Susan Vega
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Fajny charakterek ma ta Susan :D
Bardzo ciekawe, czekam na następną część!



_________________

Banner pożyczony od Jeanne
Zamałżowiony kochanej Pauli :*

PostWysłany: Pon 17:42, 30 Mar 2009
lesio
Starachowicki Magnat
Starachowicki Magnat



Dołączył: 31 Sty 2009
Pochwał: 15

Posty: 5489

Miasto: Starachowice
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Cieszę się, że komuś sie podoba :)


Dodano 4 godzin 35 minut temu:

Cytat:
W związku z fikowybrami szybko wrzucam następną część.
Wszelkie komentarze mile widziane :) Miłego czytania życzę.

CZĘŚĆ V

Wilson całe przedpołudnie spędził w biurze uzupełniając karty swoich pacjentów. Spodziewał się, że w końcu Cuddy go znajdzie i zmusi do próby przemówienia Housowi do rozsądku, czego osobiście wolał uniknąć. To byłaby walka z wiatrakami, bo jego najlepszy przyjaciel naprawdę nie znosił Susan. Prawdopodobnie dlatego, że ta młoda studentka medycyny była zagadką, której nie potrafił rozwiązać. A fakt, iż gdy drugi raz pojawiła się w Princeton-Plainsboro, miała zawał mięśnia czworogłowego uda, a on o mały włos doprowadziłby do tego, co spotkało jego samego, tylko pogarszał sytuację. Najgorsze jednak było to, że Housowi wcale nie chodziło o to, iż jego diagnoza była błędna, ale o to, że prawie stał się takim samym kretynem jak ten, który przez swą głupotę, skazał go nie nieustanny ból.

Z rozmyślań wyrwał go dopiero odgłos otwieranych drzwi, w których ujrzał Housa. Nie musiał nawet podnosić głowy, żeby sprawdzić kto go odwiedził, bo znał go na tyle dobrze, żeby pozbyć się wszelkich złudzeń odnośnie pukania. On nigdy nie pukał wchodząc do czyjegokolwiek gabinetu. Nigdy!

- Nie cierpię leczyć lekarzy – warknął Greg i skierował się ku kanapie, na której spędzał więcej czasu niż we własnym domu.
- Przecież ona nie jest lekarzem – sprostował Wilson, dobrze wiedząc o kim mówi jego przyjaciel. – To dopiero studentka medycyny.
- Taaa, ci są jeszcze gorsi!
Wilson za wszelką cenę starał się nie parsknąć śmiechem, ale rozbawienie na widok miny i zacięcia Housa było nie do zniesienia.
- Czego rżysz? To nie jest śmieszne! Ona naprawdę jest straszna!
- Ależ oczywiście – rzekł śmiertelnie poważnie Wilson. – To naprawdę ciężka sprawa. A tak na serio, to o co wam poszło? – zachichotał.
- Kazałem jej podpisać zgodę na operację głowy, a ta się na mnie wypięła! – udał zniesmaczenie. – Nawet nie chciała mnie słuchać…
- House, oszalałeś?? – nie na żarty przeraził się James. – Po cholerę chcesz jej operować głowę, skoro wysiada jej wątroba.
- Wcale nie chcę ciąć jej łba – skrzywił się House. – Jak mogłeś tak we mnie zwątpić?? Ja po prostu sprawdzałem, czy nadal jest tak samo uparta i wszystkowiedząca.
- I co?
- Niestety tak. Przy tej hienie cmentarnej nawet Cuddy wydaje się być milutkim, domowym psiakiem.
- House – rzekł Wilson. – Jak możesz tak narzekać, skoro Susan to udoskonalona, żeńska wersja ciebie?
- Udoskonalona wersja mnie?? – nastroszył się Greg. – Idę więc do Cuddy, oddać jej przypadek.
- Chcesz przegrać zakład?
- Co to, to nie – przypomniał sobie House. – Nie dam Cuddy tej satysfakcji, bo będzie wypominać mi to do końca życia. Idę więc leczyć tę małą heterę.
- House – przerwał im Foreman, który ni stąd ni zowąd pojawił się w drzwiach gabinetu Wilsona. – Mamy problem.

Dodano 1 godzin 15 minut temu:

Cytat:
Z okazji braku okazji wrzucam kolejną część - miłego czytania :)




CZĘŚĆ VI

- Co znowu zmalowałeś?
- Mamy skazę krwotoczną – rzekł Foreman.
- Nie wiem jak ty, ale ja tam niczym się nie skalałem – powiedział House. – A już na pewno nie krwią.
- Jasne, pozwól jej umrzeć. To będzie najlepsze wyjście, prawda?
- Gdybym miał wybierać, wolałbym nowego murzyna, albo kolejkę górską – zakpił House. – A jeśli już tak bardzo chcesz ją ratować, to postaraj się tamować krew, żeby się nie wykrwawiła.
Foreman odwrócił się na pięcie i zniknął za najbliższymi drzwiami.
- A ty – House zwrócił się do Wilsona – masz przyjść dzisiaj na pokera. O 19:00. I nie zapomnij wziąć czegoś do jedzenia.
- Ale… Eeee… To znaczy
- Przestań się tak jąkać. Nie zbankrutujesz przecież od tego.
- Chodzi mi o to, że dziś nie mogę – wykręcał się Wilson, starając się za wszelką cenę zrobić zawiedzioną minę. – Źle się czuję…
- Wyglądasz całkiem nieźle – wtrącił House.
- … a poza tym mam tyle spraw do załatwienia, że naprawdę nie mogę – kontynuował Wilson. I jeszcze…
- HOUSE!! – rozległ się przenikliwy głos rozwścieczonej Cuddy. – DO MNIE!! Natychmiast!
- Przestań bredzić – odparował Greg. – Jak tylko rozprawię się z tą pijawką, wrócę tu i dowiem się co kombinujesz.
Doktor Gregory House podążał długim, dobrze oświetlonym korytarzem w stronę gabinetu Lisy Cuddy. Próbował zastanowić się, czegóż ta zła kobieta znowu może od niego chcieć. Przecież cały dzień był grzeczny… Mimo to nie mógł należycie się nad tym skupić, gdyż ciągle na pierwszy plan wybijała się rozmowa z Wilsonem. Gdzież on się wybiera i co jest dla niego na tyle ważne, żeby zrezygnować z pokera. Przecież Wilson uwielbia pokera!
- Mamo, to nie ja! To Foreman – mruknął House otwierając drzwi.
- Co Foreman?
- Nie wiem – skwitował House. – Zależy za co na mnie nawrzeszczysz.
- Jeszcze się pytasz? – zdziwiła się Lisa. – Pacjentka ma problemy z wątrobą i nerkami, a ty idziesz do niej i wmawiasz jej, że potrzebuje operacji głowy?? Wziąłeś za dużo Vicodinu, czy jakieś złe ci na mózg padło??
- Ja zapobiegawczy jestem – odparł najniewinniej jak tylko potrafił. – Chciałem już mieć podpisaną taką deklarację tak na wszelki wypadek. Jak tylko popsuje się głowa, to będzie jak znalazł.
- Czyś ty rozum postradał? – przeraziła się Cuddy. – Takich deklaracji nie podpisuje się na zapas. Przestań grać z nią w jakieś gierki, tylko weź się w końcu za leczenie.
- Tak jest panie kapitanie! – zasalutował Greg, po czym odkuśtykał w stronę swojego biura.
Jak to w jego zwyczaju było, nie przejął się tym w ogóle. Słowa Cuddy od dawna nie robiły na nim większego wrażenia, tym bardziej, iż tym razem wiedział, że ta stara wyjadaczka prędzej czy później dowie się o jego szalonym pomyśle.
Właśnie miał otwierać drzwi swojego gabinetu, gdy z daleka dojrzał Foremana, spieszącego w jego kierunku. W pierwszym odruchu, chciał się gdzieś schować, ale po chwili dotarło do niego, że ten uparty czarnuch, bez problemu go dogoni.
- Idę już, idę – postanowił przejąć inicjatywę. – Widzę, że nie potraficie zająć się nawet cieknącą krwią – zadrwił House i skierował się w stronę sali, gdzie leżała Susan.
- Nie, nie – spanikował Foreman. – Tak właściwie chodziło mi o coś innego.
- A cóż innego mogło przykuć twoją uwagę bardziej aniżeli umierające młoda dziewczyna?? – uszczypliwie mruknął. – Wydawało mi się, że ją polubiłeś?
- Chodzi o to, że… - jąkał się Foreman. – Chodziło mi o to, że… Że byłem u niej w domu, a nie zdałem ci jeszcze raportu – uratował się w ostatniej chwili Eric. A przynajmniej tak mu się wydawało.
- No to słucham – rzekł House, nie zdradzając przy tym, że już dawno się zorientował, iż coś tu nie gra.
- Seks, drugs and rock&roll – metaforycznie odpowiedział. – I jeszcze do tego alkohol i leki na depresję.
- Super! Ale tak na przyszłość: od metafor, jestem ja… Zapamiętaj to sobie, bo jesteś w tym beznadziejny – oznajmił House. – A tak gwoli ścisłości, to przegiąłeś. Nie uwierzyłem w ani jedno twoje słowo, bo zrobiłeś z niej niegrzeczną dziewczynkę. Wszyscy wiedzą, że lubię niegrzeczne dziewczynki, a jej nie. Mamy dwie sprzeczności, więc jedno stwierdzenie musi był nieprawdziwe. Fakt, że lubię niegrzeczne dziewczynki przed chwilą zweryfikowałem, więc to ty kłamiesz, starając się powstrzymać mnie przed odwiedzeniem pacjentki. Niestety, nie udało ci się – zaśmiał się House i ruszył w stronę sali numer 21.
Po chwili House znajdował się na korytarzu, prowadzącym między innymi do sali, w której leżała Susan. Nie musiał nawet wchodzić do środka, żeby zauważyć, że dzieje się tu coś podejrzanego. Mianowicie, cała jego drużyna rozlokowana była po korytarzu, jak jakieś antyhausowe czujniki.
Nie musiał się nawet między nimi przeciskać, ani dyskutować, ponieważ z sali Susan, właśnie wyszło dwóch barczystych mężczyzn. Oboje mieli na sobie czarne garnitury, białe koszule i ciemne okulary. Wyglądali niczym rodem z jakiś tajnych służb. Może CIA, może FBI, albo jeszcze jakie inne diabelstwo.
Zrezygnowany Foreman, pojawił się na tym korytarzu dopiero po jakimś czasie, a i tak pozostali patrzeli na niego z wyrzutem.
- Miałeś go tylko zatrzymać – warknął Taub, który obawiał się, że nie zasłużą na obiecaną nagrodę. – To takie trudne?
- Trzeba było samemu spróbować – odgryzł Foreman.

Kiedy tylko House znalazł się tuż przed owymi mężczyznami zapytał:
- Kim panowie są? Jeśli oczywiście można wiedzieć?
Już po chwili pożałował faktu, iż starał się być uprzejmy. To nigdy nie działa, tak jak powinno i tak też było w tym przypadku.
- Niestety nie można wiedzieć – odrzekli obaj panowie, zręcznie omijając stukniętego doktorka z laską.
- I bądź tu miły… To cię gnojki jeszcze oleją – mruknął złośliwie.
- Słucham?? – warknął przez zaciśnięte żeby jeden z nich. – Jakie gnojki?
- Jak to jakie? Wy! Zapytałem kim jesteście! Mam do tego prawo, bo nękaliście moją pacjentkę, a jestem przecież za nią odpowiedzialny – mydlił im oczy House. – Jeśli się panowie nie przedstawią, będę zmuszony powiadomić o tym policję.
- Nie się pan tak nie wysila – powiedział jeden z nich. – Dobrze wiemy kim pan jest doktorze House. Wiemy także, że jest pan zgryźliwym dupkiem i że pacjenci guzik pana obchodzą, więc lepiej niech tak zostanie. I jeszcze jedno. Sugerowałbym szybko ją wyleczyć, to wszyscy będą zadowoleni… A teraz musimy już się z panem pożegnać. Do zobaczenia.

Dodano 13 godzin temu:

Cytat:
Wrzucam kolejną część - mam nadzieję, że ktoś to zauważy ;). No i zauważyłam, że dorosłam do dedykacji.

Dedykuję część VII wszystkim housomaniakom z tego wspaniałego forum, a zwłaszcza moderatorom i administratorom, dzięki którym forum rośnie w siłę i szybko się rozwija! Dziękuję Wam kochani, za mile spędzony czas!!



CZĘŚĆ VII

- Cuddy – wrzeszczał House przemierzając korytarze Princeton-Plainsboro. – Cuddy, kochanie, gdzie się schowałaś??
Nie zwracał uwagi na podejrzliwie przyglądających mu się lekarzy, na pielęgniarki szepczące po kątach, ani tym bardziej na tuzin pacjentów, koczujących w przychodni. Zresztą nie był nawet pewien, czy zdają sobie sprawę, że jest lekarzem. W końcu laska mówiła co innego, a fartucha przecież nie nosił. A poza tym miał teraz inny cel, który zamierzał jak najszybciej osiągnąć. Nie cierpiał bowiem być niedoinformowanym kaleką.
- Cukiereczku – krzyczał. – Nie ukrywaj się przede mną. Mam do ciebie sprawę.
- HOUSE – warknęła zdenerwowana i purpurowa ze złości, a może wstydu Cuddy – Co ty do cholery wyprawiasz??
- Mamy do pogadania, mamuśku – zaczął złowieszczo.
- My? – udała zdziwienie. – Czyżbyś od dzisiaj sam informował mnie o swych szaleństwach?
- Niedoczekanie – odburknął. – Ale ty mogłabyś informować mnie o swoich.
- Niby o czym miałbym cię informować, mój ty prawie wszystko wiedzący dupku żołędny – warknęła ciągle zdenerwowana Lisa.
- Na przykład o dwóch mięśniakach nachodzących moją pacjentkę?
- Ooo, to od teraz Susan jest twoją pacjentką? Dobrze wiedzieć.
- Nie zmieniaj tematu – nie dawał za wygraną Greg. – Dobrze wiesz, że i tak dowiem się kim oni byli, niejednokrotnie narażając przy tym szpital i ciebie na zniesławienie, wiec łatwiej byłoby gdybyś sama mnie oświeciła.
- Ale House, ja nie wiem o czym ty mówisz.
- Nie igraj ze mną – warknął. – Już dziś próbował tego Wilson, Foreman i jeden z tych dwóch osiłków. Limit wyczerpany.
Widać było, że Lisa zaczęła rozważać tę opcję poinformowania go o wszystkim. W końcu House ma rację. I tak się dowie, kim oni byli, a tak może uniknie kolejnego pozwu do sądu i zaoszczędzi trochę pieniędzy.
- To byli agenci FBI – powiedziała szybko, jakby bojąc się, że może stać się coś złego. – Pomachali mi przed nosem legitymacjami i powiedzieli, że muszą z nią pilnie o czymś porozmawiać.
- O czym?
- Zapytałam o to samo, ale w odpowiedzi usłyszałam, że nie mogą mi powiedzieć, bo jest to poufna sprawa – wykrztusiła wszystko Cuddy. – I że nie mamy się tym interesować. Więc House, na Boga, daj temu spokój. Wylecz ją i będzie po sprawie – prosiła Cuddy.
- Żartujesz?? – zapytał prawie skaczący z zachwytu House. – Taka intryga, a ja mam się w to nie mieszać. No way!!
Nieszczęśliwa Cuddy została na korytarzu, obserwując rozanieloną twarz diagnosty. Dawno nie widziała go w tak wyśmienitym humorze, jednakże dla niej był to zły znak. Nie istniał bowiem nawet cień nadziei, że House nie sprowadzi kłopotów na nią lub co gorsza na cały szpital.
- Toż to będzie apokalipsa – pomyślała zrezygnowana, po czym ruszyła w stronę swego gabinetu, aby jak najszybciej zadzwonić po adwokata Housa…
W tym samym czasie Hause zdążył dokuśtykać się do swoich podwładnych. Cała szóstka siedziała w pokoju diagnostycznym, jakby czekając na zbawienie.
- Wychodzę – oznajmił House. – A wy bądźcie na tyle mili i utrzymajcie ją przy życiu do mojego powrotu. Będę musiał z nią porozmawiać.
- O czym? – zapytała „trzynastka”, kiedy napięcie wśród medyków sięgnęło zenitu.
- Jak to o czym? – udał głupiego. – O seksie, dragach i rock&roll`u. Foreman wam wyjaśni – odrzekł widząc kosmiczne zdziwienie na ich twarzach.
- A gdzie idziesz? – odważyła się zapytać Cameron, mając nadzieję na choć krzynę szacunku dla kobiet.
- Oszukać przeznaczenie – zakpił wesoło.



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Sro 10:13, 01 Kwi 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
- Cuddy – wrzeszczał House przemierzając korytarze Princeton-Plainsboro. – Cuddy, kochanie, gdzie się schowałaś??

*leży i kwiczy* :mrgreen: Zrobiło się gorRrąco :lol:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Sro 13:42, 01 Kwi 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

poproszę o jeszcze... świetny fik



_________________
FUS forever

sis - Sevir :**

... i dopiero wtedy stało się światło

"you are still terribly afraid to be hurt, your imaginary sadism shows that. so afraid to be hurt that you want to take the lead and hurt first." "Only with you, eternity wouldn't be boring."

PostWysłany: Czw 0:40, 02 Kwi 2009
Caellion
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 15

Posty: 5591

Miasto: Bełchatów/łódź
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Przeczytałam już dawno, ale dopiero teraz skomentuje :D
Fik GENIALNY. Doskonały House, doskonały Forman i doskonała Cuddy :D Ahww. I jeszcze ta pacjentka, całkiem jak House :]
Przy kochaniowaniu Cuddy padłam, a tu

Cytat:
- Żartujesz?? – zapytał prawie skaczący z zachwytu House. – Taka intryga, a ja mam się w to nie mieszać. No way!!

Ómarłam jak sobie to wyobraziłam. O goood. Cudowne! I czekam na dalej :*



_________________

PostWysłany: Czw 12:17, 02 Kwi 2009
jeanne
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 50

Posty: 11087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Z dedykacją dla twórców Housa



CZĘŚĆ VIII

Był piękny, słoneczny, bezchmurny dzień. Słoneczko mocno przygrzewało, dlatego też każdy normalny człowiek starał się spędzić choć kilka minut na świeżym powietrzu, ciesząc się pierwszym, tak ładnym popołudniem od wielu dni.

Nawet doktor Gregory House przebywał na dworze, delektując się promykami słońca. Ale zaraz… Hola, hola… Co prawda House wyglądał jakby wygrał milion w totka, a transmisje wyścigów Monster Trucków puszczali przez kilka dni bez przerwy, więc ktoś, kto go nie znał, mógł głupio pomyśleć, że należy do ludzi, na których pozytywnie działa słoneczna pogoda, ale to nie ta bajka. W tak sielankowy nastrój wprowadził go nie kto inny, jak nomen omen, Susan Vega, pacjentka, której nie cierpiał.

Po kilkunastu minutach House dotarł w końcu do celu swej dzisiejszej podróży. Stał przed komisariatem policji w New Jersey, zastanawiając się jak to wszystko rozegrać. Zacisnął mocniej palce na lasce i ruszył przed siebie, starając się jak najszybciej pokonać grupkę schodów, dzielących go od tak bardzo upragnionych informacji.

- Dzień dobry – zaczął wesoło House, który wbrew wszystkiemu postanowił być miły. Przynajmniej na komisariacie i to w dodatku tylko do czasu, aż zdobędzie to, czego szuka. – Nazywam się Gregory House, jestem lekarzem z Princeton-Plaisboro Teaching Hospital – kontynuował – i chciałbym się dowiedzieć jaka jest szansa na zdobycie kilku informacji o mojej pacjentce.
- Pana pacjentce? – zdziwił się policjant. – A co ona nas obchodzi? No chyba, że jest jakimś seryjnym mordercą, albo kimś takim…
- Nie, nie jest – odrzekł, myśląc jednocześnie, że tak naprawdę nie ma pojęcia kim ona jest. Może właśnie pracuje dla rządu jako płatny zabójca?? – Chodziło mi raczej o to – kontynuował już na głos – że ona współpracuje, może nawet pracuje w policji, a jej akta są poufne, przez co nie mam dostępu do być może najważniejszych informacji o pacjentce. Zaznaczam, że może jej to uratować życie.

Po mniej więcej pół godzinie House w końcu wydostał się z komisariatu. Szedł bardzo powoli, bo w jednej ręce dzierżył laskę, a w drugiej pokaźny plik dokumentów, za które w obecnym stanie ducha i umysłu oddałby życie. Nie wyobrażał sobie bowiem życia, czy nawet nieżycia, bez wiedzy, którą zawierają owe kartki. Czym prędzej zamówił taksówkę i udał się w drogę powrotną do Princeton-Plaisboro.

Pierwszą osobą, którą spotkał tuż po wejściu do szpitala okazał się Wilson, którego tajemnicy również jeszcze nie rozwiązał. Zresztą miał na głowie teraz ważniejsze rzeczy! W powietrzu wisiała przecież jakaś teoria spiskowa!

- House, co ty wyrabiasz? – wrzasnął Wilson. – Na co ci ta makulatura? Biceps trenujesz, czy jak?
- Chciałbyś żeby to była zwykła makulatura, prawda? – podsycał ciekawość Wilsona. – Opowiedziałbym ci wszystko wieczorem, podczas pokera, ale jak widać masz ważniejsze rzeczy na głowie.
- Daj spokój, przecież…
- Żebyś chociaż umówił się z Cuddy na randkę, to może bym ci wybaczył, ale… Zaraz, zaraz – przerwał House robiąc minę wszystkowiedzącego człowieka – właściwie, to wyglądasz jakbyś naprawdę się z nią umówił!! Czemu nic nie powiedziałeś?
- Bo to nie prawda – bronił się Wilson. – Powinieneś czasem posłuchać, jakie brednie wygadujesz?
- Brednie? To dlaczego nie chcesz przyjść na pokera? – zapytał. – W chorobę nie uwierzę! Musiałeś umówić się z Cuddy…
- No dobra, przyznaję. Idę z Lisą na kolację. Zadowolony?
- Ależ oczywiście – odrzekł wesoło House. – Dziś nic nie jest w stanie popsuć mi wieczoru, nawet to, że ciągle wciskasz mi kit.
- Powiesz mi w końcu, co tam tak targasz – zmienił temat Wilson.
- Życie Susan.
- Co? Dopiero będziesz się uczył o budowie i funkcjonowaniu człowieka, czy jak?
- Lepiej – cynicznie uśmiechnął się Greg. – Patrzysz na policyjne akta mojej ulubionej pacjentki. Ależ będę miał lekturę!
- House! House – po raz kolejny Foreman przerwał im rozmowę. – Mamy kolejny problem!
- Czego znowu?
- Krew Susan jest zielona!
- Cool – mruknął Greg z wyrazem rozanielenia na twarzy. – Chyba zaczynam ją lubić! Dawno nie widziałem zielonej krwi.
- Mówię poważnie – żachnął się Foreman.
- To od kontrastu idioto! – oświecił go House. – Nerki padły, więc co miało filtrować krew? Może płuca? Podkręć dializator i daj mi spokój.
- Dializator ustawiony jest na maksimum – spokojnie oznajmił Foreman. – A krew nadal zielona.
- To czego ode mnie oczekujesz – zadrwił House. – Mam oddać jej własną nerkę? Czy może mam się za nią pomodlić?
- Lepiej zacznij – tym razem słowa Erica przesycone były ironią i cynizmem. – Cuddy właśnie zmierza w twoim kierunku, a minę ma, jakby chciała cię wypatroszyć… Powodzenia House – zaśmiał się Foreman.

Widząc rozwścieczoną Cuddy, Wilson i Foreman praktycznie zdematerializowali się w miejscu. Do Housa dotarło, że to nie przelewki, więc natychmiastowo ruszył przed siebie tempem, jakiego nie powstydziłby się nawet biegacz.

- HOUSE!! – wrzasnęła Cuddy z irytacją w głosie. – I tak cię dogonię!
- A czy ja uciekam? – zapytał najniewinniej jak tylko potrafił, kiedy szefowa znajdowała się na tyle blisko, że nie musiał krzyczeć. – Krew Susan jest zielona i muszę się tym jak najszybciej zająć. Wybacz więc, ale jestem zajęty.
- Nie igraj ze mną – warknęła Lisa. – Twoja drużyna się tym zajmie.
- Ależ Cuddy… Moja ty ulubiona szefowo – próbował osłodzić złość Lisy. – To będzie bardzo nieodpowiedzialne – ironizował ze swoim głupawym uśmieszkiem na twarzy.
- Nieodpowiedzialna to była wycieczka na policję! – wrzasnęła Cuddy. – Czyś ty już całkowicie stracił rozum? Przecież jeśli ona nas pozwie, nie będziemy mieli żadnych szans!
- Ależ cukiereczku…
- Przestaniesz w końcu mnie tak nazywać? – przerwała mu Cuddy.
- Nie – odpowiedział. – Przynajmniej dopóki będzie cię to denerwowało.
- Jeśli zaraz nie zaniechasz zachowywania się jak ostatni matoł, zabiorę ci ten przypadek – zagroziła Cuddy. – I oddam go Chaseowi!

Na nieszczęście Cuddy, przypadek Susan coraz bardziej podobał się diagnoście, więc nie zamierzał go oddawać. A już na pewno nie temu tlenionemu niewolnikowi. Niestety słowa już padły i nic nie było w stanie uratować biednej Cuddy.

- Naprawdę?? – House zaczął mówić na tyle głośno, aby słyszeli o tym wszyscy znajdujący się w pobliżu ludzie. Nie ważne czy byli to lekarze, pielęgniarki czy pacjenci. – Musimy wszystkich ostrzec! Hej, ludzie – wrzasnął po chwili na całe gardło. – Jeden z pacjentów przywlókł do szpitala śmiertelnego i bardzo zaraźliwego wirusa, więc cały budynek został objęty kwarantanną!
- To nieprawda – próbowała sprostować Cuddy. – Nie ma powodu do paniki!
- Oczywiście, że nie ma powodu do paniki – wrzeszczał House, wzbudzając strach we wszystkich, którzy go słuchali. – Przynajmniej do czasu aż znajdziemy kogoś z objawami pasującymi do owego wirusa.
- Czyli jakimi? – spytała tęga kobieta obgryzająca ze zdenerwowania paznokcie, prawdopodobnie pacjentka, która przyszła do kliniki z jakimś nudnym przeziębieniem.
- Zawroty głowy, gorączka i mdłości – oznajmił House, zaraz po zlustrowaniu wszystkich pacjentów z przychodni. Większość z kich kichała i prychała, więc to właśnie te objawy powinny wzbudzić odpowiednio wielka falę paniki, aby dać zajęcie Cuddy na co najmniej kilka godzin.
- Spokojnie, tylko spokojnie – próbowała ratować sytuację szefowa. – To tylko żart naszego diagnosty. Nie ma żadnego wirusa!

Ale nikt jej nie słuchał. Co druga osoba twierdziła, że ma zawroty głowy, gorączkę i mdłości, powodując tym samym masową panikę. Kiedy Cuddy zorientowała się, że odkręcenie tego wszystkiego, zajmie jej całe popołudnie, odwróciła się do Grega, chcąc go zwymyślać, ale jego już nie było. A co gorsza widząc strach i przerażenie w oczach wszystkich pacjentów, a nawet lekarzy, nie mogła ot tak po prostu stąd odejść.

Natomiast House, korzystając z wszechogarniającego popłochu i histerii tych przewrażliwionych przygłupów, czym prędzej zniknął z pola widzenia szefowej. Zaszył się w jednej ze szpitalnych sal razem z Donem Lotario – pacjentem w śpiączce i rozpoczął inwigilowanie życia Susan.



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Czw 22:26, 02 Kwi 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pozwolę sobie przytoczyć kilka fragmentów, według mnie najlepszych:

Cytat:
- HOUSE!! – wrzasnęła Cuddy z irytacją w głosie. – I tak cię dogonię!

Cytat:
- Ależ Cuddy… Moja ty ulubiona szefowo

Cytat:
Ależ cukiereczku…
- Przestaniesz w końcu mnie tak nazywać? – przerwała mu Cuddy.
- Nie – odpowiedział. – Przynajmniej dopóki będzie cię to denerwowało.

:brawo:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Pią 14:25, 03 Kwi 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Wstawiam kolejną część. Miłego czytania :)



CZĘŚĆ IX

- Siema tajniak – zagadnął wesoło House, wchodząc do sali, w której leżała Susan.
- Cześć konfident – odgryzła Susan.
- Konfident?? – zapytał zdziwiony House.
- A kto podzielił się cennymi szczegółami mojego życia z Cuddy i Wilsonem?? Chociaż nie – dodała po chwili. – Cuddy jest na ciebie zbyt wściekła, więc wolisz jej na razie unikać, ale Wilson… On zawsze jest do dyspozycji. Oczywiście z wyjątkiem dzisiejszego wieczoru – dogryzła diagnoście.

Coraz bardziej lubił tę dziewczynę. Była jedyną pacjentką, która go zaskoczyła, a jest lekarzem już od 20 lat i do tej pory uważał, że nic już go nie zdziwi. A jednak…

- Czyżby ten gość w śpiączce się obudził i wszystko ci opowiedział? – zapytał kpiąco House. – Albo może porozmieszczałaś w całym szpitalu podsłuchy?
- Od tego mam ludzi, doktorku! Więc po co pan przyszedł? – dodała po chwili.
- Jak to po co? – zdziwił się House. – Przez ostatnie kilka godzin dowiedziałem się o tobie więcej niż podczas dwóch poprzednich wizyt.
- Przyszedł się pan pochwalić, że umie czytać? – grała Housowi na nosie. – Serdeczne gratulacje!
- Widzę, że od wczoraj dowcip ci się wyostrzył – odgryzł House, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.
- Widzę, że w końcu zaczął pan łapać moje aluzje – bezlitośnie zakpiła Susan.
- Wiesz co? – bąknął House. – Lubię cię.
- Że co proszę? – zdziwiła się Susan.

Tego się bowiem nie spodziewała. Czekała na ciąg dalszy sprzeczki, którą raz wygrywała ona, raz House, a nie na takie wyznanie. To było całkowicie niepodobne do lekarza, który właśnie przed nią siedział.

- Lubię cię – powtórzył House.
- Mógłby pan to jakoś wytłumaczyć?
- Powiedz babie, że ją lubisz, a już głupieje – zadrwił. – Fajnie by było, gdybyś nadal używała tego urządzenia zwanego mózgiem.
- Nie chce mi się…
- To już cię nie lubię.
- Może to i lepiej – beznamiętnie odpowiedziała Susan. – Dobrze by było, gdyby polubił pan moją chorobę, a nie mnie.
- A to dlaczego?
- Bo musiałby pan ją najpierw poznać!
- Zrozumiałem aluzję – zaśmiał się House, po czym wstał i skierował się do drzwi.
- Brawo – odpowiedziała Susan głosem przepełnionym ironią.

Niestety, okazało się, że wyjście od Susan akurat w tym momencie, było fatalną pomyłką. Na korytarzu bowiem czaiła się Cuddy, a w jej oczach widać było chęć mordu. Ale najgorsze było to, że House doskonale sobie zdawał sprawę, kogo Lisa pragnie uśmiercić.

- Zginiesz House – warknęła. – Zginiesz śmiercią tragiczną, a ja nawet nie będę miała wyrzutów sumienia!
- Grozisz mi? – zadrwił. – Uważaj, mam czarny pas w poniżaniu.
- Nawet to ci nie pomoże – zagroziła. – Całe popołudnie spędziłam robiąc zastrzyki z soli fizjologicznej tym przewrażliwionym idiotom, którzy…
- Cool – wyjąkał z zachwytem House. – Tego jeszcze nie było! Cuddy złorzeczy na pacjentów!
- Zamknij się House – syknęła Lisa. – Dla własnego bezpieczeństwa.
- Tak jest szefowo!
- I nie myśl, że ujdzie ci to na sucho – dodała zjadliwie. – Przez najbliższy miesiąc nawet nie wyjdziesz z przychodni!
- Ej, to jest chwyt poniżej pasa – próbował się bronić.
- Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Pią 22:15, 03 Kwi 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Droga bozenko21! Gdybym chciała zacytować najlepsze momenty, musiałabym wkleić cały tekst :mrgreen: Pomijając Susan, świetne "starcie" House-Cuddy :D Wklejaj szybko kolejną część :wink:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Sob 11:34, 04 Kwi 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

bozenko21, Twoje opowiadanie jest GENIALNE! Tak, dobrze słyszysz, jest cudowne, przewspaniałe itd., itp. Przez całą jego treść leżałam i kwiczałam, i tym samym nie mogąc powstać z podłogi. :D

Cytat:
- Zginiesz House – warknęła. – Zginiesz śmiercią tragiczną, a ja nawet nie będę miała wyrzutów sumienia!
- Grozisz mi? – zadrwił. – Uważaj, mam czarny pas w poniżaniu.

Za ten tekst powinnaś dostać Oscara! :lol:

I dawaj szybko kolejną część!



PostWysłany: Nie 11:54, 05 Kwi 2009
Grace_H
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 04 Kwi 2009

Posty: 9

Miasto: Zasiedmiogóro Gród
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
Tym razem część poświęcona medycznemu przypadkowi - w końcu od czasu do czasu, trzeba zająć się lekarzeniem



CZĘŚĆ X

Greg i jego drużyna znowu siedzieli w pokoju diagnostycznym, próbując wymyśleć coś lepszego, aniżeli alkohol, bo już nawet Kutner wiedział, że dziewczyna nic nie piła.

- Co może powodować ostrą niewydolność wątroby, foetor hepaticus, dyzartrię, krwiomocz i nasz nowy objaw: niewydolność nerek.
- Może toczeń – zaryzykowała „trzynastka”. – Padła już wątroba, śledziona i nerki, więc mamy już odpowiednio dużo zaatakowanych narządów.
- Od kiedy toczeń powoduje dyzartrię? – zapytał Taub.
- Od wtedy, kiedy przez toczeń wysiada ci wątroba – odgryzła „trzynastka”.
- Więc jak? – przerwał ich kłótnię Kutner, wymownie spoglądając na Housa. – Co robimy?
- To nigdy nie jest toczeń… - mruknął diagnosta. – Ale zróbcie nowy posiew moczu, USG jamy brzusznej, EKG na serce i scyntygrafię płuc. Jeśli to toczeń, to zobaczymy coś na sercu albo płucach.
- A jak badania będą niejednoznaczne?
- To zróbcie biopsję nerki – odpowiedział House. – Do roboty. Ty też Kutner – rzekł Greg, widząc ospałe ruchy Lawrenca.

Drużyna lekarzy, przypominająca nieco sławną „Drużynę A” z amerykańskiego serialu, czym prędzej wyszła z biura Housa. Stan pacjentki szybko się pogarszał, a oni nadal nie wiedzieli co jej jest.

- Co ugryzło Housa? – Taub zaczepił Foremana zaraz za drzwiami, za którymi pozostawili diagnostę. – Zachowywał się co najmniej jakby zlikwidowali wyścigi Monster Trucków.
- Chodzi o to, że już drugi raz zbagatelizował chorobę tej dziewczyny.
- To znaczy?
- To znaczy, że ostatnim razem o mały włos nie straciła nogi, a teraz nie ma pojęcia co jej jest.
Więcej się nie dowiedział, gdyż dochodzili już do sali Susan.
- Musimy zrobić ci więcej badań – zaczęła „trzynastka”. – Ale wierz mi, to już jedne z ostatnich – skłamała, aby podnieść na duchu pacjentkę, którą uwielbiał cały szpital. Chodziło głównie o umiejętność radzenia sobie z Housem, pozostając jednocześnie miłą i sympatyczną dziewczyną.
- Wiecie już co mi jest? – zapytała Susan, nie dając się zmylić doktor Hadley.
- Podejrzewamy tocznia – wyjaśnił Foreman. – Badania…
- To prawie nigdy nie jest toczeń – przerwała mu pacjentka. – A skoro na poważnie rozważacie tą opcję, to znaczy, że nie macie pojęcia co mi jest… Prawda?

Chwila kłopotliwego milczenia dała Susan jednoznaczną odpowiedź. Lekarze nadal nie wiedzieli co jej dolega, a stan jej zdrowia pogarszał się z godziny na godzinę.

- House, mamy wyniki badań. To nie jest toczeń – oznajmił Foreman, wchodząc do gabinetu Grega. – Mamy także kilka nowych objawów. Pojawiły się żółtaki, ból w okolicy lędźwiowej i zwiększenie stężeń z AlAT, AspAT, fosfatazy alkalicznej, kreatyniny i mocznika.
- Wszystkie objawy wskazują na uszkodzenia nerek i wątroby – zaczął House. – Ale co do diabła je powoduje?? Może… Czyj to pager mi przerywa? – warknął.
- Chyba mój – rzekł Foreman.

Minęło zaledwie kilka sekund, a odezwały się pagery pozostałych diagnostów, a na każdym z urządzeń widniała ta sama wiadomość: „Susan ma zapaść”.

Dopiero po pół godzinie udało im się ustabilizować stan Susan na tyle, aby wrócić do Housa, ale mimo to wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że ich młoda pacjenta umiera w zastraszającym tempie. A oni nic nie mogą na to poradzić.

- Jej serce już długo nie wytrzyma – oznajmiła „trzynastka”. – Zwiększyliśmy dawkę chinidyny na arytmię, którą bierze od zeszłego pobytu w Princeton-Plainsboro, ale to i tak niewiele da.
- Dokładnie – przyświadczył Foreman. – House, ona nie dożyje jutra…
- Kto jej to powie? – zapytała nieśmiało Cameron, ocierając ukradkiem łzy. – Ja na pewno nie – zastrzegła od razu.
- Ja – zgłosił się na ochotnika House, wprawiając tym wszystkich w osłupienie. Wiedzieli przecież, że jej nie znosił, ale nikt nie śmiał się sprzeciwić…

Po raz pierwszy od kolejnego spotkania z przemądrzałą, upartą i upierdliwą pacjentką, jak nazywał Susan, House był naprawdę przygnębiony. Ona umierała! Od samego początku była chora, a on przebumelował cenny czas, bawiąc się w szpiega. Jeśli ona umrze, to będzie to po części jego wina.

Po drodze spotkał Cuddy, ale ta, widząc jego zatroskaną minę, nawet się nie odezwała. Nie miała serca wytykać mu błędów, które popełnił podczas leczenia Susan. A właściwie błędów, przez które w ogóle jej nie leczył. Wiedziała, że w tej chwili sam zdaje sobie z tego sprawę. I nawet jeśli za pół godziny dojdzie do wniosku, że nic nie mógł zmienić i że to nie jego wina, to i tak nie chciała mu w ten sposób dogryzać.

- Cześć – powiedział zaraz po przekroczeniu progu sali. Podszedł do łóżka, przyciągnął sobie laską jakiś taborecik, na którym usiadł i wpatrywał się w swą pacjentkę.
- Musi być ze mną naprawdę źle, skoro tylko pan miał odwagę do mnie przyjść – w oka mgnieniu rozgryzła go Susan. – Ja umieram, prawda?
- Tak. Umierasz – rzekł. – I to cholernie szybko.
- Ile mi zostało?
- Mniej niż dwanaście godzin… Ale najgorsze jest to, że umierasz, a ja nie wiem dlaczego – dopowiedział po chwili w głębokim zamyśleniu. – Za cholerę nie wiem co ci dolega.
- Gdybym nie wiedziała, że jest pan dupkiem praktycznie od urodzenia, chyba bym pana w tej chwili zwymyślała – oznajmiła smutnym głosem Susan. – Ale w tym wypadku mam do pana tylko jedną prośbę. Jeśli FBI odnajdzie moich rodziców, proszę im powiedzieć, że ich kocham…

Chyba po raz pierwszy w życiu, House rozczulił się nad pacjentką. Susan od lat poszukiwała swoich rodziców, porwanych kiedyś przez bardzo złych ludzi i wywiezionych do Bangladeszu, a teraz ma umrzeć przed ich szczęśliwym odnalezieniem. Dobrze, że nie było tam Cameron, bo pewnie siedzieliby już po kolana we łzach.

Na szczęście, albo może niestety, chwila słabości prawie natychmiast przeminęła, tak że mężczyzna wychodzący z sali umierającej Susan, był tym samym Housem, który tam wszedł. Skierował się do swojego biura, gdzie nadal próbował postawić dobrą diagnozę. Cuddy miała nadzieję, że robi to dla Susan, ale Wilson sprowadził ją powrotem na ziemię, uparcie twierdząc, że niewiedza Housa jest gorsza od śmierci.

Dodano 2 godzin 16 minut temu:

Cytat:
Jeszcze trochę lekarzowania i powoli zbliżamy się do końca



CZĘŚĆ XI

Wilson zastał przyjaciela w gabinecie. Tym razem jednak House starał się myśleć. Usilnie wpatrywał się w tablicę z wypisanymi objawami, jednocześnie machinalnie wymachując laską i próbując poskładać to w jedną całość. Jak dotąd bezskutecznie.

- House – zaczął Wilson. – Uważam, że powinieneś z nią porozmawiać. Wyjaśnilibyście sobie parę rzeczy i wtedy
- I wtedy co? – warknął rozzłoszczony House. – Może łatwiej by jej się umierało, co? – bezlitośnie zakpił, w taki sposób, że nawet Wilsonowi zmroziło krew w żyłach. – Poza tym już i tak ma spore kółko adoratorów, nieustannie ją pocieszających… Może nawet wysługują się Bogiem, twierdząc, że „tam na górze” na pewno będzie jej lepiej! – House bez ustanku wyrzucał swoją bezsilność. – Na jakiej górze, do diabła! Przecież tam nic nie ma!
- Oczywiście, że nie ma – jęknął Wilson. – Przecież skoro jaśnie pan House tak uważa, to na pewno ma rację.
- A ty uważasz, że tam coś jest? – zaatakował przyjaciela. – Że po śmierci pójdziesz do tego wyimaginowanego nieba?
- Guzik cię obchodzi, co ja uważam – wrzasnął Wilson, ciągle mając w pamięci śmierć Amber. Łatwiej było mu uważać, że ona nadal gdzieś tam jest i co najważniejsze, że jest szczęśliwa. – Zastanów się lepiej co ty uważasz – kontynuował.
- Ja nic nie uważam.
- Właśnie widzę! A co jeśli poza tym nędznym życiem, które obecnie wiedziesz, istnieje jeszcze coś więcej. Miejsce, gdzie dzieją się rzeczy niesłychane, gdzie niemożliwe jest połączeniem wielu możliwych, gdzie dotyka człowieka wiele rzeczy na raz, gdzie…
- … gdzie dotyka człowieka wiele rzeczy na raz? – mruczał House, zamyślony jak nigdy dotąd. – … gdzie niemożliwe jest połączeniem wielu możliwych?

Wilson już wiedział co się stało. House właśnie postawił diagnozę. Od razu poznał ten wyraz twarzy, tę chwilę skupienia, podczas której analizował czy wszystko pasuje i wreszcie ten niewiarygodny uśmiech na twarzy przyjaciela.

- Wilson, jesteś genialny! – krzyknął wybiegając z gabinetu na tyle szybko, na ile pozwalała mu na to jego noga.

Po dziesięciu minutach wszyscy zainteresowani przypadkiem Susan znajdowali się już w pokoju diagnostycznym, gdzie na tablicy wypisane były wszystkie objawy. Taub, Kutner, Foreman i „Trzynastka” siedzieli na swoich zwykłych miejscach; Cameron i Chase rozsiedli się między nową drużyną Housa, a Cuddy i Wilson ze zdenerwowania nie mogli nawet ustać w jednym miejscu, a co dopiero mówić o siedzeniu.

- A co jeśli – zaczął tajemniczym głosem – mamy za dużo objawów?
- Przecież nie możemy na ślepo wykreślać objawów – zbuntowała się Cameron.
- Chodzi o to, że te objawy nie przynależą do jednej choroby, ale do kilku. A dokładniej trzech.
- House, zwariowałeś? – wrzasnął Wilson.
- Piłeś coś? – spytała gniewnie Cuddy.
- Trzech?? – zdziwił się Chase. – Nawet ja bym na coś takiego nie wpadł.
- To jest po prostu niemożliwe – rzekł Taub. – Trzy choroby na raz?
- Jak dobrze mieć w was bezgraniczne oparcie – prychnął House. – Triada Virchova, czyli guz i ból w okolicy lędźwiowej oraz krwiomocz, a także zwiększenie stężeń z AlAT, AspAT, kreatyniny, mocznika i fosfatazy alkalicznej pomimo braku przerzutów do wątroby, czyli jakby ktoś nie wiedział tzw. zespół Stauffera, świadczą o nerkowokomórkowym raku nerki. Ponadto przyczyną zapaści mogło być samoistne krwawienie ograniczone do torebki nerki, a przyczyną tego może być między innymi rak. Za niewydolność nerek – kontynuował House – odpowiada toczeń polekowy, a dokładniej toczeń spowodowany chinidyną, którą przyjmowała na arytmię. To tłumaczyłoby gorączkę, bóle stawów i encefalopatię wątrobową, a w związku z tym dezorientację, dyzartrię i foetor hepaticus. Sitosterolemia natomiast odpowiada za hipercholesterolemię, żółtaki miażdżycę oraz nieprawidłowe wyniki badań hematologicznych. Więc jestem pewien, że pacjentka ma raka, tocznia i sitosterolemię.
- House – przerwała mu Cuddy. – Chyba przedawkowałeś vicodin! Naprawdę uważasz, że ma trzy bardzo poważne choroby na raz? Poza tym sitosterolemii opisano jak dotąd tylko 45 przypadków, więc…
- Więc jest to stwierdzona i opisana choroba – odburknął.
- Zdajesz sobie sprawę, jak niewielkie jest prawdopodobieństwo wystąpienia tych trzech chorób jednocześnie? Bliskie zeru – próbował oświecić go Wilson. – Poza tym nerkowokomórkowy rak nerki to 2% przypadków nowotworów u kobiet. 2%! I to w dodatku średnia wieku takich pacjentek wynosi 55-60 lat, a nie 20! To byłaby niezmierna rzadkość.
- A dokładając do tego fakt, że chinidyna należy do leków o niskim ryzyku wystąpienia tocznia polekowego, to cała twoja diagnoza staje się nieprawdopodobna – wtrącił Foreman. – Nie ma szans, że jedna osoba miałby aż takiego pecha, żeby zachorować na te trzy choroby jednocześnie.
- No i sitosterolemia jest nieuleczalna – dodała Cameron.
- Nie no, skoro tak, to rzeczywiście mogę się mylić – zadrwił House. – Jej na pewno nie dotknie nic nieuleczalnego, prawda?
- House, ale… - próbowała dodać swoje trzy grosze Cuddy.
- Taka jest moja diagnoza – przerwał jej House. – Jeśli się mylę i tak umrze, ale jeśli mam rację to przeżyje i będzie jeszcze długo żyć, więc wybaczcie, ale idę podać jej zupełnie nieszkodliwe leki, niektóre odstawić i jeszcze wyciąć nerkę, co ogólnie rzecz biorąc może ją uratować.

Po tych słowach wyszedł z pokoju diagnostycznego, niczym oparzony. Pozostali jeszcze przez chwilę próbowali przemyśleć wszystko, co przed chwilą im oznajmił, a potem jeden po drugim opuszczali swoje miejsca i udali się za Housem, aby jak najszybciej wykonać biopsję nerki i potwierdzić raka lub nie.

Dodano 5 godzin 14 minut temu:

CZĘŚĆ XII

Stan Susan poprawiał się jeszcze szybciej niż kilka godzin temu pogarszał. Diagnoza Housa znowu okazała się być tą dobrą, toteż po odstawieniu chinidyny i wycięciu nerki pacjentka powracała do zdrowia.

- Cześć – zagadnął House, który o dziwo z własnej woli poszedł odwiedzić Susan.
- Ja żyję… – stwierdziła niemrawo pacjentka.
- Brawo! – po staremu kpił diagnosta. – Jakim cudem udało ci się do tego dojść? Jestem pod wrażeniem!

Susan uśmiechnęła się. Poznała tego zwariowanego doktorka na tyle dobrze, żeby nie brać jego kpin dosłownie. A teraz, po trzecim uratowaniu jej życia, chyba nawet go polubiła. Te ich słowne utarczki dostarczały jej mnóstwo radości.

- Czego się śmiejesz? – zapytał. – Czyżby ciągle faszerowali się głupim jasiem? Tylko proszę cię, nie zacznij mi tu śpiewać, bo zmienię zdanie i cię dobiję, zamiast wyleczyć – drwił dalej.

Mimo wszystkich jego złośliwych uwag i komentarzy, chciała dać mu dzisiaj wygrać.

- Co to jest ta sitosterolemia? – zapytała więc, a kąśliwy uśmiech na twarzy Housa nie umknął jej bystrym oczom.
- To nasz geniusz tego nie wie? – nie byłby sobą, gdyby jej tego nie wypomniał. – Cudnie! Sitosterolemia jest nieuleczalną chorobą – powiedział starając się podkreślić ten fakt – ale nie śmiertelną – dodał po chwili jakby ze smutkiem, a Susan, widząc jak bardzo jej szalony doktorek cieszy się każdą kpiną, szastając przy tym cynizmem i ironią na prawo i lewo, uśmiechała się w duchu od ucha do ucha. – Chociaż tak właściwie, to powoduje śmierć w wieku kilkunastu lat z powodu przedwczesnego zawału, ale chyba nie mam aż tak wielkiego szczęścia – dodał po chwili.
- Ciesz się doktorku, że dociera do mnie tylko jedno na trzy zdania, bo wtedy inaczej byśmy sobie pogadali – zażartowała w końcu Susan. Przecież nie podłoży się aż tak bardzo, bo się zorientuje. W końcu jest niby genialnym diagnostą.
- Eee, to po co ja się wysilam… - zadrwił po raz kolejny. – W każdym razie – kontynuował wywód House, a Susan w myślach podpowiadała mu o czym zapomniał – musisz wyrzucić z diety cholesterol. Całkowicie! Bo inaczej wybuchniesz, a cała moja praca pójdzie na marne. No i jest jeszcze taki eksperymentalny lek – dodał po chwili – ezetymib, inhibitor wchłaniania cholesterolu, a ten z kolei jest dla ciebie zabójczy, więc może kopniesz w kalendarz dopiero w wieku osiemdziesięciu lat.
- Jasne. Dzięki za wywróżenie starości.

Po chwili House wyszedł, czując że tym razem na pewno wygrał. Sumienie, jeśli w ogóle jakoweś posiadał, podpowiadało mu, że głupi jaś, był decydującym czynnikiem, jednakże nawet to nie zepsuło mu zwycięstwa. A skoro upartą pindę ma już z głowy, może się zająć zaległymi sprawami.

- Wilon! Wilson, ty podstępna żmijo! – wrzeszczał House. – Wilsonku, ty mały niegodziwcze! Gdzie się schowałeś?
- House! – tym razem dla odmiany wrzasnął Wilson. – Znowu ci odbiło? Czego ode mnie chcesz?
- Jak to czego? – zapytał niewinnie. – Przecież jeszcze nie wiem czemu nie chcesz przyjść na pokera.
- Bo tego nie lubię idioto!! – wyrzucił ze złością onkolog. – Nie cierpię pokera! Gram z tobą, bo to ty upodobałeś sobie tę grę!
- Ależ ty uwielbiasz pokera!
- Nie ja tylko ty! *
- Ranisz me uczucia – próbował udawać urażonego. – Ale i tak ci nie wierzę. Zresztą za godzinę będę znał twój sekret, więc nie przemęczaj się za bardzo.
- Niby jak?
- Mam przecież znajomych z FBI – dodał ze złośliwym uśmieszkiem.



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Nie 22:22, 05 Kwi 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
- Wilon! Wilson, ty podstępna żmijo! – wrzeszczał House. – Wilsonku, ty mały niegodziwcze! Gdzie się schowałeś?

:hahaha:

Mam nadzieję, na szczęśliwe Hudzinkowe zakończenie :mrgreen:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Pon 15:54, 06 Kwi 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Genialne!
Świetny przpadek, wszystko utrzymane w Hałsowym klimacie. Niektóre dialogi były zabójcze :D



_________________

Banner pożyczony od Jeanne
Zamałżowiony kochanej Pauli :*

PostWysłany: Pon 19:39, 06 Kwi 2009
lesio
Starachowicki Magnat
Starachowicki Magnat



Dołączył: 31 Sty 2009
Pochwał: 15

Posty: 5489

Miasto: Starachowice
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

podoba mi się, tylko niektóre dialogi są jak dla mnie prawie identyczne jak te z serialu.
ale klimat dobry i świetnie się czyta (nie mogłam się oderwać ;) )



PostWysłany: Sro 21:03, 08 Kwi 2009
Klara
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 30 Mar 2009

Posty: 29

Miasto: Gdynia
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Klara napisał:
podoba mi się, tylko niektóre dialogi są jak dla mnie prawie identyczne jak te z serialu.

Mają być jak z serialu, bo to ten sam House. Nie tworzyłam nowych bohaterów, tylko opierałam się na już stworzonym pomyśle twórców serialu. Jak zresztą wszyscy, piszący fiki ;). Więc podobieństw znajdziesz sporo.
A jeśli chodzi ci o plagiat, to zastrzegam, że się mylisz, gdyż przy pisaniu fika nie korzystałam z żadnych oryginalnych tekstów Housa.
Ale skoro wg Ciebie niektóre dialogi są jak z serialu, to znaczy, że udało mi się stworzyć prawdziwego Housa, Cuddy i całą resztę :D, więc odbieram to jako ogromny komplement!



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Pią 12:12, 10 Kwi 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3  Następny
Strona 2 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05540 sekund, Zapytań SQL: 15