|
|
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat
|
Wiadomość |
Autor |
|
|
Polowanie na jelenie [Z]
A zatem, jak obiecałam :wink:
Z dedykiem dla Gusi, bez niej pewnie to CUŚ tu by się nie pojawiło :wink:
Polowanie na jelenie.
I
Pewnego pięknego, letniego popołudnia dla kilkorga znajomych, czy też nieznajomych, przyjaciół albo i kogoś więcej, rozpoczęła się przygoda życia. Trafili tu ze zgoła różnych powodów. Ktoś chciał sprawić komuś radość, ktoś inny był z kimś związany więc nie mogło go tu nie być. Choć wcale nie miał ochoty tu być. Ona była tu, bo lubiła swojego przyjaciela. On zdecydował się na to tylko dlatego, żeby uprzykrzyć życie pozostałym. Nie przypuszczali, że podczas tej trzydniowej wyprawy dowiedzą się o sobie więcej niż by tego chcieli. To znaczy, niektórzy od samego początku wiedzieli więcej niż inni i mieli nadzieję, że nowe otoczenie i wspólne przebywanie ze sobą przez siedemdziesiąt dwie godziny zrobią swoje.
- Polowanie czas zacząć! – rozanielony James Wilson zatrzasnął drzwi swojego błyszczącego, srebrnego wozu.
- Nie zamierzam nikogo zabijać - oburzyła się długowłosa, blond piękność. Nie mogła wiedzieć, że zwrot "Polowanie" był tylko kryptonimem wymyślonym przez przebiegłego onkologa, który zamierzał upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Chciał spędzić trochę czasu z umierającym przyjacielem i przy okazji nieco zamieszać w życiu pewnej pary.
- Tego mi było trzeba – trzydziestoletni, niewysoki brunet objął młodą blondynkę i wziął głęboki wdech, rozkoszując się spokojem panującym na skraju lasu.
- Jeszcze mamy szansę uciec – siedzący ciągle w samochodzie mężczyzna zwrócił się do wysiadającej kobiety. Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwi. Wywrócił oczami.
Pół godziny później…
- Nie mam pojęcia, jak w ogóle dałam się na to namówić? – westchnęła przedzierająca się przez liczne chaszcze brunetka. Miała na sobie obcisłe getry i koszulkę na ramiączkach. – Stójcie! – krzyknęła, zrzucając z pleców nieznośny ciężar.
- Trzeba było nie pakować tony bezużytecznych śmieci do tego plecaka – odezwał się największy ponurak z całego grona.
- Może tobie wystarczy zgrzewka piwa i jedna para bokserek, ale nie wszyscy wychowali się w buszu – warknęła. Ciche chrząknięcia pozostałych członków wyprawy odbiły się echem w leśnym gąszczu.
- Dzięki, Wilson! Trzeba było mnie zastrzelić od razu na zjeździe z autostrady! Przynajmniej nie musiałbym znosić humorów tej jędzy – ruszył wprost przed siebie.
- Hej, Greg! – odezwał się przyjaciel Wilsona. – Przecież nie znasz drogi.
- Najwyżej jutro znajdziecie moje zwłoki rozszarpane przez wielkiego niedźwiedzia – wywrócił oczami, nic nie robiąc sobie z jego zatroskanego oblicza.
- Boże! Tu są niedźwiedzie?! – przerażony i irytująco piskliwy głos narzeczonej Chrisa sprawił, że diagnosta zatrzymał się.
- To będzie cudowny weekend – wyszczerzył uśmiech, spoglądając raz na wkurzonego onkologa, a raz na przerażoną Erikę.
- Daleko jeszcze do tej polany? – Cuddy narzuciła plecak na ramiona i ruszyła przodem.
- Znasz drogę?
- To las! Wystarczy iść przed siebie – odpowiedziała bardzo z siebie zadowolona.
- Piękne widoki – bezczelnie wlepiał swoje rozmarzone spojrzenie w jej opięty getrami tyłek.
- Mógłbyś chociaż udawać, że na mnie nie lecisz – westchnęła.
- Idziecie wreszcie?! – trójka przyjaciół już dawno ruszyła w drogę.
- Oni tak zawsze? – zapytała zaintrygowana blondynka. Mężczyźni nie uraczyli jej jednak odpowiedzią. Oboje wpatrywali się w jelenia czającego się między drzewami.
- Co tam wypatrzyliście? Striptizerkę? A może jakąś leśną nimfę? – diagnosta posłał wymowne spojrzenie zakłopotanemu Jamesowi.
- Bardzo śmieszne – onkolog ruszył dalej płosząc niewinne zwierzę.
- Przepraszam, ale o co chodzi z tą nimfą? – Erika była bardzo ciekawską osóbką.
- Dobrze, że ten cały Chris umiera – wyszeptał House wprost do ucha Cuddy. – Przynajmniej biedak nie będzie się z nią za długo męczył – westchnął, udając, że leży mu na sercu los przyjaciela swojego przyjaciela. Brunetka szturchnęła go łokciem prosto w żebra.
- Auć!!!
- Może zostawić was samych? – Wilson robił się coraz bardziej zmęczony.
- Zobaczysz, i tak mnie zgwałci jak tylko zajdzie słońce – niebieskooki lekarz posłał jej lubieżne spojrzenie. Nawet nie zamierzała tego komentować.
- Nie wiem jak wy, ale ja umieram z głodu – blondynka usiadła na małej walizeczce. Resztę jej pakunków transportowali Jimmy i Chris.
- Widzisz, Wilson, gdybyś nie przestraszył się nimfy, może udałoby się nam upolować tę sarnę – House pokiwał głową z politowaniem.
- To był jeleń – odburknął mu przyjaciel.
- Noga mnie boli.
- Nie chcę wam przerywać, ale muszę do toalety – odezwała się przebierająca nogami administratorka.
- Boże! Jak dzieci w przedszkolu – onkolog ukrył twarz w dłoniach.
- Hej, ekipa! Jesteśmy na miejscu – w oddali dało się słyszeć głos Chrisa. Reszta towarzystwa ruszyła w jego kierunku.
- Jak tu pięknie – panie westchnęły niemal równocześnie. Polana była bardzo duża. Niekończąca się łąka pokryta różnokolorowymi kwiatami i sporych rozmiarów rzeka przepływająca przez jej środek. W oddali po prawej stronie znajdowały się małe skałki, po których spływała woda zasilająca maleńki potok. Nieco dalej dało się dostrzec ciemne wrota, wejście do jakieś jaskini. Po drugiej stronie rzeki znajdowało się kilka zaparkowanych samochodów i dość spora liczba rozbitych namiotów.
- Wybacz, że pytam, ale po jaką cholerę kazałeś się nam przedzierać przez ten busz?! Wystarczyło podjechać z drugiej strony – House nie ukrywał swojego oburzenia.
- Warto było – Cuddy posłała gotującemu się ze złości Wilsonowi pocieszające spojrzenie.
- Dzięki – uśmiechnął się ciepło. Po dziesięciu minutach namiot Chrisa i Eriki był już rozbity. House siedział na wielkim kamieniu i w ciszy upajał się smakiem piwa i widokiem walczącej ze śledziami i innymi częściami, nadal nie rozbitego namiotu, Lisy Cuddy. James, krok po kroku, posługując się starannie studiowaną instrukcją, również postawił swój prowizoryczny namiot.
- Zamierzasz spać pod gołym niebem? – Lisa w końcu wyczuła jego palące spojrzenie na swoich pośladkach.
- Śpię z Wilsonem! – rzucił odpowiednio głośno.
- Nie ma mowy. Mój namiot jest jednoosobowy – James wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu.
- Nawet o tym nie myśl – mordercze spojrzenie administratorki pozbawiło go złudzeń.
- Więc mam rozumieć, że nici z nocnych igraszek w śpiworze?! – wykrzyczał na tyle głośno, że z pewnością usłyszał go już nie tylko owy jeleń mijany po drodze, ale i całe towarzystwo zebrane po drugiej stronie rzeki. W tym momencie namiot Jamesa niespodziewanie zakończył swój krótkotrwały żywot. House parsknął śmiechem.
- Ja bym się tak nie śmiał, powoli zaczyna się ściemniać – zauważył Chris. – Pamiętaj, jak w nocy przyjdzie jakaś leśna nimfa i będzie próbowała cię zgwałcić, to nikt ci nie pomoże – pogroził mu palcem wskazującym.
- Ale ja się nie boję Wilsona – wyjaśnił.
- Zamknij się! – upomniał go zakłopotany onkolog.
- Buahaha… - tym razem to Cuddy parsknęła śmiechem. – Na niego nawet ten jeleń by się nie skusił – rzuciła, dumnie spoglądając na swój pokaźnych rozmiarów namiot.
- Rozumiem, że dopasowałaś go do rozmiarów swojego tyłka? – zakpił, mierząc jej dzieło z góry na dół.
- Rozpalę ognisko – zaproponowała Erika, która właśnie skończyła rozpakowywać swoją trzecią i na szczęście ostatnią już walizkę.
- Nie!!! – odbiło się głośnym echem w całym lesie.
cdn...
Ostatnio zmieniony przez lisek_ dnia Nie 19:13, 18 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
Autor postu otrzymał pochwałę.
|
Wysłany:
Nie 11:47, 04 Lip 2010 |
|
lisek_
Stażysta
Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17
Posty: 172
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
mi się bardzo podoba twój fik :)
Od razu widać że dedykowane dla Gusi patrz ---> wspomnienia o gwałtach :mrgreen: :mrgreen:
|
|
_________________ " Kochankowie i szaleńcy widzą i czują więcej
niż chłodny umysł jest w stanie ogarnąć "
Wysłany:
Nie 14:17, 04 Lip 2010 |
|
LoveMeDead
Stomatolog
Dołączył: 17 Mar 2010
Pochwał: 2
Posty: 512
|
Powrót do góry |
|
|
|
Dziękuję Lisku za Dedykację.
Wiesz, Kocham ten fick :*, z miłą chęcią przeczytam jeszcze raz! :*
Cytat: | Od razu widać że dedykowane dla Gusi patrz ---> wspomnienia o gwałtach Mr. Green Mr. Green
|
Nie prawda! :shock:
sasza napisał: | Nie mam pojęcia, jak w ogóle dałam się na to namówić? – westchnęła przedzierająca się przez liczne chaszcze brunetka. Miała na sobie obcisłe getry i koszulkę na ramiączkach. |
Ómieram, ja chce Ją widzieć tak w serialu :serducho:
sasza napisał: | Może tobie wystarczy zgrzewka piwa i jedna para bokserek, ale nie wszyscy wychowali się w buszu – |
Padłam :hahaha:
Cytat: | Dzięki, Wilson! Trzeba było mnie zastrzelić od razu na zjeździe z autostrady! Przynajmniej nie musiałbym znosić humorów tej jędzy – ruszył wprost przed siebie. |
Kocham jego Optymizm :D
Cytat: | Piękne widoki – bezczelnie wlepiał swoje rozmarzone spojrzenie w jej opięty getrami tyłek. |
Nie dziwie mu się. Genialnie umiesz myśleć jak House :P <.3
Ah...<.3
Cytat: | Co tam wypatrzyliście? Striptizerkę? A może jakąś leśną nimfę? – diagnosta posłał wymowne spojrzenie zakłopotanemu Jamesowi. |
:hahaha: Jezu :hahaha:
Ostatnio zmieniony przez Guśka_ dnia Pon 13:15, 05 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
_________________
„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”
Wysłany:
Pon 11:18, 05 Lip 2010 |
|
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42
Posty: 6652
Miasto: Mrągowo
|
Powrót do góry |
|
|
|
Lisku kochanie jestem twoją wielką fanką! Na razie czytam na innym forum i dotarłam do trzeciej części. Genialne!!!!!!!!!!!
|
|
_________________
Wysłany:
Pon 11:21, 05 Lip 2010 |
|
Nutty Nettie
Dziekan Medycyny
Dołączył: 27 Sty 2010
Pochwał: 14
Posty: 6086
Miasto: Kalisz
|
Powrót do góry |
|
|
|
LoveMeDead, fajnie, że się podba :D Ale to nie dla tego... :lol:
Gusq :* zarąbisty koment mi zasunęłaś :lol: bardzo dziękuję :wink: bardzo, bardzo...
Nutty Nettie, miło mi, jej... nawet nie miałam pojęcia, że jestem tak rozpoznawalna :oops: Bardzo dziękuję :wink:
II
- Skąd mogłam wiedzieć, że to nie jest rozpałka? – przerażona blondynka wypłakiwała się w ramię równie przerażonego Chrisa.
- Może po napisie „Burbon” na butelce!? – House miał ochotę ją zabić.
- Ale Chris powiedział, że rozpałka jest w butelce, w jego plecaku – tłumaczyła się Erika.
- Zaraz, zaraz. Skąd w moim plecaku znalazł się twój burbon – mężczyzna posłał House’owi pytające spojrzenie.
- Przecież sam nie uniósłbym wszystkiego – zrobił niewinną minkę. – Poza tym, nie zmieniajmy tematu – wciąż trzymał w dłoni do połowy już pustą butelkę.
- House! Ty idioto! – dobiegło z największego namiotu na polanie.
- Zaczyna się.
- Co to ma być? – wściekła Cuddy wyskoczyła z namiotu z czteropakiem piwa i trzema butelkami Whisky.
- Chryste, House – do rozmowy wtrącił się James.
- I jeszcze miałeś czelność naśmiewać się z wagi mojego plecaka – Lisa była purpurowa.
- Kochanie, chyba mam ochotę się położyć – młodsza kobieta pociągnęła swojego chłopaka w stronę namiotu.
- Przecież byłaś głodna?
- Omal nie straciłam twarzy przez tego kretyna – wskazała z wyrzutem na House’a.
- Czyżbym czuł swąd tlących się rzęs? – diagnosta perfekcyjnie udał przerażenie. Erika z prędkością światła zniknęła w namiocie.
- Gdzie jest to cholerne lusterko?! – dało się jeszcze usłyszeć, nim Chris zasunął zamek drzwi.
- Pięknie, House – Wilson pokiwał znacząco głową i wrócił do ponownego składania swojego namiotu.
Tymczasem diagnosta podjął pierwszą próbę sforsowania innego namiotu.
- House!
- Wygodny ten materac. Idealny na moją obolałą nogę – zauważył.
- Spadaj.
- Chyba masz coś, co należy do mnie?
- Nie przypominam sobie.
- Jeśli mam przetrwać tu noc, muszę się napić – wbił w nią silne spojrzenie, które przyprawiło ją o delikatne dreszcze.
- Trzeba było o tym pomyśleć, zanim wepchnąłeś mi to świństwo do plecaka. Skoro sama je tu doniosłam, jest moje – zadarła nos bardzo wysoko, dając mu do zrozumienia, że już nie odzyska swojej zguby.
- Gdzie to schowałaś? – nie miał zamiaru ustępować. Zaczął przeszukiwać jej plecak.
- Hej, zostaw to! – próbowała wyrwać mu zdobycz z ręki.
- Ha! Wiedziałem, że zamierzasz uwieść Wilsona – pomachał jej przed nosem czerwonymi stringami. – Nic z tego – bezczelnie schował je do kieszeni.
- Jesteś zdrowo porąbany. Oddawaj!
- Coś za coś – jego szeroki uśmiech był irytujący.
- W porządku, są twoje – wzruszyła ramionami po czym wypchnęła go z namiotu wprost na przechodzącego obok Wilsona. Ten parsknął śmiechem.
- Widzę, że twoje próby znalezienia lokum spełzły na niczym.
- Czy ten dziwnie wyglądający opos nie próbuje się właśnie włamać do twojego miniaturowego namiotu? – wskazał palcem na świeżo postawione dzieło przyjaciela.
- Sio!!! – krzyknął James biegnący ratować swój dobytek.
- Zostaw go. Pewnie pomylił go ze swoją norką! – krzyknął zanoszący się śmiechem House. Zaciekawieni krzykami pozostali uczestnicy wycieczki opuścili swoje namioty.
- Hej, to moje! – zakłopotany James patrzył jak opos ucieka w kierunku lasu, ciągnąc za sobą trzymaną w pyszczku zdobycz. Bokserki onkologa. Cała ekipa zanosiła się śmiechem.
- To chyba odpowiedni moment, by się napić? – House wyjął ze swojego plecaka Jacka Danielsa.
- Dawaj. - Wilson, jako pierwszy, wyrwał mu butelkę z ręki i upił kilka głębszych.
- Moja krew – diagnosta poklepał go po ramieniu.
- Proszę, proszę. Kradzież bielizny w tym lesie robi się bardzo popularna – zaśmiała się brunetka. Niestety tylko House załapał dowcip.
- Dochodzi osiemnasta. Chyba najwyższa pora coś przekąsić? – Chris pogładził się po burczącym brzuchu.
- Jasne. Tylko trzymaj swoją Pamelę z dala od ognia – parsknął House.
- Jestem Erika – oburzyła się dziewczyna. – Poza tym zdecydowałyśmy z Lisą, że idziemy na spacer.
- Przy okazji przyniesiemy trochę wody – brunetka trzymała w rękach dwie puste butelki.
- Tylko się nie utopcie! – House wywrócił oczami. Chris zabrał się za rozpalanie ogniska. James sprzątał najbliższą okolicę, a diagnosta zajął się przygotowywaniem kiełbasek.
- Mniomos – oblizał palce. Po chwili nabite na patyki kiełbaski opalały się nad ogniskiem. Aromatyczny zapach roznosił się po całej okolicy.
- Gdzie one są? – Chris, co chwila nerwowo spoglądał na zegarek.
- Pewnie zaraz wrócą – pocieszył go przyjaciel.
- Chyba, że zostały napadnięte przez stado napalonych oposów – wtrącił się House.
- Erika nie nosi bokserek, więc jest bezpieczna – parsknął śmiechem, wymownie spoglądając na onkologa.
- Już po Cuddy! – House udał przerażenie.
- Dobrze się bawicie? – Wilson posłał obu groźne spojrzenie.
- Dobra. Rycerz nadchodzi, moje panie! – House wsparł się na swojej lasce i ruszył w kierunku rzeki.
- Chyba żartujesz? A twoja noga?
- To dziesięć minut spaceru – wywrócił oczami. – I mam przyjaciela – pomachał mu butelką vicodinu na pożegnanie.
- Jeśli myślisz, że Cuddy wzruszy się twoim poświęceniem i odda ci skonfiskowaną Whisky, to się przeliczysz.
- Wiem, że oddała ją tobie – diagnosta jak zwykle zaskakiwał swoją wkurzającą przenikliwością.
- Jak ty z nim wytrzymujesz? – Chris spojrzał zaintrygowany na przyjaciela.
- Kwestia przywiązania – wyjaśnił James.
- Takie uzależnienie?
- Coś w tym stylu – onkolog uśmiechnął się ciepło i obaj wrócili do pieczenia kiełbasek.
|
|
Wysłany:
Pon 16:34, 05 Lip 2010 |
|
lisek_
Stażysta
Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17
Posty: 172
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42
Posty: 6652
Miasto: Mrągowo
|
Powrót do góry |
|
|
|
Łeee...czemu już to wcześniej przeczytałam?! :evil: Niestety nie sposób zacytować najlepszych fragmentów,bo musiałabym przekopiować cały tekst... Ty po prostu za zdolna jesteś O.o
|
|
_________________
Wysłany:
Pon 17:59, 05 Lip 2010 |
|
Nutty Nettie
Dziekan Medycyny
Dołączył: 27 Sty 2010
Pochwał: 14
Posty: 6086
Miasto: Kalisz
|
Powrót do góry |
|
|
|
haha świetne!! Biedny James co się stanie z jego bokserkami :) może jeszcze wystąpią w dalszej części fika :) twój tekst jest taki bardzo Housowaty i to mi się właśnie podoba :)
|
|
_________________ " Kochankowie i szaleńcy widzą i czują więcej
niż chłodny umysł jest w stanie ogarnąć "
Wysłany:
Pon 19:58, 05 Lip 2010 |
|
LoveMeDead
Stomatolog
Dołączył: 17 Mar 2010
Pochwał: 2
Posty: 512
|
Powrót do góry |
|
|
|
Gusq, taaa... jakoś dziwnie tak wychodzi, że doskonale go rozmumiemy :> jaka prawdziwa natura, udaje niewinnego liska :roll:
Tu wychodzi na jaw moja słabość do WIlsona :serducho:
OMG :mdleje: :hahaha: :serducho: niech Cię uściskam :uscisk: bez podtekstów :hahaha:
Nutty Nettie :* bardzo dziękuję, ale przesadzasz, zdecydowanie, nie żeby nie było to miłe, mój wen jest bardzo zadowolony :D
LoveMeDead, dziękuje :wink: staram się, a bokserki powinny jeszcze powrócić :lol:
III
- Wiedziałem! – krzyknął w stronę nadchodzącej Eriki. Spojrzała na niego jak zwykle, czyli jak na kosmitę po przeszczepie kilku ludzkich genów. Uśmiechnął się złowieszczo. – To w którą stronę ciemnego lasu ją zaciągnęły?
- Kto? Kogo? – mając do wyboru spotkanie House’a i niebezpiecznego grizzly na swojej drodze, zdecydowanie wybrałaby tą drugą opcję.
- Pytam o Cuddy – wyjaśnił po chwili teatralnego milczenia.
- A... Powiedziała, że ma ochotę popływać.
- Jezu! Czy ona nie wie, że już nie jeden taki supertankowiec zatonął?– wywrócił oczami.
- Na szczęście widziałam tam tylko kilka żaglówek– zdezorientowana dziewczyna wzruszyła ramionami i poczłapała w stronę obozowiska.
- Kretynka – pomyślał.
Z miejsca, w którym stał, doskonale widać było rzekę. Jednak odległość sprawiała, że nie widział dokładnie kąpiących się osób. Jak on żałował, że nie zabrał ze sobą lornetki. Noga dawała już o sobie znać, więc nie zamierzał iść dalej. Musiała mu wystarczyć jego bujna wyobraźnia. Cuddy w stroju kąpielowym. Mokra. Usiadł na najbliższym kamieniu i przez nozdrza wciągnął głęboko powietrze. Łyknął jedną pastylkę i wrócił w swój jakże piękny świat fantazji o szefowej. Widział jej piersi skąpo okryte skrawkiem materiału. Brzuch, po którym spływały kropelki wody i… nogi. Idealne, zgrabne stojące tuż przed nim. Na moment się zawahał, po czym podniósł wzrok do góry.
- O czym tak myślisz? – fantazja nagle się urzeczywistniła.
- Hej! A gdzie bikini? – zapytał zawiedziony.
- Gdybyś nie zauważył, robi się chłodno.
- Podobno miałaś popływać.
- Zmieniłam zdanie.
- Ktoś tu chyba nie lubi naszej Pameli?
- Wcale… - od razu się oburzyła. Choć w myślach musiała się przyznać do tego, że faktycznie chciała ją spławić. W końcu ileż można wysłuchiwać paplaniny o cudownym życiu u boku cudownego Chrisa?
- Jak chciałaś się jej pozbyć, trzeba było wrzucić ją do rzeki, a nie bezczelnie kłamać – pokiwał głową z dezaprobatą.
- I kto to mówi? Poza tym musiałam pomyśleć. A Erika – specjalnie podkreśliła jej imię – nie ma z tym nic wspólnego.
- Nie umiesz kłamać.
- Po prostu ty nie wiesz, kiedy to robię – zripostowała.
- Więc o czym tak rozmyślałaś? – nie odrywał wzroku od jej krótkich spodenek. - Pewnie o tym, kto śpi na górze, a kto na dole - przeniósł wzrok nieco wyżej.
- Kretyn.
- Też cię kocham.
- I tak nie wpuszczę cię do namiotu.
- To ja z takim poświęceniem ruszam ci na ratunek…
- Poddałeś się w połowie drogi. Uszedłeś z pięć minut, poopalałeś się w zachodzącym słońcu, a na koniec mnie obraziłeś. I jeszcze liczysz na wdzięczność? – nie mogła uwierzyć.
- Szczerze, to liczyłem na coś więcej – pełne uzębienie diagnosty zabłyszczało w ostatnich promykach słońca. Lisa wywróciła oczami i ruszyła przed siebie.
- W sumie nie jest tak źle.
- Nie gap się! – syknęła. Dobrze wiedziała, gdzie ta kuśtykająca kozica wbijała swój wzrok. Resztę drogi pokonali w milczeniu.
- Jesteście – rozbawione grono powitało ich bardzo entuzjastycznie.
- Widzę, że moje kiełbaski smakują – posłał im groźne spojrzenie.
- Pyszne – wymlaskał Chris.
- Dokładnie – Wilson uśmiercał właśnie kolejną, brutalnie nabijając ją na widelec. Cuddy w jednej chwili porzuciła butelki z wodą i również dorwała się do kolacji.
- Już wiem, skąd wziął się ten wielki tyłek. Dwie!? – krzyknął, widząc, że porywa ostatnie porcje.
- Mogę oddać ci resztę mojej – odezwał się zakłopotany Wilson.
- Dzięki – odburknął. – Bez jedzenia, bez dachu nad głową – zaczął mówić sam do siebie. W tej chwili przysiadła się do niego Cuddy.
- Chyba nie sądziłeś, że jestem aż tak bezduszna? – zapytała podając mu talerz z jedną kiełbaską.
- Jak wyrzucałaś mnie z namiotu, nie miałaś żadnych wyrzutów – zauważył.
- Mam rozumieć, że nie chcesz – sięgnęła, by zabrać mu kolację. Momentalnie się odwrócił, chowając talerz. – Smacznego – uśmiechnęła się ciepło.
- Je, je, jee… - wymruczał.
- To co? Pośpiewamy? – Erika postanowiła zabłysnąć pomysłem.
- Super – przyklasnął James.
- Jestem za – dołączył Chris. W tej chwili wszyscy spojrzeli na siedzącą naprzeciwko dwójkę.
- Z tego co pamiętam, Cuddy odstawia piękne solówki – diagnosta palnął od niechcenia.
- Zabiję cię – wysyczała mu do ucha.
- Seks?! Później Cuddy, później. Stwarzajmy chociaż jakieś pozory – świetnie się bawił. Szturchnęła go z całej siły i w tej chwili stracił ostatni kęs swojej kolacji.
- Pięknie. Twój dług względem mojej osoby rośnie w zastraszającym tempie. Tym razem nie wykpisz się stringami – posłał jej waleczne spojrzenie. Chris i Erika przyglądali się im ze zdziwieniem. Nie mieli pojęcia jak ta dwójka mogła się jeszcze nie pozabijać. Za to Wilson…
Tak, on patrzył na nich rozmarzony, zupełnie jak czterolatek oglądający Boba Budowniczego na dobranoc. Mniej więcej o to mu chodziło – uśmiechnął się podstępnie.
Kilka piw później…
- „Hej, sokoły… omijajcie góry, lasy…” – odbijało się głośnym echem w całym lesie.
- Cicho! - House nerwowo rozglądał się wokół.
- Co jest? - zapytał Wilson. Przestraszył się, że po raz kolejny jakiś napalony zwierzak dobiera się do jego... rzeczy osobistych. Diagnosta jednak odwrócił wzrok w kierunku brunetki.
- Chyba z wiekiem zaczęłaś fałszować? - skomentował bezczelnie. Onkolog odetchnął z ulgą.
- Dzięki – Cuddy posłała mu oburzone spojrzenie.
- Ale mam pomysł. Może my pośpiewamy, a ty potańczysz?
- Nie ma mowy.
- Wiem, że bez rury nie tańczysz, ale w tych okolicznościach mogłabyś zrobić wyjątek – zrobił minkę niewiniątka.
- Zabiję cię! – Cuddy zerwała się z miejsca, ale delikatny zawrót głowy sprawił, że momentalnie usiadła z powrotem.
Kolejne kilka piw później...
Wilson tańczył wokół ogniska. Takie pomieszanie hip-hopu z tańcem ludowym, jak określił to House. Idealne dwa gołąbki robiły się coraz bardziej czułe względem siebie. I niestety nie chodziło o parę lekarzy.
- Może zaciągniesz swojego chłopaka do namiotu? – wymamrotał diagnosta. – Chyba, że zamierzasz go zgwałcić na naszych oczach – pokiwał głową z niesmakiem.
- Zamknij się, idioto – Cuddy chwiejnym krokiem pokonywała odległość od swojego krzesełka w kierunku bezczelnego mężczyzny z laską w ręce.
- No co?
- Musisz obrażać wszystko co się rusza?
- Są tak zalani, że jutro nie będą nic pamiętać.
- Ja będę – zaznaczyła.
- I dlatego musisz się jeszcze napić – podał jej swój kubek z Whisky.
- Chcesz mnie upić i podstępem zdobyć mój namiot – jej oczy mimowolnie rozbłysły, oboje wiedzieli, że nie o namiot tu chodzi. Po piętnastu minutach wpatrywania się w ogień, postanowiła...
- Ok – wypiła duszkiem zawartość podarowanego jej kubka i pociągnęła lekarza za sobą.
- Ok? Nie sądziłem, że pójdzie mi tak łatwo – potulnie podążył za nią.
- Zaczekaj – zatrzymała się przy namiocie Chrisa i Eriki. – O Boże! Czy oni…?
- Tak Cuddy, oni uprawiają seks – tym razem to on pociągnął ją za sobą.
- Zaczekaj – ponownie się zatrzymała.
- Co znowu?
- Chyba o czymś zapomnieliśmy – intensywnie myślała.
- Burbon, prezerwatywy, czerwone stringi… - zaczął wymieniać. – Myślę, że mamy wszystko.
- Kretyn z ciebie. Nie o tym myślałam. Wilson! – palnęła nagle. Ostatnio widzieli go w okolicy ogniska, odstawiającego jakieś rytualne modły. – Musimy go poszukać – ciągnęła go w przeciwną stronę.
- Jest duży, a las i nimfy to jego naturalne środowisko – parsknął śmiechem. – No dobra – widział, że i tak nic nie wskóra. Oboje chwiejnym krokiem udali się w okolice jego namiotu. Zajrzeli do środka.
- I co? Spokojna? – wywrócił oczami. Wilson spał sobie w najlepsze. Co prawda, nie zdołał w całości dostać się do śpiwora, ale za to jak uroczo wyglądał.
- W porządku – Cuddy uśmiechnęła się mimowolnie. Po chwili stali przed jej namiotem. Księżyc był prawie w pełni. Oświetlał jej piękną twarz. Długie, kręcone włosy, szaroniebieski oczy i usta idealne do całowania. Ona również się mu przyglądała.
- Przystojny jestem w tym świetle, prawda? Cuddy ocknęła się z zamyślenia.
- Zostań tu – poleciła, po czym zniknęła w swoim namiocie. Już miał podążyć za nią, gdy nagle został pchnięty wielkim materacem.
- Co to ma być? – był bardziej niż zszokowany.
- Spłacam dług – zaśmiała się perliście. – Chyba nie liczyłeś na nic więcej? – wychyliła się namiotu. Ona klęczała, w przeciwieństwie do niego. Ze swojej obecnej pozycji miał więc idealne widoki na specjalne pagórki.
- Szczerze? – chyba już nawet jej nie słuchał.
- Dobranoc, House. I pamiętaj, nie pokonasz mnie kilkoma piwami i kubkiem Whisky – dodała, zasuwając drzwi. Stał tam, jak wryty, z wielkim materacem na środku obozowiska.
- Czym jeszcze mnie dzisiaj zaskoczysz? Jakieś kolejne wyrafinowane upokorzenie? – tępo wpatrywał się w niebo. Okazało się, że wypowiedział te słowa w złym momencie. Nagle zaszumiało. Ognisko dogasało i robiło się coraz chłodniej. Zły, zmęczony i lekko wstawiony rozwalił się na materacu tuż przed wejściem do jej namiotu.
- Jeśli najdzie ją w nocy potrzeba, będzie miała niespodziankę - pomyślał. Niestety, jako pierwszy, on doczekał się niespodzianki. Około pierwszej w nocy z pięknego snu wyrwała go kropelka wody spadająca na jego czoło.
- Wilson, ile razy ci mówiłem, by nie lać pod wiatr? – wymamrotał i odwrócił się na drugi bok.
|
Autor postu otrzymał pochwałę.
|
Wysłany:
Wto 10:52, 06 Lip 2010 |
|
lisek_
Stażysta
Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17
Posty: 172
|
Powrót do góry |
|
|
|
lisek_ napisał: | taaa... jakoś dziwnie tak wychodzi, że doskonale go rozmumiemy :> jaka prawdziwa natura, udaje niewinnego liska :Rolling Eyes: |
Może tak naprawdę jesteśmy House w stroju Kobiety :hahaha:
:przytul:
lisek_ napisał: | Tu wychodzi na jaw moja słabość do WIlsona :serducho: |
Wiesz facet ma już wprawę, przecież 3 żony już miał. Może będziesz jego 4 :hahaha: i Sam wywalisz :hahaha: :shock: !
lisek_ napisał: | OMG :mdleje: :hahaha: :serducho: niech Cię uściskam :uścisk: bez podtekstów :hahaha: |
Lisek nie :mdleje: :O *Bierze młotek i budzi Liska do życia* :poglowie: :hahaha: , Masz mnie uściskać bez podtekstów :hahaha: :serducho: :onajego: :przytul:!!
lisek_ napisał: | Wiedziałem! – krzyknął w stronę nadchodzącej Eriki. Spojrzała na niego jak zwykle, czyli jak na kosmitę po przeszczepie kilku ludzkich genów. |
Nie wiem, ale nie lubię Erki, kojarzy mi się z `Legalną Blondynką` :hahaha: , ale spojrzenie musiała mieć nieziemsko urocze :hahaha:
lisek_ napisał: | Czy ona nie wie, że już nie jeden taki supertankowiec zatonął?– |
Kocham Supertankowce , idę z House na ratunek Cuddy, jakko superBoHater :hahaha: :jupi:
lisek_ napisał: | - Na szczęście widziałam tam tylko kilka żaglówek– zdezorientowana dziewczyna wzruszyła ramionami i poczłapała w stronę obozowiska. |
To jeszcze bardziej potwierdza moją tezę o Blondynkach :* :hahaha:
lisek_ napisał: | Z miejsca, w którym stał, doskonale widać było rzekę. Jednak odległość sprawiała, że nie widział dokładnie kąpiących się osób. Jak on żałował, że nie zabrał ze sobą lornetki. Noga dawała już o sobie znać, więc nie zamierzał iść dalej. Musiała mu wystarczyć jego bujna wyobraźnia. Cuddy w stroju kąpielowym. Mokra. Usiadł na najbliższym kamieniu i przez nozdrza wciągnął głęboko powietrze. Łyknął jedną pastylkę i wrócił w swój jakże piękny świat fantazji o szefowej. Widział jej piersi skąpo okryte skrawkiem materiału. Brzuch, po którym spływały kropelki wody i… nogi. Idealne, zgrabne stojące tuż przed nim. Na moment się zawahał, po czym podniósł wzrok do góry. |
Kocham ten fragment <.3!!
lisek_ napisał: | - Seks?! Później Cuddy, później. Stwarzajmy chociaż jakieś pozory |
:hahaha: znów go rozumiem ! :lol: :mrgreen:
lisek_ napisał: |
Kilka piw później…
- „Hej, sokoły… omijajcie góry, lasy…” – odbijało się głośnym echem w całym lesie.
- Cicho! - House nerwowo rozglądał się wokół.
- Co jest? - zapytał Wilson. Przestraszył się, że po raz kolejny jakiś napalony zwierzak dobiera się do jego... rzeczy osobistych. Diagnosta jednak odwrócił wzrok w kierunku brunetki.
- Chyba z wiekiem zaczęłaś fałszować? - skomentował bezczelnie. Onkolog odetchnął z ulgą.
- Dzięki – Cuddy posłała mu oburzone spojrzenie.
- Ale mam pomysł. Może my pośpiewamy, a ty potańczysz?
- Nie ma mowy.
- Wiem, że bez rury nie tańczysz, ale w tych okolicznościach mogłabyś zrobić wyjątek – zrobił minkę niewiniątka.
- Zabiję cię! – Cuddy zerwała się z miejsca, ale delikatny zawrót głowy sprawił, że momentalnie usiadła z powrotem.
Kolejne kilka piw później...
Wilson tańczył wokół ogniska. Takie pomieszanie hip-hopu z tańcem ludowym, jak określił to House. Idealne dwa gołąbki robiły się coraz bardziej czułe względem siebie. |
:hahaha: :hahaha: :hahaha: :hahaha: :hahaha: No nie mogę :bialaflaga: Poddaję się!
lisek_ napisał: | Jest duży, a las i nimfy to jego naturalne środowisko |
Ej no :hahaha: I znów Go rozumiem<3> :mrgreen: :twisted:
Lisku składam Ci pokłony <.3 :prosze: :prosze: :prosze: :prosze:
Ps. Gusia jest jednak szybko, bo dopiero teraz kapnęłam się, że zmieniłaś Nick :hahaha: xD
Normalnie masz Cię w podpisie <.3 Fanka!
|
|
_________________
„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”
Wysłany:
Wto 12:13, 06 Lip 2010 |
|
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42
Posty: 6652
Miasto: Mrągowo
|
Powrót do góry |
|
|
|
lisek_ napisał: | Musiała mu wystarczyć jego bujna wyobraźnia. Cuddy w stroju kąpielowym. Mokra. |
Ech... Moja bujna wyobraźnia też pracuje na pełnych obrotach :twisted:
Cytat: | - Wilson, ile razy ci mówiłem, by nie lać pod wiatr? – wymamrotał i odwrócił się na drugi bok. |
:hahaha: Ómieram!
lisek_ napisał: | - Jest duży, a las i nimfy to jego naturalne środowisko |
Tekst jak wyjęty z serialu :hahaha:
lisek_ napisał: | Tak, on patrzył na nich rozmarzony, zupełnie jak czterolatek oglądający Boba Budowniczego na dobranoc |
Cudne! Lisku wymiatasz! :hahaha:
Cytat: | - Ale mam pomysł. Może my pośpiewamy, a ty potańczysz?
- Nie ma mowy.
- Wiem, że bez rury nie tańczysz, ale w tych okolicznościach mogłabyś zrobić wyjątek – zrobił minkę niewiniątka. |
Ty jesteś genialna skarbie! :hahaha:
lisek_ napisał: | - Jezu! Czy ona nie wie, że już nie jeden taki supertankowiec zatonął?– wywrócił oczami.
- Na szczęście widziałam tam tylko kilka żaglówek |
:mdleje: Normalnie kocham cię dziewczyno! :hahaha:
lisek_ napisał: | - Seks?! Później Cuddy, później. Stwarzajmy chociaż jakieś pozory |
:hahaha: Normalnie nie ma słów na wyrażenie twego geniuszu!
Cytat: | - Kretyn.
- Też cię kocham. |
Uwielbiam cię! Kolejny tekst jakby żywcem wydarty ze scenariusza !
Normalnie biorę przykład z Gusi-Mamusi i wpisuję sobie ciebie do podpisu!
|
|
_________________
Wysłany:
Wto 13:22, 06 Lip 2010 |
|
Nutty Nettie
Dziekan Medycyny
Dołączył: 27 Sty 2010
Pochwał: 14
Posty: 6086
Miasto: Kalisz
|
Powrót do góry |
|
|
|
haha ale się uśmiałam i te "Hej sokoły" no nie mogę :mrgreen: niedługo będą tańczyć w rytmach disco polo :hahaha:
lisek_ napisał: | - Wiem, że bez rury nie tańczysz, ale w tych okolicznościach mogłabyś zrobić wyjątek – zrobił minkę niewiniątka. |
haha nic dodać nic ująć :)
|
|
_________________ " Kochankowie i szaleńcy widzą i czują więcej
niż chłodny umysł jest w stanie ogarnąć "
Wysłany:
Wto 13:51, 06 Lip 2010 |
|
LoveMeDead
Stomatolog
Dołączył: 17 Mar 2010
Pochwał: 2
Posty: 512
|
Powrót do góry |
|
|
|
Gusq, przecież było bez podtekstów :hahaha: ja z Tobą nie mogę :rotfl2: Ta rola super Gusq pasuje do Ciebie idealnie, już widzę jak wyciągasz Cuddy z wody :paker: :hahaha: a biedny House patrzy z zazdrością. Zauważyłam, że w tych zÓch kwestiach jakoś szczególnie go rozumiesz :> Nie, nie poddawaj się, jeszcze parę części, kto mnie będzie czytał... I nie kłaniaj się, to ja powinnam się Wam kłaniać za te komenty :prosze: A z tym podpisem Ómarłam :serducho: Czuję się zaszczycona będąc a takim towarzystwie :jupi:
Nutty Nettie, kocham Twoje ubranko i tę scenę :zakochany:
uwielbiam ludzi z bujną wyobraźnią :>
Jej... rozpływam się, tyle niezasłużonych, cudnych komplementów, dziękuję, staram się, żeby było w miarę serialowo :wink: znów nie wiem, co powiedzieć, jesteście szalone :serducho: :przytul:
LoveMeDead, bardzo mnie to cieszy, najbardziej lubię pisać na wesoło, i najbardziej mnie cieszy, jeśli ktoś się uśmiechnie czytając.
Dziękuję :wink:
Na życzenie...
IV
Niestety, zmiana pozycji nie pomogła. Kolejne, mokre krople niemiłosiernie wybudzały go ze snu.
- Pięknie – warknął naprawdę wkurzony. Zanim zdołał się pozbierać, rozpadało się już na dobre. – Cuddy… - szeptał przy szczelnie zasuniętych drzwiach namiotu. Odpowiedziała mu głucha cisza. Postanowił więc udać się do swojego niezawodnego wybawcy. Uszedł zaledwie kilka kroków i z wielkim zdziwieniem stwierdził, że jego przyjaciel ma już współlokatora. – A mi wmawiał, że namiot jest jednoosobowy – stał tam na deszczu i szczerzył się, jak głupi. – Będę mógł go szantażować do końca życia – w pośpiechu przegrzebywał plecak w poszukiwaniu aparatu. Jeszcze przez kilka sekund wpatrywał się w postać, a raczej wystający z namiotu Wilsona tył jelenia. Mógłby przysiąc, że to ten sam, którego spotkali już wcześniej. Uznał więc, że przyjacielowi nic nie grozi, za to on zupełnie już przemoczony, z pewnością złapie jakieś zapalenie płuc. Odwrócił się i z błyskiem w oku spojrzał na namiot szefowej. Był zdeterminowany, jak nigdy.
- Cuddy… Cuddy! – szturchał laską w biedny namiot.
- Zamknij się, House. Ludzie próbują spać i uwierz mi, nikogo nie interesują twoje erotyczne majaki – wywrócił oczami. Oczywiście mógł się tego spodziewać.
- Pada. Jest mi zimno. Nawet Wilson ma swoje futerko, do którego może się przytulić – jęczał niemiłosiernie.
- Bredzisz.
- Mówię serio.
- Miałeś nie mieszać prochów z alkoholem.
- Jeśli zaraz mnie nie wpuścisz, przysięgam, że zrobię użytek z mojego scyzoryka – jego ton nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że jest do tego zdolny. Drzwi powoli się rozsunęły.
- Jesteś mokry – zauważyła. – Kąpiel o tej porze? – pokiwała głową z politowaniem. Dobrze wiedziała, że leje niemiłosiernie. Krople deszczu odbijały się głośno od dachu namiotu.
- Jesteś wredna.
- Co robisz? – odruchowo się odsunęła, widząc, że zdejmuje koszulkę.
- A wolisz, żebym się do ciebie przytulał w mokrej?
- Zdejmij coś jeszcze, a przysięgam, że popamiętasz – posłała mu swoje typowe, waleczne spojrzenie.
- I niby w ten sposób chcesz mnie zniechęcić? – zakpił, sięgając do zamka od spodni.
- Są suche.
- Cholera. Musisz być taka spostrzegawcza – uśmiechnął się łobuzersko. Cuddy w tym czasie nerwowo przeszukiwała swój plecak.
- Masz – podała mu największy t-shirt, jaki zdołała znaleźć.
- Boże!? To ty masz jakąś koszulkę bez dekoltu sięgającego pasa? – perfekcyjnie udał zdumienie. Rzuciła mu nią prosto w twarz.
- Chyba nie sądzisz, że się w nią wpiję?
- Chyba nie sądzisz, ze wpuszczę cię nagiego pod kołdrę?
- Skoro zapraszasz… - ubrał się z wielkim trudem. Administratorka parsknęła śmiechem.
- Wyglądasz, jak rasowy chippendale – nie była w stanie oderwać od niego wzroku. Zbliżył się do niej. Miała na sobie piżamę składającą się z krótkich spodenek i koszulki z nadrukowanym na środku, nadgryzionym jabłkiem. Oboje czuli się jakoś nieswojo. Gęstniejącą atmosferę i niemą walkę spojrzeń przerwała Cuddy. Nic nie mówiąc, ułożyła się jak najdalej tylko mogła. Gdyby nie rzęsisty deszcz, z pewnością sama wyeksmitowałaby się na zewnątrz.
- Aż tak się boisz? – nie odezwała się. Była zbyt zajęta toczeniem wewnętrznej walki o swoje być, albo nie być. Czyli o nie rzucenie się na pewnego kretyna, który doprowadza ją do szaleństwa.
Godzinę później…
- I tak wiem, że nie śpisz – nie dawał za wygraną. – Powiedz mi chociaż, kto mnie uprzedził?
- Litości, House. Jest druga w nocy – miała ochotę krzyczeć, a nawet jej nie dotknął. - Zaraz, o czym ona myśli – od razu skarciła się za swoje „fantazje.”
- Więc?
- Z czym cię uprzedził? – zapytała zrezygnowana.
- Jest już nadgryzione – przełożył rękę i wskazał na jej koszulkę.
- Śpi już – syknęła. Nie mógł widzieć jej uśmiechu. Czas mijał, robiło się coraz zimniej.
- Ok. Mam dosyć – nagle, gwałtownie się do niej przysunął i władczo objął w tali. Zadrżała. Był zszokowany, że nie zarobił jeszcze ciosu między oczy.
- Nie dostałeś w zęby, tylko z jednego powodu – zawsze bał się tego, że czyta w jego myślach. Uśmiechnął się sam do siebie. - Nie chcę, żeby jutro znaleźli nasze zamarznięte zwłoki w jednym namiocie. Tego bym nie zniosła – tłumaczyła, czerpiąc jednocześnie niebywałą przyjemność z jego bliskości.
- Kłamiesz. Tobie się to podoba – niespodziewanie albo spodziewanie położył dłoń na jej pośladku.
- Ratunku!!! Nie, to nie był krzyk Cuddy.
- Boże, to Wilson - Zerwała się na równe nogi.
- Przecież rogi nie były aż tak duże – spojrzał ze stoickim spokojem na spanikowaną Cuddy, szarpiącą się z zapięciem drzwi. Zanim ponownie się położył, widział jeszcze tyłek Lisy wydostający się z namiotu i krzyki Eriki i Chrisa.
- Nie zabijaj jelenia… – piskliwy głos dziewczyny przyprawił go o ciarki na plecach.
- Zabij go!!! – wykrzyczał z namiotu administratorki. Cuddy nie zauważyła nawet, że już dawno przestało padać. W ciągu godziny spędzonej z nim w namiocie zapomniała o całym świecie. Wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni. Na początku nie rozumiała, dlaczego. Podeszła do zszokowanego Wilsona.
- Nic ci nie jest? – biedny onkolog z pierwszego szoku wpadł w drugi.
- Co House robi w twoim namiocie? – zapytał nieśmiało, gdy tylko odzyskał zdolność mówienia.
- Omal nie zginąłeś nadziany na rogi tego tam…
- Jelenia – podrzuciła dumna z siebie Erika.
- … a zamiast dziękować Bogu, że żyjesz, ty pytasz, czy przespałam się z House’m! – Lisa była wściekła. James cierpliwie odczekał chwilę, po czym uśmiechnął się rozbrajająco.
- Po pierwsze, jeleń pewnie wyczuł jedzenie, biedak był bardziej przerażony niż ja, a po drugie wcale nie pytam… - był lekko zakłopotany.
- Więc wy… - zaczęła młodsza kobieta. Brunetka w jednej chwili zrobiła się purpurowa.
- Co House robi w twoim namiocie? – Do zebranych dołączył Chris, który na szczęście nie dogonił ofiary. Erika i Wilson zaczęli machać rękami i dawać mu sygnały, by się zamknął, ale było już za późno.
- House jest, jak taki podstępny jeleń, siłą wdarł się do mojego namiotu, ale podobnie jak gość Wilsona, on również musiał obejść się smakiem – wyrecytowała na jednym oddechu.
- Cuddy! Skończ już tłumaczyć wszem i wobec, że ze mną nie sypiasz. I tak nikt ci nie wierzy, a mi zaczynają marznąć stopy – House, głosem pięciolatka ponownie dał o sobie znać. Chris i jego dziewczyna parsknęli śmiechem. Lisa z dynamitem w oczach spojrzała w kierunku swojego namiotu. Gdyby siła woli miała moc sprawczą, diagnosta obudziłby się na orbicie okołoziemskiej.
- Wilson, błagam pomóż mi – syknęła przez zaciśnięte zęby. Onkolog uśmiechnął się ciepło.
- Wybacz, ale ja na dziś mam już dosyć nieproszonych gości. A wam z pewnością nic nie będzie – jego oczy rozbłysły. – Chociaż, jak widzę cię w takim stanie, zaczynam się martwić o House’a – ledwo powstrzymywał wybuch śmiechu.
- Bardzo śmieszne – warknęła.
- Znasz go. Nie zrobi nic, na co mu nie pozwolisz.
- Rozmawiamy o Housie? – zakpiła. – Robi wszystko, na co się nie zgadzam.
- Wiesz, o czym mówię – uśmiechnął się pod nosem. Wiedziała. Wszyscy wiedzieli.
- Ale… - nie dokończyła. Obserwowała, jak przyjaciel z dziwnie zadowoloną miną wraca do swojego namiotu.
Tym razem upewnił się, że w całości dostał się do śpiwora, a wcześniej dwukrotnie sprawdził, czy dobrze zasunął zapięcie drzwi. Chris i Erika również poszli kontynuować przerwany sen.
Tylko Lisa ciągle wpatrywała się w niebo. Rozmyślała. Niby była zła, powinna być, ale jeśli chciała być ze sobą szczera, musiała przyznać, że ten wyjazd to najlepsze, co ją spotkało od dłuższego czasu. Czuła się dziwnie, ale bez wątpienia była szczęśliwa. Wiedziała, co by się stało, gdyby im nie przerwano. Po dwudziestu latach znów była gotowa popełnić ten sam błąd. Nie miała wyboru. Wróciła do swojego namiotu. House spał jak niemowlę. Nie mogła uwierzyć, że ma przed oczami tego samego cynika, który obraża ją na każdym kroku. Wyśmiewa i kpi z rzeczy, które są dla niej ważne. W tej chwili bił od niego niespotykany spokój. Miał wyraz twarzy człowieka bardzo mądrego i doświadczonego przez życie, a jednocześnie było w nim coś z małego, bezbronnego chłopca, który pragnie, żeby go przytulić. Najdelikatniej jak tylko potrafiła, wsunęła się pod kołdrę i również zasnęła.
- Houston, mamy problem! – Ranek nadszedł niespodziewanie szybko.
|
|
Wysłany:
Czw 17:45, 08 Lip 2010 |
|
lisek_
Stażysta
Dołączył: 03 Lis 2009
Pochwał: 17
Posty: 172
|
Powrót do góry |
|
|
|
lisek_ napisał: | przecież było bez podtekstów hahaha ja z Tobą nie mogę rotfl |
Oj przepraszam ja wyczułam podstęp :hahaha: Na moją skromność :mrgreen:
lisek_ napisał: | Ta rola super Gusq pasuje do Ciebie idealnie, już widzę jak wyciągasz Cuddy z wody paker hahaha a biedny House patrzy z zazdrością. |
Szczególnie mokrym ubraniu przesiąknięty dumą :twisted: , że wraz z Cuddy się nie utopiłam :hahaha: :jupi: ...choć ta śmierć byłaby cudna <.3. A House niech się patrzy :shock: i podziwia SuperboHatera :hahaha:, a nie zgrywa nieumiejącego pływać :hahaha:
lisek_ napisał: | Zauważyłam, że w tych zÓch kwestiach jakoś szczególnie go rozumiesz chtry |
Bo my wyczuwamy w ludziach dobro :hahaha: pod postacią zÓa, które się u cb szerzy i Ja Grzeczna Gusia się w to wciągnęła :shock: !
lisek_ napisał: | Nie, nie poddawaj się, jeszcze parę części, kto mnie będzie czytał... |
Pff...do nieustraszonych świat należy :hahaha: xD
lisek_ napisał: | A z tym podpisem Ómarłam serducho Czuję się zaszczycona będąc a takim towarzystwie jupi |
To ja właśnie cieszę się, że Cię widzę rano, w południe, po południe, wieczorem i nocą :hahaha: I zadowalasz mnie tak dobrze, że ho ho :* :serducho: :cfaniak: :*! :] :jupi:
lisek_ napisał: | Niestety, zmiana pozycji nie pomogła |
:hahaha: I mam skojarzenie , Boże Lisku, widzisz co ty, że mną robisz :hahaha: :(, oj nie grzeczna :twisted: !
Też to sobie powtarzam w nocy :)!
lisek_ napisał: | A mi wmawiał, że namiot jest jednoosobowy – stał tam na deszczu i szczerzył się, jak głupi. – Będę mógł go szantażować do końca życia – w pośpiechu przegrzebywał plecak w poszukiwaniu aparatu. Jeszcze przez kilka sekund wpatrywał się w postać, a raczej wystający z namiotu Wilsona tył jelenia. |
Nawet jeleń Kocha Wilsona :serducho: :hahaha:, Lisku jeleń Cię wykopał :( oj oj :przytul: Nie płacz :* znajdziesz lepszego :twisted: ! :hahaha:
lisek_ napisał: | Zamknij się, House. Ludzie próbują spać i uwierz mi, nikogo nie interesują twoje erotyczne majaki |
Nie no bez serca. przecież Nas interesuję :twisted: , dobra mnie interesuję :serducho:.
lisek_ napisał: | - Boże!? To ty masz jakąś koszulkę bez dekoltu sięgającego pasa? |
Dokładnie :shock: ?
lisek_ napisał: | iała na sobie piżamę składającą się z krótkich spodenek i koszulki z nadrukowanym na środku, nadgryzionym jabłkiem. |
Gusia też jest samotna i też chcę się z nimi położyć, no :)! ej , House to szczęściarz, juz go nie jubiem :( ! O.
lisek_ napisał: | nagle, gwałtownie się do niej przysunął i władczo objął w tali. |
No , brawo :P, choć ja tam nic nie mówię... :twisted:
lisek_ napisał: | - Jelenia – podrzuciła dumna z siebie Erika. |
Ona jednak jest inteligenta :hahaha:
Lisku, ja cię Kocham :serducho: I to jest już z podtesktem :hahaha: :* Normalnie :onajego: :przytul: :glaszcze: :*! Musiałam to zrobić :)! :zakochany: :uscisk:
|
|
_________________
„Książki są lustrem: widzisz w nich tylko to co, już masz w sobie.”
Wysłany:
Czw 18:54, 08 Lip 2010 |
|
Guśka_
Dziekan Medycyny
Dołączył: 16 Kwi 2010
Pochwał: 42
Posty: 6652
Miasto: Mrągowo
|
Powrót do góry |
|
|
|
Pięknie, pięknie!! Biedny Wilson zapomniał przytulanki i sama do niego przyszła :hahaha: Robi się coraz goręcej :) ciekawe co będzie w następnej części :)
|
|
_________________ " Kochankowie i szaleńcy widzą i czują więcej
niż chłodny umysł jest w stanie ogarnąć "
Wysłany:
Czw 20:44, 08 Lip 2010 |
|
LoveMeDead
Stomatolog
Dołączył: 17 Mar 2010
Pochwał: 2
Posty: 512
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|