|
|
Długa droga do domu [u]
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11 Następny
|
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat
|
Wiadomość |
Autor |
|
|
Długa droga do domu [u]
Fik zaczyna sie tam gdzie kończy sie 5x24 Dedykuje wszystkim smutającym sie huddzinom.
Cześc pierwsza : Noc duszy
„....Noc duchowa jest to oczyszczenie,
które przychodzi na ciebie prosto z Nieba.
Będziesz więcej cierpieć aniżeli ktoś bliski śmierci.
Pamiętaj, że taki stan ma przygotować twą duszę
na niebiańskie zaślubiny, pamiętaj,
że w twojej duszy lśni słońce,
chociaż nie jawi ci się nic innego jak gęste ciemności....”
Drzwi otworzyły się gwałtownie, rzucając na zmęczoną twarz mężczyzny wiązkę ostrego światła. Odruchowo podniósł dłoń i przysłonił oczy, chroniąc się przed chwilowym oślepieniem. Był to jedyny gest na jaki jeszcze była w stanie się zdobyć. Wyniszczone ciało, wstrząsane nieustającymi torsjami, przeszywane dreszczami jak tysiącem wolt, powoli odmawiało mu posłuszeństwa. Wciśnięte bezwładnie w kąt pryczy, odcięte od resztek świadomości, która skupiała się tylko na przetrwaniu, było dla niego czymś obcym. Jakby do tej pory go nie znał. Czasem miał wrażenie, że wcale nie należy do niego. Czasem, kiedy dwaj sanitariusze przyciskali je do łóżka, podając kolejna dawkę środkauspokajającego, on stał w drugim kącie pomieszczenia i patrzył ze spokojem jak powoli, systematycznie jego ciało umiera.
Kiedy źrenicy przyzwyczaiły się do nagłej zmiany oświetlenia, zobaczył ją. Stała w drzwiach, jakby ciągle wahając się czy ma przekroczyć próg. Nie miało jej tu być. Jeszcze przez co najmniej dwa tygodnie. Pierwsze widzenie miało być po miesiącu… Co ona tu robi? Otrzeźwiał gwałtownie jakby ktoś wylał na niego kubeł zimnej wody. Nie chciał żeby go widziała. Nie teraz… nie w takim stanie. Podniósł się nieco i oparł głowę na łokciu.
- Cuddy. – Cichy szept wydobył się z jego zaschniętego gardła. Mieszanina wstydu i zażenowania zlała się z gwałtownym przypływem radości. Była piękniejsza niż ją sobie zapamiętał i utrwalił pod powiekami, przywołując ten obraz w najtrudniejszych chwilach. Obiecała mu, że wszystko będzie dobrze. Kiedy miał wsiadać do samochodu, ścisnęła mocno jego dłoń i wyszeptała mu te słowa do ucha. Złapał się tych słów, jak człowiek spadający w przepaść ostatniej deski ratunku. Idąc tu musiał w coś wierzyć.
- Jestem. – Głos kobiety spłynął na jego dusze i rozlał się jak balsam, kojąc i oczyszczając wszystkie, popękane jak rozbita szyba miejsca.
Kobieta przeszła przez pokój i usiadła miękko na łóżku. Milczał. Nie chciał nic mówić. Bo co miąłby jej powiedzieć? O tym jak godzinami wpatrywał się w dno muszli klozetowej, tracąc rachubę miedzy kolejnymi napadami torsji? Jak płakał jak dziecko i wył z bólu, kiedy trzeciego dnia w trakcie napadu drgawek wyłamał sobie palce? A może o tym jak tracąc kontakt z rzeczywistością, rzucił się na sanitariuszy i w przypływie szaleństwa jednemu z nich podbił oko? Jeśli są jakieś granice pogardy wobec siebie, on dawno już je przekroczył. Jak zatem ona miała by nim nie gardzić?
Poczuł ciepły dotyk jej dłoni na policzku. To tez zapamiętał. Tyle wiedział na pewno. Tylko przez kilka godzin był przekonany, że zostanie mu więcej. Wtedy, kiedy obudził się rano i czuł jej wargi na swoich ustach. Kiedy był przekonany, że w pokoju nadal ulatnia się jej delikatny eteryczny zapach. Zmysłowy. Erotyczny. Zapach seksu. Potem zabrano mu wszystko. Był tylko pewny dotyku jej dłoni na policzku.
Otworzył oczy. Nagle ciałem mężczyzny przeszedł gwałtowny dreszcz, a na twarzy pojawił się wyraz obrzydzenia. Patrzył teraz w znienawidzone zielone, pełne arogancji i kpiny oczy. Oczy Amber Volakins. Jej twarz wykrzywiona ironicznym uśmiechem przybliżała się do jego twarzy coraz bardziej, aż w końcu zatrzymała się o kilka centymetrów od niego.
- Naprawdę myślałeś, że do ciebie przyjdzie? – Pytanie zawisło nad głuchą ciszą nie doczekawszy się odpowiedzi.
***
Mężczyzna podniósł się powoli i usiadł na łóżku. Sięgnął pod materac i wymacał ostatnią, cudem zdobytą pigułkę. Przełamał ja na pół i włożył cześć pod język rozkoszując się gorzkim smakiem i poczuciem ogarniającej błogości rozlewającym się po całym ciele. Drugą połowę wyrzucił do zlewu. Niespiesznie, z grymasem bólu na twarzy ściągnął prześcieradło i rzucił na podłogę. Usiadł obok niego i powoli zaczął zwijać biały materiał. Kiedy skończył nad Mainfield zachodziło słonce.
Ostatnio zmieniony przez T. dnia Pon 20:39, 25 Maj 2009, w całości zmieniany 12 razy
|
|
_________________
Wysłany:
Wto 14:22, 12 Maj 2009 |
|
T.
Mecenas Timon
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37
Posty: 2458
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
T., dziękuję Ci :brawo: Amber jest wredna - ten fick potwierdza moje przypuszczenia :]
|
|
_________________
Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:
Wysłany:
Wto 14:47, 12 Maj 2009 |
|
zaneta94
Grzanka
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30
Posty: 11695
Miasto: Dziura zabita dechami :P
|
Powrót do góry |
|
|
|
T. napisał: | Oczy Amber Volakins. |
Volakis.
T. napisał: | podając kolejna dawkę środkauspokajającego |
zgubiony ogonek i nierozdzielone wyrazy ;)
Aj, aj, to jak balsam na zranione serce (nawet pomimo tego, źe zakończenie odcinka mi się podobało). I to jest naprawdę dobre, pomysł, że Amber odbiera mu wszystko, pracę, marzenia, przyszłość... i Cuddy. To jest mrau. <3 Jestem za 8)
|
|
_________________
In 30 years, kids as young as 6 or 7 will be sitting in classrooms hearing that women didn’t always have the rights to their own bodies and how boys couldn’t marry boys and girls couldn’t marry girls and they’re going to be as confused and disturbed as when we first learned about slavery and Black Codes.
Wysłany:
Wto 19:02, 12 Maj 2009 |
|
Shitzune
Katalizator Zbereźności
Dołączył: 07 Kwi 2009
Pochwał: 47
Posty: 10576
Miasto: Graffignano
|
Powrót do góry |
|
|
|
Nie wiem, czy wytrzymam do szóstej serii...
Bardzo dobrze się zaczyna. Cuddy jako halucynacja - bardzo fajny pomysł. Pisz dalej, bo bez ciebie nie przeżyję <333
|
|
Wysłany:
Wto 19:26, 12 Maj 2009 |
|
_Anusia_
Student medycyny
Dołączył: 07 Kwi 2009
Posty: 2
|
Powrót do góry |
|
|
|
Timonku, nie czuję sie pocieszona.
Rozumiem, że to "długa droga do domu" i muszę być cierpliwa.
Pierwszy akapit przywołał mi obrazy z "Przesłuchania" (prycza, wiązka ostrego światła), a później z "Lotu nad kukułczym gniazdem"
Ja wiedzialam, że to będzie Amber. Może to i lepiej, bo najpierw z nią wlaśnie musi wygrać.
I ta ukryta pod materacem tabletka - jakież to hausowe.
T. napisał: | ściągnął prześcieradło i rzucił na podłogę. Usiadł obok niego i powoli zaczął zwijać biały materiał |
T., ale tu mam problem. On nie chce zrobić z prześcieradła czegoś z pętlą na końcu??? Proszę, nie!
Już wole myśleć, że będzie sie po nim spuszczał przez okno, tylko te kraty.
|
|
_________________ ikonka od woźnego rocket queen
FUS - Frakcja Uaktywnionych Seksoholików
Wysłany:
Wto 22:36, 12 Maj 2009 |
|
Lupus
Kot Domowy
Dołączył: 23 Gru 2008
Pochwał: 5
Posty: 3179
|
Powrót do góry |
|
|
|
Lupusku Wszystko będzie dobrze:) Ale najpierw muszę Was trochę pomęczyć....
Czesć druga: Umieranie
Oto już jesień i pora umierać;
pożółkłe liście wiatr strąca i miecie,
drżące gałęzie do naga obdziera –
chór, gdzie sto ptaków modliło się w lecie.
ja jestem zmierzchem dnia, który się skłania
ku zachodowi i w ciemności brodzi;
noc siostra śmierci, oczy mi przysłania
i wkrótce z całym światem mnie pogodzi.
żar we mnie drzemie, lecz żar jaki bywa
gdy młodość już się oblecze popiołem;
jako na łożu śmierci dogorywam,
strawiony przez to, co sam od niej wziąłem.
a skoro kochasz, choć prawdę dostrzegniesz,
kochasz tym mocniej, im rychlej odbiegniesz.
William Shakespeare, Sonet 71
Z trudem otworzył oczy. Czuł, jak w obolałe ciało wżynają się pasy, przytwierdzające go do wąskiego, twardego łóżka. Na jego twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech. Wszak nawet tutaj nie przestał być mistrzem niedoszłych samobójstw. Jedno małe zwycięstwo. Gdyby miał swoją, tablicę dorysowałby sobie jedną kreskę w tabelce rywalizacji House vs Amber. Jedną małą kreskę.
Śmierć była dla niego za prosta, a on nie lubił prostych rozwiązań. On chciał tylko odzyskać swoje życie. Miał tutaj dużo czasu na myślenie. I jeśli kiedyś wydawało mu się, że jego życie jest do dupy, to tylko dlatego, że nie był wcześniej tutaj. Podobno, człowiek może przystosować się do niemal każdych warunków. Ale nie w każdych warunkach pozostaje się człowiekiem.
Powieki opadły ciężko. Cały jego wysiłek –otwieranie i zamykanie oczu. Po to, żeby zmienić taśmę biegnącą pod powiekami. Żeby przewinąć do kolejnego rozdziału. Na przykład moment kiedy pocałował Cuddy… a potem uciekł, zostawiając ją zaskoczoną w holu mieszkania… Uśmiechnął się… Tak, to był jeden z jego ulubionych obrazów.
Czas zacząć umierać na serio – przeszło mu przez myśl, kiedy na czole pojawił się pot, zwiastujący pierwszą falę narkotycznego głodu.
***
- House próbował popełnić samobójstwo. – Słowa Wilsona dotarły do niej jakby z opóźnieniem - wypierane przez świadomość, która nie chciała przyjąć tego faktu. Zacisnęła nerwowo pięści, aż knykcie przybrały kolor świeżo odmalowanych na biało ścian gabinetu. Nie potrafiła zebrać myśli. Czuła się nagle jak mała dziewczynka, porzucona w lesie, błądząca we mgle i szukająca ścieżki. Tyle, że żadnej ścieżki nie było.
- Pojadę go stamtąd zabrać – wyszeptała cicho.
- Nie możesz. –Wilson wstał z fotela i zaczął nerwowo przemierzać pomieszczenie w tę i powrotem. – Trzy tygodnie odwyku poszło by na marne.
- James! Jeśli zrobił to raz, zrobi i drugi! Chcesz mieć go na sumieniu? Bo ja nie! – Administratorka czuła jak z każdym słowem jej głos załamuje się coraz bardziej, a ciężka gula wieszcząca łzy, podchodzi gdzieś w okolice gardła.
- Lisa, zrozum! To jego jedyne wyjście… jak będzie wyglądało jego życie jak wróci? Straciłby licencje…
- Ale by żył…
- Ale jakie to życie! – Spokojny zdecydowany głos Wilsona wpływał na nią kojąco. Wydawał się być pewny tego co mówi. Wydawał się panować nad wszystkim. W przeciwieństwie do niej…
- Poza tym wydaje mi się, że gdyby House chciał się zabić, to by to zrobił – dodał onkolog po chwili zastanowienia.
- Jak to…?
- Znasz Housa… A jeśli kombinował i zdobył tabletki? Jeśli nie byli w stanie uniemożliwić mu dalszego brania, a on naprawdę chce przestać, to co by zrobił?
- Nazwałby ich idiotami i żądał przeniesienia na oddział o zaostrzonym rygorze. –W oczach Cuddy pojawił się nagle błysk zrozumienia.
- A jeśli by się nie zgodzili? –Wilson drążył dalej.
- Upozorowałby samobójstwo i czekał aż go przeniosą… - Na twarzy kobiety pojawiła się nagła ulga.
- Dokładnie. Cuddy, nie wierze, że on chciał się zabić. On wie, że ma po co wracać.
- Obyś miał rację…
***
Dopiero w domu pozwoliła sobie na łzy. Płynęły cichutko po policzku kobiety, pozostawiając mokre błyszczące ślady. Każdy z nich był jak wyrzut sumienia, zalegający na jej duszy i palący boleśnie. Setki razy wracała w myślach do feralnego dnia, kiedy jak się potem okazało, przyszedł do niej po pomoc. Setki razy zastanawiała się, czy cos by się zmieniło, jakby zachowała się inaczej i nie zostawiła go samego w gabinecie. Analizowała każde słowo, z dnia następnego i nie potrafiła sobie wybaczyć tego, że była ślepa na wszystkie oznaki jego dziwnego zachowania. Jego powitanie „Dzien dobry Słoneczko”, jego radosny nastrój…propozycja wspólnego zamieszkania. Czyżby była az tak zmęczona wszystkim, że nie zauważyła tak oczywistych, nie pasujących do schematu zachowań?
- House… - szeptała po cichu, kiedy wieczorami wpatrywała się w ciemne niebo, iskrzące się gwiazdami. Miała nadzieję, że on też je widzi.
|
|
_________________
Wysłany:
Sro 10:17, 13 Maj 2009 |
|
T.
Mecenas Timon
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37
Posty: 2458
|
Powrót do góry |
|
|
|
to jest... to jest... cudne T. żeby tak było w serialu :)
T. napisał: | Dopiero w domu pozwoliła sobie na łzy. |
Jej naprawde na nim zależy.
T. napisał: | House… - szeptała po cichu, kiedy wieczorami wpatrywała się w ciemne niebo, iskrzące się gwiazdami. Miała nadzieję, że on też je widzi. |
cud mód :D :jupi:
|
|
_________________
Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*
"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"
Wysłany:
Sro 11:58, 13 Maj 2009 |
|
kasia2820
Reumatolog
Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3
Posty: 1087
|
Powrót do góry |
|
|
|
Cytat: | Na przykład moment kiedy pocałował Cuddy… a potem uciekł, zostawiając ją zaskoczoną w holu mieszkania… Uśmiechnął się… Tak, to był jeden z jego ulubionych obrazów. |
Nasz ulubiony moment :D
Cytat: | On wie, że ma po co wracać. |
Dokładnie, dodałabym, że ma dla kogo wracać :)
|
|
_________________
Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:
Wysłany:
Sro 14:55, 13 Maj 2009 |
|
zaneta94
Grzanka
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30
Posty: 11695
Miasto: Dziura zabita dechami :P
|
Powrót do góry |
|
|
|
Rany... :(
Ja...
Ja nie mogę tego czytać, bo jakoś tak... oczy mi się pocą...
|
|
_________________ Każdy błąd kobiety jest winą mężczyzny.
Wysłany:
Sro 16:09, 13 Maj 2009 |
|
LicenceToKill
Pulmonolog
Dołączył: 23 Gru 2008
Pochwał: 11
Posty: 1292
|
Powrót do góry |
|
|
|
wzruszyłam sie do łez,czekam na dalsza czesc fika
|
|
_________________
Wysłany:
Sro 16:24, 13 Maj 2009 |
|
janeczka85
Stomatolog
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1 Ostrzeżeń: 1
Posty: 576
|
Powrót do góry |
|
|
|
O mój boże jak ty to pięknie napisałaś :)
Wzruszyłam się a co będzie dalej.
Wklejaj szybko następną część. :D
|
|
Wysłany:
Sro 16:49, 13 Maj 2009 |
|
martusia14
Lekarz rodzinny
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 314
Miasto: Toruń
|
Powrót do góry |
|
|
|
T. Rewelacja!
końcóweczka cud,miód ; *
|
|
Wysłany:
Sro 17:39, 13 Maj 2009 |
|
Hania
Student medycyny
Dołączył: 17 Sty 2009
Posty: 29
|
Powrót do góry |
|
|
|
Obiecałam sobie, że nie przeczytam dopóki nie obejrzę 5x24, ale jak na razie nie zanosi się na to, żeby tata miał mi odpuścić szlaban, więc nie wytrzymałam - nie ma to jak brak siły woli - i przeczytałam. I jestem absolutnie zachwycona.
Jeśli chodzi o styl - no przecież wiesz, że jest świetny i jak go lubię, prawda? Opowiadasz historię, jakbyś stała obok odbiorcy, pokazywała mu wszytskie wydarzenia na filmie, objaśniajac je, komentując, bogacąc w treść.
No właśnie treść - pięna. To chyba najodpowiedniejsze słowo. Porusza, wciąga, szarpie za najczulsze struny serc... To chyba mówi samo przez się?
Chociaż w drugiej częsci dialogi między Jamesem i Cuddy wydawały mi się troche sztuczne... Ale tylko trochę :) Nie przyćmiły całości, która bez wyjątku mnie zachwyciła.
Cytat: | - House… - szeptała po cichu, kiedy wieczorami wpatrywała się w ciemne niebo, iskrzące się gwiazdami. Miała nadzieję, że on też je widzi. |
Tym podbiłaś w całości moje huddzinkowe serducho, o.
Pozdrawiam T. i życzę jak najwięcej weny.
|
|
_________________ "Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."
W. Wharton "Ptasiek"
Wysłany:
Sro 19:13, 13 Maj 2009 |
|
scribo
Kochanka klawiatury
Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12
Posty: 748
|
Powrót do góry |
|
|
|
tak sobie pomyślalam, że twój banner pod tekstem to taki spojler do tego fika.
i tak mi sie dobrze zrobiło od razu.
Dobrze, że jest tam Wilson i trzyma reke na pulsie. Cuddy gotowa jest zrobić głupie rzeczy. Ale, jak powiedział kiedys House do Foremana, jeśli sie kogos kocha ,jest sie gotowym zrobić głupie rzeczy.
|
|
_________________ ikonka od woźnego rocket queen
FUS - Frakcja Uaktywnionych Seksoholików
Wysłany:
Sro 19:30, 13 Maj 2009 |
|
Lupus
Kot Domowy
Dołączył: 23 Gru 2008
Pochwał: 5
Posty: 3179
|
Powrót do góry |
|
|
|
scribo bo ja w pisaniu dialogów jestem cienka jak pupa węża... :lol: To nigdy nie było moja mocna strona.
Część trzecia: Rzeczywistość pośmiertna
Zdychająca
na hedo-masochistycznym głodzie
desperacko odkurzam wczorajszą noc
rura zapycha się chorymi emocjami
to nic
każda matka kocha swoje dzieci
dwa wymiary energetyczne mojego wzroku
przysłania leniwa żaluzja
zdechła rzęsa
bluzga na policzek brudem
codzienności
siła bodźca termicznego twojego ciała
przerasta mnie
nie mogę przyjąć więcej
niż mogę dać
otoczona barierą
twoich zbyt chudych ramion
błagam
niemym ruchem dłoni
uchroń mnie
od tego egzystencjalizmu pojebania
Kropla wody oderwała się od sufitu i z głośnym plaskiem uderzyła o blat starego biurka. Mężczyzna podniósł głowę z nad szczelnie zapisanych kartek i spojrzał w górę. Na krawędzi pęknięcia, zebrała się już następna kropla deszczówki, gotowa pójść w ślady poprzedniczki.
- Damn! –zaklął pod nosem oburzony faktem nagłej inwazji na jego biurko.
Ciężkie, gęste jak puch ciemno-szare chmury, otulały Mayfield od kilku dni, zalewając miasto deszczową apokalipsą. Podobno zawsze tutaj tak jest o tej porze roku. House nie mógł o tym wiedzieć. Był tu zaledwie 3 miesiące. I o trzy miesiące za długo. Kontemplacja pękniętego sufitu stanowiła pewną odmianę w monotonii następujących po sobie godzin. To zawsze cos lepszego, niż dwudniowa obserwacja wędrującego po ścianie pająka albo rzucanie skulkowanymi kartoflami w oczko wizjera.
Nowe zajęcie, zostało nagle brutalnie przerwane pukaniem do drzwi. Od miesiąca, drzwi miały klamkę z obydwu stron. Pierwszy widoczny oznak wracania do normalności. Od miesiąca, przychodzący do niego ludzie pukali. Sam się sobie dziwił, jaką radość potrafi czerpać z tego odgłosu. Jeśli przychodząc tutaj był po prostu naćpany, to teraz z pewnością przybyło mu nieco z szaleństwa.
- Doktorze House… - krępy mężczyzna w białym kitlu, tytułujący się doktorem Jamesem Crampem, wkroczył do pomieszczenia żwawym krokiem.
- Niech zgadnę, znowu nie potraficie postawić diagnozy? – Bezbłędnie domyślił się diagnosta, zatrzymując wzrok na twarzy lekarza. Malowało się na niej wyraźne zakłopotanie.
- Powiedzmy, że przydałoby nam się świeże spojrzenie na problem. – Cramp zbyt dobrze zdążył poznać swojego pacjenta, żeby nie wiedzieć, że pod kpiącymi słowami kryje się oczekiwanie i ciekawość. Już dawno odkrył, że jedyna szansą Housea na powrót do normalności jest medycyna. Nie, żeby mu to szczególnie przeszkadzało. Umiejętności diagnosty, okazały się nawet większe niż jego zła sława, z czego nie omieszkał skorzystać.
- Cóż, niektórzy rodzą się geniuszami, inni pracują w psychiatryku…- House uśmiechnął się bezczelnie do kolegi po fachu. Nawet go lubił. Może dlatego, że nie pozwalał mu się nudzić zbyt długo, pozwalając mu brać udział w diagnozowaniu. A może dlatego, ze miał na imie James.
- Ja tu pracuję, ty tu siedzisz od trzech miesięcy, geniuszu… -odciął się Cramp. Zdążył już się przyzwyczaić do szorstkości House`a i nie raz wdawał się z nim w burzliwe dyskusje. –A propos, mam dla ciebie list. Od kobiety.
Po opanowanej zwykle twarzy diagnosty, przebiegł ledwo zauważalny błysk zaciekawienia. Zapadłe z wychudzenia oczy, rozbłysły na ułamek sekundy, żeby zgasnąć równie szybko. Cramp zdążył tylko dostrzec w nich skrywaną tęsknotę, zepchniętą bardzo głęboko i przyćmioną pokładami bólu.
- Niech zrobią z niego kotlety. Będą lepsze niż wczorajsze. – W głosie House`a nie było emcji.
***
- Cuddy! – wrzasnął Wilson, próbując przedrzeć się przez tłum zasmarkanych i zniecierpliwionych pacjentów, oczekujących na wizytę w przychodni. – Ale młyn! –wysapał w końcu, kiedy udało mu się dopchać do administratorki.
- Połowa przyszła pewnie po zwolnienie. Jak zwykle, kiedy panuje grypa. Nie wierzę, że to powiem, ale przydałyby się metody eliminacyjne House`a… - Cuddy z trudem ukrywała rozdrażnienie, próbując poukładać rozwalone na stoliku kartki z analizą przyszłorocznego budżetu.
- Jutro jadę do Mayfield, mam nadzieję, że poradzicie sobie tutaj beze mnie?
Kiedy dotarł do niej sens słów onkologa, zastygła w bezruchu. Kartka trzymana w jej dłoni zadrżała nieznacznie. Nie. To tylko jej ręce drżały.
- Nie wiedziałaś, że jutro wychodzi, prawda? – domyślił się Wilson.
Milczała. Na początku myślała, że takie są zasady. Że House nie może się z nikim kontaktować. Aż pewnego dnia, podsłuchała, jak rozmawia przez telefon z Wilsonem. Bolało. Zignorował każdą próbę kontaktu. Każdy list, z kilkunastu wysłanych. Tak jakby przestała dla niego istnieć. Tylko dzięki strzępom informacji, jakie udało jej się wyciągnąć z Wilsona, wiedziała, co się z nim dzieje.
- Nie. Nie odpisał na żaden z moich listów. Nie odebrał telefonu. – Przyznała z goryczą i szybko odwróciła twarz, chowając zaszklone oczy, przed czujnym wzrokiem przyjaciela.
|
|
_________________
Wysłany:
Czw 12:37, 14 Maj 2009 |
|
T.
Mecenas Timon
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37
Posty: 2458
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
|
|
Strona Główna
-> Huddy |
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11 Następny |
Strona 1 z 11 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|