[House] "Trafiła kosa na kamień..." vol.2

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

No więc tak, ten temat zakładam z faktu iż cudowna LittleGirl zdecydowała się pisać ze mną. ;) Części opowiadania będą pojawiać się tu a tamten temat zostanie skasowany. Więc zapraszam do przypomnienia sobie losów Hadley.





Część pierwsza Pierwsze spotkanie

Przekroczyłam próg szpitala Princeton – Plainsboro, nucąc sobie wesoło pod nosem. Już dawno nie miałam aż tak dobrego humoru, który zdecydowanie był spowodowany świadomością spotkania się ze starszą siostrą niewidzianą od czterech lat. Odruchowo odgarnęłam czarne włosy do tyłu i raźnym krokiem ruszyłam w stronę gabinetu administratorki szpitala, doktor Lisy Cuddy. Mojej kochanej, starszej siostry.
-Dzień dobry, pani doktor – rzuciłam radośnie, wchodząc do jej gabinetu bez pukania. Wpierw posłała mi mordercze spojrzenie a następnie z szerokim uśmiechem wstała z krzesła i mocno mnie uścisnęła –Jak ja się za tobą stęskniłam…
-Nic się nie zmieniłaś, Hadley – powiedziała, uśmiechając się z czułością – Moja mała, wredna, młodsza siostra, która kochała uprzykrzać mi życie.
-I czytać twój pamiętnik – dodałam, rozsiadając się na jej fotelu i kładąc nogi na biurku. Widząc jej zszokowaną minę, zdałam sobie sprawę z palniętej głupoty – Oj…
-Czytałaś mój pamiętnik? – zapytała z wyrzutem, siadając naprzeciwko mnie.
-A ba! – mruknęłam, szukając w pamięci jakiegoś cytatu – „Kochany pamiętniczku! Ach, to niesamowite! Jared wylał dziś na mnie koktajl truskawkowy w stołówce!”
-Zamknij się! – warknęła, czerwieniąc się – Byłam w nim zakochana po uszy!
-Ta, wiem – rzuciłam, wyciągając z kieszeni gumę – Zdążyłam się domyśleć po wpisach w twoim pamiętniku.
-Nie wybaczę ci tego – mruknęła, celując we mnie oskarżycielsko palcem. Przez chwilę mierzyłyśmy się na spojrzenia a po chwili obie parsknęłyśmy głośnym śmiechem. – Miałaś kontakt z mamą?
-Pewnie, że tak – oznajmiłam, wstając z krzesła i podchodząc do okna – W torbie mam pięć pojemników z jedzeniem, które kazała mi zabrać pod groźbą śmierci. Wyobraź sobie, że przez to żarcie musiałam na gwałt kupować nową torbę bo nie zabrała bym wszystkich potrzebnych pierdół.
-Zrobiła szarlotkę? – zapytała, wypełniając jakieś dokumenty.
-Głupie pytanie – mruknęłam, siadając na parapecie – Nie wypuściła by mnie z domu bez szarlotki dla „kochanej Lisuni”.
Siostra spiorunowała mnie wzrokiem a po chwili wróciła do wypełniania dokumentów, kręcąc z niedowierzaniem głową. Z naszej dwójki, to ja zawsze byłam ta gorsza. To ja biegałam po podwórku, drąc kolejną parę spodni gdy Lisa wraz z przyjaciółkami dyskutowały na temat chłopaków. To ja sięgałam po papierosy gdy moja siostra przeżywała pierwszy pocałunek. To mnie mama musiała wyciągać z aresztu gdy Lisa dostawała kolejną piątkę na uczelni. Mama kochała nas tak samo ale miała mi za złe, że zamiast pójść na studia zdecydowałam zarabiać muzyką. To była dla mnie pasja, tak samo jak dla Lisy medycyna.
-Chodźmy gdzieś – zaproponowałam nagle, zeskakując z parapetu – Wiesz, że nie lubię nudzić się w szpitalu.
-Cuddy! – drzwi od gabinetu otworzyły się z hukiem a do środka wkroczył starszy facet, który spokojnie był po pięćdziesiątce. Miał siwe włosy i chodził z pomocą laski, wyraźnie utykał co na bank było spowodowane jakimś większym urazem. Miał na sobie czarną marynarkę, biały t-shirt i jeansy. Nie wyglądał mi na lekarza ale zapewnie nim był, w szpitalu mojej siostry pracowali różni dziwacy. Zrezygnowana opadłam na wcześniej zajmowany przeze mnie fotel i westchnęłam cicho, kładąc nogi na biurko.
-Ekhem, ekhem – nowo przybyły usilnie starał się zwrócić na siebie moją uwagę, niechętnie oderwałam wzrok od ekranu komórki i posłałam mu pytające spojrzenie – Złaź z mojego miejsca.
-Nazwisko? – zapytałam, oglądając fotel od każdej strony.
-House – odparł niepewnie, przyglądając mi się z uwagą.
-Nie ma tu naklejki z napisem „To własność House’a” – oznajmiłam, siadając z powrotem na tym samym miejscu – Więc mam takie samo prawo aby tu siedzieć jak ty.
-Jestem kaleką – oznajmił lekko podenerwowany, wskazując na swoją nogę.
-A ja alergiczką! – odparłam, wzruszając ramionami - Fakt, że jesteś kaleką nie oznacza, że musisz zająć akurat to miejsce. Tamten fotel jest dokładnie taki sam jak ten.
-Ale…Ale…Ale… - Lisa przyglądała się nam z nieukrywanym rozbawieniem – A idź w cholerę.
I wyszedł.
-Co za pacan – mruknęłam, przyglądając mu się aż zniknął mi z pola widzenia – Czemu zatrudniasz takich debili w swoim szpitalu?
-Mimo swojej gburowatości, House jest najbardziej cenionym diagnostą w Stanach – oznajmiła siostra, patrząc na mnie z podziwem – A ty właśnie sprawiłaś, że Gregory House nie umiał znaleźć riposty! Dziewczyno, nawet sobie nie wyobrażasz jak długo się z nim użeram.
-To po co tu go trzymasz? – zapytałam, wskazując ręką na drzwi – Skoro się z nim użerasz, to go zwolnij.
-Hadley, musiała byś być zorientowany w świecie medycznym aby to pojąć – wstała z krzesła i narzuciła na ramiona czerwony płaszcz – Idziemy na spacer?

*
-Opowiadaj siostra, jak ci się powodzi w życiu prywatnym – rozkazałam, upijając łyk swojego latte macchiato. – Chce znać dokładny opis twojego księcia.
-Nie mam takowego – odparła z rozbawieniem, kosztując swojego cappuccino – Tak więc, przykro mi bardzo. Ale mogę ci powiedzieć, że ciocią się nazwać możesz.
-Chyba nie użyłaś in vitro? – zapytałam, lekko zdumiona. – Bo jak tak, to ja się ciebie wyrzekam.
-Nie, nie użyłam in vitro – odparła ze śmiechem – Zaadoptowałam.
-A chyba, że – mruknęłam z podziwem, pijąc swoją kawę – Matkę poznałaś?
-Miała szesnaście lat – szepnęła, wyrzucając swój kubeczek po kawie – Była zgwałcona. Nie chciała tego dziecka.
-Przykre – mruknęłam, łapiąc siostrę pod rękę – Jak maleństwo ma na imię?
-Rosie – odparła, uśmiechając się szeroko – Jest cudownym dzieckiem.
-Nic dziwnego – powiedziałam z łobuzerskim uśmiechem – Wszystkie Cuddy są cudowne.
Lisa parsknęła śmiechem a ja jej zawtórowałam, nim się obejrzałyśmy znalazłyśmy się pod szpitalem. Trzymając się za ręce, przekroczyłyśmy próg szpitala.
-Aha! – przed nami jak spod ziemi wyrósł House, celując w nas oskarżycielsko swoją laską – Cuddy, od zawsze podejrzewałem cię o lesbijskie zapędy.
-Jesteśmy siostrami, pacanie – mruknęłam, upijając łyk swojej kawy.
-Akurat ci wierzę – odparł z ironicznym uśmiechem – Wiesz, myślę, że gdy dziecko ma dwie mamusie nie za dobrze się z tym czuje… Powinnaś zapewnić jej też opiekę tatusia, w końcu każdy potrzebuje ojcowskiej ręki…
-Może jeszcze zaproponujesz siebie? – zapytałam, wyrzucając kubeczek do kosza – Ach, przepraszam. Z ciebie to był by taki ojciec jak z koziej dupy trąbka.
I nie zważając na zszokowane spojrzenie House’a, pociągnęłam Lisę w stronę jej gabinetu. Przez całą drogę towarzyszyły nam zdziwione spojrzenia innych, głównie przez Cuddy, która zwijała się ze śmiechu grzecznie za mną dreptając.
-Możesz mi wyjaśnić co cię tak śmieszy? – zapytałam, gdy w końcu znalazłyśmy się w jej gabinecie.
-Hadley, nie spodziewałam się, że to powiem ale… - Lisa wzięła głęboki wdech i usiadła za biurkiem – Gdybyś miała wykształcenie medyczne, zatrudniła bym cię od razu.
-Dlaczego? – zapytałam rozbawiona, siadając na fotelu.
-Gregory House nie umiejący rzucić ripostą – odparła, ledwo powstrzymując się od śmiechu – Rzecz bezcenna.
-Czyli, gdybym skończyła medycynę… - zaczęłam, przyglądając jej się z uwagą – to byś zatrudniła mnie w swoim szpitalu i mogła bym uprzykrzać House’owi życie?
-Oczywiście – odparła z rozbawieniem, sięgając po plik dokumentów.
-Idę zapisać się na studia medyczne – oznajmiłam, uśmiechając się diabolicznie.

Dodano 4 minut temu:

Część druga: Kłopoty zdrowotne

Przerzuciłam kolejną stronę nudnego pisemka o modzie, gdy nagle poczułam jak cała zawartość mojego żołądka zaczyna się cofać, zasłoniłam ręką usta i ile sił w nogach popędziłam do łazienki. Zdążyłam w ostatniej chwili, nieprzyjemny posmak, który poczułam w ustach był nie do zniesienia. Wspomagając się umywalką, podniosłam się na nogi i wzięłam głęboki wdech. Krew szumiała mi w uszach, obraz się rozmazywał a dłonie trzęsły się jakby były z galarety. Gdy przyglądałam się swojemu odbiciu miałam wrażenie, że widzę ducha. Blada, wymęczona twarz, podkrążone oczy. Dni takie jak ten spędzałam zazwyczaj w domu tłumacząc się pierwszą lepszą bzdurą, ale dziś nie mogłam – umówiłam się z Cuddy i musiałam grać, że świetnie się czuję.
Przemyłam twarz wodą i westchnęłam cicho, przymykając oczy. Serce znów zaczynało bić w normalnym tempie a krew w uszach przestała szumieć, czując się już odrobinę lepiej wyjęłam z kosmetyczki pastę i szczoteczkę i dokładnie wyszorowałam zęby. Gdy już skończyłam się przywracać do normalnego stanu, związałam włosy w wysokiego kucyka i sięgnęłam po coś, o czym kilka lat temu nawet bym nie pomyślała. Małe, białe pigułki – medyczne cudo, które sprawiało, że miałam spokój od wymiotów na kilka dni i znów byłam tą samą arogancką, wredną małolatą, która wkurzała wszystkich naokoło.
Niewiele osób wie o tym, co się ze mną dzieje, przyznałam się tylko nielicznym a oni i tak nawijali mi non stop, że powinnam iść do lekarza z tymi objawami. Ale ja nie chciałam tracić życia na leczenie – to brzmi absurdalnie w ustach osoby, której siostra jest administratorką szpitala, ale taka prawda. Miałam kilka celów w życiu i większość z nich udało mi się już osiągnąć, został tylko jeden, który póki, co jest niewykonalny. A ja po woli zaczynam godzić się z faktem, że zostało mi coraz mniej czasu.
Zdjęłam z półki odświeżacz powietrza i wypsikałam nim całą łazienkę, nareszcie mogłam spokojnie wyjść stąd nie bojąc się, że Cuddy czegokolwiek się domyśli jak wróci ze szpitala. Zgasiłam światło i wyszłam ze łazienki, asekuracyjnie idąc blisko ściany. Czasami zdarzało się, że po tych tabletkach miałam zawroty głowy. Doskonale wiedziałam, że to nieodpowiedzialne brać tabletki, których nie zna się nawet nazwy, ale pomagały mi i nie miałam zamiaru z nich rezygnować.
Właśnie zamierzałam się wygodnie rozsiąść na małej kanapie, gdy rozległ się dzwonek do drzwi, wyklinając w myślach tego, kto mnie nachodził wróciłam się do przedpokoju.
-O, cześć – na progu stał niejaki doktor Chase, jeden z asystentów House’a z, którym podczas mojego miesięcznego pobytu u siostry zamieniłam raptem przysłowiowe dwa słowa – Jest może doktor Cuddy?
-Nie, nie ma jej – mruknęłam, uśmiechając się do niego ciepło – Wyszła na jakieś spotkanie, wróci pod wieczór. Coś jej przekazać?
-Nie, ale dzięki – mruknął, przyglądając mi się z uwagą – Wszystko okej? Jesteś trochę blada.
-Tak, wszystko okej – mruknęłam, stając prosto, aby mu pokazać jak rzekomo świetnie się czuje. Tak naprawdę znów zakręciło mi się w głowie, szumienie w uszach wróciło i poczułam się tak jakbym znów miała zwrócić śniadanie.
-Nic nie jest okej – mruknął, wchodząc do mieszkania i obejmując mnie w pasie – Chodź, położysz się a ja posiedzę z tobą aż do powrotu doktor Cuddy.
-Naprawdę nie trzeba – wyszeptałam i zemdlałam wprost w jego ramiona.

*
-Co z nią? -zza drzwi dochodził do mnie zatroskany głos Lisy – Od kiedy tu jest nic nie wskazywało na to aby coś z nią było nie tak.
-Myślę, że powinnaś zrobić jej wszystkie podstawowe badania – drugi głos zdecydowanie należał do Chase’a – To może być coś poważnego albo zwykłe zatrucie pokarmowe.
-Masz rację – mruknęła Lisa, wzdychając cicho – Dziękuje Ci, Chase. Nie wiem co by się stało gdybyś tu nie przyszedł.
-Żaden problem – odparł – I tak nie miałem nic lepszego do roboty dzisiaj.
Powoli zsunęłam się z łóżka i trzymając się najpierw szafki a później podpierając się o ścianę, wyszłam do nich na korytarz. Chase i Lisa stali tuż koło moich drzwi więc Chase zdążył mnie złapać gdy zakręciło mi się w głowie. Znów.
-Hadley, kochanie – wyszeptała Lisa, głaszcząc mnie po włosach – Co ci jest?
-Zwykłe zatrucie pokarmowe – szepnęłam, kłamiąc jak z nut – Przejdzie mi, muszę tylko trochę pocierpieć.
-Powinnaś leżeć – mruknął Chase, biorąc mnie na ręce. Nie zaprotestowałam, byłam zbyt zmęczona. – Doktor Cuddy, przyniesie jej pani butelkę wody?
-Jasne – Lisa zniknęła w kuchni a Chase położył mnie na łóżku, kucnął koło mnie i przyjrzał mi się uważnie.
-Lisy nie ma więc nie musisz kłamać – oznajmił, patrząc mi w oczy – Co się dzieje?
-Mówiłam, zatrucie pokarmowe – odparłam, wzdychając ciężko- Dzięki za troskę ale teraz muszę się zdrzemnąć.
-Śpij – szepnął, okrywając mnie kocem – Może to rzekome zatrucie pokarmowe szybciej ci minie.
Nawet nie wiedział jak bardzo się mylił.

*
-Powiesz w końcu, co się stało? Nie wiem... Brałaś coś, wypiłaś?- moja siostra już chyba piąty raz tego dnia męczyła mnie pytaniami
-Mówiłam ci, nic takiego...- chciałam ją zbyć, ale się nie dała
-Ale jednak coś się do tego przyczyniło!- drążyła temat
-Daj mi, do jasnej cholery, święty spokój! Nie jesteś moją matką!
-Ale jestem twoją siostrą! Starszą!
-A co mnie to obchodzi!- krzyknęłam, po czym skierowałam się w stronę drzwi, ale Lisa mnie zatrzymała
-Zaczekaj.. No dobrze, nie będę już drążyła tego tematu. Zrozum jednak, że się o ciebie martwię.- powiedziała. W jej głosie pobrzmiewała ta nuta matczynej troski.
Ta nuta doprowadzała mnie do szału.
-A co mnie obchodzi, że się martwisz? Na mojej liście spraw ta pozycja znajduje się dość nisko...- trzymałam już klamkę na drzwiach, ale rzuciła jeszcze:
-Skoro już wychodzisz, mogłabyś zanieść jedne papiery?- poprosiła mnie siostra
-A co ja, posłaniec jestem?- zapytałam, ale mimo tego, niechętnie przyjęłam grubą kopertę- Do kogo?
-Do gabinetu House'a... 2 piętro, 4 drzwi na lewo.- odrzekła Cuddy
-Do tego palanta, co chodzi o lasce?- dopytałam
-Tak, właśnie do niego.- potwierdziła moja siostra, a ja wyszłam, ponieważ i tak przyszli do niej jacyś interesanci...
***

Siedziałam w gabinecie doktora Gregory'ego House'a. Zajęłam jego krzesło a nogi, swoim zwyczajem, oparłam na biurku.
-Ulalala! Jakich ciekawych rzeczy się dowiaduję!- powiedziałam sama do siebie, przeglądając różne papiery, które znalazłam w plecaku tego faceta z laską.
Akurat w tym momencie, rzeczony osobnik wszedł do swojego biura.
-Z tego, co pamiętam z dawnych lat szkolnych, z lekcji etyki, takie grzebanie w cudzych rzeczach jest niezbyt kulturalne...- rzucił, a ja w dalszym ciągu przeglądałam zawartość jego plecaka
-Taaa- odrzekłam- Doprawdy, fascynujące. Chcesz pan o tym porozmawiać? Bo ja jakoś niezbyt. A dlaczego? Bo twój poziom intelektualny nie upoważnia cię do konwersacji ze mną.- House jakby zawahał się przez chwilę, ale zaraz odpowiedział:
-Mogłabyś mówić wolniej? Chciałbym przedłużyć ból tej rozmowy.- rzucił, po czym uśmiechnął się triumfalnie
-Drogą dedukcji- tu wstałam i skierowałam się ku wyjściu- dochodzę do konkluzji, iż cierpi pan, doktorze House, na rzadki rodzaj głupoty. Ja co prawda się zaszczepiłam, ale lepiej już wyjdę, żeby się nie zarazić.- gdy stałam już przy drzwiach, rzuciłam mu pod nogi brązową kopertę, którą dała mi Lisa- A to miałam przekazać.- po czym wyszłam, niezwykle głośno trzaskając drzwiami.

Dodano 12 godzin 31 minut temu:

Część trzecia: Zemsta jest słodka i komplikacji zdrowotnych ciąg dalszy…

Byłam w kantynie, siedząc przy stoliku razem z Lisą. Moja siostra tradycyjnie wzięła jakąś sałatkę z samej zieleniny, zieleniny i zieleniny, z dodatkiem zieleniny, a ja zamówiłam ( oczywiście na jej koszt) hamburgera z frytkami.
-To okropne.- stwierdziła, przyglądając się, jak jem.
-Owszem. Masz zupełną rację. Jestem potworem, trzeba mnie spalić na stosie i rzucić królikom na pożarcie.- odrzekłam, po czym się uśmiechnęłam.
-Króliki nie jedzą mięsa- odpowiedziała moja siostra, również się uśmiechając.
Rozmawiałyśmy sobie o różnych siostrzanych rzeczach, ale ktoś nam przerwał.
-Doktor Cuddy!- powiedział House, siadając przy naszym stoliku- Mam niezwykle ważny przypadek medyczny...- zaczął nawijać ten kaleka.
On zaczął sobie rozmawiać na tematy medyczne z moją siostrą, a ja spojrzałam na szklankę pełną coli, stojącą niemalże przy samym brzegu stolika.
"Nieee- pomyślałam- nie mogę przepuścić takiej okazji". Lekko ruszyłam ręką, niby chcąc wziąć sól, a następnie "przez przypadek" zawadziłam ręką o szklankę, aż...
-Niech to szlag!- wrzasnął doktorek. Całe spodnie oraz znaczną część koszuli miał poplamioną moim napojem.
-Ojeju! Doktorze House! Po co te nerwy? Problem z nietrzymaniem moczu to nic wstydliwego!- krzyknęłam z udawanym przyjęciem. Facet spojrzał na mnie z wściekłością.
-To oznacza wojnę.- stwierdził, posyłając mi mordercze spojrzenie po czym wstał i wyszedł z kantyny. Może chciał się przebrać, a może promować nową modę? Nie wiedziałam i niewiele mnie to obchodziło.
Moja siostra pękała ze śmiechu, ale gdy spoważniała, powiedziała:
-On się zemści.
-Mam się bać? Jak na razie, to chce mi się śmiać.- odrzekłam, po czym wstałam od stolika. -Jak ktoś komuś coś, ewentualnie nikt nikomu nic, to idę do ciebie do domu.- powiedziałam, po czym wyszłam z kantyny.
***
Wpadłam do domu myśląc, że zdechnę. Owszem, dużym postępem był fakt, że w ogóle tu dotarłam, ale jednak...
Nie zdążyłam dokończyć poprzedniej myśli, bo już klęczałam przed kiblem i zwracałam wszystko, co znajdowało się w moim żołądku.
-Panna Hadley?- usłyszałam głos zza drzwi łazienki
-Taa... A kto niby inny?- odpowiedziałam słabym głosem niańce mojej siostrzenicy.
-Źle się panienka czuje? Może coś trzeba pomóc?
-Nie, potrzebuję tylko świętego spokoju.- odrzekłam może niezbyt grzecznie, ale oto nadeszła kolejna fala wymiotów. A potem...
Cisza.
Ciemność.
I nic więcej.



***


Ocknęłam się w szpitalu.
-Cholera jasna...- szepnęłam, bo zdawało się, że każde moje głośniejsze zachowanie mogło skutkować rozsadzeniem mi czaszki.
-Hadley?- zapytała moja siostra, gdy mnie usłyszała.
-Nie krzycz!- poprosiłam ją, a kiedy ona obiecała zejść parę decybeli w dół, zapytałam - Jak się tu znalazłam?
-Jane weszła do łazienki, bo długo nie wychodziłaś, a gdy zobaczyła cię leżącą na ziemi, od razu po mnie zadzwoniła.- odrzekła Lisa
-Kim, u diabła, jest Jane?
-Niania mojej córki... Zapomniałaś?
-Nie mogłam zapomnieć, bo nigdy nie wiedziałam, jak ma na imię.- odrzekłam nieco zgryźliwym tonem.
-Powinnaś jej podziękować...
-Taa, jasne, jak tylko zdołam posłuchać Orkiestry Symfonicznej na cały regulator...
-Hadley!
-Nie krzycz!- ponownie poprosiłam siostrę, po czym spytałam- Wiadomo, co się stało? To znaczy, nie wiem... Miałam robione jakieś badania?
-Tylko podstawowe.- odrzekła moja siostra- Między innymi toksykologię....- zaczęła tonem, który nie zwiastował niczego dobrego.
-I?- spytałam, udając niewinny ton
-I mam do ciebie pytanie odnośnie jednej z substancji, którą wykazało badanie... .- zaczęła mówić Lisa, ale ktoś jej przerwał.
-Czarne włosy i wielkie tyłki to wasze cechy rodzinne?- zapytał House, wchodząc do mojej sali.
Lisa chciała coś powiedzieć, ale ją powstrzymałam
-Doktorze, a czy pana laska na pewno służy tylko jako pomoc przy chodzeniu? Może uosabia ona potrzebę posiadania czegoś DŁUGIEGO i SZTYWNEGO?- specjalnie zaakcentowałam dwa przymiotniki.
-Ty, młoda, jesteś jeszcze za mała w TYCH SPRAWACH, żeby się wypowiadać...- stwierdził doktorek, ale ja i tak go nie słuchałam.
Zwróciłam się do Lisy:
-Mogłabyś przynieść mi colę? Pić mi się chce.- a gdy moja siostra wyszła, wyciągnęłam z mojej torebki (nawiasem mówiąc, nie mam pojęcia, skąd się tu wzięła) buteleczkę z moimi tabletkami, po czym zażyłam odpowiednią dawkę.
House patrzył się na mnie jakoś dziwnie, zanim zapytał:
-Co to jest?
-Tabletki. Nie rozpoznaje pan przedmiotów? Taki duży, a taki głupi...- rzuciłam.
-Pokaż, co to za prochy.- polecił, ale, jak można się było spodziewać, zignorowałam go
-Daj to.- gdy facet się powtórzył, zaczął mnie wkurzać. Wrzuciłam więc buteleczkę z lekiem za dekolt koszuli szpitalnej myśląc, że namolny lekarz da mi w końcu spokój.
On jednak nie odpuszczał tak łatwo.
Gdy zobaczył, gdzie schowałam tabletki, zaczął podchodzić do mojego łóżka.
-No nie będziesz mnie chyba rozbierał!?- zapytałam, szczerze przerażona.
-Jestem lekarzem, ty pacjentką. Stoję wyżej niż ty w hierarchii szpitala. Mi wolno wszystko.- House już się nade mną pochylał, a ja zaczęłam się drzeć:
-Lisa! LISA! Chodź tu!
Moja siostra przekroczyła próg sali, instruując pielęgniarkę. Widząc mnie i House’a w dwuznacznej pozycji, wydała z siebie zdumiony okrzyk a przerażona pielęgniarka wycofała się do holu aby przyjąć kilku nowych pacjentów.
-House! – krzyknęła, podchodząc do nas i odpychając mężczyznę od mojego łóżka – Co ty jej robisz?!
-Ona bierze jakieś tabletki – mruknął, wskazując na mnie oskarżycielsko palcem – Chciałem je zobaczyć ale wrzuciła je za koszulę.
-Hadley… - zaczęła spokojnie Lisa, wyciągając w moją stronę rękę. Pokiwałam przecząco głową a moja siostra jęknęła cicho – Wiesz, ostatni raz robiłam to jak miałaś sześć lat…
Złapała mnie za rękę i nacisnęła na niej jakiś punkt, który sprawiał, że momentalnie mnie paraliżowało. Bez trudu wyciągnęła buteleczkę a gdy przeczytała etykietkę, zbladła. House podszedł do niej i zaczął czytać jej przez ramię a na jego twarzy pojawiło się niedowierzanie.
-Lisa… - zaczęłam ale siostra uciszyła mnie gestem ręki. Jęknęłam cicho i przetarłam zmęczone oczy.
-Milcz – warknęła, podając House’owi buteleczkę – Teraz muszę się zastanowić jak uratować twój układ odpornościowy, który przez to cholerstwo jest w opłakanym stanie.



PostWysłany: Nie 8:18, 27 Mar 2011
Meggie96
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sie 2010

Posty: 12

Miasto: Wrocław
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Teraz taki króciutki kawałek, bo zależało mi, żeby cosik dopisać, a zaraz muszę iść robić lekcje :)

Niemniej jednak mam nadzieję, że mimo krótkiego rozmiaru nie zaniżyłam poziomu twórczości.






Leżałam w szpitalnym łóżku, wściekła na siebie. Mogłam zaczekać, aż ten cały House wyjdzie, i dopiero wtedy wziąć tabletki. Nikt by o niczym nie wiedział i byłoby miło.
Ale nie.
Musiałam wziąć je akurat wtedy,a tamten facet musiał okazać się podłym kapusiem. Złośliwość losu zbiera żniwo.
Lisa przychodziła co jakiś czas; ciągle była na mnie zła, ale jednak się mną zajmowała. Przez nią (a może dzięki niej? Hm... Raczej przez nią) zostałam nową pacjentką House'a i jego zespołu. On sam raczej nie przychodził (no, chyba, że akurat miał wyjątkowo sadystyczny nastrój i chciał mi podokuczać), zazwyczaj wysyłał któregoś z podległych mu lekarzy.
Właśnie rozwiązywałam krzyżówkę i zastanawiałam się, czy odpowiedź na pytanie "Nie pies (3)" naprawdę może brzmieć "kot" oraz rozważałam krótką wycieczkę do toalety, gdy przyszedł doktor Chase.
-Jak samopoczucie?- zapytał, odłączając kroplówkę
-W skali od 0 do 10?- zapytałam
-Na przykład...
- -10...*- odrzekłam, robiąc nieszczęśliwą minę.
-Biedna...- skomentował blondyn ze współczuciem- Ale nie martw się, cały czas pracujemy nad tym, co ci jest. House to najlepszy diagnosta, na pewno dojdzie do tego, co ci jest.
-Ale on mnie nie lubi. Z wzajemnością zresztą.- powiedziałam, niezbyt pocieszona. Robert się zaśmiał, a ja nagle wyobraziłam sobie House'a jako szaleńca znęcającego się nad grupką małych, białych myszek. Wzdrygnęłam się, zniesmaczona taką wizją.
-Zimno ci?- zapytał Chase
-Nie... Po prostu coś sobie wyobraziłam...- wyjaśniłam-.. i to było straszne.
-Może spróbujesz się przespać?- zasugerował lekarz, zanim wyszedł z sali.
-Może. Ale najpierw chyba pójdę do łazienki.- powiedziałam, podnosząc się z poduszek.
-Dasz radę dojść sama? Może zawiozę ci na wózku?- zaproponował mężczyzna, podchodząc bliżej mojego łóżka
-Nie, no co ty! Poradzę sobie!- zapewniłam, po czym wstałam i... zemdlałam. W ostatnim przebłysku świadomości zarejestrowałam fakt, że wpadłam prosto w ramiona lekarza.
Znowu.



_______

* Żeby nikt nie pomyślał, że przez przypadek dałam dwa myślniki: tam ma być 'minus dziesięć' ;]



_________________
Na świecie jest tyle tabletek, których człowiek jeszcze nie spróbował...

PostWysłany: Pon 15:54, 28 Mar 2011
LittleGirl
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 20 Mar 2011

Posty: 298

Miasto: Bystrzyca Kł
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

wow, fajne, czyżbym przeczuwała, że Chase zakocha się w nowej pajentce House'a?
Czekam na c.d.

Dodano 55 sekund temu:

wow, fajne, czyżbym przeczuwała, że Chase zakocha się w nowej pajentce House'a?
Czekam na c.d.



PostWysłany: Pon 16:30, 28 Mar 2011
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.03855 sekund, Zapytań SQL: 15