Pray for love[M]
Prezentuję inną miniaturkę :) Mam nadzieję, że się spodoba :D Tak, wiem, za szybko "kocham", ale tak mi spasowało :P
Pray for love.[M]
- House, lata 80. XX w.! – usłyszał za sobą głos. Tak dobrze mu znany. Odwrócił się i ujrzał JĄ. Jej lekko kręcone włosy kołysały się, opadając na jej smukłe ramiona. Ubrana była w ciemnoniebieską suknię. Popatrzył na nią jak zaczarowany, dopóki nie zauważył, że ona to widzi. Roześmiała się, widząc, jak od razu na jego twarz wypływa kpiący uśmieszek.
- Nie doczytałem do końca ulotki… Jane. – podszedł do niej, jeszcze raz taksując ją wzrokiem. – Łał, widzę, że twój tyłek ma się dobrze. Tak jak Patty i Selma.
- Dziękuję, ty też ładnie wyglądasz. – zripostowała. Diagnosta uśmiechnął się w duchu. Za to właśnie ją kochał. Zaraz… Czy na pewno? Chyba tak, bo to dla niej był na odwyku, jej chciał pokazać, że potrafi być odpowiedzialny… Dla niej się starał. – Czy mogę…
- Jane Fonda? Może zatańczymy? – rozmowę przerwał im jakiś mężczyzna, spoglądając na Cuddy. Właściwie nie patrzył, tylko pożerał ją wzrokiem. House poczuł dziwne ukłucie w sercu. Dyrektorka zmieszana spojrzała na diagnostę. W duchu prosiła, by nieznajomy sobie poszedł. Zdecydowanie bardziej wolała być teraz w towarzystwie House’a. Widziała, jak się stara i chciała z nim porozmawiać.
-Wiesz, wydaję mi się, że Elton John powinien sobie raczej znaleźć partnera. Owocnych poszukiwań. – powiedział złośliwie lekarz. Mężczyzna spojrzał na House’a ze złością i odszedł.
- Czy teraz mogę prosić?
- Tak. – uśmiechnęła się. Gregory przyciągnął ją do siebie i położył ręce na jej talii, a Cuddy oplotła go rękami za szyję. Natychmiast poczuła przyjemne ciepło rozchodzące się po jej ciele, spowodowane jego dotykiem. Tak myślała… Wiedziała, że go kocha. Zawsze, gdy był gdzieś blisko niej tak się czuła.
‘I was young, she was young
we were together like the birds in the sky
watching stars, catching time
holden hands haven't thought for a whole life’
Kołysali się w rytm muzyki, nic nie mówiąc. Rozkoszowali się bliskością. Już dawno tak się nie czuli. House wiedział, że Cuddy to najważniejsza kobieta w jego życiu. Wiedział, że jeszcze trochę i już by go nie było. Straciłby ją. To tak jak z kręcącymi się talerzykami w cyrku. Przez jedną, małą nieuwagę możesz stracić ten najcenniejszy. On spadnie i rozbije się na tysiące małych kawałeczków. Pragnął jej powiedzieć, że jest dla niego ważna.
- Cuddy…
- House… - powiedzieli jednocześnie. Lisa spojrzała w te jego błękitne oczy i uśmiechnęła się lekko.- Ty pierwszy.
- Będąc w Mayfield dużo myślałem… - zaczął. – I… No bo ty jesteś dla mnie ważna. I mógłbym… mógłbym się postarać, żeby było dobrze. Bo wiem, że ja nie mam łatwego charakteru. – powiedział. Jej szaro-zielone oczy patrzyły na niego w skupieniu. Po chwili Lisa uśmiechnęła się promiennie i wtuliła w jego umięśnione ramiona. House uznał to za potwierdzenie. Trwali tak chwilę w uścisku, odkrywając siebie na nowo, gdy diagnosta czule odgarnął jej kosmyk włosów za ucho i namiętnie pocałował. Całowali się gwałtownie, zachłannie, nie mogąc nacieszyć się tą wyczekiwaną chwilą. Po tylu latach przypominali sobie swój smak. W tym momencie nie obchodziło ich to, co się dzieje wokół. Nie zwracali uwagi na to, że niektórzy przyglądali im się z uśmiechem, a Eltona Johna skręcało ze złości. Byli tylko oni. Nareszcie razem. House i Cuddy. Lisa i Gregory.
Stał przy stole z ponczem i uśmiechał się na widok stojącej na parkiecie pary. Cuddy po prostu rozpromieniała. Co chwilę się uśmiechała i przytulała do House’a. On też był inny. Po prostu szczęśliwy. Wilson chyba pierwszy raz widział takiego przyjaciela. Nawet ze Stacy nie zaznał takiego szczęścia. Onkolog zaśmiał się, gdy zobaczył, jak oboje wymykają się z balu. „Będzie się działo.”- pomyślał rozbawiony.
Słońce leniwie wschodziło znad horyzontu. Pierwsze promienie wpadały przez okna śpiącym mieszkańcom, powoli ich budząc. Otworzył oczy i spojrzał na śpiącą, wtuloną w niego drobną postać. Patrząc na nią aż się uśmiechnął. Była do niego tak przytulona, jakby bała się, że mógłby ją zostawić. Niesforny kosmyk włosów delikatnie opadał na jej lekko uśmiechniętą twarz. Odgarnął go i pocałował ją czule w czoło. Przeciągnęła się i otworzyła oczy.
- Mmm… Kiedy się obudziłeś? – uśmiechnęła się, patrząc na niego swoimi szaro-zielonymi oczami.
- Wiesz, trudno spać, jeśli tak chrapiesz. – House uśmiechnął się łobuzersko, za co dostał po głowie poduszką. – Ała! Ty wiesz, że nie wolno bić kalek?
- A ty wiesz, że nie obraża się kobiet? A ciągle to robisz. – udawała złą, chociaż wcale jej to nie wychodziło.
- To ty jesteś kobietą? – zrobił wielkie oczy – No tak, Patty i Selma mówią same za siebie. – uśmiechnął się łobuzersko. Cuddy roześmiała się. „ Za taki poranek mogłabym oddać wszystko.”- pomyślała rozmarzona. Wreszcie była naprawdę szczęśliwa. Wreszcie miała wszystko. Dobrą pracę, ukochanego mężczyznę przy sobie i dziecko… A właśnie! Rachel!
- Muszę iść zobaczyć, jak tam mała. – dźwignęła się na łokciach i już miała wstać, gdy House przytrzymał jej rękę.
- Poczekaj. Ja pójdę. – Cuddy otworzyła usta ze zdziwienia. – No nie bój się. Przecież nic jej nie zrobię.
- Nie byłabym tego pewna. Po tobie można się wszystkiego spodziewać. Jeszcze byś jej coś wstrzyknął na uspokojenie. – zaśmiała się Lisa. Diagnosta tylko przewrócił oczami. Pocałował Cuddy w policzek i wstał.
- Greg… kocham cię. – uśmiechnęła się do niego promiennie. Za ten uśmiech mógłby oddać wszystkie swoje laski. Nawet tę z płomieniami.
- Ja też cię kocham. Tylko nikomu o tym nie mów. Wiesz, reputacja. Byłoby po mnie. – rzekł konspiracyjnym tonem, jednak w jego oczach można było zobaczyć tylko miłość. Lisa uśmiechnęła się. Oczywiście, miała wątpliwości. Kto ich nie ma… Ale jednego była pewna. Przy Housie na pewno nie będzie się nudzić. A przez wszystkie problemy przejdą razem.
|