|
|
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat
:: Zobacz następny temat
|
Wiadomość |
Autor |
|
|
Trzy dni [2/9]
Part 1
Oślepiające światło. Pisk opon. Białe płatki śniegu opadające na ciało leżące na środku ulicy. Krew. Czerwona krew kontrastująca z bielą śniegu zalegającego na ciele kobiety. Coraz więcej śniegu. Zimny wiatr.
I myśli…
- Otwórz oczy, idiotko! Jesteś silna!
- Cholera, jeśli zaraz nie otworzysz oczu to nie jesteśmy ze sobą związane!
- Proszę…
- Chociaż jedną powiekę…
- Teraz!
- Cholera.
- Cuddy, podnieś powiekę.
Ciemność. Wszechogarniająca pustka i poczucie bezsilności. Ból? Jaki ból? Umieranie nie boli. Ono po prostu jest. W jednej chwili twoje życie się kończy. Gaśnie jak zapałka na wietrze. A ty? Ty walczysz. A raczej próbujesz walczyć. Do momentu, kiedy zdajesz sobie sprawę z tego, że ta walka była z góry przegrana. Wtedy… Wtedy poddajesz się ciemności, która pochłania cię coraz bardziej z każdą sekundą, minutą. Strach? Czy wtedy istnieje coś takiego jak strach? Nie. Po prostu umierasz.
***
- House! – krzyk Wilsona zawsze obwieszczał coś złego. Bardzo złego. Mógł oznaczać brak śniadania, którego Jimmy zapomniał. Albo jakiś głupi służbowy wyjazd, na który musiał wyjechać. Albo też zepsucie jego fryzury. W każdym razie – zawsze oznaczał kłopoty.
- Taak? – zapytał, otwierając oczy. Drzemka chyba nie była mu pisana.
- Cuddy. Cuddy… Cuddy… - wyrzucił z siebie onkolog, wpadając do gabinetu House’a.
- Chce się ze mną przespać? Wiem. Już dawno ci to mówiłem.
- House! Ona miała wypadek!
Diagnosta zerwał się na równe nogi w czasie krótszym niż jedno mrugnięcie oczu. Ból nogi. Czy on był teraz ważny?
- Gdzie ona jest? – zapytał, sięgając po swoją kurtkę i ruszając w stronę drzwi.
- House… Ona… Ona nie żyje.
- Nie! – ryk diagnosty potoczył się po prawie całkowicie pustym szpitalu, odbijając się od ścian i docierając nawet do najciemniejszych zakamarków.
Tak, tym razem Wilson przyniósł naprawdę złe wiadomości. Wiadomości, które zmieniały wszystko…
***
Śmierć. Dlaczego uważamy, że ona jest zła? Dlaczego tak bardzo się jej boimy? Ona nie jest zła. Ona nie jest dobra. Po prostu jest. Była. I będzie. Nikt nie ma na nią wpływu. Zmienia los człowieka, bawi się nim. Ale czy nie ma do tego prawa? Przecież jest śmiercią. Czymś, co czeka każdego z nas. Czymś, do czego każde życie dąży. Umieramy już w chwili narodzin. Ten proces trwa czasem tylko minuty, godziny, czasem kilka lat, a innym razem ciągnie się przez długie sto lat. Ale zawsze dobiega końca. Zawsze.
***
Każdego z nas nachodzą czasem takie myśli. Myśli przepełnione bólem, nienawiścią, cierpieniem…
Każdy z nas czasem w taki sposób cierpi. Cierpi duchowo, fizycznie i moralnie…
Każdy z nas ma czasem dość takiego życia. Życia, w którym nie ma znaczenia to, czego chcemy, czego pragniemy, czego oczekujemy…
Każdy z nas ma czasem takie chwile. Chwile, w których przestaje walczyć, w których wyciąga białą flagę…
Każdy z nas ma czasem takie wrażenie. Wrażenie, że jego świat właśnie legł w gruzach, zawalił się pod ciężarem kłopotów i trudności…
Każdy z nas zachowuje się czasem w taki sposób. Sposób jasno mówiący „Jestem idiotą, który właśnie zdał sobie z tego sprawę”…
Każdy, nawet on. On, który stara się odseparować od swojego człowieczeństwa, stara się ukryć wszystko, co może pozwolić komuś go zranić.
On.
Gregory House.
Cierpiący Gregory House.
Ostatnio zmieniony przez Schevo dnia Pon 21:11, 22 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
|
|
_________________
Osoba, która doprowadza mnie do największego szału to ja sama. (J.C.)
Moje [nie]najnowsze dziecko ;) -> Komentarze karmią Wena :D
Huddy w starym stylu -> Wen[ta] jest głodny :D
Wysłany:
Pon 20:59, 22 Gru 2008 |
|
Schevo
Fikopisarz Miesiąca
Dołączył: 22 Gru 2008
Pochwał: 5
Posty: 368
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
Piekne. *.*
Czekam na ciąg dalszy. ;)
|
|
_________________
avatar by Dwukwiat. :*
banner by Aqua_100. :*
Wysłany:
Pon 21:01, 22 Gru 2008 |
|
madzia
Lekarz rodzinny
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 8
Posty: 395
|
Powrót do góry |
|
|
|
mozesz od razu dwojke wstawic? *prosi :*****
|
|
_________________
Ważne, żeby iść. K. Kieślowski
WYZNAJE NIEMODNA WIARE ... WIARE W CZLOWIEKA
Wysłany:
Pon 21:05, 22 Gru 2008 |
|
Karola
Pediatra
Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 2
Posty: 413
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Schevo
Fikopisarz Miesiąca
Dołączył: 22 Gru 2008
Pochwał: 5
Posty: 368
|
Powrót do góry |
|
|
|
Part 2
Oślepiające, białe światło. Jasność, tak jasna, jak tylko możesz sobie to wyobrazić. Krąg postaci w śnieżnobiałych, długich szatach. Jedna z nich występuje na środek. Zbliża się.
Gdzie jestem?, przemknęło jej przez myśl.
- Podejdź do mnie, Liso – odzywa się anielskim głosem.
Cuddy bierze głęboki wdech. A raczej wzięłaby, gdyby mogła. Płuca, które kiedyś wypełniały się powietrzem, teraz jakby zniknęły. Popatrzyła na swoje dłonie. Wyglądały niemalże tak samo, jak kilka godzin temu. Wydawały się być nieco… czystsze? Pozbawione jakichkolwiek śladów zaniedbania, starzenia czy też ran, które powinny na nich być. Żałowała, że nie ma pod ręką lusterka. Chciała wiedzieć, jak wygląda. Chciała zdawać sobie sprawę z obrażeń, które poniosła. Cóż, nie zawsze możesz dostać to, czego chcesz, prawda?
Strach? Czy to on jej towarzyszył? Czy przez niego zwolniła kroku, jakby zastanawiając się nad konsekwencjami działania? Czy to on pożerał ją od środka, udowadniając, że pożegnała się z życiem? Cóż, strach… Tak, on niszczy wiele. Tylko, że to nie on był jej towarzyszem w tej chwili.
- Nie bój się. Chodź… - powiedziała postać, wyciągając w jej stronę dłoń.
Spojrzała na rękę, opanowując chęć wybuchnięcia śmiechem. Zastanawiała się, co by na jej miejscu zrobił House.
House…
No właśnie, House. Pomyśleć, że dzisiaj mieli iść na pierwszą „randkę”, czy jak kto woli spotkanie. Tak, mieli zjeść kolację i zacząć rozmawiać, jak cywilizowani ludzie. Okay, brzmi to nieco zabawnie. Rozmowa z Gregorym Housem… Miała mu powiedzieć o TYM. Miała… Właśnie, teraz kiedy otrzymała to, czego tak bardzo pragnęła, On odebrał jej życie. Sprawiedliwość? Phy.
- Nie boję się – odpowiedziała. – Tylko zastanawiam się, dlaczego zabrał mi życie w momencie, kiedy moje marzenia, chore marzenia, ziściły się. Dlaczego? Cholera, dlaczego?
- On ci to wyjaśni. Nie bój się. Nie złość się. Pan chce cię widzieć. Chodź ze mną… - powiedziała postać, łapiąc ją za rękę.
Odeszli. Razem.
***
Dlaczego dzisiaj? Dlaczego teraz? Dlaczego?
Za kogo ty się uważasz? Cholera, za kogo?
- House!
Nienawidzę cię. Nienawidzę.
- House!
Nigdy w ciebie nie wierzyłem. Ale teraz wiem, że jesteś. I jesteś okrutny, niesprawiedliwy i powalony. Nie chcę w ciebie wierzyć. Nie istniejesz dla mnie.
- House!
Wilson potrząsnął przyjacielem. Wolał do trzy razy. Nie słyszał. Pewnie znów pogrążył się w swoich myślach. Myślach dotyczących Cuddy… A pomyśleć, że ona chciała mu dzisiaj powiedzieć o TYM.
- Czego? – warknął w jego stronę.
Nie chciał, żeby ktoś mu przerywał. Musiał zbluzgać tego pieprzonego Stwórcę – phy, Niszczyciela, który zabrał mu… Nie, który zabrał szpitalowi administratorkę. Nie dopuszczał do siebie uczuć. Nie chciał czuć. Po prostu nie chciał.
- Ktoś chciał się z tobą widzieć.
- Nie widzisz, że jestem zajęty?
- To jest… Ona była przy tym wypadku. To siostra Cuddy…
Podniósł brwi. Nie wiedział, że Cuddy miała siostrę. Wielu rzeczy o niej nie wiedział.
Do gabinetu weszła drobna brunetka. Patrzył na nią, widząc Lisę. Te same rysy twarzy, te same oczy. Cholera, nawet tak samo wyeksponowany biust.
- Elizabeth Cuddy – przedstawiła się, wyciągając w jego kierunku rękę.
***
Weszli do dużego, przestronnego pomieszczenia. Za biurkiem siedział wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna o niesamowicie niebieskich oczach. Wydawały się być niemal bardziej niebieskie od nieba. Miał nieziemskie rysy twarzy, całkowicie idealne i tak niepodobne do tych, które widziała. Czarne, lekko kręcone włosy opadały z gracją na gładkie czoło. Był ubrany w białe spodnie, białą koszulę i białą marynarkę. Więc Bóg wcale nie jest takim starcem, jak go sobie wyobrażamy, pomyślała.
Była nieco speszona. W końcu nie na co dzień staje się przed obliczem samego Stwórcy, prawda?
Zabawne, pomyślała, nigdy nie przypuszczałabym, że po śmierci nadal będę odczuwała strach. Teraz, kiedy stała tu przed Nim nogi trzęsły się jej jak z galarety. Opanowywała ich drżenie, ustanawiając sobie pewien cel. Jeden jedyny cel.
Wrócić do życia.
- Witaj, Liso – powiedział Bóg, wstając i rozkładając ręce w przyjacielskim geście.
Zabawne. Bóg traktujący ją jak przyjaciółkę. Zabawne.
- Przepraszam, nie chciałabym być niegrzeczna, ale uważam, że to nie pora na mnie – odpowiedziała, siląc się na spokój. Jak mogłeś mnie zabić w TAKIM momencie?, dodała w duchu.
- Dlaczego w TAKIM momencie, Liso?
Cholera, zaklęła w myślach.
- Tak, dlaczego? Dlaczego nie pozwoliłeś mi, Boże, cieszyć się tym na co czekałam od tylu lat? Dlaczego wybrałeś najmniej odpowiedni moment?
- Najmniej odpowiedni według ciebie, Liso.
Czuła narastającą złość. Bóg, nie Bóg, ale nie będzie jej mówił, że nie ma racji. Czekała tak długi czas na TO, a teraz On tak po prostu jej to zabiera. Nawet nie mogła powiedzieć o tym House’owi. Zabijać dwa dni przed Gwiazdką… To powinno być zabronione.
- Pozwól mi tam wrócić. Pozwól pożegnać się z życiem tak, jak należy. Pozwól… - powiedziała, siląc się na spokój. Emocje zaczynały brać nad nią górę.
Nie chciała umierać. Kto by chciał? Ale jeśli już mogła wybierać to chciała chociaż pożegnać się z Housem, z Wilsonem, z Elizabeth… Chciała. Ale czy mogła?
- Nikt stąd nie wraca, Liso. Nie mogę uczynić dla ciebie wyjątku – odpowiedział, patrząc na nią przenikliwym wzrokiem. Wydawało jej się, że przeszywa ją na wylot, niczym promień Rentgena.
Czuła łzę spływającą po policzku. House miał rację. Bóg jest okrutny.
- Jestem okrutny? Może… Ale dlaczego miałbym uczynić wyjątek dla ciebie? Dlaczego nie dla matki, która zostawiła trójkę dzieci z ojcem alkoholikiem?
- Dlatego, że jestem w ciąży! A ty odebrałeś mi to na co czekałam od tylu lat!
Zamknęła oczy. Chciała się uspokoić. Głos jej drżał, kiedy mówiła. Zamknęła oczy. Bo przecież nie mogła się całkowicie rozkleić.
- Masz czas do Wigilii. Do północy.
- Dziękuję – wyszeptała.
- Wrócisz w tym samym momencie, w którym odeszłaś. Otworzysz oczy, a nad tobą będzie twoja siostra. Będziesz pamiętać o tym, co tu zobaczyłaś. Ale w dniu Wigilii znowu tu wrócisz, pamiętaj.
Ostatnio zmieniony przez Schevo dnia Pon 21:13, 22 Gru 2008, w całości zmieniany 2 razy
|
|
_________________
Osoba, która doprowadza mnie do największego szału to ja sama. (J.C.)
Moje [nie]najnowsze dziecko ;) -> Komentarze karmią Wena :D
Huddy w starym stylu -> Wen[ta] jest głodny :D
Wysłany:
Pon 21:11, 22 Gru 2008 |
|
Schevo
Fikopisarz Miesiąca
Dołączył: 22 Gru 2008
Pochwał: 5
Posty: 368
|
Powrót do góry |
|
|
|
Jako, że to też już czytałam, stwierdzę: kocham Ciebie i twoje twory!!! :*
;)
|
|
_________________
avatar by Dwukwiat. :*
banner by Aqua_100. :*
Wysłany:
Pon 21:12, 22 Gru 2008 |
|
madzia
Lekarz rodzinny
Dołączył: 19 Gru 2008
Pochwał: 8
Posty: 395
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Schevo
Fikopisarz Miesiąca
Dołączył: 22 Gru 2008
Pochwał: 5
Posty: 368
|
Powrót do góry |
|
|
|
Bardzo dobre rozwiniecie, ciekawy pomysl, brak bledow :*
|
|
_________________
Ważne, żeby iść. K. Kieślowski
WYZNAJE NIEMODNA WIARE ... WIARE W CZLOWIEKA
Wysłany:
Pon 21:58, 22 Gru 2008 |
|
Karola
Pediatra
Dołączył: 20 Gru 2008
Pochwał: 2
Posty: 413
|
Powrót do góry |
|
|
|
ponieważ resztę czytałam na tamtym forum, to tu wypowiedź tylko do połówki najnowszego odcinka ;):
O raju. O rrrrrrrrrrrrrraju........ mój poprzedni komentarz wyraził wszystko, co czułam po przeczytaniu twojego fika - a teraz kolejna część znowu odebrała mi słowa i dała w zamian nieprzemijający zachwyt :przytul:... ale DLACZEGO?! Dlaczego dał jej tak mało czasu?? Tak mało czasu, bo dotknąć Grega, dotykać go teraz, i podczas emerytury, podczas wstawania w nocy do dziecka...... W tym opowiadaniu, Bóg rzeczywiście jest okrutny - to, co mogło być przejawem łaski, też było okrutne. Powrót po to, żeby dowiedzieć się, jak to by smakowało, rozumiejąc, że ma się bardzo, ale to bardzo malo czasu..... część piękna....... piszesz świetnie, :zakochany:....... ale co teraz zrobią oni? I dlaczego to dziecko też musiało umrzeć?
|
|
_________________
"- And so the lion fell in love with the lamb...
- What a stupid lamb.
- What a sick, masochistic lion" - cytat z "Twilight"
Banner by Ewel
:zakochany:
Wysłany:
Pią 19:16, 26 Gru 2008 |
|
amandi
Stażysta
Dołączył: 26 Gru 2008
Pochwał: 1
Posty: 148
|
Powrót do góry |
|
|
|
Wspaniałe opo ;) Nic więcej nie powiem ,bo brak mi słów ...
|
|
_________________ Aby coś docenić trzeba to stracić...
Baner & Avek by Ewel
_________________
Wysłany:
Nie 21:24, 28 Gru 2008 |
|
Arystokratka
Lekarz rodzinny
Dołączył: 28 Gru 2008
Posty: 335
Miasto: Międzyrzec Podl.
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
lizbona
Diabetolog
Dołączył: 21 Gru 2008
Pochwał: 8
Posty: 1682
|
Powrót do góry |
|
|
|
PRZEPIĘKNE :cry: PROSZE O DALSZY CIĄG :mrgreen:
|
|
_________________
Wysłany:
Czw 17:06, 31 Gru 2009 |
|
Mrukasia
Chirurg ogólny
Dołączył: 31 Sie 2009
Pochwał: 24
Posty: 2776
Miasto: Tam gdzie diabeł mówi dobranoc
|
Powrót do góry |
|
|
|
Oh, będzie się działo..a przynajmniej mam taką nadzieje xD
Boskie <3
Suiko kce jeszcze :3
|
|
_________________ Avek od Chancex3. Dziękuję :*
Wysłany:
Czw 18:28, 31 Gru 2009 |
|
Suiko
Stażysta
Dołączył: 04 Gru 2009
Posty: 183
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|
|