Z dna mojej szuflady...

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Z dna mojej szuflady...

W związku z tym, że miałam kolejny przypływ dziwnej i nieco chaotycznej weny powstało takie coś ;) Ficka dedykuję Madlen, za wsparcie duchowe :* dzięki i Lizbonie, za rozmowy w RwT :D
I wszystkim innych, którzy trzymali za mnie i Tokay’a kciuki, dziękuję :*




***

Otworzyłam dzisiaj szufladę mojego burka. Powiesz, przecież codziennie to robisz. A ja Ci odpowiem, że tym razem było inaczej .Dlaczego? Cierpliwości, zaraz się dowiesz. Wyjęłam stary pamiętnik. Ten w skórzanej okładce, ze złotymi literami na wierzchu. Wśród długich opisów, smętnych historyjek i naszych wspólnych czarnobiałych zdjęć, były karteczki z kolorowymi marginesami. Pamiętasz je? Zapisywałam na nich pomysły na nowe opowiadania, z zamiarem skończenia ich w domu. Prawie nigdy tego nie robiłam. Zapomniałam o nich, a dzisiaj przeglądając pamiętnik znalazłam kopalnię dziwnych historii, które teraz, zapomniane, oczekują na kogoś, kto podaruje im dłuższe życie.
Wzięłam pióro do ręki, to samo, któro dostałam od Ciebie na urodziny i pisałam. Nie wiedziałam co i dla kogo. Puściłam wodze fantazji i oto co powstało:


***
Młody mężczyzna szedł ciemnymi uliczkami, trzymając za rękę kilkuletniego chłopca. Śniegowy puch okrył kilkucentymetrową kołderką całe miasto.
Dziecko zerkało co jakiś czas na ojca. W końcu mężczyzna zatrzymał się i kucnął naprzeciwko syna.

- Greg, o tym co dziś zobaczysz, nie możesz powiedzieć nikomu. Nikomu. – po tych słowach wstał. I poszli dalej.

- Nawet mamie? – zapytał nagle chłopiec.

- Nie, oczywiście, że nie – odpowiada – Przed mamą nie mamy sekretów. Jej możesz powiedzieć wszystko.*

***

Dzisiaj dorosły już Gregory House siedział w swoim gabinecie, mimo wolnie uśmiechając się na samo wspomnienie tego wydarzenia. Jedyne miłe z jego ojcem w roli głównej. A to co mu wtedy pokazał… zmieniło jego życie, bezpowrotnie. W sumie sam nie wiedział dlaczego ta wizja powróciła, przecież rzadko wspominał, a miłe chwile z ojcem, szczególnie. Można nawet było zaryzykować stwierdzenie, że nigdy.

- Uśmiechasz się – stwierdził Wilson wchodząc do jego gabinetu. Brutalnie przerywając jego błogie przemyślenia. Nie spojrzał na onkologa, dalej wpatrywał się w jeden punkt. – House, jeszcze trochę a poproszę Cuddy, żeby Cię na górę na oddział przyjęli. Lepiej by było, gdyby twoich przypadkiem zajął się wykwalifikowany psychiatra. – Greg udał, że ten argument do niego przemówił. Spojrzał na przyjaciela.

- Ty na pewno trafisz tam pierwszy. Czego chcesz?

- Dzwoniła twoja matka, mówi, że nie odbierasz telefonu…

- Czego chciała? – znowu powędrował wzrokiem do punktu, który przed chwilą opuścił.

- Jesteś monotematyczny! – stwierdził siadając naprzeciw niego. – Zadzwoniła żeby Ci przypomnieć o pierwszej rocznicy śmierci twojego ojca i chce, żebyś jak znajdziesz czas do niej zadzwonił.

„Rocznica” przeszło mu przez myśl. Całkiem zapomniał. Chociaż dobre wspomnienia o ojcu wydawały mu się dziwne, ale nie sądził, że to już rok. „Może to i lepiej.” Nie zwracał uwagi na Jimmiego, który kontynuował swój monolog, ale go nie pouczał. "Dziwne, co najmniej dziwne". Stwierdził.

- Zakochałeś się – powiedział nagle przerywając onkologowi w pół zdania.

- Skąd wiesz? – wyrwało mu się, zanim ugryzł się w język. – Znaczy, a nawet jeśli to co to ma do rzeczy? – skończył zmieszany.

- Dużo – odpowiedział House z trudem powstrzymując śmiech. – Zmieniłeś się. Kto tym razem potrzebuje twojej pomocy? Pielęgniarka? – Jimmy potrząsnął przecząco głową. – Salowa? KOLEJNA PROSTYTUTKA?!

- Nic Ci do tego – powiedział Wilson, wstał i wyszedł.

„Już Cię mam” pomyślał diagnosta. Czas na postawienia kolejnej trafnej diagnozy, tym razem chodziło o coś więcej niż zwykłą chorobę.

Nawet gdyby jego ojciec wstał teraz z grobu, House’a humor raczej nie uległby zmianie. Rocznica nie rocznica musiał coś sprawdzić. Wziął sobie nawet wolne z komentowania stroju Cuddy, który jak przyznał w duchu był dzisiaj wyjątkowo ubogi. Kaczuszki wezwały Wilsona na konsultację, jego chytry plan się powiódł i mógł bezkarnie przeszukać jego gabinet, szukając śladów obecności nowej, przyszłej pani Wilson. Usiadł za biurkiem i otworzył pierwszą z brzegu szufladę. Na efekty swoich poszukiwań nie musiał długo czekać, od razu znalazł dwa bilety to najdroższego teatru w mieście i numer rezerwacji stolika w jednej z ulubionych restauracji jego przyjaciela.

- Co ty tu robisz? – zapytała zdziwiona administratorka wpadając do gabinetu Jimmiego Wilsona.

- Mógłbym Cię spytać o to samo – stwierdził House nie siląc się na wyjaśnienia.

- Przyszłam oddać Wilsonowi kartę jego pacjenta. – stała i patrzyła jak diagnosta wstaje z krzesła i przechodząc obok niej mówi:

- A ja już się dowiedziałem tego co chciałem, na razie Cuddy. – musiał wyjść, nie mógł przebywać z nią w jednym pomieszczeniu sam na sam, wszyscy dobrze wiemy jak to się dla niego skończyło, ostatnim razem. Skierował się do swojego gabinetu, by dokładnie przemyśleć to, co zobaczył.

Lisa Cuddy natomiast była przekonana, że House’m targa poczucie winy, wolał uciekać, jego sprawa. Wróciła do swoich stałych zajęć. Nie zamierzała się przejmować diagnostą, przynajmniej podczas pracy.

- Zaniosłam Ci do gabinetu kartę twojej pacjentki – rzuciła w stronę Jimmiego, kiedy minęli się na korytarzu jakieś pięć minut później.

- Dzięki – spojrzał na zegarek. „Jeszcze 15 minut i lunch.” Uśmiechną się i mijając Cuddy ruszył w stronę swojego gabinetu.

„Powinieneś być ostrożniejszy.” Pomyślał House, który przyglądał się całej sytuacji. Był wdzięczy sam nie wiedział komu, że jego biuro był całe oszklone. Myślał, że Wilson coś przed nim ukryje. Wolne żarty.

- To nie rak – do gabinetu weszła 13 a za nią reszta kaczuszek.

- Serio? Byłem prawie pewny, że to rak. – mówił diagnosta starając się przekonać ich do tej wersji.

- Nie, od początku wiedziałeś, że to nie rak. To gra. Chodziło o to żeby Wilson opuścił na chwilę biuro, prawda? – wygłosił swoją bezbłędną teorią Taub.

- Nie… - za szybą zobaczył onkologa kierującego się do wind. – A teraz wybaczcie, wychodzę na lunch – mówiąc to wstał zza biurka, wziął kurtkę i wyszedł zostawiając ich z umierającym pacjentem.

- Myślicie, że się czegoś domyśla? – zapytał Foreman, widząc jak jego szef śledzi swojego najlepszego przyjaciela.

- Myślę, że wie, że Wilson się z kimś spotyka, ale wydaje mi się, że się nie domyśli kim ona jest – wygłosił kolejną teorię Taub.

- Może to i lepiej, House nie lubi policjantek – zakończył dyskusję Foreman. – zróbmy biopsję.

- House’owi? – rzucił z niedowierzaniem Kuter

- Nie House’owi, pacjentowi może t o nam jakoś rozjaśni sytuację – po tych słowach neurologa wszyscy opuścili gabinet swojego szefa.

Tymczasem on podążał krok w krok za onkologiem, trzymając się w bezpiecznej odległości, tak by go nie zauważył. Albo przynajmniej, żeby sądził, że Jimmy go nie widzi. Wszedł do oddalonej od szpitala o jakieś piętnaście minut drogi małej kawiarenki z niebieskimi drzwiami frontowymi.

Kiedy tylko House otworzył owe niebieskie drzwi zadzwoniły cztery małe dzwoneczki w różnych odcieniach złota i miedzi. Wzdrygnął się, bo był prawie na sto procent pewny, że przez ten dźwięk wszyscy obecni w pomieszczeniu odwrócą głowy w jego stronę. Miał szczęście, bo był na tyle głośno, że melodia dzwonków wtopiła się w gwar. Wytropił wzrokiem onkologa, wchodził na górę po solonych okrągłych schodkach, z dwoma kubkami kawy na drewnianej tacce.

Podszedł do kasy. Zamówił jakąś sałatkę i udał się za przyjacielem na górę. „Specjalnie to zrobił” myślał wchodząc „ doskonale wie, że wchodzenie po schodach nie jest łatwe, ani przyjemne.” Kiedy był już górze zauważył onkologa i jego przyszłą żonę, długonogą czarnowłosą, najbardziej schowanym stoliku na Sali. Przerywanie randek Wilsonowi był zdecydowanie jego ulubionym sportem. Pomijając dręczenie Cuddy, ale o niej ostatnio starał się nie myśleć, więc komentarze zeszły na boczny plan.

Tymczasem Lisa Cuddy walczyła ze stertą papierów na biurku. Jej dzień można było zaliczyć do wyjątkowo udanych, do przerwy obiadowej nie usłyszała ani jednego komentarza na temat swojego stroju od House’a. Znalazła szpitalowi nowych sponsorów. Wilson znalazł sobie dziewczyną, co oznacza, że nie będzie się już dłużej bawił w swatkę. Tak, ten dzień był wyjątkowo udany. Chociaż musiała przyznać, że jeden czy dwa komentarze nie popsuły by go, a nawet mogłyby sprawić, że poczuła by się jeszcze lepiej, bo mimo wszystko lubiła wiedzieć, że House ją zauważa i nie jest mu do końca obojętna. „I nawzajem” odezwał się cichy diabelski głosik w jej głowie. Uśmiechnęła się tylko, nie zamierzała zaprzeczać. Pozwoliła ich wspólnym wspomnieniom płynąć, były całkiem przyjemne, więc od czego miała uciekać?

- Cześć Wilson! Co za spotkanie! – wrzasnął dość głośno, tak że wszyscy na niego spojrzeli. „Show Time” pomyślał ruszając w stronę przyjaciela i nowej pani Wilson.

- House – rzucił zdziwiony – co za nie miła niespodzianka.

- Nie przedstawisz mnie Jimmy? – spytała jego towarzyszka.

- A tak House to jest Suzan, Suzan poznaj House’a – diagnosta zauważył wyciągniętą rękę kobiecy i przywitał się z nią puszczając oko.

Uśmiechnęła się, co wywołało wściekłość wymalowaną na twarzy Wilsona. „Dupek.”

- Co ty tu robisz? – spytał, kiedy mu trochę przeszło.

- Zawsze tu jadam, a co wy tu robicie? – odparł beztrosko.

- Trafiłam tu przypadkiem i zadzwoniłam do Jimmiego, że to idealne miejsce na przerwę obiadową i niedaleko… - mówiłaby zapewne dalej, gdyby nie zadzwoniła komórka diagnosty.

„Cuddy” widniało na wyświetlaczu.

Pomimo ich dziwnych relacji prywatnych, była ciągle jego szefową. A zostawienie pacjenta grupie niedoświadczonych lekarzy, było co najmniej nie odpowiedzialne. Czy chciała tego czy nie musiała zainterweniować, pomijać już fakt, że jeśli za kilka godzin nie postawi diagnozy, mężczyzna umrze.
- House, albo za dwadzieścia minut zobaczę Cię w szpitalu, albo wlepię Ci dodatkowe godziny w przychodni, dożywotnie! – zagroziła, nie siląc się na nic w stylu „cześć” i się rozłączyła. Znała Greg’a na tyle, że nie miała wątpliwości co do tego, że najdalej za dwie godziny będzie miała postawioną diagnozę.

Wyszedł z kawiarni zostawiając „Wilsonów” samych. Wracając do szpitala myślał tylko o jednym, a właściwie jednej – Lisie Cuddy, którą w tym momencie miał ochotę jednocześnie zabić i przelecieć. Zabić dlatego, że przerwała mu jego ulubioną zabawę, a przelecieć dlatego, że wyglądała strasznie seksownie kiedy na niego krzyczała. Ich ostatni pocałunek, po nieudanej adopcji Joy był tematem tabu. Ani jedno ani drugie nie chciało o tym rozmawiać. To wbrew pozorom niewinne zagranie, miało za dużą wartość dla obojga by obrócić to w żart. Nie mniej jednak nie żałował, że to zrobił. Wręcz przeciwnie, zacząłby żałować, jeśli by tego wtedy nie zrobił.

I pomyśleć, że myśli o Cuddy prześladują go nawet, w rocznicę śmierci ojca. Kiedy to powinien układać w myślach scenariusze wymówek jakich użyje żeby nie przyjeżdżać do domu. Nie miał ochoty na łażenie po cmentarzu i wspominaniu, jaki to on był dobry i doskonały, bo nie był. A House nawet pośmiertnie nie uważał go za ojca, tylko za zbędnego członka rodziny.

Przekroczył próg szpitala i od razu skierował się w stronę wind. Jedyne na co miał ochotę to kolejny odcinek General Hospital w Sali gościa w śpiączce. Jednak gdyby tego dnia wszystko było w porządku i nic się nie stało, byłoby dziwnie, przecież mijał rok od śmierci jedynej osoby, której House się tak naprawdę bał. I był pewien, że nawet z zaświatów ktoś, po kim odziedziczył nazwisko coś zmaluje. Na potwierdzenie swojej teorii nie czekał długo. Tylko odwiesił swoją skórzaną kurtkę na wieszak, włączył się alarm przeciwpożarowy a strugi wody, które wyleciały z sufitu w ciągu kilku sekund nie pozostawiły na nim suchej nitki.

Pierwsza jego myślą był nie „o Boże trzeba uciekać” a „gdzie jest Cuddy.” Zbeształ siebie w duchu za to i wysilił się na inne „świetnie, wykrakałem” i „wal się, bo na pewno Ci nie wybaczę”.

Usłyszał głos Chase’a przez głośnik w swoim gabinecie: „Prosimy, alby wszyscy w spokoju kierowali się do wyjść. Panujemy nad sytuacją.”
Z tego co dowiedział się parę minut później od wybiegających w popłochu pielęgniarek z pacjentami na łóżkach, nic nie było pod kontrolą. Na drugim piętrze wybuchł pożar, który jak się okazało nie było tak łatwo opanować. Zjechał na dół, od asystentki jego szefowej dowiedział się, że nie widziała Cuddy od przeszło półtorej godziny. Teraz już naprawdę zaczął się o nią bać i nie miał najmniejszego zamiaru się z tym kryć, przecież i tak może jej szukać ostatni raz w życiu. „Dobra wybaczę Ci jeśli Lisie nic się nie stenie. Obiecaj!” krzyczał na ojca w myślach, już był naprawdę zdesperowany, a perspektywa znalezienia zwęglonych zwłok szefowej przerażała go na tyle, że był gotów zrobić wszystko, no prawe wszystko, żeby tak się nie stało.

Po kilku minutach bezsensownego chodzenia między spanikowanym personelem i pacjentami został siłą wyprowadzony z budynku, przez jakiś idiotów, strażaków.

Na zewnątrz byli prawie wszyscy, Taub, Kuter, 13, Foreman, Cameron, Chase, nawet Wilson i jego nawa dziewczyna. Wszyscy, oprócz Cuddy. Widząc go, od razu do niego podeszli.

- Widziałeś dr. Cuddy? – zapytała Cameron, co oznaczało, że na jego nieszczęście tu też jej nie było.

- Nie – potrząsnął przecząco głową – Tu jej nie było?

- Nie – opowiedzieli zgodnie.

- Cholera – zaklął i zaczął chodzić w tę i z powrotem. Po chwili stwierdził, że to nie miało najmniejszego sensu. Łyknął cztery tabletki Vicodinu na raz i podszedł do pierwszej lepszej grupki ludzi zadającej pytania policji. I nagle fakt, że krzyczącą najgłośniej osobą „proszę zachować spokój, wszystko jest pod kontrolą” była nowa dziewczyna Wilsona, przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. „Grzecznie” zapytał czy ktoś z tego zacnego grona widział dr Lisę Cuddy, niestety ludzie byli za bardzo spanikowani by chociaż udawać, że go słuchają. Po jakiś piętnastu minutach w akcje desperacji House użył drastycznych środków.

- Mogę to na chwilę pożyczyć? – zapytał dziewczyny Wilsona, poczym wyrwał jej megafon, przez który cały czas przemawiała do tłumu, z ręki.

- Dzięki – rzucił na odchodne i ustawił się mniej więcej na środku przyszpitalnego placu.

- Czy ktoś z was widział dr Lisę Cuddy?! – nikt nawet nie zwrócił uwagi na mówiącego coś szaleńca, który nie wyglądał na człowieka w agonii, więc nie potrzebował lekarza natychmiast. Poza tym było tu wielu innych pracowników tegoż szpitala.

House stał przez chwilę tylko wpatrując się w tłum. „Nie wiem dlaczego to zrobiłeś, ale dla własnego bezpieczeństwa zatkaj uszy…” Podniósł głowę do góry, uśmiechną się drwiąco i krzyknął najgłośniej jak potrafił w megafon. Wszyscy błyskawicznie odwrócili głowy w jego stronę. „Dziwne” pomyślał i powiedział:

- Ponawiam pytanie, czy widział ktoś może dr Lisę Cuddy? – przyglądał się tłumowi, nieustanie obracając. Wszyscy jak jeden mąż kiwali przecząco głowami. „Świetnie” pomyślał prawie tracąc nadzieję, że jeszcze popatrzy sobie w dekolt szefowej.

- Ja wiedziałam – odezwał się nagle znajomy głos za jego plecami. Odwrócił się, „Cuddy” pomyślał uśmiechnięty, przestał się przejmować faktem, że wygląda jak idiota. Przecież i tak nie poślą go na górę, bo doszczętnie spłonęła.

Nagle cały zgiełk przestał mieć znaczenie to, że byli cali mokrzy, również. Czuła jak jego niebieskie oczy ją hipnotyzują, sprawiają, że chciała podejść jeszcze bliżej. I zrobiła to, jeden krok, drugi, trzeci. On widząc jej reakcję zrobił to samo.

Stali naprzeciw siebie, nieśmiało uśmiechając. Żyli i to było w tym momencie najważniejsze. Greg House nigdy w życiu nie przypuszczał, że w rocznicę śmierci ojca nareszcie coś sobie uświadomi. Co? Chyba wszyscy dobrze wiemy. Mimo, że uważał to za nie możliwe, miał wrażenie, że to sprawka osoby, która sprawiła mu tyle bólu, osoby, która chciała zza grobowego marmuru odkupić swoje winy i podarować coś swojemu synowi – nowe lepsze życie.

Trzeba przyznać, że to mu się udało. Chwilę później stali i całowali się na środku zablokowanego przez policję placu. Oboje żałowali, że zmarnowali tyle czasu. House oderwał się na chwilę od szefowej i skinął głową w stronę parkingu. Uśmiechnęła w odpowiedzi i razem podążyli w kierunku jego motoru. W końcu każda administratorka szpitala po czymś takim musi odetchnąć…

Wtedy, pierwszy raz w życiu poczuł jak to jest bać się o kogoś, tak naprawdę i jakie to jest przyjemne, gdy dowiadujesz się, że owa osoba jest cała i zdrowa. „Kamień z serca” pomyślał i dodał gazu. Siedział na motorze z wtuloną w jego plecy Lisą Cuddy, czego chcieć więcej? Szczególnie tego, niezwykłego dnia.

***

Dwa dni później stali razem wpatrując się w marmurowy pomnik i wygrawerowane na imię, nazwisko, daty… Greg podszedł dwa kroki do przodu i złożył na grobie wieniec z czerwonych goździków.

- Dzięki – szepnął tak, że nawet Lisa stojąca zaledwie kilka kroków dalej go nie usłyszała. W tym momencie zerwał się wiatr, płosząc ptaki siedzące na pobliskich drzewach. House uśmiechnął się tylko i obejmując swoją towarzyszkę ruszył w stronę wyjścia z cmentarza...

***

Parę lat później szedł ciemnymi uliczkami, trzymając za rękę kilkuletniego chłopca. Śniegowy puch okrył kilkucentymetrową kołderką całe miasto.
Dziecko zerkało na niego co chwilę. W końcu zatrzymał się i kucnął naprzeciw syna:

- Adam, o tym co dziś zobaczysz, nie możesz powiedzieć nikomu. Nikomu. – po tych słowach wstał. I poszli dalej.

- Nawet mamie? – zapytał nagle chłopiec.

- Nie, oczywiście, że nie – odpowiada – Przed mamą nie mamy sekretów. Jej możesz powiedzieć wszystko. – poczym uśmiechnął się tylko. Po chwili zniknęli z pola widzenia w tłumie innych przechodniów…

Przerwałam pisanie, tak samo nagle, jak je zaczęłam. Przetarłam oczy i uśmiechnięta od ucha do ucha zamknęłam pamiętnik. Skończyłam. Rozejrzałam się po pokoju. Na dworze świtało. To był wystarczający znak, by odłożyć pióro i oddać opowiadanie w ręce innych. A ja tymczasem zasłonię rolety i pójdę spać. Dobranoc.

 Dialog zaczerpnięty z książki Carlos’a Zufón’a „Cień Wiatru”[/fick]



PostWysłany: Nie 0:05, 11 Sty 2009
Arroch
Jeździec Apokalipsy



Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 11

Posty: 7916

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Śliczne :)
Zakochałam się w tym opowiadaniu :)
Cudne...takie klimatyczne :)
Pisz więcej :)
Pozdrawiam :*



_________________
Marilyn
"Jeśli reguł moralności nie nosisz w sercu, nie znajdziesz ich w książkach..."
"... miłość po prostu jest. Bez definicji. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele. Po prostu kochaj.."-
Paulo Coelho
"Miłość prawdziwa zaczyna się wtedy, gdy niczego w zamian nie oczekujesz..."-Antoine de Saint-Exupéry

PostWysłany: Nie 11:53, 11 Sty 2009
minnie
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 24 Gru 2008

Posty: 62

Miasto: Szczecin
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Przedewszystkim dziekuję za dedykcję, jest mi niezmiernie miło :buja w oblokach: :cmok:
Po drugie dziękuję za tak wspaniały fik. Jest idealny, wszystko świetnie zostało w nim połączone: humor, Hilson, kaczuchy i oczywiście Huddy :)
Po odpowiednim zmieszaniu składników powstał pyszny deser hihih w postaci tego opowiadania :jupi: :mrgreen:
jeszcze raz wielkie dzięki :cmok:



PostWysłany: Nie 12:21, 11 Sty 2009
Madlen
Onkolog
Onkolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 4

Posty: 3092

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

O ja cię.... Się wzruszyłam, no.... :serducho:
A samo opowiadanie - bardzo, bardzo, bardzo :D
Pomysł i wykonanie, i się czyta z przyjemnością.
Z wielką przyjemnością :D
Dzięki Arroch :uscisk:



_________________




Codziennie budzę się piękniejsza, ale dziś to już chyba
przesadziłam...

PostWysłany: Nie 12:25, 11 Sty 2009
lizbona
Diabetolog
Diabetolog



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 8

Posty: 1682

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

*rzuca się na nowe opowiadanie Arroch z żądzą w oczach*
Takie romantyczne i w ogóle :serducho: Ale ty kurcze chciałaś mnie na tamten świat wypędzić paląc szpital :shock: Cudowne, boskie i jak tylko wspaniałe może być :*



_________________

PostWysłany: Nie 14:18, 11 Sty 2009
jeanne
Dziekan Medycyny
Dziekan Medycyny



Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 50

Posty: 11087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

awwwwww… pomysł z rozpoczęciem i zakończeniem fika fragmentami o pamiętniku był strzałem w dziesiątkę, tak samo jak pełne zakończenie historii w ramach słów ojca do syna i sytuacji, w której on cos ważnego mu pokazuje… a historia? Opowiadanie idealne, wszystko, co trzeba, było zawarte – zespół, „nowa pani Wilson”, House’owe śledzenie Jimmy’ego, dużo humoru, no i wielkie ZÓO – podpalenie szpitala :D.. strach House’a o Cuddy, akcja z megafonem i … i pocałunek… uwielbiam ten fik, gratulacje :*:*:* :zakochany:



_________________

"- And so the lion fell in love with the lamb...
- What a stupid lamb.
- What a sick, masochistic lion" - cytat z "Twilight"

Banner by Ewel
:zakochany:

PostWysłany: Pon 17:27, 12 Sty 2009
amandi
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 26 Gru 2008
Pochwał: 1

Posty: 148

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Świetny fik. Bardzo oryginalny pomysł na początek i zakończenie, bardzo dobry wątek ojca House'a i cała reszta np. przyszła pani Wilson i pożar. Bardzo przyjemnie się czytało. :D



PostWysłany: Pon 21:01, 12 Sty 2009
runiu
Stażysta
Stażysta



Dołączył: 28 Gru 2008

Posty: 101

Miasto: Gorzów Wlkp.
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

To opowiadanie ma w sobie cos niezwykłego. Kiedy czytam je po raz pierwszy na mojej twarzy zagościł szeroki banan. ja własnie tak robie. Zapisuje dialogi, pomysły, które rozrzucam w rożnych miejscach, a potem z nich korzystam. czasem budze sie w środku nocy, zapisuje dwa zdania, a potem znowu ide spac. Tak powstało kilka moich bajek...

Czytałam ksiązke, z której zaczerpnęłaś inspiracje. Musze przyznać, że całe opowiadanie oddaje właśnie klimat tej książki,: jakąś nieuchwytna nostalgie, ciepło... Gdybym nie wiedziała, ciężko było by mi powiedzieć gdzie kończy sie Zufon, a gdzie zaczynasz Ty. Niech to będzie najlepszym komplementem...



_________________

PostWysłany: Wto 17:34, 13 Sty 2009
T.
Mecenas Timon
Mecenas Timon



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37

Posty: 2458

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05183 sekund, Zapytań SQL: 16