Walcząc [10/10] [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dziękuję za wasze komentarze.
Na wszystkie pytania pojawią sie odpowiedzi, ale... Jeszcze nie teraz :D Ta część jaest taka... Taka jeszcze bardziej wszystko plącząca, chgociaż nie aż tak... A zreszta sami zobaczycie :D
A ojcem jest Mike! Zaznaczam, żeby nie było żadnych domysłów. Mały Greg nie jest synkiem dużego Grega. O.

Odc. 6

Zabrakło mu słów. Najzwyczajniej w świecie zabrakło mu słów. Wszystkie uleciały z niego jak powietrze z przekłutego balona. Wie… Ale jak to wie? Jak może wiedzieć i być tak spokojna, nieporuszona?
Nie myślał logicznie – o tym, że wściekanie się nic nie pomoże, że jest chora i on tego nie zmieni. Nie w tym przypadku.
Stał tam, a cisza się przeciągała. Patrzyła na niego bez słowa, nie zamierzając mu niczego ułatwiać. Jej twarz była nieporuszona, jakby wyrzeźbiona z marmuru. Utrzymana w stanie całkowitej bierności, neutralności, obojętności. Jak gdyby nic się nie liczyło.
Chciał spytać jak, dlaczego? Nie mógł. Opuścił głowę, nadal utrzymując kontakt wzrokowy. Pokręciła laską w miejscu. Napięcie zaczęło rosnąć, gęstnieć, elektryzować się. To była jedna z tych sytuacji, które przerastają ich uczestników. Czuli się jak aktorzy, którzy dostali zbyt długą rolę i zapomnieli tekstu. Nigdzie nie było suflera.
Szybkim ruchem obrócił się i wyszedł. Bo z tysięcy wyjść ucieczka jest zawsze tym najprostszym.

*
Greg. Tak, to jest to. Musi myśleć o Gregu. Musi myśleć o jego chorobie, o tym jak ją zdiagnozować i jak wyleczyć. Tylko, że wyczerpali już wszystkie opcje. Albo była to jedna z tych rzeczy, które już sprawdzali, albo coś całkiem nowego. Musiał wiedzieć czego ma szukać!
Przeklął w myślach drzwi, które nie chciały trzasnąć. Z rozmachem domknął je laską, wywołując jedynie cichutki odgłos. Czuł na sobie spojrzenia współpracowników. Odwrócił się do nich, gotów wrzeszczeć, wyzywać, niszczyć wszystko wokół. Siedzieli tam, gdzie zwykle, każde na swoim miejscu. Patrzyli na niego wyczekująco, ale w ich spojrzeniach było coś jeszcze… Coś, na co wcześniej nie zwracał uwagi. Nie, nie szacunek – szanowali go wszyscy. To było coś innego. Sympatia, troska? Nie wiedział. Ale te spojrzenia sprawiły, że złość z niego wyparowała. Co dałoby mu wrzeszczenie na nich? Kolejnych bliskich ludzi, których by stracił?
– To smutne – powiedział cicho Clint. House nie wiedział co zrobiło na nim większe wrażenie: że powiedział to Clint, czy to, że nie było to banalne i irytujące „przykro mi”.
Tylko skinął głową. Meg przyglądała mu się uważnie – wiedział, że właśni go analizuje. I po raz pierwszy nie obchodziło go, do jakich wniosków doszła.
– To nie koniec świata – powiedziała tylko. Miał ochotę zaśmiać się histerycznie. A jednak go obchodziło – bo znowu trafiła w samo sedno. Tylko, że ona już chyba nie miał świata, który mógłby się skończyć.
– Ona nie jest jedyna – powiedziała cicho Alice, mrużąc delikatnie oczy – wiedział, że oznaczało to, że jej wypowiedź miała dwa znaczenia. Mógł wybrać sobie to, które poprawiłoby jego nastrój. Tylko, że w tej chwili nie był pewien: z jednej strony przecież wiedział, ze wiele osób ma HIV i normalnie żyje. Z drugiej zaś stwierdzenie Alice było fałszywe – dotarło do niego, że ona była jedyna. Jedyna, która mogła z nim wytrzymać, jedyna, z którą mógł wytrzymać on. Jedyna w swoim rodzaju. Jedyna w ogóle. Dla niego. Szkoda tylko, że otarło to o niego dopiero po tym, jak poznał łatwość, z którą może ją stracić – czy przez wyjazd, czy przez chorobę. Wiedział, ż nie myśli racjonalnie – ale kto powiedział, że miłość jest racjonalna?
– Diagnozy – powiedział.
Alice westchnęła.
– Nie mam pojęcia szefie. Mogę mu zrobić toksykologię, ale wątpię, żeby czterolatek dawał sobie w żyłę.
– Zrób – zgodził się House. – Teraz już nic mnie nie zdziwi.
Rudowłosa jednak nie wstała. Dalej siedziała i czekała na rozwój wypadków. Nie zwrócił na to uwagi i spojrzał na Meg i Clinta.
– Jakieś pomysły?
– Sprawdzę czy w Michigan nie było ostatnio jakichś epidemii – zaproponowała Meg.
– Sprawdź.
– Neurologia – rzucił Clint, chociaż nic na to nie wskazywało.
– Dobra.
Patrzył na nich, a oni na niego. Nie ruszali się z miejsc.
– Na co czekacie? – spytał, lekko zirytowany.
Rzucili sobie znaczące spojrzenia.
– Trzymaj się szefie – powiedziała w końcu Alice i całą trójką opuścili pokój.
House ukrył twarz w dłoniach. Cały świat postanowił obrócić się o trzysta sześćdziesiąt stopni. Były mąż Cuddy naskakuje na niego chcąc, żeby trzymał się od niej z daleka. Cuddy ma wspaniałego synka, którego polubił. Cuddy ma HIV. Cuddy, która jest jego Cuddy, a jednocześnie kimś zupełnie innym. Nienawidził takich chwil.

*
Wyszła do łazienki. Obserwował ją zza rogu, a kiedy przeszła dalej, wkroczył do sali Grega. Jeszcze nie był gotowy na rozmowę z nią.
Chłopiec podniósł wzrok znad prześcieradła, w które się wpatrywał.
– Cześć – uśmiechnął się maluch.
– Cześć – odpowiedział House. – Przyniosłem ci nową grę.
– Super – ucieszył się blondyn.
Podawał mu ją, kiedy nagle się zatrzymał.
– Co jest? – spytał dzieciak.
– Możemy pogadać?
– Jasne – zgodził się.
House usiadł obok niego i oparł brodę na lasce. Świdrował chłopca wzrokiem. Kilka spraw nie dawało mu spokoju.
– Wiesz, że możesz umrzeć.
Blondyn przekrzywił głowę obok.
– Wszyscy umierają.
– Tak. Kiedyś. W przyszłości, jakimś nieokreślonym punkcie czasu. Ale ty możesz umrzeć całkiem niedługo.
– Powinienem płakać? – spytał zaskoczony chłopiec.
– Okazać, że rozumiesz, że się boisz.
– Nie boję się – zaprzeczył chłopiec.
House nie rozumiał. Przecież to był tylko dzieciak – jeszcze nie rozumiał co to śmierć.
– Dlaczego?
– Po co? To nie ma znaczenia. Śmierć i tak przyjdzie. Wolę myśleć o tym jako o czymś nieuniknionym, zwykłym.
– Nie obchodzi cię że umierasz? Sądzisz, że to może się stać tu i teraz?
– Oczywiście, że nie – zaprzeczył Greg. – To jest tak jak w tej grze. Walczymy z tymi złymi. Każdy z czymś walczy. Albo z życiem, albo ze śmiercią.
Diagnosta spojrzał na chłopczyka. Mówił zbyt dorośle. Ale może właśnie tak działa śmierć? Sprawia, że ci, którzy nie będą mieli szansy dożyć późnych lat, dorastają zbyt szybko? Naciskają guzik na video i przewijają życie, dorosłość w przód?
– Z życiem walczą ci, którzy jeszcze nie zauważyli, że ich prawdziwym wrogiem jest śmierć, bo ona to życie po prostu kończy. I wtedy ich walka nie ma znaczenia – powiedział w przypływie natchnienia House.
Greg uśmiechnął się.
– Więc też rozumiesz.
Tak. Rozumiał. Przy okazji pojął też kilka innych rzeczy.
– To co, gramy? – spytał House, chcąc odgonić ponure myśli. Przecież chłopak wcale nie musiał umierać. Mógł jeszcze odzyskać utracone dzieciństwo, utracony odcinek życia. I on tego dopilnuje.
– Pewnie – ucieszył się chłopiec.
Włączyli PSP, gotowi spędzić szczęśliwe popołudnie. Diagnosta przymknął oczy, a obraz delikatnie się rozmazał. Czekał, aż gra się załaduje.
Dobiegł go dogłos kaszlu – nic dziwnego, w końcu Greg był chory. Jedynym, co go zdziwiło, były czerwone plamki na białym ekranie. Otworzył szeroko oczy, a obraz się wyostrzył. Czerwone plamki okazały się być kropelkami. Kilka z nich wsiąkało już w białą powierzchnię prześcieradła. Mały kaszlał krwią.
W jego głowie coś zaskoczyło, jakby jakaś zapadka znalazła się na swoim miejscu. Potrzebował tylko dowodu. I jeszcze kilku informacji.
– A właściwie, to skąd ty się tam wziąłeś wczoraj wieczorem? Czemu nie spałeś? Przecież nie rozmawialiśmy tak głośno, żeby cię obudzić.
Chłopiec zarumienił się delikatnie.
– Od jakiegoś czasu nie mogę spać – wyznał cicho.
Wszystko pasowało. Wszystko.
– Byłeś ostatnio w Arizonie?
– Nie – rozległ się głos przy drzwiach. Cuddy własnie wróciła.
– Byłem – odezwał się cicho Greg.
Trudno powiedzieć kto był bardziej zaskoczony – House czy Cuddy.
– Z tatą – dodał.
Lisa zmarszczyła brwi.
– Przecież Mike mieszka w Michigan, tak jak my.
– Dostał zlecenie i pojechaliśmy tam na jeden dzień, ale prosił, żebym ci nie mówił, bo byłabyś zła – powiedział cichutko Greg.
– Zła? – spytał z głosem przepełnionym taką dziwną boleścią… – Jak mogłabym być na ciebie zła?
House nie mógł nie zarejestrować tej miękkości w jej głosie, gdy mówiła do chłopca. Przestał słuchać. Szybko pobrał krew Grega.
– Muszę to jeszcze sprawdzić – pomachał fiolką – ale już przysyłam Meg z antybiotykiem. Wygrywasz w tej walce mały – powiedział House, niemal wesoło. Cuddy wyłowiła w jego głosie ulgę. Zaczęła się zastanawiać, czy to, co zrobiła, naprawdę było potrzebne… – i czy House jej wybaczy, kiedy się dowie? Chyba powinna powiedzieć Wilsonowi. Albo tamtej, no, Alice. A może Flintowi? Wyglądał na takiego, co nie wygada – właściwie wydawał się w ogólnie nie mówić zbyt dużo. A może Meg? No, ale najpierw…
– Co mu jest?
– Choroba legionistów – odparł wesoło House i wyszedł. Czuł, że przynajmniej tyle mógł dla niej zrobić – wyleczyć jej synka Nie miał pojęcia, że jeszcze za wcześnie na świętowanie. Że to jeszcze nie koniec.

cdn.



Autor postu otrzymał pochwałę.

_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Wto 20:08, 12 Maj 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jak zwykle świetnie, scribo, wartka akcja, świetna fabuła, czyta się bardzo szybko, a dość rzadko to mi się przytrafia (normalnie jedną średniej grubości książkę potrafię czytać miesiącami).

Ode mnie tylko jedna uwaga:

Cytat:
Cały świat postanowił obrócić się o trzysta sześćdziesiąt stopni.

Raczej o 180 stopni :)



_________________

http://www.youtube.com/watch?v=q58_1bCh2ig&feature=related

PostWysłany: Wto 23:54, 12 Maj 2009
Athreas
Immunolog
Immunolog



Dołączył: 15 Mar 2009
Pochwał: 5

Posty: 1154

Miasto: Szczecin, ale czasem zawiewa mnie gdzie indziej//Waw
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

czekam z niecierpliwoscia na dalszą czesc fika



_________________

PostWysłany: Sro 6:22, 13 Maj 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Właśnie o to mi chodziło:)
Teraz jest naturalnie. Wiadomo kto jest kto, bez niedomówień. Szkoda mi Cuddy, szkoda mi małego i dużego Grega. Szkoda ich wszystkich:( Mam nadzieje, że jednak będzie happy end. Może nie taki zupełny, ale chociaż trochę...
Scribo, lubię jak piszesz.
Pozdrówki.



_________________

PostWysłany: Sro 8:26, 13 Maj 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Genialnie:) niecierpliwie czekam na kolejną część



PostWysłany: Pon 16:43, 25 Maj 2009
alskan
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 13 Maj 2009

Posty: 8

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

scribo ja chcem kolejną cześć usycham......



_________________

PostWysłany: Pon 17:37, 25 Maj 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

A zatem, żeby janeczka nam nie uschnęła wstawiam kolejną część :D Komputer naprawiony, więc zabrała się do pisania i oto jest wynik. Jak dla mnie trochę nie house'owe, ale nie zawesze mozna pisac house'owe rzeczy jeśli chce się pozsotać wiernym fabule fika :) Odcinek dedykowany wszystkim komntującym :*

Odc. 7

Wszystko wydawało się układać. Rozwiązał zagadkę, Greg wyzdrowieje, Cuddy będzie mu wdzięczna… A może jednak nic się nie ułożyło? Cuddy może i będzie mu wdzięczna, ale pozostanie chora. I jej nie wyleczy. Co więcej, wyjedzie. Wróci do swojego życia, wychowywania Grega, a on… On też wróci do zwykłego życia. Tylko, że wcale nie był pewien, czy tego chciał.
Piłeczka rytmicznie odbijała się od ściany. Nawet na nią nie patrzył – po co? I tak zawsze odbijała się w tym samym miejscu i w to samo miejsce spadała. A tam czekała już na nią wyciągnięta ręka. Ruchy były dokładne, niemal mechaniczne.
Raz, dwa, trzy… Gdzie ta piłka?! Teraz powinna spaść mu na rękę, ewentualnie uderzyć o ziemię, a tymczasem…
Otworzył oczy. Stała przed nim – taka jaką pamiętał, zupełnie jakby miała święte prawo tam przebywać. Pewna siebie, piękna, uśmiechnięta, uparta, seksowna…
Złapała jego piłeczkę. Jego piłeczkę!
Zrobił minę dziecka, któremu odebrano ulubioną zabawkę. Patrzył na nią spode łba, kiedy na jej twarz wypływał powoli uśmieszek samozadowolenia i przekory.
– Buu – oświadczył. – Ja chcę moją piłeczkę…
– No nie wiem, czy ci ją oddam…
– Ale chyba sobie zasłużyłem? Właśnie uratowałem twojego syna.
Udała, że się namyśla.
– No nie wiem… Skąd wiedziałeś – zapytała z innej beczki.
– Najpierw piłeczka – targował się.
Uśmiechnęła się zadziornie.
– Najpierw odpowiedź.
– Nie to nie – odparł, z pozoru obojętnie.
– Kawy? – spytała nagle po chwili milczenia.
– To mój gabinet, więc to ja powinienem to zaproponować – zauważył.
– A zrobiłeś to?
– Nie – przyznał.
– No właśnie – odparła, zaczynając krzątać się po gabinecie, dalej trzymając piłeczkę poza zasięgiem jego rąk. – Czyli chcesz?
– Niech będzie – zgodził się. Uwielbiał jej kawę.
– Masz tylko jeden kubek – zauważyła, zalewając kawę gorącą wodą.
– Przeszkadza ci to? – spytał z łobuzerskim uśmiechem,
– Nic a nic – odparła spokojnie.
Upiła łyk. Było gorące – nic dziwnego.
– Ja też chcę – oburzył się. Chyba nie zamierzał wypić wszystkiego sama, prawda?
– Najpierw odpowiedz – upierała się.
Westchnął z rezygnacją. Dla jej kawy wszystko.
– Czytałem niedawno artykuł o jej wybuchu w Arizonie. Bez fałszywej skromności – skojarzyłbym to od razu, gdybyście powiedzieli mi, że tam był.
– Gdybym wiedział to bym ci powiedziała – odgryzła się, podając mu kubek.
Nachylił się do niej w fotelu. Najpierw upił łyk – oczywiście było pyszne. Co z tego, że oparzyło mu podniebienie, skoro smak wszystko wynagradzał.
– A czemu ci nie powiedział?
– Nie chcę, żeby wyjeżdżał daleko beze mnie.
– Nie ufasz Mike’owi?
– Nie o to chodzi.
– Więc o co? – Był naprawdę zainteresowany.
Przygryzła wargę.
– Chcę zawsze być blisko niego, bo… Boję się. Boję się, że coś mu się stanie, i że…
– Że nie będziesz dla niego najważniejszą osobą na świecie – przerwał jej w pół słowa – i że Mike może stać się na tyle dobrym ojcem, że Greg będzie wolał mieszkać z nim. Że dalej będziesz go mieć, ale jednocześnie go stracisz.
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała w okno.
– Nienawidzę tego, że wiesz o mnie więcej, niż ja sama o sobie – powiedziała cicho po chwili, po czym rzuciła w niego piłeczką, obróciła się i wyszła.
Siedział tam dalej, z kubkiem w połowie już pustym w jednej ręce i złapaną właśnie piłeczką w drugiej. Miał rację – i zaczynał tego nienawidzić. Właściwie nie dziwiło go to. Macierzyństwo zawsze było jej największym marzeniem. Kiedy w końcu je zrealizowała sama myśl o choćby cząstkowej jego utracie wprawiała ją w skrajne przerażenie. Greg by dla niej najważniejszy – poświęciła mu swoje życie. Całe swoje poprzednie życie, jakby wymazała te wszystkie lata. Jaki to paradoks – wróciła na chwilę do starego życia, żeby ratować nowe.

*
I znów szła do jego gabinetu. Tyle, że tym razem miała gorszy humor. Zdecydowanie gorszy – leczenie nie działało. Z Gregiem było coraz gorzej.
Otworzyła drzwi. Zastała go tam, gdzie zostawiła go pięć godzin wcześniej. Spał w fotelu, a broda opadała mu swobodnie na pierś. W pierwszej chwili zawahał się, jakby nie miała serca go budzić. We śnie wyglądał tak niewinnie.
Opamiętała się – jej dziecko umierało. Nie czas na roztkliwianie się.
– House – powiedziała głośno.
Otworzył oczy i prawie natychmiast skupił na niej wzrok.
– Znowu przyszłaś zabrać mi piłkę? – spytał z bezczelnym uśmieszkiem. – Nie dam. Schowałem ją przed tobą.
Nie pozwoliła, by uśmiech wypłynął jej na twarz.
– Zmień leki – powiedziała stanowczo.
Uniósł brwi.
– A co jest nie tak z obecnymi?
– No nie wiem… Może na przykład o, że nie działają?
Brwi wróciły na swoje miejsce po to, by się zmarszczyć.
– Teraz dostaje cyprofloksacynę – powiedział powoli. – To najsilniejszy z dostępnych antybiotyków, zresztą reszta jest stosowana wymiennie.
Wiedziała co to znaczy, ale nie chciała przyjąć tego do wiadomości.
– Wymyśl coś House – poprosiła. Jej głos niebezpiecznie zaczynał podbiegać pod histeryczny.
Skrzywił się. Co miał jej powiedzieć? Więc jednak… Więc jednak nawet tego nie mógł dla niej zrobić – wyleczyć jej synka.
– Przepraszam – wyszeptał. Mówił to szczerze. Naprawdę było mu przykro, że życie jest takie nie sprawiedliwe. Nie; że to śmierć jest taka.
– I na co mi to? – spytała ze złością. Odwróciła się i wyszła. Dlaczego nie mógł dać jej choćby nadziei?

*
Czy płakała? Nie była pewna. Stała tam, na jego dachu, a łzy spływały jej po policzkach. Ale czy to na pewno był płacz? Ona uważała raczej, że namacalny dowód na jej bezsilność. Że to koniec wiedziały już nawet jej gruczoły łzowe.
Nawet nie miała odwagi żeby siedzieć tam, z Gregiem, kiedy antybiotyki okazały się nieskuteczne podane zbyt późno. I czuła się winna. Gdyby nie była tak zaborcza w stosunku do Grega Mike na pewno by jej powiedział o tym wyjeździe, a House postawiłby diagnozę szybciej. I jej synek by żył.
Nie, nie mogła być tego pewna. Ale z jakiegoś powodu wolała tak myśleć. Wolała być winną, niż pozwolić, by winien był los, luby by nikt ani nic nie ponosiło tej winy.
– On jest tylko człowiekiem – usłyszała głos za sobą. Obróciła się. Przy wejściu stała Meg.
Cuddy pokręciła głową.
– Mógł… Gdyby wcześniej… On… – Nie mógł odnaleźć właściwych słów.
– Nie – przerwała jej blondynka. – Nie mógł. Nikt nie może wszystkiego, nawet House. I chociaż niektórzy przyrównują go do boga, to nie jest nim. Grega nikt nie może uratować.
Nie chciała w to wierzyć. Ale nie miała wyjścia.
– Zrobiłam wszystko co mogłam – powiedziała cicho Cuddy.
– Wiem – odparła młodsza dziewczyna.
– I zrobiłabym więcej – dodała przez łzy.
– Wiem – powtórzyła. – Posłuchaj… To jest tak: każdy z nas walczy. Z czymś innym, to fakt, ale walczymy. Greg walczy ze śmiercią, ty walczysz z wyrzutami sumienia, ze wspomnieniami, ze swoim życiem, ze zmianami. House też walczy, tylko że inaczej… On walczy ze sobą. Z uczuciami, z emocjami, z tym, by ich nie pokazywać. Walczy o to, by być samo wystarczalnym, by na nikim mu nie zależało, żeby nigdy się nie zawieść. I te walki… Nie zawsze się je wygrywa. I ja mam wrażenie, że House przegrywa swoją, że chce ją przegrać. Ty też przegrywasz. I Greg też. Ale czasami jest tak, że musimy pogodzić się z porażką.
Teraz była już pewna, że płacze. Do łez dołączyły spazmatycznie łapane oddechy, wstrząsane szlochem ramiona i łamiący się głos. Wolała nie myśleć nad słowami Meg, bo miał sens. A ona wolałaby, żeby było na odwrót.
– Wykorzystałam wszystkie szanse – chlipała. – House’owi naprawdę zależało, widziałam to. Ale ja mu… Ja mu nie ufałam, więc zagwarantowałam sobie jego poczucie winy. Wtedy byłam już pewna, że się uda, a… Nie udało się.
Meg skinęła głową, ale po chwili zmarszczyła brwi. Poczucie winy? Zaraz…
– Poczucie winy? – powtórzyła na głos.
– Poprosiłam Clinta o pomoc – mówiła cicho, czuła, że musi komuś o tym opowiedzieć, bo inaczej oszaleje. – I ja… Sfałszowałam wyniki testu na HIV.
Meg cofnęła się o krok.
– Co zrobiłaś? – spytała niedowierzając. – I Clint ci pomógł?
Cuddy kiwnęła głową, z miną świadczącą o nękających ją wyrzutach sumienia.
– O kurde – szepnęła Meg. To wszystko plątało się coraz bardziej. Wolała nie myśleć co będzie, kiedy House się dowie…

*
W tym samym czasie w kostnicy na stole do sekcji siedział Greg House. Siedział tam sam, czekając aż poczucie winy nadejdzie i zje go w całości. Zastanawiałs ie, czy był dostatecznie smaczny…
Drzwi otworzyły się i weszła Alice.
– Szefie… – odezwała się.
Nie doczekała się odpowiedzi.
– Szefie, myślę, że jest ktoś, z kim powinieneś porozmawiać.
– Psychoterapeuta? Notariusz? Grabarz? – zgadywał ponurym głosem.
Przygryzła wargę.
– Też. Ale może zaczniesz od pacjenta?
– Nie.
– Dlaczego?
– Bo mi na nim zależy.
Uśmiechnęła się smutno.
– Opuść gardę szefie. Nie możesz walczyć przez całe życie. Czasami trzeba po prostu pozwolić się zranić.
– Po co? – spytał. – Jedyne co to przyniesie to ból.
– Tobie. A przeciwnikowi?
– Zapewne frajdę. Ale czemu miałbym uszczęśliwiać przeciwnika?
– Ty jesteś przeciwnikiem szefie. I zawsze byłeś.
Opuścił głowę i spojrzał na dziewczynę spode łba.
– Jeśli teraz pójdę się z nim zobaczyć, to…
– To pokażesz mu, że ci zależy. To ostatnia rzecz, jaką możesz dla niego zrobić – zauważyła.
– I dla niej – dodał.
– I dla niej – zgodziła się.
– House wstał, ale zatrzymał się.
– Czemu to ty przyszłaś ze mną rozmawiać, a nie Meg? – spytał podejrzliwie.
– Ciągnęliśmy losy – odparła krzywiąc się.
– I…?
– I przegrałam – wyjaśniła z cierpiętniczą miną.
Uśmiechnął się nieco złośliwie i wyminął Alice. Musiał się z kimś zobaczyć.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Pon 18:07, 25 Maj 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

No to zaraz. Przedstawmy fakt:

- Cuddy i Clint sfałszowali wyniki testów na HIV.
Ale w takim sensie, że Cuddy jednak nie ma HIVa, czy że Greg ma? Bo nie zakumałam...



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Pon 18:30, 25 Maj 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

matrixa1 napisał:
No to zaraz. Przedstawmy fakt:

- Cuddy i Clint sfałszowali wyniki testów na HIV.
Ale w takim sensie, że Cuddy jednak nie ma HIVa, czy że Greg ma? Bo nie zakumałam...


Chodziło to, że Cudy nie ma HIV, ale udawała, że ma, żeby wzbudzić w Housie poczucie winy.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Pon 18:41, 25 Maj 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

aha. No to w takim razie nie czaję, dlaczego później Alice poszła tam do House'a i kazała mu iść do Grega Juniora (czy to w ogóle jest ze soba powiązane, bo się pogubiłam...)



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Pon 18:47, 25 Maj 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Nie nie, jest przecież napisane, że rozmowa w kostnicy dzieje się w tym samym czasie co rozmowa Cuddy z Meg. Ani House, ani Alice nie wiedzą tego, co powiedziała Cuddy. A Alice kazała HOuse'owi iść pogadać z małym Gregiem, bo dzieciak umiera, a że House'owi na nim zależy, to dziewczyna nie chciała, żeby nasz diagnosta przed tym uciekał. Mam nadzieję, że wszystko wyjaśniłam, ale jak są jeszcze jakieś pytania, czy niejsaności to ja chętnie odpowiem :)



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Pon 18:52, 25 Maj 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

hej scribo,
dobrze, że już nie masz problemów technicznych, bo wyczekiwałam cd
co do ciągu logicznego - to wszystko wydaje się jasne

To znaczy wszystko jest do d. Bo było światełko w tunelu i zniknęło. Jedyna iskierka to to, ze Cuddy nie ma HIV. Ale mały Greg? Nie męcz dzieciaka ciężką chorobą. Cuddy się zadręcza, House też - bo nie może znaleźć rozwiązania i czuje się winny.
Ciekawe jak zareguje, gdy dowie się, ze Cuddy go świadomie oszukała.


Ostatnio zmieniony przez Lupus dnia Pon 20:44, 25 Maj 2009, w całości zmieniany 1 raz



_________________
ikonka od woźnego rocket queen

FUS - Frakcja Uaktywnionych Seksoholików

PostWysłany: Pon 19:29, 25 Maj 2009
Lupus
Kot Domowy



Dołączył: 23 Gru 2008
Pochwał: 5

Posty: 3179

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Kurdę ... No wszystko fajne, tylko że mi się to ciężko czytało.
Niby wszystko sie kupy trzyma, ale jednak coś nie gra.
+ za pomysł, wykonanie, styl, język, długość każdej notki.
Tak wogóle to ciekawie się historia układa i jestem ciekawa zakończenia ;)
Tak więc, czekam na więcej :) I Weny życzę :*
Pozdr. :)



PostWysłany: Pon 20:12, 25 Maj 2009
Wercia214
Pediatra
Pediatra



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 2

Posty: 485

Miasto: Paczyna
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

scribo napisał:
Sfałszowałam wyniki testu na HIV.

jupiiiiii

scribo napisał:
Wolała nie myśleć co będzie, kiedy House się dowie…

bedzie ostro:)
scribo dziekuje teraz jestem jak słońce po burzy!



_________________

PostWysłany: Pon 20:42, 25 Maj 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Kurczę, to wszystko się ciągnie i cignie i nie chce skończyć, a trzy nowe pomysły stoja i czekają na realizację... Ale nie da się tego tak szybko zamknąć. Utworzyłam za duzo wątków. Muszę odpwoiedziec na pytania:
- co House zrobił Cuddy?
- czemu Clint pomógł w sfałszowaniu testu?
- jak umrze Greg?
- co teraz zrobi House?
- co się dzieje z Cuddy?
- co do tego wszystkiego ma Katie?
I to wszystko naprawdę trudno zaamknąć. Ale myślę, że wyjdą z tego jeszcze maks dwie częśći, więc niedługo tag zmieni się na "Z" :D
Odcinek napisany bo nie poszłam dziś do szkoły i znalałam chwilę czasu. Z dedykacją dla wszystkich, którzy skomentowali poprzednia część.

Odc. 8

Drzwi rozsunęły się cicho. House wszedł do środka z bardzo niepewną miną. Na łóżku siedział mały Greg. Ciężko oddychał, miał zaczerwienione policzki i błędny wzrok. Wydawał się być przerażony, samotny, smutny. Zaraz, zaraz… Gdzie była Cuddy? Czy nie powinna teraz siedzieć przy swoim ukochanym dziecku?
– Cześć – powiedział blondyn, po czym zaniósł się kaszlem.
– Cześć – odpowiedział diagnosta.
Usiadł na krześle przy łóżku. Nie odzywał się, bo tak naprawdę nie wiedział co ma powiedzieć. Właściwie to gdyby nie Alice to nigdy by tu nie przyszedł. Był skołowany.
– Nie jestem na ciebie zły – powiedział nagle chłopiec.
– Dziękuję – odpowiedział House cicho.
– Nie za to – ciągnął maluch. – Tylko że… Nie przyszedłeś do mnie wcześniej. Czemu?
– Bo umierasz.
– To czemu pracujesz w szpitalu? – spytał zaskoczony dzieciak. – Tutaj ludzie umierają codziennie. Skoro tak to przeżywasz…
– Nie dlatego, że to śmierć, tylko dlatego, że to twoja śmierć.
– Och. A czemu przejmujesz się moją śmiercią?
– Bo cię lubię – odparł bez wahania House.
– Dlaczego?
– Bo… – urwał. – Tak po prostu.
– Aha… A dlaczego nie ma tu mamy? – błyskawicznie przeskoczył na inny temat, zaspokoiwszy swoją ciekawość.
– Nie wiem – odpowiedział zgodnie z prawdą diagnosta.
– Przykro mi, że nie przyszła – powiedział po chwili Greg. – Od kiedy jestem chory, ona mnie unika. Chyba się boi. Nie chce się zarazić.
– Boi się – zgodził się House. – Ale nie zarażenia.
– To czego? – zdziwił się chłopiec.
– Nie czego, tylko o co. Boi się o ciebie.
Maluch milczał przez chwilę.
– To… Kiedy już umrę, to powiedz jej, że nie jestem zły, że była tchórzem i nie przyszła. I że ją kocham.
House milczał przez chwilę. Nigdy jeszcze nie czuł się tak bezsilny jak teraz.
– Powtórzę – obiecał.

*
W tym samym czasie Alice wróciła do gabinetu. Clint siedział przy stole i przeglądał jakąś dokumentację medyczną. Dziewczyna opadła na krzesło.
– Uff… I po krzyku.
Clint skinął głową, nawet nie podnosząc wzroku.
Niestety, Alice nie dane było odpocząć, bo już po chwili do pomieszczenia wparowała wściekła Meg.
– Co to miało być?! – wykrzyknęła od progu. I Alice i Clint spojrzeli na nią zaskoczeni.
– Ale co? – zdziwiła się rudowłosa lekarka.
– Clint, do jasnej cholery, co ty odwalasz?!
Teraz Alice patrzyła zaskoczona to na jedno, to na drugie i próbowała ustalić co się stało.
Clint wzruszył ramionami. Najwyraźniej miało to oznaczać, że nie wie o co chodzi. Chociaż równie dobrze mogło to być zwykłe „nie twoja sprawa”.
– Jak mogłeś zrobić to House’owi? – wściekała się.
W głowie Alice zakiełkowało podejrzenie…
– Zgwałcił go? – spytała zaciekawiona dziewczyna.
Oboje rzucili jej zirytowane spojrzenia.
– Gorzej! – obwieściła Meg.
– Wykastrował? – próbowała dalej.
– Jeszcze gorzej – burknęła blondynka.
– Wiem! Przeprowadził operację zmiany płci!
– Nie Alice! Sfałszował wyniki testu na HIV Cuddy!
– Co?!
– Naprawdę.
Obie przerwały rozmowę, by rzucić Clintowi wściekłe spojrzenia.
– Masz coś na swoje usprawiedliwienie? – spytała Alice surowym tonem, natychmiast wczuwając się w rolę.
Mężczyzna po raz kolejny wzruszył ramionami. Tym razem definitywnie oznaczało to: „raczej nie”, chociaż nie możemy wykluczyć możliwości, że po prostu miał to gdzieś.
– Czemu to zrobiłeś? – spytała Meg, już spokojniej.
– Bo mnie prosiła – odpowiedział.
– I to wszystko? A nie uznałeś może przypadkiem, że to jest… Ja wiem? Może na przykład nieuczciwe? Wredne? Podstępne? Okrutne?
– Nie przesadzajmy – zaoponował Clint.
– Przecież my nie przesadzamy – zdziwiła się Alice. – To najprawdziwsza prawda.
– Chciała uratować swoje dziecko za wszelką cenę. Pomogłem jej.
– Usiłowałeś pomóc – skorygowała Alice. – On i tak umiera. I to powiesz House’owi jak wygląda rzeczywistość.
– Niech sama mu powie – zaprotestował Clint. A przynajmniej próbował to zrobić, bo miny koleżanek natychmiast uświadomiły mu, że protesty nie mają większego sensu. Po prostu będzie musiał to zrobić, czy mu się to podoba, czy nie.

*
– Co tu się dzieje? – spytał zaskoczony Mike.
– Cii! Przeszkadzasz! Ona zaraz powie mu, że jest w ciąży… – strofował go House.
– Ciekawe, czy to będzie chłopiec, czy dziewczynka – zastanawiał się głośno Greg.
Wood spojrzał na nich z politowaniem. Obaj – mężczyzna i chłopiec – wbijali wzrok w ekran przenośnego telewizorka. Akcja General Hospital pochłaniała ich bez reszty.
– Greg – Mike odchrząknął – przyprowadziłem Katie.
Chłopiec błyskawicznie oderwał wzrok od ekranu i skierował go na wysoką, szczupłą blondynkę stojącą przy jego ojcu.
– Ciocia Katie! – wykrzyknął.
House przyjrzał się jej uważnie, potem zerknął na chłopca. Potem spojrzał jeszcze na Mike’a i doszedł do ciekawych wniosków. Ta cała Katie i Wood najwyraźniej byli małżeństwem.
– Cześć szkrabie – uśmiechnęła się do niego.
– Opowiesz mi bajkę? – spytał szybko chłopczyk.
– Pewnie – odpowiedziała. Podeszła do krzesła na którym siedział House. – Mógłby pan…?
Diagnosta wstał.
– Wpadnę do ciebie później.
Greg rzucił mu podejrzliwe spojrzenie.
– Nie kłamiesz?
– Oczywiście, że nie.
– No to w porządku. Będę czekał.
House wyszedł z pomieszczenia ze świadomością, że świdrują go spojrzenia wszystkich obecnych. Niestety, ledwie zdołał zniknąć za załomem korytarza, a już dogonił go Mike. Najwyraźniej nie był zachwycony.
– W co ty grasz House?
– Co?
– Czego chcesz od mojego syna?
House uniósł brwi. Czy z tym gościem było coś nie tak? Najpierw czepiał się go za rozmowę z Cuddy, teraz z Gregiem.
– Rozumiem, że dla ciebie coś takiego jak bezinteresowna rozmowa nie istnieje, ale niektórzy potrafią po prostu spędzać razem czas bez żadnych ukrytych motywów – powiedział House, urażonym tonem. Kpina zawsze pozwalała wyjść z sytuacji z twarzą.
Mike wyglądał na śmiertelnie obrażonego.
– Trzymaj się od niego z daleka!
– Myślałem, że jestem jego lekarzem…
– Nie wyglądałeś, jakbyś rozmawiał z nim o jego zdrowiu.
– Więc jak wyglądałem?
– Jakbyś… Się z nim bawił.
– Aha, rozumiem. Czyli teraz nie dostarczamy umierającym pacjentom ani odrobiny radości.
– On umiera?
– Nie wiedziałeś o tym?
Mike cofnął się o krok, jakby diagnosta uderzył go w twarz.
– Przez ciebie – dodał po chwili bezlitośnie House. – Przez wyjazd do Arizony.
– Nie – zaprzeczył słabo Wood. – Niemożliwe.
– A jednak.
Pokręcił głową.
– Jak myślisz, czy zabicie jej synka i kłamstwo podchodzi już pod zranienie Cuddy? – spytał House, woląc nie zastanawiać się nad tym, jak wielkim jest dupkiem.
Wood rzucił mu nienawistne spojrzenie.
– Jak możesz?
Diagnosta wzruszył ramionami.
– Nie jesteś ode mnie lepszy. Nie masz prawa decydować o tym, czy będę się zadawał z Gregiem czy Cuddy. Więc nawet nie próbuj.
Pokręcił głową.
– Po tym co zrobiłeś… Na twoim miejscu wstydziłbym się jej pokazać na oczy, Gregowi zresztą też.
– A co takiego do cholery zrobiłem?!
Mike tylko dalej kręcił głową.
– Nie rozumiem cię House.
Diagnosta warknął zniecierpliwiony. I poszedł dalej, zostawiając Mike’a samego, żeby uporał się z wiadomością o śmierci syna.

*
Kiedy wszedł do gabinetu zastał Alice i Meg z rękoma skrzyżowanymi na piersiach i wzrokiem utkwionym w Clincie, który znajdując się na środku pokoju swoją niemrawą miną wskazywał, że wolałby być gdziekolwiek indziej.
– Co jest? – spytał zniecierpliwiony House.
– No mów – pospieszyła go Alice.
Clint wykręcił palce.
– Bo widzisz szefie, Clint zrobił coś bardzo niedobrego – zaczęła Meg, i rzuciła lekarzowi wyczekujące spojrzenie.
Mężczyzna spojrzał na House’a jak skazaniec.
– Ja i Cuddy sfałszowaliśmy wyniki testu na HIV. Ona jest zdrowa.
Jego świat, dotychczas obrócony do góry nogami, teraz upadł i rozbił się na tysiące maleńkich kawałeczków.

cdn.

Dodano 18 minut temu:

matrix1 napisał:
no tym zdaniem to zabiłaś mi klina. Tak zdradzić od razu zakończenie?

Ale przecież, że umrze, to było wiadomo już od siódmej części :D

matrixa1 napisał:
Kto jest Katie?

No w tym odcinku w którym Mike pierwszy raz "napadł" na House'a Greg pytał się ojca czy ciocia Katie też przyjechała :)



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Wto 19:17, 26 Maj 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04648 sekund, Zapytań SQL: 15