JęDZA [6/6]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

JęDZA [6/6]




Ponieważ nic nowego nie przylazło mi do glowy - wrzucam coś, co już było.
Gdzieś ;)
W całości - miłej lektury :D

JęDZA;

1.
- Auć! – syknęła Cuddy, gdy szufladą przytrzasnęła własny palec. Bolał okrutnie, a na dodatek uszkodziła paznokieć i to tak nieszczęśliwie, że pojawiła się krew. A za chwilę miała spotkanie z potencjalnym sponsorem, którego należało oczarować i zaczarować, a nie skupiać się na pulsującym bólu. Oczywiście wszystko przez tego…. tego… Diabła wcielonego! Niech go szlag, już miała po dziurki w nosie użerania się z nim dzień w dzień – a często i o innej porze doby – z tym rozkapryszonym, rozbestwionym dużym dzieciakiem! Przecież on się nie zmieni – chyba, że na gorsze. Owszem, jest genialny i to jego pokręcony umysł doprowadzał wielokrotnie do …. No cóż – do cudu?... Ale i tak nich go trafi! Znów musi za niego świecić oczyma, a on z siebie wielce zadowolony z tym swoim cynicznym uśmieszkiem na krzywej gębie…. Cholera, jak boli!
- Podmuchać? – zapytał niewinnie obiekt jej pomstowań.
Spojrzała na niego okiem bazyliszka i wyjęła z szafki plaster, może to choć trochę pomoże, miała wrażenie, że nawet patrzenie na zraniony palec boli. A niech to!...
- Bo wiesz – ciągnął niezrażony – mogę też ucałować.
Wyciągnął rękę, by chwycić jej palce, ale aż krzyknęła odskakując:
- Ani się waż! Cholera, przez ciebie!...
- Wiem, wiem, to też nie pomoże – westchnął teatralnie, wywracając po swojemu oczami – jak zapewne słyszałaś plotki, że znam się trochę na medycynie i…..
Zawiesił głos, czekając na jej reakcję. O nie, nie da się znów sprowokować, nie zapyta co „i”, nie da mu tej satysfakcji, koniec, koniec, koniec!
- I….. – nalegał.
Z udawanym spokojem nałożyła opatrunek i zaczęła zbierać swoje rzeczy, by wyjść z gabinetu, już i tak niewiele czasu zostało do spotkania.
- I….
Co za cholerny uparciuch. Usiłowała go wyminąć, ale oczywiście zagrodził jej drogę, wymachując swoją laską.
- I….
- House, naprawdę mnie już męczysz, zejdź z drogi, czeka mnie ważna rozmowa.
- I….
- Co „i” ?!! – warknęła zrezygnowana.
- Nie można było tak od razu? – pokręcił głową z dezaprobatą – i w związku z tym, że coś tam mi się obiło o uszy z teorii medycyny, mogę stwierdzić, że masz ałka na paluszku.
Spojrzała na niego z politowaniem:
- Genialne. Już wiem, dlaczego cię zatrudniam.
- I że nic się nie da z tym zrobić – ściszył głos i spojrzała na nią oczami zbitego psa. – Przykro mi Cuddy, to ja będę tym, który musi ci to powiedzieć – nie cerujemy złamanych paznokci.
Żachnęła się i znów chciał go wyminąć, co raz bardziej tracąc cierpliwość.
- Jest jeszcze gorsza wiadomość – ciągnął dalej scenicznym szeptem – nie można tego leczyć, brzydko wygląda. Ale możemy go wyrwać. Żeby nie szpecił. Nie chcesz? Więc trzeba będzie cię dobić….
Teraz Cuddy przewróciła oczami i w końcu udało jej się go wyminąć. Zanim jednak zdążyła otworzyć drzwi, on rzucił zaskakującą propozycję.
- Co powiesz na wspólny wieczorny kieliszek w knajpie? No wiesz, pożegnanie, pocieszenie, końcowe podsumowanie? – Chciał powiedzieć „przeprosiny”, ale nie przeszło mu to przez gardło.
Ponieważ milczała zaskoczona, ciągnął dalej.
- No coś ty, Cuddy, jak się boisz sam na sam ze mną, możemy zaprosić Wilsona, będzie prawie jak prawdziwa, fajna stypa. – Uśmiechnął się przymilnie i zatrzepotał rzęsami. – A twój znokautowany paluszek dostanie śliczny, nowy plasterek. W kwiatuszki….
Cuddy odwróciła się powoli, spojrzała na Housa i uśmiechnęła łagodnie. Podeszła do niego, dotknęła palcem guzika jego koszuli, spojrzała mu w oczy i wyszeptała:
- Wiesz, House, od jakiegoś czasu staram się bywać wieczorami w domu.
- W domu ludzie umierają, będziesz siedziała sama w piątkowy wieczór?
- Nie sama – uśmiechnęła się jeszcze promienniej, – bo sama nie mieszkam…

2.
Odwróciła się na pięcie i wyszła.
House stał zamurowany i zszokowany powoli trawił to, co usłyszał. Jak to – nie sama? Co tu się dzieje do jasnej cholery?! Czuł się jakby dostał obuchem w głowę – wiedział, że zrobi z siebie głupca wyskakując z tym idiotycznym zaproszeniem, spodziewał się jednak, że Cuddy podejmie tę głupią gierkę w przekomarzanie i odpowie mu tak, że mu w pięty pójdzie, ale coś takiego?! Jak to? Kiedy? Z kim? To niemożliwe!!!..... JAKIM PRAWEM?!!!!!.....
Wilson! O tak, ten musi coś wiedzieć.
Jak to się stało – zastanawiał się, kuśtykając korytarzem do gabinetu przyjaciela, - nic nie zauważył, a przecież dobrze wie z kim i kiedy Cuddy się umawia, w końcu nie jeden raz wpychał się pod byle pretekstem na trzeciego. Fakt, może to i trochę prostackie, ale jakże skuteczne – uśmiechnął się z przekąsem – na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone. Cholera, co ty bredzisz idioto! Tfu, do diaska – skąd mu te durne porównania przychodzą do głowy! Czy te gabinety nie mogłyby być bliżej siebie?
W końcu zdyszany dopadł drzwi gabinetu Wilsona i uchylił bez pukania:
- Nagły wypadek, doktorze, jest pan natychmiast potrzebny – wysapał.
- Mam pacjenta – Wilson spojrzał znacząco na siedzącego naprzeciwko niego starszego mężczyznę – nie może poczekać?
- Nie doktorze, to pilne. – House również spojrzał na pacjenta i powiedział z całą powagą: - bardzo pana przepraszam, to naprawdę ważna sprawa.
Wilson zaskoczony wyszedł za Housem na korytarz:
- Poważnie coś się stało? Że aż pacjenta przeprosiłeś?
- Oczywiście, że coś się stało, chodzi o Cuddy!
- Zemdlała, umarła czy rzuciła pracę? – Wilson spojrzał podejrzliwie
- Nie mów, że nie wiesz?
- O co chodzi – Wilson zaczął naprawdę się niepokoić – coś jej się stało?
- A bo ja wiem? Gada od rzeczy. Choć gdyby się zastanowić, to u niej normalne.
- House, mam pacjenta, mów co jest z Cuddy, albo pogadamy wieczorem.
- O właśnie, o wieczór chodzi, odmówiła. I przytrzasnęła sobie palec szufladą – spojrzał na Wilson znacząco, unosząc jedną brew.
- Czyś ty zwariował? – Wilson westchnął zrezygnowany i zaczął tłumaczyć jak małemu dziecku – mam pacjenta i zapewniam cię, że nie przychodzi do mnie z katarem, a ty wpadasz w połowie ważnej rozmowy i zawracasz mi głowę jakąś szufladą? Kompletnie ci odbija…
- Ona z kimś mieszka! – Wypalił House dramatycznie.
- Kto? Cuddy? Skąd wiesz? – Wilson zatrzymał się z ręką na klamce.
- Powiedziała, że nie może wieczorem ze mną …- zawiesił głos. - Nie udawaj, ty coś wiesz – House zmrużył oczy i spojrzał podejrzliwie – co to za dupek?
- No, na pewno nie ja – Wilson uśmiechnął się rozbawiony i zamknął drzwi przed nosem kolegi.
„Nie ja, nie ja”, z ciebie też niezłe ziółko – House mamrotał pod nosem. Nagle znów szarpnął drzwiami i wetknął głowę do środka:
- I nie podobał mi się ten uśmieszek!...

3.
O dziwo, zraniony palec nie był przeszkodą w rozmowie z potencjalnym sponsorem. Ha, już obecnym sponsorem – kolejny raz, udało się. Jestem w tym dobra – uśmiechnęła się nie bez satysfakcji – naprawdę dobra. Facet nie dosyć, że bogaty, to jeszcze i hojny. Nawet głupie zagrywki House’a nie mogłyby popsuć…. Och, trzeba było widzieć jego minę – roześmiała się głośno idąc korytarzem, aż pielęgniarki spojrzały zdziwione – to niezapomniany widok: House ze szczęką na podłodze. Chichotała jeszcze, gdy dotarła do swojego gabinetu. Stłumiła śmiech, gdy zobaczyła go rozpartego na sofie, z nogami opartymi o stolik do kawy. Ręce założył za głowę i bezmyślnie gapił się w sufit. Zatrzymała się na chwilę niezauważona: „Oj, gdybyś ty jeszcze nie miał takiego grubego pancerza…. Myślisz, że chroni cię przed emocjami, a tak naprawdę to zostałeś w nim uwięziony… Wiem, że patologicznie boisz się, by ktoś nawet przez przypadek nie nabrał podejrzeń, że ci na czymś zależy, wiem, że zakopałeś głęboko wszelkie uczucia i bronisz do nich dostępu, boisz się tego, co mogłoby ci obudzić. Nie mam już siły na próby dotarcia do ciebie, nie chcesz się z tego wydostać. Myślisz, że jesteś bezpieczny, a stałeś się więźniem własnego strachu. Ale wiem, jak cię podrażnić, przynajmniej dzisiaj”. Uśmiechnęła się przekornie:
- Czy nie powinieneś teraz czaić się gdzieś w zapomnianym kącie? Albo molestować jakichś staruszków w śpiączce? Do końca pracy zostało ci z pół godziny, a w przychodni pełno pacjentów.
- Oni są chorzy! – Warknął, nie zmieniając pozycji
- Mam dobry humor, bo pozyskałam następnego sponsora – będę miała z czego płacić za twoje szczeniackie wybryki. Nie będę się oburzać, że wdarłeś się do mojego gabinetu i to pod moją nieobecność, dla ciebie to norma. Nie będę też pytać, co tu robisz, bo mnie to nie interesuje. Po długim dniu ciężkiej, ale satysfakcjonującej pracy idę do domu, by spędzić wieczór w miłym towarzystwie. – Uśmiechnęła się słodko i zaczęła się pakować.
- Nie tak szybko. Nie tak szybko, musimy porozmawiać – House z ociąganiem wstał i podszedł do Cuddy, – z kim mieszkasz?
- Subtelność nigdy nie była twoją mocną stroną.
- Z kim mieszkasz? – Powtórzył z uporem.
- House, daj spokój, to nie twoja sprawa…
- Nie moja? Nie moja?! Nie wystarczy ci, że przynajmniej połowa facetów w tym szpitalu ślini się na twój widok?! Mało ci?! - Cuddy tyko uniosła brwi. - A jeżeli to jakiś dewiant, zboczeniec? Zgwałci cię…
Spojrzała na niego z uśmieszkiem politowania, a on ciągnął dalej:
- Ok., co kto lubi, ale możesz tego żałować. – Zamilkł na chwilę, by za moment wybuchnąć: Jak możesz wpuszczać do domu obcego faceta?!
Cuddy roześmiała się rozbawiona:
- Jestem już dużą dziewczynką i umiem o siebie zadbać, House. Steve…
- Steve?! Mieszkasz z moim szczurem?! W czym on jest lepszy ode mnie?!
Wychodząc z gabinetu, Cuddy śmiała się już w niebogłosy.


4.
Ranek po nieprzespanej nocy nie był dla nikogo ulubioną porą dnia, a jeżeli jeszcze na dodatek rwący ból nogi praktycznie paraliżuje, to zły humor jest całkowicie uzasadniony. Grzechot tabletek uspokajał, dawał pewność, że można przytłumić to draństwo, choćby na chwilę. No i oczywiście – gdy tylko wszedł do szpitala, natknął się na Cuddy. Tylko tego brakowało. Spojrzał na nią spode łba i usiłował wyminąć. Z niewinną minką zastąpiła mu drogę:
- Balowałeś całą noc? Niewyspany?
Nim zdołał rzucić celną ripostę, stanął za nim Wilson:
- Dzień dobry, jak po weekendzie? House, wyglądasz okropnie… Dyżur miałeś?
- Tak. – Uśmiechnęła się z przekąsem Cuddy – dwie doby praktycznie bez przerwy.
Wilson uniósł brwi ze zdziwieniem i spojrzał pytająco na milczącego przyjaciela. Ten tylko przewrócił oczyma i łyknął kolejną porcję tabletek.
- Przecież nie masz pacjenta, nagły wypadek?
- Niezupełnie, ma misję do spełnienia – Cuddy też nie wyglądała na wypoczętą.
- O czym wy mówicie? Jaką misję? – Wilson zaczynał się w tym gubić.
- Jak można było zauważyć JA się nie odzywam. Mówiłem ci, że ona plecie bzdury… - Zaczął się oddalać, ale zatrzymał go głos Cuddy:
- Nie zapomnij o przychodni, House. Pacjenci cię uwielbiają…
- Wypchaj się, - odwrócił się powoli, opierając na lasce – on musi kiedyś wyjść z domu.
Cuddy roześmiała się głośno, z rozbawieniem:
- House, nie pójdzie ci tak łatwo.
Tym razem to Wilson zastąpił jej drogę:
- O czym wy w ogóle mówicie, co się dzieje? Co on znów wymyślił?
- Nic – Cuddy wyminęła Wilsona – prawie cały weekend siedział pod moim domem. Na motorze. Musi go bardzo boleć noga i chyba nie jest w dobrym humorze.
- Cuddy?
- Chciał się dowiedzieć, kto się do mnie wprowadził… - przekorny uśmiech nie schodził z jej twarzy. Puściła do Wilson oko i poszła do swojego gabinetu.
Oko, cholera, puściła oko! I to do kogo, do Wilson! Co ona kombinuje? House nie mógł iść tak szybko jak Cuddy, mimo że ona miała te swoje wysokie szpilki. Ale i tak ją dopadnie, co ona sobie wyobraża? Zanim dotarł do jej gabinetu zaczął zwalniać, zastanawiać się, aż w końcu stanął zamyślony. To oczywiste! Nie ma żadnego Steve’a! Ona się z nim tylko drażni, podpuszcza. To dlatego zachowuje się jak zazdrosny nastolatek? Przez jej gierki?! O nie, na pewno nie! Policzymy się moja panno!...
Wtargnął do jej gabinetu mimo ostrych protestów „sekretarki” (skąd ona bierze tych wymoczków, co to każą się nazywać asystentami?), ale Cuddy nie było. Przecież widział, jak tu szła – rozpłynęła się w powietrzu? Asystent wypierał się jakiejkolwiek wiedzy na temat miejsca pobytu szefowej, po diabła ona trzyma tego młokosa, do niczego się nie nadaje. Cholera, dopadnie ją, nie odpuści. Pokuśtykał do windy, rozglądając się po drodze za swoją ofiarą. Gdy już wsiadł do pustej windy i drzwi zaczęły się zamykać, usłyszał charakterystyczny stukot jej obcasów, gdy podbiegała do … windy.
- Ha! - Warknął, gdy drzwi się za nią zamknęły – znalazłaś się!
Cuddy spojrzała na niego znad trzymanych w rękach dokumentów:
- A co? Zgubiłeś się i nie mogłeś nigdzie trafić? Przychodnia jest na parterze.
- Nie wymiguj się – nacisnął przycisk „stop” – pogrywasz sobie ze mną? Podpuszczasz mnie? O co ci chodzi? Co chcesz udowodni? Że lecę na Ciebie? Zapomnij. Łazisz z tymi dekoltami do pępka i w obcisłych spódniczkach kręcąc swoim wielkim tyłkiem, czekasz aż znajdzie się jakiś głupiec, który się nabierze na te twoje słodkie oczęta, anielski uśmiech, myślisz, że tak to działa? A potem żyli długo i szczęśliwie? Nie ma takiej opcji, to tylko plotki…. Też dałaś się na to nabrać? Uwierzyłaś w te bzdury, że można…
- House, - przerwała mu kładąc palce na jego ustach – wyluzuj. Na nikogo nie poluję, a to, że ty nie chcesz dopuścić do głosu żadnych uczuć, wiem i rozumiem. Nie łatwo jest zaufać na tyle drugiemu człowiekowi, by powiedzieć, pokazać, że ci na nim zależy. To niebezpieczna broń, która może być użyta przeciwko tobie, prawda? Nie chcesz należeć do nikogo i nie chcesz by ktoś inny za bardzo nie przywiązał się do ciebie. Jesteś niezależny, dumny i uparty, i nikt nie oczekuje od ciebie, że się zmienisz. Wracaj do swoich zagadek medycznych i daj żyć innym. Ty nie potrafisz, nie chcesz…
- Skąd, do cholery, możesz wiedzieć czego ja chcę?! Myślisz, że mnie znasz? Że wiesz o mnie wszystko? Że wystarczy pokręcić mi tyłkiem przed nosem, a padnę na kolana? Nie wiesz, do czego może to doprowadzić? Chcesz się przekonać?!
Cuddy z lekkim uśmiechem przybliżyła się do Housa:
- Nie musisz mi niczego pokazywać. Ja to wiem…. – Mówiąc to stanęła na palcach i delikatnie dotknęła ustami jego ust. Nie wiedział jak to się stało, ale ręce same wplotły się w jej włosy, usta natarczywie szukały jej warg, jego laska, jej dokumenty upadły na podłogę… Jak to się stało, że nagle wszystko przestało istnieć, pozostali tylko oni? Niecierpliwie przygarnął ją do siebie. Chciała się odsunąć, w końcu to nie miało tak być, wiedziała jednak, że nie potrafi, nie da rady, liczyła się tylko ta chwila, choć przez moment należy do niej… „Mój…” wyszeptała. House zamarł, wyprostował się, odsunął Cuddy i powiedział z jakąś zadumą w głosie:
- Co zostało udowodnione…
- Nienawidzę cię – odpowiedziała z dziwnym spokojem, zbierając z podłogi dokumenty. Odblokowała windę wstając i podeszła do drzwi.
- Zaczęłabyś mnie nienawidzić, gdybym się na to nabrał. Przegrałaś Cuddy. Nie ma żadnego Steve’a, a ja się do tego nie nadaję…
- Wiem. – Spojrzała ze smutkiem na niego. – Wiem, że tak myślisz, ale się mylisz. Nadajesz się jak mało kto, tylko cholernie się boisz. Szkoda…
Wyszli z windy, Cuddy zatrzymała się na chwilę i znów miała na twarzy ten przekorny uśmieszek:
- Co do Steve’a. Istnieje, czeka na mnie w domu, jest najsłodszym facetem pod słońcem i w przeciwieństwie do ciebie jest… dorosły.


5.
Bezmyślnie przebiegał palcami po klawiaturze, nic nie chciało się układać. Co chwila jakiś kiks, co chwila nie ten rytm. Jak w życiu House, jak w życiu. Chwila nieuwagi i już nie łapiesz melodii, klimat nie ten… Trzasnął dłońmi w klawiaturę. Cholera, przecież nie mogło im się udać.. Co ona wie?... Życie we dwoje? Ile to musiałoby być zmian, ile wojen trzeba by stoczyć…Ha! Spróbował. No dobrze, nie do końca – ale przynajmniej spróbował. Od tygodnia regularnie mył naczynia, sprzątał w mieszkaniu, nawet szykował kolację. Ze świecami, a co. Dla siebie. I wbrew sobie rozmawiał z pacjentami, nie nadepnął nikomu na odcisk, nie spóźniał się... To bardzo bolało, bardzo… Jakby to było najważniejsze… Jeszcze trochę, a zmieni się w drugą Cameron…I tylko niepotrzebnie czaił się koło jej domu, w nadziei, że uda mu się w końcu przydybać tajemniczego Steve’a, na próżno. Facet albo jest kaleką przykutym do łóżka, albo… nie istnieje… Ona faktycznie wieczorami nigdzie nie wychodziła, ale okna zasłonięte, nic nie widać. Człowiek – widmo? Wilson, zdrajca jeden, udawał, że nie ma pojęcia o co chodzi. Może naprawdę nic nie wie? Niemożliwe….
I na co to komu? Do diaska, nie mogłoby się udać. A gdzie byłeś, co robiłeś, tak nie wolno, pójdziemy tu i tam, zapomniałeś tego kupić, nie hałasuj, zgaś światło, zmień dietę, zadzwoń do mamy, podlej kwiaty… Komu to potrzebne?... Tylko te jej oczy… Jak spojrzy na ciebie, to wariujesz. Oj, pewnie, że wyćwiczył się w sarkazmie, ironii, cynizmie. Inaczej dawno by zrobił z siebie idiotę. Łatwiej wszystko obrócić w żart albo spowodować by się wręcz obraziła, niż pokazać, że… że… Cholera. Lepiej mieć opinię zarozumiałego dupka, niż dać się wmanewrować w… W życie? A niech to diabli. Nie wiadomo kiedy wyszedł z domu i wsiadł na motor. Nie wiadomo dlaczego pojechał właśnie do niej. Wcale nie chciał, po co? Zanim się dobrze zorientował co robi, pukał do jej drzwi.

Cuddy właśnie wyszła spod prysznica, zawinęła włosy ręcznikiem i zaparzyła świeżą herbatę. O tak… Posiedzi, wypocznie, może coś poczyta… Trochę dziwnie się zrobiło po jej ostatnim spotkaniu z Housem w windzie. Niby normalnie, nie unikali się, ale ta poprawność zachowań. O rany, w wykonaniu House jest nie do zniesienia. Proszę, dziękuję, ależ oczywiście. Zaczęła się zastanawiać, co tak naprawdę się stało? House uprzejmy do przesady, przyjmujący bez pilnowania w przychodni, nie kombinuje, nie wpada niezapowiedziany... Nawet karty pacjentów były wypełniane na bieżąco. To nienormalne, to nie House… Och, wiedziała jaki jest naprawdę, pod skorupą cynizmu i gburowatości, mieszaniny nonszalancji i tumiwisizmu, było wielkie serce, głęboko skrywane przed światem. I strach, że ten świat go zrani.
Łomot do drzwi przerwał te rozmyślania. Najpierw spojrzała zaskoczona, ale po chwili uśmiechnęła się z ulgą. Tylko ten wredny suk… mógł o północy, bez pardonu walić w drzwi laską. Zsunęła ręcznik z wilgotnych włosów i bez spojrzenia w wizjer otworzyła drzwi.



6.
- House. – Stwierdziła oczywistość. Przepchnął się obok niej i zaczął się rozglądać:
- Przeszkadzam? Nie? To dobrze. – Dopiero teraz spojrzał na jej szlafrok, mokre włosy i bose stopy.
- House – powtórzyła, sama zaskoczona radością brzmiącą w jej głosie. – Jest prawie północ. Po co przyszedłeś?
- Pomyślałem, że wyciągnę Steve’a na piwo. No wiesz, kumple i tego typy bzdury. Nie chciałbym, by źle sobie pomyślał o twoich kolegach z pracy – stwierdził. Rozsiadając się na sofie rozłożył szeroko ramiona. – Jest w łazience? Bo chyba jeszcze nie śpi? Poczekam, powiedz by wskoczył w jakieś wygodne ciuchy, przewiozę go motorem...
- House…
- Wiesz, że się powtarzasz? House i House… Owszem, jestem jedyny w swoim rodzaju, ale bez przesady. I czego się szczerzysz niemiłosiernie?
Cuddy z szerokim uśmiechem na twarzy usiadła obok Housa na sofie. Po chwili, nie zwracając uwagi na jego przesadne zaskoczenie, podwinęła nogi i wtuliła się pod jego ramię. Umościła się wygodnie i … cisza. Cisza. Cisza.
W końcu House nie wytrzymał:
- Ej, ten twój chłopak będzie zazdrosny… Cuddy?
Podniosła na niego oczy i znów się uśmiechnęła:
- Jest zazdrosny, to fakt. Moja przyjaciółka...
- Przecież ty nie masz przyjaciółki!
- Mam, to ty nie masz przyjaciół. No, może jednego. Nie przerywaj. No, więc moja przyjaciółka wyjechała na dwa tygodnie…
- Cuddy, - znów przerwał. Tym razem to on się pochylił, by móc spojrzeć jej w oczy – Nie zmienię się.
- Wiem, - pogłaskała go po policzku – I bardzo dobrze, ostatni tydzień był…. Żałosny.
- Żałosny. I koszmarny. I nigdy więcej.. – Spojrzał w sufit i zamilkł. Po chwili wypalił: - umiem opuszczać deskę w wc.
Dobiegł go cichy chichot Cuddy, ale dalej gapił się w sufit.
- Wszelkie uprzejmości są stratą czasu. – Ciągnął niezrażony, – ale nie chrapię.
- Chrapiesz.
- Nie chrapię. Poza tym są zatyczki do uszu. A ty zgrzytasz zębami…
- Nie zgrzytam. Niczym.
Znów zapadła niczym niezmącona cisza. Siedzieli na kanapie, ona wtulona w niego, dziwnie spokojna, on desperacko usiłujący wmówić sobie, że wpadł tu tylko na chwilę, przypadkiem, że niczego od niej nie chce.
- Nie chrapię. – stwierdził autorytatywnie.
Komu przeszkadza taki wieczór? Co złego jest we wspólnym siedzeniu na kanapie i nicnierobienie? Mógłby tak tkwić godzinami z Cuddy przytuloną do jego boku. Mógłby…. Cholera. Steve.
- Steve chrapie?
- Nie – odparła po chwili namysłu, - chyba nie.
- To na pewno zgrzyta. Sztuczną szczęką…
Zaczął się bawić jej włosami, pachniały świeżością i czymś, czym tylko ona sama…. Lekko podeschły, przesypywały się między palcami, lśniące, piękne i takie, takie… jej. Przytulił twarz do jej włosów i wyszeptał:
- Wyrzuć go. – o rany, jak ona pachniała…
- Nie mogę…
- Wyrzuć go – wymamrotał, nie bardzo wiedząc co się dzieje. Tak pachnie grzech i ona... Serce się tłukło jak oszalałe, nie potrafił myśleć. Od dawna wiedział, że bez niej nic nie ma znaczenia, nic się nie liczy… Usta same odszukały najpierw zagłębienie za jej uchem, potem policzek, wargi, delikatnie, nieśmiało, powoli. Ostatkiem sił trzymał się ryzach:
- Wyrzuć go, to moje miejsce….
Spojrzała na niego słodko, z rozczuleniem
- Steve ma swoje miejsce, ty swoje.
Spojrzał na nią zdezorientowany:
- Kręcą cię trójkąciki? – Po chwili zrezygnował jednak z przekomarzanek – ja ci będę musiał wystarczyć…
Cuddy wstała uśmiechnięta przekornie i bez słowa poszła do sypialni.
Iść za nią? Tak po prostu? Znowu jakaś gra? Cholera, chyba pójdę. A jak nie mam iść? Niech to diabli, nie mogłoby to wszystko być prostsze? Zanim się zdecydował, usłyszał za plecami odgłos jej cichych kroków, po chwili znów siedziała obok niego. Ale nie wtuliła się w niego jak przedtem.
- Mówiłam ci, że moja przyjaciółka wyjechała na dwa tygodnie i musiała gdzieś zostawić Steve’a – wielki, rudy kocur wylądował mu na kolanach. Cuddy z szerokim uśmiechem przechyliła głowę. – Nie sądzę by chciał iść z tobą na piwo…
House’a zatkało, gdyby spojrzenie mogło zabijać… Pochylił się z groźbą śmierci w oczach i czule wyszeptał prosto w jej usta:
- Jędza…..

KONIEC



_________________




Codziennie budzę się piękniejsza, ale dziś to już chyba
przesadziłam...

PostWysłany: Wto 14:13, 23 Gru 2008
lizbona
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 8

Posty: 1682

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

heh czytam chyba 4 raz i tak szczerze zeby do kompa :D mam nadzieje, że niedługo napiszesz cos nowego :D



_________________

PostWysłany: Wto 15:24, 23 Gru 2008
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Po raz kolejny już czytam tego fika ^^ I znowu podoba mi się tak samo :D
Czekam na coś nowego od Ciebie, Lizbono ^^



_________________

Osoba, która doprowadza mnie do największego szału to ja sama. (J.C.)
Moje [nie]najnowsze dziecko ;) -> Komentarze karmią Wena :D
Huddy w starym stylu -> Wen[ta] jest głodny :D

PostWysłany: Wto 16:40, 23 Gru 2008
Schevo
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 22 Gru 2008
Pochwał: 5

Posty: 368

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Czytałam wtedy, czytam też teraz ;)
Bez znaczenia jest to, który raz już to robię, najważniejsze, że nadal mi się podoba!

Więcej Twoich fików! :*



_________________
Każdy błąd kobiety jest winą mężczyzny.

PostWysłany: Wto 16:48, 23 Gru 2008
LicenceToKill
Pulmonolog
Pulmonolog



Dołączył: 23 Gru 2008
Pochwał: 11

Posty: 1292

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Czytam tego ficka po raz nie wiem który ;) i za każdym razem cieszę michę do monitora :DD

Bardzo mi się podobało :D

Czekam na coś nowego w twoim wykonaniu :)



PostWysłany: Wto 16:58, 23 Gru 2008
Arroch
Jeździec Apokalipsy



Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 11

Posty: 7916

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Wszyscy czekamy na coś nowego, Lizbono ^^ Więc może coś dla nas napiszesz? :D



_________________

Osoba, która doprowadza mnie do największego szału to ja sama. (J.C.)
Moje [nie]najnowsze dziecko ;) -> Komentarze karmią Wena :D
Huddy w starym stylu -> Wen[ta] jest głodny :D

PostWysłany: Wto 17:00, 23 Gru 2008
Schevo
Fikopisarz Miesiąca
Fikopisarz Miesiąca



Dołączył: 22 Gru 2008
Pochwał: 5

Posty: 368

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dzięki, dzięki :D
Wen się na razie //ort. zbiesił, więc wklejam "odgrzewane" - jak będzie uprzejmy powrócić, to oczywiście zagnam go do roboty :twisted:



_________________




Codziennie budzę się piękniejsza, ale dziś to już chyba
przesadziłam...

PostWysłany: Wto 17:28, 23 Gru 2008
lizbona
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 8

Posty: 1682

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pamiętam, że jak czytałam Twojego fika, to praktycznie przez cały czas zastanawiałam się, czy uda Ci się go szczęśliwie zakończyć (snułam, wręcz mroczne wizje w mojej ciasnej główce!)

Udało się. I to jeszcze jak! :D



PostWysłany: Wto 17:34, 23 Gru 2008
rocket queen
Pumbiasta Burleska



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57

Posty: 3122

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jakże ja lubię twe ficki. A lubię ich niewiele. Zawsze zabawne, ciekawie się kończą, dobrze napisane. Nic, tylko czytać.



PostWysłany: Nie 19:14, 01 Mar 2009
Miss Spookines
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 35

Miasto: Jawor
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Przeczytałam już wczoraj, dopiero dzisiaj komentuję - wybacz.

Podtrzymuję to wszystko, co napisałam przy "Podarunku" i "Plotkarze" - jesteś moim absolutnym mistrzem.
Chciałabym kiedyś pisać tak doskonałe Huddy jak Ty.

Piszesz szalenie dowcipnie, ciepło, lekko... wszystko się pięknie kończy i pozostawia rozanielonego czytelnika z taaaaaaaki *pokazuje jak dużym* uśmiechem na twarzy.

Genialna rozmowa o palcu Lisy :lol: i świetny motyw zazdrosnego House'a!
I jeszcze kiciuś na dokładkę :)

Gratuluję kolejnego genialnego fika.
*bije pokłony do samej ziemi*
:calus:



PostWysłany: Pią 12:28, 10 Kwi 2009
Sarusia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 08 Kwi 2009
Pochwał: 14

Posty: 846

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

koelejny wspaniały fik uwielbiam czytac twoje fiki pozdrawiam



_________________

PostWysłany: Nie 9:27, 17 Maj 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.03830 sekund, Zapytań SQL: 15