Winda prawdy [miniaturka]
Hello!
To jedyny Hameronek jaki udało mi się popełnić... :wink:
Winda prawdy
Właściwie nie wiedział dlaczego w ogóle tu przyszedł. Argumenty Wilsona dotyczące darmowego żarcia czy wielu idiotów, z których może się ponabijać nie były przecież przekonujące.
House stał w progu sali konferencyjnej PPTH na czas bankietu wystrojonej jak noworoczna choinka.
Dziesiątki osób udających lepszych czy ładniejszych niż są, suto zastawione stoliki i głośna, banalna muzyka. Nie, to zdecydowanie nie był styl Gregory’ego Housa. Lepiej będzie wrócić do domu i tam urządzić imprezę w zupełnie swoim stylu – Burbon i Monster Trucki.
Ostatni rzut oka na salę ukazał mu jednak obraz siedzącej samotnie przy stoliku kobiety.
Miała na sobie szafirową suknie z odkrytymi plecami. Jasne włosy upięte z tyłu opadały łagodnie na ramiona. W reku trzymała kieliszek szampana, a wzrok utkwiła gdzieś w przestrzeni.
Mimowolnie ruszył w jej kierunku.
Odkąd odeszła z jego zespołu, odkąd była z Chasem widywał ją coraz rzadziej.
- Cameron – zagadnął swoim zwykłym, kpiącym tonem podchodząc do niej – zanim dobiegniesz na ostry dyżur w tych szpilkach pacjenci zapewne się wykrwawią.
- House?! – podniosła głowę wyrwana z zamyślenia. Spojrzała w błękitne oczy, które zawsze robiły na niej tak piorunujące wrażenie.
- Jest tu jakieś wolne miejsce? – zapytał podsuwając sobie krzesło i siadając naprzeciw Cameron. – Gdzie Twój torbacz?
Allison patrzyła na niego zdziwiona.
W swojej nieodłącznej, pogniecionej koszuli, nieogolony … zupełnie nie pasował do dzisiejszej gali. Znała go dość dobrze, więc tym bardziej się go tu nie spodziewała. Siedział jednak na przeciwko i przyglądał się jej uważnie.
Wiedziała, że wygląda bardzo korzystnie i gdyby nie fakt, że nie miała złudzeń co do jego uczuć, byłaby pewna, że patrzy właśnie w ten specyficzny sposób.
Już dawno pogodziła się z tym, iż ona i Greg to nie jest dobre rozwiązanie. On był jej mentorem, szefem i… człowiekiem , który w głębi duszy rozpaczliwie wołał o pomoc, o uczucie. Wydawało jej się, że jako jedyna słyszała ten krzyk, że jej wrażliwość pozwalała jej usłyszeć nawet to czego nie słyszał sam House. Nawet teraz gdy patrzyła w jego oczy widziała tam ten ból i rozpacz. Wiedziała, że to ból samotnego człowieka, który szuka szczęścia, ale nie może go odnaleźć, bo otulił się szczelnie całunem obojętności i sarkazmu.
Ona ułożyła już sobie życie. Chase dawał jej to, czego House nigdy nie chciał dać. Zainteresowanie, swój czas, opiekę… normalne życie.
Była zadowolona. Nie, nie szczęśliwa. Ale przynajmniej żyła spokojnie, bez wiecznych rozterek i niezrozumienia.
House patrzył na piękną młodą, kobietę
Ta samą, którą przez trzy lata oglądał codziennie w swoim gabinecie. Tą samą, która kiedyś pragnęła się z nim związać. I to mimo tego kim był, a może właśnie dlatego… kim był. Nigdy tego nie zrozumiał.
Ona była spełnieniem snów – piękna i dobra. A on?! On ją odtrącił… Czy nie chciał być szczęśliwy? A może nie chciał „zarazić” jej swoim wszechogarniającym nieszczęściem. Po prostu nie chciał jej ranić, a wiedział, że przy nim ona może tylko cierpieć. A na to nie zasługiwała!
- Kochasz Chase’a? – zapytał zbyt łagodnym jak na siebie tonem.
Sam nie wiedział dlaczego o to pyta?
- Słucham? – Allison nie spodziewała się tego – co Cię to obchodzi?
Nie miała ochoty pozwalać się wykorzystać do jego głupich gierek.
- To nie jest odpowiedź – powiedział natarczywym tonem. Wyczuł jej wahanie i nie zamierzał odpuścić.
- Tak – powiedziała szeptem spuszczając wzrok. Była jednak pewna , że wewnętrzny wykrywacz kłamstw Gregory’ego Housa właśnie poznał prawdę.
- Ależ doktor Cameron, gdzież Twoja osławiona prawdomówność?! – zakpił jakby na potwierdzenie jej myśli.
- Wieloletnie przebywanie w Twoim towarzystwie zdeprawowałoby nawet Matkę Teresę! – próbowała się odgryźć, by ukryć zmieszanie.
Nie czuła się pewnie w jego towarzystwie. Jego obecność i ta dziwna rozmowa powodowała u niej drżenie. Musiała coś zrobić, żeby tylko wyrwać się z tej niezręcznej sytuacji. Gdzie jest Chase? Najlepiej będzie pójść go poszukać i zostawić Housa samego.
- Sprawdzę gdzie jest Robert – wstała i nie patrząc na diagnostę ruszyła w stronę wyjścia.
Greg spojrzał na odchodzącą kobietę z żalem. Nie był tylko pewien dlaczego teraz czuł ten żal. Kiedyś mogła być jego a jednak sam z niej zrezygnował. Nie był też zazdrosny o Chase’a. Tym bardziej teraz, kiedy wiedział, że Allison nie darzy go miłością. Ale czy nadal kochała JEGO?
Na stole leżała błyszcząca, kopertowa torebka. Bez wahania chwycił ją i ruszył w stronę korytarza.
Cameron czekała na windę. Oddychała głęboko próbując się uspokoić po ostatnich kilkunastu minutach.
Niby spotykała Housa prawie każdego dnia, jednak dzisiejsza rozmowa była jakaś inna. Krótka, a jednak przepełniona emocjami. I to nie tylko z jej strony. Gdyby nie była jej świadkiem nie uwierzyłaby, że rozmawiała z sarkastycznym, „mającym wszystkich w dupie” Gregorym Housem.
Dźwięk otwierającej się windy zmusił ją do powrotu do rzeczywistości. Zrobiła trzy kroki, odwróciła się i spojrzała na zasuwające się stalowe drzwi.
W ostatniej chwili drewniana laska powstrzymała windę z Cameron przed podróżą w górę.
House stanął w windzie obok Allison.
- Zapomniałaś…– podał jej torebkę.
Ogarnął go delikatny, kwiatowy zapach jej skóry. Spojrzał na nią i zobaczy błyszczące, szaro-niebieskie oczy.
Przygarnął Cameron do siebie. Pod palcami poczuł aksamitną skórę. Wcale się nie broniła, gdy przywarł do jej ust swoimi wargami.
Ciepły, delikatny pocałunek zamknięty w metalowym „pudle” był jakby nierealny. Jakby oboje znaleźli się gdzieś w innym wymiarze. Gdzie nikt nie może ich dostrzec i zerwać magii tej chwili. W tym jednym momencie Cameron wiedziała, że należał do niej, że coś poczuł.
Winda zatrzymała się i House uwolnił Allison ze swego objęcia.
Wyszedł nie patrząc na nią.
- Nie dość, że go nie kochasz to jeszcze zdradzasz… – Greg rzucił kpiąco przez ramię.
Gdyby nie był sobą, skarciłby się za to co powiedział.
Cameron nie zraniła jego drwina.
Teraz znała już prawdę.
|