A zatem dotrwaliśmy do ostatniej części ^^. Zobaczymy, czy ktokolwiek z was przeczuwał to, co się stanie :D Dziękuję za wszystkie wasze komentarze i zapraszam na ostatnią już część. Dedykacja dla was wszystkich:
Odc. 5
Ciszę przerwało najpierw głośne, oburzone miaukniecie, potem trzaśnięcie drzwiami, a potem wrzask:
– Junior! Jeśli powiesz cokolwiek, to wsadzę ci w tyłek Szkotkę od kibla! – głos Sophie dobiegał z piętra, tak samo jak tupot stup, pędzących w bliżej nieokreślonym kierunku.
Junior opierał się plecami o drzwi kuchenna, obserwowany przez Grega i Lisę, kompletnie niezaskoczonych i przyzwyczajonych do takich sytuacji. Niemniej byli zainteresowani.
– O czym masz nam nie mówić? – spytał Greg, odkładając na bok gazetę.
Junior już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, kiedy przeleciał przez pół kuchni, po tym jak drzwi otworzyły się gwałtownie. Oczy Sophie ciskały błyskawice.
– Nic nie mów!
Wytknął jej język.
– Chcecie herbaty? – spytała Lisa, tonem niewiniątka.
Oboje spojrzeli na nią jakby spadła z księżyca, po chwili jednak skinęli głowami i na powrót wlepili w siebie oczy.
– A co mi dasz za milczenie?
– Mówiłam ci, jestem niewypłacalna.
– Not o masz problem – ogłosił ze złośliwym uśmiechem. – Serio sądzisz, że za darmo przepuszczę taką okazję?
Spiorunowała go wzrokiem, już obmyślając potworną zemstę.
– No to o co chodzi? – spytał Greg, wyczuwając swoją chwilę.
Junior spojrzał na niego z szerokim uśmiechem. Potem zerknął na siostrę. Podejrzewał, że lada chwila z jej uszu zacznie lecieć para.
– Sophie się całowała! – ogłosił wszem i wobec.
Greg osłupiał, a Lisa parsknęła śmiechem.
– Z kim? – spytał House, mocniej chwytając laskę.
– Z Nigelem z jej zespołu.
Sophie wykonała taki ruch ręką, jakby miała zamiar go udusić.
– Biedny Nigel – wydusiła z siebie Lisa, patrząc na Grega.
House już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, kiedy nagle rozległa się głos Wilsona. Moment to już nie był sen…
*
Rozległ się głos Wilsona:
– House! Wstawaj!
Niemrawo uniósł powieki i rzucił Wilsonowi oskarżycielskie spojrzenie. A był taki ciekawy co zrobi on ze snu. To było lepsze niż kino.
– Spadaj. Ja śpię – poinformował go House zaspanym głosem.
– Nie śpisz – zaprzeczył James. – I właśnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. No bo… Nie sądzisz, że to trochę dziwne? Ciągle tylko śpisz. Już dwa miesiące. W każdej wolnej chwili. Bierzesz coraz mniej przypadków. W ciągu doby przesypiasz jakieś dwadzieścia godzin!
Greg zamrugał.
– Skończyłeś? – spytał i przewrócił się na drugi bok.
Wilson prychnął.
– Jesteś taki sam jak Cuddy. Ona powiedziała to samo.
No, to było akurat interesujące.
– Ale w jakim sensie? – spytał, na powrót obracając się do przyjaciela.
– No, w normalnym. Ty też śpisz, wiec nic nie zauważyłeś, ale ona robi dokładnie to samo co ty i…
Wilsonowi nie dane było dokończyć, bo House zerwał się z kanapy. Wyminął przyjaciela i ruszył korytarzem. Myśli w jego głowie wirowały, uderzały o czaszkę od środka, chciały wydobyć się na zewnątrz, nie czekając na swoją kolej. Było ich tyle, że choć próbował uchwycić przynajmniej jedną, zaraz zostawała zepchnięta dalej, pomiędzy resztę. Nie mógł myśleć świadomie. Pozostawało więc jedynie działać.
I wtedy to się stało.
*
Wydawało jej się, że słyszy głos Wilsona; to on ją obudził. Była pewna. A jednak kiedy otworzyła oczy, definitywnie stwierdziła, że go tam nie ma. Że jest sama w swoim gabinecie.
Westchnęła. Miała ochotę przewrócić się na drugi bok i wrócić do przerwanego snu, ale praca na nią czekała. A szkoda. Była bardzo ciekawa dalszego rozwoju wypadków.
Sięgnęła po zimną już herbatę – od pewnego czasu nie pijała kawy – i wzięła łyk.
Natychmiast tego pożałowała. Poczuła jak wszystko co zjadła tego ranka podchodzi jej do gardła. Dotarła do łazienki w rekordowym czasie.
Kiedy wychodziła wytłumaczyła to zatruciem. To z pewnością była wina tego podejrzanie wyglądającego sera. Zdecydowanie nie powinna była go jeść.
I z pewnością utrwaliłaby się w tym przekonaniu, gdyby nie uczucie nieważkości i ciemność przed oczami na chwilę po ujrzeniu diagnosty wyłaniającego się zza załomu korytarza.
Zemdlała.
*
Bał się. Po raz pierwszy autentycznie się bał. Nie o siebie. O kogoś innego.
Przez głowę przelatywały mu obrazy. Mieszały się ze sobą, kręciły w kółko, przeplatały – wspomnienia ze świata rzeczywistego i senne marzenia. Na to wszystko nakładał się obraz jej leżącej na szpitalnym łóżku. Była blada i chuda. Czemu wcześniej tego nie zauważył? Ach tak. Był zbyt zajęty śnieniem o niej, żeby zaprzątać sobie głowę rzeczywistością. Ale kiedy pochylił się nad nią wtedy, w tym korytarzu, zapach jej perfum obezwładnił go bardziej niż we śnie. Ona w ogóle była bardziej. Bardziej kobieca, bardziej inteligentna, bardziej zabawna, piękniejsza. Po prostu bardziej rzeczywista. Nie, żeby to było dziwne. Ale mimo wszystko to go zaskoczyło. Tak jak to, że nic nie było w stanie odciągnąć go od jej łóżka. Na tyle, że Foreman przytargał tu jego tablicę i pisaki, Cameron podała piłeczkę, a Chase zabrał od Wilsona lunch.
Obrzucił ich spojrzeniem bez wyrazu, kiedy usiedli na krzesłach wokół nieprzytomnej administratorki.
– Diagnozy różnicowe – powiedział po chwili, podnosząc się z własnego krzesła i podchodząc do tablicy. Wybrał czarny marker. W końcu był poważny.
– Anemia? – zaproponował niepewnie Chase.
– Przemęczenie? – zasugerowała Cameron.
– Jakim cudem, skoro ostatnio cały czas spała? – spytał Wilson wchodząc do pomieszczenia z czerwonym kubkiem w ręce. Podał go przyjacielowi. Ten skinął mu głową i wbił wzrok w Cuddy.
– Nawet jeśli to anemia, potrzebujemy zestawu badań. Na razie wiemy tylko, ze zemdlała. Cameron, pobierz krew.
Lekarka zerwała się z krzesła, żeby wypełnić polecenie. Już po chwili wychodziła z kilkoma próbówkami.
– Jeszcze jakieś… – zaczął House, kiedy nagle Lisa się poruszyła i niepewnie otworzyła oczy. Zamrugała. Było bardzo jasno…
– Gdzie jestem? – spytała słabym głosem.
– Nie poznajesz własnego szpitala? – spytał House ze złośliwym uśmieszkiem, natychmiast wracając do dawnego siebie. Do czasu, kiedy przypomniał sobie, ze nie znają powodu utracenia przytomności. To trochę zepsuło mu humor.
Skupiła na nim wzrok. Już po chwili wróciła jej jasność myśli. Przypomniała sobie wszystko. Także to, że na popołudnie miała zaplanowane spotkanie. W związku z tym natychmiast wyraziła swoje oburzenie po tym, jak House powstrzymał ją od wstania z łóżka.
– Ja tu jestem dyrektorem!
– Teraz jesteś pacjentem – upierał się Greg.
– Niemniej mogę wstać z łóżka.
– Nie, dopóki nie wyjaśnimy co ci jest.
– Nic mi nie jest!
– Jakie objawy oprócz mdlenia na środku korytarza?
– Liczy się zarzyganie toalety?
– Raczej tak.
– No więc to wszystko. Już mogę iść? Wy sobie stawiajcie diagnozę, a ja w tym czasie spotkam się z nowym kandydatem na kardiologa.
Mimo wszystko House był nieugięty.
– O nie, zostaniesz tutaj, dopóki nie odkryjemy co ci jest. A co jeśli zemdlejesz w jednym pomieszczeniu sam na sam z jakimś obcym facetem?
– Czy ty coś sugerujesz? – spytała podejrzliwie Cuddy.
– Ależ skąd! – oburzył się. – Ja mam krystalicznie czyste myśli, czego nie można powiedzieć o tobie, ty zła kobieto.
– Jasne. Niemniej ktoś się musi z nim spotkać.
– Wilson pójdzie za ciebie – oświadczył, przypominając sobie o obecności Foremana, Chase’a i Jamesa.
Onkolog przewrócił oczami i otworzył usta, żeby potwierdzić, kiedy Cuddy mu przerwała.
– Chase pójdzie.
Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni.
– Czemu ja? – spytał zdumiony blondyn.
– Może koleś lubi blondynki? – zastanawiał się głośno House.
– Jest Australijczykiem, a poza tym Wilson musi tu zostać, żeby Cię pilnować House – powiedział Cuddy.
– Ni ufasz mi? – spytał chytrze diagnosta.
– To chyba było pytanie retoryczne – prychnęła Lisa. – Na co czekasz Chase? Za pięć minut w moim gabinecie – dodała po chwili surowo.
Blondyn obrzucił ich wszystkich spojrzeniem zbitego psa, po czym opuścił pomieszczenie.
House upił łyk herbaty. Poczuł na sobie przewiercające spojrzenie Cuddy. Obrócił się do niej plecami, a przodem do tablicy.
– Jeszcze jakieś pomysły? – rzucił.
– Ciąża – wypalił Foreman. – Wymioty i mdlenie. Pasuje.
I House i Cuddy spojrzeli na niego jak na idiotę.
– Niemożliwe – powiedziała Lisa.
– A może jednak? – spytał neurolog.
– Chyba, że to niepokalane poczęcie – prychnęła.
Wilson spojrzał najpierw na nią, potem na House’a.
– Prezerwatywy czasem zawodzą…
– Nie załapałeś aluzji? Nie ma takiej opcji, bo z nikim nie spałam od… Od dłuższego czasu – żachnęła się Cuddy.
– Ale przecież spałaś! – wykrzyknął onkolog.
– Lepiej ode mnie wiesz czy z kimś spałam? – zainteresowała się Cuddy unosząc brwi.
House przyglądał się całej scenie z boku. Nie miał zamiaru się wtrącać. Przecież Cuddy doskonale sobie poradzi z wyjaśnieniem tym idiotom, że to niemożliwe. Prawda?
– Przecież wszyscy wiedzą, że sypiasz z House’m, biorąc pod uwagę to, że pół szpitala to widziało – oświadczył Wilson pewnym głosem.
Szczęki Cuddy i House’a z głośnym łoskotem wylądowały gdzieś w okolicach podłogi.
– Ee… Wilson, gwarantuję ci, że gdyby coś takiego się wydarzyło, to oboje byśmy to doskonale pamiętali – Greg złamał postanowienie o nie wtrącaniu się.
– Masz gorączkę? – zainteresowała się administratorka, wbijając spojrzenie w onkologa.
James patrzył na nich zdezorientowany.
– Przecież sam widziałem – wydusił z siebie.
– Ja też – dodał Foreman, patrząc na nich podejrzliwie. – No dalej, możecie się przyznać, i tak wiemy.
Cuddy i House spojrzeli na siebie.
– Odnoszę wrażenie, że twój personel ćpa – Greg zwrócił się do Lisy.
– Mylisz się. To nie wrażenie. Tak po prostu jest.
– Ja nie ćpam! – obruszył się Wilson.
– Jimmy, nie obraź się, ale my naprawdę ze sobą nie spaliśmy…
– Skoro tak, to zróbmy USG – zaproponował Foreman. – Jeśli się okaże, że mam rację, nie będziecie mogli zaprzeczać.
– Zgoda – powiedzieli jednocześnie.
Oboje uważali że to bzdura. Co czasu, kiedy zobaczyli płód na ekranie, a Cameron wpadła do środka, akurat na czas, żeby potwierdzić tą rewelację wynikami testów krwi.
– Ale… jak to się stało? – spytała zaszokowana Cuddy.
– Opowiedzieć ci o pszczółkach? – odpowiedział całkiem automatycznie House, cały czas ponuro gapiąc się w monitor.
Puściła to mimo uszu.
– Czyli albo rzeczywiście niepokalana poczęcie, albo pigułka gwałtu – mruknęła pod nosem. Jak się okazuje nie dość cicho, bo odezwał się Foreman.
– Albo seks w sali konferencyjnej ze swoim podwładnym.
House i Cuddy wbili w niego wzrok.
– Może mi ktoś w końcu wyjaśnię o co tu chodzi? – warknął zirytowany diagnosta.
– Przeleciałeś własną szefową i nic nie pamiętasz? – wyszczerzył się Foreman.
– Ja dalej tu jestem. I dalej jestem również twoją szefową – przypomniała mu chłodno Lisa.
Natychmiast umilkł.
– Pamiętacie ten dzień kiedy kazałem wam przyjść do sali konferencyjnej, a później tłumaczyłem się, że mi coś wypadło? Nic mi nie wypadło. Ale kiedy otworzyłem drzwi wy byliście trochę zajęci… a oprócz mnie zobaczyli to wszyscy, którzy byli wtedy na korytarzu.
Oboje gapili się na niego, jakby spadł z księżyca.
– Co? – wyksztusiła z siebie Cuddy.
– Ale… Ja wtedy zasnąłem – powiedział niepewnie Greg.
Lisa spojrzała na niego zaskoczona.
– Ja też spałam…
Wilson i Foreman patrzyli na nich z niedowierzaniem.
– Seks podczas snu? – spytał zdumiony neurolog.
– My chyba… lunatykowaliśmy – powiedział powoli House, przypominając sobie jedną ze swoich pacjentek z przychodni. Kobieta przyszła do niego najpierw z malinką a potem z obtarciami w dole pleców, twierdząc, że od roku nie uprawiał seksu. Okazało się, że jej były mąż mieszkał tuż pod nią i lunatykując sypiała z nim. Wszystko wskazywało na to, że to podobny przypadek. Tyle że tym razem lunatykowali oboje. Nagle na jego wargach pojawił się uśmiech. – To przejdzie, jeśli naprawdę zaczniemy ze sobą sypiać. No wiesz… W świecie rzeczywistym.
Rzuciła mu mordercze spojrzenie.
– Oj daj spokój, przecież wiem, że nie masz nic przeciwko – dodał.
Nawet nie zauważyli, że Wilson, Foreman i Cameron wycofali się z pomieszczenia dyskutując o zasłyszanych własnie rewelacjach.
– Nie pochlebiaj sobie – prychnęła.
Przewrócił oczami. Nagle coś przyszło mu do głowy.
– Czy twoja siostra ma na imię Stella?
Spojrzała na niego zdumiona.
– Skąd wiesz?
– Bo.. Mi się śniła. A jej córka to Mary?
Cuddy nie mogła w to uwierzyć. Czyżby śnili o tym samym…?
– A co myślisz o Juniorze? – spytała ostrożnie.
– Myślę, że jest godnym przeciwnikiem dla Sophie – powiedział z równie wielkim namysłem.
– A co zrobiłbyś Nigelowi? – zainteresowała się.
House uśmiechnął się, trochę złośliwie.
– Może przekonamy się za piętnaście lat?
Zaśmiała się.
– Może.
Po chwili coś przyszło jej do głowy.
– Wyjaśnij mi, co rozumiesz pod słowem magia – poprosiła po chwili.
Greg wbił w nią spojrzenie swoich niebieskich oczu. Przypomniał jej się pierwszy sen. Ze wszystkimi szczegółami.
– Nie rozumiem. Nie rozumiem tej magii. Ale chyba jest dobra – powiedział.
– Chyba tak – przyznała. – Myślisz, że będzie dobra do końca życia?
– Myślę, że będzie dobra do końca świata.
Nagle cos wpadło mu do głowy.
– Masz oczy jak gwiazdy.
Jej oczy naprawdę zabłysły.
– A ty jak księżyce – powtórzyła „senną” kwestię.
Siedzieli tam, szczerząc się do siebie jak głupi. Czemu? Bo byli szczęśliwi; tak po prostu. Jak w bajce.
Już nigdy nie mieli snów. Nie potrzebowali ich. Teraz sny stawały się prawdą.
KONIEC
|