Ruletka [2/2]

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Ruletka [2/2]





W zaciszu pokoju, na czarnej skórzanej kanapie siedział mężczyzna. W lewej ręce trzymał szklankę, wypełnioną bursztynowym płynem. Niewielka lampka, stojąca na komodzie, dawała niewiele światła. Jednak nawet w tym ponurym pomieszczeniu dało się zobaczyć na twarzy mężczyzny cierpienie, ból i chyba co najgorsze - rezygnację. Chociaż nawet to światło nie było potrzebne. Czy można zauważyć uczucia, targające ludźmi, znajdującymi się blisko nas? Najwyraźniej tak. Wchodząc do tego pomieszczenia, odczuwało się dziwny smutek, którego doznajemy każdym najmniejszym kawałeczkiem ciała. Cierpienie, które uderza w nas z taką siłą, że nie możemy zaczerpnąć powietrza.

Mężczyzna przechylił szklaneczkę, przykładając ją do ust. Złoty płyn szybko spłynął wzdłuż jego gardła. Wcześniej ta złocista ciecz dawała mu ciepło, koiła ból, pozwalała na chwilę o wszystkim zapomnieć. O samotności, która go dopadła. O tym, czego tak bardzo pragnął, a z jakiegoś powodu nie mógł otrzymać. Teraz było inaczej. Poza gorzkawym smakiem w ustach, płyn zupełnie stracił swoje najlepsze właściwości.

Pan odstawił szklankę na stolik. Jego spojrzenie powędrowało w kierunku kartki papieru, która już od jakiegoś czasu znajdowała się w zasięgu jego wzroku. Marny świstek papieru, kilka zdań, słowa, ułożone w logiczną całość. Litery, tworzące nagłówek napawały go strachem. Wiadomość, która na pewno zmienia życie. Ale czy na lepsze? Tego można dowiedzieć się tylko w jeden sposób.

Podniósł się z kanapy, zarzuciwszy kurtkę na ramiona. Kartkę starannie złożył na cztery części i schował do wewnętrznej kieszeni ubrania. Podpierając się na lasce, wyszedł ze swojego mieszkania, zabierając po drodze kluczyki od motoru z komody obok drzwi.

Niespełna piętnaście minut później zatrzymał się pod niewielkim domem z zielonymi drzwiami. W oknie dostrzegł delikatne światło. "Ciekawe co teraz robi?", pomyślał. "Może popija czerwone wino, uzupełniając zaległości w pracy? A może ogląda jakiś głupawy film, wtulona w tego idiotę?" Ale tego nawet nie chciał sobie wyobrażać. Poczuł żal i smutek, że to nie on jest teraz przy niej. Mógłby słuchać z nią muzyki, rozmawiać, śmiać się, droczyć, a nawet zagrać coś dla niej. Mógłby się z nią kochać…

Podszedł do drzwi i zastanowił się czy naprawdę chce to zrobić. Później już nie będzie odwrotu.
Delikatnie zastukał w nie swoją laską. Wiedział, że następne pięć minut, a także to, co powie, zmieni wszystko. Ogarnął go strach i panika. Poczuł, że oddech więźnie mu w płucach, ale był pewien, że to jedyne wyjście. Będzie mógł zapomnieć i zacząć żyć od nowa, choć sam nie był pewien czy to nadal będzie można nazwać życiem.

Czekał, aż ona mu otworzy, czuł jak jakaś niewidzialna dłoń uciska mocno jego klatkę piersiową. Uświadomił sobie, że to ostatni raz, gdy puka do tych drzwi. Znajome ciepło seledynu... Usłyszał odgłos klucza, przekręcanego w zamku. Jego oczom ukazała się najpiękniejsza kobieta, jaką znał. Po prostu bogini, dla której był gotów zrobić wszystko. Niestety, gdy to sobie uświadomił, było już za późno...

- House! Co tu robisz? - zapytała, unosząc brwi.
- Chciałem ci to dać – odpowiedział, ofiarując jej złożoną kartkę, którą wyjął z kieszeni.
- Wypowiedzenie w trybie natychmiastowym? - wyjąkała, patrząc to na kartkę, to na diagnostę. W jej oczach malowało się zaskoczenie i prawdopodobnie smutek, ale tego nie był pewien.
- Przepraszam, że nachodzę cię o tak późnej porze, ale wcześniej byłem pewien, że dam radę... - mówił, patrząc na swoje stopy.
- Ale dlaczego? Że dasz radę co? - Bacznie go obserwowała.

Jej wzrok wyrażał wielki żal i niedowierzanie. Nie mogła uwierzyć, że on chce zrezygnować z pracy. Opuścić Wilsona, swoich podwładnych. Zostawić ją. Przecież zawsze był...

- Posłuchaj i nie przerywaj - nakazał mniej łagodnym tonem. Musiał wyznać jej choć raz całą prawdę. Jeśli tego nie zrobi, nigdy nie będzie potrafił o tym zapomnieć i ułożyć sobie życia od nowa.

Spojrzał jej w oczy, ujrzał w nich wszystko: strach, obawę i chyba miłość. Uczucie, do którego niestety nie chciała się przyznać, a on nie mógł już dłużej na to czekać.

- Kiedy miałem halucynacje, że kochałem się z tobą... - powiedział nieśmiało. - I później, kiedy pytałem czy zamieszkamy razem, ja naprawdę tego chciałem. Wierzyłem, że tak będzie... W psychiatryku wiele sobie uświadomiłem. Zrozumiałem, że to ciebie kocham i zawsze kochałem, że chce być z tobą. - Jej oczy zabłyszczały, gdy usłyszała te słowa. Gdy po powrocie próbowałem się do ciebie zbliżyć, okazało się, że już jesteś z kimś. Jesteś szczęśliwa... - powiedział ciszej.
- Na początku uważałem, że będzie tak, jak zwykle. Będę dręczył tego człowieka i ciebie, zakłócał spokój na waszych randkach, aż w końcu go zostawisz. Jak wiesz, oczywiście próbowałem manipulacji i tym podobnych. Ale jak widać - bezskutecznie. Potem zrozumiałem, że jeśli jesteś szczęśliwa, to ja nie mogę ci tego odbierać - przerwał na chwilę.
- Ale mimo tego, że naprawdę chcę twojego szczęścia, nie mogę na to patrzeć. Będąc świadomym, że straciłem swoją szansę – westchnął, po czym ciągnął dalej. - Zasługujesz na radość, spokój ducha i pełnię szczęścia, ale błagam nie proś, żebym został i każdego dnia patrzył na moją największą życiową porażkę. Tak będzie lepiej, wyjadę i zapomnę o tobie. Tobie również będzie lżej. A ja... nie będę stał na twojej drodze do spełnienia. - Podszedł bliżej.

Tak bardzo pragnął ją pocałować. Ponownie posmakować jej ust, ale zdawał sobie sprawę, że nie powinien tego robić. Widział zaskoczenie w jej szaro-zielonych oczach. Objął ją ramieniem. Ona się nie poruszyła. Była w szoku. Zbliżył wargi do jej czoła i złożył na nim delikatny pocałunek. Chłonął jej zapach, taki delikatny, kobiecy, taki jej. Wiedział, że to koniec, że teraz musi ją od siebie odsunąć i pozwolić jej być szczęśliwą.

Poczuł pieczenie pod powiekami, puścił ją i szybko odwrócił się. Pragnął, żeby nie zobaczyła jak bardzo się załamał. Podszedł do motoru, założył swój kask i odjechał.

Kobieta długo stała na ganku przed swoim domem, nie wiedząc, co właściwie ma zrobić.

Jakiś czas później on siedział już na kanapie z pełną butelką bourbonu. Chciał zapić ten ból, mimo świadomości, że to mu się nie uda. Takiego bólu nie pokona żadna ilość alkoholu. To będzie jego ostatnia pijacka libacja w tym mieszkaniu, w tym mieście. Jeśli nie w życiu...


Ostatnio zmieniony przez mazeltov dnia Wto 10:41, 04 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz



PostWysłany: Wto 2:28, 13 Kwi 2010
mazeltov
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sty 2010

Posty: 21

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

omg! zatkalo mnie. to opowiadanie nadałoby sie do serialu ( moim zdaniem)
super byłoby patrzec na ta scene. czekam na cd.



_________________
If you're happy I'm

PostWysłany: Wto 15:56, 13 Kwi 2010
mikahouse
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 23 Lut 2010

Posty: 30

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Super ;)
Przepełnione uczuciami...smutnymi...chwytającymi za serce...
Czekam na kolejną cześć ;)



_________________
Aishite mo ii kai? yureru yoru ni
aragamama de ii yo matto fukaku
kurushii kurai ni nareta kuchibiru ga tokeau hodoni
boku wa...kimi no...vanilla

PostWysłany: Wto 22:30, 13 Kwi 2010
Rissa
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 06 Kwi 2010

Posty: 3

Miasto: Łódź
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

mikahouse, bardzo dziekuje za mile slowa :*

Raissa, ciesze sie, ze ci sie podoba mimo, ze tekst raczej smutny ;)

Dodaje druga czesc, ktora bedzie tez ostatnia. Miala powstac jeszcze jedna, ale po namysle dochodze do wnisku, ze bedzie lepiej tak to zakonczyc.
Zaznaczam, ze fik i postacie sa malo kanoniczne, co nie zmienia faktu, ze wszelka krytyka mile widziana.

II


Cuddy wciąż stała pod swoim domem. Łzy, spływające po policzkach, rozmazywały makijaż. Usiadła na schodku i ukryła twarz w dłoniach. Nie pierwszy raz coś się jej nie udało. Nie po raz pierwszy coś traciła. Przy każdej nieudanej próbie in-vitro, przy poronieniu, przy odmowach wspierania szpitala była załamana. Dopiero dzisiaj zrozumiała, że traci coś ważniejszego. A właściwie kogoś, kto był przy niej zawsze. Niezależnie od tego, czy odnosiła sukces czy też ponosiła porażkę.

Była lekarzem, codziennie decydowała o ludzkim życiu. Nie było to łatwe, ale nie miała z tym większych problemów. To była jej praca, jej wyzwanie. Teraz zastanawiała się, co powinna zrobić z własnym. Miała świadomość, że dotychczas to chyba najważniejsza decyzja, jaką musi podjąć.

Unosząc twarz, spojrzała w cichą, pogrążoną w mroku, małą uliczkę. W oddali widać było słabe światła latarni. Tutaj natomiast panował spokój i cisza. Przecież właśnie o tym marzyła. O spokoju, o rodzinie, która oczekiwałaby jej wieczorami w domu. Marzyła o mężczyźnie, który trzymałby ją w ramionach, pomagał, pocieszał. Który mówiłby, że wszystko się ułoży, nawet gdy będzie naprawdę źle. Zależało jej na kimś, kto będzie ją kochał i kogo ona mogłaby pokochać. Musiała przyznać, przynajmniej przed sobą, że nie ma wszystkiego, czego chciała. Brakowało jej mężczyzny, którego mogłaby obdarzyć tym szczególnym uczuciem. Który zostałby panem jej serca.

Lucas dawał jej stabilizację i poczucie bezpieczeństwa, ale poza tym niczego więcej nie był jej w stanie ofiarować. Tak naprawdę jej uczucia do niego nie były niczym innym niż tylko sympatią.
Jej myśli zaczęły krążyć wokół House'a: największego cynika, chama i aroganta, jakiego kiedykolwiek nosiła ziemia. Ale ten sam House przez bardzo długi czas wydawał się być idealny na jej partnera i ojca jej dzieci, o co sama kiedyś niemal go poprosiła.

Wiedziała, że teraz powinna wstać i wrócić do domu. Zająć się córką, a jemu pozwolić wyjechać. Powinna cieszyć się, że ma Lucasa, że posiada rodzinę, o której założenie tak walczyła.
Ocierając łzy, wstała i powoli weszła do domu. Jednak pragnęła z nim porozmawiać. Czuła, że musi go zatrzymać. Ponieważ jeśli jej się to nie uda - zawsze patrząc w lustro - będzie widziała kobietę, która pozwoliła odejść swojemu przeznaczeniu i która przegrała życie.

Miłość - większość ludzi uważa ją za wspaniałomyślny podarunek od losu. Myślą, że jest zdolna do poświęceń i wcale się nie mylą. Nie zauważają tylko jednej rzeczy. Ona jest jak medal - posiada dwie strony: nie oszczędza, potrafi być przesycona egoizmem. Kochając, chcemy mieć obiekt naszych uczuć tuż przy sobie. Ona chciała, żeby House był przy niej. Jednak nie była pewna, czy jest gotowa przyznać się do tego i podjąć ryzyko w tej grze, którą jest wspólne życie.

******
- Wilson? - zapytała.
- Tak, słucham? Cuddy? Coś się stało? - spytał zaniepokojony, słysząc jej roztrzęsiony głos w słuchawce.
- Nie. To znaczy... Tak. Przyjedź do mnie jak najszybciej, proszę. - Jej głos się załamał. Potrzebowała kogoś, kto zaopiekuje się Rachel.
- Zaraz będę - odparł i szybko się rozłączył.

Lisa poprawiła makijaż, ubrała się i przejęta czekała na Wilsona. Po jego przyjeździe wytłumaczyła mu, że House złożył wypowiedzenie. Pominęła fakt, że uczynił to z jej powodu. Ale dopóki z nim nie porozmawia, nie chciała, żeby to wyszło na jaw.

Stojąc pod jego mieszkaniem, wahała się, czy robi dobrze. Bała się, że popełnia błąd. Zdawała sobie sprawę, że może się tego dowiedzieć tylko w jeden sposób. Zapukała do drzwi, odpowiedziała jej cisza. Zapukała ponownie - cisza. Nacisnęła klamkę i lekko pchnęła drzwi. Wchodząc do środka, uderzył ją zapach alkoholu i tego czegoś, czym zawsze pachniał House. Ten jego zapach.

W pokoju panował półmrok, z głośników wydobywała się spokojna muzyka. Wchodząc w głąb mieszkania, dostrzegła mężczyznę, śpiącego na kanapie. Usiadła na stoliku przed nim i przyglądała się. Znikły gdzieś sarkazm, cynizm i ironia, będące nieodłączną częścią jego wyrazu twarzy. Widziała jedynie spokój. Była w stanie nawet pokusić się o stwierdzenie, że lekki uśmiech błąkał się po jego twarzy. Na pewno wywołał go jakiś miły sen. "Ciekawe o czym śnisz? Niewątpliwie to musi być coś przyjemnego".

Na stoliku obok niej, stała szklanka i wypełniona do połowy butelka bourbonu. Nalała sobie alkoholu i zaczęła go powoli sączyć, wciąż bacznie przyglądając się mężczyźnie.

Z niewytłumaczalnego powodu, zawsze czuła się przy nim dobrze i bezpiecznie. Mimo tego, że tyle razy ją zranił. Nalała kolejną szklaneczkę bursztynowego płynu, nie chcąc przerywać tej niesamowitej chwili. Mogła go mieć na wyłączność i obserwować, będąc niezauważoną. Wiedziała też, że jeszcze trochę alkoholu doda jej odwagi, żeby zrobić to, co zaplanowała.

Patrząc na House'a, przypomniała sobie jak kiedyś z siostrą pojechały do kasyna. Rzędy automatów, stoły do gry w pokera. Lubiła w niego grać, bo mimo że nie miało się dobrych kart, można było wiele wygrać, wystarczyło dobrze blefować. Mimo tego że to gra, w pewnym stopniu można było ją kontrolować. To, co działo się teraz, bardziej przypominało ruletkę. W tej grze nie ma miejsca na blefowanie, nie ma kontroli. Liczy się szczęście i dobry wybór liczby, na którą stawiasz. Tylko że ona nie wiedziała, czy stawiając wszystko co ma - swoje dotychczasowe życie - na ślepy los, nie straci tego, co do tej pory wygrała.

Wyciągnęła dłoń i opuszkami palców dotknęła jego skroni. Schodziła coraz niżej, aż dotarła do szorstkiego policzka, który delikatnie pogładziła. Jej palce powędrowały na jego lekko rozchylone usta. Była tak skupiona na ich obrysowywaniu, że nie zauważyła, że House już nie śpi i przygląda się jej poczynaniom.

- Wiesz, że włamywanie się do domu i molestowanie swojego pracownika jest karalne - powiedział, leciutko się uśmiechając. Speszona tym, że została złapana na gorącym uczynku, chciała zabrać rękę. On natychmiast ją chwycił i delikatnie ucałował wnętrze jej dłoni.
- Słyszałam coś o włamywaniu się. - Delikatnie się uśmiechnęła. - Ale ty już podobno nie jesteś moim pracownikiem - starała się powiedzieć to stanowczym głosem. Ale sama myśl o tym, że House już nie pracuje dla niej, sprawiała, że jej głos się łamał.

Ciągle trzymając jej dłoń, podniósł się do pozycji siedzącej. Oparł łokcie na udach i pochylił się w jej stronę. Siedzieli w identycznych pozycjach. Ich twarze oświetlało żółte światło lampki, stojącej na komodzie. Przestrzeń pomiędzy nimi była mniejsza niż dziesięć centymetrów. Ich spojrzenia przenikały się nawzajem. Czuła jego oddech na swojej twarzy, miał delikatny zapach alkoholu.

- Myślisz, że za molestowanie nie pracownika dostaniesz mniej? - zapytał z kpiną w głosie, ale wciąż się uśmiechał. - Mówiłem już dlaczego muszę wyjechać i nie mam zamiaru się powtarzać. I tak chyba powiedziałem za dużo. Swoją drogą, co tutaj robisz? Szybki numerek na pożegnanie? - Znacząco uniósł brwi.
- House... - Musiała chociaż udać oburzenie, ale prawdę mówiąc nie miałaby nic przeciwko temu… Ale na pewno nie na pożegnanie. W głębi ducha wiedziała, że jest mu ciężko, że po tym co od niego usłyszała, on chce po prostu zachować pozory. Udaje zimnego drania.
- House... Ja... ja nie chcę, żebyś odchodził - jęknęła. - Kocham cię, zawsze cię kochałam idioto, ale ja się boję, że... - Patrzyła mu w oczy, a po jej policzkach płynęły stróżki łez.

Jedną dłonią delikatnie wytarł słone krople. Czuła przyjemne ciepło. Gdyby tylko mogła, nie pozwoliłaby, żeby jego ręka kiedykolwiek przestała dotykać jej policzka. W jego oczach widziała szczerą troskę i miłość.

- Cuddy, ja... nie mogę ci obiecać, że nam się uda, jeśli będziemy razem. Wiesz jaki jestem, ale mogę przysiąc, że zrobię, co będę mógł, żebyś była szczęśliwa. - Jego głos był spokojny i pełen ciepła..
- Ja muszę mieć pewność - odparła z nadzieją.
- Nie ma pewności. Ja ci jej nie dam. Jeśli się boisz, wracaj do niego… Albo zaryzykuj - mówił cicho, ale w jego głosie słychać było oczekiwanie pomieszane ze strachem.

Wiedziała, że wszystkie żetony spoczywają w jej rękach. Należy wreszcie obstawić jakiś numer w tej przeklętej ruletce, trwającej już tak wiele czasu. Mogła również po prostu wstać i wyjść, zabierając wygraną, którą zdobyła do tej pory.

Wstała. Jej dłoń ciągle spoczywała w jego. Stała na przeciwko House'a, on nieznacznie uniósł głowę. Dwie pary oczu sie spotkały - jedne szaro-zielone, drugie w kolorze nieba.

- Więc zaryzykuję - mówiąc to, nadal wpatrywała się w głębie jego lazurowych oczu, w których zawsze pragnęła utonąć. Delikatnie i bardzo powoli usiadła okrakiem na jego kolanach. Jej ręka znowu dotknęła jego policzka, a kciuk delikatnie drażnił kącik ust. Jego błękitne oczy patrzyły na nią z niedowierzaniem, radością, zaskoczeniem pomieszanym z pożądaniem i miłością.
- Kocham cię - wyszeptała prosto w jego usta.

Jej wargi dotknęły jego ust. Początkowo delikatny pocałunek przerodził się w bardziej namiętny i zachłanny. Ich języki oplatały się, oddechy stały się jednym wspólnym westchnieniem. Czuła gorzkawy smak alkoholu. Ale w głębi serca poczuła słodki smak szczęścia i wygranej.

The End.



PostWysłany: Wto 10:40, 04 Maj 2010
mazeltov
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 12 Sty 2010

Posty: 21

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Przesiąknięte emocjami, dialogi na poziomie, tekst dający do myślenia.
Jednym słowem opowiadanie cudowne i fantastyczne.
Sam pomysł o odejściu House'a jest świetny.
:)



PostWysłany: Pią 11:47, 07 Maj 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Wzruszające i Ciekawe.
Scena jest ciekawa ;) Ogólnie mi się bardzo podobało ;)



PostWysłany: Pią 20:18, 14 Maj 2010
Skibona
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 05 Mar 2010
Ostrzeżeń: 1

Posty: 38

Miasto: bielsko-biała
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.04991 sekund, Zapytań SQL: 16