 |
 |
 |
|
 |
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat
|
Wiadomość |
Autor |
|
 |
Krajobraz po śmierci [M]

Z dedykacja my sweet little Sister -bo ona lubi takie mroczne kawałki.
Zapadła cisza.
Jeszcze przed chwilą mieszkanie wypełniał gwar kilkunastu gardeł, z których wydobywały się dźwięki, doprowadzające go do szału. Głośne wybuchy śmiechu, konspiracyjne szepty, poważne rozmowy i żarty sypiące się jak z rękawa. Ich pozostałości nadal huczały w jego głowie – dudniły echem tkwiącym w każdym zakątku jego apartamentu, szukając schronienia przed rozprzestrzeniającą się błogosławią ciszą. Pozostałości sztucznego uśmiechu, który przykleił sobie dziś rano, nadal wałęsały się gdzieś po jego twarzy. Dla nich nie było jednak schronienia. Kąciki warg, do tej pory jakby przywiązane niewidzialnymi nitkami do czoła, opadły gwałtowanie, wyginając się w podkówkę. Jego oczy przygasły i zapadły się jeszcze bardziej niż zwykle, uwydatniając głębokie zasinienie pod oczami. Maska, która do tej pory tak ściśle przykrywała jego twarz, opadła z bezgłośnym hukiem, odkrywając to, co tak skrzętnie ukrywał przed wszystkimi – bezgraniczne zmęczenie.
To miał być dzień jego powrotu. Stojąc przed drzwiami szpitala, czuł się jak uczniak po raz pierwszy przekraczający próg swojej nowej szkoły. Serce waliło mu w piersi jak oszalałe, a na plecach czuł kropelki potu. Irracjonalny strach ściskał mu gardło jak imadło, a nogi odmówiły współpracy w zrobieniu tych kilku, dzielących go od progu kroków. Dopiero jej widok sprawił, że zapomniał o tym co go czeka. Stanięcie przed komisją lekarską, było niczym w porównaniu ze spotkaniem z nią.
- House! – Już z daleka machała do niego ręką, próbując jednocześnie schować telefon do kieszeni i nie upuścić dzierżonej pod pachą naręczy dokumentów. Cała Cuddy – pomyślał i uśmiechnął się w duchu.
- Czy to możliwe, że twój tyłek jest jeszcze większy niż cztery miesiące temu? – zapytał retorycznie podziwiając z jaka gracją idzie w jego stronę. Burza loków podrygiwała wesoło z każdym jej krokiem, a w oczach błyskały radosne iskierki. Cała sobą była jak słońce, które nie wiedząc czemu całe życie skrzętnie omijało jego horyzont. Jakimż idiotą był, porywając się na nie z motyką cztery miesiące temu.
- Mój tyłek ma się lepiej niż kiedykolwiek – rzuciła szybką ripostę i zatrzymała się tuż przy mężczyźnie.
W jego nozdrza wbił się natychmiast zapach jej perfum. Intensywny, kobiecy, obezwładniający. Jak ona cała. Chciałby podejść bliżej i zanurzyć twarz w jej włosach, żeby poczuć go jeszcze bardziej. Nasycić się nim, zatracić. Chciałby zamknąć jej usta pocałunkiem i zobaczyć zaskoczenie na jej twarzy. Delikatnie scałowałby z jej twarzy każdy przejaw wahania, jaki by tam znalazł. A potem by się z nią kochał… tak jak z żadna inną kobietą na świecie. Zrobiłby to wszystko po kolei, tak jak to setki razy robił w swoich marzeniach, patrząc się w szary sufit szpitala psychiatrycznego. Zrobiłby to, gdyby jego Lisa Cuddy nie była od dwóch miesięcy zaręczona z Luckasem „Pieprzonym - Od - Siedmiu - Boleści –Detektywem” Douglasem.
Potrząsnął głową odpędzając niechciane obrazy sprzed oczu. Usiadł w fotelu i rozprostował zaciśnięte pięści. Sam nie wiedział, kiedy właściwie je zacisnął?
Obserwował przez szybę jak mrok wylega na ulicę. Z zakamarków i piwnic, niespiesznie, jakby z rozmysłem rozlewa się – ślizgając po murach kamienic, otulając drzewa niczym kołdrą. Czuł ten mrok i rozumiał go. On sam był utkany z mroku. Z ciemności, podobnej do tej za oknem, która powoli opanowała każdy zakamarek jego umysłu. Nikt nie protestował. Nikt nie wznosił lamentu i nikt nie walczył z mrokiem – przecież i tak rano przepędzi go słońce. Dlaczego tylko dla niego ono nigdy nie wschodzi?
Stał przed komisja lekarską upokorzony i wściekły. Z arogancją i butą patrzył w oczy, tych, którzy mieli stać się dla niego sędziami. Tych, którzy nie potrafiliby odróżnić grypy od syfilisu. Oni mieli zdecydować o jego życiu. Słuchając monologu łysawego idioty, w zbyt ciasnym garniturze, wiedział już jaki będzie wyrok. Przecież nikt nie pozwoli mu leczyć ludzi, po odbyciu czteromiesięcznej odsiadki w szpitalu psychiatrycznym. Nikt nie weźmie odpowiedzialności za jego ewentualne błędy. Nikt nie zaryzykuje życia pacjentów. Stado siedzących przed nim baranów, potakiwało jednomyślnie, wpatrując się w niego z mieszaniną politowania i niewypowiedzianej nagany.
Powiedział że ma ich wszystkich dupie.
Kiedy wrócił do mieszkania, z butelka wódki w dłoni, z rozczarowaniem stwierdził, że nie będzie mu dane poświecić jej całego swojego zainteresowania, jak sobie to zaplanował. Nie przewidział tego, że Wilson wpadnie na genialny pomysł zgotowania mu przyjęcia powitalnego. Uśmiechnięte wokół znajome twarze szczęśliwych ludzi, były dla niego niemym wyrzutem porażki, jaką odniósł. Czy na prawdę łudził się, że jak wróci będzie miał szanse wszystko zmienić? Czy na prawdę wierzył, że komisja lekarska nie odbierze mu licencji, a Cuddy będzie czekać z otwartymi ramionami? Czy na prawdę wierzył, że otrzyma ostatnią szansę na szczęście? Spes ultima moritur. Spes morit…
Teraz był sam na sam z ciszą, która mówiła do niego obrazami z przeszłości. Opowiedziała mu smutna historie o niezrealizowanych marzeniach, o zaprzepaszczonych szansach, o bólu i beznadziei. Kiedy skończyła swoją opowieść wiedział, że przyszedł czas, żeby i on przemówił.
Zimna stal Smith&Wesson 38 drażniła skórę jego palców, wywołując lekkie mrowienie. To był strach przed zmianami, a on przecież bardzo ich nie lubił. Rzuciwszy ostatnie spojrzenie na noc, która zdążyła już opanować całkowicie krajobraz za oknem, podniósł zdecydowanym ruchem dłoń na wysokość skroni i nacisnął na spust.
|
|
_________________
Wysłany:
Czw 16:33, 27 Sie 2009 |
|
T.
Mecenas Timon


Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37
Posty: 2458
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
|
 |
To jeden z tych ficków po ktorych czuję absolutny niedosyt, które czytam w kółko i nie mam dość. To jeden z tych ficków, podczas których jest się bohaterem przez cały czas, czuje się to co on, a na koniec umiera wraz z nim.
Najpierw początek - już wtedy podejrzewałam, że chodziło o przyjęcie powitalne czy coś takiego. Podobał mi się, taki wyrwany z kontekstu, potem powoli wyjaśniony i włożony na swoje miejsce.
Tak naprawdę od początku do końca nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Podczas rozmowy z Cuddy przeniosłam się na inny wymiar ficka, by później, zdanie o Lucasie i te dalsze brutalnie ściągnęły mnie na ziemię. fragment o mroku - śliczny. Przekonujący, pasujący do tego co napisałaś. Dobrze oddający klimat ficka.
A później komisja lekarska - tu już nawet ziemia nie jest adekwatnym miejscem do spadania na nie z powrotem. To już wbiło mnie w grunt. Nie, nie mogę powiedzieć, że się tego nie spodiewałam. Ale... i tak to było zaskakujące. Może nie samo to, ale sposób w jaki zostało to napisane. No i to, że powiedział im, że ma ich w dupie... Świetnie zachowana kanoniczność. Myślę, że serialowy House też by tak zrobił.
Jednomyślność komisji - jak my to znamy z życia codziennego! Jedna osoba, dominująca resztę, wygłasza opinie, poglądy czy wyroki jak w tytm przypadku. A wszyscy potakują, niezdolni do sprzeciwu. A może po prostu nie chcących wybijać się przed szereg.
T. napisał: | Spes ultima moritur. Spes morit… |
A to moja prywatna perełka. Po pierwsze - kocham cytty z łaciny. Po drugie - kurczę, to tak idealnie wpasowuje się w klimat, w inne słowa, zdania... To dla mnie takie podsumowanie tego, co się stało z House'em.
Fragment o ciszy był piękny i smutny - ale własnie taki, jaki powinien być. Dziekuję Ci za niego, bo czytanie go to prawdziwy zaszczyt.
Końcówka zrobiła ze mną to co z House'em - zabiła. Naprawdę - wspaniała. świetne zakończenie, pozostawiajace niedosyt o któreym wspominałam i jednocześnie wrażenie, że dalej nie może być już nic.
Całość napisana Twoim niepowtarzalnym stylem. Bardzo plastycznym, malującym przede mną obrazy tego, co się działo.
Aha i jeszcze tytuł - bardzo, ale to bardzo mi sę podoba. To przez niego i Twój nick przy opowiadaniu tu weszłam - zaintrygował mnie. I nie rozczarował.
Pozostaje mi tylko pogratulować Ci wspaniałego tekstu i prosić Twojego wena o więcej.
|
|
_________________ "Może wariaci to tacy ludzie, którzy wszystko widzą tak, jak jest, tylko udało im się znaleźć sposób, żeby z tym żyć."
W. Wharton "Ptasiek"
Wysłany:
Czw 17:06, 27 Sie 2009 |
|
scribo
Kochanka klawiatury


Dołączył: 25 Lut 2009
Pochwał: 12
Posty: 748
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Opowiadanie nieprzyzwoicie realistyczne, bezczelnie relatywistyczne, szczere aż do bólu - krótko mówiąc, niesamowite. Szkoda, że to tylko miniatura, bo tekst wciąga, jak mało który. Chociaż... z takim talentem i warsztatem pisarskim, pewnie szybko spłodzisz coś równie dobrego albo nawet lepszego;)
Pst! Czy ta dedykacja jest dla mnie? Bo może i lubię mroczne kawałki, ale z całą pewnością nie jestem ani "sweet", ani "little" :wink:
|
|
Wysłany:
Czw 19:16, 27 Sie 2009 |
|
rocket queen
Pumbiasta Burleska
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57
Posty: 3122
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Jak zawsze zapadłem w inny świat, zostałem wciągnięty przez Twoje słowa. Chociaż jest to smutny fik ale bardzo ładny, wszystko idealnie pasuję do Housa. Wszystkie myśli są idealnie dopasowane do Housa. Chciałbym posiadać chociaż jedną setną twojego talentu pisarskiego. Pozdrawiam i życze weny na dalsze opowiadania :*
|
|
_________________
Banner pożyczony od Jeanne
Zamałżowiony kochanej Pauli :*
Wysłany:
Pią 20:22, 28 Sie 2009 |
|
lesio
Starachowicki Magnat


Dołączył: 31 Sty 2009
Pochwał: 15
Posty: 5489
Miasto: Starachowice
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Mam wrażenie, że za każdym razem piszę to samo na temat Twoich fików, bo po prostu brak mi słów. Nie wiem jak to robisz, że zawsze czytam Twoje prace z zapartym tchem ?? Nie wiem czego się spodziewać, bo zawsze mnie zwodzisz, tak jak tu. Najpierw piękny, erotyczny opis Cuddy, potem brutalne zejście na ziemię.
Smutne jest to, że właśnie tak wyobrażam sobie koniec House'a, jego osobisty upadek. Nieważne czy się zabije, czy zginie na motocyklu, jego życie jest tragiczne, samotne a śmierć będzie gorzka... Chciałabym, żeby Greg choć przez chwilę był szczęśliwy, bo na trwałe szczęście nie ma szans, zbyt wiele jest w nim bólu, żalu i cynizmu.
Cytat: | Spes ultima moritur. Spes morit… |
Może jednak lepiej, żeby jej nie miał? Gdyż wtedy przegrana nie będzie tak dotkliwa. Gdy istnieje nadzieja, potem zostaje tylko rozczarowanie i złość.
Piękny fik, ale nie chciałabym, żeby tak zakończył się 1 odcinek 6 serii :P
|
|
_________________
"Successes only last until someone screws them up. Failures are forever"
"People get what they get. It has nothing to do with what they deserve"
Wysłany:
Pią 22:30, 28 Sie 2009 |
|
Bloody Mary
Rezydent


Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 274
Miasto: Torino
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
Przeczytałem i nie mam pojęcia co napisać. Po prostu brakło mi słów. A przypuszczam, że nawet jakbym się wysilił i coś napisał, to moja opinia niezbyt różniłaby się od tych, wyrażonych powyżej. Wiesz przecież, że jestem fanem Twojej forumowej twórczości :)
Powiem tylko, że sprawnie, baaaardzo sprawnie operujesz uczuciami, bo udzielił mi się nastrój Twojego fika...
Ściskam. Trzymam kciuki za następne fiki
Zawsze pamiętający i obecny (nawet jeśli nieobecny), Twój forumowy wen
|
|
_________________
http://www.youtube.com/watch?v=q58_1bCh2ig&feature=related
Wysłany:
Sro 19:25, 02 Wrz 2009 |
|
Athreas
Immunolog


Dołączył: 15 Mar 2009
Pochwał: 5
Posty: 1154
Miasto: Szczecin, ale czasem zawiewa mnie gdzie indziej//Waw
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
:shock: Świetne. Na nic więcej mnei nei stać. Oczywiście najbardziej jestem wniebowzięta dzięki opisom jego uczuć i emocji. Fragment o zanurzaniu twarzy we włosach trochę mnie, szczerze mówiąc, znudził. ALE! Koniec to po prostu perła. Najpiękniejsza, najdoskonalsza. Myślę, że niekt nie napisałby lepiej zakończenia. Po raz kolejny ukłony.
|
|
Wysłany:
Sob 16:05, 21 Lis 2009 |
|
hattrick
Fikopisarz Miesiąca


Dołączył: 18 Cze 2009
Pochwał: 41
Posty: 9231
|
Powrót do góry |
 |
|
 |
i jak prawie wszyscy, nie potrafię skomentować tego dzieła. Zamurowało mnie, jestem jak zwykle pełna podziwu dla Twojego talentu, tej wspaniałej umiejętności oddania wszystkich możliwych uczuć, sprawienia, że czujemy się być obecnym w każdej sytuacji opisanej w fiku.
Genialne.
Genialne.
Genialne.
|
|
_________________ zagubione odnalezione rodzeństwo: nimfka, Nemezis i Caellion :*
http://www.finanse-online.com.pl/kontaosobiste/
Wysłany:
Pią 0:35, 27 Lis 2009 |
|
Sevir
Dziekan Medycyny


Dołączył: 20 Wrz 2009
Pochwał: 11
Posty: 3985
Miasto: Poznań
|
Powrót do góry |
 |
|
|
|
 |
|
 |
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
 |