasnąć.
-Niech pani się położy i prześpi . To był straszny dzień. Zawołam panią, jak doktor Wilson wróci.
I zamknęła za sobą drzwi.
Wróciłam wspomnieniami do wczorajszego wieczoru. Przyjechałam zmęczona do domu. Greg leżał na kanapie, pił Burbona i oglądał telewizje.
Żebym wiedziała, że to po raz ostatni. Zapamiętała bym go dokładnie.
Będzie mi brakowało tych ironicznych potyczek, pomyślałam. Co teraz będzie? Jak ja będę żyć bez niego?
Poczułam, że moje nogi i ciało ważą chyba z tonę. Położyłam się na kanapie i złożyłam ciężką głowę na miękkiej poduszce.
Gdy tylko zamknęłam powieki powrócił obraz naszego pokoju.
Weszłam ośrodka. Zobaczyłam jak Greg całował mnie tak namiętnie. Pamiętam tą chwile. Czułam jak moje ciało drży. Zatracałam się w namiętności. Nie odrywałam wzroku od jego oczu, powoli ściągnęłam z niego koszulkę, zdjęłam i rzuciłam na ziemię. Pocałowałam go w pierś, potem w szyję. Zadrżałam, gdy poczułam jego dłoń na bluzce. Odsunęłam się lekko, gdy powoli rozpinał guzik po guziku.
Mocno przyciągnął mnie do siebie. Poczułam ciepło jego skóry przy swojej piersi. Całował mój kark, delikatnie chwytał zębami uszy, przesuwał dłońmi w dół pleców. Rozchyliłam wargi, napawając się łagodną pieszczotą. Jego palce zatrzymały się na zapięciu stanika. Rozpiął go szybkością światła. Całował mnie dalej, zsunął ramiączka w dół i uwolnił piersi. Pochylił się i musnął wargami każdą z nich z osobna. Odchyliłam głowę do tyłu. Czułam jego gorący oddech i dotyk wilgotnych ust. Spojrzałam mu w oczy, odpięłam guzik spodni i rozsunęłam zamek. Cofnął się żeby je zdjąć. Postąpił do przodu, pocałował mnie, ostrożnie położył na łóżku.
Leżałam obok niego, przesuwając palcami po jego piersi, mokrej teraz od potu. Zsunął mi spódniczkę. Uniósł lekko moje pośladki. Pogładziłam jego plecy, delikatnie ugryzłam go w szyję. Usłyszałam jego przyśpieszony oddech. Ściągnął bokserki, a ja majki-byliśmy całkiem nadzy. Musnął językiem zagłębienie między piersiami, przysunął się w dół brzucha, obok pępka i znowu w górę. Skóra była miękka i gładka. Poczułam jego dłonie na plechach. Przyciągnął mnie mocniej do siebie.
Przyłożył policzek domowego brzucha, otarł się łagodnie. Leżałam na plecach, wplotłam palce w jego włosy. Całował czubki moich palców, a gdy wreszcie przywarliśmy mocno do siebie, z westchnieniem zamknęłam oczy. Kochaliśmy się z ogromną namiętnością. Poczułam, że moje ciało przeszywa dreszcz oczekiwania na coś cudownego. Kiedy to się wreszcie stało, wbiłam mu palce w plecy, ale gdy fala rozkoszy przypłynęła, zaczęła się następna, a po niej jeszcze jedna. Gdy przestaliśmy się kochać. Otoczyłam Grega ramionami i przytuliłam się mocno do niego. On łagodnie przesuwał palcami po jej skórze.
-Greg- powiedziałam
-hmm
-Kocham Cię, wiesz?
-Wiem, a ty wiesz, że ja ciebie.
Obudziłam się. Nie chciałam tego! Dlaczego?
-Do cholery ze wszystkim!-krzyknęłam głośno. Miałam do tego prawo. Czułam się zamroczona. I zaraz zwymiotowałam całe śniadanie.
W tym momencie do pokoju wbiegł Wilson.
-Przepraszam-Znowu wybuchnełam płaczem-Nie wiem co się ze mną dzieje.
-Nie masz za co. Połóż się jeszcze, leki działają.
Leżałam , więc w bezruchy. W zapadającym zmierzchu usłyszałam wołający mnie cichy głos:
-Przykro mi, Liso. Przykro mi.
Myślałam, że to Greg mówi mi, że to była pomyłka i wszystko będzie jak dawniej, ale ujrzałam Wilsona.
Na dworze było ciemno, a ja jednak spałam czarnym snem bez żadnych marzeń.
-Jest siódma Liso- oznajmił cicho-Choć zawiozę cię do domu.
-Tak, zawieź mnie. Opiekunka kończy pracę o 7,30. Muszę do Holly.
Pół godziny później byliśmy już w domu. Jak to dziwnie brzmi dom. Jak teraz ma być domem bez niego !
Poprosiłam Wilsona by został. Nie miałam siły na nic.
…
-Liso, zjesz kolację?
-Jest rosół drobiowy i wino?
Mówił tak współczującym i serdecznym tonem, że kiwnęłam. Zjadłam jedną łyżkę i mnie zemdliło.
Ekspresowo pobiegłam do łazienki. Nie wiedziałam co się dzieje.
-Wszystko w pożarku?- powiedział czułością Wilson.
-Tak-odpowiedziałam.
Rozmyślałam.- Takie rzeczy w ogóle nie powinny się zdarzyć- Po policzkach znowu płynęły mi łzy, otarłam je dłonią. Nie potrafiłam skupić się na żadnej myśli, mogłam tylko siedzieć. Było mi słabo. Chciałam wyjść z tego domu, pobiec przed siebie. Gdybym tak biegła i biegła, na pewno poczułabym się lepiej. Pragnęłam aby był dzień, a nie noc. Ciemność mnie przerażała. Chciałam być z Gregiem. I z Holly.
Wyszłam z łazienki. Wilson trzymał Holly na rączkach. Nasze słoneczko ma 2 latka. Ma piękne niebieskie Oczki i kręcone włoski. Jest wymarzoną córeczką.
-Nie mogę już Wilson- odezwałam się- Nie ma go tu, nie mogę sobie wyobrazić, że nigdy już nie przyjdzie do domu, nie weźmie Holly na rączki, nie pocałuje mnie.
-Liso- powiedział- Posłuchaj mnie, uważnie. Musisz teraz być silna. Holly tego potrzebuje. Żadna z was nie zasłużyła na taką straszną rzecz. Nie możesz stracić głowy i zacząć wariować, pogorszysz sytuację. Musisz być silna. Wiesz, że wszyscy ciebie potrzebujemy.
-Tak.
Naprawdę nic mnie nie obchodziło, jak kto się czuje. Byłam taka oszołomiona, że nie potrafiłam myśleć o niczym ani o nikim.
Przestałam płakać i otrząsnęłam się. Tak bardzo chciałam by teraz był przymnie. Choć na chwilę, chciałbym usłyszeć jego głos, poczuć jego dotyk.
Wzięłam Holly na ręce.
-Choć moja śliczna księżniczko- powiedziałam znużonym głosem- Mamusia położy cię do łóżeczka i opowie ci bajeczkę.
Gdy weszłam do salonu było tam sporo ludzi. Wszyscy rzucili się na mnie z kondolencjami.
-Liso. Tak nam przykro. To straszna historia.
Właśnie. Nie powiedziałam jak to się stało. Greg jechał samochodem stronę szpitala. Rozpędzona ciężarówka uderzyła w jego samochód. Nie było co zbierać. Samochód był wgnieciony. A Greg… mówią, ze umarł szybko i bez bólu. Ale co wtedy czuł, już nigdy się nie dowiem. Mam nadzieję, że myślało mnie i Holly.
Nie pojechałam na miejsce wypadku, nie chciałam na to patrzeć. To takie okrutne !
-Liso- z zamyśleń wyrwał mnie mnie głos Wilsona.
-Tak?
-Dzwoniła twoja teściowa i powiedziała, że jutro tu będzie.
-Dobrze. Dziękuje ci, bez ciebie nie dałabym rady. Pójdę na górę.
Siedziałam na fotelu przy łóżeczku Holly i patrzyłam się jak śpi. Ja kto możliwe, ze w ciągu jednego dnia nasze życie tak strasznie się odmieniło.
będzie cd.
|