Być [7/7] [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Strasznie mi sie podoba. Wspaniały pomysł, świetna mała. Najbardziej spodobał mi się fragment z analizowaniem kaczuszek, no i Cuddy z ojcem Haydii. Czekam na cd. :D



PostWysłany: Wto 16:44, 24 Mar 2009
runiu
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 101

Miasto: Gorzów Wlkp.
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Taaak... I tutaj zaczyna się robić dramatycznie... Dziękuję za komentarze, bo to one mobilizują mnie do pisania. A zatem bez przynudzania wstawiam kolejny odcinek. Obiecuję, że w następnym sprawy skomplikują się jeszcze bardziej ^^.

– To zabierasz mnie do domu? – spytała po chwili Haydii.
Greg w zamyśleniu podrzucił piłeczkę. W jego głowie powoli układał się już diaboliczny plan…
– Nie. Później – odparł po chwili.
– Nie rozumiem – przyznała Haydii.
– Pojedziemy tam w trakcie.
Dziewczynka zmarszczyła brwi i przygryzła wargę. Myślała nad czymś gorączkowo.
– Nie – powiedziała wreszcie.
– Bo? – spytał zaskoczony.
– Bo nie mam zamiaru wchodzić tam kiedy oni będą uprawiać sex – odparła z rozbrajającą szczerością.
– To akurat zrozumiałem. Pytałem dlaczego nie chcesz im w tym przeszkodzić?
Odwróciła się do niego plecami.
– Dobra – warknęła ze złością.
– O co chodzi Haydii? – spytał, przyglądając jej się uważnie.
– O nic. Zrobimy tak jak chcesz. W porządku.
– Nieprawda. Wcale nie jest w porządku. O co chodzi?
– O nic! – krzyknęła zirytowana. – Jak chcesz.
Wzniósł oczy do sufitu. Wiedział, że nic z niej nie wydusi. Zachowywała się, jakby naprawdę była jego córką… I w tej chwili już wiedział. Objawienie spłynęło na niego nagle, w jego umyśle trybiki wskoczyły na swoje miejsca. Łyknął Vicodin i uśmiechnął się szeroko. Zapowiadał się ciekawy dzień.

*
– Wychodzimy – rzucił House, przechodząc przez pokój konferencyjny trzymając Haydii za rękę.
– Ale pacjentka… – zaczęła Cameron.
– Umiera?
– Nie, ale…
– Nie umiecie się zająć żywą pacjentką? – spytał głosem, który parodiował zaskoczenie.
– House, nie mamy diagnozy.
– Więc ją postawcie. Chase, udaj się do swojej krainy wiecznego szczęścia i tam znajdź odpowiedź.
– Co? – spytał skołowany blondyn.
– A, sorry, mój błąd. Sądziłem, że jesteś eunuchem. Oni chyba mają coś takiego jak kraina wiecznego szczęścia, prawda? – House zatrzasnął za sobą drzwi, zostawiając kaczuszki z głupimi minami.

*
House przyglądał się dużemu domowi na przedmieściach. Ojciec Haydii musiał być bogaty. Teraz musiał jeszcze tylko wypytać dziewczynkę o kilka rzeczy.
– Jak się nazywa twój ojciec?
– Erick Middle.
Skinął głową. Pytanie nr dwa:
– W którym pomieszczeniu najczęściej się z nim widujesz?
– W salonie…
Nie rozumiała czemu miało służyć to przesłuchanie. W ogóle nic już z tego nie rozumiała.
– Czy teraz jest w domu?
– Będzie za jakieś dziesięć minut.
– Więc się pospieszmy – skwitował House, łyknął dwa Vicodin i wysiadł z samochodu.
Haydii jednak nie ruszyła się z miejsca. Greg westchnął cierpiętniczo, okrążył samochód, otworzył drzwi od strony pasażera. Stał nad małą, a ona przewiercała wzrokiem przednią szybę.
– Co się dzieje Haydii? – spytał. Czy to w jego głosie to była… troska?
– Ja nie chcę tam wracać – powiedziała cicho.
Uniósł brwi. No nie… Zapowiadało się na ciężką rozmowę.
– Dlaczego? – zapytał równie cicho.
– Mogę zostać z Tobą? – zapytała niespodziewanie.
– Co? – wykrztusił zaskoczony lekarz.
– Tylko nie myśl, że jesteś jakiś super – zastrzegła od razu. – Tylko, że… Może faktycznie jesteś. Wolę Cię sto razy bardziej niż mojego ojca. Chcę żebyś ty się mną opiekował i chcę z tobą chodzić do pracy i po prostu… Chce żebyś ty był moim tatą – wydusiła z siebie, po czym natychmiast opuściła wzrok. Takie wyznania nigdy nie przychodziły łatwo. W całym swoim życiu przywiązała się jedynie do matki, a potem i ona umarła. To była dla niej nowa sytuacja. Że jej na kimś zależało. – Chcę, żebyś po prostu przy mnie był – dodała tak cicho, że ledwie usłyszał.
Zamknął na chwilę oczy. Dlaczego teraz? Zdawał sobie sprawę, co mała przezywa. Jeśli jej ojciec był choć w połowie taki jak jego, to jej zachowanie było w pełni usprawiedliwione. Ba! Złapał się na myśli, że on tez nie chce, żeby Haydii odeszła, wróciła do swojego życia. Są takie spotkania, które zmieniają wszystko. Ich było jednym z nich.
– Naprawdę myślisz, że pozwoliłbym Ci odejść? – spytał, uśmiechając się do niej, trochę smutno.
Zawsze bał się okazywać uczucia. Tym razem było inaczej. Bo to była Haydii. Bo ona go rozumiała.
Dziewczynka poderwała głowę i spojrzała mu w oczy. Strach, niedowierzanie, nadzieja, zaufanie… I coś jeszcze. Co…?
– A teraz zbieraj się, bo jak chcesz ze mną zostać, to musimy najpierw coś załatwić – dodał.
Dziewczynka z uśmiechem na ustach, bez dalszych protestów, ruszyła za nim.

*
Greg siedział w samochodzie i nerwowo pukał palcami w kierownicę. Z napięciem wpatrywał się w ekranik małego telewizorka. Ukazywał cały czas jeden i ten sam obraz. Obraz pokoju. W końcu pojawiły się na nim wyczekiwane postacie. Już po chwili wydarzenia pochłonęły go na tyle, że nawet nie miał czasu ich analizować, ani nad nimi rozmyślać.
Mężczyzna w średnim wieku wszedł do pokoju, trzymając za rękę Cuddy. Posadził ją na kanapie, zaproponował lampkę wina. Zgodziła się. To oznaczało, że nie miała zamiaru wracać tego dnia do domu, bo na podjeździe stał jej samochód.
Erick Middle zabawiał Lisę rozmową, początkowo na tematy biznesowe, potem prywatne.
– Masz kogoś? – spytał nagle.
Cuddy obrzuciła go przeciągłym spojrzeniem.
– Czy gdybym miała, siedziałabym tu teraz z tobą? – spytała z kokieteryjnym uśmiechem.
Erick zaśmiał się. Obrócił się tak, że teraz siedział bezpośrednio naprzeciwko niej.
– No nie wiem… Może to taki sprytny sposób na pozyskanie sobie mojego wsparcia dla szpitala? – spytał, choć w jego głosie można było wyczuć jedynie rozbawienie, żadnej złośliwości, ani zaczepki. Dla Cuddy była to znaczna odmiana. Była przyzwyczajona do innego zachowania. Nic jednak nie wskazywało na to, by coś jej w tym przeszkadzało.
– Nie mieszam życia prywatnego z pracą – powiedziała swobodnie.
– To dobrze. Bo bardzo chciałbym poznać prawdziwą Lisę Cuddy. Nie panią dyrektor.
Uśmiechnęła się do niego.
– Jeśli się postarasz…
W tym momencie ją pocałował. Delikatnie, wręcz czule. Po chwili oderwał się od niej i powiedział cicho:
– To nie może być, by tak piękna i wspaniała kobieta żyła samotnie. Powinniśmy nad tym popracować.
Cuddy zaśmiała się. Widać było, że polubiła tego uroczego, wesołego człowieka. Przyciągnęła go do siebie, chwytając za klapy marynarki. Pocałowała go znów. Tym razem bardziej namiętnie.
Erick delikatnie położył ją na kanapie.

Było jeszcze za wcześnie, ale House z jakiegoś powodu nie mógł na to dłużej patrzeć. Wcisnął guzik wysyłania wiadomości. Przedstawienie czas zacząć. Wrócił do akcji rozgrywającej się na ekranie.
Erick został już pozbawiony krawatu i swojej wyprasowanej, czerwonej koszuli. Cuddy właśnie zrzuciła żakiet. Niestety, parze nie dane było się sobą nacieszyć. Drzwi salonu gwałtownie otworzyły się. Stała w nich mała, czarnowłosa dziewczynka. Speszona Lisa Cuddy odsunęła się od swego niedoszłego kochanka, poprawiając wymiętą bluzkę. Mężczyzna narzucił na siebie koszulę. Wstał. Przez chwilę jego twarz była nieprzenikniona, jakby się nad czymś zastanawiał. Lub przed czymś powstrzymywał. W końcu jednak uśmiechnął się, pozwalając, by na twarzy uwidoczniło się lekkie zmieszanie.
– Hmm… Liso, wygląda na to, że nasza niespodzianka pojawiła się nieco przedwcześnie… Miałem zamiar przedstawić ci dzisiaj moją córkę. To jest Haydii. Haydii, to Lisa, moja przyjaciółka, o której Ci opowiadałem.

House oderwał na chwilę wzrok od ekranu. NO nie. Ten facet był większym draniem niż mógł się spodziewać. Modlił się tylko, żeby Haydii zachowała zimną krew i jakoś to z niego wydusiła. Niewiarygodne, jak bardzo kłamał i jak przeciągał sytuację na swoją korzyść. Chyba nie mógł wiedzieć, że Cuddy ma słabość do dzieci, prawda?
Lisa patrzyła na niego zaskoczona, po czym otrząsnęła się i podeszła do Haydii. Kucnęła przed nią i spojrzała w oczy. Na chwilę wstrzymała oddech. Duże, niesamowicie niebieskie oczy. Erick miał brązowe. Jedyna znana jej osoba o takich oczach, to… House.
– Cześć Haydii – powiedziała z serdecznym uśmiechem. – Miło mi cię poznać.
Dziewczynka nie odpowiedziała, przyglądała jej się tylko oceniająca. Cuddy poczuła się nagle dziwnie mała pod tym spojrzeniem. W końcu mała się odezwała.
– Mnie też jest miło. – Odwróciła się do ojca, teraz kompletnie ignorując Cuddy. – Nie zapytasz gdzie byłam. A, nie, faktycznie. Przecież ciebie to nie obchodzi.
W oku Ericka pojawił się dziwny błysk.
– Nie przy naszym gościu Haydii. Później o tym porozmawiamy.
– Ja chcę teraz – upierała się.
– Powiedziałem skarbie. A teraz idź do swojego pokoju.
Dziewczynka zacisnęła pięści. Nie był to dobry znak.
– Dobre się bawiłeś kiedy mnie nie było? Z iloma się przespałeś? Dwiema? Trzema? Może powinnam odejść na trochę dłużej? A może na zawsze? – wybuchła Haydii.

House pokiwał głową z uznaniem. Mała była świetną aktorką. Nawet mowa ciała za nią przemawiała. Potrzebowali jego przyznania się do winy. To i teraz, gdzie oprócz nagrania mieli jeszcze świadka.
Erick zagryzł wargę. Widać było, że jest wściekły.
– Przepraszam Cię Liso. Nie tak miało wyglądać wasze pierwsze spotkanie. Haydii jest po prostu odrobinę wytrącona z równowagi. Nie może znieść tego, że próbuję ułożyć sobie życie z inną kobietą niż jej matka. Powinienem z nią porozmawiać… Nie gniewaj się, może zobaczymy się jutro? – zaproponował Middle. Niewiarygodne jak zawsze potrafił wyjść z sytuacji obronną ręką.
Cuddy podniosła się w końcu z kolan.
– Oczywiście. Zadzwoń.
– Zadzwonię.
– Cóż, nie będę wam przeszkadzać, mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśnicie. – Zawahała się po czym pochyliła nad Haydii i delikatnie pocałowała ją w czoło. – Mam nadzieję, że się dogadamy.
Wyszła z pokoju.

Greg oderwał na chwilę wzrok od telewizorka. No i cały plan szlag trafił. No, może jest jeszcze nadzieja. Haydii może coś z niego wydusić teraz, będą nagrani. Niestety, nie będzie już świadka, który mógłby to potwierdzić.
Znów poczuł to dziwne ukłucie. Kiedy Cuddy pocałowała Haydii nie mógł odgonić od siebie wrażenia, że to piękny obrazek. Że tak powinno być.
Nie teraz. Wrócił wzrokiem i myślami do Middle’ów, mierzących się teraz wzrokiem.
Erick zbliżył się do Haydii powoli. Stanął nad nią, by móc patrzeć z góry, tak jak lubił. Dziewczynka zadarła głowę do góry. Pierwszy raz odkąd weszła do pokoju jej twarz została zarejestrowana przez kamerę. Malowała się na niej rezygnacja i przeraźliwy smutek.
– Zadowolona? – wysyczał przez zęby.
Mimo wszystko mała nie traciła rezonu. Pamiętała o swoim zadaniu.
– Zauważyłeś chociaż, że mnie nie było? Że odeszłam? Może nie powinnam wracać.
Patrzył na nią przez chwilę z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
– Może nie powinnaś. Ale wróciłaś. I to był twój pierwszy błąd. Drugim było wybranie nieodpowiedniej chwili. A trzecim twoje słowa.
– Bo co? Przeze mnie nie mogłeś jej przelecieć? – spytała ze złością.
PLASK! Uderzył ją otwartą dłonią w policzek.

House zamarł. Mieli po co przyszli. A nawet więcej. Plan wypalił. Tylko jakim kosztem…? Nie chciał się o tym dowiedzieć w taki sposób. Musiał wytrzymać. Nie może tam teraz wejść. Resztkami silnej woli utrzymał się w miejscu.
Na twarzy Haydii malowało się upokorzenie i ból. Nie wyglądała jednak na zaskoczoną. Jakby to nie zdarzyło się pierwszy raz.
– To wszystko? – spytała powoli. – Mogę już iść do siebie?
Rzucił jej przeciągłe spojrzenie.
– Wynoś się. Nie pokazuj mi się więcej na oczy. Nie obchodzi mnie co zrobisz – zaczynał powoli podnosić głos. – Po prostu wynoś się stąd!
Kiedy nie odpowiedziała uderzył ją w drugi policzek. Potem jakby się opamiętał i odsunął trochę.
– Może rzeczywiście nie powinnaś wracać – rzucił drwiąco na odchodnym. Wyszedł z pokoju.
Zanim zatrzasnęły się za nim drzwi, dziewczynka zdążyła jeszcze zawołać:
– Nie jesteś moim ojcem! Nigdy nie byłeś!
Odpowiedziała jej cisza
Haydii stała przez chwilę w miejscu z zamkniętymi oczami. Z jej twarzy nie można było nic wyczytać. Po chwili podeszła do kamery i zdjęła ją z półki.

Ostatnim co House zobaczył zanim mała wyłączyła kamerę był jej smutny uśmiech.
Nie chciał jej tam zostawiać. Ale musiał. Teraz powinien pojechać do szpitala, zająć się pacjentką. Haydii musiała czekać w domu. Nie mogli wzbudzać podejrzeń jej ojca. W końcu zrozumiał jej zachowanie, to jak mogła nie chcieć wracać, dlaczego uciekła. Za to nie miał pojęcia co Cuddy widziała w tym facecie. Ją też musiał uratować. Teraz żałował że jest kaleką jak nigdy wcześniej. Miał ochotę po prostu tam pobiec i strzelić tego gościa w pysk. I jeszcze raz. I jeszcze.
Mylił się. Erick Middle nie był w połowie tak zły jak jego ojciec. Był taki sam.
Odpalił silnik. Ruszył w stronę szpitala. Jednego był pewien. To jeszcze nie był koniec.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Wto 19:40, 24 Mar 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cieszę się, że mam rodziców jakich mam...
Przypomniało mi się to co ksiądz mówił nam dzisiaj na rekolekcjach. Coś w stylu jeśli dostaniesz w policzek, nastaw drugi (to z PŚ).
Podziwiam to dziecko. Jak jej ojciec może ją tak "olewać", przecież nie wróciła na noc :evil:
Cuddy opamiętaj się (House Ci pomoże :twisted: )
Już się nie mogę doczekać c.d.



_________________
"Inteligentni ludzie często zmuszeni są do picia, by bezkonfliktowo spędzić czas z idiotami."

PostWysłany: Wto 21:24, 24 Mar 2009
Pikaola
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 09 Sty 2009

Posty: 72

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

CUDOWNE!!!



PostWysłany: Sro 10:09, 25 Mar 2009
Hania
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 17 Sty 2009

Posty: 29

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ja też nie rozumiem jak można bić dziecko :!: czekam na cd.



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Sro 12:02, 25 Mar 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jestem wstrząśnięta. I nie moge oprzec sie wrażeniu, że to serio jest córka Housa. :roll:

Jestem zafascynowana tym fikiem i niecierpliwie czekam na więcej.



_________________

PostWysłany: Sro 12:34, 25 Mar 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Coś mi się wydaje, że jest za dużo podobieństw między Haydii i Housem :mrgreen: Ale to nic nie szkodzi, wręcz przeciwnie :lol:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Sro 14:38, 25 Mar 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Mocny fragment. Też mam wrażenie, że to musi być córka House'a. Nie wiem, co Cuddy widzi w tym facecie, ale mam nadzieję, że się jej odwidzi. :D



PostWysłany: Sro 16:01, 25 Mar 2009
runiu
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 101

Miasto: Gorzów Wlkp.
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Hahaha! W tym momencie sprawy przybierają jeszcze dziwniejszy obrót, wszystko straszliwie się komplikuje, nikt nic nie rozumie, a ja niczego nie wyjaśniam ^^. Będziecie musieli poczekać do kolejnej notki na konfrontację :P Ale nie uprzedzajmy faktów... Oto ciąg dalszy mojej historii:

Siedział w swoim gabinecie. Nie było w tym właściwie nic dziwnego. Przynajmniej dla postronnego obserwatora. Ktoś, kto dobrze znał House’a zauważyłby, że diagnosta zbyt często sięga po fiolkę z Vicodinem, zbyt nerwowo odbija piłkę od ściany i zdecydowanie zbyt długo wpatruje się w okno.
Z całej siły próbował skupić się na swojej aktualnej pacjentce, ale jego myśli mimowolnie odpływały w kierunku dzisiejszego popołudnia. Właściwie nawet nie był pewien jak znalazł się we własnym gabinecie. Pamiętał, że jechał samochodem, a następną rzeczą był dopiero fotel w gabinecie. Cały czas jego myśli zaprzątały trzy osoby. Pewna mała, czarnowłosa dziewczynka, piękna, inteligentna kobieta i sukinsyn, który próbował je skrzywdzić.
Najbardziej na świecie chciał teraz wsiąść do samochodu i po prostu pojechać po Haydii, zabrać ją stamtąd. Jednak plan tego nie przewidywał. Tak mu na niej zależało, a właściwie… Znał ją od jakichś dwudziestu godzin. Dodatkowo cały czas zamartwiał się o nią. O to co działo się w jej domu. O to, czy Middle zostawił ją w spokoju. O to, czy nic jej nie jest. A nawet o to, czy nie czuje się samotna, czy go nie potrzebuje. Chciał po prostu przy niej być.
Po raz setny tego dnia analizował widzianą wcześniej scenę. To nie mógł być pierwszy raz, a więc Haydii od początku wiedziała co się stanie. Czemu nie mówiła…? Przecież wtedy nie prosiłby jej o to, żeby tam szła. Wymyśliłby coś innego.
Nagle poczuł bolesny skurcz w żołądku. No właśnie. Akcja wywołuje reakcję. Zaopiekował się nią, zatroszczył się, przygarnął. W odpowiedzi ona mu zaufała. Middle ją bił i odtrącał. W rezultacie ona pragnęła mieć kogoś, w kim mogłaby mieć oparcie. Nawet tak skrzywionego emocjonalnie dupka, jakim był on. Czuła, że ciągle zawodzi swojego ojca. W wyniku tego, nie chciała zawieść Grega, który pokazał, że mu na niej zależało.
Jak mógł być aż takim idiotom?!
Akcja – reakcja. Coś niesamowicie prostego. Przecież zawsze tak jest, w życiu, w medycynie…
Olśnienie! Oczywiście, jak zwykle w najmniej spodziewanym momencie. Cóż, skoro nie może w tej chwili zająć się Haydii, przynajmniej uratuje życie pacjentki.
House wstał z fotela i podpierając się laską dość szybko dokuśtykał drzwi. Pociągnął… I nic. Musiał je wcześniej zamknąć. Zerknął w bok. Musiał też spuścić żaluzje. Hmm…
Po chwili batalii z zamkiem udało mu się otworzyć drzwi. Szybko przeszedł do konferencyjnego, gdzie oprócz kaczuszek zastał też Wilsona. Wszyscy natychmiast zerwali się na nogi. I jednocześnie zaczęli mówić:
– House gdzie Haydii? – spytała zniecierpliwiona Cameron.
– Mamy wyniki badań… – zaczął Foreman.
– Kim jest ta dziewczynka, o której wszyscy mówią? – spytał Wilson z głupią miną.
– Nie jestem eunuchem! – zaprotestował Chase.
House mocno uderzył laską o ziemię, wywołując tym samym przerwę w ich krzykach.
– To gdzie jest Haydii to bynajmniej nie twoja sprawa – zwrócił się do Cameron. – Nie są już potrzebne, chyba, że do potwierdzenia mojej tezy – odpowiedział Foreman’owi. – To Haydii. Mogłeś spytać Cameron. Ona najwyraźniej się w niej zakochała – Wilson dostał swoją niezbyt wyczerpującą odpowiedź. – Oczywiście, że jesteś – skończył na Chasie.
Wszyscy patrzyli na niego przez chwilę, rejestrując jego słowa i dochodząc co było skierowane do kogo.
Pałeczkę przejął Wilson, który przyzwyczajony do przemówień przyjaciela pierwszy doszedł do siebie.
– Kim jest Haydii? Podobno to twoja córka, przynajmniej tak wszyscy mówią.
Zanim House zdążył zareagować, Foreman zaczął swój wywód.
– To oczywiste, że to jego córka. Gdybyś ją spotkał nie miałbyś najmniejszych wątpliwości. Mają takie same oczy i identyczne spojrzenie. Nie wspominając o charakterach. Poza tym, pierwszy raz w życiu widziałem, żeby okazywał komuś uczucia. Chyba jednak nie Cameron się zakochała, tylko ty – koniec swojej tyrady skierował do diagnostyka.
– Spędzasz ze mną za dużo czasu – odpowiedział House, właściwie niczego nie wyjaśniając.
– Wcale nie jestem eunuchem – Chase wrócił do swojej sprawy.
– A ten znowu o jednym… Przyznanie się do tego, to pierwszy krok do akceptacji – powiedział Greg, teatralnie współczującym głosem.
Foreman postanowił sprowadzić rozmowę na właściwe tory.
– Pacjentka ma chorobę…
– Hirschsprunga. Tak, to już wiemy – przerwał mu House. – Pytanie brzmi: dlaczego? Najpierw zdiagnozowano zapalenie jelit, bo było najbardziej widoczne i najbardziej oczywiste. Ale na tym nie koniec, bo okazuje się, że zostało to wywołane przez poważniejszą chorobę. Hirschsprung schował się za tym zapaleniem tak, żebyśmy go nie znaleźli. Mimo tego nawet on był tylko zwykłą przykrywką. Bo był jeszcze jeden objaw. Nic nie jest przypadkiem. Akcja wywołuje reakcję. Pacjentka jest przeklęta… – zaczął przechodzić w dramatyczny ton – Klątwą Ondyny.
Wszyscy patrzyli na niego przez chwilę.
– No co? Na co czekacie? Zróbcie testy, żeby potwierdzić moją teorię, a potem powiadomcie pacjentkę, że wybrała sobie złych ludzi na rodziców. Przez ich geny do końca życia będzie miała problemy…
Zamilkł na chwilę. Ukryty objaw. Nieodpowiedni rodzice. Problemy do końca życia. Które wale nie musi trwać znowu tak długo…
Natychmiast obrócił się na pięcie. Co robić, co robić… Przecież nie może tak po prostu pojechać do niej do domu. Gdyby się okazało, że tylko bez sensu spanikował zniszczyłby cały ich plan i sprawił, że poświęcenie Haydii nie miałoby znaczenia. Znów obrócił się w drugą stronę. Kaczuszki i Wilson patrzyły na niego zdezorientowane.
Powinien usiąść i spokojni pomyśleć. Tylko szybko, bo jeśli jego obecny wniosek był prawidłowy… Nawet nie chciał myśleć o tym, co mogłoby się stać.
Ból nogi dał o sobie znać. Sięgnął do kieszeni, ale wyciągnął tylko puste pomarańczowe pudełeczko. Spojrzał na stolik, na którym rano postawił zapasowy słoiczek. Nie było go tam.
– Czy ktoś ruszał mój Vicodin? – spytał cichym, jakby nieswoim głosem.
– Nie – odpowiedziała zaskoczona Cameron. – Coś się stało? Coś z Haydii? – dopytywała się.
Swoją drogą czemu ona tak się uczepiła tej dziewczynki? Zresztą nie miał teraz czasu o tym myśleć. Może by wykorzystać jej zaangażowanie. Już miał ją wysłać do domu Haydii, żeby pod byle pretekstem sprawdziła czy wszystko w porządku, kiedy jego wzrok padł na telewizorek na biurku. Może później jeszcze włączyła kamerę…?
Szybko pokuśtykał do gabinetu, nie zwracając uwag na to, że i jego drużyna i Wilson podążają za nim. Szybko włączył odtwarzanie i przewinął znane fragmenty. Nie miał pojęcia na co czekał. Aż coś się stanie, pojawi… nic takiego się nie wydarzyło. Tylko ciemność. Nie było dalszej części nagrania. Nic nie zrobiła… Chyba. Nagle poprzedni pomysł nie wydał mu się wcale taki zły. Nabazgrał adres na skrawku papieru i wcisnął go do ręki zdezorientowanej Cameron, stojącej tuż za nim.
– Jedź tam. Powiedz, że jesteś daleką kuzynką jej matki i musisz się z nią zobaczyć. Zresztą nie obchodzi mnie co powiesz, masz po prostu sprawdzić czy wszystko jest OK!
Pod koniec podniósł głos i zorientował się, że potrząsa zaskoczoną lekarką. Odsunął się od niej i zacisnął palce na lasce.
– Ale House…
– Już! – krzyknął. Czuł, że traci nad sobą kontrolę. Niepokój o Haydii go paraliżował. – Wyjdźcie – powiedział po chwili. Cameron pierwsza opuściła pokój, udając się, żeby wypełnić polecenia. Po chwili Chase i Foreman wyszli, by zrobić badania i podyskutować o zachowaniu szefa. Bardzo niecodziennym zachowaniu. Wilson został.
– Kim ona właściwie dla ciebie jest, co? – spytał przyjaciela.
House obrócił się w jego stronę. Odetchnął głęboko.
– Kimś niesamowicie ważnym Jimmy – powiedział z rozbrajającą szczerością.
– Więc nie spaprz tego.
– Nie mam zamiaru.
Z zaciętą miną podszedł do białej tablicy. Zaintrygowany Wilson ruszył za nim.
Chwycił markera i zaczął wypisywać objawy. Zawahał się na chwilę. A może zwyczajnie nadinterpretował fakty…? Nieważne. Wszystko trzeba wziąć pod uwagę.
REZYGNACJA
NIENAWIŚĆ
NADZIEJA
BRAK WIARY
SMUTEK
BÓL
Zatrzymał się. Brak wiary. Tu był klucz. To właśnie to zobaczył w jej oczach wtedy, przy samochodzie. Miała nadzieję, ale właściwie w to nie wierzyła. Przeraźliwa pustka, jakiej nie powinno tam być.
– Co to jest? – spytał zaskoczonym głosem Wilson.
– To jest mój koniec Wilson. Jeżeli coś jej się stanie, to mój koniec – powiedział powoli.
– Nie rozumiem – przyznał powoli. Jego przyjaciel zdecydowanie dziwnie się zachowywał.
– Oczywiście, że nie – zgodził się House. – Mam nadzieję, że ja też nie.
Po czym po drugiej stronie tablicy wypisał inne objawy, powtarzając jedynie nadzieję:
RADOŚĆ
NADZIEJA
ZAUFANIE
POTRZEBA
TROSKA
M.
– Co to jest „M.”? – spytał zainteresowany Wilson.
– Nie wiem.
– Wiesz. Tylko boisz się przyznać do tego sam przed sobą. Kim jest ta dziewczynka, że udało jej się zwrócić na siebie uwagę samego Gregorego House’a? – powiedział powoli Wilson, uśmiechając się delikatnie.
Do Grega najwyraźniej coś dotarło, choć James nie był pewien czy dokładnie to, co miał na myśli. Wywnioskował to na podstawie chwycenia laski i szybkiego ruszenia w kierunku drzwi, gdzie prawie zderzył się z Cameron.
– Co ty tu jeszcze robisz? – spytał, starając się opanować złość.
– House, nawet nie zdążyłam wyjść. Przywiozła ją karetka. Od razu zawieźli ją na ostry dyżur, ale nie mam pojęcia co jej jest – wyrzuciła z siebie z prędkością karabinu maszynowego.
House nic nie mówiąc wyminął ją i podążył w kierunku ER-ki. Dlaczego Haydii? Bóg zdecydowanie nie istnieje, albo istnieje i ma ludzi gdzieś w okolicy swojego boskiego poważania.
Szybko złapał za ramie biegnącą korytarzem pielęgniarkę.
– Dziewczynka, sześć lat, czarne włosy. Dopiero ją przywieźli. Gdzie jest?
Przerażona kobieta wskazała salę przy końcu korytarza. Pierwszy raz w życiu widziała Grega House’a czymś tak poruszonego.
Mężczyzna zatrzymał się przy przeszklonych drzwiach. Oddział lekarzy właśnie kończył akcję ratunkową. Pobierano jej krew potrzebną do zrobienia toksykologii. House uspokoił się i odetchnął z ulgą. Po raz pierwszy od rana udało mu się wziąć oddech pełna piersią. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że ta mała aż tak wiele dla niego znaczy.
PIK. PIK. PIK. PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIK…
House z rozmachem otworzył drzwi i odepchnął tych niekompetentnych pajaców. Nie. Nie mógł na to pozwolić. Nie teraz, nie, to po prostu nie może tak się skończyć.
Nie miał najmniejszego zamiaru pozwolić jej odejść. O nie! I komu miałby teraz zabierać lizaki? Lizaki?! Czy myślenie o ty w takiej chwili to pierwszy objaw histerii…?
Nie, nie, nie… Miał dla niej inne plany. Haydii nie spędzi najbliższych lat trzy metry od ziemia. Spędzie je u niego w domu. Będzie ją uczył grać na fortepianie, da do przeczytania książki o medycynie, będzie razem z nią łapać szczury, a potem wykonywać ich sekcje, będzie się nią opiekował, tak, jak powinien był to robić Middle przez te wszystkie lata.
– Nie ma mowy mała, tak łatwo się nie wywiniesz… – syknął przez zęby.
PIK. PIK. PIK.
Jest. Stan stabilny. Odsunął się o krok. Złapał laskę, leżącą wcześniej w nogach łóżka. Obrzucił wściekłym spojrzeniem lekarzy, którzy stali dookoła niego z szczękami gdzieś w okolicy podłogi. Tamci szybko się zreflektowali, spuścili wzrok i mamrocząc coś o wzywaniu ich gdyby się obudził, opuścili pomieszczenie. Nagle za jego plecami rozległo się chrząknięcie. Kompletnie je zignorował, przypatrując się spokojnej twarzy Haydii. Była zdecydowanie zbyt blada. Czemu wcześniej nie zauważył tych worów pod oczami…? Czarne włosy, jak zwykle rozczochrane wyglądały na jej głowie jak stłuczona aureolka upadłego aniołka. Skarcił się w duchu za wymyślanie takich porównań. Nic nie mógł poradzić na ciepłe uczucia, jakie wzbudzało w nim to dziecko. Chciał, żeby przestał wyglądać tak bezbronnie… Żeby otworzyła oczy, uśmiechnęła się przebiegle i skomentowała jakoś jego zachowanie. Żeby prychnęła jak kot w reakcji na jego odpowiedź. Tak. Powinien jej kupić kota. Zdecydowanie.
Dalsze rozmyślania przerwała mu prawdopodobnie ta sama osoba, która wcześniej chrząkała, tyle, że tym razem dużo bardziej gwałtownie:
– House! – do rzeczywistości przywrócił go głos zdziwionej Cuddy.
Niechętnie się obrócił. Stała za nim. Musiała bardzo się spieszyć, idąc tutaj, bo kilka kosmyków włosów wisiało luźno po bokach jej głowy, wymykając się ze zgrabnego koka.
Przez chwilę miał ochotę założyć je za ucho, kiedy dostrzegła mężczyznę stojącego obok niej i przy okazji obejmującego ją ramieniem. Middle. W tej chwili House gwałtownie zacisnął palce na lasce. Chociaż, gdyby tak głębiej się nad tym zastanowić nie był to zbyt dobry pomysł na opanowanie. Mógł go przez przypadek trafić tą laską w głowę.
– Dr Cuddy – odpowiedział całkowicie beznamiętnym tonem.
– Mogę wiedzieć co tu robisz? – spytała chłodno. – I dlaczego wtrącasz się w nie swoją pracę?
– Bo zanim tamci niekompetentni idioci by zauważyli, że coś się dzieje Haydii by pewnie już nie żyła – warknął w odpowiedzi, tracąc te resztki panowania nad sobą. To wszystko przez tego gościa! Kiedy był w pobliżu utrzymanie nerwów na wodzy przychodziło mu z niespotykaną trudnością.
– Skąd wiesz jak ma na imię? – spytała zaskoczona. – I co właściwie tu robiłeś?
W normalnych okolicznościach House zapewne odpowiedziałby typowym dla siebie ironicznym komentarzem. Ale nie dzisiaj i nie teraz. Mimo wszystko nie zdążył powiedzieć właściwie niczego, bo do pomieszczenia wpadły kaczuszki z Wilsonem na czele.
Cameron rzuciła się do dziewczynki, wymijając Middle’a patrzącego na wszystko z nieprzeniknioną miną i zaskoczoną Cuddy.
– Co z nią, House? – spytała zaniepokojona.
– Jego zapytaj – powiedział, wskazując oskarżycielsko palcem na Ericka.
W tej chwili nikt oprócz House’a nic nie rozumiał. Nikt…?
Od łóżka dobiegł ich cichy śmiech. Wszyscy jak na komendę obrócili się w tamtą stronę. House był przy niej pierwszy.
– Haydii! Osobiście Cię zamorduję! – obiecał, próbując ukryć ulgę pod groźną miną.
– Nie trzeba było mnie ratować – zauważyła.
– Chciałem to zrobić osobiście. Co ty sobie myślałaś?
Przygryzła wargę.
– Może później o tym porozmawiamy? – spytała wskazując głową na wszystkich obecnych, którzy stali tam z głupimi minami. No tak…
– Hmm… A właściwie to kim pan jest? – Cameron zwróciła się do Middle’a.
– Jestem jej ojcem. Za to chciałbym się dowiedzieć kto TO jest? – spytał wskazując na House’a. Wydawało się, że sytuacje nie może się jeszcze bardziej skomplikować kiedy Haydii oświadczyła:
– Nieprawda! To jest mój tata. – To mówiąc słabo złapała Grega za rękaw, chcąc przyciągnąć go bliżej.
Trudno powiedzieć kto w tym pomieszczeniu był w tym momencie najbardziej zaszokowany…
– Wiesz House, myślę, że nadszedł czas, żebyś wszystko nam wyjaśnił… – powiedziała Lisa nieswoim głosem, patrząc na niego jakoś tak… inaczej. Jakby nie wiedziała co ma o nim myśleć. I nie tylko o nim.

cdn.



Autor postu otrzymał pochwałę.

_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Sro 18:39, 25 Mar 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pierwszy raz dopiero przeczytałam tego fika i muszę przyznać że on jest po prostu cudowny :)
To jak ta mała powiedziała że House jest jej ojcem no normalnie aż mi się łezka zakręciła w oku i cieplutko mi sie zrobiło na serduszku ;*

A tego jej niby ojca to najchętniej bym zabiła własnoręcznie ;/Jak można tak krzywdzić dziecko

A to jak Greg sie martwił o Haydii no po prostu bomba

czekam na następną część
i tule cieplutko :D



PostWysłany: Sro 19:14, 25 Mar 2009
martusia14
Lekarz rodzinny
Lekarz rodzinny



Dołączył: 17 Sty 2009

Posty: 314

Miasto: Toruń
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

co tu dużo pisać martusia14 napisała wszystko to cochciałam napisać :):)

czekam na cd. :P :P



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Czw 9:11, 26 Mar 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

To dziecko jest słodkie :D House ojcem? Jestem za :mrgreen:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Czw 16:04, 26 Mar 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Niesamowity fragment, te objawy wypisywane na tablicy, to jak House próbował dociec, czemu mała zgodziła się na jego plan, odpowiedzi na pytania kaczuszek, Chase, który nie chce być eunuchem :mrgreen: , myśli House'a podczas ratowania Cuddy i ta wspaniała końcówka, w której nikt z bohaterów już nie wie o co chodzi. To wszystko składa się na genialność tego fika :D



PostWysłany: Czw 19:23, 26 Mar 2009
runiu
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 101

Miasto: Gorzów Wlkp.
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

A więc następny fragment. I dwie godziny pracy. No, z przerwami. Mam nadzieję, że było warto. Nie jestem pewna, czy spodoba wam sie takie rozwiązanie sprawy, ale szczerze mówiąc nigdy nie byłam zbyt dobra w pisaniu takich dramatycznych scen... Cóż, już nie nudzę tylko zapraszam na kolejny odcinek:


– Tak, chyba tak – zgodził się House i przysiadł na łóżku Haydii, która usłużnie przesunęła się, robiąc mu miejsce. – Chase, podejdź tu – skinął na podwładnego.
Ten ruszył do przodu z trochę obrażoną miną. Chyba jeszcze trochę się gniewał za tego eunucha…
– Przynieś z mojego gabinetu ten telewizorek – powiedział na tyle cicho, by nikt inny nie dosłyszał. Zdumiony blondyn posłusznie opuścił pokój, żeby wykonać polecenie.
– Cóż, teraz chyba możemy zacząć – powiedział powoli House. Przesunął wzrokiem po wszystkich: zaintrygowanym Wilsonie, zainteresowanym Foremanie, lekko zestresowanej Cameron, zniecierpliwionej Cuddy i obojętnym Middle’u. Zatrzymał się na tym ostatnim. – Jesteś idiotą – oznajmił.
Cuddy wypuściła głośno powietrze.
– Nie przeginaj, House.
– Sama chciałaś, żebym to wyjaśnił – oburzył się. – Więc teraz nie przerywaj. To, że jest idiotą jest bardzo istotne w tej historii.
– Ach tak – powiedziała Lisa, tonem wskazującym na to, że mocno w to wątpi.
– Tak – powiedział z uśmiechem, który jednak szybko zniknął z jego twarzy. – Nie zmienia to faktu, że mam rację. Masz coś na swoją obronę?
– Masz jakieś argumenty? – odgryzł się Middle.
House zmierzył go oceniającym spojrzeniem.
– Nie umiesz docenić tego co masz.
Erick uniósł brwi.
– Mam cudowną córkę i piękną i inteligentną dziewczynę. Świetna pracę. Wszystko doceniam.
– Czyżby? – House uśmiechnął się z przekąsem. – Podejdź Wilson, złamię Ci nos. Nie obrazisz się, prawda? To będzie tylko oznaka, że Cię doceniam…
– O czym ty do cholery mówisz?! – wykrzyknął Middle, który zaczynał już tracić panowanie nad sobą.
Wszyscy inni znajdujący się w pomieszczeniu obracali głowy to w kierunku Grega, to Ericka, jak na meczu tenisa.
– O czym? – spytał z niedowierzaniem House. – Może spytasz Haydii czemu co noc budzi się z krzykiem? Czemu uciekła z domu? Czemu wzięła te durne tabletki?! – House również nie przedstawiał sobą oazy spokoju. Gdyby nie Haydii ściskająca go za rękę z pewnością już rzuciłby się na tego faceta.
Middle skrzywił się, jakby go ktoś uderzył.
– Kim ty właściwe jesteś, co? I czemu wtrącasz się w nie swoje sprawy? Czego chcesz od mojego dziecka?
Hmm… No, nie do końca tak to miało wyglądać… Planował atakować, aż zapędzi Ericka w kozi róg, ale najwyraźniej… Jakby to ująć… Nie wyszło?
– Ach, przepraszam, ale gafa! Zapomniałem się przedstawić! Gregory House. Poznać Cię to prawdziwa nieprzyjemność…
Middle nie dał się tym razem wyprowadzić z równowagi. Czuł, że zyskuje przewagę.
– Nawzajem. Mimo wszystko mógłbyś mi wyjaśnić, czego chcesz od Haydii?
Greg patrzył na niego przez chwilę. Musi powiedzieć coś takiego, żeby facetowi zabrakło argumentów.
– Chcę, żeby była szczęśliwa – powiedział po prostu.
– I jest. Prawda Haydii? – zwrócił się do córki, mierząc ją przy tym wzrokiem pt.: „spróbuj tylko zaprzeczyć”.
Dziewczynka nie odpowiedziała, tylko mocniej pociągnęła do siebie House’a.
W tym momencie otworzyły się drzwi i wszedł Chase.
– Świetne wyczucie czasu. Może jednak masz jaja…
Blondyn uśmiechnął się, jakby obdarzono go najwspanialszym możliwym komplementem. Podał House’owi mini telewizorek.
House odwrócił się do Middle’a.
– Zdajesz sobie sprawę, że niedługo przestaniesz być jej ojcem? – skazał głowa Haydii.
Erick uniósł brwi. Nagle w jego oczach pojawił się błysk. Chyba wpadł na jakiś pomysł. Oj, niedobrze…
– A czy ty zdajesz sobie sprawę z tego, że nadal nie wyjaśniłeś, skąd wiesz, że Haydii budzi się z krzykiem w środku nocy?
– Bo była u mnie...! – Wściekły Greg nie panował nad wzburzeniem i już chciał wykrzyczeć temu palantowi w twarz co o nim myśli, kiedy ten mu przerwał.
– Odsuń się od mojego dziecka – Middle powoli cedził słowa – albo wezwę ochronę…
Tym razem to House uniósł brwi.
– Nie mam zamiaru.
– Odsuń się od niej pedofilu! – krzyknął i rzucił się w stronę Haydii.
Przez jedną milisekundzie Greg podziwiał go za niezwykłe umiejętności aktorskie. Nie trwało to jednak długo, bo w następnej został trafiony pięścią w skroń. Nadspodziewanie mocno. Upadł na ziemię. I gdzie tu szacunek dla kaleki? Po chwili jego umysłem zawładnęła tylko jedna myśl – „Haydii!”
Middle złapał małą za ramiona.
– Co on Ci zrobił skarbie?! – wykrzyczał Middle doskonale udając spanikowany ton. Cóż, takiego obrotu wydarzeń nie spodziewał się nikt, House też nie.
Haydii wpatrywała się w ojca z przerażeniem. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Erick potrząsnął nią, trzymając za ramiona.
House jak przez mgłę zobaczył, że ktoś przy nim kuca. Odepchnął tajemniczą osobę. Niewiele widział i szumiało mu w głowie. Sprawę dodatkowo utrudniał fakt, że krew z rozciętego łuku brwiowego ściekała mu do oka.
Dostrzegł Middle’a przy Haydii. Nie… To się tak nie skończy. Z trudem dźwignął się do pozycji stojącej. Trzymał się ściany, noga dawała o sobie znać. Jednak to się nie liczyło. Nic się nie liczyło, dopóki Haydii nie była bezpieczna.
– Nie dotykaj jej – wychrypiał i z siłą, o jaką nigdy by się nie podejrzewał uderzył Ericka prosto w nos. Rozległ się trzask.
Poczuł, że ktoś go łapie, zobaczył, że ktoś inny trzyma Middle’a.
Po chwili obraz wyostrzył się. Prawdopodobnie miało to coś wspólnego z tym, że Cuddy wytarła krew chusteczką. Zamrugał gwałtownie i wyrwał się Wilsonowi. Dopadł do łóżka Haydii. Dziewczynka złapała go za rękę i przyłożyła ją sobie do policzka.
– Tato… – wyszeptała cicho. To wszystko działo się zbyt nagle, zbyt szybko dla małego dziecka, choćby tak dorosłego jak Haydii.
House uśmiechnął się do niej uspokajająco. Tymczasem Middle po drugiej stronie pokoju tamował chusteczką krwotok z nosa. House patrzył na to nie bez satysfakcji…
– Odejdź od niej zboczeńcu – powiedział zduszonym głosem Erick. Ani na chwilę nie wypadał z roli.
House postanowił ukrócić. Tę farsę.
– Dobra. Więc przekonajmy się jak to naprawdę było. – Podniósł z łóżka upuszczony tam wcześniej telewizorek i włączył odtwarzanie. Wszyscy obecni natychmiast się nad nim pochylili.
Zdumiona Lisa uniosła brwi, kiedy ujrzała pokój, w którym sama była kilka godzin wcześniej. A później na ekranie pojawiły się dwie postacie. Pani dyrektor poczuła, że się rumieni.
– House, jakim cudem to nagrałeś? – spytała zduszonym głosem, gdy na ekranie zaczęła całować Ericka.
– Z komentarzami poczekaj aż film się skończy. Wtedy dopiero będzie o czym mówić – ścisnął Haydii mocniej za rękę. Dziewczynka wbijała w niego oczy, jakby był jedyną stałą w tym całym bałaganie.
Ekranowa Haydii właśnie otworzyła drzwi. Za nimi House usłyszał stłumiony śmiech. Foremana niezwykle rozbawiła sytuacja w jakiej znaleźli się dorośli. Cóż, za chwilę przestanie się śmiać…
– House, ostrzegam Cię, jeśli to jakiś durny wygłup w odpowiedzi na to, że zaczęłam się kimś spotykać…
House po raz pierwszy tego dnia spojrzał je prosto w oczy.
– Nie wszystko kręci się wokół Ciebie Cuddy – powiedział poważnie.
Cuddy patrzyła na niego przez chwilę. Był jakiś… inny. Jakby coś się w nim zmieniło.
Wróciła wzrokiem do wydarzeń na ekranie. Właśnie opuszczała pomieszczenie. Zamarła. Erick, jej Erick, stał nad tą dziewczynką, Haydii. Kłócili się… Lisa przesłoniła usta dłonią. Mała otrzymała własnie policzek. Jak można było zrobić coś tak…? Bestialskiego? Nieludzkiego? Nawet nie umiała tego określić. Odsunęła się od swojego byłego ukochanego, patrząc na niego z odrazą. Właściwie zdziwiła się, ze nie poczuła nic prócz tego. Chyba powinna być zawiedziona, wściekła, rozdarta pomiędzy miłością do niego a tym co zrobił? Tymczasem nie czuła zupełnie nic. Przypadek? Czy może fakt, że nigdy jej na nim tak naprawdę nie zależało? Może spotykała się z nim tylko dlatego, że dla niej był zupełnym przeciwieństwem House’a, którego miała na co dzień w pracy? Od którego chciała się uwolnić choć na chwilę, zapomnieć…?
House obrócił się w stronę Middle’a. Nagranie już się skończyło. Ten stał z boku z kamienną twarzą.
– Sam zrzekniesz się praw rodzicielskich, czy mam Ci przynieść pozew do sądu? – spytał chłodno House.
– Skąd pewność, że mógłbyś wygrać tę sprawę?
House uśmiechnął się ironicznie.
– Mamy dowody na to, że biłeś dziecko, zresztą można zrobić jej obdukcję. Na taśmie mamy tez twoje przyznanie się do tego, że nie zauważyłeś nawet, że twoja córka uciekła z domu. Mamy zeznania Haydii i moje, mamy świadomość, że mała przez Ciebie o mało się nie zabiła. Czy to pierwszy raz? – spytał z krzywym uśmiechem. Rzucił spojrzenie w stronę Haydii i zwrócił się do niej. – A o tym to sobie jeszcze porozmawiamy.
Dziewczynka nie zwróciła nawet uwagi na jego słowa, tylko patrzyła na niego jak w obrazek.
Westchnął.
– Jest w lekkim szoku. Ale to zaraz przejdzie. Hmm… Middle, sądzę, że możesz już sobie iść. I, do cholery, czy ktoś widział mój Vicodin?! – House powoli wracał do siebie.
Haydii najwyraźniej też już miała się lepiej, bo sięgnęła pod kołdrę i wyjęła z kieszeni pomarańczowe pudełeczko wypełnione do połowy. Nieśmiało zagrzechotała nim i podała House’owi. On wziął je niemal mechanicznie i spytał:
– Ile tego wzięłaś? – Wyglądał na naprawdę przestraszonego.
Tymczasem Erick obejrzał się na nich, po czym wyszedł, trzaskając drzwiami. Chyba zdawał sobie sprawę, że dłuższe pozostawanie w tym miejscu nie wróży mu dobrze.
Cuddy przyglądała się House’owi. Pierwszy raz w życiu widziała, żeby się o kogoś troszczył, o kogoś się bał. Wyglądał na niesamowicie przejętego. Jakby mu zależało. Kiedy weszła z Erickiem do Sali, on ratował Haydii, a miał przy tym tak błędny wzrok, takie zacięcie na twarzy… Jak nie on. Nigdy nie sadziłaby, że nadaje się na ojca. On tymczasem udowodnił jej, jak bardzo się myli. Nie miała pojęcia, że ten mężczyzna mógłby pokochać małe dziecko, umieć się nim zająć, wychować. A dziewczynka… Była do niego niezwykle podobna. Taki zbieg okoliczności… Pasowali do siebie. Tworzyli razem obrazek… rodziny? I to chyba szczęśliwej. Nagle poczuła paraliżującą pustkę w sercu. Bo ten obrazek był pełny, niczego na nim nie brakowało. A ona z jakiegoś powodu, bardzo chciałaby się na nim pojawić…
Tymczasem Haydii zarumieniła się lekko i spuściła głowę.
– Połowę – szepnęła.
House mocniej ścisnął ją za rękę.
– Nie wierzyłaś, prawda?
– Nie…
Dla nikogo innego ta rozmowa nie miała sensu. Tylko Wilson zaczynał mniej więcej kojarzyć to wszystko z objawami na białej tablicy…
– Obiecałem Ci – przypomniał jej.
Uniosła lekko głowę. Nawet w takiej chwili nie mogła się powstrzymać:
– Wszyscy kłamią. Nie jesteś wyjątkiem, który potwierdza regułę.
– Nie. Ale powinnaś mi była zaufać.
– Tak? A na jakiej podstawie? – spytała z lekką złością.
Wszyscy obecni pomyśleli, że chodziło o podstawę, jaką dał, lub nie dał jej House. Za to Greg zrozumiał. Jej nigdy nikt nie ufał i ona też nigdy nikomu nie ufała. No, może z wyjątkiem swojej matki, ale to się nie liczy, była za mała. Kto miał ją nauczyć zaufania?
Zamiast odpowiedzieć przyciągnął ją do siebie i przytulił. Wilson wypchnął kaczuszki na zewnątrz i sam również wyszedł. Lisa chciała iść za nimi, ale zawahała się. Nie chciała im przeszkadzać, choć z drugiej strony… Nie sądziła, by później miała odwagę spojrzeć mu w oczy. Musiała to załatwić teraz.
– Dziękuję – powiedziała cicho. Prawie niedosłyszalnie.
On jednak wyłapał jej słowa, unoszące się w powietrzu.
– Za co? Za to, że zniszczyłem twój związek? Przecież… Mogłaś mieć szczęśliwą rodzinę. Może zmienić Ericka w dobrego człowieka. Mieć córkę, Haydii. Ale ja na to nie pozwoliłem. Nie mogłem. Nie chciałem ryzykować, że Ci się nie uda. I nie chciałem się dzielić Haydii. Z nikim. Sama widzisz, że byłem po prostu zwykłym egoistą.
Mógł mówić co chciał, jak zwykle, spróbować obrócić wszystko w żart. Sama najlepiej wiedziała jak wiele mu zawdzięczała.
– Nie mogłam. Nie da się stworzyć szczęśliwej rodziny bez miłości – odparła poważnie, po czym odwróciła się na pięcie i wyszła, bardzo szybko, żeby nie zauważył jej łez.
House w zamyśleniu pogładził Haydii po włosach. Wiedział, że tej nocy wiele sobie przemyśli.
– Tato? – powiedziała cicho.
Odwrócił głowę w jej stronę.
– Obiecaj mi coś.
– Tak?
– Że zawsze przy mnie będziesz.
Uśmiechnął się czule i poczochrał jej włosy.
– Obiecuję. A ty obiecaj mi, że już nigdy nie zrobisz czegoś tak głupiego.
– Obiecuję – uśmiechnęła się radośnie. Grega zdziwiło z jaką łatwością przyszło mu zaakceptowanie faktu, że właściwie to został ojcem. Ojcem dziecka, które znał od dwudziestu czterech godzin. Równych, co stwierdził patrząc na zegarek. – Wiesz co?
– Co? – spytał, szczerząc się jak głupek.
– Mam ochotę na lizaka.
– Więc…?
– Może przyniesiesz?
– Wiesz, liczyłem na to, że ty to zrobisz…
Prychnęła jak kotka. Przez te kilka godzin niewyobrażalnie mu tego brakowało. Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Czw 20:10, 26 Mar 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Było dramatycznie, ale na szczęście dobrze się skończyło (już myślałam, że House się nie podniesie z podłogi i nie wyjawi wszystkim prawdy). Z każdą częścią ten fik podoba mi sie bardziej. :D



PostWysłany: Czw 20:54, 26 Mar 2009
runiu
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 101

Miasto: Gorzów Wlkp.
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.06030 sekund, Zapytań SQL: 15