Kubkowe rozmowy: gorąca czekolada [M]
A zatem kolejna część kubkowych rozmów ląduje w Hameronku. Nie jakiś szczegóolnie mocny, ale jednak :) Enjoy!

Odc. 4 "Gorąca czekolada"
Biegła. W przód, ciągle w przód. Krok za krokiem. Jeszcze trochę, tylko kawałek. Zdobywała swój własny, prywatny Mount Everest możliwości. Jeszcze tylko pięć minut. Tylko trzy. Dwie. Jedna…
Teraz mogłaby przestać, ale tego nie zrobiła. Czuła, że może biec dalej, że może więcej. Kroki rozbrzmiewały echem w pustym mieszkaniu.
Miała cle; osiągnęła go. Mogła wyznaczyć sobie następny. Zawsze kiedy przekraczała barierę własnych możliwości znów ją stawiała, tylko trochę dalej. Dążyła do doskonałości, wiedząc, że nigdy jej nie osiągnie, bo i tak to będzie za mało.
Pukanie do drzwi.
Oczywiście. Nie wspomniałam, że zawsze coś jej przeszkadzało?
Zeszłą z bieżni, wzięła łyk przygotowanej wcześniej wody i otworzyła drzwi.
– House? – spytała zdumiona. Podobna sytuacja już miała miejsce. Trzymała się nadziei, że to nie dejavu.
– A widzisz tu kogoś innego? – burknął.
Odetchnęła głębiej.
– Czego chcesz?
Mając w pamięci odpowiedź Chase’a, wolał odpowiedzieć wprost.
– Potrzebuję rady.
Uniosła brwi, ale uchyliła drzwi szerzej i wpuściła go do środka.
– Usiądź – powiedziała i przeszła do kuchni. Ustawiła mleko na gazie. Już po chwili niosła do pokoju gorącą czekoladę.
House siedział w fotelu i smętnie wpatrywał się w blat. Czemu teraz przyszedł do niej? Czy nie powinien najpierw pójść do Kutnera, po „tak” (które spodziewał się uzyskać)? W końcu był prawie pewien, że Cameron mu to odradzi. Co on tu właściwie robił?
– O co chodzi? – zapytała podnosząc kubek do ust.
– Czy powinienem się ożenić z pacjentką, która stawia to jako warunek diagnozowania? – nauczony doświadczeniem, wyłożył całą sprawę od razu.
Omal nie zakrztusiła się czekoladą.
– I masz zamiar się zgodzić?
Parsknął zirytowany.
– Czy sądzisz, że gdybym podjął już decyzję nadal bym tu siedział?
Zignorowała go i spojrzała w brązowy napój.
– Czy ona ma rodzinę?
Zrobił zdziwioną minę.
– Nie mam pojęcia.
– A przyjaciół?
– Nie wiem – burknął.
– Czy ktokolwiek do niej przyszedł, odwiedzić ją?
– Chyba nie…
Cameron skinęła głową.
– Więc tak, powinieneś.
Jego światopogląd legł własnie w gruzach.
– Dlaczego? – spytał, starając się, by jego głos nie zdradzał ogromu zdziwienia, jakie właśnie go ogarnęło.
– Ona się boi. Boi się, że zostanie sama na koniec, że kiedy będzie umierać nie znajdzie nikogo, że jej życie będzie do dupy. Ona tylko się tego boi. A ty wiesz, ze twoje życie już takie jest. Nie masz nic do stracenia. A ona cię potrzebuje. Więc tak, powinieneś się zgodzić.
Patrzył na nią uważnie.
– Jak jest między tobą a Chasem? – spytał nagle.
Spojrzała mu prosto w oczy.
– Dobrze. Bez strachu.
Uśmiechnął się półgębkiem.
– Powinnaś sama słuchać własnych rad.
Tym razem to ona się uśmiechnęła.
– Ja ich nie potrzebuję. Ty najwyraźniej tak, skoro tu przyszedłeś.
Jednym ruchem podniósł kubek do ust i wypił czekoladę duszkiem. Wstał i ruszył do drzwi.
– Co zrobisz? – zapytała jeszcze.
Spojrzał na nią przez ramię.
– Wezmę przykład z ciebie. Nie będę słuchał sam siebie i pójdę posłuchać wszystkich wokół.
Zatrzasnął za sobą drzwi.
|