Panaceum [2/2] [Z]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Panaceum [2/2] [Z]

Cytat:
Z racji tego, że ostatnio trochę pokomentowałam w tym dziale, postanowiłam być fair i dać Wam szansę na odwet.
Z nieukrywanym przerażeniem przedstawiam Wam jeden z moich (po)tworów, czekając na opinie w ogóle, a konstuktywną krytykę w szczególności.
Niektórzy mieli już okazję czytać to gdzie indziej, ale może kogoś zainteresuje.
Kończąc przydługi wstęp dodam tylko, że tekst był pierwotnie podzielony na dwie części, ale w całości lepiej się czyta.






Ból był po stokroć silniejszy niż zazwyczaj.

Tak się nie zaczyna żadnego opowiadania. Ale miejscowość, dzień tygodnia, pora roku czy warunki pogodowe, zwyczajowo opisywane w pierwszych kilku zdaniach, nie miały tutaj żadnego znaczenia. Liczył się tylko on i jego ból.

A ból był po stokroć silniejszy niż zazwyczaj.
House siedział w swoim gabinecie i marzył o zastrzyku z morfiny, ale wiedział, że Cuddy się nie zgodzi. Poza tym, ostatnim razem, kiedy o to poprosił, dostał trochę soli fizjologicznej. Nie ma głupich, drugi raz się nie nabierze na historyjkę pod tytułem "Ten Ból Jest Tylko W Twojej Głowie".
Jeszcze trzy godziny. Potem pójdzie do domu i utopi cierpienie w alkoholu. W normalnej sytuacji zrobiłby to, co miał w zwyczaju - zignorował wszelkie zasady, w tym godziny pracy. Ale w porannej kłótni z Cuddy trochę przesadził. Wiedział, że jeśli teraz opuści szpital, da jej idealny sposób na zemstę - dołoży mu godzin.
Nagle drzwi otworzyły się i wszedł obiekt jego rozmyślań. Greg na moment przestał masować obolałe udo. Lisa podeszła do biurka. Gdyby jej wzrok mógł zabijać, najlepszy diagnosta PPTH byłby potrójnie martwy.
- Masz pacjenta do zdiagnozowania - wycedziła przez zaciśnięte zęby, rzucając mu teczkę.
- Wzruszające - jego głos nie wyrażał nawet cienia zainteresowania. W zasadzie, nie wyrażał absolutnie nic. Jednak kiedy Cuddy odwróciła się na pięcie i ruszyła ku drzwiom, poczuł, że musi jakoś zareagować. Nikt nie będzie bezkarnie ignorował Gregory'ego House'a!
- Złość piękności szkodzi - poinformował oddalające się plecy administratorki. - Więc tobie z pewnością nic nie będzie.
Wraz z trzaśnięciem drzwiami, Grega uderzyła nagła fala bólu. Stłumił krzyk i zaczął rozmasowywać nogę.

Półtorej godziny i siedem tabletek Vicodinu później, rwący ból prawego uda wciąż nie pozwalał mu skupić myśli. Kaczuszki pracowały, on kłócił się z samym sobą. W końcu jednak skapitulował i postanowił pójść do Cuddy.
Starając się w ogóle nie stawać na chorą nogę, ruszył do jej gabinetu. Pokonanie tej trasy zajęło mu dwa razy więcej niż zwykle.
Kiedy wszedł, rzuciła mu tylko gniewne spojrzenie i wróciła do uzupełniania papierów.
- Potrzebuję morfiny.
- Wzruszające - doskonale go sparodiowała, nawet nie podnosząc głowy.
- Nie powinienem nazywać cię zdesperowaną nimfomanką w obecności sponsorów. Ani używać żadnego innego określenia, którego użyłem - wyrzucił z siebie jednym tchem, jak doskonale wyćwiczoną kwestię.
- Och, łaskawco. Zachowaj przeprosiny dla siebie - powiedziała Cuddy lodowatym tonem.
- Przecież nie przeprosiłem! - zaperzył się. W odpowiedzi usłyszał wściekłe prychnięcie.
- BOLI MNIE NOGA! Nie mogę normalnie funkcjonować! - podniósł głos, prawie krzyczał. W końcu udało mu się zwrócić na siebie jej uwagę. - Przepraszam, w porządku?! Co mam jeszcze zrobić? Po prostu daj mi ten cholerny zastrzyk!
Jej rysy trochę złagodniały, złość jakby się ulotniła.
- Nie wyglądasz jakbyś cierpiał.
- Myślisz, że chcę się naćpać?
- Stoisz na tej nodze.
Dopiero wtedy i on zdał sobie z tego sprawę. Nie mógł jednak stracić twarzy.
- To MOJA noga, znamy się od dawna i sam najlepiej wiem, czy boli, czy nie. Ty spędziłaś z nią zaledwie jedną noc, ja piętnaście tysięcy, trzysta trzydzieści.
- Piętnaście tysięcy, trzysta trzydzieści? - podchwyciła, żeby ukryć zmieszanie wywołane wspomnieniem ich wspólnej nocy.
- Czterdzieści dwa lata razy trzysta sześćdziesiąt pięć daje równe piętnaście tysięcy, trzysta trzydzieści.
- Zapomniałeś o latach przestępnych - rzuciła z satysfakcją i House już wiedział, że wszystko wróciło do normy.

Wyszedł na korytarz i jęknął, bo ból uderzył ze zdwojoną siłą. Morfina. Po to przyszedł. Chciał się wrócić, ale Cuddy była już zajęta rozmową telefoniczną. Właściwie mógłby jej przerwać, ale dopiero co się pogodzili więc powoli, uważając na nogę, ruszył do gabinetu Wilsona.
- Potrzebuję morfiny - poinformował stając w drzwiach i kompletnie ignorując pacjentkę.
- House, jestem zajęty...
- Czy coś panią boli? - zapytał diagnosta, przygryzając wargę. Na czoło wystąpiły mu kropelki potu.
- Nie... - niepewnie odpowiedziała pacjentka.
- Więc niech pani łaskawie sprawdzi, czy jej nie ma na zawnątrz, bo ja wariuję z bólu.
Zatrzasnął drzwi za zdezorientowaną kobietą i usiadł na kanapie.
- Daj. Mi. Zastrzyk. - wycedził. Wilson dawno nie widział go w takim stanie.
- Zaczekaj tu - poprosił. - Przyniosę morfinę.

Czas mijał powoli. Sekundy dłużyły się niemiłosiernie. Każda sekunda wypełniona bólem. Minuta. Sześćdziesiąt porcji bólu. I kolejne sześćdziesiąt. Następne. I jeszcze jedno. Trzydzieści osiem...

Drzwi otworzyły się, ale Wilson nie był sam. Para przestraszonych, zielonych oczu, wpatrywała się w House'a z uwagą.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jest tak źle? - w głosie Cuddy, poza strachem, dało się słyszeć coś jeszcze. Troskę?
- Wilson, ty cholerny plotkarzu!
- U mnie w gabinecie nie wyglądałeś tak fatalnie - kontynuowała niezrażona Lisa. - Od tego czasu ci się pogorszyło?
House założył ręce na piersi i złożył usta w podkówkę.
- Nie wydurniaj się, to ważne! - zirytował się James. - Od kiedy cię boli?
- Nie potrzebuję psychoterapii! Ani podtrzymywania mnie na duchu też nie! Potrzebuję MOR-FI-NY!
- Wyglądasz o niebo lepiej niż dziesieć minut temu. House, wkręcasz nas?
- Rozgryźliście mnie. Ale śmieszny dowcip, ha, ha, ha. A teraz Cuddy, czy ty i twój tyłek możecie wyjść? Robicie straszny tłok, a poza tym, zaraz będę się obnażał. Nie psujcie Wilsonowi tej chwili!
- Ja i mój tyłek widzieliśmy już więcej niż twoje nagie udo, ale nie było na co patrzeć - odgryzła się Lisa i z nadąsaną miną opuściła gabinet.
Kiedy zamknęły się za nią drzwi, Wilson zaczął przygotowywać zastrzyk, jednocześnie mówiąc chyba bardziej do siebie, niż do House'a.
- Nie rozumiem. Wyglądasz, jakbyś wstał z grobu, a chwilę później masz siłę dowcipkować i... - przerwał, bo House walnął go laską w łydkę. James już się szykował do kontrataku, ale jego uwagę przykuły usta przyjaciela zaciśnięte w wąską linijkę i jego kredowobiała twarz. - Jezu... ściągaj gacie.
Już miał wbić igłę, kiedy drzi otworzyły się ponownie.
- Martwię się - wyznała Cuddy, wtykając głowę do środka.
- Możesz ograniczyć mi cierpień i w ramach dnia dobroci dla seksownych diagnostów wziąć za mnie dyżur w klinice - wyraził nadzieję House.
- W ramach dnia dobroci dla seksownych administratorek, nie tylko możesz, ale na pewno weźmiesz, moje dyżury w klinice od końca tygodnia - odgryzła się Lisa.
Wilson obserwował ich i nagle coś wpadło mu do głowy. Miał niemal ochotę podskoczyć, krzycząc "eureka!".

Zamiast tego wykrzyknął tylko "wiem!", tym samym przerywając House'owi i Cuddy, którzy wciąż się licytowali kto za kogo weźmie dyżur i pod dzień dobroci dla kogo to podepną. Spojrzeli na niego ze zdumieniem.
- Lisa, wyjdź na chwilę - poprosił onkolog. Oczy jego przyjaciół skrzyżowały się w znaczącym spojrzeniu, jakby sprawdziły się ich przeczucia. - Mówię poważnie! Zaczekaj za drzwiami.
- To nieładnie wypraszać damę - upomniał go Greg niemal oburzonym tonem.
- Podobno wariatom się przytakuje... - Lisa zrobiła do niego minę i wyszła. Jeszcze przez chwilę świdrował Jamesa spojrzeniem, ale ból prawej nogi nasilał się, przypominając mu o celu tego spotkania.
- Morfina!
Wilson wyraźnie się ucieszył.
- Lisa, wejdź!
Cuddy lekko uchyliła drzwi, ale pozostała za progiem, jakby się bała, że to, co opętało Wilsona, jest zaraźliwe.
- Jesteś jego panaceum! Jego lekiem na całe zło! - mówiąc to, Wilson zerkał to na House'a, to na Cuddy. W jego głosie pobrzmiewała duma.
- Ta morfina była dla mnie!
- Nie ćpałem!
- Jestem skłonna stanąć po stronie House'a - wtrąciła Cuddy.
- To przecież oczywiste! - James był niezrażony. - Siadaj! Nie tam, obok House'a!
Lisa usiadła, patrząc na Wilsona jak na wyjątkowo ciekawy okaz egzotycznego ptaka. Zerknęła na Grega, jakby chciała w jego oczach wyczytać odpowiedź.
- Nie rozumiecie?! House ma sie całkiem dobrze! A minutę temu, gdy wyszłaś, krzywił się z bólu. W twoim gabinecie było ok, wyszedł i ledwo tu dotarł po morfinę. Weszłaś, jest mu lepiej. Wyszłaś, boli. Weszłaś, dowcipkuje. Wyszłaś...
- Rozumiemy! - przerwali mu jednocześnie.
- Ale to kompletnie nie ma sensu - zakończyła rozmowę Cuddy, a House, jakby na potwierdzenie jej słów, wbił sobie w udo strzykawę z morfiną.

Wilson siedział w swoim gabinecie pogrążony w myślach.
Od zawsze wiedział, że ci dwoje mają się ku sobie, a dzisiejsze wydarzenia tylko go w tym przekonaniu utwierdziły. Może trochę przesadził z entuzjazmem, kiedy im to oznajmiał, ale to było przecież takie oczywiste! Wiedzieli o tym wszyscy, tylko nie główni zainteresowani. Najciemniej zawsze pod latarnią? O nie. On ich zaraz "oświeci"! Z House'm pójdzie trudniej, postanowił więc od niego zacząć.

Cuddy siedziała w swoim gabinecie pogrążona w myślach.
Teoria Wilsona była śmieszna, ale mimo wszystko schlebiała jej. Może to ze względu na wspomnienia ze studiów, a może z powodu ich teraźniejszych, jakże dziwnych stosunków, ale wcale by się nie obraziła, gdyby była dla House'a kimś... czymś? tak wyjątkowym, jak panaceum.
Ostatnie zdanie wypowiedziała w niemej dyskusji myśli mimowolnie. I dopiero po fakcie dotarło do niej, że właśnie przyznała się przed samą sobą do uczuć, jakie do niego żywiła. Teraz była ich pewna. Ale jakie to były uczucia? Zresztą, jakiekolwiek by one nie były, on na pewno nie czuł nic do niej. Chyba na pewno.
Więc w zasadzie nie była pewna niczego.

House siedział w swoim gabinecie pogrążony w myślach.
Wilson to kretyn. To było jasne od dawna, ale teraz zostało udowodnione. Miał świadka. A że przy tym świadku on sam czuł się jakby lepiej ("Nie jakby, tylko znacznie" - poprawił go tak zwany głos wewnętrzny)... cóż, na pewno da się to jakoś wytłumaczyć. Naukowo. Racjonalnie.
Z drugiej strony, nie miałby nic przeciwko przebywaniu z Cuddy częściej. Tylko ona potrafiła być jednocześnie wkurzająca, zabawna, ekscytująca, seksowna i do tego stanowić dla niego godnego rywala w potyczkach słownych.

- Ale, do jasnej cholery, nie leczyła z bólu!
Poderwał się z zza biurka z zamiarem oznajmienia tego Wilsonowi, kiedy ten wszedł do gabinetu.
- Myślałeś o tym, co ci powiedziałem? - zapytał, pomijając wstępy.
- Cały czas o tym myślę.
- Serio? - James wyraźnie się ucieszył.
- Pewnie. Zastanawiam sie, czy Cuddy będzie się lepiej sprzedawać w tabletkach, czy w syropie.
- Idiota! - warknął Wilson, siadając na krześle.
- Myślę, że powinieneś się zwiazać z Cuddy. Oboje tego chcecie - wyniosłym tonem oznajmił House.
- Słucham?!
- Och, myślałem, że zamieniliśmy się rolami - Greg udał zaskoczenie - Zwykle to ja nazywam ludzi idiotami. Nauczyć cię innych fajnych słów?
- Przestań błaznować! To, że lecisz na Cuddy jest tak oczywiste jak to, że ona leci na ciebie. Od lat z sobą flirtujecie, w międzyczasie kłócicie się tak, że iskry lecą...
- I ta równowaga nie powinna zostać zachwiana niczym takim jak związek - urwał House.
- Nie musi zostać ZACHWIANA. Może zostać UROZMAICONA.
DIagnosta przewrócił oczami. To, co mówił Wilson było idiotyczne i nie miało prawa bytu. Jednocześnie było fascynujące i... mózg zaczął podsuwać mu obrazy jego samego całującego Cuddy po wyjątkowo siarczystej kłótni.
- Dosyć! - powiedział głośno, zarówno do Wilsona jak i do swoich myśli.
- A może ktoś tak wami kieruje, żebyście się w końcu zeszli? - rzucił w akcie desperacji James, zdając sobie sprawę jak absurdalnie to brzmi.
- Bóg, w którego nie wierzę, chce mnie zeswatać z kobietą, której nie kocham? Brawo Jimmi. Świetna teoria.
- Na pewno nie kochasz?
- A poza tym - ciągnął House, choć pytanie Wilsona wciąż krążyło mu po głowie. Na pewno? Na pewno? - Twoja druga teoria też jest o kant dupy potłuc. Bo o ile nie masz Cuddy w kieszeni, to jej tu nie ma, a noga mnie nie boli.
Zadowolony, że w końcu wrócili do tematów, które można objąć rozumem i nie wymagały udziału serca, poczuł się jak oblany kubłem zimnej wody, kiedy Wilson przypomniał:
- Po takiej dawce morfiny nikogo by nie bolało. Pożyjemy, zoabczymy.
I opuścił gabinet, a jego ostatnie słowa zawisły w powietrzu niczym groźba.

Cuddy pozbierała myśli i wróciła do roli statecznej pani administrator. Siedząc na przeciwko Wilsona, przedstawiała fakty z takim zacięciem, jak prokurator na sali sądowej przekonany o winie oskarżonego.
- To nie ma sensu! A nawet gdyby miało, to ja nic do niego nie czuję! A nawet, gdybym czuła, to on nie czuje nic do mnie!
- Ma sens, nie ma, nieważne! Nieważne, bo i ty czujesz coś do niego, i on do ciebie!
- Powiedział ci to? - zapytała marszcząc czoło, ale nie czekała na odpowiedź. - Nieważne.
- Masz rację, nieważne!
- Nieważne, bo nic nie zrobię - uściśliła. - Ja się przed nim otworzę, a on mnie wyśmieje. I do końca życia będzie mi to wypominał. I mnie zr... - urwała w pół słowa. Owszem, bała sie zranienia, ale Wilson nie musiał o tym wiedzieć.
- Wiem, że tak nie będzie. Ale on sam od siebie nie padnie ci do stóp z bukietem róż. Więc spróbuj. Po prostu spróbuj.

House stał na dachu. Musiał zaczerpnąć świeżego powietrza, bo ból zaczął powracać, a wraz z nim setki niechcianych myśli. Czy Wilson ma rację? Czy powinni z Cuddy spróbować? Czy ona tego chce? Bo że on sam chce, nie miał już siły przed sobą ukrywać. Gdyby tylko mógł otrzymać jakiś sygnał od niej. Sygnał, znak, cokolwiek...
W tym momencie drzwi otworzyły się i na dach weszło jego domniemane panaceum. "Subtelność nie jest twoją mocną stroną" - House wyśmiał w myślach nadawcę tegoż znaku, kimkolwiek on był, ale mimo wszystko się uśmiechnął.
- Po minie wnioskuję, że cię nie boli? - zapytała Cuddy, odwzajemniając uśmiech. Miał na końcu języka przynajmniej trzy odpowiedzi sugerujące, że przez nią boli go bardziej, ale nie odezwał się. Zamiast tego postanowił zaryzykować i sprawdzić teorię Wilsona.
Objął Lisę w pasie i złożył na jej ustach delikatny, pytający pocałunek. Pieszczota była niewinna, a oboje zadrżeli. Pogłębił więc pocałunek, rozchylając jej usta językiem. W końcu, jakby podjęła decyzję, Cuddy objęła go dłońmi za szyję i równie namiętnie wpiła się w jego usta.
Dla obojga świat wokół przestał istnieć, nie docierały do nich żadne zewnętrzne bodźce. Ich usta prowadziły namiętną grę uczuć, przekazując drugiemu o wiele więcej, niż mogliby wyrazić słowami.

Kiedy w końcu się od siebie oderwali, po policzku Lisy spłynęła pojedyńcza łza radości. House obtarł ją kciukiem i przytulił Cuddy do siebie.
- Obawiam się, że panaceum uzależnia. Teraz będę musiał aplikować cię sobie codziennie. Do końca życia.
- Obiecujesz? - zapytała tylko, przytulając się do niego mocniej.



PostWysłany: Czw 17:31, 16 Lip 2009
Sarusia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 08 Kwi 2009
Pochwał: 14

Posty: 846

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

pamiętam tego mini-fika :)
i bardzo mi się on podoba, jest taki lekki i przyjemny... Dobrze napisany, z fajnymi tekstami i bardzo optymistycznie Huddzinkowy - a to jest właśnie to, czego najbardziej teraz potrzebujemy czekając na kolejny sezon ;)
Sarusia wrzuć coś jeszcze swojego niebawem, koniecznie :D



_________________

avek i banner mojej roboty

TuSinka No. 16
Bo oboje nie lubimy poniedziałków... - Raz3r's sister ;*

PostWysłany: Czw 17:49, 16 Lip 2009
kremówka
Chirurg ogólny
Chirurg ogólny



Dołączył: 06 Maj 2009
Pochwał: 11

Posty: 2786

Miasto: Kraków
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Piękne , cudowne ! ;)
Bardzo mi się podoba. :mrgreen:



_________________
Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'

PostWysłany: Pon 18:54, 14 Wrz 2009
Lady M
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14

Posty: 6835

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

podpisuję się pod tym co napisali moi poprzednicy :)



_________________
avek mój
"Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.To uczciwi są nieprzewidywalni ,zawsze mogą zrobić coś niewiarygodnie głupiego..."- Kapitan Jack Sparrow
Zazdrość to chyba najstarszy motyw morderstw na świecie.-Seeley Booth
:houselove: kliknij, jeśli jesteś fanem serialu Bones

PostWysłany: Pon 20:22, 14 Wrz 2009
poprostuxzjawa
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 20 Maj 2009
Pochwał: 39

Posty: 2061

Miasto: Młodocin
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

:mrgreen: Bardzo ładne i dobrze napisane :wink:



_________________
Wyznaję Chaseronizm totalny :D
Każda Hambarr chaseronowa na pizzę zawsze gotowa
Ależ owszem, zgadza się – ona w schowku kryje się!
- by Chasper:*
Sinaj - my sweet soulmate :*:*
Moja zÓa maagdaa umilająca mi chwile w schowku :twisted: złota lista
Johnny, johnny, john--> http://johnnydepp.blox.pl/html

PostWysłany: Wto 22:45, 15 Wrz 2009
Hambarr
Psychiatra
Psychiatra



Dołączył: 30 Lip 2009
Pochwał: 30

Posty: 3852

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dziękuję Wam bardzo ;*
Milo takie słowa czytać ;)



PostWysłany: Sro 13:39, 16 Wrz 2009
Sarusia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 08 Kwi 2009
Pochwał: 14

Posty: 846

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Super fajne świetne



_________________
kiciaipanfu

PostWysłany: Nie 12:35, 24 Sty 2010
kiciaipanfu
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Gru 2009

Posty: 49

Miasto: gdzieś na świecie
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04879 sekund, Zapytań SQL: 15