Urodziny +18
Ps. pewnie najgorszy fick jaki przeczytacie, więc uprzedzam na samym początku ;)
To był jeden z tych dni. Wcale nie szarych i ponurych, wręcz przeciwnie. Za oknem po raz pierwszy od wielu, wielu dni świeciło słońce. Mimo to coś przygniatało Cuddy, nie pozwalało nieomalże jej oddychać. Cisza, pustka, poczucie beznadziejności. Jedyne co jej o ironio ambitnej pozwoliło wstać dziś z łóżka to schemat, odruch i to, że w pracy zobaczy House'a. Tak House'a. Tak długo chowała ostatnio myśli o nim w zakamarkach głowy, zdławiała je, że wypłynęły tak silne jak chyba nigdy dotąd. Była wściekła na samą siebie, przecież podjęła już nieodwołalną decyzję. Wiedziała, że to czego pragnie jest nieosiągalne.
Odruchowo ubierała spódnice, czuła na skórze jej szorstki materiał. Nagle uświadomiła sobie, że przecież dziś jest ten dzień, dzień jej urodzin. W mgnieniu oka postanowiła, nie idzie do pracy, nie dziś, dziś nie zniesie docinków House'a, życzeń pracowników. Ściągnęła z siebie ubrania i usiadła na łóżko. Zegar na ścianie tykał. Minęły trzy godziny, a ona nadal siedziała. Nagle jej rozmyślania przerwał łomot do drzwi. Nie nie będzie miękka, nie ulegnie, nie otworzy. Usłyszała jak ktoś najprawdopodobniej House ciągnie za klamkę i zdała sobie sprawę, że zostawiła drzwi otwarte. House wtargnął do jej mieszkania, słyszała stukot jego laski. Nie ruszyła się.
- A szefowa, w dzień swoich urodzin się obija. Co robi twój wielki tyłek na łóżku?
- House jestem prawie naga- zaprotestowała bezsilnie.
- Widzę, czekasz na czyjąś wizytę. Nie martw się nie musisz się rozbierać i tak dojrzy desperację w twoich oczach.
Wściekła chwyciła za ubrania i wciągnęła je na siebie. Jej emocje osiągnęły maksimum. Nagle House chwycił ją za rękę. Poczuła jakby lód na rozpalonej do białości skórze. Impulsywnie zadrżała. Jedno dotknięcie i już wiedziała, że się nie powstrzyma nie oprze. W jego oczach nie było widać jak zwykle kpiny i wiedziała, że on wie. Zna ją i rozumie. Nie szukała już odpowiedzi czy to ma sens, nie zastanawiała się jak bardzo będzie cierpieć potem, gdy znów zostanie sama. Wszystko stawało się łatwiejsze, mogła już oddychać bez bólu, bo był on. Pozwoliła, by ściągnął z niej ubrania i wylądowała na miękko na własnym łóżku. Przelotnie mignęła jej myśl czy cena jaką przyjdzie jej zapłacić za chwilę szczęścia nie będzie zbyt wysoka, ale zaraz rozpłynęła się i znikła... Po jej ciele biegały płomienie, cała płonęła. Czuła, że żyje...
|