The Scratch / Rysa [9/9] [T]
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

ten Wilson to ma wyczucie :roll: :roll: :killer: :killer:
juz nie moge sie doczekac jak to sie dalej potoczy tlumacz ajka najszybciej
pozdrawiam :D :D :D



PostWysłany: Wto 15:13, 23 Lut 2010
mazeltov
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sty 2010

Posty: 21

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

zbetowane przez T.

Rozdział 5

Zespół diagnostyczny zebrany przy tablicy w pokoju konferencyjnym przyglądał się wypisanym na niej objawom nowego pacjenta. Mężczyzna w średnim wieku, ojciec trójki dzieci, przyjęty dziś na pogotowiu. Cuddy przysłała na górę Trzynastkę razem z kartą choroby. Podczas gdy Taub i Foreman spierali się na temat obrzęku, Chase obserwował, jak House na zmianę zdejmuje i zakłada skuwkę na łatwo ścieralny mazak do wypisywania objawów. Fakt, że Cuddy przysłała akta pacjenta przez Trzynastkę nie uszedł uwadze diagnosty. Unikała go od czasu ich ostatniego spotkania w przychodni. Nie był pewien jak ma się teraz zachować.

Cuddy wiedziała, że urojenia, które miał, były na jej temat. Wiedziała, że chciał do niej zadzwonić po wspólnej nocy na studiach. Wiedziała, że był gotowy, by spróbować stworzyć z nią prawdziwy związek. Wiedziała, że przez ostatni rok próbował poskładać swoje życie z powrotem do kupy, na tyle by zyskać jej przyjaźń i szacunek. Cholera, wiedziała nawet, że jej przyszłość nie wiązała się z Lucasem. A mimo to perspektywa zbliżenia się do niego nadal śmiertelnie ją przerażała i nie był pewien czy można jeszcze cokolwiek zrobić w tej sprawie.

Wilson chciał, żeby się z nią umówił. Tak jakby kolacja „U Belli” mogła wymazać wspomnienia jej doświadczeń i ich wzajemnego oddziaływania z ostatnich dwudziestu czterech lat. Ich wspólne relacje nie potrzebowały kolacji, potrzebowały egzorcyzmów. Ten rodzaj choroby wykraczał poza jego umiejętności i on zdawał sobie z tego sprawę.

House oderwał się od swoich myśli dopiero, gdy usłyszał jak członkowie jego zespołu wrzeszczą na siebie nawzajem. Uderzył markerem w blat stołu i już miał na nich naburczeć, kiedy usłyszeli równy stukot zbliżających się obcasów. Rytm słyszanych kroków wypełnił House'a nadzieją, że za chwilę zobaczy Cuddy wchodzącą do jego gabinetu.

Zespół odwrócił się w kierunku drzwi w oczekiwaniu. Od jakiegoś czasu przewidywali, że Cuddy wpadnie tu wrzeszcząc na House'a za automat do cappuccino, który dostarczono tego ranka. Kobieta, która stanęła w drzwiach, może i wyglądała jak Cuddy, może nawet brzmiała jak Cuddy, ale była kilka centymetrów wyższa i nieco pełniejsza w biodrach.

- Chłopcy i dziewczęta, poznajcie Rebeckę Cuddy - powiedział House z nutą sarkazmu. - Starszy model naszej własnej Dziekan Ciemności.

Niezrażona jego uwagą, Rebecca kiwnięciem głowy odwzajemniła niewygodny chór przywitań. Odchrząknęła i powiedziała:

- Greg, możemy porozmawiać w twoim biurze?

House pokuśtykał w stronę swojego gabinetu i przytrzymał otwarte dla kobiety drzwi. Zanim podążył za nią, rzucił pisak Foremanowi.

- Gdy wrócę, chcę mieć na tablicy dwa realne pomysły. Jeden, który obficie wykpię i drugi pasujący lepiej.

Bezpieczny w swoim biurze, House stanął naprzeciw starszej siostry Cuddy i uważnie ją obserwował. Odwzajemniła spojrzenie.

- Posłuchaj Greg. Nigdy się specjalnie nie dogadywaliśmy. - House przechylił głowę na bok i czekał. - To nic osobistego, po prostu...

House nadal czekał. Nie przychodził mu do głowy, żaden powód, dla którego Rebecca Cuddy mogła teraz stać przed nim w jego biurze. Nie miał zielonego pojęcia co mogło ją tu sprowadzać.

- Cholera, Greg. Wydajesz się taki spokojny, knując jednocześnie niczym jakiś Heathcliff. Ale ja chcę żebyś przestał zabawiać się kosztem mojej siostry. Na końcu tej opowieści Katarzyna umiera - wyjąkała bez nadziei.
- Rebecca - House zachichotał głośno. - Nie mam zielonego pojęcia o czym ty mówisz. Nie robiłem magisterki z filologi angielskiej, uczyłem się w akademii medycznej. Jedyny Heathcliff jakiego ja znam to dowcipny kot z kreskówki.

Rebecca przełknęła głośno ślinę, po czym mówiła dalej.

- Myślę, że dokładnie wiesz o czym mówię.
- Nie zabawiam się jej kosztem - wyszeptał cicho diagnosta.

Rebecca przechadzała się po małym pokoju w tą i z powrotem, zupełnie jakby nie mogąc zdecydować co teraz powiedzieć.

- Greg, kiedy wyjechałeś do Mayfield, ona... - kobieta powstrzymała się przed wyjawieniem czegoś więcej.
- Ona co? - zapytał lekarz
- Nie, nic - powiedziała Rebecca kierując się w stronę drzwi.
- Co? - House złapał ją za ramię. - Co się stało kiedy wyjechałem do Mayfield?
- Nieważne, proszę, zapomnij o tym. - Powiedziała błagalnym tonem. - Jeżeli zależy ci na niej choć trochę, po prostu trzymaj się od niej z daleka.

Wyrwała się z jego uścisku i szybko wyszła z jego gabinetu mijając się w drzwiach z Wilsonem. House ruszył za nią na korytarz.

- Czy to była siostra Cuddy? - zapytał skonsternowany onkolog.

House przytaknął, patrzył przez chwilę na przyjaciela, a potem przez szklaną ścianę na swój zespół. Dostrzegł, że wypisali na tablicy dwa pomysły: toczeń i hemochromatoza.

- Co za idiota wpisał tam cukrzycę? - powiedział na jednym wydechu, zostawiając Wilsona jeszcze bardziej zdezorientowanego niż wcześniej i skierował się z powrotem do sali konferencyjnej.




Rozdział 6

Chase i Foreman dyskutowali na temat zasadności użycia flebotomii w leczeniu hemochromatozy, kiedy House wrócił do pokoju konferencyjnego.

- Wygląda tak podobnie do dr Cuddy - powiedziała Trzynastka próbując skłonić House'a do jakiejś reakcji.
- Tym gorzej dla ciebie, obydwie wolą kiełbaski - skomentował uszczypliwie, po czym dodał: - I dlaczego wy dwaj dyskutujecie na temat upuszczania krwi?
- To bezpośredni leczenie - odpowiedział Foreman. - Chyba, że chcesz zacząć od przeszczepu wątroby. Ale myślę, że Cuddy się nie zgodzi.
- Może to jest bezpośrednie leczenie na hemochromatozę - powiedział House oschle - ale nie pomoże przy zapaleniu jelit naszego pacjenta.

Wszyscy lekarze spojrzeli w kierunku akt, chcąc zobaczyć co wcześniej uszło ich uwadze. Co prawda, toczeń był na tablicy w ramach żartu, ale wszyscy zgodzili się że to hemochromatoza.
House potrząsną głową w wyolbrzymionym geście rozczarowania.

- Pacjent zgłosił krew w kale, kiedy pierwszy raz poszedł do lekarza, skarżąc się na ból brzucha - wyjaśnił niemal znudzonym tonem.
- Tutaj. - Taub wskazał palcem fragment historii pacjenta. - Brak żelaza - powiedział wstając.
- Zaczniemy podawać mu immunosupresory. - Z głośnym westchnięciem przyznał Foreman, wychodząc z pomieszczenia razem z resztą zespołu. Nienawidził, gdy House miał rację. Zwłaszcza gdy miał ją prawie się nie wysilając. Każdego dnia wkurzała go świadomość, jak ogromny geniusz marnował się na takiego nieznośnego drania.

Choć zespół o tym nie wiedział, ich szef wykombinował jaka jest prawidłowa diagnoza już dawno temu. To co robił, to właściwie było uczenie - nakierowywał ich na prawidłową odpowiedź. Jego współpracownicy byli znakomitymi lekarzami, ale nadal zdarzało im się pomijać istotne szczegóły.

Choć teraz, inna łamigłówka zajmowała jego myśli. Zagadka bez prostej odpowiedzi. Taka, z którą nikt nie mógł mu pomóc. Musiał jakoś ustalić, co działo się z Cuddy, kiedy był w Mayfield. Nie był pewien od czego zacząć. Skierował się do swojego gabinetu, usiadł za biurkiem, wziął do ręki swoją czerwono-szarą piłeczkę i zaczął podrzucać ją do góry.

Powtórzył w myślach rozmowę z Rebecką. Powiedziała wtedy: kiedy wyjechałeś do Mayfield, ona... ona co? Przypomniał sobie wyraz jej twarzy, gdy to mówiła. Bała się o Cuddy. Cokolwiek wydarzyło się te grube miesiące temu, wystraszyło Rebeckę. Pomyślał o Wilsonie, oczywiście nie miał o niczym pojęcia. Gdyby coś przytrafiło się Cuddy, przyjaciel powiedziałby mu o tym, kiedy pierwszy raz zamieszkali razem, po powrocie z Mayfield. Poza tym - myślał gorączkowo diagnosta - gdyby teraz porozmawiał na ten temat z Wilsonem, przyjaciel uznałby to jedynie za dowód na to, że on - Gregory House - kocha Cuddy. Nie da Wilsonowi tej satysfakcji. Nie mógł znieść samego wyobrażenia tego uśmieszku, który niewątpliwie pojawiłby się na twarzy onkologa, gdyby tylko House zapytał go o to.

Przez chwilę pomyślał o wparowaniu do gabinetu Cuddy i zapytaniu jej wprost. W końcu jej siostra wparowała do jego gabinetu i zrujnowała jego dzień tą nierozwiązywalną zagadką. Wyobraził sobie jednak odpowiedź szefowej, jej uniki, rosnący mur między nimi. Mur, który niemal całkowicie runął wczoraj w przychodni. Gdyby Cuddy chciała podzielić się z nim tym co przeżyła, to zrobiłaby to dawno temu. Minął juz prawie rok. Miała mnóstwo czasu.

Umysł House'a głowił się nad zagadką przez resztę dnia. Włamał się do głównego komputera szpitala i sprawdził dziennik spotkań szefowej z maja zeszłego roku. Sprawdził czas spotkań z zarządem. Nic nie wzbudziło jego podejrzeń. Jechał już do domu na swoim motorze, do mieszkania, które dzielił z Wilsonem, kiedy zauważył młodą parę idącą wzdłuż ulicy i trzymającą się za ręce. Chłopak był blondynem, dziewczyna miała długie ciemne włosy. Objawienie przyszło szybko. Wiedział już co robić.

Chase był zaskoczony widząc House'a na swoim progu.

- Co? Znowu potrzebujesz zastępstwa za Wilsona? - zapytał, przywołując w myślach ostatni raz, gdy House pojawił się tu, zapraszając go na kręgle.
- Nie - odpowiedział diagnosta. - Chcę zobaczyć twój album ślubny. - Powiedział jak gdyby to była najzwyczajniejsza rzecz na świecie.
- Dlaczego myślisz, że go zatrzymałem? - zapytał Chase wyzywająco.
- Cameron nie zabrałaby go do Chicago, bo nie chciałaby mieć pamiątki po swojej porażce, ani po swoim byłym mężu - mordercy. A ty nie wyrzuciłbyś go, bo jesteś takim naiwniakiem, że myślisz, że ona jeszcze może wrócić - wyjaśnił diagnosta.
- Dlaczego? - Chase zapytał krótko, nadal stojąc w drzwiach.

House nie odpowiedział, ale zmarszczki na czole i strach w jego oczach pokazały Chase'owi, że to coś poważnego. Zostawił drzwi otwarte dla diagnosty i podszedł do szafy stojącej w przedpokoju. Wyciągnął album z najwyższej półki i rzucił go na stolik do kawy.

- Proszę, rozgość się - powiedział idąc do kuchni po parę piw.

House przeglądał album zdjęcie po zdjęciu. Każdemu, na którym była Cuddy przyglądał się bardzo uważnie. Szukał widocznych oznak choroby lub czegokolwiek, co mogłoby wyjaśniać komentarz Rebecki. Wszystko co mógł dostrzec to piękna Cuddy, uderzająco piękna Lisa Cuddy. Z lokami na twarzy, z Rachel na kolanach. Wychwycił smutek w jej oczach. Ale nie dostrzegł żadnych wskazówek, o czym do cholery mówiła Rebecca. Chase dostrzegł rosnącą desperację szefa.

- Wiesz, jeśli chodzi o coś związanego z siostrą Cuddy. A zakładam, że tak jest, bo jej wizyta w oczywisty sposób cię zszokowała... większość małżeństw, nie żebym to wiedział z doświadczenia - zająknął się na chwilę - dzieli się swoimi sprawami.

House mógł znowu wykpić jego nieudane małżeństwo oraz ironię tego, że Chase udziela mu rad bazując na swoim żałosnym doświadczeniu w tych sprawach. Ale zamiast tego, powstrzymywał się przed nagłą potrzebą pocałowania go w usta.

- Jeff Bernstein - powiedział wstając szybko i chwytając swoją laskę.



Rozdział 7

Cuddy właśnie skończyła płacić za swoją sałatkę, gdy dostrzegła Wilsona siedzącego samotnie na drugim końcu bufetu, z nosem wetkniętym w magazyn hematologiczny.

- Gdzie jest twoja lunchowa pijawka? - zapytała z udawanym sarkazmem i irytacją, podczas gdy na prawdę była po prostu ciekawa. Nie widziała House'a przez cały dzień, nawet kiedy celowo przeszła koło diagnostyki, idąc do działu kadr. Unikała go wczoraj, ale dzisiaj była gotowa by stawić mu czoła, gotowa zobaczyć do czego to doprowadzi.
- Nie jestem stróżem brata mego - odpowiedział onkolog nie podnosząc wzroku znad artykułu. Siedzieli w ciszy, Cuddy wpatrzona w swoją sałatkę, Wilson popijający kawę. Było dla niej oczywiste to, że jest przygnębiony.
- Nic mu nie zrobiłam, nawet go nie widziałam od czasu gdy...
- Nic mu nie zrobiłaś? - Wilson cisnął gazetą w stół i spojrzał na nią z niedowierzaniem.
- Nie... - zająknęła się - coraz lepiej nam się układało. Wydawało mi się, że odbudowywaliśmy naszą przyjaźń. Wreszcie zaczynaliśmy się dogadywać i...

Wilson przecząco potrząsnął głową.

- A co z wykluczeniem go z życia po tym jak wrócił z Mayfield? Co z zostawieniem mu kanapki z indykiem u swojej siostry? albo przyzwoleniem by twój chłopak przewrócił go w bufecie? To się nie liczy?
- Ocaliłam jego posadę. Pozwoliłam mu odejść i wrócić. Uratowałam jego reputację kosztem swojej własnej - sprzeczała się trzęsącym głosem. - Nie masz prawa Wilson, tylko dlatego, że nie wskoczyłam z nim do łóżka - dodała asertywnie.
- Cuddy, - Onkolog nie mógł znieść widoku roztrzęsionej szefowej. Nie natarłby na nią gdyby nie to, że widoku tak bardzo zranionego przyjaciela, nie mógł znieść jeszcze bardziej. - Na prawdę, nie wiem gdzie on jest. Wyszedł wcześnie dziś rano i od tamtej pory go nie widziałem.

Cuddy skinęła głową i zaczęła dziobać kawałek marchewki.

- Twoja siostra złożyła mu wczoraj wizytę - dodał refleksyjnie.
- Co?!

Musiała zajechać do szpitala wracając do domu po swojej wizycie. Pomyślała Cuddy zaskoczona. Była zła, że siostra wkraczała na jej teren, bez choćby poinformowania jej, że zamierza wpaść.
Wilson wzruszył ramionami, podniósł gazetę i kawę i udał się do swojego gabinetu.

House czekał na zewnątrz nijakiego biurowca w Harrisburgu Pensylwanii. Dojechanie tu zajęło mu parę godzin. Spędził ten czas rozważając różne sposoby zmuszenia Jeffa Bernsteina - szwagra Cuddy, by powiedział wszystko co wie na jej temat i tego co zaszło ubiegłego lata.
Szczęśliwie dla House'a, Jeff sam ułatwił mu wszystko. Wyszedł z biurowca z piękną i młodą, rudowłosą dziewczyną. Rozejrzał się dookoła, zanim ścisnął ją za tyłek na pożegnanie, zanim rozeszli się w przeciwne strony, każde do swojego samochodu. House pokuśtykał szybko, żeby go dogonić.

- Jeff! - zawołał diagnosta.

Mężczyzna odwrócił się, nie rozpoznając głosu. Przestraszył go widok utykającego House'a spieszącego na powitanie.

- Doktor House? - zapytał zdezorientowany Jeff.
- Jeden i ten sam - odpowiedział diagnosta wyciągając do niego swoją dłoń.

Jeff uścisnął ją nerwowo i rozejrzał się, zdając sobie sprawę, że House prawdopodobnie widział go z sekretarką. Nadal zastanawiał się co pracownik siostry jego żony robi tutaj w Pensylwanii.

- Co pan tutaj robi? - zapytał. - Czy Rebecca wie, że pan tu jest?
- Nie, szybkie pytanie do ciebie i zaraz będę z powrotem na ekspresówce - powiedział House. - Co działo się z Lisą zeszłego lata?
- Proszę posłuchać doktorze, to nie mój interes. I gdyby Lisa chciała, żeby pan wiedział, sama by o tym powiedziała. Nie widzę powodu...
- Jeff, mów mi Greg. Spotkaliśmy się parę razy. Formalizmy są zbędne. A teraz, ten rudzielec, którego tyłek dopiero co ściskałeś, odśwież mi pamięć, czy to była twoja żona - Rebecca?

Krew napłynęła Jeffowi do twarzy, gdy zdał sobie sprawę, że wszystko co kiedykolwiek słyszał o tym kulawym draniu jest prawdą.

- Grozisz mi?
- Chcesz sprawdzić czy blefuję? - zapytał House wyciągając swoją komórkę.
- Cholera! - powiedział Jeff - Dobra, wracaliśmy do domu po zjedzeniu obiadu na mieście, ja i Rebecca. Na naszym podjeździe stał samochód Lisy. Ona była w środku. Gapiła się tępo w przestrzeń. Rachel płakała, przypięta w swoim foteliku.
- Kontynuuj - serce House'a zaczęło bić szybciej.
- Po prostu tam była, w prawie katatonicznym stanie, nie wiedzieliśmy jak długo. Była wystrojona, dopiero co przyjechała z wesela.
- Mów dalej. - Oddech diagnosty stał się płytki.
- Spędziła u nas weekend, przez cały czas w łóżku w piżamie Rebecki. Rebecca karmiła ją i zajmowała się nią. Była zupełnie nieobecna. Musieliśmy zaopiekować się Rachel. Wyglądało to jakby nawet jej nie dostrzegała, ani nas.

Ta historia dobijała House'a. To było zupełnie niepodobne do Cuddy. Nie była w stanie zająć się Rachel. Nie była w stanie zająć się nawet sobą.

- Iii... - powiedział diagnosta, mimo rosnącego w nim strachu - co się stało?
- Po kilku dniach - kontynuował Jeff - kiedy jej się nie poprawiło nasz przyjaciel, który jest psychiatrą przyszedł ją zobaczyć. Nazwał to zespołem stresu pourazowego. Dał jej leki. Polepszyło jej się i po kilku dniach zwolnienia była w stanie wrócić do pracy. Rzuciła się w wir pracy, jeszcze kilka razy była u lekarza, a potem pojawił się ten głupek Lucas i wydawała się być w porządku.

House potrząsnął głową i cicho przeklął siebie samego.

- Dzięki - rzucił cicho, odwracając się i kierując w stronę swojego samochodu.
- Greg, powiedziałem ci o Lisie. Nie powiesz nic Rebecce, prawda? O tym co widziałeś.
- Wszyscy kłamią - diagnosta krzyknął przez ramię nawet nie patrząc za siebie.



_________________
"To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe

PostWysłany: Czw 10:27, 25 Lut 2010
orco
Tłumacz



Dołączył: 17 Wrz 2009
Pochwał: 28

Posty: 638

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

O zagadka ! :) Ciekawie się zrobiło. :D Rozumiem Haus'a, też się zastanawiam nad tą zagadką . :co: Tłumacz dalej !!



_________________
kiciaipanfu

PostWysłany: Czw 10:38, 25 Lut 2010
kiciaipanfu
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Gru 2009

Posty: 49

Miasto: gdzieś na świecie
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

A mnie się wydaje, że w ostatniej części już się wyjaśniła ;)

Mało który fick mi się podoba, a ten - bardzo :) Dzięki za przyciągnięcie go na to forum i świetne tłumaczenie.
Ale nie wytrzymam, mykam zerknąć w oryginał, czy jest więcej ;)
Jak przetłumaczysz, to też chętnie przeczytam :)

Dodano 2 minut temu:

Ach, chciałam jeszcze dodać, że "świeżutkie" ficki są dobre, bo bardzo aktualne (tzn. są "na bieżąco" z tym, co w serialu dzieje się z postaciami, shipami). A ja to lubię :)



_________________
Zapytaj mnie (anonimowo) o cokolwiek:
www.formspring.me/Miztlikatia

PostWysłany: Czw 11:07, 25 Lut 2010
Katia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 01 Kwi 2009
Pochwał: 12

Posty: 840

Miasto: Warszawa
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Oryginał jest już skończony, więc możesz sobie zerknąć. Tłumaczenie zresztą też, ale czeka jeszcze na betę.



_________________
"To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe

PostWysłany: Czw 12:05, 25 Lut 2010
orco
Tłumacz



Dołączył: 17 Wrz 2009
Pochwał: 28

Posty: 638

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Przeczytałam oryginał.
Dobry fick.
Czekam na tłumaczenie :)



_________________
Zapytaj mnie (anonimowo) o cokolwiek:
www.formspring.me/Miztlikatia

PostWysłany: Czw 13:36, 25 Lut 2010
Katia
Patomorfolog
Patomorfolog



Dołączył: 01 Kwi 2009
Pochwał: 12

Posty: 840

Miasto: Warszawa
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

zbetowane przez T.


Rozdział 8

Wiadomość o załamaniu Cuddy leżała House'owi na wątrobie, a także na jego sercu przez resztę dnia. Wrócił w piątek późnym wieczorem i czekał na zewnątrz apartamentowca, dopóki nie zobaczył Wilsona wychodzącego z budynku z torbą podróżną w ręce i kierującego się do swojego samochodu. Diagnosta nie mógłby cieszyć się bardziej, że onkolog wyjeżdżał na weekend odwiedzić brata. Nie chciał widzieć przyjaciela i nie chciał z nim rozmawiać. Tak właściwie, to niczego nie chciał, może z wyjątkiem burbonu. Dużej ilości burbonu.

Zamiast się napić, moczył się jednak w wannie Wilsona i rozmyślał o Cuddy. Jazda musiała zmęczyć jego nogę, bo rwała teraz boleśnie. Do jasnej cholery - pomyślał - jak to możliwe? Lisa Cuddy cierpiała na załamanie od tak? Jak? Ta kobieta była twarda jak głaz. Czyż nie postawiła się zarządowi i Voglerowi? Czyż nie skłamała w sądzie podczas rozprawy z Tritterem? Czyż nie wynegocjowała absurdalnie lukratywnej umowy z największą firmą ubezpieczeniową w stanie?

Rozmasował sobie udo.

Czy to ja jestem powodem, tego że się załamała? Czy naprawdę jestem tak toksyczny, że najtwardsza kobieta, jaką kiedykolwiek spotkałem, zmieniła sie przeze mnie w miękką papkę? Tak, że nie była nawet w stanie zająć się swoim dzieckiem? Dzieckiem, o które walczyła, które było jej całym światem. Jej dzieckiem, które teraz definiuje to kim jest.

Gdzie się podziewał Wilson gdy to wszystko się działo? Opuściła dwa dni pracy, zwolniła się dwa dni z rzędu. A Wilson nie zauważył? Mnie by to nie umknęło, - myślał House - tylko, że ja w tym czasie byłem na detoksie w Mayfield. Mój problem z narkotykami, moje halucynacje, moje urojenia... Nie tylko jestem tak toksyczny, że wpędziłem ją w załamanie nerwowe. Jestem też tak słaby, że nie mogłem pomóc jej z tego wyjść.

Cholera, - pomyślał, zamykając oczy. - Gdy tylko dorwę Lucasa w swoje ręce. To znaczy... Co za chory drań wykorzystuje fakt, że kobieta jest w takim stanie? „Zobaczymy komu uda się szybciej” - House pamiętał wyzwanie, które rzucił mu detektyw tej nocy, gdy wspólnie grali bluesa w jego starym mieszkaniu. Często myślał o tamtym wieczorze przez ostatnich kilka miesięcy. Wierzył, że choć Lucasowi udało się szybciej, to on może być tym, który będzie ją miał przy sobie na stałe.

Ale teraz, wszystko w co wierzył to to, że Cuddy będzie lepiej bez niego. Nie zrobiłem nic, poza skrzywdzeniem jej. Pomyślał o tym, jak powiedział jej, że byłaby do dupy jako matka, o tym jak złapał ją za piersi w swoim gabinecie gdy ona prosiła o pocałunek, o tym jak powiedział jej by poszła matkować swojemu bękartowi... Przymknął oczy i próbował uspokoić oddech mimo bólu. Zawsze ją krzywdziłem, ale najmocniej skrzywdziłem ją, właśnie wtedy gdy starałem się stać dla niej lepszym człowiekiem. Pojechałem do psychiatry do Nowym Jorku i próbowałem brać metadon, żeby odstawić vicodin. Nawet kiedy próbowałem ją kochać, pognębiałem ją. A ona na to nie zasłużyła - pomyślał przeklinając siebie i swoje szczęście. Tak blisko siebie byliśmy tego dnia w przychodni.

Zdał sobie sprawę, że woda w wannie wystygła i była już chłodna, więc podniósł się ostrożnie wyklinając kłujący ból w swojej nodze. Był gotowy by położyć się do łóżka, ale wiedział, że nie zazna snu, będzie tylko ból. Jego myśli krążyły wokół Cuddy, burbonu i vicodinu - trzech rzeczy, których nie mógł mieć. Trzech rzeczy, których nie powinien mieć. Zamiast tego przeklął się w duchu ugniatając swoją nogę.

Dosyć tego - pomyslał. - Skończyłem, nie wytrzymam tego dłużej. Założył jeansy i złapał kurtkę. Przeklął Wilsona za nie trzymanie mocnych trunków w ich barku. Mieli prawdopodobnie jedyną pieprzoną kawalerkę bez zaopatrzonego barku w całym stanie. Wziął klucze i pokuśtykał w stronę drzwi. Był pewny, że ta nieszczęsna noc skończyłaby się spadnięciem z motoru gdyby na niego wsiadł. Nie był jeszcze pewien czy chce uderzyć do sklepu z alkoholem na rogu ulicy, czy do swojego starego mieszkania w poszukiwaniu vicodinu. Ale zdecydował, że skoro nie może mieć Cuddy, to przynajmniej pozbędzie się bólu.

Otworzył drzwi i zobaczył swoją szefową stojącą tuż za nimi. Wyglądała na nieco zagubioną. Była pewna siebie, gdy opuszczała swój dom. Wiedziała, że jest tak wiele rzeczy, które musi mu powiedzieć. Ale kiedy dotarła do jego drzwi, straciła większość swojej odwago i stała tam starając się ją odzyskać.

- Dokąd idziesz? - zapytała zaskoczona, że widzi go wybierającego się gdzieś w piątek po północy.
- Co masz na myśli? - odparł, opierając się mocno na swojej lasce. Ból był tak nieznośny, że przyprawiał go o mdłości.
- Wpuść mnie - powiedziała - cierpisz. Zrobię ci herbaty.

Rozważał powiedzenie jej czegoś okropnego. Miał na końcu języka gotową do użycia zniewagę dla Rachel. Doszedł jednak do wniosku, że w ciągu ostatniego roku mocno pracował z dr. Nolanem i powinien być w stanie skłonić ją by zostawiła go w spokoju bez robienia jej po drodze krzywdy.

- Cuddy, błagam, po prostu pozwól mi wyjść - powiedział miękko.

Weszła do mieszkania i zamknęła za sobą drzwi. Zrozumiała podwójne znaczenie jego prośby, ale w jakiś sposób zdołała zebrać się w sobie, by zachować spokój i nie unosić głosu.

- Pozwolę ci wyjść, ale najpierw musimy porozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać - powiedział diagnosta.
- Wilson mówił, że była u ciebie Rebecca
- Taaa… prawdziwy z niej promyczek słońca.
- Cokolwiek ci powiedziała, zapomnij o tym.
- Nic mi nie powiedziała i myślę, że oboje powinniśmy o tym zapomnieć.

Cuddy wzięła głęboki wdech, wiedząc, że to może być to. Może to ich ostatnia szansa.

- Dlaczego?
- Bo koniec, końców, wszystko co robimy, kończy się cierpieniem dla tego drugiego - odparł masując sobie nogę. Wciąż odczuwał rwący ból w udzie.
- Więc to koniec? Nie zamierzasz nawet spróbować?
- Nie powinno być tak ciężko. Tobie i Lucasowi nie było zbyt ciężko.
- Masz rację - przyznała - to było łatwe.
- Więc wracaj do niego.
- To było łatwe, ale nie było właściwe. Nie było nawet bliskie właściwemu - wyznała poważnie.
- On przynajmniej, nie doprowadzał cię do skraju szaleństwa.
- Może, ale nie doprowadzał mnie też do skraju radości. - Zrobiła krok w jego stronę, czuła bijące od niego ciepło i strach.
- Nie, jest już za późno - wyszeptał pochylając się. Jego bliskość przyprawiała ją o gęsią skórkę. Obrysował kciukiem linię jej szczęki. - Odpowiedź brzmi: nie - powiedział pewny, że nie ma już powrotu.
- House... - zaczęła Cuddy. Przygryzła dolną wargę gdy napotkała jego uważne spojrzenie.
- Możesz powiedzieć swoje siostrze, - minął ją i otworzył drzwi zanim mógłby zmienić zdanie - że Heathcliff się wycofał. Katarzyna jest bezpieczna.
- Wichrowe wzgórza? - Cuddy zrobiła krok w jego kierunku.
- To, albo kot z kreskówki.
- Cóż, oczywiste jest, że tego nie czytałeś - powiedziała mijając go i wychodząc za drzwi, które House zamknął szybko, robiąc wszystko co w jego mocy by nie pójść za nią.

Stała po drugiej stronie przez chwilę, zastanawiając się jak do tego doszło, że znowu pozwoliła mu rozerwać swoje serce. To było tak jak wtedy, gdy podarował jej biurko. Napełnił ją nadzieją, że może być tym, kogo potrzebowała, tylko po to by zaraz wykraść tą nadzieję, wychodząc na noc z prostytutką. To było tak jak wtedy, ale inaczej. Bo tym razem Cuddy wiedziała, że odpychał ją po to by ją chronić. Zastanawiała się tylko, czy to właśnie robił przez wszystkie te lata.



_________________
"To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe

PostWysłany: Pią 0:40, 26 Lut 2010
orco
Tłumacz



Dołączył: 17 Wrz 2009
Pochwał: 28

Posty: 638

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

swietne tlumaczenie
przyznam ze z jednej strony bardzo smutna czesc a z drugiej wyjatkowo piekna takie poswiecenie :)
czekam na cd
pozdrawiam mazeltov



PostWysłany: Pią 2:10, 26 Lut 2010
mazeltov
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sty 2010

Posty: 21

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ostatnia część. Trochę hardcore'owa (zwłaszcza początek).

jak zwykle zbetowane przez T. za co wielkie niech jej będą dzięki.




Rozdział 9

Gdy Cuddy wróciła do domu tej nocy, pozwoliła sobie na luksus wypicia lampki czerwonego wina w gorącej wannie z bąbelkami. Opiekunka do dziecka już wyszła, a utulona Rachel leżała bezpieczna w swoim łóżeczku, śpiąc głośno. W tym czasie umysł Cuddy gnał do przodu. Chciała winić swoją siostrę, ale prawda była taka, ze Rebecca nie trzymała ich osobno przez wszystkie te lata. Osiągnęli to wszystko zupełnie samodzielnie. Byli tak blisko siebie parę dni temu w przychodni. Jeden krok do przodu i dwa do tyłu. House prawdopodobnie miał rację, oboje muszą o tym zapomnieć, nie mogą tańczyć wokół siebie do końca świata.

Cuddy próbowała wynajdować sobie różne zajęcia przez cały sobotni poranek, pomimo faktu, że prawie nie zmrużyła oka tej nocy. W ciągu kilku minut, kiedy udało jej się zasnąć, śniła że idzie nawą w kierunku ołtarza na swoim ślubie, całkowicie skupiona na swoim panu młodym - Gregorym House'ie. Wilson stał tuż obok niego, wyglądał na tak dumnego z siebie jak tylko mógł być. Jej narzeczony wyglądał absolutnie doskonale, gdy czekał cierpliwie uśmiechając się do niej ze spojrzeniem mówiącym: nie mogę uwierzyć, że w końcu tu jesteśmy. Kiedy dotarła do ołtarza, złapali się za ręce i odwrócili w stronę sędziego pokoju. Było coś dziwnego w jego dotyku. Jego dłoń nie zakrywała jej w sposób, który znała, była zimna i wilgotna. Kiedy odwróciła się by ponownie na niego spojrzeć, zobaczyła, że to Lucas stał obok trzymając ją za rękę. Obudziła się po krótkim śnie cała wilgotna od potu.

Jak niby powinna sobie teraz poradzić? Nie zamierzała dzwonić do siostry; jej „a nie mówiłam?” nie było tym, czego akurat potrzebowała. Poza tym to nie tego typu sytuacji z House'em obawiała się Rebecca. Obawiała się, że zrani ją w tak, jak robił to wcześniej, nieczułymi odrzuceniami, unikami i zaprzeczeniami. Cuddy wiedziała, że to co zrobił House tego wieczora, było niemal heroiczne. Może mogła dać sobie z tym radę, może mogła się z tym pogodzić. Teraz przynajmniej była pewna, że ją kochał. Może dwoje ludzi może kochać się nawzajem prawdziwie, szaleńczo i głęboko, a mimo to nie być w stanie być razem. Ta świadomość była smutna, okropnie smutna, ale znalazła pocieszenie w fakcie, że teraz to rozumie.

W niedzielne popołudnie, Cuddy wracała właśnie razem z Rachel ze spaceru, gdy znalazła House'a siedzącego na jej ganku. Mógł z łatwością użyć klucza spod doniczki i poczekać na nią w środku, ale po ich rozmowie zeszłego wieczora, po prostu nie wydawało się to właściwe.

Rachel spała w ramionach Cuddy, zmęczona popołudniem spędzonym w parku. Gdy zbliżyła się do drzwi wejściowych, diagnosta wziął klucze z jej ręki, otworzył dla nich drzwi i patrzył jak obie znikają w pokoju dziecinnym. Po kilku chwilach Cuddy wyłoniła się z pokoju i zauważyła, że House wyglądał okropnie jak jasna cholera.

- Nadal bardzo cię boli? - zapytała, czując nagle ogarniający ją strach. Bała się, że jego przekrwione oczy oznaczają powrót do vicodinu, albo jeszcze gorzej.

Ignorując pytanie, które zadała, powoli pokuśtykał w jej kierunku, machając książką przed jej twarzą.

- Zajrzałem wczoraj na stronę ze streszczeniami Cliffnotes. Wiedziałaś, że są teraz dostępne online i to za darmo? Ale nadal sprzedają je w księgarniach, co nie ma sensu. Jaki głupek by je kupił?
- Co? - zapytała zdenerwowana jego tyradą. Miała nadzieję, że przyszedł tu w ważniejszej sprawie niż omawianie literatury.

House zebrał w sobie odwagę by mówić dalej. Chodziło o to, by kompletnie się przed nią otworzyć i zobaczyć na ile ona może otworzyć się przed nim, jak bardzo mu ufa. Nie zamierzał odpuścić dopóki nie był całkowicie pewien, że nie ma innego wyjścia. Czytał przez całą noc i przez większą część dnia. Noga nadal bolała go jak diabli, ale książka skutecznie odwróciła jego uwagę od zwyczajnej dla niego samonienawiści i co ważniejsze samozniszczenia.

- Przejrzałem streszczenia, a dziś rano kupiłem książkę. Przeczytałem ją. Całą. Niezła jak na babską powieść - powiedział, robiąc krok w jej kierunku i trzymając książkę w górze, żeby mogła zobaczyć tytuł „Wichrowe Wzgórza”.
- Wiem. - Cuddy potwierdziła nerwowo. Czekała, przygryzając swoją dolną wargę i zastanawiała się co powie dalej.
- Okazało się, że Katarzyna nie zmarła przez Heathcliffa - wyjaśnił niemal z ulgą.
- Wiem.
- Umarła przy porodzie, po tym jak poślubiła kogoś innego. - Zrobił jeszcze jeden krok w jej kierunku, zmniejszając przestrzeń między nimi. - Ponieważ mimo tego, że kochała Heathcliffa, myślała, że on nie będzie dla niej dobry. Myślała, że może ją zniszczyć, a jednak zmarła po wybraniu bezpieczniejszej opcji.
- Wiem.
- Twoja siostra to kretynka - powiedział zbliżając się o kolejny krok. Czuł jak serce wali mu w piersi.
- Tak jak ty - odparła wyzywająco, choć wydawało jej się, że zaraz ugną się pod nią kolana.
- Zamierzasz mi powiedzieć co się wydarzyło minionego lata?
- Już to wiesz.
- Ale chcę wiedzieć dlaczego - wymamrotał miękko. Był tak blisko, że górował nad nią. Jej włosy pachniały jak wanilia. Tak bardzo chciał ją przytulić. Ale nie mógł, jeszcze nie... może nawet nigdy.
- Przez całą swoją karierę, od kiedy zacząłeś łamać zasady, chroniłam cię, starałam się tobą zajmować. - Przełknęła głośno ślinę szukając właściwych słów. - I to wszystko na nic, bo nie umiałam dostrzec czego potrzebujesz, kiedy potrzebowałeś tego najbardziej - powiedziała, a łzy zaczęły spływać jej do oczu. Chwycił jej twarz w swoje duże dłonie nie chcąc by spłynęły po niej łzy. Nie był pewien czy zniósłby widok jej płaczącej.
- Ciii - wyszeptał, czule trzymając jej twarz, przyłożył jej czoło do swojego.
- Przymykałam oko na twoje nadużywanie vicodinu i picie - mówiła dalej - to praktycznie błąd w sztuce. Wyszłam kiedy próbowałeś...
- Byłem dla ciebie okropny - objął ją w uścisku - dla ciebie i twojego dziecka - przerwał zatracając się w jej włosach - miałaś wszelkie prawo by wyjść.
- A potem, gdy wróciłeś, myślałam, że lepiej ci będzie beze mnie, że twój powrót do zdrowia, będzie bezpieczniejszy. I bałam się o Rachel. Musiałam być w stanie się nią zająć. - Zakończyła wreszcie delikatnie opierając swoją twarz o jego klatkę piersiową.

House odchylił się w uścisku, by ponownie spojrzeć jej w oczy.

Pospiesznie ale delikatnie położyła ręce jego klatce piersiowej. Wzięła głęboki wdech, potem wypuściła powietrze z płuc. Wiedziała, że to jest to. Pomyślała o tym ile razy, byli blisko, a jednak się mijali w ciągu ostatnich kilku lat. O tym, jak zawsze bała się zrobić pierwszy krok. Teraz wiedziała, że zmuszając go do zrobienia tego pierwszego kroku, skłoniła go do zaprzeczania i unikania. Musiała być silna i chciała, by on widział, że naprawdę jest. Że nie byłby w stanie jej złamać, nawet gdyby próbował.

- Chce... chcę cię pocałować - powiedziała niepewnie.

House pochylił się i czekał, aż jej wargi dotkną jego. Chwila, która minęła zanim sięgnęła do góry, była jak wieczność.

Pocałowała go miękko, ledwie go dotykając. To był tylko wstęp. Bała się, że moc ich wreszcie spotykających się ust, spowoduje, że rozpuści się w wielką kałużę niczego.

- Ta książka, Wichrowe Wzgórza, ma smutne zakończenie - powiedział, pochylając ponownie głowę i muskając jej wargi swoimi. Był ostrożny, ale uważał by nie pozwolić im czekać zbyt długo. Bał się, że ona rozpłynie się w powietrzu, tu w jego ramionach.
- Wiem, ale nadal jest to najbardziej namiętna historia romantyczna, jaką kiedykolwiek napisano - powiedziała obrysowując jego zarost swoimi jedwabistymi palcami.
- Nawet, jeśli ma smutne zakończenie? - Jej ręce ponownie znalazły się na jego piersi. Przykrył je swoimi dłońmi.
- Po co martwić się zakończeniem? - powiedziała Cuddy składając ścieżkę pocałunków na jego szyi, zaczynając od jabłka adama aż do szczęki. Jej nieśmiałość powoli znikała.

Cichy jęk wyrwał się z jego ust, gdy poczuł jej usta na swojej skórze.

- Znowu cię skrzywdzę - ostrzegł. - Nie będę tego chciał, ale to zrobię - wyszeptał przesuwając ręce na jej plecy i masując je delikatnie. Nabierał pewności siebie, obsypując pocałunkami jej policzek, aż do ucha.
- Będziemy się krzywdzić nawzajem – odparła. - Tacy już jesteśmy - dodała wracając do podgrywania jego szyi.

House odsunął sie od jej dotyku i figlarnych pocałunków. Przyglądał jej się przez chwilę. Stała przed nim piękna, silna i delikatna Lisa Cuddy, kobieta której pragnął tak mocno, że ta potrzeba wpędziła go w załamanie nerwowe. A on stał przed nią, niepełnosprawny, mizantropiczny sukinsyn, który doprowadził ją, do jej własnego załamania. Oboje byli tacy delikatni, tacy złamani.

- Wiesz, to całkiem zabawne. Przez cały czas unikaliśmy tego, unikaliśmy nas. A koniec końców i tak tylko raniliśmy siebie samych i siebie nawzajem.

House zachichotał, rozumiejąc co ma na myśli, ale jemu wcale nie wydawało się to zabawne, raczej niemal tragiczne.

- Przynajmniej powinniśmy mieć frajdę rozwijając to - dodał, obejmując ją nareszcie w talii i przyciągając do siebie. Szukał jej języka swoim własnym, odkrywał ją sięgając niemal do gardła, zanim wtargnął językiem i zębami na jej szyję. Trzymał ją stanowczo pieszcząc jej ciało aż do brzucha, a potem wracając do jej warg. Wygłodniały rozkoszował się tą ucztą.

Wyciągnął język z jej ust i powędrował nim w dół po szyi, aż do skraju piersi. Jego dłonie już tam były, łapczywie obejmując i ugniatając. Sapnęła i wygięła się do tyłu dając mu lepszy dostęp. W podnieceniu przeczesując palcami jego włosy i przyciągając go bliżej. Podniósł na nią wzrok. Spojrzał swoimi głęboko niebieskimi oczami w jej szaroniebieskie, nareszcie pełne były życia, namiętności i nadziei.

- Jesteś pewna? - zapytał.

Cuddy nie odpowiedziała na pytanie. Złapała go tylko za rękę i poprowadziła do swojej sypialni.



_________________
"To change the world, start with one step
however small, first step is hardest of all"
strony internetowe

PostWysłany: Pią 10:30, 26 Lut 2010
orco
Tłumacz



Dołączył: 17 Wrz 2009
Pochwał: 28

Posty: 638

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cudowne zakonczenie przepelnione namietnoscia i miloscia
tlumaczysz wspaniale mam nadzieje ze wkrotce znowu cos dla nas przelozysz na polski :)
pozdrawiam mazeltov



PostWysłany: Pią 12:59, 26 Lut 2010
mazeltov
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sty 2010

Posty: 21

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetne!! Bardzo się cieszę że to wrzuciłaś :)



_________________
kiciaipanfu

PostWysłany: Pią 16:22, 26 Lut 2010
kiciaipanfu
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 31 Gru 2009

Posty: 49

Miasto: gdzieś na świecie
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05297 sekund, Zapytań SQL: 15