Oh crap! [13/14+EPILOG]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hej!
To opowiadanie jest genialne! ! ! ! ! !
Nie rób nam tego i je dokończ. Błagaaaaaaaaaaaaaaaaaam.
Ja muszę wiedzieć co będzie dalej. :house04:



PostWysłany: Sro 20:19, 05 Maj 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hej *macha* przepraszam, że was zaniedbałam ;C to opowiadanie jest już dawno dokończone. Tak btw, to mój pierwszy w świecie fic. W tej części zapewne też są błędy, ale piszę pracę licencjacką, więc na razie brak mi czasu na ich poprawienie. Dziękuję wam bardzo za komentarze i za to, że upominacie się o ten twór.

Dla wszystkich, którym się podoba. Część ósma.


VIII


Kilka godzin później.

Wszystko poszło dobrze. Doktora House przewieziono na OIOM, jest na silnych lekach przeciwbólowych, ale teraz trzeba go wybudzić z narkozy. - Powiedziała lekarka zajmująca się House'm do trójki czekającej na korytarzu.
- Ja to zrobię. - Powiedział Wilson. Kobiety skinęły głowami.
James westchnął głęboko i wszedł do pokoju, w którym leżał jego przyjaciel.

House wyglądał znacznie lepiej. Miał zszyty łuk brwiowy, założone szwy po operacji, ale był cały poobijany.

- House, słyszysz mnie? - Wilson poczuł się jak w miejscu wypadku.
- House, obudź się. - Szepnął.
Wilson szturchnął leciutko przyjaciela w ramie.
- House. - Powtórzył głośniej.

Gregory ruszył delikatnie powiekami. Próbował coś powiedzieć, ale zaschło mu w ustach, Wilson widząc to podał mu kubek z woda.

- Jesteś w szpitalu, miałeś wypadek, mówią, ze operacja się udała.
- Głowa mi pęka - jęknął.
A poza tym jak się czujesz? - House zignorował pytanie przyjaciela.
- Jak źle?
- Masz rozbity łuk brwiowy, pękniętą kość wzdłuż nadgarstka, wstrząśnienie mózgu, miałeś krwotok wewnętrzny i straciłeś.. - Przerwał.
- Nerkę? Zapytał lekko przerażony.
- Nie, na szczęście. Wycieli Ci śledzionę, była w kawałkach.

House odetchnął. - Całe szczęście- Pomyślał. Gdyby stracił jakiś ważny organ bez którego nie dało9 by się prowadzić normalnego życia. Zaraz, normalnego? Przecież on nie miał normalnego życia, ciągle ból nogi, niezdolność do zawierania jakichkolwiek związków międzyludzkich.

- No właśnie. - Powiedział już głośno.
- Co z moją nogą?
- W porządku. Masz tylko mocno zdarte kolana. - Odetchnął z ulgą.
- Wilson, to nie tak miało być, jedynym powodem dla którego to zrobiłem,była ciekawość. Chciałem coś zapisać w tym termianrzu, wypad mi na podłogę, kartki ukazały mi notatkę Amber..
- Wiem. - Przerwał mu Wilson.
- Ja zrobiłbym to samo, gdybym podejrzewał, że Twoja ukochana Cię oszukuje..
- Nie mam ukochanej. - Przerwał House wywracając oczami.
- Ale zostawiłbym Ci wybór, a nie wpierałbym Ci na siłę, że na pewno mam rację, zwłaszcza, że Amber nie mogła się bronić.
- Wiem. I za to Cię przepraszam.
- W porządku, nie wracajmy więcej do tego tematu.
House skinął głową.
- Aha, jeszcze jedna rzecz. - Wilson lekko się skrzywił i podrapał po głowie.
- Może trochę za mocno zareagowałem, i powiedzmy, że "naskarżyłem" Twojej mamie. Jest tu.
- Co? - House podniósł głowę z łóżka rozglądając się po pokoju.
- Nie w pokoju. Jest na korytarzu. Czeka, żeby się z Tobą zobaczyć. I nie rób gwałtownych ruchów, bo szwy Ci pójdą.
- Co Ty? Masz pięć lat? Naskarżyłeś na mnie mojej matce? - House zrobił głupią minę.
- Tak. - Odpowiedział Wilson.
- Powiedz mi jeszcze co nagadałeś Cuddy na werandzie? O co wam poszło?
House przewrócił oczami.
- Otóż, tej nocy prawie się z nią przespałem. Ale do niczego nie doszło, bo coś mnie hamowało, miałem w głowie te Twoje cholerne przestrogi.
Wilson o tworzył szeroko usta.
- O proszę. - Powiedział dumny. - Nie mogę wyjść z podziwu.
- Zaraz z niego wyjdziesz. - Mruknął House.
James zmarszczył brwi.
- Powiedziałem jej, że cieszę się, że do niczego nie doszło, bo jest beznadziejna i dlatego właśnie jest sama. Ze załatwiła sobie dzieciaka, żeby nie wydawać się tak żałosną jak jest w rzeczywistości. Myślisz, że mam u niej jeszcze szansę? - House zapytał z przekorą drapiąc się po policzku.
- Zawołam Twoją mamę, przyda Ci się kazanie kogoś kto ma nad Tobą władzę, a z Cuddy, odkręć to, bo legnie w gruzach wszystko co do tamtej nocy zbudowałeś.
Wilson uśmiechnął się i skierował ku drzwiom.
-Witaj synku.
- Cześć mamo.
- Jak się czujesz?
- Może być.
- Podobno Wilson zwerbował Cię do przyjazdu? Nie potrzebnie, już z nim rozmawiałem, wszystko między nami ok.
Matka popatrzyła uważnie na Greg'a.
- Przeprosiłeś?
- Tak.
- Wiesz, muszę Ci powiedzieć, ze bardzo miła jest ta.. - Wskazała dłonią na Lisę stojąco z Jamesem na korytarzu.
- To misjonarka. - Przerwał jej głupio się uśmiechając.
- A ja myślałam, że ona zarządza..
- Jest wolontariuszką w Afryce, zbiera i wychowuje afrykańskie dzieci, bardzo to kocha.- House złożył dłonie w śmiesznym geście i przyłożył je do policzka.
- Nie wiem, czy ta pani poza Tobą ma jeszcze jakieś dzieci do niańczenia, ale cieszę się, że sobie nieźle radzi. - Powiedziała szeroko się uśmiechając
House'a zatkało.
- Co u Ciebie mamo?
- W porządku, teraz często spotykam się z przyjaciółmi.
- Cieszę się. Wiesz, nie ma sensu, żebyś tu tak siedziałam,ja sobie poradzę, Wilson odwiezie Cię na lotnisko.
- Nie chcesz, żebym tu była?
- Nie, tylko mam parę spraw do załatwienia, a poza tym będę tu teraz tylko leżał i jęczał. - Jego przekorny uśmieszek pojawił się na twarzy.
- Dam sobie radę, lepiej spotkaj się z przyjaciółmi, mi nic się nie stanie, przecież jestem w szpitalu.
Pani House nachyliła się nad synem, by go ucałować.
- Do widzenia, synku.
- Cześć mamo.
Wyszła powoli na korytarz. Zwróciła się do Jimmiego.
- James, mógłbyś odwieźć mnie na lotnisko?
- Oczywiście, ale już?
- Znasz Greg'a. - Uśmiechnęła się ciepło.
- Znam. - Wilson zrobił zabawną minę.
- Więc chodźmy zatem.
Kobieta podeszła jeszcze do Lisy. House obserwując to mało nie spadł z łóżka.
- No nie.. - Pomyślał. - Może się jeszcze zaprzyjaźnijcie.
- Mam do pani, dr Cuddy dość krępującą prośbę..
- Słucham?
- Chodzi o to, że James wyjeżdża na kilka dni na konferencję, więc nie zajmie się Gregiem..
- Rozumiem, ja się wszystkim zajmę, nie ma problemu
- Nie chcę, żeby był sam po wyjściu ze szpitala, ale znam go i wiem, że zrobi wszystko, żeby tylko nie wracać do rodzinnego domu. - Popatrzyła błagalnie na Lisę.
- Może pani na mnie liczyć, słowo. Zajmę się nim, choćby nie wiem co próbował kombinować. Już ja mam na niego sposoby.
- Dziękuję pani i dziękuję tez za to, że dzięki pani mój syn się uśmiecha.
Tym zdaniem wprawiła Lisę w osłupienie.
- Do widzenia.
- Do widzenia pani House.
- Idziemy?
- Tak, tak. - Odpowiedział - Wstąpię tu jeszcze przed wyjazdem. - Krzyknął do Cuddy Wilson.
Cuddy wzięła głęboki oddech i weszła do pokoju House'a.
- Jak się czujesz? - Szepnęła.
- Nie musisz szeptać, nie mam problemu z nadwrażliwością słuchu tylko z resztą części ciała, więc seksu teraz nie będzie. To znaczy tamta część jest w porządku. - Skrzywił się, uśmiechając jednocześnie.
- Ty i te Twoje żarty, nawet teraz Cię nie opuszczają. - Powiedziała uśmiechnięta Lisa.
- Cuddy, to co powiedziałem na werandzie, to nieprawda, wiesz o tym. Powiedziałem tak, bo byłem zły na całą tą sytuację. Przepraszam. - Odwrócił wzrok.
Wiedziała, jak trudno jest mu przepraszać, wiedziała jak nienawidził przyznawać się do błędu. Cieszyła, się jednak widząc, że mimo wszystko potrafi.
Objęla swoimi dłońmi jego dłoń.
- Ja też przepraszam, wiem że uraziłam Cie tymi wszystkimi, rzeczami, króre powiedziałam, nawet jeśli sie do tego nie przyznasz.
- Nie przyznam się. - Odpowiedział, znów w nienagannym humorze House.
- Choć tu bliżej. - Poprosił.
- Przecież mówiłeś, że seksu nie będzie. - Zażartowała jego żartem.
- Dowcipna. - Szepnął uśmiechając się.
Przysiadła na brzegu łóżka uśmiechnięta od ucha do ucha.

House wyciągnął w kierunku policzka Lisy zdrową rękę i pogłaskał wierzchem dłoni.
Jej spojrzenie rozbłysło, a wargi rozchyliły się, jakby chciały, żeby na ich powierzchnie spadła kropelka deszczu.
Wyraz twarzy House'a zmienił się, nie widziała go takiego. Widziała. Raz w życiu, dwadzieścia lat temu.
Spojrzał na je oczy, potem usta, jego oczy stały się jeszcze bardziej niebieskie niż zwykle.
Odwrócił dłoń i teraz jej wnętrzem głaskał je aksamitną skórę. Nic nie mówili.
Palce jego dłoni znajdywały się za opuszką ucha, a kciuk na jej ustach.
W jednej chwili przyciągnął ją mocno do siebie. Nie opierała się. Chciała tego, znowu.
Dotknął jej ust swoimi, raz, za chwilę drugi, delikatnie. Przeszły ją dreszcze.
Przytrzymał ją mocniej wkładając jej język do ust. Jęknęła cichutko.
Ich usta zetknęły się ciasno. Jego ręka błądziła w jej brązowych lokach, odchylił się lekko od oparcia łóżka, żeby mcć całować ją namiętniej. Ich języki stykały się, okrążały się nawzajem. Oddychali szybciej. Jego spragniony doznań język szukał je, ciepłego, wilgotnego. Trwali tak, nikt im tej chwili nie mógł zabrać. Jak na razie.

- Wiesz, że jak stąd wyjdziesz, to zatrzymasz się u mnie. - Zgromiła go wzrokiem.
- Nie będę przeszkadzał, dam sobie radę.
- Nie ma mowy, Wilson wyjeżdża na konferencję, a ja dałam słowo Twojej mamie. Chcesz być moją matka zastępczą?
- Wolałabym pełnić inną rolę. - Zachichotała.
- Nie, nie powiem Ci jaką.
- Są jeszcze trzy opcje. Żoną, kochanką, albo misjonarką.
Cuddy roześmiała się.
- Zgadzasz się czy mam dzwonić do Wilsona?
- Nie ma mowy, nie ożenię się z Tobą po jednym pocałunku.
Lisa wybuchła śmiechem. - Chodziło mi o to, że jak wyjdziesz, to się zatrzymasz u mnie.
- Aaa, dzwoń, będę bronił mojej niezależności mamo. - Popatrzył zabawnie.
- Wilson, ona chce mnie zniewolić, związać, zakneblować i wykorzystywać seksualnie w swoim domu prze co najmniej dziesięć dni. Nie możesz na to pozwolić.
- House. Uspokój się, nic Ci nie będzie.
- Tatooo..
- Nie wygłupiaj się, znów zadzwonisz do prostytutki, żeby Cię pilnowała. - Cuddy lekko się zdziwiła.
- Nic z nia nie robiłem. - Szepnął do Lisy House przewracając oczami. Cuddy lekko się zdziwiła.
- House!
- Dobra, dobra. Punkt dla rodziców. Będę grzeczny.
Lisa była w tym momencie bardzo zadowolona.

Pocałowała House'a w usta. - Przyjdziemy jutro przed południem, zanim Wilson pojedzie na lotnisko.
Wyszła szczęśliwa.
House uśmiechnął się i leżał tak aż zasnął.

Nazajutrz.

Wilson dołączając do Cuddy zdziwił się, że nie jest w pokoju House'a tylko stoi na korytarzu.
- Czemu nie wchodzisz?
- Kim jest ta kobieta? Znasz ja? - Zapytała.
- Nie mam pojęcia. Nigdy jej nie widziałem.
- Śmieją się, rozmawiają, pewnie coś ich łączy.
- Na pewno nie. Jesteś zazdrosna? - Spytał udając rozbawionego Wilson, bo zauważył, że Cuddy ma rację.

Kilka minut wcześniej.

- Co tu robisz? - Zapytał. Jego oczy rozbłysły.
Przeszył go dreszcz, bo myślał, że już nigdy w życiu jej nie zobaczy. Był przerażony, ale jednocześnie się cieszył.
- Byłam w Mayfield po dodatkowe papiery, doktor Nolan powiedział mi o Twoim wypadku.
- To aż tam wieść doszła?
- Nie pojawiałeś się, więc sprawdził. Odwiedzi Cię.



House zauważył stojących na korytarzu Cuddy i Wilsona. Machnął do nich zapraszająco. Weszli.

- Chciałbym was przedstawić. Lisa Cuddy, James Wilson. - Powiedział.
- To jest Lydia.



Autor postu otrzymał pochwałę.

_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Czw 11:40, 06 Maj 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ojej, Nietykalna wrzuć może całość, jeśli masz skończone - my tu jesteśmy wygłodniali tego ficka ;)
Jeszcze nie przeczytałam VIII części, zaraz się zabiorę...



_________________
Zapytaj mnie (anonimowo) o cokolwiek:
www.formspring.me/Miztlikatia

PostWysłany: Czw 12:45, 06 Maj 2010
Katia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 01 Kwi 2009
Pochwał: 12

Posty: 840

Miasto: Warszawa
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Genialne! ! ! ! !
Świetne! ! ! ! ! !
Pojawienie się Lydii, teraz się zacznie. Ciekawe co zrobi House i jak zareaguje Cuddy.
Wstawiaj szybko kolejną część, bo aż mnie pali z ciekawości.
:P



PostWysłany: Czw 13:55, 06 Maj 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

wow! XD niezłe ;p pojawienie Lydi ...
jestem ciekawwa jak House to zalatwi z Cuddy.
wstawiaj szybko kolejne czesci



PostWysłany: Czw 16:09, 06 Maj 2010
Housetka
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 23 Lut 2010
Pochwał: 1

Posty: 332

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

r e w e l a c y j n e !! ;-)
czekam na następną część, bo pojawienie się Lydii ;P
czekam ;d



_________________
nat ^^

PostWysłany: Czw 18:51, 06 Maj 2010
natalia94
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 29 Sty 2010

Posty: 55

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dziękuję wam za uznanie. Wstydzę się błędziorów w tym ficu. Teraz dobrze je widzę, pisałam to ponad pół roku temu. Ale jeśli chcecie już doczytać to wstawiam kolejną część, niestety nie mam teraz czasu poprawić niedoskonałości :( dzięki jeszcze raz :*
______________________________

IX

- Mój przyjaciel, jest onkologiem w tym szpitalu.
- Moja moja szefowa, zarządza całym dobytkiem. – W tym momencie Lisa poczuła się bardzo niepewnie, poczuła się urażona.
- Jak mógł przedstawić mnie, jako szefową swojej znajomej, po tym wszystkim, co między nami zaszło? – Pytała sama siebie z niedowierzaniem.

House patrzył na nią niepewnie. Wiedział, że źle zrobił, że znów ją zranił.

Kobiety spojrzały na siebie wrogo. Wyczuły się nawzajem, na łóżku nieopodal leżał mężczyzna, do którego obie coś czuły.

- Muszę iść. – Lisa rzuciła stanowczo. – Obowiązki wzywają, szpital sam sobą nie będzie zarządzał. – Popatrzyła na House wzrokiem pełnym zawodu.
Teraz wiedział na pewno, że postąpił nie tak, jak potrzeba.

Ja też będę lecieć, wpadnę później, cieszę się, że nic Ci nie jest. – Lydia obdarzyła House ciepłym pocałunkiem w policzek i wyszła.

- Dobrze, że Cuddy tego nie widziała. – Powiedział nieco przerażony Wilson.
- Co Ty wyprawiasz? Kim ona jest? Pojawia się znikąd i robi tyle zamieszania? – Jego pytania zdawały się nie mieć końca.
- Poznaliśmy się w Mayfield, przyjeżdżała do przyjaciółki.
- Spałeś z nią. – Wilson zmierzył przyjaciela ciekawskim spojrzeniem.
- Nie Twoja sprawa.
- Moja. Bo jak teraz z Cuddy Ci nie wyjdzie przez tą kobietę, to będziesz tego żałował do końca życia, a ja będę musiał tego słuchać.
House wywrócił oczami.
- Spałem. Raz.
- Dlatego wróciła. Pewnie myśli, że będziecie..
- Nic nie myśli. – Przerwał mu zdenerwowany House. Ma męża i dziecko, poza tym teraz mieszka na drugim końcu kraju.
- Żałujesz?
- Nie wiem. – Miał nie obecny wzrok mówiąc to.
- Ale wiem, że nie ma się zastanawiać, nad tym co niemożliwe.
- Wiedziałeś, że jest mężatką, a mimo to..
- Nie wiedziałem. – Odpowiedział stanowczo patrząc Wilsonowi w oczy.
- I dlatego myślałem wtedy, że może to ma jakiś sens, ale nie miało. I dobrze. Już po sprawie.
- No nie zupełnie.
House spojrzał na Wilsona badawczo.
- O co Ci chodzi?
- O to, że ona wciąż tu jest i jeszcze Cię będzie odwiedzać, a Cuddy..
- Uspokój się, co Cuddy, ona nawet nie podejrzewa, że cokolwiek mnie z nią łączyło.
- I tu się mylisz, mój drogi Sherlock’u Holmsie.
- Co masz na myśli?
- Już na korytarzu was obserwowała, sama stwierdziła, że coś między wami jest lub było. – Wilson ciągnął dalej. – Swoją drogą, myślę, że poczuła się trochę nieswojo, gdy przedstawiłeś ją tylko jako swoją szefową.
- A co miałem ją przedstawić jako swoją kobietę, skoro nawet nie wiem, czy tak jest drogi Watsonie? – Odpowiedział z uśmieszkiem na twarzy.
- Uważaj House, bo jeśli tym razem nabroisz, to tak łatwo się z tego nie wyplączesz.
- House spoważniał. – Ciekawe. – Pomyślał. – Przecież tutaj nawet nie mam czego spieprzyć.
- Jadę na lotnisko. Zostawiam Cię z Twoimi przemyśleniami i genialnym planem, który jak sądzę właśnie wymyślasz. Pa.
- Pa.

House siedział zamyślony przez kilka minut, po czym zawołał pielęgniarkę i zrobił awanturę, że nie dostał jeszcze śniadania.

W międzyczasie.

- Halo?
- Lisa, tu Wilson.
- Coś się stało?
- Wszystko w porządku, ale chciałem Cię prosić, żebyś poszła później do House, nie chcę, żeby siedział cały czas sam. Znajdziesz czas?
- Przecież ma towarzystwo.
- Mówisz o tamtej kobiecie? To znajoma z Mayfield, nic ich nie łączy.
- Jesteś pewien? – Lisa chciała wybadać grunt.
- Tak, mówił mi, że są znajomymi. Z resztą ona ma rodzinę,
- Dobrze, zajrzę do niego po południu.
- Dzięki, do usłyszenia.
- Przyjemnej podróży.

Po południe.

Lisa siedziała e gabinecie ze stertą papieów na biurku, dochodziła czwarta, a ona była dopiero w połowie tego, co miała zrobić.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
- Masz czas, zapytał Foreman.
- Jestem zawalona robotą, o co chodzi?
Zobaczyła jak za lekarzem do gabinetu wchodzi cały zespół.
- Mamy przypadek, utknęliśmy w martwym punkcie, potrzebujemy go.
- Nic z tego. Lisa wstała od biurka. Jest po ciężkiej operacji, ma wypoczywać, a nie biegać po szpitalu i głowić się nad diagnozą.
- Ale..
- Nie ma mowy. I żeby żadnemu z was nie przyszło do głowy iść do niego, bo źle się to dla was skończy. Zrozumieliście?
- Tak.
- Dacie radę, później przyjdę, może razem coś wymyślimy.
Lekarze wyszli z gabinetu i dziwili się między sobą.
- Co ona taka cięta? – Zastanawiał się Taub.
- Podobno mieszkał u niej kilka dni.
- Ona coś do niego czuje. – Skwitowała Cameron.
- Ona zawsze taka jest, wydaje wam się. – Podsumował Foreman.
- Do roboty.

House przysypiał lekko, kiedy przyszła Lydia.
Usiadła w fotelu i przyglądała mu się przez kilka minut.
Wyglądał tak jak wtedy, gdy poznali się w Mayfield, no może oprócz tych wszystkich siniaków. Uczucia w niej wezbrały.
Podeszła po cichu do jego łóżka i chwyciła go za dłoń.
Obudził się, spojrzał na nią. Uśmiechnęła się łagodnie.

- Tęskniłam.
House, odwzajemnił uśmiech.

- Przepraszam, że wyjechałam.
- Nie mam Ci za złe. Widocznie tak miało być, masz męża, dziecko, jesteś szczęśliwa.
- Ale myślę o Tobie.

House przyjrzał się jej uważnie.

- Prawie każdego wieczoru wspominam, to co pomiędzy nami się wydarzyło.

Przechyliła głowę, jej oczy stały się wilgotne.

- Gdyby mogło być inaczej. Westchnęła kładąc dłoń na jego policzku.
- Gdybym mogła cofnąć czas, nigdzie bym nie wyjechała, zrobiłabym wszystko, żeby..
- Ale nie możesz. – Przerwał jej, przyglądając się uważnie jej smutnym oczom.
- Wiem, i to jest smutne. Tęsknie do Twoich dłoni, do naszych rozmów, Twoich ust..

Oczy House rozbłysły, w tym momencie przypomniał sobie noc, którą spędzili razem, namiętność, ale zarazem spokój jaki przy niej czuł. W jednej chwili patrząc na nią wszystko odżyło. Zatęsknił za tym.

Ona widziała to w jego oczach. Pochyliła się nad nim powoli i pocałowała go w usta. Nie mógł jej odepchnąć, poczuł się bezsilny, spokojny. Nie przestawała, całowaLa go dalej, coraz goręcej, jak tamtej nocy. Wiedział, że nie powinien, że to do niczego dobrego nie prowadzi, że ona znowu wyjedzie, a on nie będzie w porządku w stosunku do Lisy, ale mimo wszystko odwzajemnił pocałunek.

Nagle do pokoju weszła uśmiechnięta Cuddy.
Uśmiechnięta do momentu, w którym zobaczyła go w objęciach kobiety, z którą, jak twierdził Wilson, nic go nie łączyło.

- Już wychodzę. – Powiedziała, odwracając wzrok, jak gdyby to ona miała się wstydzić, tego, że im przerwała.
- Nie, poczekaj. – Krzyknął House.
- Nie ma o czym mówić, przerwałam papierkową robotę, żebyś nie siedział sam, ale widzę, że masz miłe towarzystwo.

Odwróciła się i skierowała do wyjścia.

W tym momencie do Lydii doszło, kim dla niego jest ta kobieta.

- Cuddy, nie wychodź! Słyszysz! – Krzyknął, próbując wstać z łóżka.
- Cholera, gdzie moja laska. – Zezłościł się.
- Nie możesz przecież wstawać.
- Zostań tu. – Krzyknął, z trudem wychodząc z pokoju.

Lisa szła wzdłuż korytarza, niemalże płakała. Musiała się powstrzymywać, bo na swej drodze do biura mijała pracowników, pacjentów.

Nagle przez cały korytarz przebiegł krzyk.
House szedł przy ścianie, nie miał laski, bolała go rana po operacji, ale nie dał za wygraną, chciał jej wyjaśnić, ale co? Że oddał pocałunek kobiecie, której powiedział, że Cuddy, to tylko jego szefowa?

- Poczekaj. Zatrzymaj się do cholery, wiesz, że ledwo idę!

Serce chciało rozpaść się na małe kawałeczki, ale nie mogła się zatrzymać, nie mogła pozwolić sobie na chorą awanturę w miejscu, gdzie było tyle ludzi, jej podwładnych, klientów i pacjentów. Poza tym bała się upokorzenia. Przy wszystkich. Łzy ciekły jej po policzkach, ale nie odwróciła się nawet.

W tym momencie dziękował losowi, że Cuddy dała słowo jego matce, że zajmie się nim. Będzie musiała. Ale wiedział, że go to nie ratuje.

- Lisa! – Krzyknął, chcę porozmawiać.

Oniemiała. Powiedział do niej po imieniu. Pierwszy raz. Lecz teraz to nie miało znaczenia. Nic go nie miało. Szła dalej.

- Stój. – Każdy jego krok wydawał się walką, ledwo powłóczył nogami, trzymając się zdrową ręką w boku, żeby nie czuć jak mocno i niebezpiecznie skóra wokół szwów się napina. Drugą odpierał się o ścianę, by nie upaść. Wiedział, że wygląda żałośnie i że może stracić nawet życie, ale zdał sobie sprawę, że nie chce też żyć bez niej.

Nagle poczuł w boku mocne kłucie i rozdzielający ból. Wrzasnął. Krew zalała jego ubranie. Zrobiło mu się słabo.

Lisa się wzdrygnęła.

- Szwy mi poszły! – Wrzasnął jeszcze raz z bólu i osunął się na ziemię.

- Załatw łóżko i dzwoń na operacyjną, pacjentowi szwy pękły, mocno krwawi.

Natychmiast! – Krzyknęła na sanitariusza, który koło niej właśnie przechodził.

Czuła się podle, on tam leżał, cały we krwi, znowu z jej winy, a ona nawet się nie odwróciła.
Nie zrobiła tego, wiedziała, że na tym się nie skończy. Poszła do biura.
Gdy tylko zamknęła drzwi gabinetu, usiadła w rogu na podłodze i zaczęła płakać jak małe dziecko nad zepsutą zabawką. Nie mogła przestać, zachodziła się płaczem. Była cała rozmazana.

- Szybciej! – Krzyknął Chase. Stracił sporo krwi.
- Dwie jednostki krwi AB rh+ jak najszybciej! – Polecił Foreman.

Cuddy doprowadziła się do porządku, nie miała innego wyjścia i poszła na blok operacyjny.

- Co z nim? – Zadała pytanie Cameron.
- Zatrzymaliśmy krwawienie. I przetoczyliśmy krew.
- Czyli wszystko się udało.
- Niezupełnie. Nie rozumiem, nas do niego nie wpuściłaś, a sama pozwoliłaś mu wstać. – Cameron miała Lisie za złe.
- Nie wiesz jak było. – Popatrzyła smutnym wzrokiem.
- To co z nim?
- Wdało się zakażenie.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Sob 18:50, 08 Maj 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

każda nowa część jest bosssska ;d
liczę, że w tym tygodniu przeczytam nasteoną ;))



_________________
nat ^^

PostWysłany: Sob 21:33, 08 Maj 2010
natalia94
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 29 Sty 2010

Posty: 55

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Brak mi słów.
Po prostu nie da się tego skomentować.
Oczywiście pozytywnie. Mam tylko jedną prośbę: wklejaj kolejne części jak najczęściej, bo nie wytrzymam.



PostWysłany: Pon 15:13, 10 Maj 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Czemu nie jesteś scenarzystą tego serialu?!
Wklejaj dalej :)



_________________
Zapytaj mnie (anonimowo) o cokolwiek:
www.formspring.me/Miztlikatia

PostWysłany: Pon 15:47, 10 Maj 2010
Katia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 01 Kwi 2009
Pochwał: 12

Posty: 840

Miasto: Warszawa
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

boooskie



_________________

PostWysłany: Wto 10:37, 11 Maj 2010
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

dopiero wczoraj zauwazylam ze jest kolejna czesc :)
wczoraj czytałam ale czasu na skomentowanie nie mialam

NiEtYkAlNa napisał:
- Lisa! – Krzyknął, chcę porozmawiać.

Oniemiała. Powiedział do niej po imieniu. Pierwszy raz. Lecz teraz to nie miało znaczenia. Nic go nie miało. Szła dalej.


ogółem ten moment mi się przyśnił ;o i nie wiem do konca czemu ale uwazam ze jest PIEKNY ... "Lisa!" ymm... :mrgreen: supeer. czekam na daleej :twisted:

PS. ogolem cale swietne ;)



PostWysłany: Wto 20:29, 11 Maj 2010
Housetka
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 23 Lut 2010
Pochwał: 1

Posty: 332

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

dzięki wielkie, kolejna część ;)
_____________________________


X


- Boże.. Jak to zakażenie? – Lisa potrząsnęła niedowierzająco głową.

- Jakie ma szanse? – Tak naprawdę nie chciała uzyskać odpowiedzi, bardzo się bała, że usłyszy najgorszą z możliwych.

- Jeszcze nie wiadomo, wszystko wyklaruje się w ciągu kilku godzin.- Odparła Cameron.

- Chase mówił, że może umrzeć w każdej chwili…- Przerwała, ocierając łzy ze swoich policzków. - Ale jeśli podczas pięciu najbliższych godzin nie wystąpią żadne komplikacje, to będzie znaczyło, że jego organizm reaguje na podane leki przeciwko zakażeniu. Że nie rozprzestrzeniło się i nie szaleje po całym ciele.

– Cameron położyła dłoń na ramieniu Cuddy. Lisa podniosła wzrok na koleżankę.

- To moja wina, to wszystko przeze mnie. Nie chciałam, żeby tak się stało. – Lisa rozpłakała się na dobre.

- Dr Cuddy, nie wiem co się wydarzyło ale to na pewno nie jest Twoja wina, on jest dorosły, wie że wstając ryzykował życie. To tylko i wyłącznie jego wina. Nigdy go nie obchodziło, czy ktoś po nim zapłacze, czy ktoś mu pomoże…

- Nie to nie tak…- Chlipnęła Lisa. – To wszystko nie tak. Ty nic nie rozumiesz. On się poświęcił i dlatego wstał, poświęcił swoje życie, żeby móc ze mną porozmawiać, wytłumaczyć mi, a ja… j- ja po prostu chciałam uciec od tego.

Lisa wciąż płakała, nie wiedziała co zrobi jeśli on… Nie. Tak nie mogło się stać, ona go potrzebowała On nie może jej teraz opuścić. Kocha go, i zdaje sobie z tego sprawę dopiero teraz, teraz jest w stanie mu wszystko wybaczyć, WSZYSTKO, ale nie potrafi wybaczyć sobie, za dużo go to kosztowało. Może nawet jego własne życie.

Na korytarz wyszedł Chase i Foreman.

- Przewozimy go na OIOM, ktoś z nas będzie przy nim cały czas.

- Dziękuję wam, ale musicie zając się nadal chorym pacjentem, i proszę skontaktujcie się z Wilsonem, powiadomcie go jak w ciężkiej sytuacji jest House. Musi wracać.. – Cuddy zacisnęła powieki.

– Boże, nie tylko sama przed sobą teraz przyznaję, że dopuszczam do siebie tą straszną myśl, ale jeszcze przed nimi. – Pomyślała.

Było jej źle, tak niedobrze jak nigdy, czuła się słaba, chciała zniknąć, rozpłynąć się w powietrzu, nie cierpieć więcej z powodu House’a i nie winić siebie za sytuację, w której teraz się znajdował. Ale nie mogła, wiedziała, że musi stawić temu wszystkiemu czoła.

Z rozmyslań wyrwał ją głos Cameron.

- On nie umrze. Jest silny, zawalczy, żeby tu wrócić i wyjaśnić Ci…- Cuddy lekko się uśmiechnęła.

– Wiem. Dziękuję, pójdę do niego.

Cuddy założyła fartuch, czepek i rękawiczki, następnie weszła pod natrysk dezynfekujący i do sali House’a.

Był bardzo blady, nieprzytomny, tylko jego wcześniejsze siniaki i strupy, które zaczęły tworzyć się na rozdartej skórze błyszczały na różowo w świetle lamp wiszących w pomieszczeniu. House leżał w zielonej pościeli, jego koszula szpitalna była rozwiązana, by nie podrażniała rany, którą lekarze ponownie musieli otworzyć i zamknąć.
Po której z pewnością pozostanie blizna, ta widoczna i niewidoczna.
Która będzie bolała, zarazem ból będzie przeszywał jego ciało i umysł.
Otrzymał od losu dodatkową porcję bólu na długi czas w zamian za to, że walczył, by w nim nie żyć. By znaleźć szczęście i móc się szczerze uśmiechać. Wreszcie. Zamiast tego będzie cierpiał. Blizna takiej wielkości będzie bardzo boleć, gdy się będzie goić, nawet czasem gdy się zagoi. Blizna. Rana. Rana. Blizna… Wielki zimny suwak, który łączył płaty jego skóry na na boku i ciągnął się aż do środka brzucha, po którym pozostanie zdeformowana linia, która zawsze będzie mu przypominała… Jeśli przeżyje..

Cuddy siedziała w fotelu i wpatrywała się w House’a pustym, zamyślonym wzrokiem.

- On musi żyć, Boże spraw, żeby wrócił. Przysięgam, że jeśli będzie to konieczne, to nigdy więcej już nie dam mu nawet iskierki nadziei, co do mojej osoby, moich uczuć. Jeśli ma ciągle przez to cierpieć, przez to co robię, czego nie robię… - Ciągnęła w myślach.

-Jeśli zechce odejść, być z tamtą, nie zatrzymam go, popchnę go w jej stronę. W stronę szczęścia, które być może przy niej osiągnie. Które ona będzie w stanie mu dać. – Jej myśli krzyczały w zamkniętym gardle, a jej umysł i serce wrzeszczały na nią, za to co mówi. – Ale ona…

- Błagam Cię, PRZYSIĘGAM, spraw tylko, by się…

- Mhmm.. - House poruszył się lekko i chrząknął. Tak jakby na jej prośbę.

- House. Boże dziękuję… - W tym momencie ogromny żal ścisnął jej serce. Czy to przypadek, że gdy wykrzyczała to wszystko w duchu tak głośno, że niemal słyszała te słowa na zewnątrz… Boże, i wtedy House się obudził, czy to możliwe?

- Spokojnie, jestem tu. Poznajesz mnie?

- House, nie odpowiadał, miał na wpół zamknięte powieki. Dotknął tylko delikatnie palcem jej dłoni.

- Przepraszam. – Lisa powiedziała to ze świeczkami w oczach. I choć serce ściskała jej w tym momencie wielka kamienna dłoń nie pozwalająca bić mu w regularnym tempie, powiedziała więcej.

– Przykro mi. Tak będzie lepiej. – Powiedziała stanowczo, ale czy była pewna… Nie, nie, nie. Tak czuła. I zrobiła to, co czuła.

- Kocham Cię. Zawsze będę. Nieważne gdzie bym była, i nieważne gdzie Ty. Pamiętaj o tym, że to wszystko dla Ciebie.

Pochyliła się nad House’m, który był na wpół przytomny, ale wydawał się rozumieć jej słowa. Rozumieć, ale nie akceptować. Pocałowała go czule, łza, która spłynęła po jej policzku, zajęła teraz powierzchnię jego skóry.

Cuddy wyszła za drzwi sali wpadając prosto na Wilsona.

- Dobrze, że jesteś, idź do niego, wybudził się.

- To wspaniale, wiesz co to oznacza. – Wilson nie przestawał się uśmiechać. Lisa skinęła powoli głową delikatnie się uśmiechając.

- To jest boska opatrzność, jestem pewien w stu procentach, było z nim bardzo źle, a wybudzenie po tak krótkim czasie, oznacza, że to mogła być tylko boska interwencja.

Cuddy znów lekko się uśmiechnęła. Widocznie Bóg tak chce.

- Pójdę do Gabinetu, muszę coś załatwić. – Wilson skinął głową.

- A ja pójdę do House’a, dobrze, że nie zdążyłem dolecieć na miejsce, bo miałbym problem z szybkim powrotem.

Wilson wszedł za szklane drzwi.
Cuddy udała się do swojego biura i wezwała Cameron.

- Muszę Cię o coś prosić, tylko Ty możesz mnie zrozumieć i mi pomóc.

- Co się stało, coś z House’m? – Zapytała lekko przerażona lekarka.

- Tak, to znaczy nie…- Cuddy przerwała widząc przestraszone spojrzenie Alison.

- Z Housem coraz lepiej, ale ja mam duży problem, i nie sądzę, że w tym momencie ktoś inny mógłby mi pomóc.

- A więc słucham. – Cameron uśmiechnęła się.

- Usiądźmy. To nam chwilę zajmie, muszę Ci wytłumaczyć kilka rzeczy, mam nadzieję, że zgodzisz się mi pomóc. – Lisa posłała jej ciepłe spojrzenie pełne nadziei.

Mijały sekundy, sekundy zamieniały się w minuty, potem w godziny, czekał, czekał na nią. Niecierpliwie. Wiedział co powie, nie wiedział jak. Ale był pewien. Po raz pierwszy od kilku lat otworzy się, i nie zamknie już na świat.

Weszła do pokoju. Piękna. Wiedział o tym, nie dało się tego nie zauważyć. Jej jasna twarz trwała w lekkim uśmiechu, oczy były przejęte stanem jego zdrowia. Dłonie wyciągnięte przed siebie, chciały jak najszybciej go dosięgnąć.

House siedział na łóżku, jego oczy były szeroko otwarte, czujne.
Uśmiechnął się delikatnie na jej widok i unióśł swój wzrok ku górze. Tak jakby dziękował… dziwił się…

Podeszła do niego. Dotknęła dłonią jego dłoni. Jej uśmiech był tak ciepły, jak letni wietrzyk.
Przysunęła się bliżej.

- Jak dobrze, że już z Tobą w porządku. – Pocałowała jego szorstki policzek.

- Dlaczego zdecydowałaś się przyjść?

- Bo nie chce tak tego zostawić, chce dokończyć…- Szepnęła, pewna swoich słów.

- O czym Ty mówisz? – House wydał się zniecierpliwiony, zły, zszokowany, jego serce zaczęło łomotać. Dlaczego, po jaką cholerę… Wątpliwości zdawały się nie mieć końca.

- Gdzie jest Cuddy? – Spytał nerwowym tonem.

- Spokojnie. Zadzwoniła do mnie, powiedziała, że chciałeś mnie widzieć. Że daje nam wolną rękę i nie ma nam niczego za złe. Że między wami i tak by nic nie było skoro musi wyjechać.

Dotarło do niego, to nie był sen, chciałby, żeby teraz to był sen. Ale ani teraz, ani gdy się przebudził życie nie było snem. Wszystkie słowa, które usłyszał od Lisy były prawdą. Nie! Miał ochotę zwymiotować, rozpłynąć się, móc się gdzieś schować przed wszystkimi.

- Co, kiedy? Dokąd wyjeżdża? – Myśli kłębiły się w jego umyśle.
- Wstać i jej szukać, czy zostać i czekać.

Jeśli wstanie, na pewno jej nie znajdzie, bo umrze.

- Już wyjechała.

- Wilsooon! WILSOOON! WILSOOON!!!


Bolało. Bolało mocno i nieznośnie. I nie przestawało. I nie przestanie. Rana się nie zamknie. Rozdarta, poszarpana od słów i gestów. Ale on zamknie się na świat i tak trwał będzie do końca swoich lat.



_________________
Yes, we can.
-----------------------------
'As Jimmy suggested that I'm on heroin, I decided to admit I'm on Methadone. In return I got a bunch of very "friendly" words and a warning about side effects. One of them was already done to me, that was apnea occurs. Ceased to circulate air through my airway, and the pulse was almost imperceptible, but Foreman decided to return it to me stimulating my sensory receptors.' - I looked at him significantly, expected some questions, at the end my story was interesting. I looked more closely, raising single eyebrow slightly. Then Lucas said. 'How?' 'Excellent question. He twisted my nipples! '

PostWysłany: Sro 19:44, 12 Maj 2010
NiEtYkAlNa
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Sty 2010
Pochwał: 5

Posty: 106

Miasto: Houseland
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

jak zwykle super ;)



_________________
nat ^^

PostWysłany: Sro 20:43, 12 Maj 2010
natalia94
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 29 Sty 2010

Posty: 55

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

boooskie!
jak zwykle.



PostWysłany: Czw 7:24, 13 Maj 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05286 sekund, Zapytań SQL: 15