Ten dzień [NZ]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ten dzień [NZ]

Drugi z zapowiadanych fików 8) Tak, nudzi mi się :roll:
Totalnie nie w klimacie, ale spoko nie pomyliłam świąt :hahaha: Uznałam, że będzie to taka odmiana, kurki i zajączki na stole, a tu zima i choinka w ramach kontrastu 8) Fik dość fluffowy więc nie każdemu się spodoba choć ja osobiście mam do niego sentyment :wink:




I

Wigilia. Rok 2013.

Był piękny grudniowy wieczór. Śnieg prószył delikatnie, okrywając okolicę białą kołderką. Gwiazdy oświetlały ciemnoszare niebo, a cichy wietrzyk za oknem wygwizdywał piękną melodie. Świat mroźnej zimy miał swój urok. W domu było jednak cieplutko. Kominek ogrzewał cały salon. W nosidełku ułożonym na wielkiej kanapie spała sobie mała istotka, a dwie inne, już wcale nie takie małe, biegały w szaleńczym tempie wokół stołu. Wszystko było jak z bajki. Kolędy, zapach choinki i niemalże wyczuwalna magia chwili.
- Mamo, kiedy przyjdzie wujek House? – najstarsza dziewczynka wyraźnie nie mogła się już doczekać jego przybycia.
- Wiesz, że on zawsze się spóźnia – wyjaśniła kobieta w pięknej, czerwonej sukience do kolan z mocno zarysowanym dekoltem.
- Ale ja już chce, żeby przyszedł! – do rozmowy przyłączył się rozpromieniony czterolatek w ślicznym sweterku w reniferki.
- Koniec marudzenia – odezwała się Lisa, posyłając maluchom ciepły uśmiech. – Rachel zabierz Grega i idźcie zobaczyć, czy mała Sofie nadal śpi.
- Ale mamo…! – dziewczynka najwyraźniej nie zamierzała spuszczać oczu z drzwi wejściowych. Cuddy wywróciła tylko oczami. – Greg? – zwróciła się do chłopczyka.
- No dobrze ciociu. Ja pójdę – mały był nadwyraz grzeczny i uprzejmy, zupełnie jak jego tata.
- Widzisz. To wcale nie takie trudne – skwitowała spoglądając na córkę z udawanym wyrzutem.
- Nie zawsze możesz mieć to czego chcesz – mała odpowiedziała robiąc naburmuszoną minkę. Lisa mimowolnie się uśmiechnęła. Właśnie uświadomiła sobie, że dziewczynka spędza z nim dużo czasu. Teraz była pewna, że zdecydowanie za dużo.
Wychylając się z kuchni i patrząc za biegnącą do przedpokoju Rachel, spojrzała na Wilsona kończącego ubierać choinkę. Cóż, dwie samotne dusze – pomyślała. Ale chyba nie końca, musiała przyznać, że mimo wszystko mają sporo szczęścia. Ona ma Rachel i Sofie, a on swojego Grega juniora. No i mieli jeszcze swoje wspólne święta. To była ich taka tradycja już od czterech lat.
Kiedy kolacja była już prawie gotowa, Cuddy postanowiła wykorzystać rzadką chwilę spokoju, kiedy to mała Sofie grzecznie spała, Rachel bawiła się z małym Gregiem, a nad wszystkim czuwał niezawodny James i z kubkiem gorącej herbaty usiadła przy dużym kuchennym stole. Często tak przy nim przesiadywała i rozmyślała. Jej umysł przeniósł ją w czasie przywołując najcudowniejsze i najboleśniejsze zarazem wspomnienia. Była wtedy taka szczęśliwa. Uczyła się być matką i całkiem dobrze jej szło. Miała wszystko albo prawie wszystko. Wszyscy wokół układali sobie jakoś życie, a ona jedna nie miała swojej drugiej połówki. Nigdy tego nie okazywała, ale było jej naprawdę ciężko. Wtedy nawet Wilson się ustatkował. To był kolejny dobrze zapowiadający się związek, który po roku skończył się rozwodem. Ona chciała się rozwijać. Postanowiła, że zostanie sławną piosenkarką. – Fakt. Miała wspaniały głos, ale miała również cudownego syna – pomyślała Lisa. Do tej pory nie mogła pojąć, jak Natalie mogła ich porzucić. Zostawiła biednego Wilsona z półrocznym Gregiem. Poradził sobie. James ze wszystkim świetnie sobie radził. Co prawda mały Greg dużo czasu spędzał z nianią Kate, ale była to przeurocza starsza pani. Bardzo mądra kobieta, zawsze uśmiechnęta i szykowna. Nic dziwnego, że mały był tak ułożonym chłopcem. Wdał się w całości w Wilsona. Po Natalie odziedziczył tylko zielone oczy. Kiedy widziała cierpienie Wilsona podświadomie cieszyła się ze swojej samotności. W tej chwili po policzku spłynęła jej jedna samotna łza. Spojrzała za okno. Ulice opustoszały, a jego nadal nie było. Nie wszyscy mogli być szczęśliwi. Dokładnie pamiętała ten dzień, jakby to było wczoraj, a nie trzy lata i jedenaście miesięcy temu. Jej myśli znów popłynęły, gdzieś bardzo daleko. To był ten czas, gdy w jej życiu wiele się działo. Rachel stawiała pierwsze kroki. Szpital rozwijał się w zastraszającym tępie. Wszystko działo się jak na szybko przewijającym się filmie. Wrócił do pracy po trzy miesięcznej przerwie spędzonej w szpitalu psychiatrycznym. Nie zmienił się wcale, no, albo prawie wcale. To był jej House, który ciągle za nią chodził, ale nic od niej nie chciał, który dużo mówił, a nic nie robił. Wróciły docinki w orginalny sposób kwitujące jej garderobe i dwuznaczne komentarze na temat jej biustu i tyłka. Wszystko było po staremu, ale jednak inaczej. Oboje zaczeli coś dostrzegać. Z każdym dniem uświadamiali sobie coraz bardziej, jak się nawzajem potrzebują. Każdy kogoś miał. Cameron poślubiła Chase’a. Właśnie urodził się im śliczny syn. Remy i Eric nigdy nie zdecydowali się na ślub, ale razem byli bardzo szczęśliwi. Gdy widziała jak razem wychodzą do domu trzymając się za ręce, też tak chciała. Niestety jej nie było to pisane, bo jedynym mężczyzną, którego kochała był House. Człowiek pozbawiony uczuć. Miała świadomość, że nic z tego nie będzie. Nie przypuszczała, że może się mylić. Wilson, ciągle opowiadał im, jak to mimo wszystko jest szczęśliwy. I nie żałuje, że zaryzykował, bo ma teraz najcenniejszy skarb. Małego Grega. House od razu nawiązał dobry kontakt z dzieckiem. Nieraz nocował u Wilsona. Oczywiście zawsze udawał nieszczęśliwego, że musi robić za jego niańkę, ale James wiedział, że przyjaciel bardzo to lubi. Godzinami oglądał z małym monster traki. O dziwo niespełna roczny Greg junior uwielbiał to. Wtedy robił się taki spokojny. Nic innego go nie interesowało. Nie płakał, nie był głodny, siedział na kolanach u wujka i wielkim skupieniu oglądał przewracające się samochody. Zawsze, gdy ich wtedy odwiedzała, żałowała, że jej Rachel nie jest taka spokojna. Ona zwykle porywała laskę wujka i biegała po całym salonie. W tej chwili przypomiał się jej ten dzień. Dzień, w którym wszystko się zaczęło. Wilson musiał wyjechać na pogrzeb, jakiegoś dalszego członka rodziny, a nie chciał na tak długo zostawiać małego Grega z nianią. Postanowił zostawić go pod opieką swoich najlepszych przyjaciół. Nie przypuszczał tylko, że w ten niewinny sposób odmieni losy dwójki samotników. Teraz niestety znała już smutny scenariusz, ale wtedy wszystko wydawało się takie nowe, fascynujące i bardzo pociągające.
- Mamo, o czym myślisz? - do kuchni wbiegła Rachel. Cuddy podniosła wzrok na córkę.
- Tak sobie wspominam dawne czasy – teraz cieszyła się, że Rachel nie pamiętała, że House był z nimi tak blisko, że mógłbyć kimś więcej niż tylko wujkiem. Nagle w drzwiach pojawił się zarys postaci z laską w ręce. Oczy Lisy rozbłysły, a niebieskooka dziewczynka rzuciła się nowo przybyłemu gościowi na szyję. Brunetka z zapartym tchem przyglądała się tej scenie i w tej chwili nienawidziła się bardziej, niż jego wtedy, kiedy kazała mu odejść.



_________________
I :serducho: House, Huddy and Rachel! Best scene ever s7e10 42:11-43:06 :serducho: Hugh Laurie, Lisa Edelstein :serducho:

Avek by Anola. Bannerek by Gusia :*
Huddy story :serducho:
http://www.youtube.com/watch?v=KgbyDOUdBD4
Hugh/Lisa about Huddy to GY... ;)
http://www.fanpop.com/spots/huddy/images/22253906/title/hugh-lisa-about-huddy-gy-fanart
No empty House. No season 8. Why Shore?

PostWysłany: Wto 10:42, 26 Kwi 2011
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cudo! I dobrze tak Cuddy! :evil:
David Shore zrobił z niej w ostatnich odcinkach jędzę!
Szkoda, że Huddy umarło :cry:
Jeszcze raz mówię C-U-D-O!! :!:



PostWysłany: Wto 11:16, 26 Kwi 2011
huddy123456789
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 05 Wrz 2010

Posty: 87

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

2013 r. :hahaha:, czyli jednak Majowie się mylili ? Choć, gdyby ich nie powybijali, to pewnie utworzyliby kalendarz do 2013 r., hah ! Dobra, koniec historii i analizowania dat :D.
Mały Greg mógłby być moim mężem. Mam słabość do dzieci w szczególności do słodkich <3! Z Rachel zrobił się niezły charakter, dzięki temu ta postać zyskała w moich oczach. Wilson. Dlaczego on się nigdy w Twoich opowiadaniach nie zmienia, hę? To jakaś klątwa normalnie. I zawsze ma idiotki za narzeczone, np. (seksi Blondyna-Doda z Polowania[...]) :hahaha:. Cuddy jest świetna. Zawsze uważałam ją za idiotkę, a tu potwierdziła tezę, chyba że okażę się wyjątkiem od reguły, wtedy potwierdzi całą tezę :hahaha: (chyba namieszałam trochę) XD. House na stówę zrobił coś, co skończyło się fatalnie. Mam nadzieję, że retrospekcja będzie :twisted: .

Wierny fan, Gusia xD



_________________

„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”

PostWysłany: Wto 14:26, 26 Kwi 2011
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42

Posty: 6652

Miasto: Mrągowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Huddy123456789, dziękuję bardzo :wink: Miło mi, że się podoba. Mam nadzieję, że dalej też będzie ok.

Gusia, moja Ty kochana wielbicielko animal planet :zakochany: Jej, jestem wzruszona i zaskoczona, jak Ty mnie dobrze znasz, znaczy moje fiki :hahaha: Dzięki, że znów jesteś :serducho:


II

- Czy chociaż raz mógłbyś się nie spóźnić? – Cuddy spojrzała na niego z lekkim wyrzutem. Uśmiechnął się.
- Gdybym wiedział, że założysz moją ulubioną sukienkę, przyszedłbym wcześniej. – mierzył wzrokiem stojącą przed nim brunetkę. Wiedziała, że już dawno powinna ją wyrzucić, ale po prostu nie mogła. Zbyt wiele wspomnień się z nią wiązało.
- Wujek, chodź, pokażę ci moją nową grę! Przeszłam już dwa poziomy! – mała była bardzo podekscytowana.
- Super. – posłał dziewczynce spojrzenie pełne podziwu. Lisa zastanawiała się, jak to się dzieje, że z dziećmi zawsze potrafił się tak dobrze dogadywać, podczas gdy z dorosłymi…
- Jak Sophie? – z zamyślenia wyrwało ją pytanie diagnosty.
- W porządku. – odpowiedziała bez emocji. Skinął głową i udał się z Rachel do salonu.
- Wujek Greg!! – junior zerwał się z kanapy i od razu podbiegł do gościa. Wilson odwrócił się w ich stronę.
- Urocze. – skomentował, widząc diagnostę otoczonego przez dwójkę małych potworków.
- Daruj sobie. – House skwitował wypowiedź przyjaciela.
- Co cię tym razem zatrzymało? – Wilson zapytał zaciekawiony.
- Umierający pacjent. – wzruszył ramionami.
- Długonogi, blond włosy umierający pacjent?
- Jasne. Na razie mam dość kobiet w swoim życiu. – wyjaśnił, posyłając mu kpiące spojrzenie.
- Istna sielanka. – do salonu weszła piękna brunetka.
- Kiedy ta kolacja? Jestem głodny. – oburzył się diagnosta.
- No jasne. Najpierw się spóźniasz, a potem marudzisz. – dopiero przyszedł, a już działał jej na nerwy.
- Wujek, mieliśmy zobaczyć nową grę. – dzieciaki zaczynały się już niecierpliwić.
- Ja z wami pójdę. – zaoferował się Wilson. – Wy na pewno chcielibyście porozmawiać. – wskazał na bardziej wyrośniętą dwójkę.
- Ale ty nie umiesz grać! – syn brutalnie uświadomił ojca.
- Nie mamy o czym rozmawiać. – odezwała się Cuddy.
- Dobrze ci idzie. – wtrącił się diagnosta. Przyjaciel jednak jak zwykle nie odpuszczał tak łatwo.
- Z pewnością znajdziecie kilka wspólnych tematów. - uśmiechnął się i razem z małymi potworkami opuścił salon. Duże zostały w środku.
- Nie rozumiem go? – House rozsiadł się na kanapie. – Przecież widujemy się codziennie w pracy, gdybyśmy mieli o czym, to byśmy już dawno pogadali. – wzruszył ramionami.
- Unikamy się. Wiesz o tym, zwłaszcza od jakiś osiemnastu miesięcy.
- Przecież ją odwiedzam. – wyjaśnił.
- Nie o tym mówię.
- Wiem.
Lisa doskonale wiedziała, że kocha małą Sophie ponad wszystko. Ubóstwiał ją, choć za wszelką cenę starał się tego nie okazywać. Ale ona widziała to wyraźnie. Było podobnie jak wcześniej z małą Rachel i Gregiem juniorem. Już teraz była przekonana, że jej młodsza córka wyrośnie na pewną siebie, wygadaną wielbicielkę monster trucków. Siedzieli tak w milczeniu, próbując odgadnąć własne myśli.
- Chyba Wilsonowi nie dokładnie o to chodziło. – Lisa w końcu się uśmiechnęła.
House już zbierał się na jakąś błyskotliwą odpowiedź, ale w tej chwili mała Sophie obudziła się i zaczęła płakać. Cuddy chciała wstać, ale House ją zatrzymał, dając do zrozumienia, że sam się nią zajmie. Spojrzała, jak bierze małą na ręce i znów wróciły wspomnienia. Wrócił ten dzień, w którym to los, a raczej ich kochany Wilson wepchnął ich sobie w ramiona. W tej chwili jej myśli powędrowały do roku 2009. Był listopad.
Od zawsze coś do siebie czuli. I zdecydowanie wykraczało to poza zwykłe relacje pracownik – pracodawca. Tego dnia James wyjechał, zostawiając ich razem z dziesięciomiesięcznym Gregiem i półtoraroczną Rachel. To był naprawdę udany wieczór. Maluchy zabawiały, a raczej zamęczały biednego diagnostę, a ona w końcu miała chwilę dla siebie. Zaszyła się w łazience i delektowała się relaksującą kąpielą. Co prawda nie była to jej łazienka, ale była tak wykończona, że wcale jej to nie przeszkadzało. Nagle rozległ się wielki krzyk. Wyskoczyła z wanny jak oparzona i rzuciła się prosto do pokoju gościnnego. Była cała mokra, zakryta jedynie małym ręcznikiem. Jakie było jej zdziwienie, gdy zamiast spodziewanego widoku krwi, czy czegoś w tym stylu, zobaczyła wielką trójkę oglądającą jakieś potwory.
- House! Czyś ty oszalał?! To dzieci, jak możesz to z nimi oglądać? – Lisa krzyczała, nadal ociekając wodą.
- Im się podoba. – wskazał na zaciekawioną dwójkę, a następnie przeniósł wzrok na najpiękniejsze zjawisko, jakim była mokra pani dziekan. Lisa od razu wychwyciła to spojrzenie.
- Chyba najwyższa pora, żeby położyć ich spać. – szybko je jednak zignorowała, zgrabnie zmieniając temat. Albo raczej niezgrabnie.
- Teraz to nawet ja mam ochotę na łóżko. – uśmiechnął się dwuznacznie.
Lisa lekko się zarumieniła, potem posłała mu mordercze spojrzenie i wróciła do łazienki. Gdy ponownie z niej wyszła, odpowiednio odziana w duży szlafrok, była już spokojniejsza. Udała się do pokoju małego Grega, gdzie tego wieczoru spać miała również jej Rachel. Pokoik był nie za duży, ale i nie za mały. Pomalowany na niebiesko. Z mnóstwem samochodów. O dziwo, w łóżeczku spał już sobie spokojnie mały Greg, a co dziwniejsze na tapczaniku obok równie grzecznie spała sobie jej córeczka.
- Coś ty im zrobił? – zwróciła się do wchodzącego do środka House’a.
- Nie użyłem środków nasennych. – od razu wyjaśnił.
- Więc jak? – nie mogła uwierzyć. Sama zwykle usypiała małą co najmniej przez godzinę.
- Junior był tak zmęczony, że sam zasnął, a Rachel przekupiłem małym batonikiem. – był bardzo z siebie zadowolony.
- Nie rób tego więcej.
- Mam ci nie pomagać? – zapytał zdziwiony.
- Nigdy mi nie pomagasz. – skwitowała, nie patrząc mu w oczy.
To było dla niego takie dziwne. Dom, dzieci, Lisa. Takie nierealne, nie w jego stylu. Jednak było w tym coś urzekającego. Dla niej to było spełnienie marzeń. Ale wiedziała, że to tylko jeden taki dzień. Niespodziewanie zrobił krok do przodu. Byli bardzo blisko. Ich ciała praktycznie się stykały. Po prostu nie mógł się powstrzymać, odkąd widział ją prawie nagą wyskakującą z łazienki. Położył ręce na jej pośladkach. To było silniejsze od niego. Nie był pewien, jak ona zareaguje. To znaczy, spodziewał się ciosu między oczy czy czegoś w tym stylu, ale nie pocałunku.



_________________
I :serducho: House, Huddy and Rachel! Best scene ever s7e10 42:11-43:06 :serducho: Hugh Laurie, Lisa Edelstein :serducho:

Avek by Anola. Bannerek by Gusia :*
Huddy story :serducho:
http://www.youtube.com/watch?v=KgbyDOUdBD4
Hugh/Lisa about Huddy to GY... ;)
http://www.fanpop.com/spots/huddy/images/22253906/title/hugh-lisa-about-huddy-gy-fanart
No empty House. No season 8. Why Shore?

PostWysłany: Sro 11:54, 27 Kwi 2011
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

wow super kiedyn następna czesc



PostWysłany: Sro 14:52, 27 Kwi 2011
Serina01
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 25 Sty 2011
Pochwał: 1

Posty: 86

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
- Ale ty nie umiesz grać! – syn brutalnie uświadomił ojca.


Najlepsze! :D


Cytat:
To znaczy, spodziewał się ciosu między oczy czy czegoś w tym stylu, ale nie pocałunku.



O proszę! Jakie zaskoczenie! :wink:





Bardzo mi się podoba. Czekam na kontynuację :)



_________________
Na świecie jest tyle tabletek, których człowiek jeszcze nie spróbował...

PostWysłany: Sro 18:10, 27 Kwi 2011
LittleGirl
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 20 Mar 2011

Posty: 298

Miasto: Bystrzyca Kł
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pięknie! Bardzo mi się podobało!!

LittleGirl napisał:
Cytat:
To znaczy, spodziewał się ciosu między oczy czy czegoś w tym stylu, ale nie pocałunku.



O proszę! Jakie zaskoczenie! Wink


Popieram! :shock:
Pisz proszę dalej!
:mrgreen:



PostWysłany: Sro 18:16, 27 Kwi 2011
huddy123456789
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 05 Wrz 2010

Posty: 87

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jej, tyle komentów :oops: Dziękuję :wink: Byłam pewna, że to tamten drugi fik, bardziej się Wam spodoba, a tu niespodzianka, ale powiem szczerze, że też wolę tego. Trochę retrospekcji, mam nadzieję, że nikt się nie zgubi. Dla przypomnienia akcja właściwa fika toczy się w 2013 roku 8)

III

Wspomnienia Lisy Cuddy. Rok 2009.

Dom, dzieci i on. Dla niej to było spełnienie marzeń. Ale wiedziała, że to tylko jeden taki dzień. Niespodziewanie zrobił krok do przodu. Byli bardzo blisko. Ich ciała praktycznie się stykały. Po prostu nie mógł się powstrzymać, odkąd widział ją prawie nagą wyskakującą z łazienki. Położył ręce na jej pośladkach. To było silniejsze od niego. Nie był pewien, jak ona zareaguje. To znaczy, spodziewał się ciosu między oczy, czy czegoś w tym stylu, ale nie pocałunku....
Powoli zatracali się w sobie nawzajem. Nie wiedziała, jak znaleźli się w sypialni Wilsona. Emocje wzięły górę, miejsce nie miało już znaczenia.

- Wstawaj! – odezwała się przerażona Lisa.
- Niiieee…..
- Jest już ósma.
- Siódma! – zaprostestował wskazując na zegarek.
- Przestawiłeś godziny! – dobrze wiedziała, że jest już po ósmej.
- Ależ skąd – udał niewiniątko.
- Oczywiście, że przestawiłeś.
- Ale tu jest tak miło i przyjemnie.
- To sypialnia Wilsona. Nie masz żadnych wyrzutów? - w przeciwieństwie do niego Lisa była bardzo zakłopotana.
- Jeden. Że nie spróbowaliśmy wcześniej - odpowiedział wyraźnie rozbawiony.
- Jesteś niemożliwy.
- I kto to mówi? W nocy przeszłaś samą siebie.
- Nie możesz się powstrzymać? - zapytała znając odpowiedź.
- Wybacz to silniejsze odemnie.
- Nie wątpię.
- To co robimy?
- Na początek zrób tu porządek nim Wilson wróci i rusz wreszcie ten swój leniwy tyłek - zarządziła administratorskim tonem.
- Wolę mieć leniwy niż gigantyczny - uśmiechał się szeroko.
- Wczoraj, jakoś jego wielkość ci nie przeszkadzała.
- Było ciemno – wyjaśnił.
- Wiedziałam, że tak będzie – wzuszyła ramionami.
- Marudzisz.
- Bo to wszystko twoja wina. Jak zwykle – skwitowała wstając z łóżka.
- Oczywiście – warknął oburzony.
- To ty się na mnie rzuciłeś.
- Bo mnie podpuściłaś wyskakując nago z tej łazienki – jego oczy znów rozbłysły.
- Trzeba było się tak nie gapić.
- To ty mnie pocałowałaś.
- Trzeba było mnie powstrzymać.
- Próbowałem.
- W bardzo oryginalny sposób.
- Nadal jestem śpiący.
- Życie nie kończy się na łóżku - wyjaśniła wychodząc z sypialni.
- Szkoda – westchnął zawiedziony.

Ta rozmowa na zawsze zapadła jej już w pamięć. Była taka zwyczajna i na luzie. Oczywiście nie pozbawiona ich uszczypliwości, ale przez to taka wyjątkowa. Ostatecznie oboje ustalili, że nie przyznają się Wilsonowi do tego, co się stało. Lisa zajęła się dziećmi, a Greg porządkowaniem sypialni przyjaciela. Było co sprzątać, bo noc nie należała do najniewinniejszych. Naprawde miała nadzieję, że Wilson się nie domyśli. Jednak House zapomiał o swoich skarpetkach leżacych pod jego łóżkiem i jej staniku wiszącym na lampie. Nawet James nie był tak naiwny, by dać się nabrać na jakiś zbieg okoliczności. Potem było już typowo. Kłótnie w pracy i pojednanie w domu. Ku jej zaskoczeniu Rachel bez żadnych oporów zaakceptowała jego obecność. Od samego początku potrafili się dogadać. Ich ulubionym miejscem zabaw stał się jej szpital. Dziewczynka szczególnie upodobała sobie jego gabinet. Było w nim tyle fajnych, ciekawych rzeczy. Tablica do pisania, kolorowe piłeczki do rzucania i oczywiście on, ukochany wujek z szalonymi pomysłami. Sam Gregory House zawsze się burzył, gdy podrzucała mu tego małego potworka, jednak Lisa wiedziała, że to tylko pozory i że tak naprawdę lubi jej towarzystwo. Ich związek nie należał do najłatwiejszych. Oboje byli silnymi osobowościami. Razem pracowali i zwykle mieli odrębne zdanie na większość spraw. Właściwie to na wszystko patrzyli zupełnie inaczej. Ona była tą rozsądną, a on tym szalonym. Na początku było fajnie. Sprawdzali się nawzajem, bawili się swoim związkiem, przeciągając swoistą linie i z zapartym tchem przyglądając się kto upadnie pierwszy. Początkowe zauroczenie jednak szybko minęło i okazało się, że genialny seks nie rozwiązuje wszystkich problemów. Przyszedł czas, że chciała czegoś więcej. Szacunku, stabilazacji i odrobiny pewności. Nie dał jej żadnej z tych rzeczy. Bezwzględnie wykorzystywał ich związek do manipulacji nią. Teraz mógł uderzać o wiele boleśniej, znał jej słabości. Nie dawał jej poczucia bezpieczeństwa, nie zawsze wracał do domu na noc, nie mówił, gdzie idzie i co robi. Czuł się wolny, mimo, że byli przecież związani. Nigdy nie powiedział, że ją kocha. Na początku jej to nie przeszkadzało. Było dobrze. Było to odurzenie uczuciem, które wreszcie po tylu latach wyszło na jaw z ukrycia. Później zrozumiała, że oczekiwała zbyt wiele, jak na człowieka z którym się związała. Nie wzięła tego pod uwagę. Rozstali się po trzech miesiącach. Nie potrafiła już dalej udawać, że wszystko jest wporządku. Nie wie, które z nich przeżyło to bardziej. On, ona, czy mała Rachel. Wtedy miała już prawie dwa latka. Była taka niezwykła. Radosna, ciekawa świata, wszędzie jej było pełno. Przez pierwszy miesiąc ciągle wbiegała do jej sypialni, szukając ulubionego wujka. To była kolejna rzecz, która nie dawała jej spokoju. Tyle razy chciała go o to zapytać, ale zawsze brakowało jej odwagi. Wiedziała, że sam tego nie zaproponuje. Teraz się cieszyła, że mała nie zwracała się do niego „tato”. Nie potrafiła, by jej tego wyjaśnić. Wilson również bardzo przeżył ich rozstanie. Przez te kilka miesiący żył ich życiem, na nowo odzyskał utraconą radość. Znów uwierzył w miłość. Był taki dumny, że miał w tym swój udział. Przebolał nawet ten drobny incydent w jego sypialni. A oni go zawiedli. Zawiedli też siebie i jej córeczkę.

- Śpi – znajomy głos brutalnie sprowadził ją z powrotem do roku 2013. Cuddy uniosła wzrok. Wiedział, o czym myśli, bo myślał o tym samym. Zawsze tak było. Raz do roku musieli przez to przechodzić. Po ich rozstaniu chcieli zaprzestać tej tradycji wspólnych wigili, jednak Wilson tak bardzo nalegał. Nie mogli mu odmówić.
- Nakryje do stołu. Rozgość się – zaproponowała posyłając mu ciepły uśmiech. Mimo wszystko potrafili żyć dalej obok siebie. W końcu od ich rozstania minęły już ponad trzy lata. Odwzajemnił uśmiech i rozsiadł się na kanapie. Odprowadził wzrokiem niezwykłe zjawisko w czerwonej sukience. Wiedział, że torturuje go specjalnie. Spojrzał na dogasający w kominku ogień. Tak się ostatnio czuł. Jakby wygasał. Czas biegł nieubłagalnie do przodu. Kolejne lata mijały, a on ciągle był tym samym samotnym draniem, który unieszczęśliwiał wszystkich wokół. Wstał i dorzucił do paleniska kilka klocków drewna. Po chwili ogień wręcz buchał uwalniając delikatne iskierki. Tamtego dnia też tak było. Podłożył sobie poduszkę pod głowę i na chwilę odpłynął. Jego myśli powędrowały do roku 2011.
Wtedy nie byli już parą. Jemu było łatwiej. Ona cierpiała, choć za wszelką cenę starała się to ukryć. Ale on widział ten ból i zawód w każdym jej spojrzeniu. Niestety nie potrafił jej pomóc. Nadal widywał się z Rachel. Najczęściej u Wilsona. Pomiędzy nią, a małym Gregiem był tylko rok różnicy. Często się razem bawili. Byli niemal jak rodzeństwo. Wilson bardzo wspierał Cuddy. Oboje wiele przeszli. Oboje byli samotnymi rodzicami. Pomagali sobie. Czasem miał takie wrażenie, że gdyby nie on, to być może byli by razem. Nie wiedział, że na bliższy związek jego przyjaciół nigdy nie było najmniejszych szans. Lise i James’a zbliżał podobny los, ale dla niej liczył się tylko diagnosta, a dla Wilsona Greg junior i przyjaźń Grega seniora. Przyjaźń z House’em była jedyną trwałą rzeczą w jego życiu. Wiedział, że ten cholerny drań nigdy go nie opuści. Potrzebował go w swoim życiu. Wiedział również, że House potrzebował w swoim właśnie jej. I mimo, że kilka razy zdarzyły mu się takie myśli, by zrobić krok w kierunku Cuddy, wiedział, że tak jak House należy do niego, tak Lisa należy do House’a. Skomplikowana teoria Wilsona potwierdziła się szybciej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Była wigilia roku 2011.



_________________
I :serducho: House, Huddy and Rachel! Best scene ever s7e10 42:11-43:06 :serducho: Hugh Laurie, Lisa Edelstein :serducho:

Avek by Anola. Bannerek by Gusia :*
Huddy story :serducho:
http://www.youtube.com/watch?v=KgbyDOUdBD4
Hugh/Lisa about Huddy to GY... ;)
http://www.fanpop.com/spots/huddy/images/22253906/title/hugh-lisa-about-huddy-gy-fanart
No empty House. No season 8. Why Shore?

PostWysłany: Czw 9:52, 28 Kwi 2011
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

IV

Wspomnienia diagnosty. Wigilia. Rok 2011.


Życie toczyło się dalej. Właśnie mijało półtory roku odkąd się rozstali. Na pierwszy rzut oka wszystko było w porządku. Ustalili, że będą potrafili razem dalej pracować, i że dla dobra Rachel, Wilsona i Juniora nie pozabijają się przy pierwszej lepszej sposobności. Wigilijne spotkania zawsze odbywały się u niej. Pyszna kolacja, miła atmosfera i lekkie rozmowy. Jakby czas się cofnął. Dzieciaki były takie szczęśliwe. Rosły tak szybko. Mała Rachel właśnie kończyła trzy latka. Była wesoła i promienna, a Junior był, jak dwuletni James Wilson. Miły, grzeczny, troskliwy. Ulubieniec i pupil wszystkich pielęgniarek. House nieraz chciał go przekabacić, by razem coś zbroili, ale mały zawsze się tłumaczył, że „tatuś byłby zły”. Diagnosta w końcu musiał dać za wygraną i pogodzić się z tym, że teraz ma już dwóch Wilsonów na głowie. Za to młoda Cuddy była jego wiernym odbiciem. Zawsze pierwsza do realizacji jego szalonych pomysłów. Nikt nigdy się nie dowiedział, co stało się z zaginionym tortem urodzinowym mamy, z jej ulubionym filmem, na który przez przypadek nagrały się monster tracki, czy z wazonem cioci Stelli, który całkiem przypadkiem rozbił się podczas domowej gry w kręgle. Przecież nie było tak źle. Zastanawiał się, czy to musiało się tak skończyć. I nie on jeden. Właśnie przypomiała mu się tamta rozmowa z przyjacielem.
- Dlaczego musieliście to spartaczyć?
- Wilson. Mieliśmy do tego nie wracać – odezwała się Lisa. – Jest wigilia. Cieszmy się tym, co mamy.
- Nie rozumiem was – w głosie onkologa dało się wyczuć wielki zawód.
- Zgadzam się z tobą. Ja też jej nie rozumiem – House posłał Cuddy spojrzenie z gatunku „dlaczego”
- Idę po deser – brunetka nie zamierzała wdawać się w kolejne bezowocne dyskusje. Diagnosta śledził każdy jej ruch. Miała na sobie piękną, nową, czerwoną sukienkę. Dopasowaną w tali, lekko opinającą pośladki i znacząco uwydatniającą biust. Wpatrywał się w nią, jakby za chwilę miała zniknąć. Nie uszło to uwadze Wilsona. Gdy Rachel i Junior dobrali się do gwiazdkowych prezentów, Wilson dobrał się do niego. Nie dosłownie oczywiście.
- House zrób coś. Nie bądź idiotą. Nie zmarnuj swojej być może ostatniej już szansy na odrobinę szczęścia.
- Jestem szczęśliwy.
- Tak. Twoja radość, aż bije po oczach – westchnął z politowaniem.
- To była jej decyzja – wyjaśnił.
- Tak, a twoje postępowanie nie miało z tym nic wspólnego? – onkolog zmarszczył brwi.
- Wiedziała jaki jestem, kiedy się ze mną wiązała.
- A ty znałeś ją. Wiedziałeś, że prędzej, czy później, któreś będzie musiało ustąpić.
- Tak, ale liczyłem, że to będzie ona – posłał mu nieśmiały uśmiech. Jimmy tylko wywrócił oczami.
- Jesteście jak dzieci. Gorzej. Rachel i Junior mają więcej zdrowego rozsądku niż wy oboje razem wzięci – mówił lekko już zdenerwowany.
- Dlaczego zawsze dręczysz mnie? – House zapytał z wyrzutem.
- Bo ona zadręcza się sama.
- Coś ci mówiła? – diagnosta wydawał się bardzo zaintrygowany tym co usłyszał.
- Tak. Że żałuje. Że cię kocha i marzy byście znów byli razem – onkolog wyrecytował jednym tchem.
- Serio?? – mina House’a była tego warta.
- Oczywiście, że nie. Nie rozmawiałem z nią. Ale ty powinieneś – Wilson był bardzo z siebie zadowolony. Dzięki niemu House miał o czym myśleć przez resztę wieczoru.
- Co ci jest? – zapytała zatroskana Lisa.
- Nie wiem, może to ten indyk – zrobił skwaszoną minę.
- A ja myśle…. – odezwał się Wilson.
- Że jest już bardzo późno – dokończył za niego House.
- Rozumiem – James słynął z tego, że potrafił czytać między wieszami.
- Ależ wcale nie jest tak późno. Możecie jeszcze zostać – wtrąciła się Lisa.
- Dzięki, ale mały musi iść już spać. Jutro jedziemy do mojej mamy. Musi być wyspany, bo ukochana babcia będzie go zamęczać. To znaczy rozpieszczać – szybko sprostował niefortunną wypowiedź i obdarował wszystkich ciepłym uśmiechem.
- Greg zbieraj się. Idziemy.
- Ale tato. Wujek Greg obiecał nam sztuczne ognie i fajerwerki – mały był bardzo podekscytowany. Lisa i James od razu obrzucili diagnostę morderczymi spojrzeniami.
- No co? Wiedziałem, że będą nudy to chciałem to jakoś uatrakcyjnić – mówił zupełnie nie przejęty. - Dobra stary. Umówmy się na nowy rok – puścił oczko w stronę swojego imiennika.
- Niech będzie – mały jak zwykle był bardzo ugodowy.
- Zadowoleni? – zwrócił się do swoich przyjaciół.
- Jasne. Do rozmowy wrócimy w sylwestra – burknęła pani dziekan. Wilson z Juniorem ubrali się i wyszli.
- To był bardzo udany wieczór – stwierdziła Lisa.
- Jak zwykle – odezwał się diagnosta.
- Sam mówiłeś, że już późno – Cuddy obdarzyła gościa pytającym spojrzeniem.
- Może i jest późno, ale, czy za późno? – zapytał i wbił swoje błękitne oczy w zupełnie zaskoczoną administratorkę.
- Dla nas? – nie była pewna, czy właściwie odczytała jego pytanie. Skinął głową na potwierdzenie. – Greg…. – zaczęła niepewnie. – Dla nas po prostu nigdy nie ma odpowiedniego czasu, ani miejsca – odpowiedziała z wyraźnym żalem w głosie.
- Przecież tym razem jesteśmy u ciebie, a nie u Wilsona – uśmiechnął się.
- To niczego nie zmienia – westchnęła.
- ….. – milczał świdrując ją na wylot.
- Greg. Dlaczego teraz? Minęły już trzy lata. Myślałam, że.... - sama nie wiedziała, co chce mu powiedzieć. - Czego odemnie oczekujesz? – zapytała zupełnie zdezorientowana.
- Nie chce być dzisiaj sam – stwierdził nie patrząc jej w oczy. Do salonu wbiegła Rachel.



_________________
I :serducho: House, Huddy and Rachel! Best scene ever s7e10 42:11-43:06 :serducho: Hugh Laurie, Lisa Edelstein :serducho:

Avek by Anola. Bannerek by Gusia :*
Huddy story :serducho:
http://www.youtube.com/watch?v=KgbyDOUdBD4
Hugh/Lisa about Huddy to GY... ;)
http://www.fanpop.com/spots/huddy/images/22253906/title/hugh-lisa-about-huddy-gy-fanart
No empty House. No season 8. Why Shore?

PostWysłany: Pią 23:52, 29 Kwi 2011
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Genialny fik :zakochany:
Lisek kocham twoje fiki, wsztystkie bez wyjątku i te lekkie i przyjemne, i te poważniejsze, i same dialogi, i długaśne opisy :serducho:

Pisz jak najszybciej kolejną część! :D



_________________


Moje siostrzyczki Nemezis i Sevir i nasza mamuta Maagda
Mój prywatny, jedyny i niezastąpiony kaloryferek Alan
Moja prywatna pisarka zÓych dobranocek, po których nikt nie zaśnie - Guśka

PostWysłany: Sob 11:55, 30 Kwi 2011
nimfka
Nietoperek
Nietoperek



Dołączył: 13 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 11393

Miasto: HouseLand
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dzięki Nimfko :serducho:


V

- Wujku poczytasz mi na dobranoc? – zwróciła się do mężczyzny z laską w ręce. W jej spojrzeniu było coś takiego, że nigdy nie potrafił jej odmówić.
- No dobra. Ale tym razem opowiem ci bajkę – rozmawiał z małą, ale patrzył na jej matkę.
- Jaką? – dziewczynka była bardzo zaciekawiona.
- O biednym, kochanym, kulejącym rycerzu i złej czarownicy o lodowatym sercu – przeniósł spojrzenie na Rachel, żałując, że nie może widzieć wyrazu twarzy Lisy. Miał rację. Był bardzo oryginalny. Z jednej strony kpiący, a z drugiej taki ciepły...

Pomimo, że mała już dawno zasnęła on nadal siedział przy jej łóżeczku.
- House – w pokoju pojawiła się brunetka w czerwieni.
- Nie chcę być dzisiaj sam – powtórzył.
- Nie będziesz. Ja też nie chcę być tej nocy sama – widok diagnosty przy łóżeczku jej córki sprawił, że znów się w nim zatraciła. Znów…….
- Greg – wyszeptała między pocałunkami. - Wiesz, że to tylko ta jedna noc – nie zamierzała znów cierpieć, ale tak bardzo pragnęła jego bliskości.
- Wiem. Tylko jeden taki dzień – odpowiedział nim stało się to, co miało się już nigdy nie powtórzyć. I faktycznie, mimo niespodziewanych konsekwencji i spodziewanych komplikacji nieprzemyślanej decyzji, do chwili obecnej nie było już kolejnej takiej nocy. Jedynym niemym świadkiem tych wydarzeń pozostała tym razem sypialnia Cuddy, no i salon, w którym na dywanie leżał porzucony skrawek czerwonego materiału.
Wracając do konsekwencji... Czasem jedna noc potrafi odbić swoje piętno na całym dalszym życiu. I tu właśnie pojawia się mała Sophie.

- Boże! To nie możliwe? – Lisa siedziła, a właściwie klęczała w łazience.
- Co ci jest mamusiu? – zapytała mała Rachel.
- Nic, nic kochanie – kobieta wymusiła delikatny uśmiech.
- Musisz iść do lekarza – córeczka wpatrywała się w roztrzęsioną kobietę.
- Tak. Mamusia pójdzie do lekarza i wszystko będzie dobrze – wyjśniła córeczce.
- To ja zadzwonie do wujka Grega – mała wybiegła do salonu.
- Rachel wracaj!! – Cuddy zamierzała pobiec za córką, jednak kolejny atak nudności skutecznie jej to uniemożliwił.

Po dziwnym telefonie od małego potworka House był niemal pewien, że coś faktycznie się stało. W sumie po pamiętnej nocy obiecał Lisie, że nie będzie jej nachodził, ale przecież zawsze może odwiedzić Rachel, no i właściwie, przecież nigdy nie dotrzymywał złożonych obietnic. Był pod jej domem już godzinę później. Była sobota. W przeciwnym razie na pewno, by się nie fatygował, bo wiedział, że spotkaliby się w pracy. Zapukał. Nikt nie otwierał. Zapukał raz jeszcze. Za drzwiami usłyszał delikatny głos dziewczynki.
- Kto tam? – zapytała nieśmiało.
- Zły wilk – odpowiedział przybierając groźny ton.
- Wejdź wujek – drzwi powoli się otworzyły.
- Hej! Mówiłem, że to zły wilk – wywrócił oczami.
- Ale ja widziałam twój motor przez okno i wiedziałam, że twoja laska na pewno przepłoszy złego wilka – uśmiechała się do diagnosty szczerząc swoje białe ząbki.
- Gdzie twoja wilczyca? – zapytał z lekką nutką troski w głosie.
- Ale my nie mamy wilków w domu – odpowiedziała trochę zdezorintowana.
- Gdzie mama? – sprostował niefortunne pytanie.
- Właśnie idzie zabić złego wilka – brunetka pojawiła się w drzwiach sypialni. Rachel stała nie bardzo rozmumiejąc, o co chodzi w tej historii z wilkami.
- Mama jest chora – odezwała się spoglądając na diagnostę.
- A nie wygląda – zauważył. Miała na sobie króciutki szlafroczek i w sumie nie był pewień, czy pod nim było coś jeszcze.
- Dziś była blada i zwymiotywała w łazience – dziewczynka nad wyraz fachowo opisała objawy. Diagnosta stał lekko zamurowany. To mogło być przecież z milion innych rzeczy, a mimo to pierwsza do głowy przyszła mu ciąża. Wszystko pasowało. Jeden taki dzień miał miejsce równie miesiąc temu. Spoglądał raz na Rachel raz na Cuddy. Nie bardzo wiedział, co powiedzieć.
- House. Wszystko w porządku. To pewnie zatrucie – wyjaśniła sama w to nie wierząc.
- Skoro tak uważasz. Jestem tu zbędny – podświadomość kazała mu uciekać. Uciekać jak najdalej od prawdy, którą i tak oboje znali.

Miesiąc później.

- Tak Rachel. Będziesz miała siostrzyczkę lub braciszka – Lisa tłumaczyła córeczce.
- A dlaczego dzidziuś jest zamknięty w twoim brzuszku, i kto go tam włożył – zapytała zaciekawiona dziewczynka. Cuddy wzięła głęboki oddech. No tak. Niby proste pytanie i prosta odpowiedź, ale nie dla niej. Lisa milczała szukając jakieś sensownej odpowiedzi. Z opresji uratowało ją pukanie do drzwi.
- Wejdź Wilson – zaprosiła brunetka.
- Czy to prawda? – zapytał wprost.
- Powiedział ci?
- Co zrobisz? – onkolog wpatrywał się w administratorkę z nadzieją na rozsądną decyzje.
- Nic – odpowiedziała nadwyraz spokojnie.
- Ale będziecie razem? – dopytywał.
- James. Nie zwiąże się z nim tylko ze względu na dziecko. To się nie uda – tłumaczyła.
- Wy po prostu nie chcecie, by się udało. Bądzcie sobie nieszczęśliwi – posłał jej litościwe spojrzenie. – Ale wiesz, że teraz skazujecie na cierpienie już nie tylko siebie – dodał zatrzaskując za sobą drzwi.
- A, czy tatusiem twojego dzidziusia jest wujek House? – do kuchni wbiegła Rachel. Nie potrafiła okłamywać córki.
- Tak – odpowiedziała lekko przyciszonym głosem.
- A, czy teraz wujek House nie mógłby być też i moim tatusiem? – oczy dziewczynki błyszczały niczym najjaśniejsze gwiazdy na bezchmurnym niebie. Kobietę zamurowało. Wilson znów miał cholerną rację. Cierpieli wszyscy. Marzenie małej dziewczynki o szczęśliwej rodzinie miało się nigdy nie spełnić.

Czas mijał, a wujek House nadal pozostawał tylko jej szalonyn wujkiem i tatusiem ukochanej siostrzyczki. Nie czuła zazdrości tylko żal, który z wiekiem przybierał na sile. Kochała go najbardziej na świecie, nie jak wujka, którym był, ale jak ojca, którym mógł być. Jej więź z diagnostą była niezwykle silna. On również kochał ją dokładnie tak samo jak Sophie. Dlatego to było takie trudne. Co roku w wigilię liczyła na ten sam cud. Że House z nimi zamieszka, że zostanie jej tatą i w końcu będą szczęśliwi. W rzeczywistości jednak cuda nie zdarzają się zbyt często, a właściwie nie zdarzają się prawie wcale. Niestety mała dzieczynka jeszcze o tym nie wiedziała. Wciąż, czekała.



_________________
I :serducho: House, Huddy and Rachel! Best scene ever s7e10 42:11-43:06 :serducho: Hugh Laurie, Lisa Edelstein :serducho:

Avek by Anola. Bannerek by Gusia :*
Huddy story :serducho:
http://www.youtube.com/watch?v=KgbyDOUdBD4
Hugh/Lisa about Huddy to GY... ;)
http://www.fanpop.com/spots/huddy/images/22253906/title/hugh-lisa-about-huddy-gy-fanart
No empty House. No season 8. Why Shore?

PostWysłany: Sob 13:26, 30 Kwi 2011
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ahahahah! Cuddy w ciąży! Again! Super :D
Genialna historia, nie mogę doczekać się następnej części! (jak zwykle :D )



_________________
Na świecie jest tyle tabletek, których człowiek jeszcze nie spróbował...

PostWysłany: Sob 16:51, 30 Kwi 2011
LittleGirl
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 20 Mar 2011

Posty: 298

Miasto: Bystrzyca Kł
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Pięknie! Przepraszam, że tak długo mnie nie było! I tak co to dożo pisać, pięknie :cry: :lol:



PostWysłany: Sob 19:33, 30 Kwi 2011
huddy123456789
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 05 Wrz 2010

Posty: 87

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Dzięki :wink:

Coś dla wielbicieli James'a Wilsona :serducho:

VI

Spojrzenie James’a Wilsona.

Rok 2009.

Dla onkologa mimo wszystko to był bardzo udany rok. Na świat przyszedł jego ukochany syn. Nie mógł go nazwać inaczej, choć Natalie początkowo była stanowczo temu przeciwna. Nigdy nie polubiła jego przyjaciela. Oczywiście House niczego nie ułatwiał, ale w końcu wyszło na to, że miał rację. Po rozwodzie James zawsze mógł na niego liczyć. Była też Cuddy, która jako świeżo upieczona mama również bardzo mu pomagała. Zawsze wiedział, że te dwa uparciuchy mają się ku sobie. Więc, gdy tylko nadażyła się okazja, by zabawić się w swatkę, uczynił to z największą przyjemnością. Udało mu się. Wystarczyło ich tylko zamknąć w swoim domu na jeden dzień i od razu zaliczyli jego sypialnie i siebie przy okazji. Nie przewidział tylko jednego, że sielanka potrwa tak krótko. Chyba z milion razy przeprowadzał z obojgiem poważne rozmowy o życiu, ale okazało się, że do wszystkiego muszą dojść sami. A, że byli zbyt dumni, by przyznać się do błędu i zbyt uparci, by ustąpić, skończyło się nieuniknionym. Rozstaniem. Po jakimś czasie i on odpuścił, nie nalegał już, by spróbowali raz jeszcze, zaczynał rozumieć, że samotność jest im pisana. Czas mijał. Sytuacja praktycznie wróciła do normy. Standardowe krzyki w przychodni, bezsensowne spory o każde badanie i on biedny onkolog między nimi. W sumie to był zaskoczony, że po ich burzliwym rozstaniu wszystko tak szybko się ustabilizowało. Jednak on nadal czuł wielki zawód. Żal ściskał mu serce za każdym razem, gdy widział, jak mała Rachel lgnie do House’a. Diagnosta również podświadomie się do niej przywiązał. Byli tacy podobni. Postronny obserwator bez zawahania uznałby ich za ojca i córkę. Cóż, nigdy nie rozumiał postępowania swoich przyjaciół, a teraz już nawet nie próbował. Miał syna i to nim musiał się zajmować. Jego starsza dwójka musiała poradzić sobie sama.

Rok 2011.

Greg miał już dwa latka. Był jego oczkiem w głowie. James poświęcał mu każdą wolną chwilę. Zbliżały się kolejne święta i kolejna wspólna wigilia. Uwielbiał je. Wtedy czuł, że wszystko jest takie, jak być powinno. Ta również miała być wyjątkowa. Postanowił, już chyba po raz setny, złamać swoją zasadę o nie wtrącaniu się i znów próbował uświadomić swoim nieznośnym uparciuchom co tracą. Z pozoru kolejna nic nie wnosząca rozmowa przyniosła nieoczekiwane skutki. Samotność była strasznym uczuciem. Znał je doskonale. Oni też poznali gorycz tego smaku. Wystarczył impuls. I pojawiła się Sophie. Miał ochotę ich zabić, gdy dowiedział się, że to nie miało tak być, że tego nie planowali, i że to niczego nie zmienia. Nawet nie próbowali być razem. Strach przed kolejną porażką odebrał im być może już ostatnią szansę na szczęście. Wtedy coś w nim pękło. Obiecał sobie, że on nie popełni ich błędów. Nie chciał być dłużej samotny i nieszczęśliwy. Postanowił znaleźć małemu Gregowi matkę. Zdecydował, że nie będzie już dłużej męczennikiem. Urok James’a był niezawodny. A Junior działał jak magnes na kobiety. Jednak nauczony doświadczeniem i bolesnymi wspomnieniami onkolog nie był już tak kochliwy, jak kiedyś. Wciąż był samotny. Pracował, zajmował się domem i wychowywał syna. Z boku przyglądał się ich pokręconemu związkowi. Gdy pojawiła się Sophie było jeszcze trudniej. House godzinami przesiadywał w jego gabinecie. Dużo rozmawiali. Dla diagnosty to była bardzo trudna sytuacja. Nigdy nie brał pod uwagę takiej możliwości. Nie myślał, że kiedykolwiek będzie ojcem. Zwyczajnie się bał. Z Cuddy było zupełnie inaczej. Była promienna i radosna. Spełniało się jej największe marzenie. Miała Rachel i oczekiwała narodzin swojej drugiej córki. Ciąża Lisy przebiegała bezproblemowo. Pracowała praktycznie cały czas. House’owi to odpowiadało, bo przynajmniej mógł mieć na nią oko. Mimo, że dało się wyczuć między nimi pewien dystans, nikt nie miał wątpliwości, że łączy ich uczucie. House na czas jej ciąży stał się nawet taki jakiś milszy i spokojniejszy. Oczywiście od czasu do czasu podrzucał jej jakiś pozew, ale robił to w nadwyraz delikatny sposób. Niby przypadkiem, ale często jej pomagał. To on zamówił łóżeczko dla Sophie, to on zabierał Rachel na kręgle, by Cuddy mogła odpocząć, zawsze wszystko wychodziło niby przypadkiem, ale onkolog wiedział, że diagnosta w ten próbuje jej coś pokazać. Widziała to, ale irracjonalny strach sprawił, że nic nie zrobiła. Dzień porodu był taki szalony. Cuddy zaczęła rodzić w domu. Na szczęście karetka przyjechała bardzo szybko i poród skończył się w szpitalu. House’a nie było przy niej. To mimo wszystko nie było w jego stylu. Cały ten czas przesiedział w swoim gabinecie, obracając małą, czerwoną piłeczkę w dłoni. Rachel siedziała z Wilsonem i Juniorem na korytarzu. Gdy było już po wszystkim zebrane towarzystwo weszlo do sali, by zobaczyć to niezwykłe zjawisko, jakim była córka szalonego diagnosty. Miała błękitne niczym laguna, ogromne oczka i króciutkie ciemne włoski. Gdy Cuddy zamierzała zaprezentować zgromadzonym swoje maleństwo okazało się, że nie ma dwóch najważniejszych osób. Nie było jego i nie było Rachel. Od razu domyśliła się, że mała pobiegła do diagnosty. Nie myliła się.
- Wujek, mamusia właśnie urodziła mi siostrzyczkę – dziewczynka wbiegła do gabinetu. Na jego ustach mimowolnie pojawił się uśmiech. W tej chwili wszystkie obawy, gdzieś zniknęły.
- Dlaczego nie jesteś z mamą? – zapytał zaciekawiony.
- Bo chce ją przywitać razem z tobą – wyjaśniła. Skinął głową i wyciągnął rękę w kierunki dziewczynki. Poszli razem.
- Wujku? A, czy ja też mogłabym być….? – nie dokończyła. Ale diagnosta zrozumiał. Na znak mocniej ścisnął jej malutką dłoń.
Po chwili razem wkroczyli do sali Cuddy. To było takie niezwykłe. Maleństwo na rękach Lisy. Kobieta uśmiechnęła się, a jej uśmiech przepełniała najzwyklejsza na świecie radość. Spojrzała na Rachel.
- To Sophie. Twoja siostrzyczka – pokazała jej zawiniątko. Rachel usiadła na łóżku obok mamy. Nadal trzymała House’a za rękę.
- Powiedziałaś Sophie? – zapytał, a na jego twarzy pojawił się ten typowy zwycięski uśmieszek. To był jego pomysł podszepnięty Jamesowi.
Widok całej czwórki wzruszył onkologa. Razem z Gregiem juniorem dyskretnie opuścili salę, zostawiając najbardziej skompikowaną na świecie rodzinę sam na sam ze swoim szczęściem.

Rok 2012.

Mimo, że początkowo wszystko wyglądało na to, że jednak będzie dobrze, tak się nie stało. Diagnosta nigdy nie zaproponaował jej związku, a administratorka nigdy go o to nie poprosiła.
Łączyło ich tak wiele, a wciąż żyli oddzielnie. To było takie dziwne, a zarazem takie w ich stylu. House oczywiście zajmował się Rachel i Sophie, co prawda nie zawsze w sposób jaki, by sobie tego życzyła, ale w końcu przyzwyczaiła się do zdemolowanego domu po jego wizytach, do wygadanej Rachel cytującej jego słynne mądrości i zapatrzonej w monster tracki małej Sophie. Z wiekiem wszysko się zmieniało. Na pewne sprawy każde z nich zaczęło patrzeć zupełnie inaczej. Nie byli już tacy młodzi jak kiedyś. On wciąż szukał matki dla Juniora i kobiety swojego życia. Oni nadal byli samotni. Cuddy już nigdy z nikim się nie związała. House przestał dzwonić po panieniki. W sumie nie zapraszał ich od momentu tamtej pamiętnej nocy z administratorką. Wilson ostatecznie doszedł do wniosku, że to zwyczajnie ich pokręcony sposób ma szczęście. Asekuracja przed kolejną porażką, złudny substytut samotności, wspólne życie osobno, tłumione uczucia, gierki i podchody, ukryte motywy i walka o każde spojrzenie, w którym dostrzegali to, czego nie byli w stanie powiedzieć. Może tak po prostu miało być…..



_________________
I :serducho: House, Huddy and Rachel! Best scene ever s7e10 42:11-43:06 :serducho: Hugh Laurie, Lisa Edelstein :serducho:

Avek by Anola. Bannerek by Gusia :*
Huddy story :serducho:
http://www.youtube.com/watch?v=KgbyDOUdBD4
Hugh/Lisa about Huddy to GY... ;)
http://www.fanpop.com/spots/huddy/images/22253906/title/hugh-lisa-about-huddy-gy-fanart
No empty House. No season 8. Why Shore?

PostWysłany: Nie 12:14, 01 Maj 2011
lisek_
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17

Posty: 172

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04064 sekund, Zapytań SQL: 15