Walcząc [10/10] [Z]
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Wiadomość Autor

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Cytat:
cdn.

nie,nie,nie,nie w takim momencie -poszła płakać:(
scribo napisał:
Po tym co zrobiłeś… Na twoim miejscu wstydziłbym się jej pokazać na oczy, Gregowi zresztą też.

ojojojjjjj porobiło sie! widze tu wyraznie zarzut porzucenia?matki z dzieckiem?
scribo dzieki za dedyk i czekam na kolejną czesc:) życze weeeennnnyyyy!



_________________

PostWysłany: Wto 21:20, 26 Maj 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry




Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Długo nie było nowego rozadziału, ale udało mi się wpaść w odpowiedi nastrój i go napisać. To już chyba przedostatni. Ale chyba.
Dziekuje za komentarze :* i zapraszam do czytania.

Odc. 9

Już dawno nie poruszał się z taką prędkością o własnych nogach. Ból nie miał znaczenia. Musiał ją znaleźć – jak najszybciej. Musiał nią potrząsnąć, porozmawiać, czy raczej nawrzeszczeć. Prawie biegnąc mijał zaskoczonych lekarzy i pielęgniarki.
Meg, Clint i Alice zgubili się już po trzech minutach od rozpoczęcia poszukiwań – czyli złapania przez niego laski i opuszczenia gabinetu bez słowa wyjaśnienia.
Sprawdzał już dosłownie wszędzie. Gdzie ona była?!
Stał przed wejściem na dach. A może…?
Nie zastanawiając się dłużej otworzył klatkę i wszedł na schody. Pokonał je w rekordowym tempie i już po chwili wypadł na chłodne, wieczorne powietrze New Jersey. Był na dachu. Tak jak ona.
Siedziała tuż przy krawędzi, z podkulonymi nogami i czołem opartym o kolana. Wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy. A właściwie smutku i rezygnacji.
– Co ty do cholery najlepszego zrobiłaś?! – krzyknął. Emocje dawno już opadły: wrzeszczał z premedytacją.
Poderwała głowę jak oparzona. Na jej twarzy widział mokre ślady łez.
– Meg ci powiedziała? – właściwie było to bardziej stwierdzenie niż pytanie.
– Nie.
– Clint? – spytała zdumiona.
– Sam zauważyłem.
– Co? Jak?
Patrzył na nią przez chwilę. Była wyraźnie zdezorientowana – cóż, taki był jego zamiar.
– Trudno nie zauważyć – parsknął.
Zamrugała.
– Dobra… To… O czym ty mówisz House?
– O twoim dziecku, które umiera. I o tym, że ciebie nie ma przy nim.
Dopiero po chwili do niej dotarło co powiedział.
– Och… Bo ja myślałam... Że… – urwała, decydując, że lepiej będzie nic nie mówić.
– Że dowiedziałem się, że nie masz HIV – dokończył za nią.
Po raz kolejny zbił ją z tropu.
– Nie jesteś zły? – spytała ostrożnie.
– Każdy kłamie.
– Ale nie w kwestii życia i śmierci.
– Dlaczego nie?
Nie odpowiedziała.
– Nie jestem zły, że to zrobiłaś. Za to jestem zawiedziony powodem.
– Co? – spytała z niedowierzaniem. – Zrobiłam to z powodu Grega…
– Nie – przerwał jej. – Zrobiłaś to, bo mi nie ufasz. Nie wierzyłaś, że się w to zaangażuję. Okazuje się, że tak naprawdę mnie nie znasz. A ja nie znam ciebie.
Milczała. Wiedziała jak się zachowała. Nie sądziła, by jeszcze kiedyś mogła spojrzeć mu w oczy.
– Masz zamiar w końcu do niego iść?
– Ja… – chciała skłamać, ale w ostatniej chwili się zatrzymała. – Nie, nie sądzę – przyznała.
– Tak myślałem – skinął głową.
Zwróciła wzrok na horyzont.
– On jest dla mnie wszystkim. Czy ty chciałbyś patrzeć jak najcenniejsza dla ciebie rzecz się rozpada, umiera, znika? Ja nie jestem dostatecznie silna.
– Jesteś – powiedział cicho.
– Nie – zaprzeczyła. – To mój syn, a ja nie umiem nawet na niego spojrzeć, żeby nie czuć wyrzutów sumienia, poczucia winy… Nie, z tych rzecz to nawet się cieszę, ale najgorsze są… Tęsknota, rozpacz, poczucie straty…Myśl, że za kilka dni ten pokój będzie pusty, a za kilka kolejnych zajęty przez nowego pacjenta. Że miejsce jego śmierci będzie tak zwyczajne, prozaiczne, codzienne… Że nie będzie miało nic z niego – zaczynała mówić coraz mniej składnie, a jej głos się łamał.
Teraz to on nie mógł znaleźć słów. Odpowiedź pojawiła się sama, nagle. Chwycił mocniej laskę i dokuśtykał do niej. Zadarła głowę do góry i patrzyła na niego dużymi, pełnymi zdumienia oczami. Podszedł tak blisko, że mógł zobaczyć łzy zlepiające jej rzęsy.
– Kochasz go. Kochasz go i nie chcesz by umierał. A czy chcesz, żeby w chwili śmierci widział dookoła tylko obce twarze lekarzy, by pamiętał cię jako tchórza? On za tobą tęskni, chce cię zobaczyć – urwał na chwilę, żeby zaczerpnąć oddech. To co miał zaraz zaproponować… Nie było proste. – On i tak umiera. Więc… Nie ma sensu, żeby tu leżał. Możemy zabrać go gdzieś, gdziekolwiek.
– House… – szepnęła cicho. Nigdy nie podejrzewałaby go o taką wrażliwość, przywiązanie, człowieczeństwo…
Wyciągnął do niej rękę. Chwyciła ją i wstała.
– Dziękuję ci – powiedziała tak cicho, że prawie niedosłyszalnie.
Wzruszył ramionami.
– Robię to dla Grega.
I dla ciebie też – dodał w myślach.

*
Rozsunął drzwi i pozwolił jej wejść przodem.
– Lisa? – rozległ się zaskoczony głos.
– Katie – szepnęła Cuddy.
Blondynka wstała i padła Lisie w ramiona. Stały tak przez chwilę przytulone, nie zważając na zdumione spojrzenie House’a, naglące Mike’a, czy zachwycone Grega.
– Gdzie byłaś? – spytał Wood, przerywając chwilę.
Kobiety oderwały się od siebie. Cuddy spojrzała na byłego męża. Nie miała pojęcia co ma mu powiedzieć. Koniec końców okazał się być lepszym rodzicem niż ona.
– Musiała coś załatwić – zamiast niej odpowiedział House.
Wood rzucił mu niechętne spojrzenie.
Lisa tymczasem podeszła do łóżka synka. Greg usiadł i uśmiechnął się.
– Przyszłaś – powiedział, a w jego głosie dało się wyczuć zaskoczenie.
– Tak – zgodziła się. Poczuła, że oczy niebezpiecznie jej wilgotnieją. Zamrugała gwałtownie, by odgonić łzy, ale te nieposłusznie wymknęły się spod powiek. Spływając wyżłobiły w policzku palącą ścieżkę powstrzymywanych emocji i uczuć. Chciała powiedzieć mu tyle rzeczy, pokazać świat, pobyć z nim jeszcze trochę dłużej. Nie było słów zdolnych zastąpić te, których n nigdy nie wypowie, nie było już świata poza tym małym pokojem, nie było obecności mogącej przegonić wiszący nad chłopcem cień śmierci.
– Co teraz? – zapytał.
Próbował coś powiedzieć. Naprawdę się starała, ale głos nieposłusznie uwiązł jej w gardle. Może to i dobrze – i tak nie wiedziałaby, które słowa są odpowiednie.
– Teraz jedziemy na wycieczkę – powiedział zamiast niej House.
Mike zaniepokojony uniósł głowę.
– Zaraz, zaraz…
W tej chwili drzwi się otworzyły, a do środka wpadł Clint. Spojrzał najpierw na Cuddy, potem na House’a, a następnie na Mike’a.
– Dobrze, że pan tu jest! – wykrzyknął. Diagnosta gapił się na niego w kompletnym szoku. Clint z własnej woli wypowiedział pełne zdanie! I w dodatku… Najwyraźniej miał zamiar powiedzieć więcej. – Meg zauważyła u pana oznaki bardzo poważnej choroby, musimy natychmiast zacząć leczenie!
House spojrzał na Wooda. Przecież facet był okazem zdrowia!
– Ale… Jakiej choroby? – zapytał zdezorientowany Mike.
– Wie pan co to rotawirus?
– Tak.
– A hemoroidy?
– Tak.
– A posocznica?
– Nie…
– To jest właśnie posocznica.
– Czy to zaraźliwe? – zapytała zaniepokojona Katie.
– Nie… – Clint zawahał się. – Ale lepiej będzie, jeżeli pani z nami pójdzie, przyda się ktoś kto pomoże mu w czasie leczenia. Proszę za mną.
Mike podniósł się, a Katie natychmiast do niego doskoczyła, mamrocząc coś w stylu „wszystko będzie dobrze kochanie”. Kiedy wychodzili, House usłyszał jeszcze jak Wood zadaje Clintowi dość kłopotliwe pytanie, a mianowicie:
– Co miały do tego hemoroidy i rotawirus?
Lisa, Greg i House zostali sami.
– Więc możemy już iść – oświadczył diagnosta, odnotowując sobie w pamięci, że ma odpuścić Clintowi ten przekręt z HIV w ramach wdzięczności.
– Dokąd? – zdziwił się mały.
House przechylił głowę na bok.
– Tam, gdzie kończą wojownicy.
I Greg i Cuddy spojrzeli na niego zbici z tropu.
– Tak, to zabrzmiało dość podniośle i w ogóle, ale… Z twojego na angielski?
House skrzywił się.
– Szczerze mówiąc miałem nadzieję, że swoją wypowiedzią was zainspiruję i coś wymyślicie.
Cuddy zaśmiała się nerwowo.
– A ty House? Gdybyś miał umrzeć, to gdzie by to było?
Mężczyzna odwrócił głowę i wbił wzrok w horyzont.
– Żadne miejsce nie wydaje się dość dobre, aby w nim umierać. Na szczęście nie muszę podejmować takiej decyzji. Greg? Gdzie chcesz… przegrać? – Za jakiegoś powodu nie mógł się zmusić, by wprost zapytać go o umieranie.
Chłopiec przygryzł wargę.
– Ja… – zawahał się. – W domu. Chcę poddać się w domu.
– Posłuchaj kochanie… Nie zdążymy dojechać do domu i…
– Nie – przerwał jej Greg. – Nie chodzi mi o Michigan. Dom to… Nie tylko miejsce. To ludzie. Chcę, żebyś ty tam ze mną była mamo. Ale nie chcę, żeby to był szpital. To musi być dom. Niekoniecznie nasz, ale dom.
Cudy spojrzała na House’a pytająco. Nie musiała nic mówić, i tak zrozumiał.
– Nie ma problemu. I tak miałem zamiar otworzyć schronisko dla bezdomnych – parsknął, podnosząc się z fotela i odłączając chłopca od aparatury.
Teraz mieli zabrać go do domu.

cdn.



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Nie 17:56, 07 Cze 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

miodzio szkoda ze jednak maly umrze,i ze to przedostatnia czesc:(



PostWysłany: Nie 18:15, 07 Cze 2009
janeczka85
Stomatolog
Stomatolog



Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 1
Ostrzeżeń: 1

Posty: 576

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

świetna część, szkoda że taka smutna :D



_________________


Moje siostrzyczki Nemezis i Sevir i nasza mamuta Maagda
Mój prywatny, jedyny i niezastąpiony kaloryferek Alan
Moja prywatna pisarka zÓych dobranocek, po których nikt nie zaśnie - Guśka

PostWysłany: Nie 18:34, 07 Cze 2009
nimfka
Nietoperek
Nietoperek



Dołączył: 13 Sty 2009
Pochwał: 30

Posty: 11393

Miasto: HouseLand
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

scribo, co Ty wyprawiasz? Jeśli to ma się skończyć tak jak mysle, to chyba poprzestanę na tej części.

scribo napisał:
– House… – szepnęła cicho. Nigdy nie podejrzewałaby go o taką wrażliwość, przywiązanie, człowieczeństwo…


Prawdę powiedziawszy ja też nie poznaje tego człowieka. Czy to na pewno House?



_________________
ikonka od woźnego rocket queen

FUS - Frakcja Uaktywnionych Seksoholików

PostWysłany: Nie 19:22, 07 Cze 2009
Lupus
Kot Domowy



Dołączył: 23 Gru 2008
Pochwał: 5

Posty: 3179

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

qrczę... wszystko fajnie ale tutaj wszystko się kręci wokół Grega juniora i Misy (Misa=Mike+Lisa). A gdzie prawdziwe Huddy? Cała nadzieja w ostatniej części, czekam z niecierpliwością i nadzieją, że wybrniesz z tego zwycięską ręką.



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Pon 13:03, 08 Cze 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

a mi się bardzo podobało, czekam z niecierpliwością na następna część :D



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Pon 15:33, 08 Cze 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

Jak wszystko, tak i to opowiadanie musi się w końcu skończyć. Sami ocenicie, czy dobrze, czy źle.
Dla mojego braciszka, który pokazał mi mądrość dzieciństwa.

Odc. 10 i ostatni

Klucz gładko wszedł w zamek. Zapadki przesunęły się, a drzwi stanęły otworem. House zatrzymał się w progu.
– Jesteście pewni, że to odpowiednie miejsce na grobowiec? – spytał z powątpiewaniem, patrząc na bajzel niepodzielnie panujący w mieszkaniu. Butelki Burbona – w większości puste – walały się wszędzie dookoła, tak jak pomarańczowe pudełeczka. Jedynym miejscem wolnym od jakichkolwiek śmieci był fortepian.
– Jest cool – odpowiedział Greg, wyprzedzając mamę i sadowiąc się na kanapie.
Cuddy weszła do środka, krytycznie przyglądając się pomieszczeniu. Była niezwykle wyczulona na punkcie estetyki, a to mieszkanie wyglądało jak abstrakcja pijanego malarza. Nie pytając o zgodę podniosła kilka butelek i skierowała się do kuchni. Miała zamiar zrobić tu porządek. I nie, nie robiła tego ze względu na wrodzony pedantyzm, czy żeby pomóc House’owi. Po prostu należała do osób, które mając zmartwienie, zbijały je czynnie. Nie musiała myśleć, kiedy wykonywała inne czynności. A to było błogosławieństwem.
House nie protestował. Zamiast tego usiadł obok Grega i przyglądał się poczynaniom Lisy. Nikt się nie odzywał. Cisza przerywana była tylko tupotem stóp, stukaniem butelek i szelestem ubrań.
Godzinę później, kiedy nie było już czego sprzątać, a mieszkanie House’a było czyste jak nigdy, Cuddy zatrzymała się bezradnie na środku pokoju. Nie miała pojęcia co robić.
– Siadaj mamo – zaproponował Greg.
Lisa uśmiechnęła się nerwowo i opadła na fotel. Znowu zapadła cisza. Greg kręcił się niespokojnie. Wyraźnie coś go niepokoiło. W końcu odezwał się.
– Czy to będzie bolało?
House zwrócił na niego wzrok.
– Nie wiem. Chyba nie.
– To… Dobrze.
Cuddy, kierowana nagłym impulsem złapała chłopca za rękę i mocno przytrzymała. Blondyn uśmiechnął się do niej.
– Nie martw się mamo. Wszystko będzie dobrze.
– Nie, nie będzie – zaprzeczyła, a jej oczy zaszkliły się. – To ja powinnam cię pocieszać. A nie potrafię. To jest straszne… Przepraszam się skarbie.
– Nie mów tak – poprosił Greg. – To nie twoja wina. To nic złego, że się boisz. Mi będzie łatwo, bo odejdę. A ty zostaniesz sama.
Cuddy znieruchomiała.
– No tak. Sama – powtórzyła.
Chłopiec wciągnął głośno powietrze. Trafił w czuły punkt. Nigdy nie nauczył się trzymać języka za zębami.
– Nie chcę, żebyś była sama – szepnął. Nagle jego wzrok spoczął na Housie. – Nie zostaniesz. Przecież zawsze będziesz miała jego.
Oboje spojrzeli na niego zaskoczeni.
– Co takiego? – zapytała zdumiona Lisa.
– Zawsze się przyjaźniliście, prawda? On cię nie zostawi samej. Zajmie się tobą. Na pewno. Prawda?
House przełknął ślinę.
– Prawda – zgodził się.
Cuddy patrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Po tym co zrobiłam…?
– To sobie wyjaśnicie jak już umrę, dobrze? – poprosił Greg.
Oboje natychmiast zamilkli.
House nie mógł znieść milczenia jakie zapadło. Wstał i podszedł do fortepianu. Zawahał się z dłońmi nad klawiaturą. Kiedy w końcu zagrał, spod jego palców spłynęła muzyka. Po chwili wahania dołączył również głos. If you need me rozbrzmiało w całym pokoju. Przy jego interpretacji piosenki, Stonesi mogli się schować. Nuty odbijały się od ścian, kręciły w powietrzu, drgały, wreszcie wpadały w uszy, kierując się do serca, by całkowicie opanować słuchacza.
Kiedy skończył, jego wzrok padł na Cuddy. Siedziała tam, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Nie umiał jej tego powiedzieć wprost. Ale okrężną drogą, powoli, na swój sposób…
Greg zaklaskał.
– Świetne. Zagrasz coś jeszcze.
House przekrzywił głowę.
– Chodź tu.
Mały szybko zsunął się na ziemie. Na chwilę przystaną – kręciło mu się w głowie – po czym podszedł do diagnosty. Ten posadził go obok siebie.
– Powtarzaj za mną – powiedział cicho.
Zagrał pięć nut. Greg zmarszczył brwi i powtórzył sentencję. Kolejne pięć i kolejna powtórka. I kolejna. A później od nowa.
Cuddy siedziała z boku i słuchała, jak House uczy jej syna grać na pianinie. Jak uczy go grać TĘ piosenkę. Ich piosenkę. Ą, którą Greg napisał jeszcze na studiach, po wycieczce w góry. Muzyka bez słów mówiła o wilkach wyjących do księżyca, delikatnym śnieżnym puchu, zdobytych szczytach i pięknych krajobrazach. Pamiętała ją doskonale.
Nagle Greg zaczął kaszleć. House przerwał grę i przytrzymał go, żeby nie spadł. Lisa w sekundę znalazła się przy nich. Wzięła chłopca na ręce i przeniosła go na kanapę. Maluch po chwili znieruchomiał. Oddychał równo. Najwyraźniej… Po prostu zasnął. Cuddy odetchnęła głębiej.
– On jest z ciebie dumny – powiedział cicho House.
– A ja z niego.
– To dobrze. Powinnaś.
– Wiem. Jest taki dzielny…
House skinął głową. W końcu zadał nurtujące go od dawna pytanie.
– Dlaczego wyjechałaś?
Spojrzała na niego z ukosa. Usiadła w fotelu podciągając nogi pod siebie. Zamierzała opowiedzieć mu tą historię od początku do końca. Przecież mieli dużo czasu…
– Wilsonowi powiedziałam, że wyjeżdżam, bo się zakochałam. I… to była prawda. Tylko, że nie taka jak on myślał. Sądził, że wyjechałam dla Mike’a. A to nieprawda, bo jego poznałam później. W Michigan – umilkła na chwilę, by wziąć głębszy oddech. House słuchał jej uważnie. – Wyjechałam bo… Nie dawałeś mi żyć. Stałeś na granicy, nie robiąc kroku w żadną stronę. Nie potrafiłeś zaakceptować tego, że mam własne życie, ciągle się w nie wtrącałeś. Nie umiałeś też na dobre się w nim zadomowić. Musiałam odejść, bo… To mi nie wystarczało. Ja nie lubię życia na granicy, ciągłej walki. Skończyłam w Michigan. Tak naprawdę nigdy nie umiałam odciąć się od przeszłości. W końcu to tam się poznaliśmy. A potem… Poznałam Mike’a. Był słodki. Opiekuńczy, troskliwy. Dla mnie idealny. Po miesiącu znajomości pobraliśmy się, a po kolejnym dowiedziałam się o ciąży. W międzyczasie zaprzyjaźniłam się też z jedną z lekarek z mojej nowej pracy. Katie Baker. Była częstym gościem u nas w domu, później została chrzestną Grega. Ale po kolei. Otóż pewnego dnia, Mike zapytał mnie wprost kim jest Greg. Byłam zaskoczona. Nic nie rozumiałam. Odpowiedział, że co noc mówię przez sen. Że jest dwóch Gregów. Jeden, którego kocham i drugi, którego nienawidzę. Jak miałam mu to wyjaśnić? Powiedziałam, że jeden jest stary i upierdliwy, że mnie skrzywdził. Wyjaśniłam, że drugi to cudowny mężczyzna, którego kiedyś kochałam, który… Niestety…. Umarł. Bo ty z czasów studiów umarłeś. Już nie jesteś taki sam. Mój problem polegał na tym, że chciałam byś się wyśrodkował. Byś był jednocześnie tym i tamtym. Nie mogłeś. A o tym śniłam co noc. Mike przyjął moje wyjaśnienia. A kiedy urodził się nam synek, zgodził się by nazwać go Greg. Był cudowny i wyrozumiały. Myślę, że w jakiś sposób zawsze go kochałam. Nie tak jak ciebie, ale jednak. A Greg… Byłam taka szczęśliwa. W końcu zostałam matką, miałam swojego małego szkraba… A jednak czegoś mi brakowało. Kogoś. Ojca dla niego. Był Mike, ale… Jedyne co ich łączyło to wspólne geny. On po prostu nigdy nie umiał nawiązać z nim nici porozumienia jaka zwykle jest między ojcem a synem. No a później… A później to zobaczyłam. Jak Mike i Katie na siebie patrzyli, jak bardzo do siebie pasowali. Mój mąż i najlepsza przyjaciółka… Ale trzymali się z daleka od siebie, żeby mnie nie zranić. Nie mogłam dłużej tak żyć. Miałam Grega, nigdy nie byłam do końca szczęśliwa i nie chciałam pozwolić by szansa na miłość, którą ja spaprałam, przeszła koło nosa również im. W dniu urodzin Mike’a zawiozłam go do urzędu stanu cywilnego, gdzie zaprosiłam również Katie. Tego samego dnia się rozwiedliśmy, a oni się pobrali. I są szczęśliwi do dziś. Miesiąc temu Katie zaszła w ciążę. Ja skupiłam całe swoje życie na Gregu. On stał się centrum mojego wszechświata. A teraz… ten wszechświat się rozpada. Jego centrum zamienia się w czarną dziurę. A co się tyczy Clinta… Wiesz dlaczego mi pomógł? Bo lekarz jego ojca nie zrobił dla niego wszystkiego. Bo nie zależało mu wystarczająco.
Zakończyła opowieść głębokim oddechem. Udało się, powiedziała mu wszystko. Przez cały ten czas wbijała wzrok w blady policzek Grega. Było trudno. Ale udało się. Udało jej się mówić o wszystkim, również o miłości. Do niego. Jemu.
House siedział jak sparaliżowany. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Że mu wszystko opowie. To było coś… niezwykłego. Nie wierzył, że to się działo naprawdę. I był w szoku. Po tym co powiedziała mu Cuddy, po tym jak otwarcie mówiła o swoich uczuciach. O tym jak przegrała swoje życie.
Nagle Cuddy zerwała się z fotela. Klatka piersiowa chłopca przestał opadać i unosić się. Znieruchomiała. Sprawdziła tętno. Nic. Pustka. Odszedł we śnie, przegrał, umarł. Nie bolało. I teraz… Teraz już nie miał się czego bać, nie miał jak być dzielny. Skończyło się.
Łzy pociekły jej po policzkach. Ni krzyczała, nie płakał tak naprawdę. Tylko te łzy, nieposłusznie spływały z jej oczu. Stała bez ruchu. Po chwili poczuła ręce obejmujące ją. Ciepły oddech House’a na policzku.
Obróciła się do niego. Patrzył na nią z powagą.
– Nie zostaniesz sama. A ja nie pozwolę ci się poddać. Będziesz dalej walczyć. Nie z życiem, tylko o nie.
Uśmiechnęła się przez łzy.
– Greg byłby z ciebie dumny.
– Wiem. Ja jestem dumny z niego.
– I nauczyłeś go naszej piosenki.
– Tak… Ale wiesz co? Myślę, że zasłużył na własną.
Pociągnął ją w kierunku fortepianu. Posadził ją obok siebie, a palce jego lewej reki zawisły nad klawiszami. Przymknął oczy. Prawą ręką mocniej przyciągnął do siebie Cuddy.
– Ja też cię kocham – powiedział nagle.
– Wiem. I jestem z ciebie dumna Greg.
Uśmiechnął się delikatnie. Jego palce wygrały pierwszy takt utworu, tworzonego specjalnie dla chłopca, który na zawsze miał zapisać się w ich sercach.
Bo żadne zakończenie nie jest ani całkiem dobre, ani całkiem złe.

KONIEC



_________________
"Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."

W. Wharton "Ptasiek"

PostWysłany: Czw 20:16, 18 Cze 2009
scribo
Kochanka klawiatury
Kochanka klawiatury



Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12

Posty: 748

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

bomba!!! po prostu super... brak mi słów... odpływam... genialne! brawo!



PostWysłany: Czw 21:58, 18 Cze 2009
simi2511
Rezydent
Rezydent



Dołączył: 23 Maj 2009

Posty: 219

Miasto: Kraków
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

piękne, takie wzruszające na końc. Dobra robota :*



_________________


Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*

"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"

PostWysłany: Pią 9:22, 19 Cze 2009
kasia2820
Reumatolog
Reumatolog



Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3

Posty: 1087

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

To jest pierwszy fick, po którym mam łzy w oczach i to nie metaforycznie! Po prostu... Nic więcej chyba nie powiem.



_________________

"Rise and rise again until lambs become lions"

PostWysłany: Nie 22:46, 21 Cze 2009
matrixa1
Dermatolog
Dermatolog



Dołączył: 21 Lut 2009
Pochwał: 6

Posty: 942

Miasto: Legionowo
Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

;(;(;(;(No i się poryczałam. Bo do płaczu to było mi daleko ;) Aż chusteczek zabrakło.

Jeden z najlepszych ficków jakie przeczytałam, a było już tego trochę ;) Pozdrawiam i mam nadzieję, że już niedługo przygotujesz coś nowego.



PostWysłany: Czw 12:00, 02 Lip 2009
handzia
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lip 2009

Posty: 41

Powrót do góry

Zacytuj zaznaczone Odpowiedz z cytatem

matrixa1 napisał:
To jest pierwszy fick, po którym mam łzy w oczach i to nie metaforycznie!

Ja też.
Dlaczego on musiał umrzeć, to nie fair. Życie jest nie fair, śmierć jest nie fair, ale chociaż marzenia powinny być sprawiedliwe.



PostWysłany: Pon 16:00, 01 Mar 2010
basiag95
Student medycyny
Student medycyny



Dołączył: 01 Lut 2010

Posty: 97

Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Strona Główna -> Huddy Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


Mapa użytkowników | Mapa tematów
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group

Czas generowania strony 0.05633 sekund, Zapytań SQL: 15