Nieśmiertelni [10/10][Z]
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Nieśmiertelni [10/10][Z]

To pierwszy taki mój fick, mam nadzieję usłyszeć słowa konstruktywnej krytyki, jeśli zajdzie potrzeba :)


Możliwy spojler do '5 to 9', aczkolwiek uważam, że niemal niezauważalny.







Część pierwsza


- Wiesz, co masz robić - powiedział mężczyzna w czarnym garniturze do człowieka, który stał obok niego. Ten ubrany w ów garnitur miał ciemną, gęstą czuprynę, był niewysoki, o krępej budowie ciała. Drugi zaś nosił czarną, skórzaną kurtkę, parę wytartych jeansów, a twarz jego była brzydka jak noc. Naprawdę brzydka. Było na niej pełno wgłębień i blizn. Ale o tym dowiedziałem się później. O tym, że jego twarz była ohydna i o tym co miał zrobić.

Tego dnia ja i Lisa wybieraliśmy się na spotkanie ze sponsorami szpitala. Dla niej to była jedyna szansa, by uchronić go przed bankructwem. Oczywiście, jeżeli zdoła przekonać ich do siebie i swojej oferty. Uważam, że z tym pierwszym nie miała najmniejszego problemu. Kto nie chciałby się z nią przespać? Co do oferty… Widziałem teczkę, przejrzałem kontrakt. Myślę, że więcej pracy będzie musiała włożyć w eksponowanie swojego dekoltu i jędrnych pośladków niż w gadkę na temat sytuacji szpitala.

Wsiedliśmy do samochodu, była piąta trzydzieści po południu. Szarość zbliżającej się nocy zaczynała przysłaniać światło dnia. Ale czemu się dziwić, w końcu mieliśmy jesień, zmierzch zapadał coraz wcześniej. Usiadłem wygodnie na siedzeniu pasażera, niesamowicie zadowolony z tego, że nie muszę prowadzić i będę miał jakieś pół godziny na swoje żarty, a ona po prostu będzie musiała ich słuchać. Przecież nigdzie nie wyjdzie, prawda? Uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem ulubioną zabawę.

- Widzę, że naprawdę się postarałaś - powiedziałem, zaglądając pomiędzy poły jej płaszcza.
- House! Prowadzę! - Zdenerwowała się, najwyraźniej nie spodobało jej się, że zamiast kierownicy widzi moją głowę.
- Nie masz podzielnej uwagi? - zapytałem, udając zawiedzionego.
- Wybacz, nie mam mocy przenikania wzrokiem, a ty nie jesteś przezroczysty. Zasłaniasz mi kierownicę! - Odsunęła mnie nieco na bok.
- Okej - cmoknąłem nerwowo. - Nie widziałaś "Fast and furious"? Powinnaś umieć tak jeździć. - Zakpiłem. Zmarszczyła brwi w skupieniu i wzdrygnęła się, patrząc we wsteczne lusterko.

Odwróciłem się, żeby spojrzeć do tyłu. To, co zobaczyłem, a właściwie kogo zobaczyłem, było nadzwyczaj paskudne. Mężczyzna, o którym wspomniałem wcześniej, tak, ten ze wstrętną gębą. Miał również okropnie krzywy nos, chyba sto razy łamany i łysą głowę. W dodatku siedział tuż za nami, w jednej maszynie i miał grobową minę. Wyrósł jak spod ziemi. Musiał leżeć na tylnym siedzeniu, gdy wsiadaliśmy do samochodu...

Lisa zwolniła i wrzuciła niższy bieg, prawie nie spuszczając wzroku z owej szkaradnej facjaty. Chyba jednak potrafiła patrzeć w dwa miejsca na raz. Nadal jechaliśmy prosto przed siebie, a ona nie uderzyła jeszcze w inny samochód czy płot. Siedziałem przez chwilę w milczeniu, próbując wymyślić odzywkę, która pozwoliłaby na rozluźnienie atmosfery, ale jak zazwyczaj, palnąłem coś zupełnie innego.

- Dlaczego siedzisz w tym samochodzie, nie masz swojego? - Popatrzyłem ukradkiem na Lisę, która wywracała właśnie oczami. Mówiąc właśnie chodzi mi o tamten moment, w którym to się zdarzyło, a nie o ten, w którym o tym mówię.

Wracając do grobowej miny jegomościa oraz jego szpetnego nosa. Zacząłem się obawiać, że po mojej wypowiedzi, mój również może tak wyglądać i to za sprawą pana zajmującego miejsce tuż za mną.

- Pusty samochód, to straszny samochód - odezwał się w końcu, chociaż jego wargi prawie wcale się nie poruszyły.
- Ale to nie jest twój samochód, nie musisz nam opowiadać o swoich lękach, jeśli boisz się być sam, to… - nie dokończyłem, ponieważ otrzymałem solidny cios prosto w środek twarzy, gdzie oczywiście umiejscowiony był nigdy przedtem nie złamany nos.

Lisa wrzasnęła z przerażenia. Zapewne wyglądało to dosyć strasznie, albowiem osunąłem się z siedzenia, uderzając ramionami o deskę rozdzielczą.

- Czego pan chce?! - krzyknęła. Spoglądała niemal w trzy miejsca na raz. Na drogę, obrzucała wzrokiem moją osobę, powracając niemal w tej samej sekundzie do lusterka, w którym widoczna była sylwetka niebezpiecznego osobnika.
- Miałaś być sama, ale jeśli już masz kompana… Chętnie zajmę się również nim. - Pochylił się w kierunku Lisy, przykładając zimna lufę pistoletu do jej szyi. - Skręć w prawo, ślicznotko - powiedział.

cdn.

"Fast and furious" - "Szybcy i wściekli", film.


Ostatnio zmieniony przez NiEtYkAlNa dnia Pią 19:42, 09 Kwi 2010, w całości zmieniany 10 razy



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Pon 15:58, 08 Lut 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

NiEtYkAlNa napisał:
"Fast and furious" - "Szybcy i wściekli", film.

otóż to ;) przydałby się również wcześniej cudzysłów. :wink:

Ciekawe. Na takie się zapowiada. Podjęłaś się trudnego wyzwania, jakim jest napisanie z perpektywy House'a - na razie wychodzi Ci całkiem okej, ale bez fajerwerków.
Na początku powtórzenie, ale potem jakoś nie dopatrzyłam się rażących błędów (o ile jakichkolwiek).
Zainteresowałaś, przykułaś uwagę, czyli to, co się przydaje w ficku. Nie zmarnuj tego i staraj się utrzymać poziom ficka.
Pzdr.
hat



PostWysłany: Pon 16:09, 08 Lut 2010
hattrick
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41

Posty: 9231

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Bradzo mi się podobało. Mam nadzieję że dalszy ciąg będzie równie ciekawy co początek. :wink:
Zniecierpliwieniem czekam na dalszy ciąg.

Ps: Nie zrób więcej krzywdy Housowi :(



_________________

PostWysłany: Pon 16:19, 08 Lut 2010
Mrukasia
Chirurg ogólny
Chirurg ogólny



Dołączył: 31 Sie 2009
Pochwał: 24

Posty: 2776

Miasto: Tam gdzie diabeł mówi dobranoc
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Widzę, że "Sprzedawca broni" Cię zainspirował. :twisted:
To dobrze, to dobra książka.
Mój szacunek budzi fakt, że chcesz się rozwijać jako autor i próbujesz swoich sił w tak nietypowym sposobie narracji. Jak na razie wychodzi Ci tak dobrze, że gotowa byłabym uwierzyć, że wykradłaś Lauriemu rękopis "Papierowego żołnierza" ;)

Tak jak napisała hattrick, pisanie z perspektywy House'a to nie lada wyzwanie. Trochę się boję co będzie dalej, kiedy/jeśli przejdziesz do opisywania głębszych uczuć, ale jeśli utrzymasz konwencję (Lang analizował i opisywał swoje uczucia w sposób, który do House'a spokojnie by pasował), to powinno być dobrze. Trzymam kciuki i czekam z zapartym tchem.

Cytat:
Mówiąc właśnie chodzi mi o tamten moment, w którym to się zdarzyło, a nie o ten, w którym o tym mówię.
Ten tekst mnie rozbroił.

Pozwolę sobie jeszcze na dogłębną interpretację pewnego aspektu Twojego tekstu:
Mam pewne wątpliwości co do tego, że House nazywa Cuddy po imieniu. W serialu nigdy tego nie robi. To sugeruje, że są w większej zażyłości, ale z drugiej strony ona zwraca się do niego po nazwisku. Jest to troszkę dezorientujące. Fakt, że House nie zwraca się do Cuddy po imieniu, a jedynie myśli o niej w ten sposób. Jedyne sensowne wyjaśnienie jakie widzę, jest takie, że w chwili wsiadania do samochodu relacje między nimi były takie, jakie znamy z serialu, ale w chwili zakończenia opowiadania (czyli w momencie, kiedy autor opowiada) są już inne.

Jeżeli to działanie było zamierzone, to wielki szacun.
Jeśli przypadkowe - udawaj, że było inaczej :lol:



_________________
"To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe

PostWysłany: Pon 17:03, 08 Lut 2010
orco
Tłumacz



Dołączył: 17 Wrz 2009
Pochwał: 28

Posty: 638

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hattrick

Cudzysłów wstawiony, powtórzenie poprawione, dziękuję za uwagi :*
Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby nie pozbawić tego fika godnego poziomu :)

mrukasia

Dzięki wielkie, ciszę się, że się podoba :)

orco

Książka jest świetna! To i tak mało powiedziane :)
Nie jest to pierwsze opowiadanie, w którym próbuję "nietypowego" sposobu narracji, ale masz rację, chcę się rozwijać, próbować, smakować. Jeśli przy tym otrzymam zadowalające efekty. Tym bardziej będę się cieszyć.

Cytat:
Jak na razie wychodzi Ci tak dobrze, że gotowa byłabym uwierzyć, że wykradłaś Lauriemu rękopis "Papierowego żołnierza" Wink


Dziękuję :)

Cytat:
(Lang analizował i opisywał swoje uczucia w sposób, który do House'a spokojnie by pasował)


Zgadzam się w 100% :)

Cytat:
Fakt, że House nie zwraca się do Cuddy po imieniu, a jedynie myśli o niej w ten sposób. Jedyne sensowne wyjaśnienie jakie widzę, jest takie, że w chwili wsiadania do samochodu relacje między nimi były takie, jakie znamy z serialu, ale w chwili zakończenia opowiadania (czyli w momencie, kiedy autor opowiada) są już inne.

Jeżeli to działanie było zamierzone, to wielki szacun.
Jeśli przypadkowe - udawaj, że było inaczej


Zgadza się kochana, więc na szczęście nie muszę udawać :D uff :)

Myśli o niej Lisa, mówi do niej Cuddy. W pierwszej części jakoś nie miał sposobności[z winy autora:D]zwrócić się do niej po nazwisku. Ale jeszcze to zrobi.

Dziękuję :)



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Pon 18:53, 08 Lut 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Część druga.


Uzbrojony delikwent nakazał jechać Lisie na północ. New Jersey otaczały gęste lasy, w których stronę prawdopodobnie podążaliśmy. Gdy to do mnie wreszcie dotarło, oddech uwiązł mi na chwilę w płucach, a krew zamarzła i przestała krążyć. Lisa była spokojna, stała się cicha. Od czasu do czasu spoglądała na mnie przepraszającym wzrokiem. Nie miałem pojęcia co się dzieje i dlaczego ona bierze biernie udział w tej farsie. Powinna wrzeszczeć, straszyć i awanturować się z gagatkiem… który z drugiej strony posiadał broń, łysą czaszkę i powygniataną od licznych ciosów twarz. Tak, to nie miałoby najmniejszego sensu. To ona miała rację, ale dlaczego wyglądała tak, jakby obwiniała się za to, że jedziemy nie wiadomo dokąd, nie wiadomo z kim… i po jaką cholerę. Nie chciałem wtedy nawet myśleć, jakie są jego zamiary względem naszej skromnej dwójki.

- Zwolnij! Nie widzisz radiowozu? Na pewno pragniesz, żeby policja nas zatrzymała, prawda? - nakazał jej, po czym roześmiał się szyderczo. Skóra na jego czole pomarszczyła się jak stara torba.
- Wtedy zginie wielu ludzi. - Uśmiechnął się szeroko. Przyznam, że rozważałem wsadzenie laski między jej stopy i wciśnięcie pedału gazu do granic jego możliwości, ale mogło to spowodować jedynie kłopoty. Z resztą, wciąż zerkałem na czarny pistolet, przylegający ściśle do skóry na karku Lisy. Wyglądał tak, jakby został kupiony w sklepie z zabawkami. Jednak wolałem nie ryzykować i nie upewniać się czy to cacko rzeczywiście zabija.

Po dłużej chwili milczenia, mężczyzna spojrzał na mnie zaintrygowany i przemówił: - Przed nami długa droga, więc radzę się nie awanturować, doktorku. - Najwyraźniej samo moje spojrzenie wygląda wichrzycielsko. - Muszę się wysikać - powiedziałem, nie spojrzawszy nawet na niego. Wolałem go teraz nie irytować i nie zaszczycać moim przenikliwym wzrokiem. Lisa spojrzała na mnie oskarżycielsko. Jakby potrzeby fizjologiczne zależne były od woli człowieka. Pomijając fakt, że wcale nie chciało mi się sikać. I najpewniej ona o tym wiedziała. Obawiała się, że wykręcę jakiś numer i niesamowicie wkurzę jegomościa. W rzeczy samej, nie pomyliła się w niczym.

- Zatrzymaj się na poboczu - wychrypiał w jej kierunku. - Ty - zwrócił się do mnie, wymachując pistoletem. - Idź w tamte krzaki, będę Cię obserwował, radzę nie odpier****ć, bo paniusia zginie przedwcześnie. - Przedwcześnie? - pomyślałem, co to, k***a ma być?! Biorę udział w jakimś w filmie akcji z wątkiem kryminalnym? Stanowczo wolałbym, żeby to był romans.

Wysiadłem z samochodu, sięgnąłem po swoja laskę. - Laska zostaje, kaleko. Będziesz musiał poradzić sobie bez niej.
- Sam jesteś kaleki! Wyglądasz gorzej niż Freddy Krueger*. - Pomyślałem.

Poszedłem we wskazane miejsce, co prawda z większym trudem niż zwykle, ale dałem sobie radę. Gdy zbliżałem się do zarośli, bezszelestnie wyjąłem z kieszeni telefon komórkowy i nacisnąłem klawisz szybkiego wybierania z cyfrą dwa: Wilson. Pod jedynką zapisałem Lisę, nie wiem z jakiego powodu. Tak po prostu. W około było już ciemno, więc włączyłem funkcję znacznego wygaszania ekranu, żeby nie świecił mocno. To prawdopodobnie była jedyna okazja, żeby poprosić o pomoc przyjaciela. Nie wybrałem numeru na policję, ponieważ byłem pewien, że zanim zrobią cokolwiek, może być już za późno. Jimmy zawsze działał szybko, jeśli to on pójdzie na policję, osiągnie na komisariacie o wiele więcej, niż mój krótki telefon do nich. Który zapewne zostałby uznany za głupi żart. Ustawiłem się w krzakach tyłem do samochodu, jakbym naprawdę załatwiał swoją potrzebę i napisałem krótką wiadomość do Wilsona. Treścią przypominała raczej telegram, wyglądała tak: Wilson. Kłopoty. Uzbrojony typ. Pistolet. Cuddy ze mną. Jedziemy na północ. Lasy. Idź na policję. House.

Natychmiast usunąłem wysłaną wiadomość i wyłączyłem komórkę. Wiedziałem, że początkowo Wilson będzie próbował się do mnie dodzwonić. Zapewne będzie panikował i zastanawiał się, czy to nie jakiś żart. Ale jeśli za kilka chwil zauważy, że Lisa również nie dotarła na spotkanie ze sponsorami, będzie wiedział, że jest naprawdę źle. Ponownie, wolałem nie wkurzać typa spod ciemnej gwiazdy. Telefon pozostanie wyłączony, w mojej kieszenie - miałem nadzieję, a ona jest matką głupich.

- Szybciej, czas mija, a my nadal nie dotarliśmy na miejsce!
- Dokąd jedziemy? - zapytała go Lisa, gdy zbliżałem się do samochodu.
- Do Lasu, złotko. Mamy kilka spraw do załatwienia. - Uśmiechnął się i pogłaskał Lisę lufą pistoletu po policzku.
- Jesteśmy w lesie - powiedziałem, zdziwiony jego odpowiedzią. Wezbrała we mnie złość, nie podobało mi się, że ją dotyka. Ale lepiej, żeby była to lufa broni, która nie wystrzeli - przynajmniej na razie - niż jego ohydna dłoń.
- Jedziemy do naprawdę strasznego lasu, takie lubię najbardziej. Tam echo odgłosów więźnie między drzewami. - O cholera… - Pomyślałem. - Wilson pospiesz się - wyszeptałem w duchu.

cdn.
__________-
*Freedy Krueger - bohater horroru pt: "Koszmar z ulicy wiązów" photo: http://www.starstore.com/acatalog/freddy_krueger_head.jpg



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Nie 23:24, 28 Lut 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Część trzecia.


Nie pędziliśmy drogą szybkiego ruchu, w około nie było żywej duszy, żadnych nadjeżdżających z naprzeciwka samochodów ani takich, które mijałyby nasz samochód. Na zewnątrz zrobiło się zupełnie czarno. Dzięki światłu reflektorów zauważyłem tylko, że lasy stały się coraz gęściejsze, drzewa zlewały się ze sobą w jedną, przerażającą ciemność. Mężczyzna, który nas uprowadził… Tak, zdecydowanie można było uznać to, co zrobił za uprowadzenie. Przecież nie była to tylko przejażdżka. Więc goguś, który jechał z nami musiał dobrze znać te tereny, ponieważ kierował Lisę zdecydowanie. Po jakiejś godzinie jazdy odbiliśmy w lewo, na zachód. Droga stała się o wiele węższa, na prawo i lewo coraz częściej pojawiały się uliczki, które w rzeczywistości były polnymi drogami. Szczerze zacząłem obawiać się o nasze życie. Lisa była wpatrzona w drogę, jechała ostrożnie. Wyglądała na przemęczoną i przestraszoną. W końcu prowadziła pojazd nieprzerwanie od około dwóch i pół godziny, w kompletnych ciemnościach. W dodatku byliśmy w lesie, tutaj trzeba było dodatkowo uważać na zwierzęta, które w każdym momencie mogły pojawić się na ulicy i doprowadzić do poważnego wypadku samochodu.

- Skręć w prawo i za jakieś dwieście metrów zatrzymaj samochód, ale powoli, zrozumiano? - jegomość odezwał się dopiero teraz.

Wcześniej nie próbowałem rozmowy z nim, nie podjąłem próby dowiedzenia się, dlaczego to akurat my zostaliśmy porwani. Zdaję sobie sprawę, że nie byłem w pełni sobą, aczkolwiek uważałem wtedy, że moja ciekawość nie jest warta życia Lisy. Tutaj nie chodziło tylko o mnie... o dupka, który zawsze i wszędzie żądny jest wiedzy. Lisa zatrzymała samochód w miejscu, w którym jej kazano.

Wyłączyła silnik i spojrzała na mnie ze łzami w oczach. - Wilson już dawno powinien być na policji. - Pomyślałem.

- Wysiadać! - wrzasnął na nas nagle. Już nie był taki opanowany jak wcześniej. Wzdrygnąłem się, słysząc potworny wrzask. Lisa wyszła powoli z samochodu i stanęła przed maską. Dołączyłem do niej. Przestępca - uważam, że mam pełne prawo, żeby go tak nazwać - wysiadł z samochodu zaraz za nami, niosąc w ręku niewielką, czarną torbę sportową. Pomyślałem, że musiał postawić ją za siedzeniem pasażera, jeśli jej obecność w samochodzie umknęła mojej uwadze.

- Poczekajcie! - polecił. Zaraz potem zasiadł na miejscu kierowcy i włączył silnik oraz światła.

Na początku pomyślałem, że ma zamiar nas tu zostawić, co bardzo ucieszyłoby Lisę i mnie, albo po prostu nas rozjedzie, zmiażdży jak robaki. To była mało pocieszająca perspektywa. Jednak myliłem się co do obu tych rzeczy. Nie zamierzał nas zostawić w spokoju, ale również nie chciał nas zabić, przynajmniej od razu… Po chwili silnik zgasł, a światła pozostały włączone. Wysiadł, uśmiechnął się podle i krzyknął do nas obojga:

- Muszę dobrze widzieć wasze przerażone twarze!
- Spie*****j. - Pomyślałem.

Byłem wściekły, ale nic nie mogłem zrobić. Miałem rzucić się do ucieczki? Jasne, gdyby tylko moja noga mogła biegać, a Lisy nie byłoby ze mną… Ale była. Być może to ja byłem z nią. I nie żałowałem.

- Oddajcie telefony. - Zawahałem się przez chwilę. Lisa oddała swój posłusznie. - No już! - Szturchnął mnie w ramię. Zabolało. W końcu wyjąłem go z kieszeni spodni i oddałem.
- Zobaczymy kto dzwonił do pani dziekan… - Przeglądał spis połączeń nieodebranych, gdy dotarło do mnie, że on dobrze wie, kim jest Lisa. - Znał pozycję, jaką zajmuje w szpitalu. Ale o czym to świadczy? Czy to miało związek z PPTH? - zastanawiałem się w duchu.

- Lucas… - Usłyszałem po chwili. - No proszę, do pani administrator dzwonił jakiś Lucas. Kim on jest? - Spojrzał w stronę Lisy. Jego wzrok był chłodny. Milczała. - Dlaczego, do cholery nie powiesz? Chcesz go wku***ć?! - Myślałem. Bała się o niego?

- Słyszysz, co do Ciebie mówię?! - Zamachnął się, Lisa skuliła nieco swoją wyprostowaną sylwetkę, ale nie powiedziała ani słowa.
- To jej facet! - krzyknąłem. Tylko w taki sposób mogłem nie dopuścić do tego, żeby ją uderzył. Przynajmniej w tej sytuacji.
- Brawo. - Zbliżył się do mnie, klaszcząc w dłonie. - Doktorek broni swojej pani… - Spojrzał na mnie z kpiącym uśmiechem.
- Co Ty bredzisz, damski bokserze? - odpowiedziałem w miarę spokojnie.
- Pewnie bardzo Ci na niej zależy i zniesiesz wszystko, żeby ją ocalić? - Podszedł bliżej, patrzył pytająco, ale nic nie odpowiedziałem.

Nie zamierzałem nikomu się zwierzać, a już na pewno nie jakiemuś podłemu typowi. Po krótkiej chwili zostałem nagrodzony za swoją waleczność, a także brak odpowiedzi. Mężczyzna spojrzał na mnie wściekle i wyrwał mi z dłoni laskę. Zamachnął się gwałtownie i zdzielił mnie w lewe ramię tak mocno, że wrzasnąłem z bólu, upadając na miękkie runo leśne. Suche liście otuliły moją postać.

- Przestań, do cholery! Zostaw go! - piszczała Lisa, rzuciwszy się na przestępcę, ale on jednym, silnym ruchem odepchnął ją na maskę samochodu.
- Za każdym razem, kiedy jedno z was mnie rozwścieczy, drugie dostanie… I to porządnie, nie zamierzam was oszczędzać. - Uśmiechnął się szeroko.
- Przekonamy się, czy pani doktor odwzajemnia uczucia doktorka, buahahaha! - Roześmiał się obrzydliwie głośno.
- A Ty. - Wskazał na mnie palcem. - Wstawaj natychmiast! Nie dostałeś w nogi, bo i tak ledwo chodzisz, a dzisiaj potrzeba będzie Ci na to dużo siły… - zapowiedział.

Wstałem powoli, podpierając się tylko jedną ręka, drugie ramię mocno pulsowało, podejrzewam, że na potłuczonej skórze już rozlał się potężny, fioletowy siniec. Lisa podeszła do mnie, żeby pomóc mi podnieść się całkowicie.

- Nic ci nie jest? - zapytała szeptem.
- Chyba niczego mi nie złamał - szepnąłem. - Jeszcze - dodałem w myślach.
- Proszę, proszę, aż miło popatrzeć - powiedział, przyglądając się nam.
- Dobra, koniec amorów. Laska nie będzie Ci już potrzebna. - Podszedł do drzewa i dwoma mocnymi uderzeniami połamał ją o jego pień.
- Paniusiu, obawiam się, że Lucas więcej nie zadzwoni - powiedział z taką miną, jakby wygrał na loterii. Wyjął baterię z urządzenia i rzucił nim o drzewo. To samo chciał zrobić z moim, ale zdziwił się, że jest on wyłączony.
- Włącz. - Podał mi go. - Nie pamiętam kodu pin, nie włączałem go od wczoraj. - Skłamałem.

W odzewie jego ponowny atak wściekłości znalazł ujście na mojej twarzy, dostałem telefonem komórkowym w kość policzkową, na której skóra rozdarła się jak stara szmata.

- Owww! - krzyknąłem i poległem na maskę samochodu.
- House! - Lisa chciała do mnie podejść, ale wymierzył w nią lufę broni.
- Tym razem żadnej pomocy. Włącz telefon, albo skopię Ci tyłek tak mocno, że już nigdy nie usiądziesz. - Tego akurat się nie bałem, ale martwiłem się o Lisę. Włączyłem ten cholerny telefon w nadziei, że Wilson nie napisał żadnej wiadomości, że jedynie może tylko próbował się dodzwonić.
- Tak od razu lepiej. - Poklepał mnie po twarzy. To było ohydne.
- Nieodebrane połączenie od: Wilson. Właściwie… - Zamarłem na chwilę, wstrzymując powietrze.
- To widzę dwa nieodebrane połączenia od niego. Kim on jest? - Odetchnąłem z ulgą, nic nie napisał, to dobrze.
- To mój lekarz. - Okłamałem go, ale wolałem odpowiedzieć, żeby nie uderzył Lisy.
- Stańcie tutaj! - rozkazał. Stanęliśmy obok siebie, a on pochylił się i wyjął z torby sznur.
- Zwiąż mu nadgarstki! Tylko mocno! - powiedział do Lisy, rzucają linę w jej kierunku. - Co jest, do cholery?! - Pomyślałem.

Lisa podeszła do mnie i zawiązała mi go na rękach, szepcząc przepraszam. Po chwili mężczyzna związał ją tym samym sznurem bardzo mocno i wzmocnił uścisk na moich nadgarstkach. Reszta liny zwisała przed nami.
- Idziemy! - Pociągnął nas w stronę lasu. Czuliśmy się jak konie, prowadzone na rzeź…

cdn.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Pią 0:51, 05 Mar 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Co do czesci pierwszej....nie zastosowałas się do kilku wskazówek, nie wyedytowałas i...w połowie zarzuciłem czytanie niestety :(



_________________
www.speedup.cal24.pl

PostWysłany: Pią 7:29, 05 Mar 2010
Thombike
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 01 Lut 2010
Pochwał: 2
Ostrzeżeń: 2

Posty: 365

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Robi się trochę przerażająco, ale historia już mnie wciągnęła.



_________________
"To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe

PostWysłany: Pią 13:28, 05 Mar 2010
orco
Tłumacz



Dołączył: 17 Wrz 2009
Pochwał: 28

Posty: 638

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Thombike Przykro mi :(

orco Bardzo sie cieszę :)
___________________________________


Cześć czwarta.


Mijały kolejne minuty, a ja wciąż nie wiedziałem, dokąd zmierzamy. Mężczyzna szedł przed siebie z własną latarką. My, pogrążeni w ciemnościach, podążaliśmy na oślep. Moje chore udo pulsowało coraz mocniej, co skutkowało coraz wolniejszym chodem. Starałem się trzymać tempo, jakie nam narzucił. Ale po pół godzinnej drodze w terenie, pełnym rozmaitych chaszczy, kamieni i połamanych pni drzew, czułem, że niedługo wyczerpie się mój zapas sił w nogach. W kieszeni miałem fiolkę z Vicodinem. Wyjąłem ją po cichu. Z tego, co pamiętałem, była w połowie pełna. Zażyłem jedynie dwie tabletki. Zależało mi na powstrzymaniu bólu, ale nie chciałem, żeby lek mnie otumanił. Nie w takiej sytuacji.

Lisa szła o jakiś krok przede mną, około metr ode mnie. Słyszałem jej przyspieszony oddech. Była wyraźnie zmęczona. Przez dłuższą chwilę miałem wrażenie, że krążymy w kółko. Zupełnie nie wiedziałem, jak daleko znajdujemy się od naszego samochodu.

- Cuddy, o co chodzi w tym wszystkim? - szepnąłem, gdy poczułem jej ramię, ocierające się o moją rękę.
- House, tak bardzo żałuję, że przechodzisz przez to piekło… Ja… - nie dokończyła, ponieważ potknęła się o jakiś duży pień drzewa.

Jegomość minął go swobodnie, oświetlając sobie drogę. Nam najwyraźniej nie zamierzał wspomnieć o tej monstrualnej kłodzie. Chcąc ją pokonać, byłem zmuszony podnieść nogę i przełożyć ją ponad pniakiem. Miałem z tym nie lada problem, ponieważ Lisa nadal nie podniosła się z ziemi, nie wliczając w to mojego kalectwa.

- Hej, zaczekaj! - krzyknąłem do ohydnego człowieka. Poradziłem sobie z przeszkodą i spróbowałem podnieść swoją towarzyszkę.
- Nie patrzycie pod nogi? - Zaśmiał się szyderczo. Zatrzymał się i odpalił papierosa. Dał nam chwilę, którą Lisa wykorzystała, żeby coś powiedzieć.
- House, to koniec… Nie wyjdziemy z tego cało… - szeptała przestraszona.
- Wszystko będzie dobrze - odpowiedziałem. Jeszcze raz - nadzieja matką głupich. W dodatku jest dla maminsynków.
- House! - szepnęła, ale zabrzmiało to jak niemy krzyk. - Ty nic nie rozumiesz, nie jesteśmy nieśmiertelni. On nas zabije! - Dotknąłem dłonią jej policzka, był mokry od łez.
- Idziemy! Mam was dosyć! Jeszcze ty, kaleko! Przez ciebie mam dodatkowy problem - krzyknął, ciągnąc za sznur.
- Czego od nas chcesz? - odkrzyknąłem najgłośniej, jak tylko potrafiłem. Oczekiwałem odpowiedzi, a on znajdował się o dobrych kilka metrów dalej.
- Ja niczego! Wykonuje tylko rozkaz… Ty jesteś tutaj przypadkiem, jednak widziałeś zbyt dużo… - urwał. Nagle zaczął kaszlać nerwowo. - Pal więcej i zdechnij natychmiast - pomyślałem.
- A więcej zapewne powie ci twoja paniusia… - Odruchowo spojrzałem na Lisę, po chwili zorientowałem się, że i tak się nie dowiem czy również ona patrzy na mnie. Milczała.

Przeszliśmy kolejnych ileśset metrów, a moja noga miała stanowczo dosyć. Czułem, że nogawki u dołu są całkowicie podarte. Wyobraziłem sobie, jak pokaleczone musiały być łydki Lisy. Miała na sobie spódnicę. Była cholernie krótka, jak u afgańskiej dziwki. Uśmiechnąłem się na to porównanie.
Ale w ułamku sekundy uderzyła we mnie rzeczywistość. Bardzo okrutna rzeczywistość.

Lisa przylgnęła do najbliższego drzewa i osunęła się na wilgotną, leśną ściółkę.

- Dalej nie pójdę - z jej ust wydobył się jęk. Bandzior usłyszał to, co powiedziała i podszedł do niej. Nachylił się i złapał ją za włosy. - Jak to dalej nie pójdziesz? - zapytał bardzo powoli, podejrzewam, ze patrzył jej w oczy. - Przestań, robisz mi krzywdę, ty dupku! - zaskomlała.

Byłem coraz bardziej wściekły, ale również całkowicie bezradny. To najgorsze uczucie, jakiego kiedykolwiek doświadczyłem. A jednak, podszedłem, żeby chociaż spróbować go od niej odepchnąć własnym ciałem. Najwyraźniej usłyszał, że zbliżyłem się. W końcu pod moimi stopami szeleściły suche liście, a w lesie było ciemno, głucho i wilgotno. Świadomość, że być może nikt nie zdąży ci pomóc jest bardzo niepokojąca.

- A ty dokąd? Na pomoc ślicznotce? - syknął i z całej siły odepchnął mnie na bok.

Przewracając się, uderzyłem bolącym ramieniem o coś niesamowicie twardego. W lesie o pochodzeniu poglacjalnym mógł to być tylko jeden element przyrody nieożywionej - duży kamień albo jeśli ktoś woli, niewielki głaz.

Bandzior kontynuował torturowanie Lisy, aż w końcu przyłożył do jej podbródka broń i powiedział:

- Chciałem pójść jeszcze dalej w las i dopiero tam was zastrzelić, ale… - Wyszczerzył się. - Jesteśmy wystarczająco daleko, żeby nikt nie znalazł waszych zwłok, zanim zupełnie się nie rozłożą. Cały twój dług przejdzie na twoją rodzinę, złotko - powiedział z wielką satysfakcją. - Mam im coś od ciebie przekazać? - zapytał bezczelnie, po czym powoli się wyprostował i wymierzył w jej kierunku lufę pistoletu. Byłem pewien, że za chwilę strzeli… - Ty podły draniu - jęknęła przez łzy. Jej głos załamał się i nic więcej z siebie nie wykrztusiła. Wtem mężczyzna ponownie przemówił: - Powiedz doktorkowi do widzenia…
- Po moim trupie! - wrzasnąłem, z całej siły uderzając go kamieniem w głowę. Był tak zaabsorbowany dręczeniem Lisy, że nie zauważył, kiedy podniosłem się na nogi. Poległ na ziemię z trzaskiem pękającej kości. Nie wiedziałem czy go zabiłem. Z jednej strony byłoby wspaniale, ale z drugiej…

Lisa siedziała pod drzewem, kompletnie osłupiała, nie poruszyła się. Chyba nie zdawała sobie sprawy z tego, co się stało. Pochyliłem się nad sylwetką mężczyzny i wyjąłem z jego dłoni pistolet. Odbezpieczyłem go i schowałem do kieszeni płaszcza. Wiedziałem jak to się robi, ponieważ dawno temu mój ojciec nauczył mnie obchodzenia się z bronią. Był żołnierzem marynarki wojennej.

Przeszukałem go i zniszczyłem baterię w jego telefonie, ponieważ do niczego by się nam nie przydał. Był wyłączony. Nie miałem zamiaru jednak ryzykować, że ocknie się i powiadomi szefa o swojej porażce.

- Cuddy, wstawaj! - Ponagliłem ją. Wstała powoli i przylgnęła do mnie. Zaczęła płakać jak dziecko. To jeszcze nie koniec… - Pomyślałem.

cdn.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Sob 21:00, 06 Mar 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Mam nadzieję, że niedługo pojawi się nowa część :D wciągnęła mnie ta historia :mrgreen:



PostWysłany: Nie 1:33, 07 Mar 2010
marta_
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 10 Lut 2010

Posty: 6

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

marta Bardzo mi miło :)
_____________________


Część piąta.


Staliśmy tak przez kilkanaście sekund, po czym odsunąłem ją od siebie. Niechętnie zrobiła krok do tyłu. Teraz potrzebne było nam opanowanie i skupienie, to nie był czas na mdłe czułostki. Nie chciałem, żeby się bała. Jednak miałem świadomość, że dopóki nie wydostaniemy się z tego ciemnego lasu, oboje nie będziemy ani trochę bezpieczni.

- Cuddy! - Potrząsnąłem nią delikatnie. - Słyszysz mnie? Przestań płakać i skoncentruj się - poprosiłem. - Ja naprawdę ani trochę nie orientuję się, co się tu dzieje. Mogę mieć tylko swoje podejrzenia po tym, co usłyszałem od tego bandziora! - Zdenerwowany wskazałem na leżącego nieopodal człowieka.

Wtedy nie miałem czasu skupiać się na swoich przemyśleniach odnośnie przyczyny naszego uprowadzenia.

Usłyszałem pociągnięcie nosem i drżący oddech. Nie była skupiona, ani trochę. Nie wiedziałem nawet czy sens moich słów do niej dotarł. Rozwiązałem jej ręce. Nie było cienia szansy, żeby to Lisa rozwiązała najpierw moje. Była za bardzo rozdygotana, poza tym ja najpierw zostałem związany, a węzeł kończył się na jej nadgarstkach. Transakcja wiązana. Poradziłem sobie z tym i poleciłem, żeby teraz ona rozwiązała mnie. Działała jak robot. Po prostu wykonała moje polecenie. Jej samopoczucie pogorszało się. Moje również nie było w zadowalającym stanie.

- Poczekaj - powiedziałem. Nachyliłem się nad mężczyzną po raz ostatni, żeby zabrać mu latarkę. Sprawdziłem czy żyje.
- Puls słaby, ale wyczuwalny - stwierdziłem.
- O nie! - Odpowiedź, którą usłyszałem, wcale mnie zdziwiła.

Ona prawdopodobnie chciałaby teraz, żeby ten człowiek nie żył. Jednak zastanowiłem się nad tym głębiej. Gdyby kiedykolwiek doszło do procesu sądowego, może nawet poszedłbym do więzienia. A jeśli nie - byłbym lekarzem, który odmówił człowiekowi pomocy w sytuacji zagrożenia życia. Możliwe, że straciłbym prawo do wykonywania zawodu i moja prężna kariera dobiegłaby końca. Wszystko zależało od tego czy bandzior przeżyje i czy ktokolwiek zdoła udowodnić, że działałem w obronie własnej… Pozwoliłem losowi decydować.

- Chodźmy - powiedziałem, zostawiając umierającego człowieka w lesie pełnym dzikiej zwierzyny.
- A… a-a on? - Lisa zapytała, załamującym się głosem.
- Zostaje, nie zamierzam go wlec ze sobą przez kilka mil. - Nie wiedziałem nawet czy nam uda się wyjść z lasu w odpowiednim miejscu. Czy w ogóle nam się to uda… Tego nie mówiłem na głos. Podszedłem do Lisy i pociągnąłem ją za rękę. Ruszyliśmy w drogę powrotną.

Był środek nocy, a my musieliśmy dostać się do naszego samochodu. Oświetliłem pobliskie drzewa, mech na pniu rośnie od strony północy. Mając tego świadomość - ponownie dzięki mojemu ojcu żołnierzowi - wykonałem w myślach kilka obliczeń. Od miejsca, w którym bandzior kazał zatrzymać Lisie samochód, przebyliśmy prawie trzygodzinną drogę w głąb lasu. W kierunku północnym. Biorąc pod uwagę, że teraz jesteśmy wyczerpani, czas powrotu do tego samego miejsca może się nawet dwukrotnie zwiększyć. Wiedziałem, że powinniśmy kierować się cały czas na południe, aż w końcu jakaś wąska ulica przetnie naszą drogę.

Szliśmy w milczeniu. O nic jej nie pytałem. Nie chciałem wtedy zużywać resztek sił na próbę wymuszenia odpowiedzi.

- House… - szepnęła po godzinie męczącej wędrówki. - Idziemy już tak długo… - jęknęła.
- Będziemy szli, aż wydostaniemy się z tego obrzydliwego miejsca.

Nie zamierzałem tu zostać i utknąć w tym gównie na zawsze. Ale najwyraźniej moja noga powzięła taki zamiar.

- Owwww… - Chore udo zaprotestowało i moje prawe kolano mimowolnie dosięgło ziemi. Vicodin to za mało. Zmęczenie nogi sięgnęło granicy.
- House, co ci jest?! - krzyknęła, klękając przy mnie. Wyłączyłem latarkę z dwóch powodów.

Nie chciałem, żeby bateria w niej całkowicie się wyczerpała, podczas gdy nie podążaliśmy wyznaczoną trasą. Również dlatego, że nie chciałem, aby widziała moją twarz, wykręconą niemal w drugą stronę od potężnego bólu.

- Noga… - syknąłem.
- Weź Vicodin - odpowiedziała.
- To… to… już nie pomaga - wyjąkałem.

Nie miałem już sił, moja noga zdrętwiała i całkowicie odmówiła posłuszeństwa. W ciągu tej godziny ani razu nie zrobiliśmy przerwy. Człowiek odpoczywający chociażby chwilę w czasie ciężkiego wysiłku, traci pięćdziesiąt procent swojej energii.

- W takim razie posiedźmy tutaj - powiedziała.

To było zbyt ryzykowne, jeśli tamten mężczyzna przeżył moje uderzenie. Było mało prawdopodobne, że uda mu się nas dogonić, ale wolałem dmuchać na zimne. Jedno z nas musiało dotrzeć do wozu i wezwać pomoc. Padło na Lisę.

- Weź latarkę i co jakiś czas kieruj światło na drzewa, mech rośnie od strony północnej, ty masz iść w przeciwnym kierunku! - Dałem jej wskazówki. Powoli zaczynałem kiwać się w tył i w przód, wciąż rozmasowując swoją nogę.
- House! Oszalałeś! - wrzasnęła. - Jeśli on cię znajdzie, zabije cię bez mrugnięcia okiem! Nie, nie zostawię cię tutaj… - szepnęła, przybliżając się odrobinę.
- Jeśli chociaż ty dotrzesz do samochodu, będzie większa szansa, że zdążysz wezwać pomoc. Ja w razie czego poradzę sobie z nim. Zabrałem mu pistolet… - westchnąłem.
- Jak to? - zapytała. Gdy przeszukiwałem bandytę, była zbyt oszołomiona, żeby to zauważyć. Ja dotychczas o tym nie wspomniałem.
- Mam jego pistolet. Po prostu - jęknąłem, siadając na tyłku.
- To nie rozwiązuje sprawy… - przerwałem jej, byłem coraz bardziej wściekły.
- Nic nie rozwiązuje tej sprawy, Cuddy! - wrzasnąłem na nią. - Ja niczego nie wiem! Nie mam pojęcia, dlaczego zostaliśmy porwani i dlaczego ten idiota zamierzał nas zabić! A ty wciąż nie odpowiadasz! - Wyładowałem na niej swój gniew. Moje oczy piekły ze złości, a ciśnienie wyczerpanego organizmu znacznie wzrosło.
- Przepra… przepraszam. Nie mogę… - szepnęła, oddalając się nieco.
- Nie możesz powiedzieć?! Teraz także ja jestem uwikłany w tę farsę! - Miałem dość. Przestałem krzyczeć, za bardzo bolało.
- Posłuchaj… - powiedziałem spokojniej. - Jeśli nie możesz teraz powiedzieć, poczekam. Ale, do diabła, zostaw mnie tu i wezwij pomoc!

Wstała bez słowa, zaświeciła latarkę i zaczęła rozglądać się dookoła.

- Na południe – syknąłem, zażywając cztery pastylki Vicodinu.

W moim gardle było sucho jak na pustyni. Przełknięcie tabletek zajęło mi kilka chwil. Potem zorientowałem się, że Lisa mnie nie zostawiła. W prawej ręce niosła spory, dosyć gruby kij, a w lewej dwa, trochę cieńsze i krótsze.

- Co robisz? - Zdziwiłem się.
- Wyprostuj nogę - poleciła.
- Ale co ty… - zapytałem.

Zmęczonymi dłońmi zaczęła rozmasowywać zdrętwiałe udo. Po kilku minutach poczułem ulgę. Pomógł nie tylko Vicodin. Potrzebowałem chwili odpoczynku. Sięgnęła do sportowej torby, którą zabraliśmy ze sobą. Wyjęła z niej sznur, którym byliśmy związani, znalazła również niewielki nóż traperski. W tej chwili dotarło do mnie, co zamierzała. Odpuściłem. Była tak uparta jak ja.

- Sam to zrobię - sapnąłem, umieszczając kij po lewej stronie nogi, potem następny po jej prawej.

Obwiązałem sznurem kończynę w dwóch miejscach: nad udem i tuż pod kolanem. Dodatkowe wsparcie zapewnił mi trzeci kij. Na jego wierzchu położyłem prawie pustą torbę, która miała chronić przed otarciami od drewna. Z pomocą Lisy wstałem i oparłem się na nim.

Ponownie, bez słowa ruszyliśmy do drogi. Po trzech kolejnych godzinach przedzierania się przez las i dwóch krótkich przerwach na odpoczynek zaczynało świtać. Szliśmy, patrząc przed siebie.

- Widzę… - szepnąłem, nie do końca pewien czy się nie mylę.
- Co? - zapytał Lisa.
- Tam, po lewej jest dróżka. Jeśli szliśmy dobrze, to jakieś sześćset metrów dalej powinien stać samochód, za zakrętem - stwierdziłem.

Uśmiechnęła się do mnie. Jej humor poprawił się i ruszyła przed siebie szybszym krokiem. W momencie kiedy dotarła do drogi, byłem jakieś dwieście metrów do niej. Nagle, po budzącym się do życia lesie, rozniosło się echo.

- House! Widzę samochód! Nie pomyliłeś się! Cholera, House! Jesteś wspaniały - wrzeszczała. Mimowolnie na moją twarz wypełzł szeroki uśmiech. - Wariatka. - Pomyślałem. Byłem ciekaw, ile benzyny zostało w baku…

cdn.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Pon 17:22, 08 Mar 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Oby tak dalej :D czekam na kolejną część z niecierpliwością :mrgreen:



PostWysłany: Pon 19:02, 08 Mar 2010
marta_
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 10 Lut 2010

Posty: 6

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

kochana moja ty tez tutaj :D ja juz komentowalam wiec nie bede sie powtarzac cudenko a czytajacym powiem tylko tyle ze maja racje wciagajace to dobre slowo
fik jak narkotyk :*



PostWysłany: Pon 23:44, 08 Mar 2010
mazeltov
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sty 2010

Posty: 21

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Fajny fik :D .Wciąga :).Nie mogę doczekać się następnej części :).Weny!



_________________

PostWysłany: Sro 17:19, 10 Mar 2010
housee
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 19 Lis 2009

Posty: 22

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3  Następny
Strona 1 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05366 sekund, Zapytań SQL: 15