TATUŚ
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

TATUŚ




Witojcie!
To jest mój debiutancki potworek, w którym próbowałam uknuć pewną intrygę ;) Hm... no cóż...

:*

PART 1

Dr Lisa Cuddy ciężko przeżyła ostatnie kilka miesięcy. Trzy nieudane zabiegi In vitro zakończyły się stwierdzeniem lekarza prowadzącego, że jedyny sposób to próbować naturalnie.Twierdził, że jeszcze nie jest za późno. Ona jednak była sama.

A potem znalazła Joy. Tak się cieszyła na przyjście tej maleńkiej istotki. Ta kruszynka miała zapełnić całe jej życie. Tyle przygotowań, nadziei i planów.
„I wszystko diabli wzięli” zaklęła pod nosem.

Siedziała skulona na kanapie i próbowała zebrać w sobie tą odrobinę odwagi, która była potrzebna by wstać i przejść prosto długim korytarzem. Wiedziała, że zachowuje się jak ostatnia desperatka. Ale od dłuższego czasu czuła się rozbita w środku, ledwo odgrywała swoją rolę Pani Administrator Szpitala Princeton-Plainsboro.
Zapukała.

Wilson wiedział, że tym razem to nie House - on nigdy nie puka. Cuddy niemal wśliznęła się do gabinetu i usiadła naprzeciwko. Onkolog spojrzał na nią uważnie
- Coś się stało?
- Nie, nie… to znaczy… mam do Ciebie prośbę.
Cuddy zdecydowanie nie była sobą, głos jej się łamał, a słowa nie chciały składać się w logiczną całość.
- Słucham, w czym mogę Ci pomóc?
Gdyby wiedział, o co chcę go zapytać raczej nie uśmiechałby się do mnie tak przyjaźnie…i ufnie…pomyślała.
- Chciałabym Cię zaprosić na kolację … ze śniadaniem – wypowiedziała kwestię, którą sobie powtarzała po drodze do jego gabinetu – A dokładniej mówiąc to chcę urodzić Twoje dziecko.
Odetchnęła z ulgą. Uniosła oczy na Wilsona, który siedział osłupiały z na wpół przymkniętą szczęką i mrugał z takim natężeniem, jakby to jego powieki napędzały cały mechanizm myślowy.
- Ty.. Ty żartujesz, prawda? …To taki… Wy z Housem…że niby…
Wilson nie wiedział co odpowiedzieć, pomyślał, że może to jakiś wygłup, uśmiechał się słabo żeby ukryć konsternację. Jeszcze raz spojrzał na Cuddy, spuściła wzrok, a dłonie ścisnęła tak, aby nie zauważył, że drży.
- Ty nie żartujesz – wybuchnął – Ty oszalałaś!
- Wilson nie utrudniaj mi tego, jesteśmy przyjaciółmi… chyba mogę Cię prosić…
Lekarz siedział za biurkiem, próbował wstać, ale czuł się jakby dostał obuchem. Kręcił tylko głową, a z jego ust wydobywały się dziwne jęki.
Po chwili, gdy otrząsnął się z pierwszego szoku, spróbował oswoić temat.
- Ale Lisa, dlaczego ja? Dlaczego nie… House?
Nie był pewien czy to była właśnie ta kwestia, którą powinien wypowiedzieć w tej chwili, ale ona zareagowała całkiem spokojnie.
Była przygotowana na takie pytanie, wiedziała przecież, że nie przyszła prosić o 5 dolarów na ciastko.
- Jesteśmy przyjaciółmi James, szanuję Cię i uważam, że jesteś dobrym człowiekiem, odpowiednim na ojca.
Znów ton jej wypowiedzi był rzeczowy i wyuczony, ale ciepły.
- A co do Housa, to chyba nie sądzisz, że zdecydowałabym się wychowywać „małego Grega” sama, bez brygady SWAT- zaśmiała się pozorując rozbawienie.

Wstała i odwróciła się do drzwi.
-Przemyśl to – rzuciła na odchodne.

Musi wyjść póki jeszcze zostały jej resztki godności.

Lisa szła szybkim krokiem przez korytarz ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Poprosić o to Housa??– Taaa, świetna rada James. House jest ostatnią osobą, którą można byłoby poprosić o przysługę. O TAKĄ przysługę. Czy Wilson naprawdę nie mógł jej po prostu wysłuchać? Miała przygotowanych ze 20 świetnych argumentów. Gdy tam weszła jednak jej pewność siebie gdzieś prysła. Nie była już przekonana czy to był taki idealny pomysł, ale cóż – teraz już po wszystkim. A House…

- O! Przyszły cycuszki, …niestety razem z właścicielką – wykrzyknął House na widok Cuddy w drzwiach swojego gabinetu.
- House!
Cuddy próbowała zorientować się dlaczego tu weszła, nie zamierzała przecież…
– Mam nadzieję, że przygotowałeś już założenia do budżetu oddziału? – zapytała chłodno. – Chcę je mieć dziś na swoim biurku.
Miała nadzieję, że Greg nie zorientował się, że znalazła się tu przez przypadek.
- Oczywiście Mamusiu, będę punktualny. Jak zawsze! – House sparodiował minę zadowolonego z siebie pięciolatka.
Jego argumenty na tym wywindowanym poziomie były nie do odparcia. Wypatrywał więc na odpowiednią minę w stylu „zachowujesz się jak dziecko House”, ale nie doczekał się.
Cuddy rzuciła ciche „Dobrze” i wyszła.

„Dobrze!?!? …ciekawe!”
Zazwyczaj dochodzi między nimi do spięć, zawsze można liczyć na słowna przepychankę, ale obojętność na zaczepkę? Najciekawsze jednak, że nie była udawana?!
„Przyszła prosto od …”

House zdjął szybko nogę z biurka i poderwał się do drzwi. Wparował do gabinetu Wilsona gdy ten jeszcze z zamyślonym wzrokiem próbował dociec, skąd Cuddy przyszedł do głowy TAKI pomysł…
- Była u Ciebie Cuddy… - zaczął House. Nie był pewien, że właśnie stąd wyszła Lisa, więc najłatwiej było od razu zaatakować.
- Tak
Wilson wiedział, że ostatnie czego teraz potrzebuje to chodzący wykrywacz kłamstw w postaci Housa.
- Czego chciała? - mówiąc to Greg dostrzegł u Jamesa ten sam błędny wzrok i obojętność na jego osobę.
- Eeee… - James Wilson nie potrafił rzucać wymyślonymi historyjkami z rękawa, ale teraz musiał wspiąć się na wyżyny swoich kreatorskich możliwości – Prosiła o pomoc w…, o pomoc w ustaleniu grafiku dla przychodni – z wyraźna ulgą zakończył Wilson.
- Grafiku?! – House nie mógł uwierzyć, że Wilson ma go za pierwszego lepszego idiotę. - I z powodu tego GRAFIKU oboje zachowujecie się jak spłoszone króliki?
- House, mam zaraz pacjenta, spadaj!
James postanowił skupić wzrok na karcie pacjenta, która leżała na biurku i nie podnosić głowy dopóki nie usłyszy trzaśnięcia drzwi.

„Hm, dobrze! Zabawmy się! - pomyślał Greg - Polowanie na króliczki czas zacząć!”
Wyszedł bez słowa.

Wilson wiedział, że House nie odpuści. Jego ciekawość przewyższała o głowę sumę ciekawości wszystkich badaczy, wynalazców i detektywów świata. Szczególnie jeśli chodziło o sprawy Cuddy.
Szybko wybrał jej numer.
-Lisa, House już na pewno idzie. Rozmawialiśmy o grafiku dla przychodni.
Pośpiesznie rozłaczył się. Nie był jeszcze w stanie odbywać z nią dłuższych pogawędek. Przynajmniej dopóki tego wszystkiego nie przemyśli.

Cuddy spokojnie odłożyła słuchawkę. Uderzyła się lekko dłońmi po twarzy, aby przywołać się do porządku.
Wiedziała, że za chwilę wejdzie House, bez skrępowania rozsiądzie się na kanapce, a nogi zarzuci na stolik.

„Uh! – pomyślała- to najbardziej nietaktowny i nieokrzesany człowiek jakiego kiedykolwiek poznała. Jest tak odpychający, że … aż …ugh!”
ZAWSZE JĄ INTRYGOWAŁ - musiała to przyznać!
Hm, ale skąd u Wilsona ten pomysł z Housem?!
Czy Greg powiedział mu o tym pocałunku sprzed kilku tygodni?! Nie, raczej nie. Przecież był bardziej przerażony tym co się stało niż ona.
Była usprawiedliwiona – właśnie straciła swoją Joy, ale on…?!
Zastanawiała się kilka razy co nim wtedy powodowało. Nawet jeśli to było wyłącznie współczucie to jak na Gregory’ego Housa i tak było o wiele za dużo. To było jak skrawek humanitaryzmu w jego zachowaniu.”
Uśmiechnęła się na to wspomnianie.
„Cóż, każdemu zdarzają się zachowania niezgodne z własna naturą”.
Wróciła w myślach do rozmowy z Wilsonem.
Ona - kobieta, która tyle osiągnęła w pracy, była szanowana, setki osób spełniały jej polecenia, prowadziła jeden z najlepszych szpitali w kraju! Jednak jej życie prywatne było ruiną i co gorsza coraz częściej dopadało ją poczucie, że nie tak to sobie wymarzyła. Pragnęła dziecka. Wiedziała, że może je obdarzyć miłością, a ono wypełni jej samotne dni. Chciała uczyć je pierwszych słów, pokazywać piękne strony życia, kochać bezwarunkowo.
Jej myśli bezwiednie wróciły do Housa.
Wilson już kilkakrotnie sugerował, że łączy ją z Housem coś poważnego. Ale, nie… to zdecydowanie nie była prawda. Choć czuła przy nim ten dreszcz emocji, może nawet pewna dozę pożądania…
Martwiła się o niego wielokrotnie. Uznała jednak, że przemawia przez nią potrzeba bycia matką.
„Zachowuje się jak dziecko, więc i mój instynkt macierzyński tak reaguje.”
Zaśmiała się w duchu.

Odchyliła do tyłu głowę i czekała z najbardziej obojętną miną na jaką mogła się zdobyć.

...



_________________

POLSKA! BIAŁO-CZERWONI!

PostWysłany: Czw 14:47, 19 Mar 2009
Syśka
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15

Posty: 2076

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Naprawdę lekko i fajnie się czyta.
Naprawdę NIE MAM ZIELONEGO POJĘCIA, dlaczego tak psioczyłaś na swój tekst?! :twisted:

* Kocham Wilsonka w Syśkowej wersji, aaaaa! *



PostWysłany: Czw 14:54, 19 Mar 2009
rocket queen
Pumbiasta Burleska



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57

Posty: 3122

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Super, bardzo zaskoczyłaś mnie tą propozycją Cuddy :mrgreen: Czekam na ciąg dalszy :D



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Czw 15:09, 19 Mar 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

No więęęęc *jeanne intensywnie zastanawia się nad treścią komentarza*
Podoba mi się :twisted: Bardzo. I chyba polecę przeczytać c.d, bo już dokładnie nie pamiętam :P Padłam przy porównaniach z królikami.
I Hałs-wszystko-muszę-wiedzieć <3
Nie znasz się widocznie na ocenianiu własnych tekstów, bo ten jest boski! :]



_________________

PostWysłany: Czw 15:12, 19 Mar 2009
jeanne
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 50

Posty: 11087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

nowa wrzutka ;)

PART 2

House wparował bez ostrzeżenia i zachował się dokładnie tak jak Cuddy przewidziała. No może z wyjątkiem głośnego uderzenia laską o podłogę, które z założenia miało przywołać ją do porządku. Aż podskoczyła na fotelu, ale nie straciła fasonu. Wiedziała po co przyszedł.

- Wygodnie Ci House? – zapytała lodowatym tonem.
- Ty i Wilson… - tu zawiesił dramatycznie głos czekając na jej reakcję.
Czy Wy planujecie dla mnie przyjęcie niespodziankę? – wypalił. – Wszystko fajnie tylko sądząc po Waszych minach odbędzie się pod hasłem „Mistrzostwa w użalaniu się nad sobą”!
- Zgadza się House! Nasze myśli orbitują wyłącznie wokół Ciebie! A teraz zamknij za sobą drzwi – warknęła i skupiła wzrok na ekranie komputera.
- To nie będzie przyjęcia?! A ja tak bardzo chciałem zrobić zawody w sikaniu do ponczu! – oznajmił z rezygnacją.
- Rozmawialiśmy z Wilsonem o grafiku dla przychodni. Wyobraź sobie, że jest na tyle miły, że czasami mi pomaga. Żegnam!

„Hm, zdążył ją ostrzec!”
Twarz Housa przybrała kamienny wyraz, jednak przymrużone oczy zdradzały intensywny proces myślowy w jego głowie.

Cuddy zareagowała natychmiast. Może nie do końca przemyślała tą decyzję, ale sądziła, że jeśli chce przetrwać musi zaatakować pierwsza.
- Spotykamy się z James’em. Zadowolony?! – oznajmiła spokojnie i stanowczo. - A teraz, skoro już wiesz, daj mi popracować.
- Oh, naprawdę ?! Świetnie – rzucił ironicznie House wychodząc z jej pokoju.

Teraz to on musiał ukryć to co kłębiło się w jego głowie.
„Naprawdę to zrobił?! Znowu?” – Greg nie mógł uwierzyć „Spotyka się z kimś i ja o tym nie wiem?! Stop! Nie z KIMŚ tylko z Cuddy!”
Jeszcze niedawno Wilson przekonywał go, że z nią tylko House może być szczęśliwy.
„Może stwierdził, że to będzie wieeeelka strata, gdy zmarnuje się ta pupa”.
Jednak wcale nie było mu do śmiechu.
Czuł, że w łopatkę uwiera go stalowe ostrze – prezent od Wilsona. Właściwie to dlaczego to poczuł?!
Przecież oni idealnie do siebie pasowali.
„Cuddy będzie miała doskonałe kapcie, a właściwie jeden wielki pantofel!”
Znów sarkazmem próbował sam przed sobą ukryć, że… czy to tętniące w głowie to zazdrość? …

Łyknął trzy tabletki Vicodinu.
- Moja ambrozja leczy i TAKIE dolegliwości! – powiedział sam do siebie.

Zastanowi się jak to rozegrać.

Tym czasem musiał sprawdzić czy Kaczuszki nie zdołały uśmiercić pacjenta podczas zwykłego rezonansu. Wiedział już, że może na nich w tej kwestii liczyć. Szczególnie na Kutnera i jego piromańskie pomysły.
Zatrudnił go przecież, w dużej mierze na złość Cuddy…

James wychodząc z windy wpadł prosto na stojącego z rozłożonymi teatralnie ramionami Housa. Wyraźnie zaskoczony cofnął się o krok.

- Wilsonie! Drogi przyjacielu! – zawołał House, tak żeby słyszeli go wszyscy na korytarzu. – Zapraszam Cię do siebie na kawę!
W głowie Wilsona zapaliły się wszystkie możliwe ostrzegawcze lampki.
Usiadł na wskazanym przez Grega fotelu i podniósł do ust podany mu kubek.
- To jest jakaś woda! – zupełnie nic nie rozumiał.
Z przymrużonymi oczami rozglądał się na boki próbując zorientować się w sytuacji.
- Nie JAKAŚ! – zagrał święte oburzenie House – tylko PRZEGOTOWANA!. Niestety odkąd jedna z części mojego ekspresu do kawy została szefem ER niewiele więcej mogę zrobić! – dodał z dramaturgia w głosie.

Po chwili jednak wyprostował się i patrząc z góry na szukającego wzrokiem pomocy Jamesa powiedział twardo.
- Cuddy o wszystkim mi powiedziała – przerwał by napawać się grymasem twarzy Wilsona. - Chyba uznała, że powinienem wiedzieć. Nie sądzisz, że to dziwne. Ona mnie o tym poinformowała, nie zaś Mój „Pożal się Boże” Przyjaciel… - mówiąc to ściszył głos jakby plotkował o nieobecnym tu Wilsonie.
- Myślałem… no, uznałem, że … że to nie Twoja sprawa…
Zabawne było patrzeć jak dorosły facet próbuje schować się w fotelu.

Wilson nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Sądził, że Lisa chciała zatrzymać tamtą rozmowę dla siebie, a szczególnie informacje o tym co mogło ewentualnie po niej nastąpić.
„Powiedziała Gregowi?? Ale dlaczego??”
Sam ledwo przetrawił jej „propozycję”, a wiedział, że House miał o wiele więcej powodów, żeby jej nie zrozumieć. Miałby też powód aby go znienawidzić, jeśli zdecydowałby się „pomóc” Cuddy.

Doskonale wiedział co House do niej czuje. Zbyt długo, zbyt dobrze go znał. Wiedział to lepiej niż ten samotny, pewny siebie idiota. Sądził, że Housowi szwankują jakieś połączenia nerwowe, no ewentualnie coś uciska na obszar jego mózgu odpowiedzialny za emocje. Nie chciał uznać, że Greg jest po prostu głupi!

- Uważałeś, że będziesz bzykał moją szefową i nie opowiesz nawet jak było?! – oburzył się House i otworzył szeroko oczy.

„O co tu chodzi?!”
Wilson znów poczuł się jak w ukrytej kamerze. Był przerażony sądząc, że House jakimś sposobem namówił Cuddy do zadrwienia sobie z niego w TAKI sposób.
- O nie! Nie, nie… - zerwał się do ucieczki – nie będę bawił się w Wasze głupie gierki. Mam robotę!
Wilson wybiegł na korytarz.
Po płaszcz wróci później… albo za tydzień!

Greg zmarszczył czoło.
„To zdecydowanie poważny związek skoro mnie podejrzewa o jego scenariusz”.
Nie wiedział jeszcze do końca o co tu chodzi. Wilson niby potwierdził, ale właściwie co? Niezupełnie zachował się tak jak przewidział House.

Wilson zatrzaskując plecami drzwi swojego gabinetu odetchnął z ulgą.
Spojrzał na biurko, gdzie leżała mała, złożona na pół karteczka.
Podniósł i rozwinął.

„POWIEDZIAŁAM MU, ŻE SIĘ SPOTYKAMY. L. ”

A więc o mało się nie wygadał…

Dosyć tego!
Miał dość tych wygłupów. Mimo, że nie chciał ranić Cuddy, nie zamierzał wchodzić między dwójkę bliskich mu ludzi ...a może jednak pomyślał o parze rozwścieczonych wilków?! Tak czy inaczej czas to zakończyć.

Przemknął do gabinetu Cuddy tak, aby się na nikogo nie natknąć. Na TEGO nikogo!

...



_________________

POLSKA! BIAŁO-CZERWONI!

PostWysłany: Czw 21:43, 19 Mar 2009
Syśka
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15

Posty: 2076

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

wow!!!!

Jakie fajne... :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

Jak zawsze bawisz, jak zawsze przywołujesz szerokiego banana na moja twarz. Intryga cudna:D

jeszcze! jeszcze! jeszcze! *krzyczy i tupie nogami*



_________________

PostWysłany: Pią 9:25, 20 Mar 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

PART 3

Cuddy siedziała przy biurku.
Uniosła głowę gdy usłyszała pukanie. Widząc w drzwiach Jamesa zerwała się z miejsca i z przepraszającą miną podeszła do niego.

- Wybacz mi Wilson, że Cię w to wciągnęłam. Na początku wydawało mi się, że to świetny pomysł…- szybko wyrzucała z siebie słowa – Co ja sobie myślałam? Głupia! …Przepraszam Cię.
- Rozumiem – zaczął powoli – Wiem, że jesteś w trudnej sytuacji, że ostatnio wiele przeszłaś. Ale chyba tak jak ja wiesz też, że to byłoby ogromne nieporozumienie. Tym bardziej, że musiałbym się z Tobą ożenić…
- Nie prosiłam Cię o to! – Cuddy przerwała, bo czuła się jak pensjonarka na lekcji wychowawczej.
- Tak, wiem… Ale ja sobie tego inaczej nie wyobrażam. A Ty jako Pani Wilson byłabyś nieszczęśliwa. Poza tym House mógłby mieć nam to za złe, zapewne do końca życia. On Cię…
Przytuliła się do niego.
Nie wiedziała czy dlatego, że odmówił czy za to co chciał powiedzieć o Housie. Wtedy gdy wychodziła z jego gabinetu, po tej rozmowie nadal była pewna, że chce mieć dziecko, nie była jednak pewna, że chce mieć dziecko tego mężczyzny. Pamiętała jakie poczuła przyjemne ciepło gdy żartowała o „małym Gregu”.
Wilson pogładził ją po głowie.
I wtedy właśnie uchyliły się drzwi jej gabinetu.

House nie wiedział co o tym wszystkim myśleć. Rzadko kiedy znajdował się w sytuacji, w której był tym najmniej poinformowanym. Zawsze drażniły go takie chwile. Czuł się jak ofiara swoich własnych intryg.
Musiał szybko zorientować się co się święci. Dodatkowo jego niepokój wzbudzał fakt, że sprawa dotyczyła Cuddy. Nie! Nie pomyślał o Wilsonie, wręcz drażniła go myśl o nim. Wkurzało go, że jeszcze niedawno James sam wpychał go w ramiona Cuddy.
„Ten moralizator z Bożej łaski, myśli, że może sobie ze mną pogrywać ?!” Nie zamierzał bez walki oddawać miana „Pierwszego Manipulatora” w New Jersey.
Jak zwykle bez zastanowienia pchnął drzwi do gabinetu Administrator Szpitala.
Na środku pokoju stał Wilson z wtuloną w jego ramiona Lisą.

- Nie przeszkadzajcie sobie – bąknął House i zatrzasnął drzwi.
„Nie przeszkadzajcie sobie?!?! Co to miało być?? To chyba znowu jakieś prochy – sam by tego w życiu nie wymyślił!”.
Pędził przez korytarz jak rozpędzona lokomotywa.
„Czyli jednak!
…To po co te gierki? Nędzni naśladowcy…”
Skupiał myśli na łączeniu faktów i zdarzeń ostatnich dni, po to tylko, by nie analizować fali zalewających go emocji.

House potrafił poruszać się o lasce szybciej niż niejeden bez niej. Dr Eric Forman musiał przyspieszyć kroku, aby mu dorównać.
- Wszystkie wyniki w normie. Leukocyty też, więc to nie infekcja – mówił szybko. - Co robimy House? Jeszcze trochę i pacjent nam się ugotuje.
- Na razie do wanny z nim, a reszta niech zrobi jeszcze kilka badań. Ty dowodzisz!
House machnął dłonią jakby opędzał się przed Formanem jak przed muchą.

Neurolog nie wierzył własnym uszom. Widział go już w różnych sytuacjach, ale tak wzburzonego żeby nie zainteresować się pacjentem?!
Musiał szybko znaleźć resztę ekipy i zastanowić się co dalej robić. Widział, że na Housa nie ma co liczyć.
Odwrócił karcący diagnostę wzrok.

Greg usiadł w swoim fotelu i próbował przeanalizować to czego się dowiedział, ale obraz Cuddy przytulonej do Wilsona wracał jak natrętna reklama.

- Nie przeszkadzajcie sobie – usłyszeli głos Housa.
A potem trzask zamykanych drzwi, który sprawił, że oboje odskoczyli od siebie na pół kroku. Zdenerwowana Cuddy zrobiła dwa kroki w kierunku drzwi, zanim Wilson złapał ja za ramię.
- Zostaw – powiedział łagodnie.
- Ale… teraz będzie przekonany, że my… - Lisa była wyraźnie skonsternowana.
- I dobrze, niech tak myśli – powiedział pod nosem James uśmiechając się lekko.

Wilson już dawno zastanawiał się w jaki sposób zmusić Grega by zmierzył się z tym co czuje do Cuddy.
Te jego obraźliwe słowa i gesty w jej kierunku. Tyle razy ją zranił mówiąc coś, czego nikt inny by nie powtórzył. Ale Wilson wiedział, że House tak właśnie okazuje, że mu zależy. Najbardziej krzywdził właśnie tych, których kochał.
Każdy inny człowiek chociaż stara się dostosować do akceptowalnych społecznie zachowań.
Z wyjątkiem Gregory’ego Housa.
Był chamski i bezczelny. Nawet nie próbował ułatwiać komukolwiek próby dotarcia do swojego wnętrza.
James znał go jednak dobrze. Prawdopodobnie House nie wiedział o sobie tyle co on, albo przynajmniej udawał, że nie wie.

Cuddy nie chciała się narażać na ponowne spotkanie Housa tego dnia. Liczyła się z toną kąśliwych uwag. Nie miała ochoty tego przerabiać.
Chwyciła torebkę i płaszcz. Zeszła na dół, gdzie czekała już zamówiona taksówka.

Otworzyła drzwi. Zdjęła buty i skierowała się prosto do łazienki. Odkręciła wodę i poszła nalać sobie kieliszek wina.
Wykąpie się i poukłada sobie ostatnie wydarzenia. Potem pójdzie spać, a gdy wstanie będzie jak nowonarodzona. Wróci do swoich obowiązków. Skupi się na tym co jest ważne. Może nie najważniejsze, ale nie zawsze można dostać to czego się najbardziej pragnie.

Upiła łyk wina. Zanurzyła się w ciepłej, pachnącej lawendą wodzie i przymknęła oczy. Cieszyła się tą samotną chwilą. Dobrze, że jeszcze to potrafiła.
- Czy… - ten dźwięk sprawił, że skostniała – w tej wannie musi być aż tyle piany? – zapytał z łobuzerskim uśmiechem.
Była prawie pewna, że zamknęła drzwi wejściowe …
House zjawiał się w jej domu o różnych porach dnia i nocy, dziś jednak był ostatnia osobą, którą spodziewała się zobaczyć. Uśmiech na jego twarzy rozwiał jednak jej obawy, jak zareaguje na jej „związek z Wilsonem”. Wszystko wydawało się być po staremu.

Postanowiła zdobyć trochę przewagi w sytuacji, w której wydawało się, że to on ma w rękawie wszystkie asy. Uniosła się więc w wannie na tyle, by piana ledwo zakrywała jej sutki.
- Po co tu przyszedłeś House?
Stał wpatrzony w jej dekolt i poczuł przypływ pożądania.
Za chwilę jednak ocknął się i nie mniej pewnym głosem powiedział z wyrzutem.
- Forman był u Ciebie w sprawie zgody na biopsję mózgu tego gotującego się pacjenta. Powiedzieli mu, że wyszłaś wcześniej.
- Rozumiem, że Forman nie mógł do mnie zadzwonić?
- Wiesz, że ostatnio mylą mu się te wszystkie cyferki, trzynastki z czternastkami – House przewrócił oczami.
- Chciał mieć pewność, że dostanie tę zgodę, więc podjąłem się niebezpiecznej misji najechania Twojej Twierdzy uzbrojony wyłącznie we własne oręże – ściszył głos jakby zdradzał jakąś tajemnicę – I jeszcze w to!

Podał jej kilka kartek z wynikami badań. Cuddy skupiła się na przeanalizowaniu otrzymanych informacji. Nie zwróciła uwagi na twarz Housa, która stała się poważna, a źrenice niebieskich oczu rozszerzyły się mocno.

Znów to poczuł. Ta kobieta podniecała go.
Zazwyczaj czuł to wtedy gdy rzucała mu w twarz jakąś cięta ripostę. Gdy zbliżała się do niego i odpowiadała z prowokująca miną, często miał ochotę wbić się w jej pełne wargi.
Była inteligentna i silna. Wiedział, że Wilson miał rację oceniając, że tylko ta kobieta mogła stanowić dla niego odpowiednie towarzystwo. Jednak był też pewien, że nie może wciągać jej w związek, który przyniesie wyłącznie ból. Nauczył się być wobec niej tak obojętny jak tylko zdołał. Obrał ją za cel swoich najmniej wybrednych żartów po to tylko, by nie miała możliwości dostrzec czegokolwiek interesującego w nim. Nie chciał, żeby musiała odczuwać kiedykolwiek tyle bólu ile czuł on. I nie! Nie chodziło wcale o nogę. To był tylko fizyczny ból, bez którego nie wyobrażał sobie już własnej egzystencji. Chodziło o to co zżerało go od środka zostawiając jedynie pustkę. Żył z wyrokiem wiedząc, że któregoś dnia po obudzeniu poczuje, że nie ma tam już nic. Tkana latami z sarkazmu i opryskliwości pajęczyna nie będzie skrywała czegokolwiek...
Skoro Wilson mógł dać jej szczęście po co się w to mieszał?!

Nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w odsłonięte skrawki jej ciała.
- Lisa… - wyszeptał bezwiednie…
- Zgoda! – przerwała jego myśli.
- Veni, vidi, vici! – powiedział uśmiechając się triumfalnie.
- Jeśli mam to podpisać musisz podać mi ręcznik.
House rzucił w jej stronę niewielki skrawek białego frotte. Zupełnie nie zdziwiło ją to, że wybrał akurat najmniejszy ręcznik do rąk.
- Forman będzie wdzięczny za ten podpis. W praktyce to jego przypadek więc chce zrobić wszystko zgodnie z literą prawa. Właściwie to nie wiem po co mu ta biopsja?!- na jego twarzy odmalowało się nadmierne zdziwienie. - Wystarczyło podać gościowi hyksotlaminę, ale skoro lubi babrać się w gotującym mózgu to kto by mu tam przeszkadzał.
Z uśmiechem wzruszył ramionami.
- House, chcesz się zgodzić na niepotrzebną biopsje mózgu?! – oburzona Cuddy aż stanęła w wannie próbując okryć się przymałym ręcznikiem.
- A czy to ja chce podpisać tę zgodę?! - zakrzyknął naśladując jej ton.
- Myślałam… - Lisa zawahała się.
- Zdecydowanie lepiej wyglądasz niż myślisz – rzucił House i zatrzasnął za sobą drzwi łazienki.

Słyszał jak Cuddy pośpiesznie wydostaje się z wanny. W korytarzu panował półmrok.
Zamknął na chwilę oczy by mózg utrwalił widziany przed chwilą obraz. Ciemne, wilgotne loki upięte w nieładzie. Jędrne piersi, które starała się ukryć tym kawałkiem materiału. Kształtne, długie nogi, po których spływały strużki wody. I te oczy, których widok sprawiał, że czuł się jak…

Cuddy wyszła z wanny i szybko okryła się ręcznikiem kąpielowym. Obawiała się, że House otworzy drzwi łazienki jak tylko usłyszy, że wyszła z wanny. To było w jego stylu!
Jednak nie.
Wyszła z łazienki i w tej samej chwili usłyszała trzask frontowych drzwi. House wyszedł.

Wyjął fiolkę Vicodinu. Łyknął tabletki.
Wiedział, że to nic nie zmieni, że ból nadal będzie jego towarzyszem.
Pojedzie do domu, napije się, obejrzy coś w TV, a potem będzie noc…
A! Jeszcze musi zadzwonić do tych idiotów i przypomnieć im, że są idiotami!

Lisa stała sama pośrodku pustego, ciemnego pokoju.
„Po co przyjechał?! Nie potrzebował zgody na biopsję, nie powiedział też słowa o Wilsonie. Uh… i tym bardziej nie mógł wiedzieć, że właśnie się kąpię.”Uśmiechnęła się bezwiednie na wspomnienie sceny w łazience.
Że też tak łatwo dała się wyciągnąć z bezpiecznej piany. Jutro na pewno usłyszy coś na temat Małej Syrenki!

...



Autor postu otrzymał pochwałę.

_________________

POLSKA! BIAŁO-CZERWONI!

PostWysłany: Pią 11:25, 20 Mar 2009
Syśka
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15

Posty: 2076

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

łohohoho... :mrgreen:

Świetnie piszesz wiesz? ten kawałek jest nieco inny. Taki bardziej nostalgiczny, bardziej emocjonalny. I to też świetnie Ci wychodzi. Bardzo to było sensualne. Niemal czułam wilgoć unoszącej sie w łazience pary.
jestem Twoim pierwszym fanem. Pierwszym nie w sensie że jestem tylko ja, ale w sensie -najbardziej oddanym :mrgreen:

Ściskam i czekam na kolejna cześc:*



_________________

PostWysłany: Pią 11:44, 20 Mar 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

T. please

PART 4

House przyłożył głowę do poduszki. Liczył, że szybko przyjdzie sen, który choć czasowo uwolni go od tej przeklętej nogi.
Przypomniał sobie stojącą w wannie Cuddy.
„Czy ona się uśmiechała??” Przechyliła zalotnie głowę… Jak mógł tego nie zauważyć? Wyraźnie go kokietowała, a on po prostu stamtąd wyszedł? Powinien był zostać i…
Zasnął.

Całe pomieszczenie przesiąknięte było jej zapachem. Podszedł bliżej. Stojąc nago w wannie prawie dorównywała mu wzrostem. Gdy był już kilka centymetrów od jej twarzy przymknęła oczy i lekko rozchyliła usta. Delikatnie, prawie ze strachem dotknął jej ramion i przywarł do jej miękkich, wilgotnych warg. Zadrżała przy tym pierwszym pocałunku. Zanurzyła palce w jego włosach. Mocniej zagłębiła się w jego usta. Muskał samymi opuszkami palców mokrą skórę na jej plecach. Uniosła wysoko brodę tak by mógł pokryć pocałunkami jej szyję i płatki uszu. Niesforne loki łaskotały go w twarz. Otworzył oczy i spojrzał na nią pytająco wielkimi niebieskimi oczami. W odpowiedzi uśmiechnęła się i zdjęła jego pomięty T-shirt. Teraz przytulił ją czując na swoim torsie ciepłe, nagie piersi. Jednym zręcznym ruchem uniósł ją nad wodę i wyjął z wanny. Nawet nie poczuł nogi. Usiadł na krawędzi wanny, a Lisa na jego kolanach oplatając jego tułów długimi nogami. Przygarnął ja do siebie gwałtownie i już miał ją pocałować, gdy usłyszał drażniący dźwięk telefonu.
„Skąd w tej łazience cholerny telefon?!”


Dźwięk stawał się coraz wyraźniejszy. Cuddy zniknęła.
House otworzył oczy. Miał spocone ręce i twarz.

- Czego?!- odebrał nadzwyczaj uprzejmie jak na te okoliczności.
- Yyy… House?
Wilson brzmiał co najmniej nietrzeźwo.
– Możesz... możesz po mnie... przyjechać? Jestem w barze... w barze u Bart’a… - wymamrotał.
- Role Ci się nie porąbały? – syknął wściekły House.
To James był jego nadwornym taksówkarzem, nie odwrotnie. W dodatku przerwał mu sen, TAKI sen.
- Musimy pogadać – wybełkotał Wilson.
„Cholera!” pomyślał Greg. Spojrzał na zegarek. 2.14.
Poczucie winy po bliźniaczej sytuacji z przed kilku miesięcy kazało mu podnieść się z łóżka i włożyć leżącą na podłodze koszulę.
Wstał. Noga bolała go jakby trochę mniej, chwycił jednak z nocnej szafki Vicodin i połknął profilaktycznie kilka tabletek.
Złapał kluczyki i swoją laskę. Trzasnął ze złością drzwiami i pokuśtykał w stronę samochodu.

Przy barze siedział Wilson. Barman już sprzątał.
- Nalej... jeszcze jednego... nalej mi! – James ledwo siedział.
Uśmiechnął się szeroko na widok przyjaciela.
- Mogłeś przyjechać do mnie, mam coś lepszego niż te siki, które pijesz. - House nie zamierzał przedłużać pobytu tutaj.
- Cuddy chciała… - zaczął Wilson.
„Doskonale!” pomyślał Greg i przewrócił oczami. „Teraz jeszcze będę wysłuchiwał lamentów zakochanego pijaczyny.”
- Ona chciała urodzić... chciała moje dziecko urodzić!– ledwo wybełkotał James.
- No gratulacje! Nie sadziłem, że marzy o wychowywaniu maminsynka, który zostanie onkologiem tylko po to by całe życie bez poczucia winy powtarzać „Przykro mi, to rak! Nic się nie da zrobić!”. – House był zirytowany tą rozmową.
- Ha! No widzisz! ... hihi... A jednak chciała! – Wilson uśmiechnął się triumfalnie.
- No niezła szopka! Idziemy – zdecydował House. Był zmęczony.
- House! Chodziło niestety TYLKO... tylko o dziecko. Hihi... Ale przyznaj... przyznaj, że byłeś zazdrosny. A ja... hihi... powiedziałem jej, że... że na pewno jesteś.
- Ty idioto! – Greg miał już tego dość. – kiedy to zrobiłeś wieczorowy kurs skanowania myśli?
Teraz to go tu chyba zostawi!
Wilson nagadał babie głupot i teraz to on będzie musiał się z nią użerać. Niestety w połączeniu z tym co zrobił, gdy płakała po utracie tamtej małej… To mogło zmienić ich relacje, a tego nie chciał. Było mu wygodnie tak jak jest. Bez odpowiedzialności, bez zaangażowania, bez marudzenia! Przyjaźń z Wilsonem to wystarczające źródło odwiecznych pretensji, moralizatorskich wywodów i ględzenia o uczuciach.
Wsiedli do samochodu. Wilson zasnął w trakcie jazdy. Najchętniej obudziłby go zdzielając laską po łbie.

Lisa spała niespokojnie. Przewróciła się na bok i otworzyła oczy. Było kilkanaście minut po drugiej.
Ostatnim obrazem sennym, który zapamiętała były JEGO oczy.
„Jest tak złośliwy, że nawet we śnie mnie prześladuje!”.
Wypadki ostatnich dni spowodowały, że Cuddy wielokrotnie myślała o swoich relacjach z Gregory’m Housem.
Wiedziała, że po nim nie należy się spodziewać tego co po każdym innym. Nawet gdyby cokolwiek do niej czuł nigdy się nie przyzna. Mimo całej jego odpychającej otoczki podziwiała jego błyskotliwy umysł, to, że uparcie dążył do celu, a nawet to „wyrafinowane” poczucie humoru.
Tyle, że Greg nigdy nie pozwoli jej się zbliżyć na tyle, by ją pokochać.
A ona? Ona jest „za stara” na platoniczną miłość….

„Lisa! Tu ziemia! Jutro masz zebranie zarządu. Idź spać!”.
Zamknęła oczy.
Znów zanurzyła się w błękitnej toni. I nie uważała, że ten obraz był jej nie miły.

Zasnęła.

Dotarł do szpitala po jedenastej. Powinien od ponad godziny przyjmować w klinice. Przed gabinetem czekało kilkanaście osób.
- Ty, ty i ten śpiący do domu! Nic Wam nie jest. – House wskazał na kilku pacjentów - Tej powiedzcie, że czopków się nie łyka. A reszta … niech poczeka na prawdziwego lekarza!

Odwrócił się i poszedł na górę.
„Pacjent Formana” dochodził do siebie. Gość powinien wycałować mu tyłek, za to, że go uratował przed oskalpowaniem.
„Idioci!” – ponownie ocenił kompetencje swoich podwładnych.

Zaczął odbijać o ścianę piłkę. Ten monotonny dźwięk zawsze wspomagał pracę jego neuronów.
Co powinien teraz zrobić? Iść do Cuddy i obrazić tak, by jeśli miała jakiekolwiek złudzenia - pozbyła się ich natychmiast. Było to zdecydowanie najprostsze i najrozsądniejsze rozwiązanie. Znajdzie odpowiedni moment i wszystko wróci do normy. A potem przez pół roku będzie miał świetny temat do drwin - dziecko Wilsona! Ha ha...

- Cuddy pytała gdzie są dokumenty, które miałeś przygotować – usłyszał głos Formana.
- Ja miałem przygotować?! – House zrobił minę, która miała wyrażać zdziwienie i oburzenie zarazem. – Czy Ty nadal uważasz, że zatrudniłem Cię tu ze względu na Twój „medyczny geniusz”? Bo mnie się wydawało, że jesteś na etacie pracownika od CZARNEJ roboty!
Forman wiedział, że dalsza dyskusja jest bez sensu. Włączył laptopa i zaczął przeglądać dane.
- Idę poinformować Cuddy, że przyniesiesz jej co chciała jak tylko uporasz się z tymi CYFERKAMI.- rzucił House stojąc w drzwiach.

Chyba nie będzie już tu dzisiaj potrzebny.
Chwycił swoją kurtkę i zniknął w korytarzu.
„Przedstawienie czas zacząć!” uśmiechnął się w duchu i skierował kroki do administracji.

Cuddy stała tyłem do drzwi w skupieniu przeglądając jakieś papiery.
- Baaaczność! – krzyknął House otwierając drzwi na oścież.
Lisa gwałtowanie wyprostowała się , ale nie odwróciła głowy.
- Rozumiem, że dla odmiany Ty masz coś dla mnie!
- Wilsona nie złamałaś, a pamiętaj, że ja jestem od niego twardszy! - zadrwił, kładąc nacisk na ostatnie słowo.
Cuddy odwróciła się i spojrzała na niego. Stał od niej o pół kroku. Uniosła się na palcach, żeby być bliżej jego twarzy i wolno wyszeptała.
- Czuję, że zbliża mi się owulacja House. Nie mam czasu szukać nikogo innego. Chyba będziesz miał wreszcie okazję się sprawdzić.
Greg ze zdziwienia uniósł brwii. Uchylił usta jakby chciał coś powiedzieć.
Chwyciła jego dłoń i położyła na swoim pośladku.
Stał osłupiały.

Nagle gwałtownie cofnęła się i diametralnie zmieniła wyraz twarzy.
- A teraz weź zimny prysznic i jazda odrobić godziny w przychodni! – powiedziała twardo, bez cienia emocji.
„O nie, Kobieto!” zakrzyknął w duchu. Nigdy nie tańczy jak mu zagrają!!!

Zacisnął palce na jej włosach i przywarł wargami do jej ciepłych ust.
Była tak zaskoczona, że nawet nie próbowała się uwolnić. Ją samą zdziwiło to, że pod opuszkami palców poczuła jego szorstki zarost.
Całował ją łapczywie. Nie zwalniał uścisku.
Lisa wcale nie chciała by ja puścił.

- Chodź – szepnął
Lisa chwyciła płaszcz i wyszła za nim.
- Musze wyjść. Jestem pod telefonem – rzuciła do pielęgniarki w recepcji.
Czekał na parkingu siedząc na swoim motorze.
Założyła kask, który jej podał.
Musiała podciągnąć wąską spódnicę, żeby w ogóle wsiąść.
Przylgnęła do niego całym ciałem.
Ruszył gwałtownie.
Nie wypowiedzieli do siebie nawet jednego słowa. Każde z nich wiedziało, że jakiekolwiek słowo będzie nieodpowiednie.

EPILOG

Zamknął za sobą drzwi jej mieszkania. Laskę oparł o najbliższą ścianę. Cuddy stała tyłem, pół kroku przed nim.
Nagle odwróciła się. W pustym domu rozległ się głuchy dźwięk uderzających o drzwi pleców Housa.
Lisa wczepiła się w jego usta, a jej ręce pośpiesznie zdejmowały z niego kolejne warstwy ubrania. On również bezładnie rozpinał jej bluzkę, rozsunął zamek spódnicy.
Wyglądali jak para nastolatków, którzy nie do końca wiedzą co robić. I tak się czuli – jakby to robili pierwszy raz.
Nienasycone pocałunki, pośpieszne oddechy.
Gdy dotknął jej piersi zadrżała.
Wyglądała teraz sto razy lepiej niż wtedy gdy mu się przyśniła. Jej pośladki będące tematem tylu drwin uginały się sprężyście pod naciskiem jego palców. Nie wyobrażał sobie nic bardziej doskonałego.
Jego ręce błądziły po zakamarkach jej ciała.
Spojrzała na niego zachęcająco, odwróciła się i oparła o ścianę.
To nie był romantyczny, delikatny seks. Żadne z nich nie chciało już dłużej czekać.
House wtulił twarz w jej włosy. Tak jakby chciał ukryć przed światem uczucia, które malowały się na jego twarzy. Zatopić w ciemnych lokach dźwięki rozkoszy.
Poziom ich podniecenia sprawił, że nie trwało to długo. Oboje byli jednak zaspokojeni i szczęśliwi.

Gdy przechodzili do sypialni House wreszcie przerwał ciszę.
- Czy jest Pani zadowolona z usług Banku Spermy Gregory’ego Housa? –zapytał.
- To zależy od wyniku testu ciążowego – przekomarzała się Cuddy.
Usiadł na łóżku.
- Ja tam mogę próbować do skutku. To ile chcesz tych pijawek? Cztery? Pięć?
Lekko przyciągnął ją do siebie…


THE END!



Autor postu otrzymał pochwałę.

_________________

POLSKA! BIAŁO-CZERWONI!

PostWysłany: Pią 13:14, 20 Mar 2009
Syśka
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15

Posty: 2076

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
T. please
:prosze: dziekowac:D

No i zaczeło sie zÓo
:twisted:

Cytat:
Cuddy odwróciła się i spojrzała na niego. Stał od niej o pół kroku. Uniosła się na palcach, żeby być bliżej jego twarzy i wolno wyszeptała.
- Czuję, że zbliża mi się owulacja House. Nie mam czasu szukać nikogo innego. Chyba będziesz miał wreszcie okazję się sprawdzić.
Greg ze zdziwienia uniósł brwii. Uchylił usta jakby chciał coś powiedzieć.
Chwyciła jego dłoń i położyła na swoim pośladku.
Stał osłupiały.

Nagle gwałtownie cofnęła się i diametralnie zmieniła wyraz twarzy.
- A teraz weź zimny prysznic i jazda odrobić godziny w przychodni! – powiedziała twardo, bez cienia emocji.


Ten fragment absolutnie wymiata. Jest genialny i świetnie oddaje klimat ich relacji. Właśnie coś takiego chciałabym zobaczyć na ekranie. :twisted:

Kolejny fantastyczny fik w Twoim wykonaniu. Syśka, jesteś nieoceniona. :mrgreen:


A teraz spokojnie mogę jechac zapisac sie na ta sekcje zwłok :mrgreen:



_________________

PostWysłany: Pią 13:32, 20 Mar 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Z całą stanowczością twierdzę, że ja MUSZĘ czytać CAŁE fiki - matko jedyna, nie wytrzymałabym nawet tak krótkich przerw! Syśka - piszesz rewelacyjnie, czytam jednym tchem: oddajesz dokładnie klimat Huddy,z dużą dawką ciepła i jeszcze większą humoru.
DZIĘKI :spoko:



_________________




Codziennie budzę się piękniejsza, ale dziś to już chyba
przesadziłam...

PostWysłany: Pią 14:47, 20 Mar 2009
lizbona
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 8

Posty: 1682

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Uwielbiam Twoje ficki Syśka :D A te "hihi" Wilsona, nic dodać, nic ująć :mrgreen:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Pią 15:23, 20 Mar 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Miło mi, że się podobało :)
Wracajcie sobie do tych moich fikaszonów w pochmurne dni ;)

Pozdrawiam,



_________________

POLSKA! BIAŁO-CZERWONI!

PostWysłany: Nie 18:44, 22 Mar 2009
Syśka
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15

Posty: 2076

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Syśka, a następnych nie będzie?



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Nie 19:13, 22 Mar 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

świetne ^^
nie jestem zwolenniczką Huddy, ale fik bardzo mi się podobał ;)
super pokazałaś relacje między nimi, czytając widziałam że mogli by to tak nakręcić ;)



PostWysłany: Czw 9:55, 09 Kwi 2009
Klara
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 30 Mar 2009

Posty: 29

Miasto: Gdynia
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05243 sekund, Zapytań SQL: 15