Susan Vega
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

oczywiście że nie chodziło mi o posądzenie o plagiat!
tylko czytając po prostu przypominały mi się sceny z niektórych odcinków :) czyli dobrze, choć czasami miała problem z odróżnieniem Fika od scenariusza ^^ później będą mi się mieszać fakty ;P ale to oczywiście na plus dla Ciebie :P



PostWysłany: Pią 12:51, 10 Kwi 2009
Klara
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 30 Mar 2009

Posty: 29

Miasto: Gdynia
Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

To się cieszę, że utrzymałam fika w konwencji "Housa". A co do przypomnień scen, to w ostatniej części będą przypisy i wyjaśnienia. Jeszcze dwie części i wszystko się wyjaśni :D
Pozdrawiam :)

Dodano 3 godzin 30 minut temu:

Cytat:
Kolejną część przekazuję w Wasze zÓe ręce. Miłego czytania :D


CZĘŚĆ XIII

Był wieczór, a mimo to, słońce jeszcze mocno grzało. Park nadal zapełniony był rozwrzeszczanymi dzieciakami, czy młodymi matkami z dziećmi, czytającymi książki, machinalnie kołysząc wózkami. Pośród tego jakże sielankowego obrazu, wprawne oko dostrzegało pewną anomalię. Gdzieś między największymi i najgęstszymi drzewami ukryta była osoba, która zupełnie nie pasowała do całości.

W szarej, przepoconej koszulce z krótkim rękawem, ukryty między drzewami stał Gregory House ze swą nieodłączną laską. Obserwował mieszkanie najlepszego przyjaciela – Wilsona. Najzwyczajniej w świecie śledził go, starając się dowiedzieć, o co tak naprawdę chodziło onkologowi, bo w nienawiść do królewskiej gry jaką jest poker nie uwierzył ani przez chwilkę.

Wilson wrócił do mieszkania pół godziny temu i jak dotąd nie działo się nic niezwykłego. Siedział jak kołek we własnej kuchni, prawdopodobnie starając się przygotować coś do zjedzenia. Housa już zaczynała nudzić cała ta zabawa, kiedy nagle ujrzał w pobliżu Susan. Co ona tu robiła, nie miał pojęcia i w ogóle zastanawiał się jakim cudem wyszła już ze szpitala?? Przecież niedawno przeszła zabieg wycięcia nerki…

Chwilę później wpadł na pomysł, że to może ona przekabaciła Wilsona. Że to przez nią samotnie spędzi ten wieczór, zamiast grać z przyjacielem w pokera.

Mimo to, Susan ominęła mieszkanie onkologa, jakby w ogóle nie istniało. Skręciła w kolejną uliczkę znikając tym samym z pola widzenia wścibskiego diagnosty. Byłby może o tym zapomniał, gdyby nie fakt, iż w chwilę później, Wilson opuścił swe przytulne mieszkanko, wyruszając na miasto. Skierował się co prawda w przeciwną stronę, ale House miał już własną teorię, dlatego postanowił śledzić któreś z nich.

Dość szybko dotarł do miejsca, gdzie po raz ostatni widział swą pacjentkę. Oczywiście nikogo już tam nie było, jednakże Greg nie miał zamiaru się poddawać. Ruszył przed siebie pokonując kolejne kilkaset metrów, kiedy nagle do jego uszu dotarły jakieś głosy. Ktoś z kimś rozmawiał. W jednym z głosów rozpoznał Susan, a pozostałe dwa kojarzyły mu się z terkotaniem karabinów. To na pewno nie było spotkanie towarzyskie. I gdyby nie jego chorobliwa ciekawość, zakończyłoby się sukcesem FBI.

Nie mogąc w pierwszej chwili dociec skąd dochodzą głosy, zaczął podsłuchiwać o czym owe głosy rozmawiają.

- … ex?... dobra…
-… miało być 5 euro za tabletkę…
-… chyba się … przesłyszała… 7 euro… to cena minimalna
- … ile macie…
-… odpowiednio dużo… ale jak… możemy iść…

House słyszał tylko strzępki rozmowy, ale dotarło do niego, że święci się tu coś nielegalnego. I kiedy w końcu zorientował się gdzie znajdują się rozmówcy, podszedł bliżej, nie zdając sobie sprawy z zamieszania, jakie wywołał wśród obserwujących go agentów. Niestety było już za późno na jakąkolwiek interwencję. Rozmówcy Susan usłyszeli hałas, w chwilę później dostrzegli skradającego się Housa i cała akcja posypała się w drobny mak.

- GLINY – wrzasnął jeden z nich, wyciągając jednocześnie broń.
- Stać! FBI – wrzasnęła Susan w sekundę po spaleniu akcji z glockiem w ręku.

Niestety drugi napastnik równie szybko zorientował się w podstępie służb federalnych i dobył swój pistolet maszynowy, celując prosto w Susan. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko. Niemiłosierny huk otaczał wszystkich wokół. Z nabojów bezlitośnie rujnujących wszystko, co napotkają na swej drodze, posypał się grad metalicznie dźwięczących łusek.

Głównym celem przestępców była oczywiście Susan, zaraz potem House, mylnie osądzony przez bandziorów, jako tajniak. Dopiero po chwili pojawił się oddział FBI i lokalnej policji, próbujących uratować kryzysową sytuację.

Zewsząd słychać było nawoływania przestępców oraz okrzyki stróżów prawa. Jedynie House stał w bezruchu zaskoczony takim obrotem sprawy. W całym zamieszaniu zniknęła gdzieś jego laska, więc nie mógł się ruszyć, aż do momentu, w którym ujrzał wycelowaną w siebie broń. Usłyszał przeraźliwy huk, poczuł ogromny ból i zaczął osuwać się w nicość.

Wszystko przycichło, jakby ktoś bawił się dźwiękiem, a obraz stał się niewyraźny i zamazany. Na dodatek ostatnią rzeczą, którą zobaczył, była Susan, leżąca w kałuży krwi niecałe cztery metry od niego. Zdążył tylko poczuć palące poczucie winy, gdyż już po chwili pojawiła się wszechogarniająca ciemność...


Ostatnio zmieniony przez bozenka21 dnia Sob 17:31, 11 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Pią 16:31, 10 Kwi 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetny, zwrot akcji. House naprawdę sie myli, ciekawe jakie będą konsekwencje jego błędu?



_________________

Banner pożyczony od Jeanne
Zamałżowiony kochanej Pauli :*

PostWysłany: Pią 20:10, 10 Kwi 2009
lesio
Starachowicki Magnat
Starachowicki Magnat



Dołączył: 31 Sty 2009
Pochwał: 15

Posty: 5489

Miasto: Starachowice
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
W szarej, przepoconej koszulce z krótkim rękawem, ukryty między drzewami stał Gregory House ze swą nieodłączną laską.

:hahaha:

Kto by pomyślał, że z tej Susan takie "ziółko" :shock:



_________________

Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:

PostWysłany: Sob 13:20, 11 Kwi 2009
zaneta94
Grzanka
Grzanka



Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30

Posty: 11695

Miasto: Dziura zabita dechami :P
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

CZĘŚĆ XIII

- Wilson, jak oni się czują – zapytała Cuddy głosem przepełnionym troską tak wielką, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie doznała. Dwoje ludzi, których darzyła sympatią i przeogromnym szacunkiem właśnie walczyło o życie w jej własnym szpitalu.
- Nie najlepiej. Są w bardzo ciężkim stanie – rzekł. – House przeżyje, tylko nie wiem jak on sobie z tym poradzi. A Susan... No cóż, pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że nie podda się tak łatwo i będzie walczyć.

Cały szpital pogrążony był w smutku. Wiele osób nie cierpiało Housa za jego docinki, za wrodzoną umiejętność doprowadzania wszystkich do szału, czy za przesadną pewność siebie, jednak nikt nie życzył mu śmierci. No i była jeszcze Susan. Ulubienica wszystkich bez wyjątku, kompletne przeciwieństwo Housa, a jednocześnie jedna z niewielu osób, która potrafiła z nim rozmawiać.

Wieści rozeszły się po szpitalu tempem błyskawicy. Wszyscy wiedzieli, że House i Susan brali udział w jakiejś rzeźni. Plotki głosiły, że dwóch policjantów zginęło, kilku było rannych, Housa trafili w szyję, dosłownie milimetry od tętnicy i w nogę. I nie wiadomo było, jak jego już doświadczona przez los noga to zniesie. Niestety Susan nie miała tyle szczęścia. Jeden z pocisków przerwał tętnicę podobojczykową, a drugi uszkodził jelita. Straciła bardzo dużo krwi, a jej przyszłość była bardzo niepewna. I jakby tego było mało jeden z regałów znajdujących się w tamtym magazynie dość znacznie pokiereszował jej nogę.

* * *
Greg obudził się dopiero po trzech dniach od tamtego strasznego wydarzenia.** Cuddy siedziała obok, trzymając go za rękę i nieustannie pocieszając. Mimo to diagnosta nie dał się oszukać. Widział w oczach Cuddy tę rezygnację i czarną rozpacz. Od razu wszystkiego się domyślił: Susan nie żyje! Poczuł się jakby ktoś walnął go w twarz.

- Po cholerę tam w ogóle poszedł – winił siebie w myśli. – I jeszcze ten przeklęty wyraz twarzy Cuddy. Nie zniesie tego ani chwili dłużej!

Zacisnął powieki, próbując wyrzucić obraz zrozpaczonej Lisy i jej przepełnionych rezygnacją szarych oczu. Zamiast tego pojawiła się Susan, leżąca w kałuży krwi w tym cholernym magazynie…

Udał, że śpi, byle tylko nie musieć znosić gadania tych wszystkich idiotów. Drażnili go wszyscy bez wyjątku. Czy oni naprawdę myślą, że jak usłyszy milion razy „wszystko będzie dobrze”, to naprawdę tak będzie?? Żałosne naiwniaki!

* * *
Minęły kolejne dwa dni, a stan Housa nie ulegał poprawie. Diagnosta ciągle leżał w szpitalnym łóżku, nie mając siły nawet na rozmowy. Na szczęście miał Wilsona, prawie tak samo upartego człowieka jakim sam był, dzięki któremu wstąpiło w niego nowe życie.

- House – któregoś razu zagadnął onkolog. – Czas wziąć się w garść. Wstajesz dziś z tego łóżka, bo jak nie, to…
- To co? Zrobisz mi krzywdę? Już się boję – zadrwił.
- Nie utrudniaj – kontynuował nieugięty Wilson. – Życie toczy się dalej, a ja nie pozwolę ci zgnić w tym łóżku.
- Bo?
- Bo jesteś beznadziejnym pacjentem! – warknął. – A tak poza tym, to mógłbyś w końcu przestać uciekać przed tym, co się wydarzyło… Mógłbyś w końcu odwiedzić Susan…
- Że niby gdzie?? – zdziwił się Greg. – Chcesz, żebym wąchał kwiatki od spodu?
- Sugerowałbym wąchać od góry – zachichotał Wilson. – Ładniejszy będzie zapach, ale jak kto lubi…
- Ok, rozumiem – burknął House. – Nie łapiesz aluzji… Ale przyjmij do wiadomości, że mówię nie seansom spirytystycznym.
- Jakim seansom? – zaniemówił James. – Tobie chyba przydałby się jakiś mały seansik, ale egzorcysty, albo chociaż genialnego psychiatry…
- Mnie jest potrzebny psychiatra?? – wrzasnął House. – Mnie? To ty każesz mi gadać z duchami!
- Jakimi duchami? – zapytał onkolog. – O czym ty mówisz? Przecież Susan żyje…
- Naprawdę?
- Naprawdę! Kto ci takich głupot nagadał?
- Cuddy.
- Nie wierzę – zdziwił się Wilson. – Cuddy na pewno czegoś takiego nie powiedziała.
- Może nie wprost – bronił się House. – Ale widziałem ten jej zrozpaczony wyraz twarzy, to spojrzenie pełne bólu…
- Chodziło o ciebie idioto – warknął James. – O ciebie i twoją durną nogę.
- Więc Susan żyje? – Greg szybko zmienił temat, by wyrzucić z głowy szefową i jej emocje.
- Żyje i ma się dobrze – zaczął Wilson. – No, prawie dobrze…
- To znaczy?
- Jest jeszcze nieprzytomna… Ale przynajmniej stabilna – dodał widząc minę Housa. – A biorą pod uwagę, stan w jakim ją tu przywieźli, to naprawdę ogromny sukces. Siadaj więc na ten wózek – kontynuował Jimmy – i jedziemy ją odwiedzić.
- Po co? – House w okamgnieniu powrócił do dawnej rzekomej obojętności, może nawet antypatii. – Przecież jest nieprzytomna!
- Genialny diagnosta, a głupi jak but! – zakpił Wilson. – Siadaj i nie marudź. Będziesz miał własne dwa kółka do dyspozycji – zażartował.
- Taa, z Wilsonowym napędem.

Po chwili znajdowali się już w sali, gdzie leżała Susan. Wilson podjechał wózkiem, na którym siedział House, najbliżej jak tylko mógł, czując jednocześnie, że powinien opuścić tę salę i zostawić ich samych.

- Widzisz, nadal jest nieprzytomna – zakpił swym dawnym zwyczajem House. – Możemy jechać dalej.

Oboje wpatrywali się w Susan, ale już po chwili obserwowali powoli ukazujące się zielone oczy dziewczyny, czekając na jakąś jej reakcję.

- Wreszcie się obudziłaś – uśmiechnął się Wilson
- Wrzeszczycie tak, że nawet umarły by się obudził – zachichotała Susan. – A gdzież mi tam do umarlaka, przecież jestem zdrowa jak ryba.
- Taa – mruknął House. – Okaz zdrowia… Tylko ciekawe dlaczego ciągle mam przez ciebie pełne ręce roboty?
- Vice versa – warknęła Susan. – Gdyby nie pan nie musiałabym kombinować jak łysy u fryzjera…

Korzystając z okazji, Wilson postanowił się ewakuować z pomieszczenie, w którym House i Susan zaczynają ze sobą pogrywać. Niestety nawet tak drobne ruchy nie umknęły uwadze diagnoście.

- A mój napęd gdzie się wybiera? – zapytał.
- Ja? – zmieszał się Wilson. – Chyba Cuddy mnie wołała… Muszę iść – rzucił i wyszedł z sali.
- Cuddy? Jasne… – mruknął House. – Gdyby to była Cuddy, to nawet pacjent w śpiączce by ją usłyszał.
- A tak przy okazji – przerwała mu Susan – kompletny z pana idiota!
- Ze mnie – zdziwił się House. – A co ja takiego zrobiłem?
- To pan jeszcze nie wie? Idiota do kwadratu! – warknęła. – Naraża pan na niebezpieczeństwo całą akcję FBI, którą przygotowywaliśmy od miesięcy i jeszcze się pan pyta o co chodzi? Szok!
- A wy to też nie mieliście gdzie tej akcji urządzać, tylko zaraz pod nosem Wilsona – próbował się bronić.
- No właśnie, koło Wilsona – mruknęła zjadliwie. – Tylko jakimś dziwnym trafem to pan a nie Wilson spalił akcję!

Byliby się tak jeszcze kłócili kilka godzin, gdyby nie nadejście pielęgniarki, która z hukiem wygnała stamtąd Housa, gdy tylko zorientowała się, że pacjentka dopiero co się obudziła od czasu wypadku.

Z czasem stan obojga dość szybko się poprawiał, tak że po kolejnych dwóch tygodniach stali się postrachem szpitala. Poruszanie się na wózku inwalidzkim, do którego zostali zmuszeni przez Cuddy, która potem szczerze tego żałowała, opanowali do perfekcji, dzięki czemu wyścigi po korytarzach szpitala stały się codziennością. Ale najgorsze było, że im się ta zabawa w ogóle nie nudziła. Cuddy doszła nawet do niepokojącego wniosku, że częściej widzi Housa biorącego udział w wyścigu z Susan, aniżeli Housa leczącego pacjentów.

Nawet Wilson dotkliwie odczuł skutki swawoli przyjaciela, kiedy pewnego razu nieświadomie stał się metą pewnego wyścigu. Najlepiej z tego wydarzenia zapamiętał pędzących prosto na niego Housa i Susan, z pełnymi zaciętości minami i strach, który odczuwał widząc tę nieokiełznaną energię pędzącą w jego kierunku. Obawiając się wykonania jakiegokolwiek ruchu, pozostał w dokładnie takiej samej pozycji, w jakiej zobaczyli go ci dwaj szaleńcy i być może tylko to go uratowało od staranowania dwoma wózkami inwalidzkimi.

- Cześć Wilson – wrzasnęła Susan, mknąc na swym wehikule po prawej stronie.
- Cześć Wilson – krzyknął House, mijając go z lewej strony i pomknęli dalej.

Zatrzymali się dopiero kilkanaście metrów za „metą”, zawrócili i już normalnym tempem podjechali do oniemiałego onkologa, którego obecnie największym pragnieniem było nawrzeszczeć na nich od góry do dołu. Byłby o to uczynił, gdyby nie fakt, że oboje byli tak pochłonięcie kłótnią o to, kto wygrał, że rozbroiłoby to nawet najbardziej zatwardziałego drania.

- Wilson – zagadnęła Susan. – Rozstrzygnij, kto pierwszy dojechał do mety?
- O nie – powiedział Jimmy. – Ja się tam nie będę mieszać w te wasze pokręcone układy. Muszę już iść – mruknął. – Mam pacjenta. Umierającego! – dodał widząc w oczach Housa chęć protestu.

* * *
Nadszedł w końcu dzień wypisania Susan ze szpitala. Wiele osób chciało się z nią pożegnać i życzyć dużo zdrowia, a przynajmniej więcej niż dotychczas. Jeszcze trochę, a urządzono by jakieś przyjęcie pożegnalne. Jednak największym zaskoczeniem było pojawienie się Housa.

- Ooo – zdziwiła się Susan. – Przyszedłeś.
- Myślałem, że już sobie poszłaś – zadrwił starym zwyczajem. – Ileż czasu potrzeba na opuszczenie szpitala? Zazwyczaj zajmuje to ludziom około dwóch minut, a ty siedzisz już tu od piętnastu.
- Cieszę się, że dbasz o czas – odgryzła. – Przynajmniej niegdzie się nie spóźnię.
- Jeśli pożegnałaś się ze wszystkimi, to mogłabyś już sobie iść. Może w końcu uda mi się doprowadzić ten szpital do ładu.
- Tak jest panie kapitanie – zakpiła Susan. – Rozkaz nie gazeta!
- Więc do zobaczenia następnym razem – rzekł diagnosta.
- Następnym razem? – zdziwiła się. – A gdzie „żegnaj hetero, mam nadzieję, że już nigdy cię nie zobaczę”?
- Taa, jasne – mruknął niezadowolony. – Znając życie i tę diablicę Cuddy, zjawisz się tu szybciej niż się spodziewamy i znowu będę miał przez ciebie pełne ręce roboty.

KONIEC


*pomysł zaczerpnięty z serialu, z tym że wtedy chodziło o Monster Trucki i brata Wilsona
** inspiracja ze scen umierania Amber



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Pon 22:43, 13 Kwi 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

bozenka21 napisał:
Ależ cukiereczku…
- Przestaniesz w końcu mnie tak nazywać? – przerwała mu Cuddy.
- Nie – odpowiedział. – Przynajmniej dopóki będzie cię to denerwowało


:mrgreen: :jupi:

super fick :D

Dodano 12 minut temu:

bozenka21 napisał:
Wilson, jak oni się czują – zapytała Cuddy głosem przepełnionym troską tak wielką, jakiej jeszcze nigdy w życiu nie doznała



:brawo: super opis



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Czw 7:51, 23 Kwi 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

swietny



_________________

PostWysłany: Sob 17:57, 16 Maj 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Heh, bardzo dziekuję :)
Może kiedyś skuszę się na napisanie drugiego fika :D



_________________

Banner od Jeanne

PostWysłany: Sro 23:23, 15 Lip 2009
bozenka21
Urolog
Urolog



Dołączył: 12 Lut 2009
Pochwał: 10

Posty: 2404

Miasto: Gdańsk
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Inne Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05820 sekund, Zapytań SQL: 15