Everybody Dies [u]
Idź do strony 1, 2  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Everybody Dies [u]

Nowy Fick, który pomyślnie zdał pierwszy egzamin (pokaz przedpremierowy dla Madlen) Tak więc trafia i tu. Nie bójcie się, nie uśmiercę ani House, ani Cuddy (chyba :P).

Dedykuję Izabelli, bo bardzo dawno obiecałam jej, że coś nowego stworzę i mojej najważniejszej recenzentce i czytelniczce (ciekawe komu :lol: )





Część I


Nocą szeptał „do zobaczenia następnym razem”. Bladym świtem zostawał sam, z wizytówką w ręku a jej, przypadkowej kobiety z baru za rogiem, już dawno nie było. Nigdy nie dzwonił, nie pisał, nie prosił o powtórkę ani kolejne spotkanie. Pojawiały się w jego życiu i zaraz znikały, jak nic nie znaczące duchy czy wspomnienia z przeszłości. Łączyło je jedno. Każda z nich, kobiet na jedną noc, była podobna do Niej. Podświadomie wybierał takie, które miały podobne szarozielone oczy, kręcone ciemne włosy albo ambitne plany, wielkie marzenia tłumione przez kolejne kieliszki czerwonego wina. Po trzydziestej zaliczonej panience, przestał liczyć. Przychodził każdego wolnego od pracy wieczoru do tego samego baru, siadał zawsze przy ladzie na czwartym od prawej, wysokim stołku, zamawiał najdroższą whisky i czekał. Zwykle po godzinie, któraś dała się zwabić, wpadała w sieć i lądowali u niego w mieszkaniu. Wychodziła koło czwartej nad ranem, kiedy spał tak twardo, że głośne trzaski i stukot obcasów nie były w stanie go obudzić. Jakieś sześć godzin później budził się, zdarzało się, że znajdował karteczkę przypiętą do poduszki albo napis czerwoną szminką na zakurzonym lustrze. Nie czytał ich, kartkę miął i wyrzucał do kosza, taflę lustra czyścił znalezioną w kieszeni dżinsów chusteczką higieniczną. Zaparzał kawę, zawsze czarną mył się i ubierał, żeby przed południem pojawić się w pracy.

Bezszelestnie przemykał po korytarzach, by jak najszybciej znaleźć się w swoim gabinecie, by odciąć się od świata z przenośnym telewizorkiem w ręku.

Jednak dzisiaj, kiedy do niego wszedł zobaczył Cuddy siedzącą przy jego biurku z nogami na blacie.

- Niech zgadnę… Nowy przypadek? – zapytał w ramach powitania.

- Brawo. Mężczyzna, czterdzieści pięć lat, - wziął kartę ze skraju swojego biurka i zanim się obejrzał jego szefowa już stała przed nim. – rak mózgu w terminalnym stadium.

- Myślę, że powinnaś iść z tym do Wilsona – mówiąc to patrzył w jej oczy tak przenikliwie, że musiała odwrócić wzrok.

- Nie mogę chciał tylko Ciebie. Masz mu przedłużyć życie.

- Słucham? – rzucił z niedowierzaniem. To przez Vicodin. Na pewno się przesłyszał.

- Masz mu przedłużyć życie, chce skończyć swoją powieść. – miała zamiar wyjść, ale usłyszała jego głos za swoimi plecami.

- A co jeśli mi się nie uda? – przymknęła oczy. Takiego pytania się najbardziej bała a co gorsza musiał się o tym dowiedzieć od niej.

- Jeśli on nie skończy tej powieści. To zarząd zdecydował, że stracisz pracę. Przykro mi House. – patrzyła na niego zaszklonymi oczami. – to nie moja wina.

- Jasne, nie ma sprawy – przytaknął machając delikatnie głową. Od dawna wiedział, że chcą się go pozbyć. A dając mu taki przypadek mogli być pewni policzonych dni House’a w tym szpitalu. Westchnął przeciągle i kiedy podniósł wzrok Cuddy już nie było. Ostatnio wiele się miedzy nimi zmieniło, nie wiedział czy na lepsze czy na gorsze. Jednego był pewien, nie był już tym samym diagnostą co przed śmiercią Amber. Mimo, że nie chciał, musiał zaakceptować zmiany.

Wyszedł z gabinetu i zamiast przedstawić przypadek zespołowi ruszył wzdłuż korytarza do sali, w które czekał na niego śmiertelnie chory pacjent. Wszedł bez pukania.

- Powieść? – rzucił widząc mężczyznę intensywnie przeglądającego jakieś kartki.

- Nie, listy od czytelników. Doktor House jak mniemam? – pacjent wyciągnął rękę w geście przywitania.

- Bystry jesteś.

- Taka praca – odłożył listy na bok.

- Nie chcę Cię martwić, ale z tą powieścią pośpieszyłbym się trochę. Zostało Ci niewiele czasu.

- Wiem. Ale to przed ostatnia powieść cyklu.

- A co z ostatnią? – spytał House wyraźnie zaintrygowany słowem „przedostatnia”.

- Nie będzie. To, kim byłem umarło. Talent popełnił samobójstwo. Zostawię po sobie kilkunastotomowe nieopublikowane opowiadanie, kilka powieści i niedokończony cykl.

- Autor ginie na kartkach własnej prozy? – House zaczynał powoli rozumieć. Pisarz chciał napisać coś, po czym zostanie zapamiętany, tę ostatnią, największą.

- Coś w tym guście. Dlatego zdaję się na Pana osąd. Proszę robić wszystko bym jak najdłużej był świadomy. Chcę być przy wydaniu ostatniej powieści. Chcę jeszcze przez chwilę cieszyć się wiosną. Chcę przeczytać pierwszą recenzję. – nigdy nie był dobry w pocieszaniu pacjentów. Wręcz przeciwnie, zwykle ich dołował, ale w tym facecie był takie coś, czego House nie widział u żadnej innej osoby. Miał wrażenie, że w ciągu kilku minut jego rozmówca poznał jego duszę na wylot.

- Zrobię wszystko co w mojej mocy – rzucił na odchodne. Pierwszy i zapewne ostatni raz w życiu.


Ostatnio zmieniony przez Arroch dnia Wto 15:56, 31 Mar 2009, w całości zmieniany 3 razy



PostWysłany: Pon 20:30, 23 Mar 2009
Arroch
Jeździec Apokalipsy



Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 11

Posty: 7916

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

bardzo mnie zaciekawiłaś... Intrygujacy pomysł. Ciekawa jestem co bedzie dalej. :shock:

Zastanawiam sie tylko, czy ze względu na pierwszy akapit, ni było by właściwie zmienić otagowanie na +13.



_________________

PostWysłany: Pon 20:52, 23 Mar 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Każdym kolejnym tekstem udowadniasz, że znasz się na rzeczy: potrafisz pisać i masz coś ciekawego do przekazania - nie tylko forumowej społeczności.

Pomysł, żeby w taki sposób pokazać House'a zasługuje na szóstkę w koronie! Zaczytałam się bez pamięci i... nie będę oryginalna, jeśli napiszę, że czekam na więcej ;D



PostWysłany: Pon 21:31, 23 Mar 2009
rocket queen
Pumbiasta Burleska



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57

Posty: 3122

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hyhyh no ciekawe kto jest tym Twoim wielbicielem :>

zacytuję tu Rocket, bo zgadzam się z nią w 100% :

rocket queen napisał:
potrafisz pisać i masz coś ciekawego do przekazania

:jupi: :jupi:



PostWysłany: Pon 21:41, 23 Mar 2009
Madlen
Onkolog
Onkolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 4

Posty: 3092

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Popieram czcigodne poprzedniczki i czekam na następną część :D



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Wto 16:07, 24 Mar 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ciekawie się zaczęło, przed Housem ciężkie zadanie. Podoba mi się zarówno pomysł, jak i "Twój House". Czekam na cd. :)



PostWysłany: Wto 16:55, 24 Mar 2009
runiu
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 101

Miasto: Gorzów Wlkp.
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ciekaw jestem jaka będzie reakcja House'a :house21:

Cytat:
- Jeśli on nie skończy tej powieści. To zarząd zdecydował, że stracisz pracę. Przykro mi House. – patrzyła na niego zaszklonymi oczami. – to nie moja wina.


Biedna Cuddy, biedny House :shock:
To swojego rodzaju Wyścig ze śmiercią. Nawet sam House nie jest w stanie przedłużyć życia *chyba *

Z niecierpliwością czekam na next part 8)



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Czw 13:07, 26 Mar 2009
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Zauważyłam pewną zależność - mam doła, mam wenę :? Która jest nieco dziwna i każe mi pisać rzeczy o których normalnie bym nie pomyślała :?

Dzięki za komentarze i za to, że czytacie :*

Część II:

Cały szpital pogrążony był w błogiej ciszy. Na korytarzach paliło się co drugie światło. House szedł wąskim korytarzem w stronę laboratorium. Niczym widmo przemierzał kolejne piętra, a charakterystyczny stukot laski z każdą minutą wydawał się głośniejszy. Jednego z salowych, których miał przeszył zimny dreszcz. To był strach, nieodzowny towarzysz każdego szpitala. Strach przed śmiercią, strach przed badaniami, lekarzami, tabletkami. Teraz zamieszkał nawet w sercu tego, o którym mówili, że niczego się nie boi.

Z nową nadzieją pchnął drzwi. Może jednak nie wezwali go na próżno. Może coś znaleźli.

- Co mamy? – spytał, a jego głos odbił się drażniącym echem po ścianach. Był niczym ochroniarz, strzegący skarbnicy wiedzy, ale by zgłębić jej tajemnice musiał odnaleźć klucz.

- Nic, chcieliśmy Ci powiedzieć, że skończyliśmy – Foreman wstał i biorąc marynarkę ruszył w stronę drzwi.

- I nic nie znaleźliście? Szukajcie jeszcze raz! - nadzieja, która aż go rozpierała przed wejściem, rozsypała się na miliony kawałków i znikła gdzieś w ciemności.

- To byłby już czwarty – odezwał się Taub. –Ma tylko raka, nic więcej.

- Ale to nie możliwe! Każdy jest na coś chory! – za wszelką cenę próbował odnaleźć objawy jakiejś choroby, której można byłoby przypisać szybki rozwój komórek nowotworowych u jego pacjenta.

- Nie palił, nie pił, szczepił się regularnie na grypę, jadł zdrową żywność, nie brał leków przeciwbólowych. Nie znaleźliśmy żadnych infekcji ani stanów zapalnych. Jest czysty – zmarnował trzynaście godzin na poszukiwanie symptomu, którego nie ma. Zrozumiał, że jeśli chce zachować posadę nie może pozwolić sobie na więcej takich błędów.
Gestem dał do zrozumienia zespołowi, aby poszli do domów. Chociaż i tak za kilka godzin wezwie ich z powrotem w celu sprawdzenia kolejnej kontrowersyjnej teorii.

Stał ze spuszczoną głową, opierając się o laskę, kiedy cztery osoby jedna po drugiej opuszczały laboratorium. Ktoś poklepał go przyjacielsko po ramieniu, ale zbyt głęboko błądził w swoich myślach by zwrócić uwagę kto.

Trzydzieści minut później zaczęło świtać. Idąc do sali pacjenta minął Cuddy na korytarzu, która wyciągała do niego rękę i coś mówiła. Potrząsnął tylko kilka razy głową dając do zrumienia, że nie teraz. Kiwnęła lekko głową i poszła w przeciwną stronę. Bał się złych wiadomości, które mogła by mu przekazać. Bał się, że powie „ To już koniec” albo „Przykro mi, ale pacjent zmarł trzy minuty temu”. Dlatego unikanie wszystkich onkologów i członków zarządu szpitala było najlepszym rozwiązaniem.

Uchylił bardzo lekko drzwi, zaglądając do sali. Pacjent, którego imienia nie pamiętał, a może celowo nie chciał pamiętać? Jeszcze spał. Jego klatka piersiowa spokojnie unosiła się, a serce równomiernie uderzało dostarczając wszystkim komórką życiodajny tlen. Nawet tym nowotworowym. I wtedy wpadła kolejny pomysł. A jakby tak odciąć im dostęp tlenu? Nie mogły by się rozwijać. Szybko odszedł od tego pomysłu. To tylko zmęczony umysł podrzucał mu kolejne niedorzeczne teorie. Przetarł oczy, uświadamiając sobie, że nie spał prawie dobę.
Podał tylko dawki leków pielęgniarce i bez słowa pożegnania opuścił szpital. Wbrew pierwotnym planom nie pojechał do domu. Skręcił w pierwszą lepszą uliczkę zatrzymując samochód przy pobliskim barze.

- Co podać? – zapytał barman, który miał jaskrawo zieloną fryzurę, a włosy sterczały mu we wszystkich możliwych kierunkach.

- Podwójną czystą poproszę – powiedział kilka minut później.

- Tak z samego rana? Nie przesadza pan? – ale House zbył go tylko morderczym spojrzeniem. Szklanka z przezroczystym płynem znalazła się w jego ręku. Wypił prawie wszystko za jednym zamachem. Barman pod przykrywką wycierania kieliszków przyglądał mu się bacznie.

- Przed czym pan ucieka?

- Nie uciekam. Miałem ochotę na wódkę to ją kupiłem. Jeszcze raz to samo – posłusznie wykonał zadanie dolewając klientowi kolejną setkę alkoholu.

- Jest ósma rano a Pan pije już drugą szklankę, podejrzewam, że na niej się nie skończy. Dlatego sądzę, że przed czymś uciekasz albo chcesz się schować.

- Nie zauważyłem, żebyśmy przechodzi na Ty – stwierdził ozięble House między kolejnymi łykami czystej.

- Przepraszam, moje zaniedbanie. Jim – i ochoczo wyciągnął rękę w stronę diagnosty.

- Klient. Bardzo mi miło. Trzecią poproszę. – z każdą kolejną Greg nabierał ochoty na rozmowę. Opowiedział nieznajomemu facetowi o operacjach na otwartym sercu, biopsji mózgu i najciekawszych przypadkach, które miał okazję rozwiązać.

- Też zamierzałem iść na medycynę – stwierdził po dłuższym czasie ciszy Jim.

- Więc co Cię tu sprowadziło? – zapytał jeszcze całkiem trzeźwy House.
- To samo co Ciebie. Wielkie i złudne nadzieje.

***

- Zastanawia mnie jedna rzecz – powiedział pacjent, kiedy Trzynastka przyszła podać mu leki – Ile lat ma się w niebie?

- Obawiam się, że nie do końca rozumiem pytanie – przyznała podając dożylnie kolejne środki.

- Bo jeśli ktoś umrze jako stary i schorowany człowiek to raczej przez całą wieczność chciałby wyglądać na młodego i zdrowego, prawda? – milczała, nie wiedziała co powiedzieć w takiej sytuacji. To Cameron miała chorego męża nie ona. – Tylko z drugiej strony jak się rozpoznać? Skoro znało się tego człowieka już jako starca? Co Pani myśli na ten temat?

- Ja, chyba nie mam zdania – przyznała niezbyt pewnie. Kompletnie nie umiała rozmawiać na takie tematy.

- No dobrze to inny zestaw. Jak mogłaby Pani wybrać sposób własnej śmierci co by to było?

- Na pewno nie przewlekła choroba ani nowotwór. A Pan? – spytała, chociaż miała już wychodzić.

- Myślałem nad katastrofą lotniczą…

- Dlaczego?

- Bo istnieje szansa, że wyląduje cały i zdrowy na bezludnej wyspie…



PostWysłany: Czw 22:28, 26 Mar 2009
Arroch
Jeździec Apokalipsy



Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 11

Posty: 7916

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Kolejny part :)

Cytat:

Stał ze spuszczoną głową, opierając się o laskę, kiedy cztery osoby jedna po drugiej opuszczały laboratorium. Ktoś poklepał go przyjacielsko po ramieniu, ale zbyt głęboko błądził w swoich myślach by zwrócić uwagę kto.


Chyba się domyślam kto mógł poklepać House'a * po cichu wskazuje palcem na sKutnera* :P

Świetny fik! House szukający ratunku w czystej, a nie Vicodinie i bourbonie 8) Rozmowa z kelnerem :shock:

Cytat:
- No dobrze to inny zestaw. Jak mogłaby Pani wybrać sposób własnej śmierci co by to było?
- Na pewno nie przewlekła choroba ani nowotwór. A Pan? – spytała, chociaż miała już wychodzić.
- Myślałem nad katastrofą lotniczą…
- Dlaczego?
- Bo istnieje szansa, że wyląduje cały i zdrowy na bezludnej wyspie…


Tak mi Lostami zawiało teraz :lol: Czy pacjentem House'a jest któryś z rozbitków (przed katastrofą) ? Błagam, napisz że John Locke :house19:

Cytat:
- Zastanawia mnie jedna rzecz – powiedział pacjent, kiedy Trzynastka przyszła podać mu leki – Ile lat ma się w niebie?


Właśnie .... Jak to właściwie jest? Teraz będę przez Ciebie przez godzinę myślał nad życiem po życiu 8)

Świetny part :cuddy16:



_________________
Bash in my brain And make me scream with pain Then kick me once again,
And say we'll never part...
I know too well I'm underneath your spell,
So, darling, if you smell Something burning, it's my heart.

PostWysłany: Czw 22:48, 26 Mar 2009
JigSaw
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 24 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 1655

Miasto: Miasto Grzechu
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetny kawałek. Krótki, a wciągający.


Cytat:
Przepraszam, moje zaniedbanie. Jim – i ochoczo wyciągnął rękę w stronę diagnosty.

- Klient. Bardzo mi miło. Trzecią poproszę. – z każdą kolejną Greg nabierał ochoty na rozmowę. Opowiedział nieznajomemu facetowi o operacjach na otwartym sercu, biopsji mózgu i najciekawszych przypadkach, które miał okazję rozwiązać.

- Też zamierzałem iść na medycynę – stwierdził po dłuższym czasie ciszy Jim.

- Więc co Cię tu sprowadziło? – zapytał jeszcze całkiem trzeźwy House.
- To samo co Ciebie. Wielkie i złudne nadzieje.



Kapitalna wymiana zdań. Jestem absolutnie na tak! Masz moje czytelnictwo;)



PostWysłany: Pią 2:13, 27 Mar 2009
rocket queen
Pumbiasta Burleska



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57

Posty: 3122

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Wszystko cud-miód, a ja dalej czekam na Huddy :mrgreen:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Pią 15:56, 27 Mar 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Kolejny dobry fragment, House'a w wydaniu "wątpiącym" jeszcze nie mieliśmy.
Najbardziej podobała mi się rozmowa 13-pacjent. 13 w jej sytuacji chyba powinna się już zacząć zastanawiać na odpowiedzią.
Oczywiście jak powiedział kiedyś ksiądz na religii "w niebie się nie ma wyglądu, bo do nieba idzie tylko dusza, zrozumcie to wreszcie" (to było po tym jak zadano mu, któreś z rzędu trudne pytanie), więc lat też się pewnie nie ma :D

Czekam na cd.



PostWysłany: Pią 19:54, 27 Mar 2009
runiu
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 101

Miasto: Gorzów Wlkp.
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Arroch, świetny pomysł, interesujące wykonanie. Oprócz tego zdecydowanym plusem jest brak błędów stylistycznych, ortograficznych i interpunkcyjnych. I literówek, za co Cię bardzo podziwiam, bo są one moją koszmarną zmorą. Przyznam szczerze, że czekam, aż fabuła się rozkręci. Na razie najbardziej przypadły mi do gustu rozmowy. Szczególnie 13 z pacjentem. Ciekawe pytania, ciekawe odpowiedzi.

Cytat:
- Bo istnieje szansa, że wyląduje cały i zdrowy na bezludnej wyspie…

Mój zdecydowanie ulubiony fragment. Zdanie takie refleksyjne, zastanwiające... A jednocześnie tak naturalne i pasujące w tym miejscu.
Gratuluję, udało Ci sie rozbudzić moją ciekawość. Teraz czekam tylko aż akcja się rozwinie. Mam również nadzieję, że nie zrezygnujesz z takich ciekawych konwersacji...
Pozdrawiam i weny życzę.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Pią 21:00, 27 Mar 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Arroch, pieknie Ci dziękuję, że pamietałaś o zaspokojeniu moich emocjonalnych huddy-potrzeb.

Nie chcę zebyś miała doła, który rodzi tę wenę. Wiem, że potrafisz przyciągnąć czytelnika i bez doła. Po prostu Ty umiesz pisać. A ja lubię Cię czytać.

Życzę wena, a dołów tylko pozytywnych



_________________
ikonka od woźnego rocket queen

FUS - Frakcja Uaktywnionych Seksoholików

PostWysłany: Sob 18:32, 28 Mar 2009
Lupus
Kot Domowy



Dołączył: 23 Gru 2008
Pochwał: 5

Posty: 3179

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Bardzo mi miło, że czytacie i że się podoba :P :*

Część III

Szaro-czerwona piłeczka rytmiczne obijała się o ścianę największego gabinetu w Princeton-Plaisboro Teaching Hospital. Telefon wibrował jak opętany na biurku, a iPod był od dawna rozładowany. Fiolka Vicodinu leżała otwarta na środku gabinetu, ponieważ jej zawartość zajmowała całą podłogę trzeba było naprawdę bardzo uważać, żeby nie rozdeptać tych cennych, białych tabletek. Laska wisiała na oparciu krzesła wbijając się właścicielowi w prawą łopatkę.

- House! – do gabinetu wpadł zdyszany Foreman, stawiając wielkie kroki by nie zmiażdżyć porozrzucanych tabletek Vicodinu – czemu nie odbierasz? Ze sto razy wzywaliśmy Cię!

- Przeżył? – zapytał krótko, nie miał ochoty na dokładną relację przebiegu reanimacji, jaką zwykle serwował mu czarnoskóry współpracownik.

- Mieliśmy drobne problemy, ale…

- Zadałem Ci proste pytanie, oczekuję prostej odpowiedzi.

- Tak, ale ledwo co. Jest coraz gorzej.

- Dziękuję – po tych słowach House wstał, wziął laskę i depcząc po Vicodinie wyszedł z gabinetu. Sam postanowił zlustrować najnowsze wyniki badań i mimo, że stracił nadzieję za cudowne ozdrowienie pacjenta bał się dać za wygraną.

Wolnym krokiem skierował się do najciemniejszego pomieszczenia w całym szpitalu, tego w którym oglądali zdjęcia rentgenowskie. Drzwi zaskrzypiały przeciągle, ustępując posłusznie pod naciskiem jego dłoni. Kiedy tylko przekroczył próg szepty ekipy oraz Cuddy ucichły. Wszyscy wbili w niego zakłopotane oczy szukając jakiejkolwiek podpowiedzi.

- Jak wyniki? – spytał ruszając do przodu. Drzwi pozostawione bez kontroli zatrzasnęły się z hukiem wprawiając w drżenie całe pomieszczenie.

Cuddy bez słowa podała mu jasnożółtą teczkę z czarnym napisem „Steven Fin” w lewy dolnym rogu. Przejrzał ją trzy razy od początku do końca i pierwszy raz w życiu poczuł się wypalony. Nie miał żadnego pomysłu, kontrowersyjnej teorii, zupełnie nic, jakby płomień, który stymulował go do myślenia zgasł bezpowrotnie.

Taub zawiesił najnowsze zdjęcie na podświetlanej tablicy. Po chwili wpatrywania się w nią odezwała się Cuddy:

- Kto mu powie?

- Ja – powiedział szybko House i biorąc ze sobą zdjęcie opuścił pomieszczenie. Lisa niewiele myśląc ruszyła za nim.

Diagnosta z hukiem wpadł do Sali Fin’a, który miał podkrążone, czerwone oczy i bladą twarz. Zapewne go obudzili. Rzucił przerażone spojrzenie najpierw House’owi potem Cuddy. Po ich minach można było sądzić, że nie jest dobrze.
- Panie Fin – zaczęła administratorka najspokojniejszym głosem, jaki w te chwili udało jej się zdobyć.

- Ile?! – prawie krzyknął.

- Radziłbym szybko kończyć powieść – House i Cuddy wymienili porozumiewawcze spojrzenia co wywołało atak furii u pisarza.

- Szybko! Co to znaczy szybko? Dwa, trzy tygodnie? – krzyczał a słowa powoli więzły mu w gardle.

- Szybko to znaczy góra trzy, cztery dni - i znowu House popatrzył na Cuddy. Będzie mu jej brakowało. Nie tylko jej wielkiego tyłka, wydekoltowanych bluzek czy słownych potyczek. Czy tego chciał czy nie administratorka szpitala w którym pracował była ważną częścią jego życia.

- Co? Nie taka była umowa!

- Przykro mi, ale nie umiem jeszcze powstrzymać śmierci. Trzeba było nie hodować sobie tego czegoś w mózgu! – stracił ochotę na jakąkolwiek konwersację. Po prostu wyszedł z Sali, tchórząc, jak to zwykle miał w zwyczaju.


Znalazła go parę godzin później wrzucającego kolejne numery Playboya do kartonowego pudła, któro teraz zajmowało znaczną część jego biurka.

- Chcesz odejść? Tak po prostu? Zamierzałeś się chociaż pożegnać? – rzuciła. Nie wiedziała jak, ani dlaczego, ale będzie jej brakowało tego irytującego dupka. Przywiązała się do niego. A sama świadomość obecności House’a dawała jej poczucie bezpieczeństwa.

Nic nie odpowiedział. Spojrzał tylko w oczy Cuddy powoli napływające łzami. Niewyobrażalna siła, nad którą nie nauczył się jeszcze panować, kazała mu się zbliżyć. Chociaż o dwa kroki.

- Nie rób tego, proszę Cię… - nie wiedział czy chodziło o to by się nie zbliżał, czy o to by nie odchodził.

Samotna łza spłynęła po jej twarzy. Podszedł jeszcze kawałek, otarł ją najdelikatniej jak potrafił.

- Nie mogę… - dwa krótkie, na pozór nic nie znaczące słowa sprawiły, że odwróciła się na pięcie i wyszła.

Przez chwilę stał zdezorientowany na środku swojego, prawie byłego gabinetu. Po minucie intensywnych rozmyślań zdecydował się na najbardziej rozsądny ruch. Postanowił wykorzystać ostatnią szansę.
Ruszył szpitalnymi korytarzami, echo uderzeń laski o packę roznosiło się bardzo szybko, ginąc w ślepych uliczkach i zakamarkach. Sala Fin’a była pusta. Od dyżurnej pielęgniarki dowiedział się, że pacjent spędza ostatnie chwile normalnego życia w przyszpitalnym parku.

I faktycznie był tam. Siedział na wózku inwalidzkim z nieodłącznymi kartkami na kolanach, co chwila spoglądając w niebo.

- Czy umieranie będzie bolało? – zapytał, kiedy tylko zauważył, że House stoi niedaleko.

- To zależy od tego, jak długo będziesz chciał pozostać świadomy…

- Jak najdłużej…

- To będzie bolało, ale w końcowym etapie będziesz głównie spał, więc jest szansa, że nie wiele poczujesz.

- Dziękuję za wszystko doktorze House – spojrzał mu w oczy – Ale czy naprawdę nie da się nic zrobić?

-Nie stawiam już pytań, więc nie szukam odpowiedzi. Z taką chorobą nie można wygrać.– dopiero teraz zauważa trzęsienie własnych rąk. Czyżby bycie dupkiem nie było takie proste jakim się wydaje?

Część IV - ostatnia

Cały kolejny ranek padał rzęsisty deszcz. Wielkie chmury zakryły ostatnie promienie słońca, a wiatr prawie łamał gałęzie pobliskich drzew. House co jakiś czas podkręcał pacjentowi morfinę, by chociaż na chwilę ulżyć w bólu. Fin zdawał się łykać ostanie porcje powietrza. Samodzielne oddychanie sprawiało mu coraz większą trudność.

- Zaintubuj go – zwrócił się do Trzynastki. – Nie wiele bardziej mu pomożemy.

Ruszył z wolna opustoszałym korytarzem. Jakby cały świat pogrążył się w żałobie tracą swego mistrza. Łyknął trzy tabletki Vicodniu na raz. Zaraz trzeba będzie spakować swoje rzeczy i pożegnać się na zawsze z miejscem, w którym czół się lepiej niż gdziekolwiek indziej. Bez imprezy pożegnalnej, bez ckliwych pożegnań opuści szpital, który nawet nie zauważy jego nieobecności.

Obudzi się jutro rano, a całe jego dotychczasowe życie ulegnie tysiącom różnych, niepożądanych zmian. Przestąpi po raz ostatni próg szpitala będą jego pracownikiem. Wyjdzie będąc samotnym i bezrobotnym wolnym strzelcem.

Powoli zapełniał bagażnik samochodu kolejnymi pudłami. Zabawne ile człowiek potrafi zgromadzić w ciągu kilkunastu lat. Kiedy zaczynał pracę w tym szpitalu miał tylko marker i białą tablicę. A teraz z każdym następnym pudłem utwierdzał się w przekonaniu, że będzie musiał się zabrać na dwa razy.

Wszedł do opustoszałego gabinetu, w którym jednym źródłem światła było powoli zachodzące słońce. Usiadł na obrotowym krześle ponownie wprawiając w ruch czerwono-szarą piłeczkę.

Kiedy po raz ostatni wjechał windą na górę, było grubo po północy, od razu zobaczył wózek reanimacyjny pchany w pośpiechu przez pielęgniarki prosto do Sali jego pacjenta. Serce po raz kolejny odmówiło posłuszeństwa. Pomimo półgodzinnych starań, nie zabiło już ponownie.

- Czas zgonu 2:41

Sam nie wiedział dlaczego jechał właśnie w stronę jej domu. Coś go tam ciągnęło. Niczym magnes o niewyobrażalnej sile. Chciał osobiście przekazać jej smutną nowinę, pożegnać się i powiedzieć, że być może już nigdy się nie spotkają. Śmierć Fin’a oznaczała koniec jego pracy. Postawił samochód na podjeździe, jeszcze długo z niego nie wysiadał.

Kiedy w końcu zdobył się na odwagę zaczęło świtać. Pierwsze promienie słońca nieśmiało przedzierały się przez chmury. Popatrzył w niebo i ruszył nieco pewniejszym krokiem ku zielonym drzwiom. Zapukał, a gdy tylko Cuddy otworzyła drzwi, powiedział zduszonym głosem:

- Umarł dziś w nocy – oboje wiedzieli, że oznaczało to koniec ich wspólnej drogi i czego by nie robiła zarząd nie zgodzi się na zatrzymanie House’a w szpitalu. Gestem zaprosiła go do środka.

- Chciałem się tylko pożegnać – wbili wzrok w purpurową plamę wina na jasnej wykładzinie koło jadalni. Zaledwie parę lat temu opijali kolejny sukces szpitala. To właśnie wtedy powstało to odbarwienie. Przez nie uwagę trącił laską przechodzącą Cuddy i czerwony płyn wylał się z kieliszków, wsiąkając w starannie dobraną wykładzinę koloru serka waniliowego.

Lisie zawsze przypominała jakiegoś dzikiego kota, a Greg’owi śledzionę lub fiolkę z Vicodinem.

- Przykro mi House, naprawdę – popatrzyła na niego zaszklonymi oczami – napijesz się czegoś? – zapytała cicho. Ona ruszyła do kuchni. On do salonu. Po chwili postawiała przed nim kubek gorącej herbaty i siadła obok patrząc w oczy.

- Chyba musimy porozmawiać – wyznała odwracając wzrok. Poczuł się dziwnie, pierwszy raz w życiu nie wiedział co ma powiedzieć. Słowa zatrzymały się na tej, wielkiej guli żalu znajdującej się w gardle.

Zapadła cisza co chwila jedno albo drugie otwierało usta by coś powiedzieć, ale każde zdanie wydawało się nie odpowiednie i bez sensu. W końcu House zdecydował się na ostateczny krok. Postawił wszystko na jedną kartę, modląc się by nie oberwać po twarzy. Po prostu pocałował Cuddy. Pod wpływem dotyku jego ciepłych warg zadrżała, przysuwając się do niego odrobinę.

Następnego ranka przy wspólnym śniadaniu natknęli się na nagłówek artykułu, zamieszczonego w jednej z lokalnych gazet:

„Odeszła dusza powieści sensacyjnych – sławny diagnosta Doktor House traci pracę”


- Co teraz będzie? – zapytał House, patrząc to na gazetę to na Cuddy.

- A czy to ważne? Coś wymyślimy – odpowiedziała wesoło, po czym pocałowała go w policzek i ruszyła w stronę kuchni ze stertą brudnych naczyń w rękach.


EPILOG:

Nagle słyszał głośny dzwonek do drzwi. Osobą po ich drugiej stronie był kurier.

- Przesyłka dla pana – zaczął dziarsko – proszę tu pokwitować – wskazał miejsce na wydruku. Podał House’owi małą, dość cienką paczuszkę.

- Kto to był? – usłyszał znajomy głos dochodzący z łazienki.

- Nikt ważny – odpowiedział.

Uśmiechnął się krzywo i rozpakował szary papier. Wyjął oprawioną w twardą okładkę książkę.

- Sukinsyn – powiedział sam do siebie, uśmiechając się krzywo.

Pogłaskał ją jeszcze raz opuszkami palców i przeczytał pierwsze zdanie: „W wieku piętnastu lat oznajmiłem ojcu, że chcę zostać pisarzem”. Nie zdobył się na dalszą lekturę. Odłożył dzieło na półkę i postanowił, że kiedyś do niego wróci, jak tylko obraz Steven’a Fin’a zatrze się w jego pamięci.



PostWysłany: Wto 15:55, 31 Mar 2009
Arroch
Jeździec Apokalipsy



Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 11

Posty: 7916

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony 1, 2  Następny
Strona 1 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04650 sekund, Zapytań SQL: 15