Polowanie na jelenie [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Gusg, Twoje kometarze są obłędne :hahaha: Dziękuję :przytul:

LoveMeDead, ogólnie zwierzak nie jest wściekły, tylko trochę nie ma wyczucia czasu :hahaha: Bardzo się cieszę, że się podoba :D


Dla LoveMeDead, bo chyba bardzo chce poznać to niewściekłe zwierzę :>


VIII

Chatka była bardzo gustowna. Drewniana z dużą werandą i mnóstwem zieleni wokół. Pnące się po ścianach winorośle dodawały jej swoistej aury tajemniczości. Z drugiej strony domu znajdowała się wielka zagroda z…
- O mój Boże!
- Witaj. – Za jego plecami pojawił się znajomy głos. – Wybacz, nie chciałam cię przestraszyć. – Kobieta uśmiechnęła się ciepło.
- Już wiem, skąd ta miłość do jeleni. – Wilson wskazał na widok przed siebie.
- Aaa… - Tym razem jej śmiech był dużo bardziej wymowny. - To moja praca. Jestem leśnikiem i zajmuję się ochroną tego miejsca, a one są jego częścią – wyjaśniła. – Chodź, nie gryzą.
- Szczerze, to… - Nie dokończył. Jeden z jeleni zaszedł go od tyłu.
- Chyba cię lubi. – Mężczyzna odwrócił się ostrożnie i zamarł.
- Mógłbym przysiąc, że się znamy – Nie odrywał od niego wzroku.
- To Sam. Nasza maskotka – wyjaśniła Zoe i pogłaskała zupełnie oswojone zwierzę.
- To wiele wyjaśnia. Czy wieczorem wypuszczasz je do lasu? – wskazał na pokaźnych rozmiarów gromadkę.
- Skąd. Nie chcę, żeby jakiś zapalony myśliwy umieścił je sobie jako trofeum nad kominkiem.
- A więc spryciarz – spojrzał wymownie na jelenia.
- Hmm…?
- Chyba wiele dla ciebie znaczą? – tym razem zwrócił się do stojącej obok kobiety. Z podziwem obserwował, z jaką pasją i poświęceniem zajmuje się swoimi podopiecznymi.
- Mam nadzieję, że twój pseudo myśliwy już sobie odpuścił.
- Chris? Skąd wiesz, że… - Nie dokończył, odpowiedziało mu nieprzeniknione spojrzenie. – Musisz wiedzieć, że my tak naprawdę jeszcze nigdy w życiu niczego nie upolowaliśmy – Zaczął się tłumaczyć. – Poza tym, miał już wracać do obozu. – Z jego twarzy dało się wyczytać lekki niepokój.
- Widzę, że i ty masz swoich „podopiecznych” pozostawionych samych sobie – Puściła oczko w stronę onkologa.
- W pewnym sensie.
- Widziałam ich nad rzeką. Myślę, że potrzebują opieki o wiele bardziej, niż moje zwierzaki.
- Jesteś bardzo spostrzegawcza. – Kobieta z każdą chwilą oczarowywała go coraz bardziej.
- Kawy?
- Chętnie.
- On serio cię lubi. – Spojrzała na podążającego za nimi Sama.


- Chris… Mieliśmy od razu wracać. – wymruczała Erika.
- Daj spokój. Przez te ciągłe atrakcje nie mamy ani chwili dla siebie. – wyszeptał między pocałunkami.
- Ale obiecaliśmy Jamesowi. Mam złe przeczucia. – Odepchnęła go lekko.
- Co niby może się stać? Oboje są dorośli, a Jimmy przesadza z tym ciągłym niańczeniem ich – Nie dawał za wygraną.
- Widziałeś ich dzisiaj nad rzeką. Nie mów mi, że nic nie wisi w powietrzu.
- Co najwyżej możemy ich zastać w nieco krępującej sytuacji.
- W krępującej sytuacji to jesteśmy my.
- Boisz się wiewiórek "podglądaczy"? – Zakpił.
- Och… zamknij się. I nadal mam złe przeczucia. – Dodała, oddając pocałunek.


W tym samym czasie…

- Przestań się w końcu gapić i zrób coś do cholery! – warknęła.
- Niby co? – Bezradnie wzruszył ramionami.
- Podobno jesteś błyskotliwy.
- Podobno tyłki dinozaurów wyginęły miliony lat temu – Zripostował, lustrując jej wypięte pośladki. – Nie można wierzyć we wszystko, co mówią.
- Wiedziałam, że to głupi pomysł, jak tylko Wilson mi to zaproponował. – westchnęła. Siedzieli z głowami wytkniętymi przez małe drzwi namiotu i z lekkim strachem, no dobra, z przerażeniem w oczach, obserwowali poczynania intruza.
- Wilson mu nie daruje. – House parsknął śmiechem. Nie mógł pozwolić, by administratorka wyczuła jego strach.
- W tej sytuacji przejmujesz się grillem?
- Nie, ale tam był mój podwieczorek. – Zrobił minkę zbitego pieska.
- Cholera. On patrzy na nas.
- Nie ruszaj się. – Polecił diagnosta. Cuddy odruchowo schowała się w namiocie.
- Miałaś się nie ruszać. – Zganił ją spojrzeniem.
- Idzie tu? – zapytała drżącym głosem.
- Chyba spodobały mu się perfumy naszej Esmeraldy.
- Kogo? – W takim stresie nie była w stanie podążać tokiem myślowym towarzysza.
- Jest w namiocie Chrisa – Wywrócił oczami.
- Elektra nosi nie tylko różowe swetry. – Jego strach powoli zmieniał się w fascynację zaistniałą sytuacją. Zawsze lubił ryzyko i ekstremalne sytuacje.
- Hmm…
- Chyba mamy kolejnego wielbiciela bielizny w tym lesie.
- Zaraz zginiemy, a ty…
- Masz coś do jedzenia? – zapytał.
- Jesteś głodny? To może wyjdziesz i pogrillujesz sobie z naszym nowym przyjacielem. – Gdyby wzrok mógł zabijać, diagnosta już byłby martwy.
- Chodzi o to, by nie wyczuł tu jedzenia. Ale jeśli chcesz zobaczyć, jak twój najlepszy diagnosta kończy żywot rozszarpany przez włochatego yeti… - Podniósł się i zamierzał wyjść.
- Chyba grizzly, i ani się waż – Chwyciła go za rękę najmocniej, jak tylko potrafiła. Na krótką chwilę ich spojrzenia się znów spotkały.
- Tylko nie krzesło Wilsona! – krzyknął, wystawiając głowę ponownie na zewnątrz. Lisa nerwowo przeszukiwała namiot przyjaciela i swój plecak.
- To wszystko – podała House’owi kilka kanapek, batoników i paczkę krakersów.
- Co prawda, to nie szaszłyki Wilsona, ale może się uda. – Widać było, że ma plan.
- House… - tym razem to Cuddy czuwała z głową wystawioną na zewnątrz.
- Nie teraz. Podziękujesz mi, jak będzie po wszystkim.
- Nie wiem, po ci bokserki Jimmy'ego, ale pośpiesz się…
- Potrzebuję gumki do procy. Chyba, że użyczysz swojej?
- House. House! - Nawet go nie słuchała. - On tu idzie. Właśnie zrównał z ziemią mój namiot – Jak ona nie lubiła niedźwiedzi. Diagnosta przy pomocy prowizorycznie zrobionej procy wyrzucił jak najdalej od namiotu wszystko, co nadawało się do zjedzenia.
- Jeśli nie skusi go twój tyłek, jesteśmy bezpieczni. – Obserwowali, jak brązowy misio zajada się smakołykami.
- Chyba nie wygląda na najedzonego? – Kobieta spojrzała na House’a. Niedźwiedź rozglądał się wokół.
- Dawaj mi swój plecak – polecił i wyjął z kieszeni zapałki.
- Co?!
- To albo szybki seks przed śmiercią – spojrzał na nią tak, że przez chwilę się zawahała.



Czy Wilson trafił do chatki Baby Jagi?
Czy Chris i Erika zdeprawują wszystkie wiewiórki w okolicy?
Na jaki kolejny genialny plan wpadł House?
Co zrobi Cuddy?

Na te pytania poznamy odpowiedź w 5478 odcinku... no dobra w nastęonej części :wink:



PostWysłany: Wto 19:24, 13 Lip 2010
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

lisek_ napisał:
Twoje kometarze są obłędne hahaha Dziękuję przytul

Moje, moje, pf.. masz pewność, że moje, Może mam rozdwojoną jaź i gadasz z tą zÓą osobą :hahaha: (piękny byłby z tego fick :hahaha: )
:* :serducho: Dla cb : *!

lisek_ napisał:
Chyba cię lubi. – Mężczyzna odwrócił się ostrożnie i zamarł.
- Mógłbym przysiąc, że się znamy – Nie odrywał od niego wzroku.

Czyżby do Wilsona zarywał jeleń, Bajer ten to ma powodzenie. Ciekawe czy dziefczynką , czy chłopiec :hahaha:
lisek_ napisał:
- Widziałam ich nad rzeką. Myślę, że potrzebują opieki o wiele bardziej, niż moje zwierzaki.


Pff...no pewnie oni zdrowotnej,a jelonki weterynaryjnej :hahaha: :mrgreen: ! :idea: ale pomysł xD

lisek_ napisał:
- Boisz się wiewiórek "podglądaczy"? – Zakpił.

O już lubię gościa. Ja też myślałam o wiewiórkach i ich odgłosach :hahaha: :) :]

lisek_ napisał:
- Podobno jesteś błyskotliwy.
- Podobno tyłki dinozaurów wyginęły miliony lat temu – Zripostował, lustrując jej wypięte pośladki. – Nie można wierzyć we wszystko, co mówią.

:hahaha: :pokazal jezyk:
lisek_ napisał:
Chyba spodobały mu się perfumy naszej Esmeraldy.

:hahaha: Ej to jest lepsze od`Legalnej blondynki` :hahaha: Brawo Lisku :*
lisek_ napisał:
- Elektra nosi nie tylko różowe swetry. – Jego strach powoli zmieniał się w fascynację

Dobra to ona Druga Doda jest. Ciekawe czy ma słitt juziowe buciki na 20 cm szpileczkach :hahaha:!
lisek_ napisał:
- To albo szybki seks przed śmiercią – spojrzał na nią tak, że przez chwilę się zawahała.

JA bym wybrała hm...sama nie wiem xD

lisek_ napisał:
Czy Wilson trafił do chatki Baby Jagi?
Czy Chris i Erika zdeprawują wszystkie wiewiórki w okolicy?
Na jaki kolejny genialny plan wpadł House?
Co zrobi Cuddy?

Pff....Baaa... ja wiem i nie powiem :hahaha: jestem zÓa sialala....Powiem, że epilog najlepszy :serducho:
Lisku :**!! :przytul: Gratulacje :*



_________________

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

PostWysłany: Wto 19:45, 13 Lip 2010
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42

Posty: 6652

Miasto: Mrągowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Gusg, ja myślę, że obie Twoje jaźnie są zÓe :hahaha: i to jest komplement :>
A Ty znów tylko o jednym :co jest:
Dobre... :mrgreen:
Ja myślę, że prędzej Ty byś zdeprowała te wiewiórki niż one ciebie i to znów komplement :rotfl2:
Dziwne, bo ja na przykład wiem co bys wybrała :rotfl2: to co wszyscy zÓli ludzie :serducho: i nie mówię tu o tym, znaczy nie o tym pierwszym tylko o tym drugim :hahaha:
Dzięki :serducho:



PostWysłany: Wto 19:59, 13 Lip 2010
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

lisek_ napisał:
ja myślę, że obie Twoje jaźnie są zÓe hahaha i to jest komplement chtry

Oh...Potwierdzone klinicznie :hahaha: Lekarz Diagnozujący Dr.prof. Hab. Lisek :serducho: xD Danke :)

lisek_ napisał:
A Ty znów tylko o jednym co jest ?

Pf...nie prawda xD
lisek_ napisał:
Ja myślę, że prędzej Ty byś zdeprowała te wiewiórki niż one ciebie i to znów komplement rotfl

:hahaha: Ja też tak uważam, ale nie ccę im psuć nadziei. :hahaha:
Nadzieja matką, głupich :P

lisek_ napisał:
Dziwne, bo ja na przykład wiem co bys wybrała rotfl to co wszyscy zÓli ludzie serducho i nie mówię tu o tym, znaczy nie o tym pierwszym tylko o tym drugim hahaha

Jasne, a skąd ta pewność :hahaha: Dobra przejrzałaś mnie :serducho:.
Ja koFFam zÓych ludzi <.333
PS. Dobra, dobra sama jesteś zÓa! :przytul:



_________________

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

PostWysłany: Wto 20:06, 13 Lip 2010
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42

Posty: 6652

Miasto: Mrągowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Mi się jak zawsze podoba!! Ja chcę kolejną część!! :)



_________________
" Kochankowie i szaleńcy widzą i czują więcej
niż chłodny umysł jest w stanie ogarnąć "

PostWysłany: Sro 15:30, 14 Lip 2010
LoveMeDead
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 17 Mar 2010
Pochwał: 2

Posty: 512

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

A zatem powoli zbliżamy się do końca :D


IX - przedostatnia


- Dobra. Zgadzam się – odpowiedziała. Gapił się na nią z szeroko otwartymi oczami i szczęką sięgającą podłogi.
- Życie jest do dupy – palnął, gdy tylko wyszedł z pierwszego szoku. – Jak w końcu decydujesz się na seks ze mną, mamy na to… - Wychylił się namiotu, podążając wzrokiem za nieproszonym gościem. - …jakieś dwie minuty.
Tym razem to Cuddy wpatrywała się w niego skonsternowana.
- Mówiłam o plecaku, kretynie! – krzyknęła, uderzając go nim w tors. Uśmiechnął się złośliwie. Ułożył pakunek w odpowiedniej odległości przed wejściem do namiotu i z wielką satysfakcją sięgnął po zapałki.
- Co robisz?
- Podpalam twój plecak. Mam nadzieję, że nie miałaś w nim nic cennego.
- Wszystkie moje ubrania i… - nawet nie dokończyła. Pakunek już płonął. – Myślisz, że to go powstrzyma? – zapytała zrezygnowana.
- Na jakiś czas.
- Pięknie. – W namiocie robiło się naprawdę gorąco. Palący się na zewnątrz plecak bezlitośnie podgrzewał atmosferę w środku. House ostentacyjnie zdjął podkoszulek.
- Nie możemy pozwolić, by ogień zgasł – wyjaśnił, dorzucając koszulkę na miejsce płonących rzeczy Cuddy.
- Niczego nie zdejmę – zaznaczyła, widząc, że się jej przygląda. Podała mu koc, na którym siedziała. – To powinno wystarczyć.
- To Wilsona – zaprotestował.
- Myślę, że mi wybaczy. – Wywróciła oczami. W namiocie było ze trzydzieści stopni. – House, pamiętaj, że jeśli z tego wyjdziemy… - Spojrzał na nią wyczekująco. – I tak cię zabiję.
- Miło – wysyczał. – To nawet logiczne. Co prawda zawsze podejrzewałem cię o bardziej seksualne niż mordercze zamiary względem mojej osoby, ale w sumie jedno nie wyklucza drugiego. - Wyjrzał na zewnątrz. Płomień skutecznie odstraszył intruza. Przynajmniej on go nie widział. – Niedźwiedź krąży wokół ogniska. – Oczywiście skłamał. Nie zamierzał przepuścić okazji do podziwiania Lisy Cuddy w wersji „miss mokrego podkoszulka.” – Pozostaje nam tylko czekać… – Perfekcyjnie udawał zrezygnowanego. Zasunął zapięcie namiotu i usiadł naprzeciw wpatrującej się w niego administratorki. Napawał się widokiem, jaki miał tuż przed oczami. Brązowe loki opadające na nagie ramiona. Błyszczące oczy kryjące mnóstwo tajemnic i kuszące, lekko rozchylone usta. Czuł, że bardzo chciała coś powiedzieć, a na dodatek ta obcisła koszulka idealnie podkreślające jej kształty…
- House! – Kobiecy głos wyrwał go z zamyślenia. Momentalnie podniósł wzrok i ponownie spojrzał jej w oczy. Wyciągnął rękę i, obejmując szefową w pasie, przyciągnął ją do siebie. Zadrżała, ale nie protestowała. Jej bujne loki otuliły jego twarz. W namiocie było parno i wilgotno. Ich oddechy stawały się coraz szybsze. Przesunął prawą rękę wzdłuż jej pleców. Westchnęła. Nie wiedział, dlaczego, ale nie potrafił się powstrzymać. Nie zamierzał już dłużej ukrywać, jak bardzo jej pragnie. Musnął delikatnie wargami jej szyję, jej dłonie spoczywały na jego nagim torsie. Nie wytrzymał. Przeniósł swój ciężar ciała na nią. Nie miała wyboru, musiała się położyć. Milczeli, ciągle patrząc sobie w oczy. Już nic nie miało znaczenia. Nie miał znaczenia niedźwiedź czający się na zewnątrz, albo raczej jego brak. Nieważne stały się słowa. Liczyło się tu i teraz. Przynajmniej przez tę krótką chwilę. Zręczne palce diagnosty w ułamku sekundy znalazły się pod koszulką Cuddy.
- On nadal tam jest, prawda? – zapytała w przypływie chwili zdroworozsądkowego myślenia.
- Kto? – zapytał zbity z tropu.
- Ty cholerny sukinsynu!!!

- Słyszałeś? – Erika stanęła jak wryta. – To chyba z naszego obozu?
- Nic nie słyszałem. Uspokój się, zaraz będziemy na miejscu. Nim dziewczyna zdążyła się ponownie odezwać, usłyszała kilka przekleństw w wykonaniu swojego idealnego chłopka podążającego przodem.
- Co jest?
- Wilson miał rację. – Patrzył jak zahipnotyzowany w miejsce, gdzie jeszcze kilka godzin temu znajdowało się ich urocze siedlisko. – Zostały tylko zgliszcza – wymamrotał.
- Dlaczego moja bielizna jest rozrzucona po całej okolicy?
- Dlaczego teren wygląda, jakby przeszło przez niego tornado?
- Zobacz, namiot Lisy jest w strzępach.
- Naszego w ogóle nie ma. – Spoglądali na siebie, raz po raz obdarzając się nawzajem coraz to głupszymi minami. – Boże! To ślady niedźwiedzia – zauważył. Erika zbladła.
- Już po nich – wypowiedziała łamiącym się głosem. Chris nabił broń i bardzo powoli zaczął rozglądać się wokół. Dziewczyna nie odstępowała go ani na krok.
- Spójrz. – Wskazała na jedyny ocalały na polanie obiekt.
- To namiot Wilsona! – Oboje ruszyli w jego kierunku. Z każdym kolejnym krokiem dało się słyszeć coraz wyraźniej coś na kształt rozmowy albo raczej…

- Jesteś kompletnym dupkiem! Widziałam już różne rzeczy, ale żeby wykorzystywać niedźwiedzia, by móc kogoś przelecieć…
- Jesteś nienormalna! Przed chwilą sama tego chciałaś. Nie zaprzeczysz. Czułem to wyraźnie. – Nie pozostawał jej dłużny w sile głosu.
- Nienawidzę cię! – Próbowała się podnieść.
- Sama nie wierzysz w to, co mówisz. – Nie miał zamiaru pozwolić jej wyrwać się z uścisku. Nie teraz. – Ok. Może jestem idiotą, może nie zawsze jestem szczery, czasem pomagam losowi, kombinuję, naginam zasady i ponad wszystko lubię patrzeć, jak się miotasz, ale to chyba nie powód, by mnie nienawidzić? – Wbijał w nią błękitne do bólu spojrzenie.
- Wolałabym być tu z tym niedźwiedziem niż z tobą.
- To na nic. I tak wiem, że kłamiesz. Tylko nie rozumiem, dlaczego tak się tego boisz. – Właśnie miał ją pocałować. Nagle usłyszeli jakiś szelest. Zamarli oboje. Wyraźnie ktoś lub raczej, jak podejrzewali, coś czaiło się przy wejściu do namiotu. Cuddy wbiła w mężczyznę przerażone spojrzenie.
- House, ja przepraszam. Za wszystko. Ja wcale cię nie nienawidzę. Wiem, jaki jesteś i wcale mi to nie przeszkadza. Lubię cię. Za to właśnie, za wszystko… - mówiła na jednym oddechu, jakby bojąc się, że nie zdąży.
- Powiedz to. – Przyglądał się jej nerwowo. – No powiedz! – Wiedziała, o co mu chodzi. W tym momencie coś szarpnęło zapięciem namiotu.
- Ty pierwszy. – Swoim zwyczajem rozpoczęli kolejną grę.
- Co będę z tego miał? Na seks już się chyba nie załapię… – Objął ją jeszcze mocniej. Ten moment należał tylko do nich.
- Zamknij się! – Pocałowała go najnamiętniej, jak tylko potrafiła. – House… - wymruczała. – Ko…
- Wybaczcie, że przeszkadzamy… – Drzwi namiotu się rozsunęły, a w środku pojawiły się dwie głowy. I bynajmniej nie była to rodzina niedźwiedzi. Właściwie nie wiadomo, która para była bardziej zaskoczona. Cuddy odruchowo odsunęła się od diagnosty. Ten, jak z zwykle z zabójczym uśmieszkiem, przyglądał się im badawczo.
- Co się tu stało? – zapytał poddenerwowany Chris.
- Oprócz tego, że przerwałeś mi z pewnością najlepszy seks w życiu? - Gdyby House miał broń, z pewnością by jej teraz użył. Mężczyzna zamilkł.
- Wybacz, ale martwiliśmy, że coś wam się stało – zaczął się tłumaczyć.
- Dzięki – do rozmowy wtrąciła się Lisa. – To było przerażające. Ten niedźwiedź pojawił się tak nagle. Nic nie mogliśmy zrobić – mówiła zdenerwowana. Erika weszła do środka i objęła zaskoczoną kobietę.
- Nie krępuj się. Wchodź. - Diagnosta zwrócił się do mężczyzny stojącego na zewnątrz. – Jak widać, w jednoosobowym namiocie może się zmieścić pięć osób. – Próbował się podnieść.
- Jest nas czworo – poprawiła go blondynka.
- Widziałaś jej biust? – Wskazał na Lisę. – Ona oddycha co najmniej za dwóch. – Próbował jakoś rozładować napiętą do granic możliwości atmosferę. Oboje wiedzieli, co Cuddy zamierzała powiedzieć i co by się stało, gdyby kolejny raz im nie przeszkodzono. Z jednej strony odetchnęli z ulgą, gdy okazało się, że zagrożenie minęło, ale równocześnie zdawali sobie sprawę, że teraz już nic nie będzie takie proste.

- Ale czad. – Diagnosta z trudem wyszedł na zewnątrz. Widok był powalający. Strzępki namiotów, porozrzucane ubrania i walające się wszędzie resztki jedzenia robiły niesamowite wrażenie. - A podobno to ja mam zdolności destrukcyjne? - Był pod wrażeniem dzieła szalonego misia. Spojrzał przed siebie na dogasające szczątki plecaka administratorki. Musiał przyznać, że mimo wszystko bawił się całkiem nieźle. A wyjazd z całą pewnością może zaliczyć do udanych. Nawet bardzo udanych. Na samo wspomnienie gorącej Cuddy kąciki jego ust unosiły się znacząco do góry.
- Gdzie Wilson? – Po chwili do panów dołączyła również Lisa i Erika.
- Na randce – odpowiedziała ta druga.
- Mam nadzieję, że ten jeleń jest tego wart – House wywrócił oczami. Chris i jego dziewczyna uśmiechnęli się pod nosem i ruszyli przeszukiwać obozowe „zgliszcza.” - Porozmawiamy? – zwrócił się do kobiety uparcie wpatrującej się w zachodzące słońce.
- Kiedyś na pewno – wypowiedziała niemal szeptem. Bała się spojrzeć w jego stronę.


- Parzysz świetną kawę! – krzyknął onkolog w stronę krzątającej się w kuchni pani leśniczowej. Kobieta z szerokim uśmiechem wkroczyła do pokoju niosąc talerz z ciastem.
- Uważaj, bo się jeszcze w tobie zakocham – zażartował.
- Poczekaj, aż spróbujesz moich grillowanych warzyw! – Puściła oczko w jego stronę. Zaśmiali się oboje. Widać było, że się dogadują. Mieli wiele wspólnych tematów. Od gotowania począwszy, a na światopoglądzie skończywszy. Onkolog opowiedział jej całą historię związaną ze swoim przebiegłym planem połączenia dwójki przyjaciół.
- Mają szczęście, że mają cię za przyjaciela.
- Nie potrafię im pomóc… – Westchnął zrezygnowany.
- Może już im pomogłeś? – Poklepała gościa po ramieniu. Wyczuła, że mu zależy.
- Widzę, że jesteś też niezłym psychologiem.
- Kończyłam kurs wieczorowy – powiedziała z pełną powagą, jednak widząc minę towarzysza parsknęła śmiechem.
- A już liczyłem na jakieś korepetycje. - Pokiwał głową zawiedziony.
- Myślę, że nie są ci potrzebne. To jak? Zostajesz na obiedzie? Dziewczyny powinny niedługo wrócić.
- Wybacz, ale robi się późno. – Spojrzał w stronę okna. - Muszę wracać.
- Rozumiem… – Momentalnie posmutniała.
- Naprawdę miło się rozmawiało. – Wyciągnął w jej stronę rękę, którą od razu uścisnęła. – Mam pomysł. Może następnym razem ty wpadniesz do mnie? – dodał, podając jej wizytówkę. - Mogę cię zapewnić, że nie mam nad kominkiem żadnego jelenia.
- Bardzo śmieszne. Kto wie, może kiedyś wpadnę sprawdzić?
- Byłoby miło – nalegał. Potrafił oczarować kobietę. Wzięła wizytówkę i schowała ją w tylnej kieszeni spodni. Powolnym krokiem zbliżał się do drzwi.
- Cholera, znowu uciekł! – Spojrzała na stojącego na ganku Sama.
- Wiesz co? – James zwrócił się do podążającej za nim kobiety. – Ja też go lubię. – Pogłaskał wyraźnie zadowolone zwierzę i ruszył w drogę powrotną. – A więc do zobaczenia w New Jersey! – krzyknął. Naprawdę liczył, że to nie koniec jego znajomości z tajemniczą Zoe. Pomachała mu na pożegnanie i zniknęła gdzieś za domem. Jeleń, tajemnicza kobieta i zaczarowana chatka… Przemierzał las, zastanawiając się, co może go jeszcze spotkać.

- Jasna cholera! – Cztery pary oczu wpatrywały się w wędrownika, którego wyraz twarzy w ułamku sekundy zmienił się z rozanielonego w zdruzgotany. – Nie było mnie tylko trzy godziny – wypowiedział sam do siebie.
- Jak randka? – W pobliżu onkologa od razu zjawił się kuśtykający lekarz. – Czuję wyraźny zapach ciasta! – House bezczelnie pochwycił pakunek przyjaciela.
- To prezent od Zoe. – Nadal był w szoku, tępo wpatrywał się w diagnostę pochłaniającego ciasto.
- Witaj, James. – Pojawiła się również skruszona Cuddy.
- Chyba jednak nie chcę wiedzieć… – Rozglądał się wokół.
- To nie nasza wina! – Administratorka postanowiła się jednak wytłumaczyć.
- Wilson! Widziałeś te ślady? Niedźwiedź musi być ogromny.
- Jest – odezwał się House, ciągle zajadający się ciastem.
- Może… - Chris pomachał onkologowi bronią przed nosem.
- Nie. Koniec z polowaniami. Musimy sobie znaleźć inne hobby.
- Jest tego warta – House przemówił z pełnymi ustami. Dla takich pyszności mógłbym zrezygnować z vicodinu. Wilson i Cuddy spojrzeli na niego w osłupieniu. – No, w każdym razie mógłbym spróbować. – Strzepał okruszki z nagiego torsu.
- Nie jest ci zimno? – Onkolog postanowił zmienić temat.
- To jej wina! – Wskazał na brunetkę stojącą obok.
- Co tu się stało? - ponowił pytanie. I nie chodziło mu o historię z niedźwiedziem. Od razu wyczuł napięcie między tą dwójką. W tych sprawach jego radar był niezawodny. – Wasze milczenie jest zastanawiające. – Spoglądał raz na House’a, raz na Cuddy.
- Och, James daruj im intymne szczegóły – do rozmowy wtrącił się Chris.
- I tak nie mieliby o czym opowiadać, skoro im przerwaliśmy… – Erika wyglądała na prawie zakłopotaną. Za to Wilson, tak, mina Boba Budowniczego znów najlepiej tu pasowała. – To co? Wracamy? - Krępującą ciszę przerwał jak zwykle zupełnie niezakłopotany diagnosta. – Nawet jeśli policzyć jej tyłek... - Wskazał na pochylającą się w tym momencie Lisę - ...tylko za dwie osoby, to obawiam się, że twój namiot nie pomieści nas wszystkich. – Spojrzał na nadal uśmiechającego się od ucha do ucha przyjaciela.
- Tak. Myślę, że należy się spakować. Strach się bać, co mogłoby się nam jeszcze przydarzyć! – Chris dołączył do diagnosty.
- Ja nie muszę się pakować. – Cuddy założyła ręce na ramiona i spojrzała z wyrzutem na diagnostę.
- Ten plecak uratował nam życie! – James w końcu ocknął się z zamyślenia. – Daruj sobie – zaznaczył House, widząc, że przyjaciel próbuje coś powiedzieć.
- Zbiórka za pół godziny przy samochodzie – obwieściła Erika. Wszyscy zaczęli się krzątać. Robiło się coraz ciemniej i coraz chłodniej.
- Wilson! Patrz, czy to nie ten opos z twoimi bokserkami? – House wskazał na biegnące przez polanę w kierunku lasu zwierzę.
- Tak. To ten sam. – Westchnął nadal uśmiechnięty onkolog.
- Boże! House, czy ty masz na sobie mój stanik? – Cuddy omal się nie zakrzusiła.
- No co, robi się zimno. Sama mi to zasugerowałaś – wycedził i, jak gdyby nigdy nic, ruszył w stronę samochodu.
- To będzie długa droga do domu – James wyszeptał jej tuż za uchem.
- Boże, dlaczego? – Rozłożyła ręce w geście kapitulacji. – Gdzie, u diabła, jest ten cholerny niedźwiedź?! - Wkurzony administratorski ton roznosił się echem po leśnej głuszy. Po raz kolejny z dwojga złego wolała zmierzyć się z włochatym niedźwiedziem, niż z kustykającym "grizzly" i swoimi uczuciami względem niego.



PostWysłany: Sro 16:05, 14 Lip 2010
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

haha świetne!! I mój kochany opos (wraz z zawartością) wrócił!! :) dziękuję dziękuję :) Cały czas im przeszkadzają i to mnie wkurza!! Ale z jednej strony to buduje napięcie co mi się bardzo podoba!! :) Czekam na ostatnią część +18 :mrgreen:



_________________
" Kochankowie i szaleńcy widzą i czują więcej
niż chłodny umysł jest w stanie ogarnąć "

PostWysłany: Sro 18:05, 14 Lip 2010
LoveMeDead
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 17 Mar 2010
Pochwał: 2

Posty: 512

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dodano 50 sekund temu:

No więc obudziłam się po tym, jak przeczytałam 100 stron książki :hahaha: (nie ma to jak zaśnięcie podczas czytania) i patrzę a tu Lisek dodał fick i mam banana !

lisek_ napisał:
- Mówiłam o plecaku, kretynie! – krzyknęła, uderzając go nim w tors. Uśmiechnął się złośliwie.

Dobra i Lisku miałaś rację ja inaczej wybrałabym :)!

lisek_ napisał:
House, pamiętaj, że jeśli z tego wyjdziemy… - Spojrzał na nią wyczekująco. – I tak cię zabiję.

Nie ma to jak optymizm :hahaha: :serducho:

lisek_ napisał:
Wyciągnął rękę i, obejmując szefową w pasie, przyciągnął ją do siebie. Zadrżała, ale nie protestowała. Jej bujne loki otuliły jego twarz. W namiocie było parno i wilgotno. Ich oddechy stawały się coraz szybsze. Przesunął prawą rękę wzdłuż jej pleców. Westchnęła. Nie wiedział, dlaczego, ale nie potrafił się powstrzymać. Nie zamierzał już dłużej ukrywać, jak bardzo jej pragnie. Musnął delikatnie wargami jej szyję, jej dłonie spoczywały na jego nagim torsie. Nie wytrzymał. Przeniósł swój ciężar ciała na nią. Nie miała wyboru, musiała się położyć. Milczeli, ciągle patrząc sobie w oczy. Już nic nie miało znaczenia. Nie miał znaczenia niedźwiedź czający się na zewnątrz, albo raczej jego brak. Nieważne stały się słowa. Liczyło się tu i teraz. Przynajmniej przez tę krótką chwilę. Zręczne palce diagnosty w ułamku sekundy znalazły się pod koszulką Cuddy.

Hm...i tu będzie moja zÓa natura, ale to ulubiony fragment :hahaha: Taki zÓy :jupi: :]
lisek_ napisał:
- On nadal tam jest, prawda? – zapytała w przypływie chwili zdroworozsądkowego myślenia.
- Kto? – zapytał zbity z tropu.
- Ty cholerny sukinsynu!wykrzyknik

A to najgorszy :(, jak ona tak mogła, no nie. Mam na nią focha forever :P O.
lisek_ napisał:
House, ja przepraszam. Za wszystko. Ja wcale cię nie nienawidzę. Wiem, jaki jesteś i wcale mi to nie przeszkadza. Lubię cię. Za to właśnie, za wszystko… - mówiła na jednym oddechu, jakby bojąc się, że nie zdąży.
- Powiedz to. – Przyglądał się jej nerwowo. – No powiedz! – Wiedziała, o co mu chodzi. W tym momencie coś szarpnęło zapięciem namiotu.
- Ty pierwszy. – Swoim zwyczajem rozpoczęli kolejną grę.
- Co będę z tego miał? Na seks już się chyba nie załapię… – Objął ją jeszcze mocniej. Ten moment należał tylko do nich.
- Zamknij się! – Pocałowała go najnamiętniej, jak tylko potrafiła. – House… - wymruczała. – Ko…
- Wybaczcie, że przeszkadzamy… – Drzwi namiotu się rozsunęły, a w środku pojawiły się dwie głowy. I bynajmniej nie była to rodzina niedźwiedzi. Właściwie nie wiadomo, która para była bardziej zaskoczona. Cuddy odruchowo odsunęła się od diagnosty. Ten, jak z zwykle z zabójczym uśmieszkiem, przyglądał się im badawczo.

Miał być HuK A wyszło, jak w reklamie od Axa :(
Ps. i tak byłam zadowolona tym buziiiaaakiem :onajego:
lisek_ napisał:
I tak nie mieliby o czym opowiadać, skoro im przerwaliśmy… – Erika wyglądała na prawie zakłopotaną. Za to Wilson, tak, mina Boba Budowniczego znów najlepiej tu pasowała. –

Ja tę kobietę kocham :hahaha: Nie no Doda nr 2 podbiła moje serce :hahaha:
lisek_ napisał:
- Wilson! Patrz, czy to nie ten opos z twoimi bokserkami? – House wskazał na biegnące przez polanę w kierunku lasu zwierzę.

Ooopppoosss :) moje kochanie. Lisku każdy Ci Wilsona podrywa :shock: :twisted: jak Ty tak możesz ? :>

Więc czekam na moją ulubioną część :twisted: :twisted: :hahaha: . Oj oj Lisku , :przytul:
PS. Dlaczego ja Tobie ciągle miłość okazuję ? :> :serducho:



_________________

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

PostWysłany: Sro 18:26, 14 Lip 2010
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42

Posty: 6652

Miasto: Mrągowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Drogi Lisku,
Czytałam wcześniej twoje prace na innym forum i jestem pod wrażeniem twojego talentu. Mam nadzieję, że wena Ci się nie skończyła i popiszesz się jeszcze wieloma dziełami :D

A teraz coś na temat :mrgreen:

lisek_ napisał:
- Życie jest do dupy – palnął, gdy tylko wyszedł z pierwszego szoku. – Jak w końcu decydujesz się na seks ze mną, mamy na to… - Wychylił się namiotu, podążając wzrokiem za nieproszonym gościem. - …jakieś dwie minuty.

:hahaha: Świetny tekst. Strasznie pasuję do House'a :mrgreen:


lisek_ napisał:
- To Wilsona – zaprotestował.
- Myślę, że mi wybaczy. – Wywróciła oczami. W namiocie było ze trzydzieści stopni. – House, pamiętaj, że jeśli z tego wyjdziemy… - Spojrzał na nią wyczekująco. – I tak cię zabiję.

To chyba mój ulubiony fragment :zakochany:
Lisek to debeściak, nawet w obliczu śmierci jest szczera do bólu 8)



lisek_ napisał:
Milczeli, ciągle patrząc sobie w oczy. Już nic nie miało znaczenia. Nie miał znaczenia niedźwiedź czający się na zewnątrz, albo raczej jego brak. Nieważne stały się słowa. Liczyło się tu i teraz. Przynajmniej przez tę krótką chwilę. Zręczne palce diagnosty w ułamku sekundy znalazły się pod koszulką Cuddy.


Oj, Lisku, Lisku widzę że chcesz mnie doprowadzić do zawału, taka pikantna scenaka, a ty ją urywasz w najmniej spodziewnanym momencie. :(

Czekam na dalsze twoje prace. :D
Pozdrawiam:*



_________________

PostWysłany: Sro 19:37, 14 Lip 2010
Mrukasia
Chirurg ogólny
Chirurg ogólny



Dołączył: 31 Sie 2009
Pochwał: 24

Posty: 2776

Miasto: Tam gdzie diabeł mówi dobranoc
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Jak w końcu decydujesz się na seks ze mną, mamy na to… - Wychylił się namiotu, podążając wzrokiem za nieproszonym gościem. - …jakieś dwie minuty.

bwhahaha! House krótkodystansowcem, takim jak Lucas? :hahaha:

Lisku! Zazwyczaj nie zagłębiam się w coś, co nie ma +18 w kategorii wiekowej, albo, że wiem od razu, że na końcu, bądz początku, ktoś odwali kitę, wiec naprawdę nie wiem, jakim sposobem wzięłam się za czytanie Twojego fika, ale jedno wiem! Nie żałuję xD Dawno nie czytałam czegoś tak pomysłowego, śmiesznego i jednocześnie zawierającego to hałsowe cos <3

Kolejna część musi być, bardzo, bardzo szybko! Uzależniłam się <3
Wiem, że Twój kolejny fik, choćby był o Housie i Cuddy w wersji kwiatowej, przeczytam bez wahania.

Cudo!



_________________

PostWysłany: Sro 23:43, 14 Lip 2010
jeanne
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 50

Posty: 11087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

o zÓa Jeanne przeczytała ficka :shock: . No to Lisku juz Ci współczuję. Masz teraz Gusię i Jeanne dwie nienormalne nie zaspokojone Huddy +18 <.33.
jesteś skazana na Locked in :serducho: !



_________________

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

PostWysłany: Sro 23:52, 14 Lip 2010
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42

Posty: 6652

Miasto: Mrągowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetne opowiadanie, jak zwykle na wszystkich Twoich fickach ryczałam ze śmiechu. Przyłączam się do Gusq i Joenne.



PostWysłany: Czw 14:21, 15 Lip 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Guśka_ napisał:
jesteś skazana na Locked in



Ekchem,ekchem :evil: Ja ją ciałam poprosić żeby to wrzuciła! Ty zÓa,zóa matko!

O boże :shock: Ominęły mnie trzy części...



_________________

PostWysłany: Nie 15:46, 18 Lip 2010
Nutty Nettie
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 27 Sty 2010
Pochwał: 14

Posty: 6086

Miasto: Kalisz
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

OMG!!!
Wybaczcie, że dopiero teraz, ale właśnie odzyskałam swój komp :D

Jej... widzę nowych czytelników :shock: :D strasznie mi miło :wink:

LoveMeDead, Gusq, Mrukasiu, Jeanne, Basiu, Nutty Nettie Dziękuję Wam :*

Coś czuję, że mam przes... :lol: zwłaszcza z tym molestowaniem :lol:
Jeanne w sumie rzadko piszę +18, chociaż jeden taki mój fik tu jest wrzucony przez Magdęę Young Huddy ( i nie, to nie jest autoreklama :hahaha: )
Dziewczyny, ale Locked In jest takie windowo oklepane, że tak powiem :hahaha:



A zatem...
Dla wytrwałych :lol: Część mega długa, wybaczcie, ale już tak mam :wink:


X – ostatnia

Słońce powoli chowało się za horyzontem. Leśne krajobrazy przemykały za szybą, przywołując wspomnienia niedawnych wydarzeń. Wszyscy milczeli. Jedni byli zwyczajnie zmęczeni, a inni zbyt zajęci obdarzeniem się morderczymi spojrzeniami, by wyczuć atmosferę krępującej ciszy. Zza otwartej szyby kierowcy do środka przenikały dźwięki natury. Głosy koników polnych mieszały się z radosnym świergotem skrzydlatych mieszkańców lasu.
- Jasna cholera!!! – Na dźwięk, jakby nie było, głośnego przekleństwa onkologa wszyscy podskoczyli jak jeden mąż. W wyniku gwałtownego ruchu laska diagnosty wbiła się w stopę Cuddy, a paznokcie Eriki w udo House'a.
- Jeśli przesuniesz rękę nieco wyżej, twój chłoptaś może poczuć się nieco zazdrosny - syknął w stronę blondynki siedzącej obok. Momentalnie zabrała rękę.
- Jeśli nie zabierzesz tej laski z mojej nogi, przysięgam, że już żaden facet nie będzie musiał być zazdrosny o jakąkolwiek kobietę znajdującą się w twoim towarzystwie – syknęła administratorka. Tym razem bez dyskusji wykonał polecenie.
- Co się stało? Dlaczego się zatrzymałeś? – spytał siedzący na miejscu pasażera Chris.
- Pewnie nasz mistrz kierownicy przejechał jakieś puchate, słodkie zwierzę, wykrwawiające się teraz pod kołami – skwitował poirytowany House. Erika głośno przełknęła ślinę i wysunęła głowę na przód samochodu, spoglądając na swojego chłopaka. Wilson po wzięciu kilku głębszych oddechów i obdarzeniu każdego z osobna wzrokiem mówiącym „może dacie dojść mi do słowa?” przybrał poważną minę i ogłosił:
- Paliwo się nam skończyło.
- To nawet logiczne – westchnęła zrezygnowana brunetka.
- Wysiadaj – polecił diagnosta, szturchając ją w biodro. Cuddy ani drgnęła. – Mogę przejść po tobie, ale zapewniam, że będzie to przyjemne tylko dla mnie. – Uśmiechnął się łobuzersko.
- Co chcesz zrobić? – zapytał Wilson.
- Nasikać do baku. - Wywrócił oczami.
- To nie moja wina. Coś musiało przegryźć zbiornik z paliwem.
- Jasne. Złośliwe wiewiórki z piłą mechaniczną – zakpił.
Wszyscy wysiedli z samochodu. Każdy na swój sposób starał się znaleźć jakieś rozwiązanie tej dość nieciekawej sytuacji. No, może prawie każdy. House dokuśtykał do pierwszego lepszego pnia i, rozsiadłszy się na nim wygodnie, włączył swojego game boy’a. W tym samym czasie Wilson i Cuddy zgodnie stwierdzili, że nie mają zasięgu w telefonie, Erika z wielką ulgą poinformowała, że pod kołami nikt nie zginął, a Chris potwierdził wyciek paliwa.
- Spokojnie. Na pewno ktoś będzie tędy wracał. Zatrzymamy jakiś samochód i odholują nas do Princeton. – Wilson przemówił niemal ze stoickim spokojem.
- Widzę, że już ci lepiej – zauważył przyjaciel.
- O, jedzie! – Chris wyskoczył na jezdnię, próbując zatrzymać jakiegoś wana. Diagnosta parsknął śmiechem, gdy samochód nawet nie zwolnił.
- Co cię tak śmieszy?
- Jak chcecie zatrzymać stopa, wystawcie na widok wielki tyłek Cuddy, albo raczej jej krzyczący „zabierz mnie ze sobą” dekolt.
- Dupek – syknęła, jednak wszyscy przyglądali się jej z niemą prośbą w oczach. – Nie ma mowy.
- Niech on się w końcu do czegoś przyda! – Wskazała na rozbawionego diagnostę. – Każdego poruszy sumienie na widok ku
kuśtykającego przez las kaleki.
W czasie gdy House i Cuddy toczyli kolejną walkę, Wilson dostrzegł nadjeżdżający samochód. Z pełną gracją podniósł kciuk do góry i niczym rasowy autostopowicz pomachał ręką przed zbliżającą się z dużą prędkością terenówką. Jego szeroki uśmiech jeszcze nigdy nie był tak powalający. Niestety, samochód tylko zwolnił i pojechał dalej.
- Brawo! Obawiam się, że jeśli nie trafisz na jakiegoś geja w czerwonym Ferrari, to nic nie wskórasz. – Diagnosta oderwał się na chwilę od kłótni z Cuddy, by jak zwykle dodać przyjacielowi otuchy. Jego dziwienie było ogromne, gdy samochód zaczął cofać w ich kierunku.
- Pięknie, teraz to dopiero będzie miał wybujałe ego! – House wywrócił oczami.
- I kto to mówi? Gdyby twoje się zmaterializowało, z całą pewnością przysłoniłoby kulę ziemską - rzuciła administratorka.
- Nice. - Spojrzał na nią z podziwem. Wiedział, że ma w niej godnego przeciwnika w słownych utarczkach. Cieszył się, że incydent w namiocie tego nie zmienił. - A potem i tak zniknęłoby pod twoim wielkim tyłkiem przysłaniającym wszechświat – zripostował, bezczelnie taksując omawianą część ciała wkurzonej szefowej, przecież nie mógł pozostać jej dłużny.


- To ty?! – James nie mógł uwierzyć.
- Kto by pomyślał? – Z samochodu wyłonił się nie kto inny, tylko urocza Zoe we własnej osobie. – Macie jakiś problem? – zapytała, lustrując zebrane grono.
- Skończyło się nam paliwo – wtrąciła się milcząca do tej pory Erika.
- Jakim cudem się tu znalazłaś?
- Zawsze wieczorem robię taki objazdowy patrol.
- Ratujesz nam życie.
- Bez przesady, ale bardzo mi miło, że tak ucieszył cię mój widok. - Spojrzała w brązowe oczy onkologa. - Ja też się cieszę...
- Słabo mi – zajęczał diagnosta, wyraźnie znudzony całą tą przesłodzoną paplaniną.
- Wsiadajcie. – Zoe z łatwością odczytała jego aluzję i zapraszającym gestem wskazał na swój samochód. - W leśniczówce mam kilka kanistrów z benzyną. Jutro tu wrócimy…
- Jutro? – Cuddy nie wyglądała na zadowoloną.
- Jest już prawie ciemno. Bezpieczniej zostawić samochód na poboczu i wrócić jutro – wyjaśniła tonem znawcy. W sumie wszyscy, z wyjątkiem Cuddy, byli zadowoleni. - Wybacz, że pytam, ale czy wy, miastowi, jesteście, aż tak liberalni? – Patrzyła skonsternowana na diagnostę obnoszącego się ze swoim stanikiem.
- No jasne. Chcesz zobaczyć moje stringi? – Sięgnął do paska od spodni. Lisa spojrzała na niego z autentycznym przerażeniem. W końcu tę część garderoby również sobie pożyczył.
- Jedźmy już. – Wilson postanowił zainterweniować, nim sytuacja wymknie się spod kontroli.
- Dlaczego ty jedziesz z przodu? – House nie krył oburzenia. Był przygniatany na tylnym siedzeniu. Z jednej strony przez Cuddy, z drugiej przez Chrisa trzymającego na kolanach swoją dziewczynę. – Może…? – zwrócił się administratorki.
- Chyba śnisz – syknęła, odwracając wzrok.


- Co to ma być?! Domek na prerii? – House fachowym okiem omiótł swoje nowe lokum.
- Zapraszam. – Kobieta zignorowała jego uwagę, prowadząc resztę gości na ganek.
- Witaj, Sam! – Onkolog zwrócił się do stojącego u wejścia zagrody jelenia. Mężczyzna z laską w ręce rozejrzał się wokoło. W głębi duszy musiał przyznać, że miejsce jednak miało to coś.
- Łał… Zmieniłem zdanie. Chyba mógłbym tu zamieszkać na stałę. – Właśnie przekroczył próg tajemniczej chatki. W środku kilka całkiem ładnych kobiet krzątało się wokół stołu, a zapach domowego jedzenia bezlitośnie torturował żołądek.
- To Nancy, Clair, Sally i Megan. – Gospodyni przedstawiła pozostałe panie.
- Rozumiem, że wieczorem zamieniacie leśniczówkę na nocny klub. Pewnie "szalony jeleń" czy coś w tym stylu? – dodał, rzucając plecak w kąt i kuśtykając w stronę stołu.
- House! – Onkolog posłał mu karcące spojrzenie.
- Spokojnie. Chyba zaczynam łapać to jego specyficzne poczucie humoru. – Zoe puściła oczko w stronę zakłopotanego Wilsona.
- To wolontariuszki. Pomagają mi od czasu do czasu – wyjaśniła. – Przykro mi, doktorze House. – Wzruszyła ramionami. – Ale wydaje mi się, że pana i tak interesuje tylko jedna z obecnych tu pań. Wilson chrząknął wymownie.
- To gdzie będziemy spać? – do rozmowy wtrąciła się Erika. – Padam z nóg. A jutro musimy wcześnie wstać.
- Oczywiście. Wybaczcie. Niestety, mam wolne tylko dwa pokoje. Jeden na górze i jeden na dole.
- Super. To my bierzemy ten na dole! – Erika klasnęła w dłonie, pociągając za sobą potulnego Chrisa.
- Hej! Nie zamierzam pokonywać tych schodów! – oburzył się diagnosta.
- Nie będę spać z nim w jednym pokoju! – Cuddy również była w bojowym nastroju.
- Jest jeszcze jeden problem – wyszeptała Zoe. – Jest tylko jedno łóżko.
- Uwielbiam trójkąciki! – House nagle zaczął pokonywać pierwsze schodki.
- Przykro mi… – Gospodyni rozłożyła ręce w geście bezradności.
- Nie przejmuj się. I tak sporo ci zawdzięczamy. – Onkolog skinął głową i również ruszył do pokoju. Cuddy wzięła głęboki oddech i, nie mając innego wyjścia, podążyła śladem poprzedników.


- Jest dwuosobowe. – House jako pierwszy rozwalił się na wygodnym meblu.
- Nie ma problemu. Mogę spać na podłodze – zaoferował się przyjaciel.
- Nie ma mowy. Ja śpię na podłodze – zaprotestowała Cuddy.
- Myślałem, że wy… - Wilson przyglądał się im uważnie.
- Prawie – wyjaśnił House, uśmiechając się od ucha do ucha.
- Jak dzieci. – Westchnął.
- Jeden fałszywy ruch i po tobie – syknęła, sadowiąc się jak najbliżej przeciwległego brzegu łóżka.
- W namiocie moja bliskość ci nie przeszkadzała.
- Myślałam, że tam zginiemy!
- A ja myślałem, że na mnie lecisz.
- Ty na mnie lecisz.
- Chciałabyś.


Piętnaście minut później…

- I dlatego ukradłeś mi stanik?
- A kto zostawił mnie na deszczu?
- Nic ci to nie mówi.
- Co chciałaś powiedzieć? Tam, w namiocie? – House postanowił wyciągnąć najostrzejsze działa.
- Jesteś dupkiem.
Nim diagnosta zdołał wypowiedzieć kolejne zdanie, oboje usłyszeli trzask zamykanych drzwi.
- Widzisz, co narobiłeś!
- Ja?! To ty gadasz jak najęta.
- Idź po niego.
- Nie ma mowy. Pewnie poleciał do tej swojej Baby Jagi.
- Jesteś niemożliwy.
- Co chciałaś wtedy powiedzieć? – Odwrócił się i przylgnął do niej całym ciałem. Doskonale wyczuwał jej zdenerwowanie i podniecenie. Oboje uwielbiali te ich kłótnie, gierki i przegadywania. Tym razem jednak miarka się przebrała. - Spójrz na mnie – polecił. – No spójrz ma mnie, do cholery! – Cuddy bardzo powoli odwróciła się w jego stronę. Ich twarze niemal się stykały. Czuli własne przyspieszone oddechy. Spojrzenia przenikały się, nawzajem odczytując niewypowiedziane słowa. Cuddy zrozumiała, że przegrała. Zrozumiała to już tam, w namiocie, konając z miłości w jego ramionach. Pełna obaw i strachu o własną przyszłość wypowiedziała najtrudniejsze słowa w swoim życiu:
- Kocham cię. – Jej oczy delikatnie się zeszkliły, a usta rozchyliły. Nie musiała długo czekać na jego reakcję.
- Wiedziałem - dodał, gdy ich usta oderwały się od siebie na krótką chwilę.
- Daruj sobie - wymruczała mu do ucha.
- Dopiero zaczynam – wyjaśnił, całując jej szyję.


- Ale mnie wystraszyłaś! – James zwrócił się do krzątającej się po kuchni kobiety.
- Co tu robisz? – zapytali jednocześnie.
- Jakoś nie mogłam zasnąć. A ty?
- Ja też. House i Cuddy… To się chyba nigdy nie uda. – Rozsiadł się przy stole, chowając twarz w dłoniach.
- Już w nich nie wierzysz? – zapytała zaskoczona.
- Oni ciągle się kłócą. Dziś coś się między nimi stało, coś poważnego, jestem pewien. A mimo to nadal uciekają. – Pokiwał głową zrezygnowany.
- Myślę, że oni już zrozumieli własne uczucia. Widziałam, jak na siebie spoglądali. Wydaje mi się, że nie wszystko stracone i mogą cię jeszcze zaskoczyć.
- Myślisz? – Jego humor od razu się poprawił.
- Jestem tego niemal pewna. – W tej chwili z pierwszego piętra dało się słyszeć dziwne odgłosy.
- Czy nasz pokój jest dokładnie nad nami? – wskazał na sufit. Zoe skinęła głową.
- Czy to...? – zapytał z niedowierzaniem.
- Mówiłam! – Wilson skrzywił się nieznacznie. – Mam pomysł. – Jej oczy rozbłysły. - Dopiero teraz cały las zaczyna naprawdę żyć. – Wyciągnęła do niego rękę, którą szybko pochwycił.
- Jak tu pięknie! – Spacer w blasku księżyca był tym, czego potrzebował. Dopiero teraz dało się wyczuć klimat tego miejsca. Jego moc i tajemniczość. Świerszcze dające koncert życia, sowy próbujące wydobywać z siebie groźne dzięki, ciche pomruki nocnych mieszkańców lasu i szum wiatru kołyszącego lekko wielkimi drzewami.
- Myślisz, że ludzie tak różni i tak podobni zarazem mają jakąkolwiek szansę na wspólna przyszłość?
- Mówisz o Cuddy i Housie?
- Między innymi – odpowiedział tajemniczo.
- Myślę, że ludzie żyjący z pasją, którzy czują i którzy potrafią zawalczyć o swoje marzenia, mogą zbudować naprawdę wiele. Są w stanie stworzyć swój własny świat, w którym mogą być szczęśliwi.
- Naprawdę w to wierzysz? – Odpowiedziało mu skinienie głowy.


- Oddawaj! To moja kanapka.
- Pyszna. – Ostentacyjnie pochłonął kolejny kęs.
- Mówiłeś, że nie jesteś głodny.
- To było zanim mnie tak "wymęczyłaś". – Lubieżnym wzrokiem spojrzał na szefową krzątającą się w kuchni. Cuddy spłonęła rumieńcem.
- Przez ciebie pójdę spać głodna. – Za wszelką cenę starała się ukryć swoje zakłopotanie.
- To ci chyba nie grozi.
- Mam rozumieć, że teraz to ty zrobisz mi kanapkę?
- Miałem na myśli to, że raczej nie będziemy spać. – Podszedł do pochylającej się przy lodówce Cuddy i przyciągnął ją mocno do siebie.
- Daj spokój. – Próbowała się wyrwać. – Nadal nie wiemy, gdzie jest Wilson.
- Nie przeszkadzamy! – W pomieszczeniu nagle zjawił się zaginiony osobnik wraz z właścicielką owej chatki.
- Mówiłem. – Diagnosta spojrzał na Cuddy, która odruchowo się od niego odsunęła.
- Znów się kłóciliście? – Spojrzał na nich z wyrzutem.
- Pytanie, co ty robiłeś? Nie było cię prawie dwie godziny. – House odbił piłeczkę.
- Podziwiałem piękne widoki. – Wskazał na księżyc odbijający się w oknie.
- W sumie ja też – wyjaśnił, kątem oka spoglądając na brunetkę stojącą obok.
- Dokąd idziesz? – odezwała się Lisa, widząc jak James podąża za Zoe.
- Cuddy… – Towarzysz posłał jej karcące spojrzenie. – Widocznie nie tylko ty lubisz seks… – Kobieta omal nie zemdlała. Wilson chrząknął kilka razy, a Zoe jak zwykle wszystko przyjęła ze stoickim spokojem.
- W pokoju mam bardzo wygodną kanapę, a co seksu, to raczej wam przyda się wolny pokój. – Po tych słowach ona i rozbawiony onkolog zniknęli w korytarzu, zostawiając zszokowaną dwójkę sam na sam.
- Mam dziwne przeczucie, że Wilson jednak coś dziś upoluje. – House spojrzał na skonsternowaną Cuddy.
- Skąd oni wiedzą? – Nie mogła uwierzyć.
- Nie zaprzeczyłaś, jak wspomniałem o seksie.
- Ciągle o nim gadasz.
- Więc może zdradził nas opos-szpieg ukryty pod łóżkiem, albo wiewiórki zwiadowcy, albo…
- Bardzo śmieszne.
- Ewentualnie skrzypiące łóżko, twoje okrzyki „House, nie przestawaj!” lub źle zapięte guziki bluzki… – Bezczelnie lustrował biust szefowej. – Auć! – Uderzyła do w ramię. – Za co? – wyjąkał.
- Za całokształt!
- Czyli wracamy do pokoju? – Zupełnie niechcący jego dłoń spoczęła na tyłku pani dziekan. Lisa posłała mu mordercze spojrzenie. - No co? I tak wiedzą, że się bzykaliśmy.
- Nie mają pewności – zaznaczyła, podążając przodem. – Poza tym nigdy się nie przyznam – dodała, posyłając mu wyzywające spojrzenie.
- Nie przeszkadza mi to – odpowiedział tym samym.
- Tak? – zapytała zbita z tropu.
- Cały czas podkręcam plotki o naszym płomiennym romansie, a i tak nikt mi nie wierzy. Nic się nie zmieni. No, może tylko jedna rzecz – dodał, zatrzaskując drzwi wspólnego pokoju.
- Co takiego? – zapytała zaniepokojona.
- To, że teraz będą w stu procentach prawdziwe – wyjaśnił, składając na jej ustach bardzo namiętny pocałunek.

THE END


Epilog

Następnego ranka tylko Chris i Erika wyglądali na wyspanych. Wilson w końcu uruchomił swój wóz i razem z resztą ekipy wrócili do Princeton. Tydzień później murami szpitala wstrząsnęła plotka o rychłym ślubie przystojnego Jamesa Wilsona. Rozpacz pielęgniarek sięgnęła zenitu, gdy ową wiadomość potwierdził jego najlepszy przyjaciel, naczelny diagnosta szpitala. W odwecie onkolog zaczął rozsiewać plotki potwierdzające płomienny romans diagnosty z dyrektorką. Niestety, nikt z personelu nie dał wiary tym słowom. Krzyki wspomnianej dwójki nadal urozmaicały pracownikom nudne dyżury, a ciągłe gierki i podchody tylko utwierdzały ich w przekonaniu, że między nimi nic się nie zmieniło. Do czasu…
A raczej do dnia, w którym woźny Ted przyłapał panią dziekan i niepokornego diagnostę na stole w sali konferencyjnej. I bynajmniej nie na omawianiu kolejnego przypadku.


Ostatnio zmieniony przez lisek_ dnia Nie 20:02, 18 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz



Autor postu otrzymał pochwałę.

PostWysłany: Nie 18:48, 18 Lip 2010
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Naj naj najlepszy epilog <.333
Kocham Lisku i nie jestem wstanie napisac coś mądrego :hahaha: Choć już wiedziałam jak się skończy i tak mam wielkiegooo banana :*!
Czekam ma więcej ficków :)!



_________________

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

PostWysłany: Nie 19:45, 18 Lip 2010
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42

Posty: 6652

Miasto: Mrągowo
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05176 sekund, Zapytań SQL: 15