Gdy zgasło słońce [+13, M, Z] 

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Hilson
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Gdy zgasło słońce [+13, M, Z] 



Beta i konsultacja Richie 117.
PS Za błędy odpowiada autorka czyli aska2.

Dwudziestego pierwszego maja 2013 roku zginął Gregory House, przynajmniej tak stwierdza policyjny raport i to podano w gazetach. Napisano kilkadziesiąt nekrologów, próbujących ukryć fakt, że piszący, a także niektórzy czytający, mieli powody, by nienawidzić nieboszczyka. Wszak nie raz ktoś do niego celował. Wiele razy również stawał przed sądem, oczywiście jako pozwany bądź oskarżony, a nie biegły. Znaczna była liczba osób, które chciały wytoczyć mu proces, lecz powstrzymała ich jego szefowa. Niemała tych, którzy wybrali rozwiązanie siłowe i pobili go, a wśród nich byli i członkowie rodzin pacjentów, i jego koledzy z pracy. Zatem nie można widzieć czegoś dziwnego czy zaskakującego w tym, że pogrzeb doktora House'a był skromny, nawet bardzo. 
Pomimo informacji w gazetach, na stronach internetowych, a nawet w lokalnej telewizji, czego zapewne się nie spodziewał, Greg House był żywy, nawet bardzo, natomiast stan Jamesa Wilsona powoli, ale zdecydowanie się pogarszał. Podróżowali po Stanach już ponad trzy miesiące, unikając dużych miast, pomieszkując w niewielkich hotelikach, a raz nawet u gościnnych farmerów (to James z nimi rozmawiał, przewidując, że pozwolenie na to House'owi skończy się wyrzuceniem ich na bruk). Nikt nie zadawał im kłopotliwych pytań, żadna osoba nie rozpoznała w kulejącym, starszym mężczyźnie słynnego lekarza, który miał teraz spoczywać w grobie. Cóż, mało kogo obchodzą zgony obcych ludzi. 
Wilson cieszył się, że ma ze sobą przyjaciela, że będą razem dopóki on da radę, czuł się szczęśliwy jak na umierającego. Wiedział, że ma niewiele czasu przed sobą. Zdążył jeszcze odwiedzić rodziców i braci, wolał nie wiedzieć, co House robił wtedy, w wolnym czasie.
Później pojechali przed siebie, unikając dużych miast i tłumów. Byli na kilku koncertach, nawet na jednym lokalnym konkursie coutry. Gdyby jakiś krytyk podsłuchiwał uwagi House'a, to stwierdziłby, że ma konkurenta do swojej pracy i to lepszego o kilka okrążeń.
Wilson czuł się wprawdzie coraz gorzej, ale leki pomagały stłumić ból i Greg umiał znaleźć sposób na odwrócenie uwagi jego od cierpienia. Tylko oni, przestrzeń i motocykle, tak miały wyglądać ich następne tygodnie. Do czasu aż jego stan się pogorszy na tyle, że będzie musiał pójść do szpitala.
James zastanawiał się czy dobrze zrobił, decydując się nie kłamać dla przyjaciela, lecz był wtedy pewien, że Greg musi nauczyć się odpowiedzialności. Teraz wiedział, że House troszczy się o niego, ale czy o siebie? To pytanie nie dawało Wilsonowi spokoju, a także to, co będzie z Gregiem gdy stanie się nieuniknione. Jak House sobie sam poradzi? Czy znowu nie wpakuje się w kłopoty? Co zrobi? Przecież nie będzie mógł już diagnozować ani leczyć, chyba, że zdecydowałby się wrócić do więzienia na dużo dłużej niż kilka miesięcy. Próbował o tym z nim rozmawiać. Jednak House, lakonicznie odpowiadał, że da sobie radę i żeby nie zawracał sobie tym głowy. James uważał, że Greg po prostu nie chce myśleć o tym, co będzie jak on odejdzie. Mimo to, Wilson był zdecydowany przeprowadzić tę rozmowę, może nie dziś i nie jutro, ale jednak zanim będzie za późno.

***
Sierpień w tym roku był piękny, ludzie mówili, że nie pamiętali tak pięknej pogody (jeden staruszek mówił, że raz tylko widział tak cudne lato, a zaciemniły mu je bomby z samolotów Lufwaffe), gdy nagle, w ciągu niecałej godziny, wszystko minęło. Świat nagle rozświetliło światło tysiąca słońc, po czym ziemia pogrążyła się w mroku nocy, która zdawała się nie mieć końca. 
Zwołana naprędce demonstracja przeciwko amerykańskiemu imperializmowi wyparowała wraz z chwilą stopienia się Wieży Eiffla, choć niektórych zniszczenie tego żelastwa mogło ucieszyć. Zapewne, wbrew obawom protestujących, powodem ich śmierci nie byli znienawidzeni politycy w Waszyngtonie, który wtedy był już tylko kraterem, lecz rakiety nadlatujące ze wschodu. Trudno było stwierdzić, kto je wystrzelił, bo nie było już dawnych: Moskwy, Pekinu czy Teheranu w chwili, gdy spadały na Paryż. 
Tak samo jak ta Wieża i Łuk Triumfalny, z Berlina zniknęła Brama Brandenburska, a z Londynu Big-Ben, zniszczone zostały też inne mniejsze i większe miasta. I stolice, i niewielkie miasteczka, i wioski, o których, poza miejscowymi, nikt nie słyszał. Nie ocala także Jerozolima, i inne święte, dla niektórych, miejsca.

***

House i Wilson właśnie mieli się zatrzymać w małym hoteliku „Indiański Świat”, położonym z dala od większych miast, w Wyoming, lecz kiedy wchodzili do budynku, program telewizyjny przerwano na wszystkich kanałach i we wszystkich miejscach na świecie, i zobaczyli to, co miliony ludzi wiele razy oglądały na ekranach, mając nadzieję, że to się nie powtórzy, że te dwa razy wystarczą ludziom za nauczkę. Niestety, nie wystarczyły. Oglądali ten spektakl w milczeniu, ktoś się cicho modlił, inna osoba płakała, nikt nie przerwał tej ciszy, która zdawała się być świętą żałobą po, odchodzącym w przeszłość, świecie. 
Wilson cicho szepnął do Grega: – Żegnaj, przyjacielu. – A odpowiedziały mu słowa: – Jeszcze nie, może to tutaj nie dotrze. – Były diagnosta miał nadzieję, że to omamy albo, że są daleko od miejsc, gdzie spadły bomby. 
Ktoś przytomny zapytał recepcjonisty, gdzie schron albo piwnica. Na szczęście hotelik miał starą i dużą piwnicę. Wszyscy tam zbiegli, gdyby było ich więcej, pewnie byliby stratowani, ale gości i pracowników było niewielu i tylko jedna osoba została ranna – kelnerka potknęła się i skręciła nogę. 
Greg odruchowo zajął się ranną, godzinę wcześniej by ją odesłał do innego lekarza, ale teraz jedynym lekarzem, w jej zasięgu, był jego umierający przyjaciel. Pozostali obecni usiedli, gdzie się dało i próbowali pojąć, co się przed chwilą stało. Ludzie byli zdezorientowani, dzieci nie rozumiały, co je spotkało, dlaczego ich matka zalewa się łzami, nie wiedziały, że jej rodziny mieszkającej w Seattle zapewne już nie ma, tak jak i ich dziadków, którzy pojechali na wycieczkę – zobaczyć Paryż. 
Gdy do House'a dotarło, co się stało, zyskał pewność, że podjął dobrą decyzję, sfingowując swoją śmierć. Teraz byłby w więzieniu albo już martwy, a jeśli przeżyłby, to okazało by się, że nie ma dokąd wrócić. Jego mieszkania być może już nie ma, tak samo jak PPTH. W tej chwili, choćby został rozpoznany, nikt go nie wyśle do więzienia, bowiem gdyby ktoś potrzebował lekarza, to on będzie na miejscu, lecz nawet on – doskonały diagnostyk nie potrafi pokonać skutków zabójczego, lecz niewidzialnego strumienia tak jak i nie potrafi uleczyć przyjaciela.
Nagle, choć spodziewanie, przestały działać wszystkie urządzenia elektryczne, poza lampami. Zdecydowali się zapalić jedną świeczkę, która słabo oświetlała zgromadzonych w tym przypadkowym schronie. Wszyscy ciągle byli pogrążeni we własnych myślach, nikt nie chciał rozmawiać z towarzyszami niedoli. 
Wilson rozejrzał się po obecnych, byli to poza nim, Gregiem i ranną kelnerką: recepcjonista, właściciel z żoną, kobieta przechodząca obok z dwójką dzieci i konserwator hotelowy, czyli chłopak do wszystkiego. 
To nie tak miało być. House poświęcił się dla niego, mieli razem spędzić resztę życia onkologa, podróżując i bawiąc się, dopóki on będzie mógł. Tymczasem okazało się, że nie będzie gdzie jechać, że czas, który mu pozostał, może być jeszcze krótszy z powodu decyzji ludzi, których nawet nie znał, którzy pewnego dnia postanowili zniszczyć świat. Wszak nie wiadomo, czy gdzieś nie uderzy jakaś bomba i ich nie zabije. A wszyscy, którzy mieli go przeżyć: byłe żony, rodzice, bracia, koledzy z pracy, pewnie już nie żyją. 
House pomyślał, że zapewne już umarły wszystkie kobiety, które on kochał i te, które go kochały. 
Stacy, która nie potrafiła z nim być, bo go kochała i nienawidziła, i wiedział, że prędzej czy później od niego odejdzie. Jednak tylko z nią był dłużej niż kilka miesięcy. 
Dobra dla każdego Cameron pewnie leży gdzieś zabita, przygnieciona ciężarem ludzkiej nienawiści, a jeśli przeżyła, to stara się daremnie pomóc innym ocalonym. Ona jedna kochała go takiego, jakim był, ale on nie potrafił tego odwzajemnić. A teraz, co przed nią? Może właśnie teraz na jej rękach, kona jej dziecko. 
Cuddy, której pozwolił się kochać, która potrafiła być dla niego przyjacielem i szefową, niestety nie umiała z nim być. I ta dziewczynka, dla której próbował być ojcem i którą nauczył kłamać. One również leżą gdzieś martwe i spalone. Zapłakał na myśl o Rachel, to przecież jeszcze było malutkie dziecko. 
Dominika, która miała być lekarstwem na zerwanie z Lisą, a stała się kimś więcej, żałował, że to zepsuł – mogli być szczęśliwi do teraz, dałby radę być dobrym mężem przez te parę miesięcy, ale James, niestety, miał rację – mówiąc, że diagnostyk psuje swoje związki. 
Matka, której nie potrafił okłamać, i którą kochał, pewnie odeszła, nie wiedząc nawet, że on żyje. Miał nadzieję, że umarła szczęśliwa, w ramionach mężczyzny, którego kochała, a on przez lata uważał za prawdziwego ojca. 
House wspomniał także kolegów, których wyszkolił na swoich następców: Foremana i Chase'a, Tauba, którego córki zapewne nie zdążyły dożyć drugich urodzin, szkoda było tych dzieci. Asystentki, które z nim pracowały, tak różne, a teraz są pewnie jednakowo martwe i nie do poznania: naiwną i szczerą Masters (na co Ci były te dwa doktoraty, jakie było prawdopodobieństwo, że zginiesz w atomowym armagedonie, po co ci była ta statystyka?), dziwną Park – pewnie odeszła wraz z rodziną, piękną Adams – teraz już taka nie jest, bo nie ma nic pięknego w spalonym ciele. Trzynastkę, która wiedziała, że umrze wcześnie, ale nie spodziewała się, że tak szybko, choć może jeszcze gdzieś żyje na wysepce w Tajlandii czy Grecji, zaskoczona faktem, że przeżyła tych, którzy mieli żyć długo po jej pogrzebie. 

Przecież House tego nie przewidywał, to zdawało mu się niemożliwością, że on ich wszystkich przeżyje, a jednak to, co nie miało prawa się wydarzyć, było już przeszłością, której nie da się zmienić. On jest z Wilsonem, w starej piwnicy, w małym miasteczku na Środkowym Zachodzie. Mają nadzieję, że nie dosięgną ich widoczne i nie skutki bomb, które rozświetliły i zniszczyły ziemię. 
Nie wiedział, ile czasu zostało jego przyjacielowi, ale musi zadbać o jak najmniejsze cierpienie Wilsona. House wiedział, że powinien też zaopiekować się współmieszkańcami piwnicy, jeśli dosięgną ich zabójcze skutki promieniowania. Jednak mając tylko swój bagaż i hotelowa apteczkę, niewiele będzie mógł zrobić. Możliwe było także, że za chwilę spadnie gdzieś niedaleko bomba i szybko zabije ich wszystkich... 
Koniec



PostWysłany: Nie 22:19, 01 Wrz 2013
aska2
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 10 Mar 2012

Posty: 4

Miasto: Kraków
Powrót do góry



Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Hilson Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05580 sekund, Zapytań SQL: 15