|
|
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat
|
Wiadomość |
Autor |
|
|
"Tego się nie robi..." [miniaturka]
Witajcie,
Pierwszy raz wklejam mojego potworka na tym formu i szczerze oczekuję konstruktywnej krytyki :)
OST: Tekst nie przeznaczony dla "fanatyków" happy endów :wink:
Pozdrawiam.
TEGO SIĘ NIE ROBI..
Słup ostrego światła wdarł się do wnętrza pokoju przez nie zasłonięte okno. Grymas na twarzy Gregory’ego Housa zwiastował jego rychły powrót na jawę. Zanim jednak otworzył oczy otulony jasną, kwiatową kołdrą upajał się przez chwilę zapachem świeżej pościeli stłumionym słodką nuta jej Indian Summer.
Miniona noc była dla niego jak sen, i to taki sen, z którego nie chcesz się obudzić. Oddychał głęboko z błąkającym się na twarzy delikatnym uśmiechem.
Czuł się jak ułaskawiony, w ostatniej chwili, od śmierci skazaniec. Jakiż był głupi broniąc się wszystkimi siłami przed tym co i tak okazało się być nieuniknionym.
Los zakpił sobie z nich. Teraz patrząc na szczęście, które ich rozpierało musiał rechotać w głos ze swojego żartu.
House zaśmiał się głośno wtórując mu.
Podniósł się z łóżka i złapał leżące na podłodze jeansy.
- Odpowiedzialni ludzie już od świtu są w pracy - zakpił na głos przeczesując rękami włosy.
Na stole w kuchni stał talerz z kanapkami. Spojrzał na lodówkę, do której Lisa przyczepiła karteczkę.
„JEDZ SZYBKO! OD GODZINY POWINIENEŚ BYĆ JUŻ W PRZYCHODNI! L. : ) ”
Włączył ekspres do kawy i złapał jedna z kanapek.
I co teraz? Będziemy paradować za rączkę po korytarzach PPTH? Nieee.. to żadnemu z nich się nie przysłuży. On miał swoją złą reputację, której dla dobra ogółu nie mógł utracić.
Gdyby Kaczuszki zobaczyły go migdalącego się z Cuddy na korytarzu jego autorytet byłby zrujnowany, weszliby mu na głowę, podważali jego diagnozy i co gorsza nie przejmowali by się jego docinkami.
A pacjenci?? Aż strach pomyśleć… uśmiechy, podziękowania, uściski rąk. Na samą myśl robiło się niedobrze.
Czy „chwila zapomnienia” miałaby przewracać jego życie do góry nogami?
Zaśmiał się do swoich wywodów.
Zresztą Cuddy – poważna, szanowana Administrator Szpitala nie mogłaby się pokazać publicznie w towarzystwie najbardziej nieokrzesanego, nietaktownego i… nieogolonego faceta w New Jersey!
Uśmiechnął się ponownie zadowolony z udanej samo-perswazji. Mógł teraz spokojnie dokończyć śniadanie.
Dzwonek do drzwi.
"Cholera, zawsze przychodzą nie w porę."
Z kanapką w ręku dokuśtykał do drzwi i spojrzał przez wizjer.
W progu stał ubrany w policyjny mundur młody chłopak.
House otworzył zdziwiony przełykając kęs jedzenia.
- Czy tu mieszka Lisa Cuddy? – chłopak zapytał poważnie.
- Tak – House był trochę zdezorientowany.
- Czy jest pan jej mężem? – kontynuowała policjant.
- Ona kazała o to zapytać? – prychnął ze śmiechem Greg – proszę jej przekazać, że niedoczekanie… Niech pan jej powie, że kanapki to zdecydowanie za mało, żeby mnie zmusić do oświadczyn.
- Proszę pana! – policjant najwyraźniej nie znał się na żartach – Ta kobieta została napadnięta.
House spojrzał na chłopaka jakby ktoś odłączył mu zasilanie. Głupawy uśmiech zastygł mu na twarzy.
- Karetka zabrała ją do szpitala. Prawdopodobnie był to napad rabunkowy…
Kolejne słowa policjanta hulały w jego głowie bez konkretnego ładu. Torebka. Nóż. Karetka.
Mięśnie twarzy drgały mu bezwiednie, a oczy patrzyły gdzieś nie widząc.
- Który szpital? – wargi Housa wypowiedziały tę kwestię bez wiedzy mózgu.
- Princeton - Plainsboro…
Trzask drzwi przerwał rozmowę.
Mózg Housa próbował wrócić do swoich podstawowych funkcji.
Machinalnie wciągnął T-shirt. Założył kurtkę i buty.
Wyszedł.
W korytarzu na ostrym dyżurze szpitala PPTH panował jak zwykle chaos i harmider. Greg szybko przesuwał się między błądzącymi pacjentami szukając wzrokiem dr Cameron.
Wypatrzył ja wreszcie pod ścianą, przytuloną do Chase’a.
„Zamiast wziąć się za swoją robotę to się obściskują po kątach” – pomyślał z wściekłością.
- Gdzie ona jest?! – krzyknął gniewnie w ich stronę.
Cameron spojrzała na niego zaczerwienionymi oczami. Szybko podeszła i bez słowa objęła go.
- Nie wieszaj się na mnie tylko powiedz gdzie jest Cuddy? – powiedział oschle rozglądając się po sali coraz bardziej zirytowany.
Pacjenci i personel przyglądający się tej scenie patrzyli na niego zaciekawieni, inni skonsternowani.
Czuł się jak na jakiejś cholernej karuzeli. Migające twarze, młyn w głowie, nawet ucisk w żołądku.
- House, nie możesz jej … - Cameron mówiła wolno drżącym głosem.
- Ja jej nie zamierzam w niczym pomagać! Nie rozumiem tylko dlaczego Chase tu stoi i się głupio gapi zamiast ją operować!
Czy oni wszycy są naprawdę takimi idiotami za jakich ich miał?! Stali tu i gapili się na niego zamiast ratować Lisę!
Cameron spuściła głowę trzymając go nadal za ramiona.
„O w dupę! Ten też się będzie wieszał?!” – pomyślał House na widok Chase'a śpieszącego na pomoc Allison.
- Co to do cholery jest?! Mamy Cię?! Ukryta kamera?! Ludzie, co się dzieje?! – Greg nie był pewien czy te słowa wypowiedział na głos.
Kiedy ta szopka się skończy? Niech go puszczą do Lisy bo chyba nikt tu nie jest zainteresowany jej zdrowiem.
Zrobił krok w tył, aby się uwolnić. Zamierzał znaleźć kogoś kompetentnego w tym cyrku osłów.
- House… House!- Chase powtórzył głośniej, bo odniósł wrażenie, że diagnosta go nie słyszy.
Sam nie wierzył jeszcze w to co chciał mu powiedzieć. Czuł się skołowany, ale widział, że Cameron nie potrafi wydobyć z siebie słowa – Ona nie żyje, House. Cuddy zmarła w kartce! Nic nie mogliśmy zrobić.
Chirurg aż cofnął się pod naporem lodowatego spojrzenia niebieskich oczu. Wyrażały gniew… wręcz wściekłość i… nic więcej. Jakąś nieodgadnioną pustkę.
- Nie mogliście nic zrobić, bo jesteście idiotami! – House rzucił przez zaciśnięte zęby i odwrócił się.
Zamierzał ją odnaleźć gdziekolwiek była!
Nie żyje? Co znaczy nie żyje?! Ci kretyni z pogotowia mogli wszystko pokręcić. Jak może nie żyć, skoro dopiero co robiła kanapki!?
House przemierzał korytarze szpitala z obojętną twarzą.
Chciał już obudzić się z tego chorego snu. A może to vicodin? Może ma halucynacje? O tak, po takiej dawce endorfin jak ta z wczorajszego wieczoru, nie mógł się dziwić, że jego chory mózg równoważy sobie doznania stwarzając obraz martwej Cuddy. To było chore, ale logiczne.
Pchnął drzwi do prosektorium.
- Doktorze House, bardzo mi przykro… - na drodze stanął mu niski, pięćdziesięcioletni patolog – Wszyscy jesteśmy zszokowani tym co się stało…
House przesunął go ręką jak odstawia się ustawione bezmyślnie na środku pokoju krzesło.
Widział już tylko leżącą za nim na stole Lisę.
Podszedł powoli.
Miała na sobie cieniutką, jasną bluzkę w liliowe kwiaty. Wąską ciemną spódnicę, która tak dobrze eksponowała jej krągłe biodra. Twarz pokrywał staranny makijaż. A włosy zwinięte w niepokorne loki opadały na bok.
- Zniszczył jej ulubioną bluzkę – wyszeptał patrząc na nie pasujący do pozostałych czerwonobrązowy kwiat pod biustem.
Uniósł palce i przesunął delikatnie po jej dłoni. Była sucha i chłodna. Lisa nadal nie otwierała oczu.
- Dlaczego jesteś taka głupia?! – krzyknął, aż patolog ze strachu cofnął się o krok. – Głupia i uparta!
W tym momencie do pomieszczenia wpadł zdyszany, ale blady na twarzy Wilson. Zatrzymał chwytając za ramię starszego lekarza. Gestem poprosił, by zostawił ich na chwilę samych.
- Dlaczego nie oddałaś mu tej przeklętej torebki?! – Greg mówił wolno, ale z każdego słowa sączyła się wściekłość i… rozpacz.
- Czy zawsze musi być po Twojemu?! Czy nie mogłaś raz przegrać? – jego głos odbijał się od pokrytych zielonymi kaflami ścian i metalowych drzwi szuflad. – Trzeba było się bać! Robić co kazał! Teraz jesteś wygrana???
Jęk Housa splótł się z tępym odgłosem upadającej na podłogę drewnianej laski.
Z oczu Wilsona zaczęły płynąć gorące stróżki. Nie odważył się jednak podejść do przyjaciela. Stał nieruchomo przy drzwiach będąc jedynym świadkiem tej intymnej sceny.
- To najmniej odpowiednia chwila Cuddy – jego głos przypominał teraz głos matki łagodnie próbującej nakłonić dziecko do zmiany zdania. – Miałem dać Ci te cholerne dzieci… Przecież tego właśnie chciałaś, prawda? …I kanapki… nie zdążyłem podziękować Ci za kanapki…
Jego głos drżał, ale twarz pozostawała kamienna. Dłonią przebierał wśród ciemnych loków, które zaczepnie okręcały się na palcach.
- House, ja… - Wilson próbował coś powiedzieć, ale słowa więzły mu w gardle. Zagryzł wargę próbując uspokoić zbyt szybki oddech.
- Zrobiłem tak jak mówiłeś. Poszedłem do niej. – House uśmiechał się gorzko. Oczy jednak patrzyły w pustkę. – Przy drzwiach pocałowałem ją…. A potem kochaliśmy się… Słyszysz James!? KOCHALIŚMY!!!
Krzyk Housa rozrywał powietrze jak tępy topór. Słowa obijały się i z hukiem roztrzaskiwały na podłodze.
Zimne oczy Grega utkwiły w otępiałej twarzy Wilsona.
Przez wiele ostatnich miesięcy słowa, spojrzenia, gesty Lisy drążyły w jego prywatnym, oddzielającym go od tego znienawidzonego świata murze drobne wyrwy. Aż do wczoraj. Wczoraj pozwolił, żeby ten mur pękł i zawalił się całkowicie. I pozbył się go bez żalu…
A teraz ten mur wznosił się na nowo, rósł w zastraszającym tempie. Zamykał go w środku zasłaniając ostatnie promienie światła.
Wilson przetarł oczy.
- House, jedź do domu, zajmę się wszystkim… - James powiedział to cicho jakby dokonywał świętokradztwa.
- Wiem – House uśmiechnął się jakby go obudzono z pijackiego snu. - Musisz tylko poszukać szerokiej…
Zamknął oczy.
Stał tak przez chwilę.
Po czym wyszedł bez słowa.
---
Ciepłe promienie kwietniowego słońca omiatały twarz Housa stojącego na dachu szpitala PPTH.
Z dołu dobiegał dźwięk ulicznego ruchu.
Spojrzał w górę.
- Drwisz sobie ? – zapytał głośno, z kpiną.
Uśmiechnął się.
To był ostatni ludzki gest Gregory’ego Housa.
|
|
Wysłany:
Czw 11:35, 12 Mar 2009 |
|
Syśka
Reumatolog
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15
Posty: 2076
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
:shock: :shock: :shock:
Nie lubie smutnych opowiadań. Nie lubie tego uczucia, kiedy jakas ciężka gula pojawia sie gdzies w okolicach gardła i zaciska je jak imadło. Muesze wtedy oderwac na chwilę wzrok, żeby nie rozmazać starannie przygotowanego makijażu.
jest to na prawdę dobre smutne opowiadanie. Dobrze napisane. troche jak w antycznej tragedii. Najpierw jest wszystko super, a potem jak sie juz pier**** to doszczetnie i bez umiaru. Przypomniała mi sie "krótka historia umierania* Zrobiło mi sie smutno.
A teraz napisze prosze cos wesołego :mrgreen: Ot, chociazby dla równowagi.
|
|
_________________
Wysłany:
Czw 11:55, 12 Mar 2009 |
|
T.
Mecenas Timon
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37
Posty: 2458
|
Powrót do góry |
|
|
|
Gdy czytałam tego ficka, potrzebowałam chusteczki by wytrzeć oczy pełne łez.Bardzo się wzruszyła. To było takie realne.
Odnaleźli się po latac,a gdy powinni cieszyć się szczęściem Lisa umiera :(
Czekam na kolejny twój fick'a :)
|
|
_________________
Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*
"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"
Wysłany:
Czw 13:50, 12 Mar 2009 |
|
kasia2820
Reumatolog
Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3
Posty: 1087
|
Powrót do góry |
|
|
|
Ja napisałam tego fika po lekturze "Kota w pustym mieszkaniu".
Właściwie T. to jedyne smutne opowiadanie, które byłam w stanie z siebie wykrzesać... Jeśli będziecie zainteresowani to mam kilka raczej komediowych na podorędziu :D
|
|
_________________
POLSKA! BIAŁO-CZERWONI!
Wysłany:
Czw 13:51, 12 Mar 2009 |
|
Syśka
Reumatolog
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15
Posty: 2076
|
Powrót do góry |
|
|
|
bardzo prosimy o wklejenie :)
|
|
_________________
Znalazłam siostrę- sylrich my sis forever :*
"When the land slides and when the planet dies, that's when I come back to you"
Wysłany:
Czw 13:55, 12 Mar 2009 |
|
kasia2820
Reumatolog
Dołączył: 21 Sty 2009
Pochwał: 3
Posty: 1087
|
Powrót do góry |
|
|
|
no jasne, wrzucaj :twisted:
|
|
_________________
Wysłany:
Czw 14:01, 12 Mar 2009 |
|
T.
Mecenas Timon
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 37
Posty: 2458
|
Powrót do góry |
|
|
|
OK, jesli nie macie co robić tylko chcecie poczytać moje bzdurki ;P
|
|
_________________
POLSKA! BIAŁO-CZERWONI!
Wysłany:
Czw 14:03, 12 Mar 2009 |
|
Syśka
Reumatolog
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 15
Posty: 2076
|
Powrót do góry |
|
|
|
Syśka, bzdurki? Uważam, że to nie są żadne bzdurki, tylko cudowne opowiadania... Płaczę, normalnie płaczę :cry:
|
|
_________________
Następny sezon będzie nasz! Nawet "Marian" nam nie przeszkodzi! :mrgreen:
Gusia - moja Bratnia Dusza :wink: Danielek18 - mój młodszy, zÓy i ironiczny brat :mrgreen:
Wysłany:
Czw 15:30, 12 Mar 2009 |
|
zaneta94
Grzanka
Dołączył: 16 Lut 2009
Pochwał: 30
Posty: 11695
Miasto: Dziura zabita dechami :P
|
Powrót do góry |
|
|
|
Potrafisz opowiadać, Syśka! Jeśli chodzi o wyłapywanie usterek, dokonanie lekkiego szlifu czy czegoś w ten deseń, to nie licz na mnie :P Ja będę po prostu... czytać dalej.
Pozdrawiam i czekam na obiecane fikaszony (tylko, żeby później nie było haseł w stylu "obiecanki cacanki" :twisted: )
|
|
Wysłany:
Pią 10:31, 13 Mar 2009 |
|
rocket queen
Pumbiasta Burleska
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 57
Posty: 3122
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
lizbona
Diabetolog
Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 8
Posty: 1682
|
Powrót do góry |
|
|
|
A ja lubię smutne opowiadania, a raczej zakończenia, gdyż są takie realne (niestety) :( Nie popłakałam się, ale to tylko dlatego, że ciężko mi to przychodzi.To opowiadanie jest naprawdę wzruszające, wyobraziłam sobie wszystkie sceny i coś mnie ścisnęło w środku. Nawet nie potrafię napisać konstruktywnej opinii :/
Syśka, masz talent! Najpierw przeczytałam te wesołe opowiadania a teraz to i... jestem pod wrażeniem, że potrafisz w tak różny sposób operować stylem, językiem i emocjami :)
|
|
_________________
"Successes only last until someone screws them up. Failures are forever"
"People get what they get. It has nothing to do with what they deserve"
Wysłany:
Sro 21:17, 15 Lip 2009 |
|
Bloody Mary
Rezydent
Dołączył: 14 Kwi 2009
Posty: 274
Miasto: Torino
|
Powrót do góry |
|
|
|
A ja właśnie lubię smutne opowiadania... Sama nie wiem czemu, może dlatego, że jestem pesymistką, i zawsze mi łatwiej uwierzyć w to, że stanie się coś złego niż dobrego...
Fik jest świetny po prostu... Nie potrafię tak na świeżo napisać co mi się w nim podoba i dlaczego, ale po prostu jestem pod wielkim wrażeniem...
|
|
_________________
avek i banner mojej roboty
TuSinka No. 16
Bo oboje nie lubimy poniedziałków... - Raz3r's sister ;*
Wysłany:
Sro 21:26, 15 Lip 2009 |
|
kremówka
Chirurg ogólny
Dołączył: 06 Maj 2009
Pochwał: 11
Posty: 2786
Miasto: Kraków
|
Powrót do góry |
|
|
|
Mi również strasznie się podoba.
|
|
_________________ Avek od anoli !
Córek mapeto ogórek - Nemezis, córunia jędzunia - nimfka & Sevir, brat bliźniak - whatever. / zÓy partner ze schowka, mraÓ, mraÓ - Hambarr / Rozczochowy właściciel - maybe ! /druga połówka mojego mózgu - lusiek /maaamusia - kretowa / mruczący pożeracz przecinków -Guśka
'Każdy z nas ma cztery twarze; tę, którą pokazuje innym; tę, którą widzą inni; tę, która myśli, że jest prawdziwa i tę, która jest prawdziwa. Wybierając jedną z nich, nie rezygnujmy z pozostałych.'
Wysłany:
Sob 16:28, 12 Wrz 2009 |
|
Lady M
Dziekan Medycyny
Dołączył: 18 Lip 2009
Pochwał: 14
Posty: 6835
|
Powrót do góry |
|
|
|
smutne ale piękne
|
|
_________________ avek mój
"Jestem nieuczciwy i uczciwie możesz liczyć na moją nieuczciwość.To uczciwi są nieprzewidywalni ,zawsze mogą zrobić coś niewiarygodnie głupiego..."- Kapitan Jack Sparrow
Zazdrość to chyba najstarszy motyw morderstw na świecie.-Seeley Booth
:houselove: kliknij, jeśli jesteś fanem serialu Bones
Wysłany:
Nie 10:13, 13 Wrz 2009 |
|
poprostuxzjawa
Reumatolog
Dołączył: 20 Maj 2009
Pochwał: 39
Posty: 2061
Miasto: Młodocin
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|